Jak długo można biec na progu i tętno regeneracyjne
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Stawiam tezę, że to hipoteza a nie teoria.
"Stresory, kortyzol, nadnercza, zespół przetrenowania, odruch wymiotny"
Mocne, naprawdę, ale ja odbijam - "oksytocyna".
Początek i koniec w głowię? Inaczej to widzę, początek i koniec jest na zewnątrz, a głowa jest pośrodku. Głowa bez peryferii i otaczającego wszechświata, tego zbadanego i niezbadanego nic nie znaczy. Sztuczna inteligencja jest sztuczna, bo nie czuje na skórze chłodnej bryzy po upalnym dniu, nie czuje zapachu adrenaliny przestraszonego zwierzęcia i nie czuje wyrzutu oksytocyny bo nikt jej nie przytula. No i oczywiście nie czuje piekielnego palenia w oskrzelach po rekordowym tysiącu.
A konsekwentne błądzenie jest tak samo mało prawdopodobne jak konsekwentne niemylenie się.
"Stresory, kortyzol, nadnercza, zespół przetrenowania, odruch wymiotny"
Mocne, naprawdę, ale ja odbijam - "oksytocyna".
Początek i koniec w głowię? Inaczej to widzę, początek i koniec jest na zewnątrz, a głowa jest pośrodku. Głowa bez peryferii i otaczającego wszechświata, tego zbadanego i niezbadanego nic nie znaczy. Sztuczna inteligencja jest sztuczna, bo nie czuje na skórze chłodnej bryzy po upalnym dniu, nie czuje zapachu adrenaliny przestraszonego zwierzęcia i nie czuje wyrzutu oksytocyny bo nikt jej nie przytula. No i oczywiście nie czuje piekielnego palenia w oskrzelach po rekordowym tysiącu.
A konsekwentne błądzenie jest tak samo mało prawdopodobne jak konsekwentne niemylenie się.
-
- Wyga
- Posty: 72
- Rejestracja: 01 wrz 2020, 13:32
- Życiówka na 10k: 38:39
- Życiówka w maratonie: brak
Zgoda, hipoteza, i to robocza. Ale na hipotezach, jak na wspornikach, konstruuje się teorie. Które następnie z lubością obalamy. Rozwój ludzkości przecież na tym polega – na kołowrocie supozycji i ich weryfikacji, a często demistyfikacji. Jedna okazuje się szalbierstwem, inna przełomem. Niemniej bilans pozostaje dodatni – fundament postępu.
Załóżmy, że hipotezą zerową jest stwierdzenie, że trening zaczyna się i kończy w mózgu. Że to mózg jest spiritus (sic!) movens (sic!) biegania, inspiratorem i dyrygentem, koordynującym ruch na bazie różnych danych, w oparciu o receptory, somatyczny układ nerwowy, włókna nerwowe tworzące skomplikowane kanały informacyjne. Bez sprawnych instrumentalistów (mięśni) nie stworzy wybitnego wykonania. Z drugiej strony muzycy nie zapanują nad partyturą, jeśli nie poprowadzi ich sprawna ręka dyrygenta, dyktującego skomplikowanymi ruchami rąk, batutą i mimiką właściwe artykulacje i tempa. Hipotezą alternatywną – że początek i koniec umiejscowione są na zewnątrz, a mózg jedynie między nimi pośredniczy. Jak sprawdzić poprawność/błędność tych konstruktów myślowych? Przeprowadzając analizę statystyczną. A najlepiej eksperyment medyczny, dopiero później statystycznie go obrabiając. Tyle że my nie mamy do tego narzędzi, zaledwie gawędzimy, używając argumentów i oceniając ich trafność w oparciu o naszą wiedzę, doświadczenia, intuicję.
Więc tak: podoba mi się Twoja (anty)teza. Może być doskonałą kontrą do mojej tezy i możemy (spróbować) wysnuć z tego syntezę, w myśl dialektyki heglowskiej.
W istocie sprzeczamy się (a raczej zastanawiamy), co w Wielkim Wybuchu z pierwotnej plazmy wyłoniło się najpierw – kura czy jajko. Pełna zgoda: świat powstał pierwszy, dopiero w szóstym dniu z gliny uformowano człowieka, zwierzchnika ryb, ptactwa i zwierząt. Tu nauka nie kłóci się z religią, więc mamy konsensus. Zatem peryferia i kontekst stanowią podwaliny świadomości, z drugiej strony bez świadomości nie istniałby świat taki, jaki nam się jawi – nie mielibyśmy narzędzi, by go opisać. Bo nasz odbiór rzeczywistości wydarza się w języku, nic tego nie zapośrednicza i nic nie poprzedza. Granice mojego języka są granicami mojego świata. A język jest z głowy, nie z ciała. Tzn. głowa interpretuje ruch i przydaje mu znaczeń, nie odwrotnie.
Ułomność sztucznej inteligencji nieodbierającej bodźców i niewspieranej przez endogenne hormony polega na jej obecnej (tymczasowej?) izolacji, braku łączności ze światem rzeczywistym, niedostatkach uczenia maszynowego itp. Jeszcze nie potrafimy jej odziać ciałem, połączyć ze strukturami wrażliwymi na bodźce wewnętrzne i zewnętrzne, z tymi wszystkimi prioprioreceptorami, o których tak mało wiemy. Ale czy robotyka w aliansie z AI nie może kiedyś dać nam biegacza idealnego, odpornego na stresory?
Pacjenci z uszkodzeniami mózgu, w śpiączce – po urazie mózgu, udarze, zatrzymaniu akcji serca – w 15–25% mają zachowaną świadomość, to tzw. poznawcza dysocjacja ruchowa (CMD), ukryta świadomość. Słyszą i rozumieją polecenia werbalne, ale nie mogą ich wykonać z powodu uszkodzeń obwodów mózgowych przekazujących instrukcje z mózgu do mięśni. Ich mózg działa, ale obszar odpowiedzialny za działanie fizyczne ma luki, co przekłada się na niezdolność poruszania się. Nie potrafią integrować poleceń motorycznych z mocą motoryczną (motor output) (Franzowa i wsp., Brain 2023). Ich system łączności został przerwany. Mózg działa (w jakimś zakresie oczywiście), ale ciało go nie słyszy.
