Z okazji Dnia Wszystkich Świętych, dnia zadumy i palenia zniczy,
chciałbym złożyć Wam najszczersze życzenia.
W tym wyjątkowym czasie, gdy odwiedzamy cmentarze,
wspomnijmy z zadumą nie tylko naszych bliskich,
ale również tych wszystkich zapaleńców,
którzy w pogoni za życiówką,
niestety... skrócili sobie życie.
 
 Pochylmy głowy nad symboliczną mogiłą tych,
co "tępo albo wcale", mylili tętno maksymalne z docelowym
i zamiast słuchać swojego organizmu,
słuchali tylko motywacyjnych krzyków trenera na YouTubie.
 
 Niech spoczywają w pokoju... i niech mają w zaświatach Stravę,
by wreszcie odpocząć od bicia rekordów.
Wam zaś, drodzy wyznawcy filozofii „biegam, by jeść ciastka”
i „wolniej znaczy dłużej”, życzę z całego serca:
Aby Wasze kolana i stawy służyły Wam dłużej niż najdroższy,
platynowy znicz na cmentarzu.
 
 By jedynym „zgonem” na treningu był ten ze śmiechu, a nie ten dosłowny.
 
 Byście tempo dobierali tak, by móc swobodnie plotkować, a nie tak,
by uciekać przed kostuchą (spokojnie,
Ona i tak ma niezłe cardio i w końcu dogoni,
więc po co się spieszyć?).
 
 I wreszcie – byście odwiedzali cmentarze wyłącznie w charakterze gości,
i to jak najpóźniej!
 
 Biegajcie z głową, by biegać jak najdłużej.
Niech moc endorfin będzie z Wami
... przynajmniej do stu dwudziestu lat!


 



