Maraton Odrzański czyli DNF na mokro.
Kończąc regularne wpisy na blogu krótka relacja z próby maratońskiej.
Od około tygodnia przed biegiem prognozy pogody na dzień zawodów były super aż na dwa dni przed wszystko się spierdoliło.
Musiał się jakiś cholerny front atmosferyczny akurat w niedzielę nad polskie wpierniczyć.
Sobota przed biegiem pogoda ideał. W poniedziałek po biegu pogoda ideał a w niedzielę kilkugodzinne ulewy oczywiście w godzinach biegu.
Pół godziny przed startem zaczęło kapać. W momencie rozpoczęcia biegu już lało a po około 20 minutach otworzyły się niebiosa.
Przechodząc do biegu. Realizowałem dokładnie plan czyli przez pierwsze 3km biegłem tempem 4:15 i oczywiście to był mega luz.
Potem przyspieszyłem do 4:11 i to było odczuciowo TM a przynajmniej gdzieś w okolicy. Na tym tempie miałem biec kolejne 11km a potem przyspieszyć do 4:08. Zaraz na początku odcinka z tempem 4:11 zgadałem się z innym zawodnikiem, żeby biec razem dając sobie zmiany. Poznany kolega, Łukasz biegł trzeci swój maraton z planem złamania 3 godzin. Mówię mu, że 4:11 to bardzo mocno jak na sub 3 ale powiedział, że mu to tempo pasuje. Zmiany robiliśmy co około 1km biegnąc w kilku miejscach w wodzie dosłownie pod kostki. Studzienki kanalizacyjne przestały w niektórym miejscach odbierać wodę. Mimo to te pierwsze kilometry biegło się jak zawsze dobrze ale zaczynało mi się robić chłodno. W tym czasie albo !@#$% lało albo momentami waliło całymi wiadrami na łeb. W trakcie 14km mówię koledze, że zaraz przyspieszam do 4:08. Chłopak powiedział, że to już za szybko i będzie biegł dalej swoim tempem.
Po przebiegnięciu łącznie 14km przyspieszyłem do 4:08. W zegarku ustawiłem "trening" dzieląc bieg na poszczególne odcinki. Dzięki temu miałem podgląd na średnie tempo z danego odcinka. Do tego łączny dystans oraz stoper.
W tej części biegu zaczął wiać lekki ale odczuwalny wiatr który według prognoz miał się cały czas wzmagać i około 11 miało już mocno wiać. To nie był jeszcze wiatr który na odcinkach w twarz męczył ale niestety zaczął wychładzać organizm.
Wracając do samego biegu. Po przyspieszeniu do 4:08 od razu poczułem różnicę w komforcie biegu. Przy 4:11 był flow a przy 4:08 zrobiło się bardzo wymagająco. Przekonałem się jak dużo "ważą" tylko 3s/km jak biegnie się na granicy swoich możliwości.
W okolicy 20km średnią miałem 4:09 i już było ciężko. Do tego mięśnie zaczynały się robić sztywne a na rękach pojawiła się gęsia skórka. W tym momencie zrozumiałem, że sub 2:55 spłynęło w strugach deszczu. Trzymałem te 4:09 jeszcze przez 2-3km myśląc co robić. Zmieniłem ekran w zegarku, żeby sprawdzić jaka jest ogólna średnia z biegu i widzę że jest 4:13.
Postanowiłem, że spróbuje to utrzymać do końca a to dało by życiówke poprawioną o około minutę. Niestety w okolicach 25-28km zaczął się bardzo szybki zjazd. Do tego buło mi już po prostu zimno. Trzeba było wtedy schodzić z trasy. Mniej więcej w tym czasie wyprzedził mnie chłopak z którym biegłem pierwsze 14km. Powiedział, że czuje się dobrze. Gdy średnie tempo spadło do 4:14 a zaraz potem do 4:15 postanowiłem, że będę schodził z trasy. Byłem jakieś 2km od hali sportowej gdzie miałem zaparkowany samochód oraz linii start/meta. Te ostatnie 2km były bardzo ciężkie. Raz, to zmęczenie bardzo duże a dwa cały zesztywniałem. Po 32km skończyłem te mokre męczarnie. W aucie od razu ogrzewanie na full. Przebrałem się i szybko poszedłem na linię mety. W zawodach brał udział mój znajomy z rodzinnego miasta, Daniel (kudłaty ) który widziałem jak się mijaliśmy, że biegł na drugiej pozycji i tak też chłopak skończył z czasem 2:34 z sekundami. Zawodnik na pierwszej pozycji był poza zasięgiem bo przybiegł z czasem w około 2:28. Daniel, przybiegł kompletnie "sztywny" tak go wypizgało. Aż mi go szkoda było. Nie wyobrażam sobie co przeżywali zawodnicy którzy biegli 4 czy też nawet 5 godzin. około 11:30 już wiatr był wyraźnie odczuwalny i bardzo mocno schładzał. Do tego szybko się wzmagał.
