Sikor - no to do roboty...
Moderator: infernal
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Mialo byc zejscie z objetosci i obciazenia, ale cos mi nie wyszlo
Tak mi sie dobrze cwiczylo, do tego pogoda nareszcie dopisala, ze wyszlo troche wiecej niz planowalem.
Wczoraj wyciagnalem nawet nowe buty, zeby sie w koncu w nich przebiec: Asics Noosa 14
Fajniutkie od pierwszego zalozenia! Bardzo przyjemna pianka, nie twarda i nie "mientka", but leciutki, bardzo wygodny, dobrze trzyma stope.
Juz wiem, ze go bardzo lubie
Plywanie: 1x, 1h
Rower: 2x, 5h
Bieg: 4x, 5:15h, 58km
Razem: 11:15h, TRIMP = 760
Dzisiaj sie regeneruje, bo wieczorem mam tylko plywanie.
Pogoda znowu siada, wiec pewnie wiekszy nacisk pojdzie na rowerowanie w domu, bo nie jestem gotowy na bieganie w deszczu.
Tak mi sie dobrze cwiczylo, do tego pogoda nareszcie dopisala, ze wyszlo troche wiecej niz planowalem.
Wczoraj wyciagnalem nawet nowe buty, zeby sie w koncu w nich przebiec: Asics Noosa 14
Fajniutkie od pierwszego zalozenia! Bardzo przyjemna pianka, nie twarda i nie "mientka", but leciutki, bardzo wygodny, dobrze trzyma stope.
Juz wiem, ze go bardzo lubie
Plywanie: 1x, 1h
Rower: 2x, 5h
Bieg: 4x, 5:15h, 58km
Razem: 11:15h, TRIMP = 760
Dzisiaj sie regeneruje, bo wieczorem mam tylko plywanie.
Pogoda znowu siada, wiec pewnie wiekszy nacisk pojdzie na rowerowanie w domu, bo nie jestem gotowy na bieganie w deszczu.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Ostatnie tydzien poszedl jak po grudzie. We wtoerk trening odpuscilem, bo jakos wyjatkowo slabo sie czulem.
Zostalo jeszcze 5 dni tygodnia, wiec soro zeby nadrobic.
Taaa, jasne, w piatek chcialem skonczyc wczesniej, ale na produkcji sie popieprzylo, a winowajca akurat ostatni dzien na urlopie.
Skonczylem prace o 18:30. Pojechalem odebrac syna z treningu i bylo po dniu.
W weekebnd co prawda zrobilem swoje, ale jednak tydzien wyszedl wyraznie slabszy niz planowalem.
Plywanie: 2x, 2:30h
Rower: 2x, 6:15h
Bieganie: 1x (:trup:), 1:30h
Razem: 10:15h, TRIMP ledwo 506
Plus jest taki, ze wypoczalem i nastepne 2 tygodnie moge dowalic do pieca
Zostalo jeszcze 5 dni tygodnia, wiec soro zeby nadrobic.
Taaa, jasne, w piatek chcialem skonczyc wczesniej, ale na produkcji sie popieprzylo, a winowajca akurat ostatni dzien na urlopie.
Skonczylem prace o 18:30. Pojechalem odebrac syna z treningu i bylo po dniu.
W weekebnd co prawda zrobilem swoje, ale jednak tydzien wyszedl wyraznie slabszy niz planowalem.
Plywanie: 2x, 2:30h
Rower: 2x, 6:15h
Bieganie: 1x (:trup:), 1:30h
Razem: 10:15h, TRIMP ledwo 506
Plus jest taki, ze wypoczalem i nastepne 2 tygodnie moge dowalic do pieca
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Przydaloby sie wiecej takich tygodni. Moze nie byl idealny, ale na pewno dobry.
Troche zabraklo biegania, ale przynajmniej obciazenie sumaryczne bylo calkiem spore i dosc rowno rozlozone miedzy dyscypliny.
