Kochani- mam pytanka dwa:
1. Jako superpoczątkujący i dość ciężki (91,4 kg) biegam od dwóch dni codziennie marszobiegi. Czy zdecydowanie mam to robić każdego dnia czy jakieś przerwy (wolę codziennie), bo zaczyna boleć mnie śródstopie prawej stopy. Może być kontuzja...
2. Czy używacie pulsometrów?
Uff, przebrnałem przez cały wątek...
A teraz wklejam swoje posty z innego tematu bo tutaj bardziej pasują.
To już ostatni dzwonek... Później może mi sie nie chcieć. Miesiąc temu ważyłem ponad 120kg. No i zaczęła sie dieta. Jest juz 10kg mniej. Od kilku dni zastanawiałem sie nad jakąś aktywnością fizyczną, az tu nagle wpadła mi w ręce Wyborcza. Artykuł przeczytałem, przesłanie Pacewicza kilka razy i postanowiłem, od poniedziałku ruszam tyłek. Tym bardziej, że w tym króciutkim teście zdobyłem 1 (słownie: JEDEN) punkt. Żenada, imitacja faceta... Budzik nastawiłem na 5. Zadzwonił na szczęcie. Znacie to uczucie początkującego nad ranem, automatycznie przesunąłem budzik o 2godziny do przodu i leżę. Sumienie zaczyna mnie żreć; w końcu dzisiaj rano miałem zacząć. Nic. Pobiegam popołudniu. Leżę dalej. Sumienie dobija sie do moich myśli. Leżę. 5:06. Leżę. Gdyby sumienie miało ręce to by mnie z łóżka zwlekło. Leżę i myślę. 5:08. w końcu wstaję... Szybka toaletka. Ubranko, stoperek... Dzisiaj mój pierwszy trening... Piękna pogoda... Troche zimno... Poniedziałek, wiadomo po weekendzie człowiek rozleniwiony... Szybki spacer do obranego wcześniej miejsca treningu, żeby tylko zawału nie dostać bo w wieku 27 lat to byłby wstyd. Próbuję sobie przypomnieć ostatnią aktywność fizyczną (poza seksem bo jego też w to wliczam - ciekawe co na to moja żona???), Boże, przecież coś takiego było jakieś 8 lat temu, przed maturą. Odbijają się lata lezakowania, unikania jak ognia WF i innych takich. A papierosy to już czuję jak uszami wychodzą... Ech, mam nadzieję że dzięki biegom (to co robie teraz trudno tak jeszcze nazwać) rzucę i to draństwo. Dochodzę do tego asfaltowego placyku i szok na całym palcyku porozbijane butelki - widać ktoś bardzo nie chce żebym zaczął Robię sobie troche miejsca, wszak szkoda stóp... Dobra, tyle miejsca wystarczy. Przypominam sobie rozpiskę z Wyborczej na Istopień. 6 razy 1min biegu z 4 minutowymi przerwami w marszu. ok, próbujemy. Po pierwszych krokach wiem, ze ta mieszanina nibyasfaltu pod nogami nie jest zbyt wygodnym miejscem treningu. no i to szkło, fuj. Koduję w pamięci aby poszukać innego miejsca. Maszeruję - 2minutu, 3, 4. Czas na ten bieg. Ja piernicze, co to będzie??? Nic, zgodnie z radami zaczynam w tempie, które według mnie powinienem przez minutę wytrzymać. Taki szybki trucht. Po 30sek zerkam na stoper, chcę już maszerować, ale nie zapieram się i kończę rundke obranym tempem. Mój upór przypłacam cholernie ogromniastą kolką. O ja pierniczę, jak tu z tym bólem maszerowac??? Nic, próbuje jakoś... Kolka mija po 3,5minuty... Ledwo mineła a tutaj kolejna minuta truchtu... Znowu kolka... Ale ta mija po już po trzech minutach... Nie wiem, może tempo zmniejszyłem, nie miałem siły aby to przeanalizować. I tak już za każdym kolejnym razem. Przy szóstej próbie po biegu nie odczuwam już kolki. Cuda czy co???
Powrót do domu. Nie moge uwierzyć,że po takim wysiłku - uwierzcie to dla mnie graniczy ze zdobyciem Mt Everestu- można być szcześliwym. JA JESTEM!!! A nicc nie brałem Kilka łyków wody, prysznic i do pracy.