Kończąc informacje o innych zawodnikach to kolega z którym biegłem początek zawodów wykręcił 2:57 z sekundami czyli rewelacja jak na pierwszą próbę łamania sub 3 i to w takich pojebanych warunkach!!
Podsumowując :
Na pewno nie byłem przygotowany na 2:55. Niestety przez pogodę nie umiem określić ile brakowało do 2:55. Nigdy nie biegałem w takich warunkach i nie wiem jak duży wpływ ma taka pogoda na zawodnika. Chciałem zimno to dostałem zimno.
Myślę, że do poziomu 2:55 dużo brakowało bo gdybym był tak przygotowany to nawet w tych warunkach powinienem w okolice 35km na planowanym tempie dobiec.
Postanowiłem, że dopóki nie pobiegnę w półmaratonie czasu , który da realne podstawy do biegania 2:55 to nawet nie próbuję.
To już ostatni regularny wpis na blogu. Po kilku latach regularnych wpisów już po prostu mi się nie chce.
Czołem!!
Siedlak vs. Maraton 2:55
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
XX Krakowski Półmaraton Marzanny
Po maratonie w Kędzierzynie w październiku podczas którego prawie się nie utopiłem zrobiłem trzy tygodniową przerwę od biegania. Postanowiłem, że nie próbuje łamać 2:55 jeśli nie złamie najpierw 1:24 w HM. Moim zdaniem to minimum żeby myśleć realnie o 2:55
Skończyłem również po kilku latach współpracę z kierownikiem. Od wiosny 2024 czułem, że czas na zmiany.
Na początku chciałem coś sam kombinować z treningiem do HM w oparciu o przygotowania po których pobiegłem życiówkę ale od słowa do słowa z @cichy70 i okazało się, że mam nowego kierownika Robert wysłał mi bardzo fajny 12 tygodniowy plan. Wprawdzie rozpisany na 6 dni treningowych ale po wywaleniu dwóch dni z typowo regeneracyjnymi biegami mieliśmy 4 dni/tydzień.
Plan mnie zaciekawił bo pomysł na trening był odwrotny od tego co zawsze biegałem czyli najpierw akcenty LT a dopiero w drugiej części a nawet trochę później Vomax i dwa bardzo mocne ciągłe czyli 10km MAX na 4 oraz 2 tygodnie przed zawodami. Te 10km ciągłe budziły moje wątpliwości ale po konsultacjach z Robertem postanowiliśmy, że jak się powiedziało A oraz B to trzeba dojechać do końca i tak zrobiliśmy.
Pierwsze 10 km w trupa na 4 tygodnie przed zawodami weszło w 38:17 czyli 18s wolniej od życiówki(na tej samej trasie)
Drugie 10km na 2 tygodnie przed zawodami w gorszych warunkach weszło w 38:06 czyli tylko 7s wolniej od życiówki co dawało realne podstawy, żeby myśleć o bieganiu HM w okolicy 1:24
Dzień po tym treningu leciałem 19km@4:19 na ubitych nogach ale pilnując pulsu, żeby nie było więcej niż 75%Hrmax czyli normalny tlen. To był piątek. We wtorek czyi 12 dni przed zawodami zrobiłem ostatni mocny akcent czyli 2x1200m@3:38/2,5'+4x800@3:34/2' i coś chyba "pękło" Nie umiałem tego wszystkiego zregenerować do piątku cały czas byłem zmęczony. W sobotę obudziłem się z dziwną infekcją czyli bólem głowy, mięśni i dużym osłabieniem. Tak trzymało mnie 3 dni i puściło ale dalej byłem słaby jak dziecko. Tapering szedł strasznie ciężko. Ja człowiek zacząłem się czuć dopiero w w sobotę przed biegiem a dobrze w niedzielę w dniu biegu.