Plywanie: 3x, 4:00h
Rower: 2x, 5:45h, tylko 140km, ale za to 1900m przewyzszen
Bieg: 2x, 3:00h, 32km
Razem: 12:45h, TRIMP 780
W srode i w piatek pojechalem na basen wczesniej, dzieki czemu juz przed rozpoczeciem treningu troche sie oplywalem.
Dzieki temu treningi byly dluzsze niz normalnie (1:18h i 1:33) i odpowiednio 3100m i 3700m.
Godzinne treningi i 2300-2500m sa jednak za krotkie. Postaram sie utrzymac taki podzial rowniez w tym tygodniu.
Z niepokojem czekam wciaz na upaly. Zimna byla ta wiosna i jak do tej pory tylko 1 naprawde cieply dzien: wczoraj bylo +26/27.
Potrzebuje chociaz powiedzym 5 takich dni do zawodow, zeby moc sie zaaklimatyzowac cieplnie.
Na poczatku lipca zimno tutaj raczej nie bedzie, a jak przyjdzie upal bez aklimatyzacji, to bedzie rzez
Przezylem cos takiego na ostatnich zawodach na dystansie olimpijskim i wystarczy.
Duzo sie ostatnio bombarduje pistoletem do masazu i calkiem niezle dziala. Regeneracje u mnie slabuje, wiec musze dobrze o to dbac.
Szczegolnie poczulem to jak w czwartek wybralismy sie do parlku linowego i zasuwalem w nim z synem przez 2.5h.
Po powrocie do domu mialem czworki i gorna polowe ciala tak zrabana, zewlos mi sie zjezyl na glowie na sama mysl, ze tego dnia nie zrobilem jeszcze treningu.
Ale troche odpoczalem i poszedlem pobiegac. Nogi, szczegolnie na poczatku bolaly calkiem konkretnie, ale summa summarum nie bylo tak.
Jednak DOMS-y trzymaly mnie jeszcze w sobote i dopiero w niedziele mocniej odpuscily
I dobrze, bo postanowilem sie wybrac z grupa treningowa Tymka na runde "gorska", 61km, ale 1400m przewyzszen.
Uff, lekko nie bylo, nadwaga robi swoje, poza tym wybralem sie na czczo i o samej wodzie. Ale dojechalem
Tutaj Tymek, na poczatku moglem sie jeszcze trzymac dosc blisko.
Po nastepnych podjazdach slyszalem tylko "a Ty gdzie byles?" jak juz dojechalem
A tutaj cala grupa (minus fotograf):
Troche zabraklo biegania, ale przynajmniej obciazenie sumaryczne bylo calkiem spore i dosc rowno rozlozone miedzy dyscypliny.
Plywanie: 3x, 4:00h
Rower: 2x, 5:45h, tylko 140km, ale za to 1900m przewyzszen
Bieg: 2x, 3:00h, 32km
Razem: 12:45h, TRIMP 780
W srode i w piatek pojechalem na basen wczesniej, dzieki czemu juz przed rozpoczeciem treningu troche sie oplywalem.
Dzieki temu treningi byly dluzsze niz normalnie (1:18h i 1:33) i odpowiednio 3100m i 3700m.
Godzinne treningi i 2300-2500m sa jednak za krotkie. Postaram sie utrzymac taki podzial rowniez w tym tygodniu.
Z niepokojem czekam wciaz na upaly. Zimna byla ta wiosna i jak do tej pory tylko 1 naprawde cieply dzien: wczoraj bylo +26/27.
Potrzebuje chociaz powiedzym 5 takich dni do zawodow, zeby moc sie zaaklimatyzowac cieplnie.
Na poczatku lipca zimno tutaj raczej nie bedzie, a jak przyjdzie upal bez aklimatyzacji, to bedzie rzez
Przezylem cos takiego na ostatnich zawodach na dystansie olimpijskim i wystarczy.
Duzo sie ostatnio bombarduje pistoletem do masazu i calkiem niezle dziala. Regeneracje u mnie slabuje, wiec musze dobrze o to dbac.
Szczegolnie poczulem to jak w czwartek wybralismy sie do parlku linowego i zasuwalem w nim z synem przez 2.5h.
