Nagor pisze:na pewnym poziomie chodzi już tylko o to, kto wytrzyma więcej w treningu. Kto jest większym "koniem", ma mocniejsze stawy, mięśnie, zrobi więcej i mocniej niż przeciwnicy..
I - może przede wszystkim - kto ma mocniejszą ... głowę.
Wbrew pozorom, ograniczenia ze strony psychiki, na pewnym poziomie, też mogą być ogromne i stanowić poważną barierę.
Pytanie - nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa ?
Zdecydowanie trener jest podrzedny w relacji z zawodnikiem , jesli pod uwage wziac pragmatyke . A to , ze czesto zmusza do do katorzniczego treningu , wyzywa od skurwysynow i chujow ( Wagner ) , sluzy glownie dokopaniu sie do ukrytych rezerw emocjonalno energetycznych .
Moj pierwszy trener mial wybitny talent do wydobywania rezerw ale mialem duzo szczescia , ze nie prowadzil mnie nazbyt dlugo ( po jego sesjach tempowych mialem takie spustoszenia w psychice , ze przez kolejne 2-3 lata robilem glownie objetosc i sile ) .
O co mi chodzi ?
Czlowiek ma po to mozg i pewien iloraz inteligencji , zeby dostosowac do swoich prywatnych potrzeb pewne plany .
Plan Paskala stosowalem lamiac 2:30 i szykujac forme na 2:14- 2:15 ( przysiegam , ze bylem w takieuj formie ) . Roznica polegala w inteligentnym zrozumieniu koncepcji i akcentow . Rzecz jasna , ze nie stosowalem sie idealnie do wskazan ale stopniowo wdrazalem zawarte tam zalozenia .
To byl plan dla kogos biegajacego maraton bodajze na 2:11-2:13 i za kazdym razem bardzo mi sluzyl , bardziej niz plan mojego trenera ala Zaremba .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Nie, no jasne, że psychika to ważna sprawa. Mało kto jest w stanie wytrzymac takie katowanie się. Mnie obozy sportowe doprowadzają na skraj załamania nerwowego: tylko leżenie, katowanie, z nikim się nie pogada, do tego smród porozwieszanych przepoconych ciuchów. Posiłki o stałej porze, treningi o stałej porze, czasem ciuchy nie wyschną, więc idzie się w w mokrych, zimą po ciemku, w grupie sapiących i cisnących tempo milczków, słychac tylko sapanie i skrzypienie butów. Do tego treningi na zmęczeniu, które sprawia, że krótkie rozbieganie to męka. Od leżenia wkrótce bolą wszystkie kości, ja po 3 dniach jestem tak wyspany, że nie mogę spac ani w dzień, ani w nocy, do tego to zmęczenie, podwyższone tętno wieczorem, koszmar. 300 dni obozowych w roku może wytrzymac tylko albo ktoś o wyjątkowej odporności psychicznej, kto umie się "wyłączyc" albo totalny prymityw, który nie myśli i jest mu wszystko jedno, co robi.
Przez pierwsze lata obozów musiałem raz w tygodniu isc na kilka piw, żeby odbudowac się psychicznie i wytrzymac obóz do końca. Potem zmieniłem taktykę, zapisałem się do biblioteki w Szklarskiej i dnie spędzałem z książką, przerywając czytanie treningami.
Ja podziwiam Kenijczyków, jak czytam, że oni miesiącami nic nie robią, tylko leżą w łóżku, jedzą i 3 razy dziennie biegają. To jak "Matrix". Normalny człowiek po miesiącu takiego życia dostanie pierdolca. To jest ta ciemna strona sportu, o której mało kto wie.
Pamiętam, jak przyjechałam na pierwszy obóz z Jakubowskim. Miałam mieszkać z Kamilą G., która już była od jakiegoś czasu w Szklarskiej. Weszłam do pokoju - a ona w łóżku - myślę - chora, czy co? Po kilku dniach sama "zalegałam" ...
Ale wracając jeszcze do psychiki - widziałam, w jakim stanie, właśnie Kama, kończyła ciężkie treningi. I nie tylko ona. Cóż, ja - szczerze mówiąc - aż tak bym nie mogła ...
Nie mówiąc o tym, że zmęczenie na "tempie" potrafiłam sobie wizualizować na dwa dni przed treningiem ...
Wpadlem na podobny system . Malo - nie potrzebowalem obozow .
Funkcje lezenia zastapilo nieruchome siedzenie i intensywne wkuwanie .
Postanowilem w krotkim czasie maksymalnie udoskonalic angielski bo maksymalnie intensywny wysilek umyslowy bardzo poprawial moja regeneracje .
Rzecz jasna ucinalem sobie popoludniowe drzemki , medytowalem przy muzyce elektronicznej itp. , czytalem pasjonujace ksiazki i wiele tlumaczylem na potrzeby pewnego tygodnika Po prostu stosowalem wszystkie tricki by stworzyc sobie mazliwe najlepsze urozmaicenie . Nie do osiagniecia w warunkach obozowych . Nie ma jak Puszcza Kampinoszczanska !
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Ja jestem chyba stworzony do atmosfery obozwoej.
Trening i odpoczynek, nic innego nie zaprzata ci glowy, odcinasz sie od codziennych spraw.
Tylko najlepiej zeby co 2tyg zmienialo sie towarzystwo, albo zeby byly 3-4 calkowice samemu na zajecie sie wlasnymi sparwami
FREDZIO pisze:OBLA (czyli ~4 mmol) na poziomie 60-70% vo2max to jakaś abstrakcja.
Gdybym ja to napisał to spadłaby na mnie lawina krytyki.
Nie Tomasz, to zależy od kontekstu.
Rożnica z Danielsem jest taka, ze to jest praktykujący trener fizjolog a Prof Ronikier to naukowiec który z zawodnikami miał doczynienia pewnie ładnych parę lat temu.