Swoją wiedzą czerpię ze swoich skromnych doświadczeń (chyba jak każdy). Z postów Ryszarda, Decka i innych (w archuwim wszystko jest) z "Fizjologicznych Podstaw Wysiłku Fportowego" pod red. Jana Gróskiego. Również książki Jurka Skarżyńskiego nie są mi obce. Serwis bieganie.pl głównie dział -trening- przeczytałem, i to nie raz...
Ja się nie upieram przy tym, że mam rację. Naprawdę.
Tylko nie będę ślepo wierzył na przykład w kalkulator tylko dlatego, bo stworzył go Daniels. Bartosz wziął się za lekturę i sam stwierdził, że chodzi o cały system a kalkulator jest jego elementem, nie zaś istotą.
Marcinie przecież ja nie doradzam jak biegać maratonu w 2:10. Jak biegać dychę w 27`. Doradzam właśnie człapakom takim jak ja. Fizjologia z kolei obowiązuje wszystkich, i Haile i mnie

Jeśli popełniam błędy rzeczowe to jaki problem je wykazać?
Ja nie wymyślam nic sam. To nie jest tak, że dumam przed snem i przychodzą mi wnioski, że wb1 i wb2 jest bardzo ważne. Pisał o tym Deck, Ryszard i wielu innych. Pisał o tym Skarżyński. Można dostrzec to w treningach Rosy i Canovy, że przemiany tłuszczowe są niezmiernie istotnym elemenem w maratonie.
W "Fizjologii..." pod red. Górskiego analizując przemiany energetyczne również dochodzi się do takich wniosków.
Właśnie dlatego mnie dziwi to, że kwestionujesz to wszystko. To jest wiadome, że w treningu średniaka problem usprawniania czerpania energii z tłuszczu będzie pomijany bo zachodzą inne procesy eneretyczne. Ale nigdy się nie zgodzię z tym, że dla maratończyka jest to kwestia poboczna.
Referencje nie świadczą o człowieku Marcinie.
Ja tylko chciałem uzsyakać senswoną i konstruktywną krytykę. Spójrz na Decka. Przecież on mi tysiące razy pisał "nie", "mylisz się". Jednak zawsze swoje słowa uzasadniał - często dzięki niemu zmieniałem swoje zdanie i rozumiałem więcej.
Teraz nagle jestem bee bo krytykuję kalkulatory i jestem bee bo toczę spór o to, że jednak wb1 jest ważne i trzeba o tym mówić. Nazwałem Danielsa ignorantem - o czach Adama jestem bezmyślny i mam płyką wyobraźnię. Źle powiedziałem - metoda oparta na bezemocjonalnym słuchaniu kalkulatora Danielsa jest przejawem ignoranctwa.
Nie wiem jak żadłosne trzeba mieć życie żeby spądzać cały dzień przed komputerem (narażasz się informatykom

). Ja mam życie bardzo radosne. Przed komputerem nie spędzam dużo czasu - on po prostu jest włączony cały dzień (ew. od czasu kiedy wracam ze szkoły), od czasu do czasu daję "odśwież" na stronie i tyle
Moją miłość mam już od dawna i jestem bardzo szczęśliwy. Na piwo nie chodzę bo nie lubię alkoholu. Z życia czerpię ogom radości i szczęścia
Niby dlaczego nie miałbym Ci tego powtóżyć oko w oko? Też bym Ci powiedział, że brakuje Ci argumentów i zacząłęś się chalić

Poważnie. Bo ja nie uważam, że to coś złego.
Krytykujemy poglądy, nie ludzi. A to są dwie różne kwestie.
No ale może sobie schlebiasz, że bałbym się
W życiu prywatnym często mówię "nie". Jednym się to podoba innym nie.
Ale posłuchaj - gdyby Twój kumpel był innego wyznania niż Ty, to przestałbyś go szanować?
Domniemam, że nie. Ty byś myślał, że on sie myli - on by myślał, że Ty się mylisz. Ale raczej nie byłoby słownej wojny.
Tak więc źle odnosisz wrażenie co do mojej osoby. Etykietki są złe - pamiętaj
Bartoszu - no właśnie ja o tym mówię. Nie ma sensu bawić sie kalkulatorem jeśli się nie zna całego syetmu. Adam uważa, że to ma sens. Ktoś podał trzy liczby a Adam na to "tak, to ma sens". Ja mówię, że nie ma sensu. Dlaczego? Bo to tylko element, nie istota. Krytykuję trening oparty na
samym tylko kalkulaotrze. Sam widzisz, że sens wyłania się
dopiero po konfrontacji tego z Danielsem.