Po powrocie do domu mialem czworki i gorna polowe ciala tak zrabana, zewlos mi sie zjezyl na glowie na sama mysl, ze tego dnia nie zrobilem jeszcze treningu.
Ale troche odpoczalem i poszedlem pobiegac. Nogi, szczegolnie na poczatku bolaly calkiem konkretnie, ale summa summarum nie bylo tak.
Jednak DOMS-y trzymaly mnie jeszcze w sobote i dopiero w niedziele mocniej odpuscily
I dobrze, bo postanowilem sie wybrac z grupa treningowa Tymka na runde "gorska", 61km, ale 1400m przewyzszen.
Uff, lekko nie bylo, nadwaga robi swoje, poza tym wybralem sie na czczo i o samej wodzie. Ale dojechalem
Tutaj Tymek, na poczatku moglem sie jeszcze trzymac dosc blisko.
Po nastepnych podjazdach slyszalem tylko "a Ty gdzie byles?" jak juz dojechalem
A tutaj cala grupa (minus fotograf):
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Pogoda troche wyladniala, to az sie chce cos zrobic
Tydzien byl bardzo dobry, ale nie udalo mi sie juz wcisnac gdzies biegu, chociaz 45min. Poza tymn wszystko cacy.
Plywanie: 3x, 3:30h
Rower: 2x, 6:45h
Bieg: 2x, 3:45h, 40km
Razem: 14h, TRIMP 818
Czyli zarowno objetosciowo jak i obciazeniowo najwiecej. Czy to dobrze? Nie wiem. Przede mna jeszcze 1-2 ciezsze tygodnie, a potem juz z gorki.
Zakladalem, ze wczesniej uda mi sie zrobic takie tygodnie. Ale za wolno sie rozkrecalem i nie dlatego, ze mi sie nie chcialo, ale czesto organizm mowil, stop, za szybko.
Przejrzalem treningi z okresu B.C (czyli Before Covid ) i tak w ciagu 2 miechow zrobilem podobny progres jak teraz w 4-5.
Zaczynam sie powoli zastanawiac, czy nie zdegradowac startu we Frankfurcie do startu klasy B, zrobic co sie da, a lato wykorzystac na mocne przygotowanie do wrzesniowego startu w Almere.
Dystans o polowe krotszy, ale bardziej intensywny. Poza tym chcialbym "zmyc" z siebie pamiec startu z zeszlego roku.
Tydzien byl bardzo dobry, ale nie udalo mi sie juz wcisnac gdzies biegu, chociaz 45min. Poza tymn wszystko cacy.
Plywanie: 3x, 3:30h
Rower: 2x, 6:45h
Bieg: 2x, 3:45h, 40km
Razem: 14h, TRIMP 818
Czyli zarowno objetosciowo jak i obciazeniowo najwiecej. Czy to dobrze? Nie wiem. Przede mna jeszcze 1-2 ciezsze tygodnie, a potem juz z gorki.
Zakladalem, ze wczesniej uda mi sie zrobic takie tygodnie. Ale za wolno sie rozkrecalem i nie dlatego, ze mi sie nie chcialo, ale czesto organizm mowil, stop, za szybko.
Przejrzalem treningi z okresu B.C (czyli Before Covid ) i tak w ciagu 2 miechow zrobilem podobny progres jak teraz w 4-5.
Zaczynam sie powoli zastanawiac, czy nie zdegradowac startu we Frankfurcie do startu klasy B, zrobic co sie da, a lato wykorzystac na mocne przygotowanie do wrzesniowego startu w Almere.
Dystans o polowe krotszy, ale bardziej intensywny. Poza tym chcialbym "zmyc" z siebie pamiec startu z zeszlego roku.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
W niedziele zrobilem sobie w koncu dluzsza jazde, bo nie moglem nie wykorzystac pogody: +26 i lampa.
Posiedzialem chwile na bikemap.net i wyszukalem sobie swieza trase. Wiekszosc byla mi zupelnie nieznana, nigdy nia nie jechalem.