Wracając do proklamowanej antytezy. Chcę tylko powiedzieć, że nie oddajemy mózgowi tego, co mu się należy. Pomijamy jego rolę w procesie biegania, wydajemy komendy i żądamy skrajnej subordynacji: masz uruchomić mięśnie, a twoja opinia na temat aplikowanego dziś wysiłku mnie nie interesuje. Zatroszcz się o efektywną współpracę mięśni, zwiększ dostawy energii, jeśli trzeba. Masz wykonać polecenia. W nagrodę możesz potem wprawić siebie (i mnie) w euforię. Jednak absolutnie nie dezawuuję świata zewnętrznego, roli treningu, mięśni, tłuszczu i czego tam jeszcze potrzeba. Są równie ważne, jednak dyrygent jest jeden.
O transcendencji trudno się mówi, a jeszcze trudniej myśli. Doznania transgresji to osobny temat. Warty podjęcia. Zostawmy to na później, zgoda?
Dobra, chciałbym jeszcze o tym i tamtym, ale trzeba przejść od słów do czynów. Zakładam buty i idę smagać mózg oraz katować łydki. Dzisiaj long z wplecionymi interwałami, taka ładna antyteza.
Załóżmy, że hipotezą zerową jest stwierdzenie, że trening zaczyna się i kończy w mózgu. Że to mózg jest spiritus (sic!) movens (sic!) biegania, inspiratorem i dyrygentem, koordynującym ruch na bazie różnych danych, w oparciu o receptory, somatyczny układ nerwowy, włókna nerwowe tworzące skomplikowane kanały informacyjne. Bez sprawnych instrumentalistów (mięśni) nie stworzy wybitnego wykonania. Z drugiej strony muzycy nie zapanują nad partyturą, jeśli nie poprowadzi ich sprawna ręka dyrygenta, dyktującego skomplikowanymi ruchami rąk, batutą i mimiką właściwe artykulacje i tempa. Hipotezą alternatywną – że początek i koniec umiejscowione są na zewnątrz, a mózg jedynie między nimi pośredniczy. Jak sprawdzić poprawność/błędność tych konstruktów myślowych? Przeprowadzając analizę statystyczną. A najlepiej eksperyment medyczny, dopiero później statystycznie go obrabiając. Tyle że my nie mamy do tego narzędzi, zaledwie gawędzimy, używając argumentów i oceniając ich trafność w oparciu o naszą wiedzę, doświadczenia, intuicję.
Więc tak: podoba mi się Twoja (anty)teza. Może być doskonałą kontrą do mojej tezy i możemy (spróbować) wysnuć z tego syntezę, w myśl dialektyki heglowskiej.
W istocie sprzeczamy się (a raczej zastanawiamy), co w Wielkim Wybuchu z pierwotnej plazmy wyłoniło się najpierw – kura czy jajko. Pełna zgoda: świat powstał pierwszy, dopiero w szóstym dniu z gliny uformowano człowieka, zwierzchnika ryb, ptactwa i zwierząt. Tu nauka nie kłóci się z religią, więc mamy konsensus. Zatem peryferia i kontekst stanowią podwaliny świadomości, z drugiej strony bez świadomości nie istniałby świat taki, jaki nam się jawi – nie mielibyśmy narzędzi, by go opisać. Bo nasz odbiór rzeczywistości wydarza się w języku, nic tego nie zapośrednicza i nic nie poprzedza. Granice mojego języka są granicami mojego świata. A język jest z głowy, nie z ciała. Tzn. głowa interpretuje ruch i przydaje mu znaczeń, nie odwrotnie.
Ułomność sztucznej inteligencji nieodbierającej bodźców i niewspieranej przez endogenne hormony polega na jej obecnej (tymczasowej?) izolacji, braku łączności ze światem rzeczywistym, niedostatkach uczenia maszynowego itp. Jeszcze nie potrafimy jej odziać ciałem, połączyć ze strukturami wrażliwymi na bodźce wewnętrzne i zewnętrzne, z tymi wszystkimi prioprioreceptorami, o których tak mało wiemy. Ale czy robotyka w aliansie z AI nie może kiedyś dać nam biegacza idealnego, odpornego na stresory?
Pacjenci z uszkodzeniami mózgu, w śpiączce – po urazie mózgu, udarze, zatrzymaniu akcji serca – w 15–25% mają zachowaną świadomość, to tzw. poznawcza dysocjacja ruchowa (CMD), ukryta świadomość. Słyszą i rozumieją polecenia werbalne, ale nie mogą ich wykonać z powodu uszkodzeń obwodów mózgowych przekazujących instrukcje z mózgu do mięśni. Ich mózg działa, ale obszar odpowiedzialny za działanie fizyczne ma luki, co przekłada się na niezdolność poruszania się. Nie potrafią integrować poleceń motorycznych z mocą motoryczną (motor output) (Franzowa i wsp., Brain 2023). Ich system łączności został przerwany. Mózg działa (w jakimś zakresie oczywiście), ale ciało go nie słyszy.
Wracając do proklamowanej antytezy. Chcę tylko powiedzieć, że nie oddajemy mózgowi tego, co mu się należy. Pomijamy jego rolę w procesie biegania, wydajemy komendy i żądamy skrajnej subordynacji: masz uruchomić mięśnie, a twoja opinia na temat aplikowanego dziś wysiłku mnie nie interesuje. Zatroszcz się o efektywną współpracę mięśni, zwiększ dostawy energii, jeśli trzeba. Masz wykonać polecenia. W nagrodę możesz potem wprawić siebie (i mnie) w euforię. Jednak absolutnie nie dezawuuję świata zewnętrznego, roli treningu, mięśni, tłuszczu i czego tam jeszcze potrzeba. Są równie ważne, jednak dyrygent jest jeden.
O transcendencji trudno się mówi, a jeszcze trudniej myśli. Doznania transgresji to osobny temat. Warty podjęcia. Zostawmy to na później, zgoda?
Dobra, chciałbym jeszcze o tym i tamtym, ale trzeba przejść od słów do czynów. Zakładam buty i idę smagać mózg oraz katować łydki. Dzisiaj long z wplecionymi interwałami, taka ładna antyteza.
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Znowu long w sobotę.
O mózgu to raczej nie pogadamy, za głupi jestem, a poza tym od tej poprawności politycznej spalił mi się zakręt obręczy. No i klops.
No ale nie wydaję mi się, żeby mózg stworzył bieganie sam z siebie. Nie znam się na antropologi, ale myślę, że to odpowiedź na świat zewnętrzny, a euforia biegacza po to by mięso z antylopy wygrało z bólem łydek. Taka moja hipoteza. a to, że mam do niej prawo to teza. Chyba.
