Pogoda byla w tym roku wtjatkowo ciepla jak na zime. Jeszcze przed wschodem slonca temperatura byla ok 20 stopni- czekanie w podkoszulce na start nie stanowilo problemu. Zaczelismy przy zachmurzonym niebie jednak chmury zniknely gdzies tak na 15 km, zrobilo sie naprawde goraco. Oficjalna temperatura byla 26 stopni jest ona jednak mierzona w cieniu, niestety bieglismy na sloncu. Bieglem rownym tempem, przecietnie 4.57- 4.58 z kazdym kilometrem zarabiajac kilka sekund z zalozonych 5 min/km. Praca, ktora w tym roku wlozylem w trening procentowala- zdecydowanie czulem sie lepiej niz w ubieglym roku. Na 38 km wzialem swoj ostatni zel, na 40 km zlapalem kubek z napojem, po wypiciu ktorego jeszcze capnalem wode, ktora wylalem na glowe. Czulem sie... no coz jak po przebiegnieciu 40 km, ale nie mialem wiekszych trudnosci z trzymaniem tempa. wiedzalem ze nie dla mnie sprint do mety, ale przy rownym biegu osiagne planowane 3.30. 41 km przeszedl niezle, teraz skret z drogi w aleje prowadzaca do mety, juz dobiegam do 42 km, jeszcze tylko 200 m...
Nastepna rzecz jaka pamietam to to ze ide miedzy plotkami wiodacymi do mety slaniajac sie w poprzek trasy. w glowie mialem jedno- tam gdzies jest meta, ktora musze, za wszelka cene MUSZE przejsc- o biegu nie bylo mowy. Mety nie bylo jeszcze widac z powodu kilku zakretow. Slanialem sie coraz bardziej. Widzac moj stan jedna z widzow przeskoczyla plotek i wziela mnie pod pache. Za kilkanascie metrow pod druga pache zlapal mnie jeden z oficjeli. Prosilem ich tylko o dwie rzeczy- aby mnie przeprowadzili przez mete i aby nie pozwolili mi sie zamknac. Wiedzialem ze jak przestane mowic to strace przytomnosc. Gdy tylko sie uciszalem natychmiast zadawali mi jakies pytania. to bylo najdluzsze 200 m w moim zyciu. Wreszcie meta, tearz wiem ze zrobilem 3.39 czyli te 200 m zajelo mi 10 min ale wtedy nie potrafilem odczytac zegara. Na mecie juz czekal na mnie wozek, zaczeli mnie wiezc do namiotu medycznego. Sanitariuszka pchajaca wozek rowniez kazala mi mowic, jednak czulem ze odlatuje. Ostatnim wysilkiem, chcac sie troche podrajcowac spytalem ja czy moge troche poklac. "Wszysko jedno co powiesz, mnie nie przeszkadza, abys tylko pozostal przytomny". Tak wiec mruczac pod nosem rozne obelzywe slowa w koncu dostalem sie do namiotu. Polozyli mnie na stole, udalo mi si odpowiedziec doktorowi na podstawowe pytania jak sie nazywam itp ale potem lezac nie moglem sobie prypomniec jaki to dystans przebieglem- ile jest tem maraton myslalem- 40.2 km, 42 km, 42.2? Zadna odpowiedz mi nie pasowala. Po ok 20 min, slodkim napoju i schlodzony lodem w worku w koncu opuscilem namiot medyczny.
Co spowodowalo tak gwaltowne zalamanie sie organizmu- prawdopodobnie upal, byc moze w polaczeniu z odwodnieniem i biegiem na resztkach paliwa. wiem ze nie bylem wyjatkiem. Na Coolrunning Australia ktos opublikowal opowiesc, ktora moglabyc kopia mojej a namiot medyczny byl przepelniony. Probuje zamiescic zdjecie, ale jesli sie nie otworzy to mozecie mnie obejrzec prowadzonego do mety na http://www.marathon-photos.com/index.html po wstawieniu mojego numeru m680.