I sie oplacalo! W 2 czy 3 miejscach musze ja lekko podedytowac, ale jechalo sie bardzo milo.
Nie byla to trasa na smiganie, szczegolnie pierwsza polowa, ale tez nie taki byl cel.
Licznik zatrzymal sie na 105km i 4:15h.
Daleko w tle najwyzszy "szczyt" w okolicy, czyli Gr. Feldberg (881mnpm, widoczna wieza telekomunikacyjna).
Po drodze mijalem piekne sady (tu chyba czeresniowe):
Butzbach to bardzo ladne, stare miasteczko z bardzo ladnym, odnowionym centrum:
Posiedzialem chwile na bikemap.net i wyszukalem sobie swieza trase. Wiekszosc byla mi zupelnie nieznana, nigdy nia nie jechalem.
I sie oplacalo! W 2 czy 3 miejscach musze ja lekko podedytowac, ale jechalo sie bardzo milo.
Nie byla to trasa na smiganie, szczegolnie pierwsza polowa, ale tez nie taki byl cel.
Licznik zatrzymal sie na 105km i 4:15h.
Daleko w tle najwyzszy "szczyt" w okolicy, czyli Gr. Feldberg (881mnpm, widoczna wieza telekomunikacyjna).
Po drodze mijalem piekne sady (tu chyba czeresniowe):
Butzbach to bardzo ladne, stare miasteczko z bardzo ladnym, odnowionym centrum:
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
W zeszlym tygodniu az dwa dni (wt+pt) poswiecilem na regeneracje, szok
Piatek nie byl niestety planowany, bo po biegu w czwartek bolala mnie lewa kostka, a konkretnie po zewnetrznej stronie.
Trudno mi bylo powiedziec czy to przeciazenie czy jakis nacisk na nerw. W czasie biegu nic nie czulem, dopiero pozniej.
Nie moglem za bardzo chodzic, wiec piatek postanowilem odpuscic.
Po poludniu bylo juz duzo lepiej, chodzenie bylo ok, wiec postanowilem przynajmniej zrobic sobie dluzszy spacer.
Troche mnie po nim zaczelo znowu pobolewac, ale tylko troche
W sobote postanowilem jednak jeszcze nie biegac i wybralem sie na rower.
Zrobilem 2-godzinna, szybka przejazdzke i wszystko dzialalo jak nalezy, przy wypinaniu sie tez bez bolu sie obylo, uff.
W niedziele pogoda byla przepiekna, +25 stopni, wiec idealne warunki na dluzsza jazde rowerowa.
Dzien wczesniej wyszukalem nowa trase, dopasowalem ja pod swoje wymagania.
Niestety k***a mac nie zauwazylem, ze poczatek-koniec jest odrwotnie niz to sobie zaplanowalem. Poczatek i koniec trasy byl podobny, wiec poczatkowo tego nie zauwazylem.
Jak juz sie spostrzeglem, to bylo za pozno, zeby wrocic do poczatku, poza tym nie chciale tej trasy jechac w odwrotnym kierunku.
Wole stanowczo wracac zmeczonym trasa, ktora juz znam, niz zupelnie nowa.
Myslalem, ze caly ten problem, to pryszcz i po prostu wybiore w Garminie jazde w odwrotnym kierunku, ale skucha, nie ma takiej opcji.
To chyba bylo moja najwieksze rozczarowanie Garmin-em od poczatku ich uzywania...
Dalej jechalem korzystajac z GPX Viewer na komorce, co wymagalo niezliczonej liczby krotkich przystankow.
Na szczescie trasa okazala sie bardzo fajna, co przynajmniej czesciowo mi to zrekompensowalo.
Zatrzymywalem sie wiele razym, ale nie wtedy, gdy bylo akurat cos ciekawego, wiec fotek nie narobilem, bo nie chcialo mi sie robic dodatkowych stopow.
Tutaj musialem zrobic fotke. To miejsce od razu nazwalem w myslach "bockowo". Taki mini rezwerwat, w ktorym od razu bylo widac 6-7 gniazd bocianich. Pieknie to wygladalo. Tak swojsko.