Tyle słowem wstępu a teraz sam bieg.
Pod stadion Wisły Kraków przyjechałem 2,5 godziny przed biegiem. Praktycznie do rozpoczęcia biegu na zmianę padał deszcz, krupa śnieżna, śniego deszcz i nie wiem co jeszcze z krótkimi przerwami kiedy nic nie padało. Już miałem przed oczami powtórkę z Kędzierzyna Koźla ale w jeszcze niższej temperaturze. Pizgało fest więc postanowiłem biec w długich leginsach, cienkiej koszulce z długi rękawem a na to z krótkim. Czapka, cienki komin i cienkie rękawiczki. No i to był błąd ponieważ na pierwszych dwóch kilometrach już ledwo kapało a potem nawet zaczęło co jakiś czas wychodzić słońce i zrobiło się zbyt ciepło.
Wiedziałem, że pierwsze 9km będzie z wiatrem a reszta pod wiatr z ciężkim podbiegiem pod zamek i jego obiegnięciem.
Postanowiłem, że z wiatrem biegnę trochę szybciej niż wymagane 3:58 żeby zakręcić się około 1:24.
Pierwsze kilometry schodziły szybko. na zegarku miałem średnie tempo 3:57 a nawet od czasu do czasu 3:56. Mimo że biegliśmy z wiatrem w plecy i ogólnie lekko w dół zbyt ciężko to szło jak na HM. Znacznik 5km minąłem w 19:45 i dalej trzymałem tempo ale zrobiło mi się gorąco. Komin zawinąłem wokół nadgarstka a rękawiczki i czapkę wcisnąłem za "pasek" od leginsów. Nie było luzu w nogach ale cisnąłem dalej trzymając równe tempo aż do końca 9km gdzie była nawrotka i zaczął się bieg pod wiatr. Po kilkuset metrach zrobiło się ciężko, zbyt ciężko. Mniej więcej w połowie 10km był podbieg pod wał i od razu na most. Tu zrobiło się bardzo ciężko i puściłem grupę 5-6 biegaczy i zaczął się bieg solo pod wiatr. Planując bieg byłem przekonany, że jedynym trudnym podbiegiem będzie ten pod zamek. No i się bardzo zdziwiłem. Od 10 do 15km to były najtrudniejsze od strony profilu trasy 5km jakie biegłem. Góra dół lewo prawo, góra dół nawrotka i tak kilka razy z "finiszem" na Wawel. Na 10km mimo, że jeszcze byłem "w czasie" wiedziałem, że 1:24 jest nie realne a o życiówkę (1:24:48) będzie bardzo ciężko. Dobieg w okolice zamku to długi odcinek wzdłuż Wisły gdzie biegłem solo pod wiatr. Cały czas słabłem i widziałem jak spada średnie tempo. Po Zdobyciu podbiegu pod zamek byłem już @#$%^. na 15km miałem już średnią chyba 4:03 czyli totalnie po zawodach. Od zamku znowu długi odcinek wzdłuż Wisły na którym minęło mnie dużo zawodników. Biegłem mocno ile sił było ale już bez motywacji żeby wypruć flaki. Potem był odcinek prowadzący do Błoni. Przy błoniach 20km był lekko z wiatrem potem mocny skręt w lewo i ostatnia prosta około 1200m centralnie pod wiatr. To już był odcinek byle dobiec i skończyć męki.
Ostatecznie wyszło 1:26:00 co dało miejsca:
Open 119/2659 oraz 37/713
Dwie minuty straty do zakładanego celu to bardzo dużo. Gdybym wiedział, że czeka mnie tak trudnie 5km to zacząłbym wolniej w okolicy 4:00-4:01. Może dzięki temu miałbym siły, żeby w drugiej części zakręcić się w okolicy życiówki bo na 1:24 nie było na tej trasie z wiatrem w ryj szans.