Język giętki powie to co wymyśli głowa, może, a może na odwrót?
Tak mi przychodzi na myśl kolor zielony i niebieski. Są plemiona które nie rozróżniają jednego od drugiego, bo nie wymyśliły na nie odrębnej nazwy.
Niesamowite.
Z treningiem może być podobnie, nie reagujemy na coś bo tego jeszcze nie nazwaliśmy.
O mózgu to raczej nie pogadamy, za głupi jestem, a poza tym od tej poprawności politycznej spalił mi się zakręt obręczy. No i klops.
No ale nie wydaję mi się, żeby mózg stworzył bieganie sam z siebie. Nie znam się na antropologi, ale myślę, że to odpowiedź na świat zewnętrzny, a euforia biegacza po to by mięso z antylopy wygrało z bólem łydek. Taka moja hipoteza. a to, że mam do niej prawo to teza. Chyba.
Język giętki powie to co wymyśli głowa, może, a może na odwrót?
Tak mi przychodzi na myśl kolor zielony i niebieski. Są plemiona które nie rozróżniają jednego od drugiego, bo nie wymyśliły na nie odrębnej nazwy.
Niesamowite.
Z treningiem może być podobnie, nie reagujemy na coś bo tego jeszcze nie nazwaliśmy.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 15
- Rejestracja: 05 paź 2023, 18:20
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Panowie Wasza dyskusja metafizyczna tak mnie zaciekawiła że aż pojawiły się wypieki na twarzy. Logiczne wywody na bazie wyobrażenia. Na pewno by Wam się spodobała saga Roboty Asimova (kilkanaście książek w kontynuacji z punktu wyjście osobliwości do jej chęci przekształcenia się w człowieka). Tam on już wtedy poruszał tematy egzystencji maszyny według społeczeństwa i maszyny względem siebie.
Warto też nadmienić coś z faktów, mianowicie mózg jest jako tako nieznany. Faktycznie miały miejsce wypadki, że ludzie w nagłym stresie potrafili wykazać się niebywałą siłą czy sprawnością, przeczącą nawet fizyce ciała. Niestety nie ma potem opisy czy się nie przepaliły obwody.
W każdym razie w mózgu a raczej myślach (chemicznym zapisie mózgu?) zaczyna się wyznaczanie swoich granic i możliwych celów do osiągnięcia. Na przykład w sportach szermierczych, czy nawet tenisowych układa się grę zanim zacznie się pojedynkować. I to faktycznie się sprawdza, tak samo stres to nie jest ćwiek w stopie tylko coś co drąży psychikę, strach przed sukcesem, niepewność lub odwrotność tych elementów. Są ludzie co nie mają strachu bo mają upośledzenie jakiś funkcji mózgowych.
Także psychika i głowa jest kluczowa nie tylko w życiu ale i sporcie. Nie mylić silnej psychiki w sporcie z inteligencją. Bo czołowi piłkarze to podobno a raczej z tego co można przeczytać - często mało naostrzone kredki.
Warto też nadmienić coś z faktów, mianowicie mózg jest jako tako nieznany. Faktycznie miały miejsce wypadki, że ludzie w nagłym stresie potrafili wykazać się niebywałą siłą czy sprawnością, przeczącą nawet fizyce ciała. Niestety nie ma potem opisy czy się nie przepaliły obwody.
W każdym razie w mózgu a raczej myślach (chemicznym zapisie mózgu?) zaczyna się wyznaczanie swoich granic i możliwych celów do osiągnięcia. Na przykład w sportach szermierczych, czy nawet tenisowych układa się grę zanim zacznie się pojedynkować. I to faktycznie się sprawdza, tak samo stres to nie jest ćwiek w stopie tylko coś co drąży psychikę, strach przed sukcesem, niepewność lub odwrotność tych elementów. Są ludzie co nie mają strachu bo mają upośledzenie jakiś funkcji mózgowych.
Także psychika i głowa jest kluczowa nie tylko w życiu ale i sporcie. Nie mylić silnej psychiki w sporcie z inteligencją. Bo czołowi piłkarze to podobno a raczej z tego co można przeczytać - często mało naostrzone kredki.
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
A gdzieżby tam metafizyczna, my cały czas lewymi półkulami.
- fangss
- Wyga
- Posty: 92
- Rejestracja: 24 sie 2023, 23:52
- Życiówka na 10k: 43:22
- Życiówka w maratonie: brak
Wiemy dobrze, ze w normalnym stanie swiadomosci, nie da sie zaprzeczyc fizyce ciala. Wnioskuje wiec, ze byli w innym stanie swiadomosci wywolanym przez wielki stres. Stawiam hipoteze, ze nie czuli ciala fizycznego w ogole lub czuli go w inny sposob albo ... no wlasnie zdarzylo sie cos jak z ludzmi w tzw. "missing 411" (.https://www.youtube.com/watch?v=zEA9-mEOZtA).Renata-m pisze: ↑21 paź 2023, 19:53 (...) Faktycznie miały miejsce wypadki, że ludzie w nagłym stresie potrafili wykazać się niebywałą siłą czy sprawnością, przeczącą nawet fizyce ciała. Niestety nie ma potem opisy czy się nie przepaliły obwody.
W każdym razie w mózgu a raczej myślach (chemicznym zapisie mózgu?) zaczyna się wyznaczanie swoich granic i możliwych celów do osiągnięcia. Na przykład w sportach szermierczych, czy nawet tenisowych układa się grę zanim zacznie się pojedynkować. I to faktycznie się sprawdza, (...)
Bieganie to sposob na szybkie przemieszczanie sie, moze gdyby wywalac u siebie taki stan jak w naglym stresie w sposob wyuczony i zamierzony udaloby sie zaprzeczyc fizyce ciala i przebiec jakis odcinek w niewiarygodnie szybkim tempie, albo nawet jak w przypadku osob ze zjawiska "missing 411" zaginac lub zniknac gdzies na trasie po czym pojawic sie na linii mety...
