W pierwszym tygodniu po starcie byla czysta regeneracja
![:ble:](./images/smilies/ble.gif)
Nawet mialem sie ochote poruszac, ale leczylem rany. Co ciekawe najgorsze byly nie te po upadku (choc prawe kolano doskwieralo dosc dlugo), ale to przeciazenie (?) miesni przy lewej lopatce. Do prawej reki nie moglem wziac nawet niezbyt ciezkiej siatki, wstac z lozka bylo ciezko, przekrecic sie na drugi bok tez. Jadna na rowerze nie wchodzila w gre, a przez kolano bieganie, nawet bardzo lekkie tez nie.
W drugim tygodniu dopiero zaczalem treningu, w malej objetosci. W tak malej, ze wyszlo zero plywania i zero roweru (nic sie nie zgrywalo czasowo ani z jednym ani z drugim).
Na szczescie jest jeszcze bieganie i na tym sie skupilem
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
1. Pierwszy bieg: wtorek, 11.4km, 5:41min/km, sr. tetno 152.
Bieglo mi sie "ociezale", jeszcze czuc bylo zawody i tego sie jak najbardziej spodziewalem.
Ale prawde mowiac myslalem, ze bedzie gorzej.
2. W srode odpoczalem, ale pobieglem znowu w czwartek: 13.5km, 5:19min/km, sr. tetno 147, czyli sporo szybciej przy nizszym tetnie.
I ten bieg byl naprawde swietny. Na poczatku myslalem, ok, luz, pohamuj konie, bo pewnie po 5-6km bedzie reality check i potruchtasz do domu.
Ale tak nie bylo. Bylem w lekkim szoku, ale ok, taki dzien zdarza sie co jakis czas.
3. Rozochocony postanowilem wyjsc ponownie juz w piatek, a zeby bylo ciekawiej, to mialo byc krotko i dosc szybko.
Takie okoliczonsci swietnie pasowaly do tego, zeby w koncu wyjac z pudelka Vaporfly-e. Co wiecej pobieglem z synem, rzadka okazja.
Ta chuda cholera od poczatku mnie poganiala, tak ze od poczatku "lecielismy" tempem najpierw nieco ponad 5:00, a drugi km w 4:46.
Tutaj juz poczulem, ze regeneracja po biegu z poprzedniego dnia sie nie skonczyla. Od 3-go km juz bylo ciezko, szczegolnie nogi nie wykazywaly woli walki.
Na 3-im km utrzymalem jeszcze 4:53, ale Tymek swierdzil, ze musi zaliczyc "tojtoja", wiec odpalil i pobiegl do domu, wredby szczypiorek
![:wrrwrr:](./images/smilies/wrrwrr.gif)
![:ble:](./images/smilies/ble.gif)
4- km to juz 5:11 i dopiero na koniec sprezylem sie jeszcze i ostatni wszedl w 4:54. Te 5km wyrypalo mnie na maksa, ja pierdziu
![:ojoj:](./images/smilies/ojoj.gif)
Co ciekawe sr. tetno to tylko 149, ale nogi po prostu nie wyrabialy.
4. W sobote trening odpuscilem, bo Tymek mial zawody a wieczorem trzeba bylo jeszcze odwiezc zone na lotnisko. I dobrze, bo i tak sie troche nalazilem tego dnia.
W niedziele popoludniu namowilem jednak mlodszego syna na towarzyszenie mia na rowerze w czasie biegu.
Nie bylo juz goraco i wial calkiem mocny, ale przyjemny wiatr. Bieglo mi sie znowu znakomicie.
14km, 5:18min/km, sr. tetno 144 (:O). Tak dobrze chyba jeszcze w tym roku mi sie nie bieglo.
Kilometry 9 i 10 weszly bez napinki w 4:54 i 4:56, przy czym wczesniej kilka przebieglem w okolicach 5:05-10,
Bardzo jestem ciekaw nadchodzacego tygodnia. O ile sa to wciaz tempa dalekie od tego co bylo w erze BC, to jednak poczulem sie jakby mi sie przetkal gaznik.
Jezeli ten stan sie utrzyma w nadchodzacym czasie, to uznam, ze jestem na dobrej drodze
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Podsumowujac ten tydzien: 4 biegi, 44km i 4h wysilku. TRIMP bardzo umiarkowany = 356.