Chciałem połamać cztery godziny i wszystko szło zgodnie z planem do czasu, gdy kolanko przypomniało sobie o jarach z Wysoczyzny Elbląskiej. Jakieś cztery-pięć kilometrów od mety powiedziało, że nie chce już biegać. Ja akurat byłem odmiennego zdania, więc negocjowaliśmy i się trochę kłóciliśmy, ale koniec końców metę osiągnąłem.
Czuje, ze z tego wyniku da się sporo urwać, ale to raczej jesienią. Mysle o Poznaniu albo Stolycy, a na razie wracam na zawody w krzaki
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)