Jedna rzecz mnie zastanawia. Mianowicie bardzo niski puls na jakim przebiegłem te zawody. Dwa treningi 10 km w trupa o których pisałem wyżej zrobiłem na średnim 156 więc HM powinien wejść w okolicy 148bpm a było ledwie 142bpm. Nie wiem czemu serce nie weszło na wyższe obroty. 142 to mój puls maratoński
Wstępnie planuję pobiec jeszcze raz w Krakowie 20 października półmaraton Królewski z którego mam życiówkę. Teraz tydzień wolnego i biorę się za trening pod 5km. Trzeba popracować trochę nad zapasem szybkości.
To tyle. Pozdrawiam wszystkich którzy przeczytają te wypociny
Po maratonie w Kędzierzynie w październiku podczas którego prawie się nie utopiłem zrobiłem trzy tygodniową przerwę od biegania. Postanowiłem, że nie próbuje łamać 2:55 jeśli nie złamie najpierw 1:24 w HM. Moim zdaniem to minimum żeby myśleć realnie o 2:55
Skończyłem również po kilku latach współpracę z kierownikiem. Od wiosny 2024 czułem, że czas na zmiany.
Na początku chciałem coś sam kombinować z treningiem do HM w oparciu o przygotowania po których pobiegłem życiówkę ale od słowa do słowa z @cichy70 i okazało się, że mam nowego kierownika Robert wysłał mi bardzo fajny 12 tygodniowy plan. Wprawdzie rozpisany na 6 dni treningowych ale po wywaleniu dwóch dni z typowo regeneracyjnymi biegami mieliśmy 4 dni/tydzień.
Plan mnie zaciekawił bo pomysł na trening był odwrotny od tego co zawsze biegałem czyli najpierw akcenty LT a dopiero w drugiej części a nawet trochę później Vomax i dwa bardzo mocne ciągłe czyli 10km MAX na 4 oraz 2 tygodnie przed zawodami. Te 10km ciągłe budziły moje wątpliwości ale po konsultacjach z Robertem postanowiliśmy, że jak się powiedziało A oraz B to trzeba dojechać do końca i tak zrobiliśmy.
Pierwsze 10 km w trupa na 4 tygodnie przed zawodami weszło w 38:17 czyli 18s wolniej od życiówki(na tej samej trasie)
Drugie 10km na 2 tygodnie przed zawodami w gorszych warunkach weszło w 38:06 czyli tylko 7s wolniej od życiówki co dawało realne podstawy, żeby myśleć o bieganiu HM w okolicy 1:24
Dzień po tym treningu leciałem 19km@4:19 na ubitych nogach ale pilnując pulsu, żeby nie było więcej niż 75%Hrmax czyli normalny tlen. To był piątek. We wtorek czyi 12 dni przed zawodami zrobiłem ostatni mocny akcent czyli 2x1200m@3:38/2,5'+4x800@3:34/2' i coś chyba "pękło" Nie umiałem tego wszystkiego zregenerować do piątku cały czas byłem zmęczony. W sobotę obudziłem się z dziwną infekcją czyli bólem głowy, mięśni i dużym osłabieniem. Tak trzymało mnie 3 dni i puściło ale dalej byłem słaby jak dziecko. Tapering szedł strasznie ciężko. Ja człowiek zacząłem się czuć dopiero w w sobotę przed biegiem a dobrze w niedzielę w dniu biegu.
Tyle słowem wstępu a teraz sam bieg.
Pod stadion Wisły Kraków przyjechałem 2,5 godziny przed biegiem. Praktycznie do rozpoczęcia biegu na zmianę padał deszcz, krupa śnieżna, śniego deszcz i nie wiem co jeszcze z krótkimi przerwami kiedy nic nie padało. Już miałem przed oczami powtórkę z Kędzierzyna Koźla ale w jeszcze niższej temperaturze. Pizgało fest więc postanowiłem biec w długich leginsach, cienkiej koszulce z długi rękawem a na to z krótkim. Czapka, cienki komin i cienkie rękawiczki. No i to był błąd ponieważ na pierwszych dwóch kilometrach już ledwo kapało a potem nawet zaczęło co jakiś czas wychodzić słońce i zrobiło się zbyt ciepło.
Wiedziałem, że pierwsze 9km będzie z wiatrem a reszta pod wiatr z ciężkim podbiegiem pod zamek i jego obiegnięciem.
Postanowiłem, że z wiatrem biegnę trochę szybciej niż wymagane 3:58 żeby zakręcić się około 1:24.