To byloby dopiero przyspieszenie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13594
- Rejestracja: 04 sie 2007, 23:18
- Życiówka na 10k: 33:40
- Życiówka w maratonie: 2:39:05
fangss pisze: ↑23 paź 2023, 00:42Wiemy dobrze, ze w normalnym stanie swiadomosci, nie da sie zaprzeczyc fizyce ciala. Wnioskuje wiec, ze byli w innym stanie swiadomosci wywolanym przez wielki stres. Stawiam hipoteze, ze nie czuli ciala fizycznego w ogole lub czuli go w inny sposob albo ... no wlasnie zdarzylo sie cos jak z ludzmi w tzw. "missing 411" (.https://www.youtube.com/watch?v=zEA9-mEOZtA).Renata-m pisze: ↑21 paź 2023, 19:53 (...) Faktycznie miały miejsce wypadki, że ludzie w nagłym stresie potrafili wykazać się niebywałą siłą czy sprawnością, przeczącą nawet fizyce ciała. Niestety nie ma potem opisy czy się nie przepaliły obwody.
W każdym razie w mózgu a raczej myślach (chemicznym zapisie mózgu?) zaczyna się wyznaczanie swoich granic i możliwych celów do osiągnięcia. Na przykład w sportach szermierczych, czy nawet tenisowych układa się grę zanim zacznie się pojedynkować. I to faktycznie się sprawdza, (...)
Bieganie to sposob na szybkie przemieszczanie sie, moze gdyby wywalac u siebie taki stan jak w naglym stresie w sposob wyuczony i zamierzony udaloby sie zaprzeczyc fizyce ciala i przebiec jakis odcinek w niewiarygodnie szybkim tempie, albo nawet jak w przypadku osob ze zjawiska "missing 411" zaginac lub zniknac gdzies na trasie po czym pojawic sie na linii mety...
To byloby dopiero przyspieszenie.
missing411
-
- Wyga
- Posty: 72
- Rejestracja: 01 wrz 2020, 13:32
- Życiówka na 10k: 38:39
- Życiówka w maratonie: brak
Prawej półkuli nawet nie dotykam, moja leży odłogiem od zarania dziejów.
Wypisów z ksiąg cd. (czyli jedna czy dwie runner’s high później). O ile kogokolwiek to interesuje:
1.
Biegamy również po to, by załapać się na euforię, która wraz z antylopą umyka przed nami ruchem jednostajnym przyspieszonym, a przynajmniej my to tak postrzegamy (skoro jednak o życiówki walczymy). Z ewolucyjnego punktu widzenia w trakcie biegu długodystansowego podnosimy poziom endokannabinoidów, które działają jak środek przeciwbólowy – czyli by schwytać rzeczoną antylopę i przy tym nie paść, musimy wprawić się w neurochemiczny haj.
Ale wzrost poziomu endokannabinoidów nie następuje tak samo przy różnych treningach – zarówno bardzo niska, jak i bardzo wysoka intensywność jest tego dobroczynnego wpływu pozbawiona. Wysiłek zwiększa obwodowe poziomy endokannabinoidów, przy czym największe efekty wywołują ćwiczenia umiarkowane (70% i 80% HRmax przewidywanego dla wieku), a nie ćwiczenia o niskiej (<50%) czy wysokiej intensywności (90%). Czyli po szczęście należy się udać do drugiego zakresu – podczas człapania wyprodukujemy go mniej, ponad progiem mleczanowym też go raczej nie szukajmy.
2.
Bieganie jest stresorem. Potężnym. Uwalnia kortyzol, hormon stresu, który ma też dobroczynny wpływ na organizm – pozwala się zregenerować, naprawić tkanki. Gdy poddajemy ciało obciążeniu i umożliwiamy jego regenerację, zwiększamy odporność na stres. Następuje allostaza, czyli stabilizujemy środowisko wewnętrzne poprzez zmianę – reagując na ostry stres, organizm wydziela jego mediatory: katecholaminy i glikokortykosteroidy (na co zwrócił uwagę Selye, który zresztą jako pierwszy, w 1936 r., użył pojęcia „stres”, by nazwać niespecyficzną reakcję organizmu na szkodliwy bodziec), by pobudzić układ immunologiczny i transport komórek układu odpornościowego do tych obszarów organizmu, w których są najbardziej potrzebne. Organizm dąży do stabilizacji/homeostazy poprzez fizjologiczne albo behawioralne zmiany. Jednak stan allostazy utrzymuje się przez określony czas. Kumulacja skutków tego wzmożenia doprowadza do przeciążenia allostatycznego (allostatic load, AL), czyli wielowarstwowych zmian w odpowiedzi na przedłużające się działanie czynników patogenetycznych. Poziom kortyzolu pozostaje podwyższony po zakończeniu ćwiczeń. Gdy do tego dołożymy innorodne stresory, „z życia wzięte” – praca, zdrowie, rodzina – następuje przeciążenie allostatyczne (allostatic overload, AO). Mediatory allostazy (system neuroendokrynny, autonomiczny układ nerwowy, układ immunologiczny, hormony osi podwzgórze–przysadka–nadnercza, katecholaminy i cytokiny) działają protekcyjnie do pewnego momentu, w dłuższym okresie zaburzają proces adaptacji organizmu w odpowiedzi allostatycznej i mogą uszkadzać praktycznie wszystkie tkanki i narządy. To trzecie stadium ogólnego zespołu adaptacyjnego wg Selyego – wyczerpania. Dalej już tylko zapaść, bezwład, burnout. Ewentualnie wsparte dysfunkcją organiczną – kontuzją.
3.
Stres nas spowalnia. Przeprowadzone w Holandii w 2016 r. badanie wykazało, że negatywne wydarzenie życiowe (np. żałoba, bycie ofiarą przestępstwa, poważna choroba w rodzinie) może pogorszyć ekonomię biegu (running economy, RE – miarę efektywności biegacza) w tygodniu następującym po stresogennym doświadczeniu życiowym. Po dwóch tygodniach od danego wydarzenia RE wraca do normy.
4.
Stres w okresie okołoporodowym fatalnie odbija się na całym życiu. Może w utajony sposób zmienić trajektorię starzenia się mózgu, a nawet, jak pisze Sapolsky, mieć skutki wielopokoleniowe, poprzez niegenetyczne przekazywanie cech behawioralnych i fizjologicznych.
