Biegam od niedawna. We wtorek zaczne tydzien 4' bieg - 2.5' marsz.
Ostatnie dwa biegi byly istnym pieklem. Nie chodzi o wydolnosc, bo spokojnie moglbym biec kilkanascie minut bez wiekszego wysilku i czuje duzy zapas.
Natomiast doskwiera mi uporczywy bol w miesniu piszczelowym przednim (przynajmniej tak mi sie wydaje). Podczas biegu jest on lzejszy i polaczony jest z pieczeniem. W momencie przejscia do marszu momentalnie czuje palenie w miesniach i troche "dziwnie" sie chodzi (jakby niedowlad).
Przed i po bieganiu sie rozciagam. Trenuje co drugi dzien. Jestem szczuplej budowy, wiec nie obciazam miesni nadmiernie

Obuwie mam odpowiednio dobrane (w zasadzie mam neutralna pronacje).
Teren w ktorym biegam jest delikatnie pagorkowaty i zauwazylem, ze podczas zbiegania nie czuje pieczenia, w przeciwienstwie do podbiegania kiedy czasem mam wrazenie ze sie zaraz potkne.
Wczesniej zdazalo mi sie ze mialem zakwasy w tym miesniu, jako ze bardzo duzo chodze, a moja postawa jest pochylona do przodu, poniewaz lubie chodzic szybko

Czy moj problem to kwestia zlej techniki? Czy jest to naturalne?
Co robic?
Poradzcie prosze.
Dzieki.