Sikor - off season... or not, oto jest pytanie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Sikor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 5057
Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
Życiówka na 10k: 40:35
Życiówka w maratonie: 3:13:29
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Zwalily mi sie wczoraj w pracy 3 rzeczy na raz, wiec musialem przerwac pisanie :bum:

Czas przejsc do strefy startowej. Na szczescie byla ze mna moja zona, tomialem czym sie okryc bo wialo i to zimnym wiatrem jak cholera.
Zostaly 4 minuty do startu, a tu czuje, ze zgromadzil sie we mnie nadmiar plynu. Ale nic, przelazlem jakos przez barierki (wysokie sa :ble:), kolejka do toitoi-ow ogromna, ale obok stoja takie zewnetrzne pisuary, gdzie wszystko poszlo blyskawicznie mimo, ze tez kolejka byla niemala. Na rozgrzewke podbieglem sobie te 100m do strefy, ponownie ledwo przelazlem przez te cholerne barierki i chwila pozniej zaczelismy przemieszczac sie do linii startu. Bomba w gore i poooszlooo....
Pierwszy km w 5:11, za wolno mysle, nie chcialem stracic minuty na pierwszych kilku km, bo wiedzialem, ze potem tego nie odrobie. Wyszlo tak wolno ze wzgledu na tlum. Bylem dosyc z tylu strefy (bo zimno i przyszedlem na sam koniec) i przeciskanie sie, skoki prawo-lewo kosztowalyby mnie duzo energii, ktorej moglo zabraknac pozniej. No to bieglem z wszystkimi.
Po pierwszym km zaczelo sie robic wiecej miejsca, wiec moglem wyprzedzac, gdy byla taka potrzeba. Nastepne kilometry juz wedlug planu: 5:00, potem przyspieszenie i 4:51, 4:54.
Nastepny w 5:03, bo na jednym zwezeniu zrobic sie korek (sic!) i przeszlismy na 5-10 sekund do marszotruchtu. Potem 4:57, 4:47 (tu bylo lekko z gorki, to pamietam) itd.
Tempo caly czas trzymalem miedzy 4:47 (rzadko, ale kilka razy sie zdarzylo) do ciut ponad 5, gdy byl akurat punkt zywieniowy. Wiekszosc oscylowala jednak miedzy 4:50 a 4:55, czyli bardzo spoko.
Bieglo mi sie dobrze, ale polowke zaliczylem w 1:44:38, czyli troche wolniej niz myslalem, zapasu na sub3:30 prawie nie bylo. Ale nic to ciagnalem dalej. Tempo udawalo mi sie o dziwo utrzymac caly czas calkiem dobrze: tylko ze 3 razy chyba wyszedlem ponad 5:00 i to niewiele, kilka sekund. W miedzyczasie byly jednak calkiem czesto kilometry w 4:51-4:53 czyli bardzo ok.
Na 35-ym km wyszedl jednak brak dlugich wybiegan, miesnie nie byly przygotowane na tak dlugi wysilek, do tego brakowalo mi jednak bardzo tych Alph. Skutkiem tego moje czworki zdradzaly oznaki buntu i niecheci do dalszej wspolpracy, bolaly i slabo odpowiadaly na sygnal "do boju". Tempo <5:00 udawalo mi sie jednak utrzymac az do km 38. Nastepny wszedl w 5:05, tutaj zrobilo sie mentalnie ciezko. Lydki zaczely juz tez mocno doswierac, do tego 2x lekko chwycil mnie przedskurcz w prawej nodze (przywodziciel uda o dziwo). Ale jakos sie mentalnie ogarnalem i postanowilem zarazykowac i nie odpuszczac.
Wydolnosciowo i energetycznie wszystko bylo w porzadku, wiec chociaz tutaj mialem wiekszy spokoj. Jak pomyslalem tak zrobilem i sprobowalem troche przyspieszyc, nic wielkego, ale chociaz troche. I sie udalo! Kilometry 40 i 41 weszly odpwoiednio w 4:56 i 4:57, jej!. Teraz juz nie bylo mozliwosci nie dociagnac, docisnalem jeszcze ostatni km w 4:50 i ostatnie 200m nawet nie finishowalem.
META! :spoczko:
Miesnie rozwalone doszczetnie, ale nawet nie musialem stanac czy ogladac butow przy barierce. Uczucie dziwne.
Oficjalny czas: 3:29:17, bylem happy. Tak rownego biegu jeszcze chyba nie mialem.
Dla przypomnienia, pierwsza polowka 1:44:38, czyli druga... 1 sekunde wolniej, jedna sekunde, czad :O

Z wyniku jestem bardzo zadowolony, nie sadzilem, ze uda mi sie dowiezc te 3:30.
Czy moglo byc lepiej? Pewnie. Mysle, ze 3:25 bylo w zasiegu, zabraklo dlugich biegow i odpowiednich butow. Ale to juz tylko gdybanie.
Poza tym wszystko zagralo bardzo dobrze, zywienie, odpowiedni ubior, taktyka etc.

Ale takich DOMS-ow nie mialem jeszcze chyba nigdy. Czworki, lydki ledwo zipia. Jak sie rozruszam, to nawet spokojnie po schodach chodze, ale jak posiedzie i musze wstac, to jest "zabawnie" :hahaha:

[DUMNY_TATA_MODE_ON]
Tymek z kolegami z klubi ponownie wystartowali w sztafecie . Tym razem biegl na koncu, nadluzszy odcinek (troche ponad 13km).
W porownaniu do zeszlego roku ucieli prawie dokladnie 6 minut, koncowy czas 2:49:03, co dalo im w generalce 8-y czas na 1600 sztafet! :O
W zeszlym roku byli na miejscu 14-ym, wiec progres bardzo duzy. Cel osiagniety z nawiazka, bo bardzo chieli wskoczyc do 10-tki.
[DUMNY_TATA_MODE_OFF]

Co dalej teraz? Na razie lecze DOMS-y, moze dzisiaj wybiore sie na lekki basen. Pobiegac w najblizszych dniach nie zamierzam, moze troszke leciutko pokrece.
A potem? Potem zaczynaja sie przygotowania do IM we Frankfurcie. Czasu nie tak wiele, bo start juz pod koniec czerwca :ojoj:
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