Stres i podwyższony poziom glikokortykosteroidów degradują hipokamp i korę czołową – przyczyniają się do zmniejszenia objętości istoty szarej. Zupełnie inaczej jest w ciele migdałowatym, szczególnie w podstawno-bocznej części – tu stres zwiększa plastyczność synaptyczną. Można by się z tego cieszyć, bo kto nie chciałby, aby jego neurony były silniej i szerzej zintegrowane z obwodami. Jednakże przerost ciała migdałowatego to broń obosieczna, ponieważ „spuchnięte” zaburza nasz obraz świata, niewłaściwie oceniając zagrożenie. Jedną z jego ról jest wyrażanie i regulowanie lęku i strachu. Kiedy jesteśmy zestresowani, łatwiej ulegamy lękom, gdy nie ma takiej potrzeby – łatwiej tracimy poczucie bezpieczeństwa. Droga do wyniszczającego zaburzenia lękowego jest wybrukowana dziarskimi synapsami ciała migdałowatego i jego nadreaktywnością.
No i wreszcie kwestia odwróconego U (inverted-U) jako konceptualizacji nasilenia stresu i jego wpływu na nasz organizm/mózg/życie, wyrażonego przez neurobiologiczne punkty końcowe. Różne dawki, różny skutek. Brak stresu jest szkodliwy – znudzenie, niedostymulowanie, marazm, zamknięcie w klatce, kanapowe życie. Nadmiar – również. Punkt szczytowy, threshold, gdy jeszcze nie wekslujemy rozmowy na aspekty negatywne, gdy eustres (stres pozytywny) nie zmienił się w dystres (stres negatywny), gdy bieganie wciąż rozwija, a nie nas pożera, gdy procesy kataboliczne nie dominują – w jaki sposób go pochwycić w indywidualnym przypadku, gdzie jest punkt graniczny każdego biegacza z osobna?
5 (niezapośredniczone).
W jaki sposób zmierzyć stres?
Wypisów z ksiąg cd. (czyli jedna czy dwie runner’s high później). O ile kogokolwiek to interesuje:
1.
Biegamy również po to, by załapać się na euforię, która wraz z antylopą umyka przed nami ruchem jednostajnym przyspieszonym, a przynajmniej my to tak postrzegamy (skoro jednak o życiówki walczymy). Z ewolucyjnego punktu widzenia w trakcie biegu długodystansowego podnosimy poziom endokannabinoidów, które działają jak środek przeciwbólowy – czyli by schwytać rzeczoną antylopę i przy tym nie paść, musimy wprawić się w neurochemiczny haj.
Ale wzrost poziomu endokannabinoidów nie następuje tak samo przy różnych treningach – zarówno bardzo niska, jak i bardzo wysoka intensywność jest tego dobroczynnego wpływu pozbawiona. Wysiłek zwiększa obwodowe poziomy endokannabinoidów, przy czym największe efekty wywołują ćwiczenia umiarkowane (70% i 80% HRmax przewidywanego dla wieku), a nie ćwiczenia o niskiej (<50%) czy wysokiej intensywności (90%). Czyli po szczęście należy się udać do drugiego zakresu – podczas człapania wyprodukujemy go mniej, ponad progiem mleczanowym też go raczej nie szukajmy.
2.
Bieganie jest stresorem. Potężnym. Uwalnia kortyzol, hormon stresu, który ma też dobroczynny wpływ na organizm – pozwala się zregenerować, naprawić tkanki. Gdy poddajemy ciało obciążeniu i umożliwiamy jego regenerację, zwiększamy odporność na stres. Następuje allostaza, czyli stabilizujemy środowisko wewnętrzne poprzez zmianę – reagując na ostry stres, organizm wydziela jego mediatory: katecholaminy i glikokortykosteroidy (na co zwrócił uwagę Selye, który zresztą jako pierwszy, w 1936 r., użył pojęcia „stres”, by nazwać niespecyficzną reakcję organizmu na szkodliwy bodziec), by pobudzić układ immunologiczny i transport komórek układu odpornościowego do tych obszarów organizmu, w których są najbardziej potrzebne. Organizm dąży do stabilizacji/homeostazy poprzez fizjologiczne albo behawioralne zmiany. Jednak stan allostazy utrzymuje się przez określony czas. Kumulacja skutków tego wzmożenia doprowadza do przeciążenia allostatycznego (allostatic load, AL), czyli wielowarstwowych zmian w odpowiedzi na przedłużające się działanie czynników patogenetycznych. Poziom kortyzolu pozostaje podwyższony po zakończeniu ćwiczeń. Gdy do tego dołożymy innorodne stresory, „z życia wzięte” – praca, zdrowie, rodzina – następuje przeciążenie allostatyczne (allostatic overload, AO). Mediatory allostazy (system neuroendokrynny, autonomiczny układ nerwowy, układ immunologiczny, hormony osi podwzgórze–przysadka–nadnercza, katecholaminy i cytokiny) działają protekcyjnie do pewnego momentu, w dłuższym okresie zaburzają proces adaptacji organizmu w odpowiedzi allostatycznej i mogą uszkadzać praktycznie wszystkie tkanki i narządy. To trzecie stadium ogólnego zespołu adaptacyjnego wg Selyego – wyczerpania. Dalej już tylko zapaść, bezwład, burnout. Ewentualnie wsparte dysfunkcją organiczną – kontuzją.
3.
Stres nas spowalnia. Przeprowadzone w Holandii w 2016 r. badanie wykazało, że negatywne wydarzenie życiowe (np. żałoba, bycie ofiarą przestępstwa, poważna choroba w rodzinie) może pogorszyć ekonomię biegu (running economy, RE – miarę efektywności biegacza) w tygodniu następującym po stresogennym doświadczeniu życiowym. Po dwóch tygodniach od danego wydarzenia RE wraca do normy.
4.
Stres w okresie okołoporodowym fatalnie odbija się na całym życiu. Może w utajony sposób zmienić trajektorię starzenia się mózgu, a nawet, jak pisze Sapolsky, mieć skutki wielopokoleniowe, poprzez niegenetyczne przekazywanie cech behawioralnych i fizjologicznych.
Stres i podwyższony poziom glikokortykosteroidów degradują hipokamp i korę czołową – przyczyniają się do zmniejszenia objętości istoty szarej. Zupełnie inaczej jest w ciele migdałowatym, szczególnie w podstawno-bocznej części – tu stres zwiększa plastyczność synaptyczną. Można by się z tego cieszyć, bo kto nie chciałby, aby jego neurony były silniej i szerzej zintegrowane z obwodami. Jednakże przerost ciała migdałowatego to broń obosieczna, ponieważ „spuchnięte” zaburza nasz obraz świata, niewłaściwie oceniając zagrożenie. Jedną z jego ról jest wyrażanie i regulowanie lęku i strachu. Kiedy jesteśmy zestresowani, łatwiej ulegamy lękom, gdy nie ma takiej potrzeby – łatwiej tracimy poczucie bezpieczeństwa. Droga do wyniszczającego zaburzenia lękowego jest wybrukowana dziarskimi synapsami ciała migdałowatego i jego nadreaktywnością.
