Od dziecinstwa posiadalem niewielka oponke, ktora co jakis czas mnie denerwuje. Oponka owa wziela sie z braku ruchu, bo jadlem zawsze umiarkowanie. Jakies dwa lata temu postanowilem cos z nia zrobic i pobiegalem sobie relaksacyjnie pare tygodni. Pozniej troche odpuscilem i dziewczyna zaczela naciskac, zebym nie przestawal, co w zwiazku z moja wrodzona przekora spowodowalo absolutny koniec biegania.
Niedawno znowu mnie wzielo za bieganie i kupilem sobie uzywany pulsometr jako mobilizator. Biegam z izotonikiem w lapce, bo dobrze pamietam, jak duzo mi on dawal kiedy organizm dopiero zapoznawal sie z wysilkiem i po pieciu minutach truchtu mialem pustynie w ustach. Dla biegajacych dluzej bedzie to smieszne, ale na poczatku schodzilo mi 0.5L izotonika na 2km truchtu. Teraz zszedlem do jakichs 150ml na 4.5km. Oczywiscie podczas biegu sluchawki w uszach. Na trase dojezdzam samochodem

Biegam 5x w tygodniu po okolo 4.5km i musze powiedziec, ze najwieksza frajde (poza samopoczuciem po biegu) daje mi zabawa statystykami z pulsometru. Czasy, wykresy, kolorowe zakresy HR - frajde mam jak przedszkolak z kolejka elektryczna. Jesli wiec pulsometr, MP3 player i butelka izotonika w dloni sa komus potrzebne jako mobilizator, to polecam - w niektorych przypadkach to dziala. Ja dzieki tym zabawkom potrafilem sie wyciagnac na bieganie przy -2st. C.