
Pamiętam jak w Grudniu 2000 czytałem trylogię Tolkiena. Tak mnie wciągneła że czytalem to wszędzie nawet w autobusie jadąc na uczelnię czy w drodze na trening.
W którąś grudniową niedzielę biegłem jak zwykle długie rozbieganie 25KM. Dookoła mnie las, wszędzie leżał śnieg, temperatura poniżej zera a przyroda wyglądała baaardzo surowo. Po godzinie biegu (gdy już mi spadł poziom cukru:) zacząłem sobie wyobrażać że jestem powiernikiem pierścienia i mam do wypełnienie bardzo ważną misję. Muszę dostarczyć pierścień w określone miejsce



Jestem ciekaw jakie wy miewaliście przemyślenia (schizy) podczas tak długich biegów.
Pozdrawiam hej!