I jeszcze Nidder, jeden z poczatkowych doplywow Niddy:
Co do podsumowania tygodnia.
Plywanie: 1x, 1:30h
Rower: 2x, 7h
Bieg: 2x, 3:30h, 37km
Razem: 12h, TRIMP 789
Dzisiaj zaczal sie przedostatni tydzien treningu wlasciwego. Potem juz tylko 2 tygodnie taperingu
Piatek nie byl niestety planowany, bo po biegu w czwartek bolala mnie lewa kostka, a konkretnie po zewnetrznej stronie.
Trudno mi bylo powiedziec czy to przeciazenie czy jakis nacisk na nerw. W czasie biegu nic nie czulem, dopiero pozniej.
Nie moglem za bardzo chodzic, wiec piatek postanowilem odpuscic.
Po poludniu bylo juz duzo lepiej, chodzenie bylo ok, wiec postanowilem przynajmniej zrobic sobie dluzszy spacer.
Troche mnie po nim zaczelo znowu pobolewac, ale tylko troche
W sobote postanowilem jednak jeszcze nie biegac i wybralem sie na rower.
Zrobilem 2-godzinna, szybka przejazdzke i wszystko dzialalo jak nalezy, przy wypinaniu sie tez bez bolu sie obylo, uff.
W niedziele pogoda byla przepiekna, +25 stopni, wiec idealne warunki na dluzsza jazde rowerowa.
Dzien wczesniej wyszukalem nowa trase, dopasowalem ja pod swoje wymagania.
Niestety k***a mac nie zauwazylem, ze poczatek-koniec jest odrwotnie niz to sobie zaplanowalem. Poczatek i koniec trasy byl podobny, wiec poczatkowo tego nie zauwazylem.
Jak juz sie spostrzeglem, to bylo za pozno, zeby wrocic do poczatku, poza tym nie chciale tej trasy jechac w odwrotnym kierunku.
Wole stanowczo wracac zmeczonym trasa, ktora juz znam, niz zupelnie nowa.
Myslalem, ze caly ten problem, to pryszcz i po prostu wybiore w Garminie jazde w odwrotnym kierunku, ale skucha, nie ma takiej opcji.
To chyba bylo moja najwieksze rozczarowanie Garmin-em od poczatku ich uzywania...
Dalej jechalem korzystajac z GPX Viewer na komorce, co wymagalo niezliczonej liczby krotkich przystankow.
Na szczescie trasa okazala sie bardzo fajna, co przynajmniej czesciowo mi to zrekompensowalo.
Zatrzymywalem sie wiele razym, ale nie wtedy, gdy bylo akurat cos ciekawego, wiec fotek nie narobilem, bo nie chcialo mi sie robic dodatkowych stopow.
Tutaj musialem zrobic fotke. To miejsce od razu nazwalem w myslach "bockowo". Taki mini rezwerwat, w ktorym od razu bylo widac 6-7 gniazd bocianich. Pieknie to wygladalo. Tak swojsko.
I jeszcze Nidder, jeden z poczatkowych doplywow Niddy:
Co do podsumowania tygodnia.
Plywanie: 1x, 1:30h
Rower: 2x, 7h
Bieg: 2x, 3:30h, 37km
Razem: 12h, TRIMP 789
Dzisiaj zaczal sie przedostatni tydzien treningu wlasciwego. Potem juz tylko 2 tygodnie taperingu
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Przed-przedostatni tydzien przed startem za mna. Tydzien zaliczam do udanych.
Poplywalem, pojezdzilem i pobiegalem
Plywanie: 2x, 2:15h
Rower: 2x, 4:45h
Bieganie: 4x, 47km, 4:15h
Razem: 11:15,h TRIMP 756
Obciazenie sie zmniejsza, na razie jeszcze niezbyt powaznie, ale w aktualnym tygodniu bedzie juz znaczace.
Tydzien wczesniej troche za duzo jednak pobiegalem (prawie 7h i 75km) i zaczal bolec mnie prawy piszczel.