Dzisiaj boli mnie wszystko - uda, podudzia, kolana, kostki, plecy a nawet pośladki. Jutro mój kolejny trening. Zwiekszenie biegu do dwóch minut z ograniczeniem marszu do 3min. Ciekawe jak będzie. I szczerze, nie moge sie doczekać. Nawet ten ból mnie nie zniecheca. Obym tylko wytrwał... Mam nowe marzenie - chciałbym kiedyś zaliczyć chociaż maleńki półmaraton. We will see. I jeszce raz, obym wytrwał... Piękna rzecz to bieganie, serio.
To było z poniedziałku i wtorku
Dzisiaj kolejny trening rano. Już lepiej z pbudka i tak nie marudze przy wstawaniu. Myślałem żemy powtórzyć przez pierwszy tydzień poniedziałkowy terning, ale nie. Pobiegłem tak jak w planie 6x2min biegu (truchtu!) z 3min marszem. Nie było tak źle. Kolka jeszcze atakuje ale mniej, zmniejszyłem tempo. Mam problemy z właściwym oddychaniem podczas biegu. Ta waga jednak troche za duża ale spada. Dieta rewelacyjna, wiec nie ma co narzekać. Kolejny trening w sobote, choć zastanawiam sie czy nie zrobic go wieczorem w piatek. Jescze raz wielkie dzieki za wsparcie. mieśnie bola mniej. Zobaczymy jak jutro będę się czuł. jesteście wspaniali...
Rozsądek mówi jedno, a serce drugie Niewątpliwie masz rację, Herflick. Ale powiem Ci z czym mam problem. Z głową! Będę sobie wyrzucał, że obijam się, odpuszczam, nie dość się staram i w ogóle jestem cienkim Bolkiem. Jak już się zdecydowałem, to chciałbym przeć do przodu i oglądać efekty jak najszybciej. wiem, że tak myślą jedynie nieopierzeni nowicjusze...ale właśnie nim jestem!
Masz rację i zastosuję się do Twojej rady, bo mądrością jest słuchać mądrzejszego
Zatem wyjdę na trening dopiero pojutrze. Do tego czasu dobijam się rowerkiem stacjonarnym. Pozdrówka
Witam wszystkich nowych kolegów!!!
No to Panowie do roboty
na początek dobre buty i dużżżżżżżżżżżżżżżżżo chęci.
i wpadnijcie tu czasem i opowiedzcie o waszej przygodzie z bieganiem.
Na stronie głównej polecam cały wątek zacznij biegać,dalej dieta,plany treningowe.
trzymam za was! Grono grubasów niech sie kurczy i niech moc będzie z wami.
poczatki były żałosne, za pierwszym razem przebiegłem ledwo 4 minuty, ale juz widac postepy, robie na poczatek plan 10 tygodniowy, narazie dieta + bieganie i spadło 7 kilo, biegam sobie rano przed robota i o dziwo w ciagu dnia nie czuje zmeczenia, jeszcze jakies 23 kilo i waga bedzie idealna tak wiec do boju i sie nie poddawac,
narazie spokojne treningi bez forsowania sie, zalezy mi na poprawie kondycji, niedawno po wejsciu na drugie pietro sapałem i nie miałem czym oddychac, to juz byl ostatni dzwonek przed skanapowieniem sie doszczetnym, jak zrobi sie troche cieplej to zaczne sobie dla rekreacji jezdzic na rowerku, do bieganie staram sie podchodzic racjonalnie i nie chce nabawic sie kontuzji
Jestem nowa, toteż postanowiłam, że napiszę. Jestem grubasem (choć bardzo się przed sobą staram nie przyznawać do tego ). 73 kilo wagi przy wzroście 169 to jednak duuuuuużo.
No i piszę bo postanowiłam biegać! Zaczynam od przyszłego tygodnia Dlaczego nie teraz - bo zauważyłam, że nie mam ŻADNYCH butów, które by do biegania się nadawały
Poza tym przyznam, że zawsze u mnie działa, jak się tak przez tydzień 'ponastawiam' na coś Także czekam na finanse i pędzę kupić buty.
W sumie to chciałam się tylko przywitać Trzymajcie kciuki!