No i wreszcie kwestia odwróconego U (inverted-U) jako konceptualizacji nasilenia stresu i jego wpływu na nasz organizm/mózg/życie, wyrażonego przez neurobiologiczne punkty końcowe. Różne dawki, różny skutek. Brak stresu jest szkodliwy – znudzenie, niedostymulowanie, marazm, zamknięcie w klatce, kanapowe życie. Nadmiar – również. Punkt szczytowy, threshold, gdy jeszcze nie wekslujemy rozmowy na aspekty negatywne, gdy eustres (stres pozytywny) nie zmienił się w dystres (stres negatywny), gdy bieganie wciąż rozwija, a nie nas pożera, gdy procesy kataboliczne nie dominują – w jaki sposób go pochwycić w indywidualnym przypadku, gdzie jest punkt graniczny każdego biegacza z osobna?
5 (niezapośredniczone).
W jaki sposób zmierzyć stres?
- HRV. Poprzez pomiar zmienności czasu pomiędzy kolejnymi uderzeniami serca (i zmian w autonomicznym układzie nerwowym) monitorujemy, pośrednio, również poziom stresu. Im większe HRV, tym lepiej się regenerujemy i tym bardziej jesteśmy podatni na dalszy stres treningowy.
- Badania krwi. Zmiany w stężeniach szeregu markerów (kortyzol, adrenalina, noradrenalina, dopamina i aldosteron) mogą być predyktorem przetrenowania. Tylko kto spośród amatorów je systematycznie mierzy?
- Pułap mózgowy, peak brain uptake, PBU. Na wzór tlenowego. By poznać naszą wydolność mózgową jako pochodną treningu. Dlaczego nikt jeszcze nie opracował takiego parametru? Bo mózg jest niepoznawalny, schowany pod czerepem, przed wzrokiem ciekawskich. Paradoksem jest fakt, że ten twór, ważący ok. 1,5 kg, składający się głównie z wody (w 80%) i tłuszczu (niespełna 20%), zarządzający złożoną siecią powiązań biologiczno-fizjologicznych, dbający o homeostazę organizmu na wszystkich płaszczyznach, tak bardzo nam umyka. Jak ta nieszczęsna antylopa czy króliczek, którego gonimy wciąż i wciąż.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Łomatko, gadasz jak "znachor" htw, z forum na którym zgaszono światło. Ale chyba no tłiterze jako heniekhtw się pojawia.
Kurde, ja nie wiem, ale cały czas psychologia, psychiatria i religia kuleją. Nauka też, ale eksperymenty choć humanitarne, a poeksperymentuj na takim co chce z mostu skoczyć, bo spieprzył longa.
A wiadomo jak to z tą euforią maratończyka i odstawieniem biegania, w DSM nic nie piszą, może w szóstce coś będzie. Choć w piątce pojawił się zespół odstawienia kawy ,a z kawą biegacz jest zapanbrat. Pan Pitala mówił, że jakby ufo chciało napaść na ludzkość, to dzień wcześniej powinni kawę zdezintegrować.
Zresztą ja się nie znam, zarobiony jestem, a biegam bo lubię.
Mniejsza o to.
No ale te stresory mnie przestraszyły, to czy ja mam biegać, czy nie biegać?
ps. a może zmienić tytuł tematu na - "Jak długo można żyć na progu"
Kurde, ja nie wiem, ale cały czas psychologia, psychiatria i religia kuleją. Nauka też, ale eksperymenty choć humanitarne, a poeksperymentuj na takim co chce z mostu skoczyć, bo spieprzył longa.
A wiadomo jak to z tą euforią maratończyka i odstawieniem biegania, w DSM nic nie piszą, może w szóstce coś będzie. Choć w piątce pojawił się zespół odstawienia kawy ,a z kawą biegacz jest zapanbrat. Pan Pitala mówił, że jakby ufo chciało napaść na ludzkość, to dzień wcześniej powinni kawę zdezintegrować.
Zresztą ja się nie znam, zarobiony jestem, a biegam bo lubię.
Mniejsza o to.
No ale te stresory mnie przestraszyły, to czy ja mam biegać, czy nie biegać?
ps. a może zmienić tytuł tematu na - "Jak długo można żyć na progu"
-
- Wyga
- Posty: 72
- Rejestracja: 01 wrz 2020, 13:32
- Życiówka na 10k: 38:39
- Życiówka w maratonie: brak
Bez obaw, już nie będę .
To był jednorazowy projekt, zresztą nieudany, a co gorsza niezbyt etyczny (o czym za chwilę).
Pomyślałem, że z braku interesujących mnie informacji (na portalu i w polskich internetach chyba nikt takich aspektów nie analizuje) zreferuję ostatnie lektury – przyjrzę się paru doniesieniom, odkryciom związanym z działaniem mózgu biegacza, stresem itd., zrobię mały wyciąg, a przy okazji może zainteresuje kogoś taki naukowy punkt widzenia. Przyznam bez bicia, że w pomysł na ten runreview wszetecznie wpisałem mały eksperyment: chciałem sprawdzić, czy forma naukowej opowieści o bieganiu ma rację bytu, czy takie analizy kogoś interesują. Z temperatury polemiki, jaka się tu wywiązała, i z liczby dyskutantów wnoszę, że niespecjalnie. Głowa biegacza ma zbyt wiele na głowie, by się tą głową zajmować. Wpływ mózgu na aktywność i aktywności na mózg nie elektryzuje społeczności, nie koncentruje uwagi i nie aktywizuje szarych komórek – praktyk nie teoretyzuje, nie rozkminia, tylko biega. Brak udziału w dyskusji w tym konkretnym przypadku także był udziałem i przyjmuję, że nie ma co tego wątku dłużej ciągnąć (ech, żyć na progu długo się nie da). Poza tym jako że nie uzyskałem świadomej zgody forumowiczów na przeprowadzenie kontrolowanych badań, bez wątpienia naruszyłem ich prawa i ponoszę za to pełną odpowiedzialność cywilną. W ramach dobrowolnego poddania się karze niniejszym uroczyście ucinam zatem wszelkie dywagacje o kortyzolu, dystresach i eustresach, niedostymulowaniu i progach mózgowych i udaję się na odosobnienie – jak rasowy anachoreta .