Pierwsze kilometry schodziły szybko. na zegarku miałem średnie tempo 3:57 a nawet od czasu do czasu 3:56. Mimo że biegliśmy z wiatrem w plecy i ogólnie lekko w dół zbyt ciężko to szło jak na HM. Znacznik 5km minąłem w 19:45 i dalej trzymałem tempo ale zrobiło mi się gorąco. Komin zawinąłem wokół nadgarstka a rękawiczki i czapkę wcisnąłem za "pasek" od leginsów. Nie było luzu w nogach ale cisnąłem dalej trzymając równe tempo aż do końca 9km gdzie była nawrotka i zaczął się bieg pod wiatr. Po kilkuset metrach zrobiło się ciężko, zbyt ciężko. Mniej więcej w połowie 10km był podbieg pod wał i od razu na most. Tu zrobiło się bardzo ciężko i puściłem grupę 5-6 biegaczy i zaczął się bieg solo pod wiatr. Planując bieg byłem przekonany, że jedynym trudnym podbiegiem będzie ten pod zamek. No i się bardzo zdziwiłem. Od 10 do 15km to były najtrudniejsze od strony profilu trasy 5km jakie biegłem. Góra dół lewo prawo, góra dół nawrotka i tak kilka razy z "finiszem" na Wawel. Na 10km mimo, że jeszcze byłem "w czasie" wiedziałem, że 1:24 jest nie realne a o życiówkę (1:24:48) będzie bardzo ciężko. Dobieg w okolice zamku to długi odcinek wzdłuż Wisły gdzie biegłem solo pod wiatr. Cały czas słabłem i widziałem jak spada średnie tempo. Po Zdobyciu podbiegu pod zamek byłem już @#$%^. na 15km miałem już średnią chyba 4:03 czyli totalnie po zawodach. Od zamku znowu długi odcinek wzdłuż Wisły na którym minęło mnie dużo zawodników. Biegłem mocno ile sił było ale już bez motywacji żeby wypruć flaki. Potem był odcinek prowadzący do Błoni. Przy błoniach 20km był lekko z wiatrem potem mocny skręt w lewo i ostatnia prosta około 1200m centralnie pod wiatr. To już był odcinek byle dobiec i skończyć męki.
Ostatecznie wyszło 1:26:00 co dało miejsca:
Open 119/2659 oraz 37/713
Dwie minuty straty do zakładanego celu to bardzo dużo. Gdybym wiedział, że czeka mnie tak trudnie 5km to zacząłbym wolniej w okolicy 4:00-4:01. Może dzięki temu miałbym siły, żeby w drugiej części zakręcić się w okolicy życiówki bo na 1:24 nie było na tej trasie z wiatrem w ryj szans.
Jedna rzecz mnie zastanawia. Mianowicie bardzo niski puls na jakim przebiegłem te zawody. Dwa treningi 10 km w trupa o których pisałem wyżej zrobiłem na średnim 156 więc HM powinien wejść w okolicy 148bpm a było ledwie 142bpm. Nie wiem czemu serce nie weszło na wyższe obroty. 142 to mój puls maratoński
Wstępnie planuję pobiec jeszcze raz w Krakowie 20 października półmaraton Królewski z którego mam życiówkę. Teraz tydzień wolnego i biorę się za trening pod 5km. Trzeba popracować trochę nad zapasem szybkości.
To tyle. Pozdrawiam wszystkich którzy przeczytają te wypociny
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4871
- Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
- Życiówka na 10k: 37:59
- Życiówka w maratonie: 2:59:13
- Lokalizacja: Tychy
Krakowski Półmaraton czyli dugi raz w łeb.
Drugi HM w tym roku w Krakowie i druga porażka. Byłem przekonany, że gorzej jak na Marzannie pobiec nie mogę ale niestety się myliłem.
Szybki skrót z treningów. Pierwszy miesiąc to spokojne wprowadzenie i spokojne bieganie w upałach czyli adaptacja cieplna.
Lipiec to już konkretne przygotowania. Trochę więcej żwawych wybiegań, minutówki i pierwsze progowe biegi. Wszystko fajnie wchodziło. upały już mi nie przeszkadzały.
W sierpniu trzeci miesiąc biegania w upałach i coś się zacięło. Zaczeły mnie te cholerne temperatury męczyć. Źle mi się biegało. Coraz bardziej urozmaicony trening. Vomax, LT pierwse biegi ciągłe w okolicach tempa docelowego.