Zrobilem troche wiecej wolnego i przeszlo. Nastepne krotsze treningi (~9km) nie stwarzaly problemow.
Potem jednak pobiegalem 2x15km dzien op dniu i drugiego dnia problem ponownie sie odezwal, chociaz slabiej.
Dobrze, ze w tych dwoch tygodniach bedzie mniej, to sie mam nadzieje wszystko wyprostuje.
Przygotowania "temperaturowe" ida bardzo dobrze, wczoraj Garmin stwierdzil, ze jest w pelni zaklimatyzowany do wysokich temperatur.
I dobrze, bo pokazala sie wczoraj pierwsza prognoza na dzien zawodow i jeszeli sie potwierdzi, to zapowiada sie rzez: 32-33 stopnie i lampa
Poplywalem, pojezdzilem i pobiegalem
Plywanie: 2x, 2:15h
Rower: 2x, 4:45h
Bieganie: 4x, 47km, 4:15h
Razem: 11:15,h TRIMP 756
Obciazenie sie zmniejsza, na razie jeszcze niezbyt powaznie, ale w aktualnym tygodniu bedzie juz znaczace.
Tydzien wczesniej troche za duzo jednak pobiegalem (prawie 7h i 75km) i zaczal bolec mnie prawy piszczel.
Zrobilem troche wiecej wolnego i przeszlo. Nastepne krotsze treningi (~9km) nie stwarzaly problemow.
Potem jednak pobiegalem 2x15km dzien op dniu i drugiego dnia problem ponownie sie odezwal, chociaz slabiej.
Dobrze, ze w tych dwoch tygodniach bedzie mniej, to sie mam nadzieje wszystko wyprostuje.
Przygotowania "temperaturowe" ida bardzo dobrze, wczoraj Garmin stwierdzil, ze jest w pelni zaklimatyzowany do wysokich temperatur.
I dobrze, bo pokazala sie wczoraj pierwsza prognoza na dzien zawodow i jeszeli sie potwierdzi, to zapowiada sie rzez: 32-33 stopnie i lampa
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Szukalem ostatnio nowych butow ze spora amortyzacja na dluzsze, ale nie tylko treningi.
Lakomym okiem spogladalem na Novablast 3, ale bardzo dobrze trzymaly caly czas cene, co tylko dobrze o nich swiadczy
Potem zauwazylem test wersji "trialowej" Novablast 3 TR i jeszcze bardziej sie zainteresowalem.
W weekend trafilem na dobra oferta zarowno na wersje zwykla jak i TR. Nie mogac sie zdecydowac zamowilem obydwie (bylo po 1-ej, ostatniej parze).
Wczoraj przyszly, obejrzalem, przymierzylem i bez wahania zostawilem sobie wersje TR.
Jest tylko niewiele ciezsza niz zwykla (15-20g)m, za to ma duuuzo wiecej gumy, a bieznik jest zupelnie nieagresywny.
Nie moglem sie doczekac i wczoraj od razu w nich pobieglem. Bardzo trafiony zakup.
Rozmiarowka jest troche duza IMO i moglbym w tym przypadku nawet 0.5cm mniejsze wziac, ale w zadnym przypadku nie sa za duze.
Jestem juz chyba fanem pianki FFBlast+, nie za miekka i nie za twarda, swietnie amortyzuje, ale sprezyscie, nie ma wrazenia dobijania do samej podeszwy.
Nie przykonywalo mnie optycznie (przed biegiem) ta wielka "narosl" z tylu podeszwy, ale jak zaczal sie pierwszy zbieg, to od razu to docenilem, naprawde wygodnie
Ogolnie mowiac jestem zadowolony na maksa, przy tej ilosci gumy mam nadzieje, ze w koncu jakies buty wytrzymaja u mnie do 1kkm.
Po lewej TR, po prawej zwykle Novablasty:
Widac ile gumy jest na podeszwie:
Lakomym okiem spogladalem na Novablast 3, ale bardzo dobrze trzymaly caly czas cene, co tylko dobrze o nich swiadczy
Potem zauwazylem test wersji "trialowej" Novablast 3 TR i jeszcze bardziej sie zainteresowalem.