A biegaj sobie, jak musisz, kto ci zabroni. Stresem się przejmować nie musisz, bo o ile go bieganiem prokurujesz, to zarazem niwelujesz. Taki paradoks, a która szala przeważa, nie ma większego znaczenia. O symptomach odstawiennych nie będę już pisał – skoro zdecydowałem o zamknięciu pokoiku, bocznych drzwiczek przecież nie otworzę. Fakt, że twórcy DSM i ICD nie upakowali (jeszcze) uzależnienia od ćwiczeń do klasyfikacji psychopatologii, nie oznacza, że za chwilę tego nie zrobią. Np. w ICD-11 nie ma już masochizmu (czyli jestem zdrowy?), choć nadal jest w DSM-5. Nie ma też łatki ADHD. Fetyszyzm przestał być patologią. Ale to poboczny wątek, skądinąd bardzo ciekawy, którego przeca nie będę po znachorsku eksplorował .
Na marginesie: co biegacz, to powód do biegania. Czy ktoś jednak przyznał, że biega, bo jest uzależniony od stresu, który w ten sposób wywołuje? A propos: ostatnio stwierdziłem organoleptycznie, że bieganie na stadionie zwiększa jego poziom – tylko czekać, aż media ogłoszą, że sfrustrowany krótkodystansowiec w Pcimiu Dolnym rozerwał na strzępy pałętającego się po bieżni dzieciaka. Oby nie było to o mnie.
Kawy nie pijam i nie mam nic przeciwko, by przybysze z galaktyki HD1 ją unicestwili. Ale ciasteczek niech nikt nie tyka!
To był jednorazowy projekt, zresztą nieudany, a co gorsza niezbyt etyczny (o czym za chwilę).
Pomyślałem, że z braku interesujących mnie informacji (na portalu i w polskich internetach chyba nikt takich aspektów nie analizuje) zreferuję ostatnie lektury – przyjrzę się paru doniesieniom, odkryciom związanym z działaniem mózgu biegacza, stresem itd., zrobię mały wyciąg, a przy okazji może zainteresuje kogoś taki naukowy punkt widzenia. Przyznam bez bicia, że w pomysł na ten runreview wszetecznie wpisałem mały eksperyment: chciałem sprawdzić, czy forma naukowej opowieści o bieganiu ma rację bytu, czy takie analizy kogoś interesują. Z temperatury polemiki, jaka się tu wywiązała, i z liczby dyskutantów wnoszę, że niespecjalnie. Głowa biegacza ma zbyt wiele na głowie, by się tą głową zajmować. Wpływ mózgu na aktywność i aktywności na mózg nie elektryzuje społeczności, nie koncentruje uwagi i nie aktywizuje szarych komórek – praktyk nie teoretyzuje, nie rozkminia, tylko biega. Brak udziału w dyskusji w tym konkretnym przypadku także był udziałem i przyjmuję, że nie ma co tego wątku dłużej ciągnąć (ech, żyć na progu długo się nie da). Poza tym jako że nie uzyskałem świadomej zgody forumowiczów na przeprowadzenie kontrolowanych badań, bez wątpienia naruszyłem ich prawa i ponoszę za to pełną odpowiedzialność cywilną. W ramach dobrowolnego poddania się karze niniejszym uroczyście ucinam zatem wszelkie dywagacje o kortyzolu, dystresach i eustresach, niedostymulowaniu i progach mózgowych i udaję się na odosobnienie – jak rasowy anachoreta .
A biegaj sobie, jak musisz, kto ci zabroni. Stresem się przejmować nie musisz, bo o ile go bieganiem prokurujesz, to zarazem niwelujesz. Taki paradoks, a która szala przeważa, nie ma większego znaczenia. O symptomach odstawiennych nie będę już pisał – skoro zdecydowałem o zamknięciu pokoiku, bocznych drzwiczek przecież nie otworzę. Fakt, że twórcy DSM i ICD nie upakowali (jeszcze) uzależnienia od ćwiczeń do klasyfikacji psychopatologii, nie oznacza, że za chwilę tego nie zrobią. Np. w ICD-11 nie ma już masochizmu (czyli jestem zdrowy?), choć nadal jest w DSM-5. Nie ma też łatki ADHD. Fetyszyzm przestał być patologią. Ale to poboczny wątek, skądinąd bardzo ciekawy, którego przeca nie będę po znachorsku eksplorował .
Na marginesie: co biegacz, to powód do biegania. Czy ktoś jednak przyznał, że biega, bo jest uzależniony od stresu, który w ten sposób wywołuje? A propos: ostatnio stwierdziłem organoleptycznie, że bieganie na stadionie zwiększa jego poziom – tylko czekać, aż media ogłoszą, że sfrustrowany krótkodystansowiec w Pcimiu Dolnym rozerwał na strzępy pałętającego się po bieżni dzieciaka. Oby nie było to o mnie.
Kawy nie pijam i nie mam nic przeciwko, by przybysze z galaktyki HD1 ją unicestwili. Ale ciasteczek niech nikt nie tyka!
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Co tam ciasteczka, w piątce doktora Housea z autyzmu wywalili. I co teraz z upośledzonymi kobaltem?
No, ale ja nie o tym.
A co Ty za komunizm tu szerzysz? To już jednostka się nie liczy? To ilu musi być dyskutantów/ słuchaczy, żeby warto było dyskutować? Dziesięciu, stu, czy może jedenaście milionów?
Przecież ratując jeden umysł biegacza, ratujemy świat. A może na odwrót .
No, ale ja nie o tym.
A co Ty za komunizm tu szerzysz? To już jednostka się nie liczy? To ilu musi być dyskutantów/ słuchaczy, żeby warto było dyskutować? Dziesięciu, stu, czy może jedenaście milionów?
Przecież ratując jeden umysł biegacza, ratujemy świat. A może na odwrót .
