Cyklista ze mnie kiepskawy, więc z założenia miała być spora strata na rowerach i nadrabianie na etapie pierwszym. A tu nie było żle - skończyliśmy pierwszy etap na 17 miejscu, ze stratą czterdzieści parę minut, do dziewiątego timu chyba szesnaście. No więc szybka zmiana ciuchów, szybkie papu, bardzo szybki rzut oka na mapę. Tylko popatrzyłem, w którą strone, i dawaj! Psycha strasznie urosła, zaczęło się liczenie, że jak jedzonko się strawi, to zaczniemy trochę biegać, zrobimy ten etap w osiem godzin i juz nawet o drugiej nad ranem możemy siadac na rowery...
Nie było sędziego ani lampionu? OK, mógł byc punkt bez obsady, a perforator skrojony przez tubylców. Spisany kod i gdzie dalej? Odwracam mapę i widzę: punkt, na który prowadzi linia to 15, a obok jest 9...
![:wrr:](./images/smilies/wrr.gif)
Możemy zdążyć na godzine przed zamknieciem dziewiatki. Zrobilibyśmy w ten sposób dodatkowe 20 km. Motywacja poszła w powietrze wraz z brzydkimi wyrazami. Jeszcze chwila i decyzja: odwrót...
I tyle. Wystarczyło spędzić na przepaku o minutę więcej nad mapą...