Wrzesień dalej gorąco i dalej ogólnie złe samopoczucie. Cały czas czułem się mniej lub bardziej zmęczony. Dużo treningów na tempach LT i THM. Cały czas ciężko to wchodzi. Po "naradzie" z @cichy70 realizuję:
5 tygodni przed zawodami:
Wtorek 15x200m@3:20/1,5' bardzo lekko z dużym zapasem oraz Piątek 4x3km@4:00/4' ciężko, topornie
4 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 6x400m@3:25/1,5'+8x200m@3:20/1,5' bardzo lekko. Na zaciągniętym hamulcu oraz piątek (5km+5km+3km)@4:00/4' topornie a ostatnie 3km bardzo ciężko
3 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 8x800@3:38/2' znowu leciutko z dużym zapasem oraz Piątek 2x7,5km@4:00/5' pierwszy odcinek ok ale drugi już ciężko a końcówka bardzo ciężko
2 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 5x1,5km@3:55/1' jako ostatni mocny akcent. Weszło pod kontrolą ale luzu nie było. Piatek 6kmTM@4:15 na podtrzymanie.
Zawody: W końcu po dwóch latach trafiłem super pogodę do biegania. Nie ma się do czego przyczepić. Na Marzannie przewiozłem tempo. Pierwsze 5k@3:57 i zapłaciłem. Teraz postanowiłem otworzyć bardzo ostrożnie. Zagadałem pejsa jak zamierza biec. powiedział, że równo po 4:00. Oczywiście chłopu nie uwierzyłem i dobrze zrobiłem. Zaczynam kilka metrów za pejsem i otwieram pierwszy km @4:02 pejs już kilkanaście metrów z przodu. Kolejne km(podaje z zegarka) 3:59 4:04 4:02 3:56 Mijam pomiar czasu na 5km mając 20:01 czyli idealnie. data sport twierdzi że 20:14. Nie wiem skąd te różnice. Może włączyłem zegarek w złym miejscu podczas startu ale żeby aż 13s różnicy??? Tym bardziej, że auto lap łapie kilometry na flagach lub bardzo blisko. Biegnie się bardzo lekko. kolejne kilometry równo jeszcze w dużej grupie. Zegarek łapie nawet lapy za flagami!! Cały czas pilnuję tempa 4:00. Średnie tempo na zegarku skacze miedzy 4:00 a 4:01 czyli idealnie. Nieźle się zdziwiłem jak mi zegarek odpikał 9km a do flagi miałem jeszcze kilkanaście metrów. Lecimy 10km. już jest luz. Jesteśmy na Błoniach i wracamy w kierunku wschodnim. Jest bardzo delikatny wiaterek w ryj. Grupy zawodników już się porwały i jest dużo luzu na trasie. Chowam się za dwóch zawodników którzy biegną obok siebie. Pika mi 10km a do maty pomiarowej jeszcze dość spory kawałek. Ja mam na zegarku łącznie 10km w 40:07 ale według datasport 40:25 i tak mniej więcej miałem mijając bramkę. Zaczyna robić się już dość ciężkawo. Łykam żela i popijam wodą z małej buteleczki z którą biegłem. Między mnie i dwóch zawodników wpierniczył się zawodnik, którego wyprzedziliśmy. Kawał chłopa. I tutaj zrobiłem błąd. Mianowicie biegnąc za tym gościem trochę się zagapiłem a gościu zwolnił. Jak się połapałem to tych dwóch zawodników było 8-10m z przodu. wyprzedziłem gościa i się zastanawiam co robić. kleić czy nie kleić tych dwóch z przodu.
