
Laszlo, z opisów i opowieści mam taki obraz Ironmana, że atmosfera na trasie jest bardzo ciepła i silne wsparcie kibiców. A we Frankfurcie jest wyjatkowo. 300 000 ludzi na trasie. Przed metą wbiegasz na plac, taki odpowiednik Rynku w Warszawie, może biec nawet 16 godzin, a ze wszystkich stron wielopoziomowe trybuny zapchane ludźmi ludźmi i komentator krzyczy: "Laszlo, you're an Ironman". Jak jesteś z tyłu stawki i kończysz po zmroku, to atmosfera jest jeszcze bardziej niesamowita, bo gra świateł, ognie sztuczne, ludzie w rękach zimne ognie palą.
A co do zespołu to ci co skończą wcześniej przez kilka godzin mogą relaksować się w miasteczku dla Ironmanów, pijąc, jedząc, poddając się masarzom, a pod wieczór mogą się przenieść w rejon mety i kibicować kolegom i koleżankom.
Stonoga, Maxine pewnie nie będzie. Trochę nawet żałuję, że w Klagenfurcie nie byłem i nie poznałem pewnej Brazylijki, którą uchwycił fotoreporter - wyjątkowo wdzięczna linia uda, nie sądzisz? No, a Fernanda Keller to czołówka, nie żadna amatorka
