To się wszystko fajnie spięło. Oprócz jednej rzeczy, ale o tym za chwilę.
Planowałem na sobotę zrobić test za ebajkiem na naszej trasie. Tempomat na 2:45 i 8-10 minut pracy, czyli bez zakładania konkretnego dystansu. Ale zadzwonił do mnie Marcin Fudalej z taką samą propozycją, tyle że do dystansu 2600, czyli jakieś 7 minut pracy, lecz jako pejs, a więc trudniej. Gos jest teraz w gazie, więc naturalnie zgodziliśmy się pomóc mu w uzyskaniu minimum. Wyszło bardzo dobrze. Zawodnik jest
przeszczęśliwy, a Seba ma teraz lojalnego kolegę, który zrobi dla niego to samo jak będzie trzeba. I o to chodzi. Tym gestem nawiązaliśmy do idei stworzenia wielkiej, kochającej się rodziny, na czele której stoi komisja do wskrzeszania tej miłości, którą z kolei dowodzi pan Mamiński. Nota bene był też na stadionie. Więc miód spijaliśmy z dziubków. Musiałem potem na browara iść z Sebą, bo aż mnie zemdliło, tak fajnie było.
A teraz co nie zagrało. Tydzień wcześniej weszliśmy na pierwszy w tym sezonie trening przeciążeniowy na lince i spięło coś w plecach. I to było niefajne spięcie. Wczoraj Seba poczuł plecy w końcówce biegu i postanowiliśmy, że wystarczy Gosowi prowadzenia, bo dociągnie na fali euforii. Gdyby nie plecy, to być może do 10 minuty Sebastian by to utrzymał. Ale zdrowie najważniejsze.
A teraz Q-lac. Miałem to tylko na warsztatach. Potem pisałem Delikatowi, że fajne to i mam kilka pomysłów, ale nie załapał sugestii, że ma mi to podesłać za darmo do testów na zawodniku, bo przecież @#$%^ nie będę robił kolejnej zrzutki na forum, a nie zapłacę, bo mnie nie stać. !@#$% mnie już na maksa jak wszyscy się czają i czekają. Do usranej śmierci można tak czekać i patrzeć jak biega zachód. Wolę wydać na bilet do Kenii niż na Q-lacka. Taka prawda.