Niby wiaterek symboliczny, prawie żaden ale mnie !@#$%. Postanawiam skleić i niestety to już trochę poczułem. Profil trasy ogólnie nie jest zły oprócz pieprzonej "wycieczki" na stare miasto. Przed zamkiem skręcamy w lewo na stare miasto i od razu mocny podbieg po wielkich kamolach zamiast chociażby kostki brukowej. Zwalniam żeby się nie zajechać ale po krótkiej przerwie znowu podbieg który już mocno poczułem. Cała ta nieszczęsna wycieczka po starym mieście była na 13km(4:09) i 14km (4:01). To był początek końca. Początek 15km to zbieg nad Wisłę i bomba(4:06) Tą piątkę przebiegłem w 20:26 czyli już za słabo a 15km w 1:00:51. Nie wiem czemu ale bardzo osłabłem. Na Marzannie miałem już bombę na 10km po podbiegu na most ale potrafiłem do końca trzymać tempo w okolicy 4:05 i skończyłem w 1:26:00 a teraz nie byłem w stanie 4:10 biec. Mnóstwo zawodników zaczęło mnie wyprzedzać. Zaczął mi siadać przywodziciel w lewej nodze. Kolejne kilometry 4:10 4:12 4:18!!!! 4:13 4:09 no płakać się chciało ale nie byłem w stanie biec szybciej. Odcięło prąd i tyle. 21km@4:10 Jak wbiegłem do Tauron Areny i zobaczyłem, że już wskakuje 1:27 to mi się wierzyć dalej nie chciało.
Ostatecznie czas netto 1:26:43
Open 366/10700?(chyba tylu ukończyło)
87 M40/2070
160 WMA(jakiś wiekowy przelicznik)
No to tyle w temacie próby biegu na 1:24:30 czyli na życiówkę.
W przyszłym roku wchodzę w M50 i to będzie 12 rok biegania. O życiówki będzie już bardzo bardzo ciężko ale jeszcze się nie poddaję. Nie daje mi spokoju ten HM bo uważam, że mam go(lub miałem ) nie dobiegany. Na wiosnę kolejna próba. Chyba w Dąbrowie Górniczej.
W tym roku pobiegnę jeszcze 5km w Tychach w ramach Grand Prix Tychów w biegach długo dystansowych.
To tyle. Pisać mi się nie chciało ale mnie Witek wywołał do tablicy
Drugi HM w tym roku w Krakowie i druga porażka. Byłem przekonany, że gorzej jak na Marzannie pobiec nie mogę ale niestety się myliłem.
Szybki skrót z treningów. Pierwszy miesiąc to spokojne wprowadzenie i spokojne bieganie w upałach czyli adaptacja cieplna.
Lipiec to już konkretne przygotowania. Trochę więcej żwawych wybiegań, minutówki i pierwsze progowe biegi. Wszystko fajnie wchodziło. upały już mi nie przeszkadzały.
W sierpniu trzeci miesiąc biegania w upałach i coś się zacięło. Zaczeły mnie te cholerne temperatury męczyć. Źle mi się biegało. Coraz bardziej urozmaicony trening. Vomax, LT pierwse biegi ciągłe w okolicach tempa docelowego.
Wrzesień dalej gorąco i dalej ogólnie złe samopoczucie. Cały czas czułem się mniej lub bardziej zmęczony. Dużo treningów na tempach LT i THM. Cały czas ciężko to wchodzi. Po "naradzie" z @cichy70 realizuję:
5 tygodni przed zawodami:
Wtorek 15x200m@3:20/1,5' bardzo lekko z dużym zapasem oraz Piątek 4x3km@4:00/4' ciężko, topornie
4 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 6x400m@3:25/1,5'+8x200m@3:20/1,5' bardzo lekko. Na zaciągniętym hamulcu oraz piątek (5km+5km+3km)@4:00/4' topornie a ostatnie 3km bardzo ciężko
3 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 8x800@3:38/2' znowu leciutko z dużym zapasem oraz Piątek 2x7,5km@4:00/5' pierwszy odcinek ok ale drugi już ciężko a końcówka bardzo ciężko
2 tygodnie przed zawodami:
Wtorek 5x1,5km@3:55/1' jako ostatni mocny akcent. Weszło pod kontrolą ale luzu nie było. Piatek 6kmTM@4:15 na podtrzymanie.