-
- Wyga
- Posty: 72
- Rejestracja: 01 wrz 2020, 13:32
- Życiówka na 10k: 38:39
- Życiówka w maratonie: brak
Racja, racja, jednostka najważniejsza. Wszak żyjemy w czasach indywidualizmu, odrębności, egocentryzmu i narcyzmu, wywyższenia persony jako wartości absolutnej i nieredukowalnej. Ruchy kolektywistyczne mamy już szczęśliwie za sobą, teraz się bardziej separujemy, niż integrujemy. Toż już Abraham targował się z Panem: czyż zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi, czyż nie wybaczysz miastu przez wzgląd na tych pięćdziesięciu/czterdziestu/trzydziestu/dwudziestu/dziesięciu? Pan nie dokonał zniszczenia przez wzgląd na dziesięciu. Dziesięciu! Zawsze w tej opowieści mnie zastanawiało, dlaczego w negocjacjach nie doszli do jednego. Czy chodzi o to, że są jakieś granice miłosierdzia – trzeba znać umiar i Abraham świadomie nie przeginał? Tyle że ja nie pan, a ciebie, choć inkarnacją proroka chyba nie jesteś, warto ocalić, tak se myślę .
Więc żeby wrócić do źródeł i by nam się wątek nie rozjechał i nie rozmazał jak obraz na starość: nie odważam się jeszcze na powrót do treningów progowych. Na razie próbuję nieudolnie wyważyć wysoką objętość tygodniową i intensywność interwałów z regeneracją. I chyba dotarłem do granicy bezpieczeństwa. Wczoraj np. 10x800 (3:45/km) + rytmy 12x60s/60s trucht, na koniec ok. 5 km schłodzenia, razem 22,2 km. Średnie tempo całości 4:35/km. Średni kilometraż z ostatnich 10 treningów: 21,7 km. Czyli co trening, to HM. Kretynizm.
Biegam na pętli w połowie oświetlonej latarniami, w połowie tonącej w mroku. Bez czołówki nie uniknąłbym kolizji ze spacerowiczami. To jak okrążanie księżyca – light and dark side. Lubię metafory: bieganie tak jak księżyc ma swoje jasne i ciemne strony. O tych drugich milczymy. Najczęstsza faza treningu amatora to nów – ukryty, niejasny, nieczytelny, jak w czarnym zwierciadle; jądro ciemności. Biegamy po omacku, intuicyjnie, kierując się podszeptami innych albo własnym małym rozumkiem. Ale sens tego wszystkiego nam umyka. Podobno w tej fazie księżyca dobrze jest wyznaczać nowe cele, zaczynać od początku, to dobry czas na autorefleksję. Druga strona – pełnia stanowi iluzję, miraż: oaza w istocie nie istnieje, to tylko zakrzywienie promieni świetlnych, złudne widziadło, odbicie nieba w czymś, co wygląda jak wielka kałuża. Podobno można ją stworzyć w laboratorium.
Nasze ciało to takie laboratorium: sondujemy granice, eksperymentujemy. Wierzymy, że jesteśmy czymś więcej niż obecnym sobą, znanym, obłaskawionym, przećwiczonym. Że możemy więcej. Kretynizm. Znów. Ale to właśnie autokreacja jest kwintesencją: our desires (and imperfections) make us human.
Wyszło jakoś melancholijnie, wybacz. Pada, pewnie dlatego.
Więc żeby wrócić do źródeł i by nam się wątek nie rozjechał i nie rozmazał jak obraz na starość: nie odważam się jeszcze na powrót do treningów progowych. Na razie próbuję nieudolnie wyważyć wysoką objętość tygodniową i intensywność interwałów z regeneracją. I chyba dotarłem do granicy bezpieczeństwa. Wczoraj np. 10x800 (3:45/km) + rytmy 12x60s/60s trucht, na koniec ok. 5 km schłodzenia, razem 22,2 km. Średnie tempo całości 4:35/km. Średni kilometraż z ostatnich 10 treningów: 21,7 km. Czyli co trening, to HM. Kretynizm.
Biegam na pętli w połowie oświetlonej latarniami, w połowie tonącej w mroku. Bez czołówki nie uniknąłbym kolizji ze spacerowiczami. To jak okrążanie księżyca – light and dark side. Lubię metafory: bieganie tak jak księżyc ma swoje jasne i ciemne strony. O tych drugich milczymy. Najczęstsza faza treningu amatora to nów – ukryty, niejasny, nieczytelny, jak w czarnym zwierciadle; jądro ciemności. Biegamy po omacku, intuicyjnie, kierując się podszeptami innych albo własnym małym rozumkiem. Ale sens tego wszystkiego nam umyka. Podobno w tej fazie księżyca dobrze jest wyznaczać nowe cele, zaczynać od początku, to dobry czas na autorefleksję. Druga strona – pełnia stanowi iluzję, miraż: oaza w istocie nie istnieje, to tylko zakrzywienie promieni świetlnych, złudne widziadło, odbicie nieba w czymś, co wygląda jak wielka kałuża. Podobno można ją stworzyć w laboratorium.
Nasze ciało to takie laboratorium: sondujemy granice, eksperymentujemy. Wierzymy, że jesteśmy czymś więcej niż obecnym sobą, znanym, obłaskawionym, przećwiczonym. Że możemy więcej. Kretynizm. Znów. Ale to właśnie autokreacja jest kwintesencją: our desires (and imperfections) make us human.
Wyszło jakoś melancholijnie, wybacz. Pada, pewnie dlatego.
- fangss
- Wyga
- Posty: 92
- Rejestracja: 24 sie 2023, 23:52
- Życiówka na 10k: 43:22
- Życiówka w maratonie: brak
Poszedlbym w tym wywodzie nawet dalej, dynamizujemy cialo fizyczne (wczoraj np. u mnie 14-ka na najlepszej w okolicy trasie przez grzbiet gory z wplecionym wszystkim co sie da) zeby to co duchowe pomoglo w przesuwaniu granic i stalo sie bardziej odkryte i uchwytne, a wtedy moze ktorys/as z nas - biegaczy/ek pewnego razu stanie sie jak Triaulanga:
.https://www.youtube.com/watch?v=EVx97qVut2w
i tak jak on znikal w celi wiezienia a pojawial sie na jego dachu, tak ów biegacz/ka zniknie na trasie i pojawi sie na mecie. Na zlamanie 2h w maratonie przez czlowieka nie musielismy czekac az do 2060r. jak pierwotnie przewidywano. Ile bedzie trzeba czekac na fenomen biegajacego/ej Triaulangi, czy w ogole sie tego doczekamy - warto chyba zyc nieco dluzej, by sie przekonac...
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4105
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
A wiecie, że jak bujamy się na fotelu bujanym, to luna, znaczy się księżyc się starzeje i odmładza i starzeje i tak w kółko?