Biegam niereguralnie 1-2 razy w tygodniu od 4 lat.
Po trzymiesięcznej przerwie za biurkiem znowu wracam do biegania.
Biegam od 3 tygodni i od 3 tygodni nie potrafię poradzić sobie z bólem łydek który występuje szczególnie na początku biegu. Czasem mam wrażenie że w ogóle nie przebiegnę 2 pierwszych km. Ale gdy czasem uda mi się porządnie rozgrzać jestem w stanie przebiec 10 km (na stadionie z bieżnią) w 45 minut (zrobiłem to 4 dni temu) Dziś znów doczłapałem ledwo cztery km...
Nie jest to problem kondycji - rozgrzany mam czasem (bardzo rzadko) wrażenie że mółbym biec z 30 kilometrów. Rozgrzewkę robię po lekkim rozbieganiu. Trwa ona 15-20 minut. Denerwuje mnie to że formę (płuca, serce itp) mam cały czas wysoką, jednak mięśnie nóg często jakby nie wyrabiają. (nawet się porządnie nie pocę) Innym razem nie mam najmniejszych problemów z biegiem.
Za 3 tygodnie chcę startować w Poznańskim maratonie. Jak najlepiej trenować, żeby przygotować formę? Czy biegać po 15 km i potem siedzieć 3 dni w domu czy może lepiej robić lekkie przebieżki codziennie? Proszę tylko o nieodradzanie mi startu gdyż takiego rozwiązanie po prostu nie przyjmę