Zawody: W końcu po dwóch latach trafiłem super pogodę do biegania. Nie ma się do czego przyczepić. Na Marzannie przewiozłem tempo. Pierwsze 5k@3:57 i zapłaciłem. Teraz postanowiłem otworzyć bardzo ostrożnie. Zagadałem pejsa jak zamierza biec. powiedział, że równo po 4:00. Oczywiście chłopu nie uwierzyłem i dobrze zrobiłem. Zaczynam kilka metrów za pejsem i otwieram pierwszy km @4:02 pejs już kilkanaście metrów z przodu. Kolejne km(podaje z zegarka) 3:59 4:04 4:02 3:56 Mijam pomiar czasu na 5km mając 20:01 czyli idealnie. data sport twierdzi że 20:14. Nie wiem skąd te różnice. Może włączyłem zegarek w złym miejscu podczas startu ale żeby aż 13s różnicy??? Tym bardziej, że auto lap łapie kilometry na flagach lub bardzo blisko. Biegnie się bardzo lekko. kolejne kilometry równo jeszcze w dużej grupie. Zegarek łapie nawet lapy za flagami!! Cały czas pilnuję tempa 4:00. Średnie tempo na zegarku skacze miedzy 4:00 a 4:01 czyli idealnie. Nieźle się zdziwiłem jak mi zegarek odpikał 9km a do flagi miałem jeszcze kilkanaście metrów. Lecimy 10km. już jest luz. Jesteśmy na Błoniach i wracamy w kierunku wschodnim. Jest bardzo delikatny wiaterek w ryj. Grupy zawodników już się porwały i jest dużo luzu na trasie. Chowam się za dwóch zawodników którzy biegną obok siebie. Pika mi 10km a do maty pomiarowej jeszcze dość spory kawałek. Ja mam na zegarku łącznie 10km w 40:07 ale według datasport 40:25 i tak mniej więcej miałem mijając bramkę. Zaczyna robić się już dość ciężkawo. Łykam żela i popijam wodą z małej buteleczki z którą biegłem. Między mnie i dwóch zawodników wpierniczył się zawodnik, którego wyprzedziliśmy. Kawał chłopa. I tutaj zrobiłem błąd. Mianowicie biegnąc za tym gościem trochę się zagapiłem a gościu zwolnił. Jak się połapałem to tych dwóch zawodników było 8-10m z przodu. wyprzedziłem gościa i się zastanawiam co robić. kleić czy nie kleić tych dwóch z przodu.
Niby wiaterek symboliczny, prawie żaden ale mnie !@#$%. Postanawiam skleić i niestety to już trochę poczułem. Profil trasy ogólnie nie jest zły oprócz pieprzonej "wycieczki" na stare miasto. Przed zamkiem skręcamy w lewo na stare miasto i od razu mocny podbieg po wielkich kamolach zamiast chociażby kostki brukowej. Zwalniam żeby się nie zajechać ale po krótkiej przerwie znowu podbieg który już mocno poczułem. Cała ta nieszczęsna wycieczka po starym mieście była na 13km(4:09) i 14km (4:01). To był początek końca. Początek 15km to zbieg nad Wisłę i bomba(4:06) Tą piątkę przebiegłem w 20:26 czyli już za słabo a 15km w 1:00:51. Nie wiem czemu ale bardzo osłabłem. Na Marzannie miałem już bombę na 10km po podbiegu na most ale potrafiłem do końca trzymać tempo w okolicy 4:05 i skończyłem w 1:26:00 a teraz nie byłem w stanie 4:10 biec. Mnóstwo zawodników zaczęło mnie wyprzedzać. Zaczął mi siadać przywodziciel w lewej nodze. Kolejne kilometry 4:10 4:12 4:18!!!! 4:13 4:09 no płakać się chciało ale nie byłem w stanie biec szybciej. Odcięło prąd i tyle. 21km@4:10 Jak wbiegłem do Tauron Areny i zobaczyłem, że już wskakuje 1:27 to mi się wierzyć dalej nie chciało.
Ostatecznie czas netto 1:26:43
Open 366/10700?(chyba tylu ukończyło)
87 M40/2070
160 WMA(jakiś wiekowy przelicznik)
No to tyle w temacie próby biegu na 1:24:30 czyli na życiówkę.
W przyszłym roku wchodzę w M50 i to będzie 12 rok biegania. O życiówki będzie już bardzo bardzo ciężko ale jeszcze się nie poddaję. Nie daje mi spokoju ten HM bo uważam, że mam go(lub miałem ) nie dobiegany. Na wiosnę kolejna próba. Chyba w Dąbrowie Górniczej.
W tym roku pobiegnę jeszcze 5km w Tychach w ramach Grand Prix Tychów w biegach długo dystansowych.
To tyle. Pisać mi się nie chciało ale mnie Witek wywołał do tablicy
viewtopic.php?f=28&t=58398 Komentarze