W weekend trafilem na dobra oferta zarowno na wersje zwykla jak i TR. Nie mogac sie zdecydowac zamowilem obydwie (bylo po 1-ej, ostatniej parze).
Wczoraj przyszly, obejrzalem, przymierzylem i bez wahania zostawilem sobie wersje TR.
Jest tylko niewiele ciezsza niz zwykla (15-20g)m, za to ma duuuzo wiecej gumy, a bieznik jest zupelnie nieagresywny.
Nie moglem sie doczekac i wczoraj od razu w nich pobieglem. Bardzo trafiony zakup.
Rozmiarowka jest troche duza IMO i moglbym w tym przypadku nawet 0.5cm mniejsze wziac, ale w zadnym przypadku nie sa za duze.
Jestem juz chyba fanem pianki FFBlast+, nie za miekka i nie za twarda, swietnie amortyzuje, ale sprezyscie, nie ma wrazenia dobijania do samej podeszwy.
Nie przykonywalo mnie optycznie (przed biegiem) ta wielka "narosl" z tylu podeszwy, ale jak zaczal sie pierwszy zbieg, to od razu to docenilem, naprawde wygodnie
Ogolnie mowiac jestem zadowolony na maksa, przy tej ilosci gumy mam nadzieje, ze w koncu jakies buty wytrzymaja u mnie do 1kkm.
Po lewej TR, po prawej zwykle Novablasty:
Widac ile gumy jest na podeszwie:
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Nie bede juz pisal zadnych tygodniowych podsumowan, bo nie czas juz na to.
Do niedzieli zostalo tylko 5 dni, napiecie rosnie...
Aktualnie treningi sa juz krotsze i niezbyt ciezkie. Dwa dni beda zupelnie bez trenigow. Plywania w sumie nie ma co liczyc jako trening
Wczoraj plywalo mi sie dobrze, mimo tego ze w zeszlym tygodniu plywalem tylko 1 raz. W tym tygodniu planuje przynajmniej 2 razy odwiedzic basen.
NA piatek wzialem urlop, zeby moc odebrac pakiet i zrobic ostatnie przygotowania na spokojnie.
Aktualnie wprowadzam lekkie zmiany w rowerze. I bede musial rowniez przed startem przeciwczyc troche nowe buty na rower.
Jezdzilem w nich juz calkiem sporo, ale na razie tylko na trenazerze, brakuje kilku prob wejscia w buty siedziac juz na rowerze.
Aktualna prognoza na niedziele, to 27 stopni, duzo slonca i nie zmienia sie juz zbyt mocno z dnia na dzien.
Temperatura wody waha sie miedzy 24.4 (rano) a 25 stopni (popoludniu).
Od 24.5 stopnia jest zakaz plywania w piankach, wiec na razie nic nie wiadomo.
Jezeli w najblizszych dniach woda znaczaco sie nie ochlodzi, to ostateczna decyzja zapadnie dopiero 1h przed startem.
Do niedzieli zostalo tylko 5 dni, napiecie rosnie...
Aktualnie treningi sa juz krotsze i niezbyt ciezkie. Dwa dni beda zupelnie bez trenigow. Plywania w sumie nie ma co liczyc jako trening
Wczoraj plywalo mi sie dobrze, mimo tego ze w zeszlym tygodniu plywalem tylko 1 raz. W tym tygodniu planuje przynajmniej 2 razy odwiedzic basen.
NA piatek wzialem urlop, zeby moc odebrac pakiet i zrobic ostatnie przygotowania na spokojnie.
Aktualnie wprowadzam lekkie zmiany w rowerze. I bede musial rowniez przed startem przeciwczyc troche nowe buty na rower.
Jezdzilem w nich juz calkiem sporo, ale na razie tylko na trenazerze, brakuje kilku prob wejscia w buty siedziac juz na rowerze.
Aktualna prognoza na niedziele, to 27 stopni, duzo slonca i nie zmienia sie juz zbyt mocno z dnia na dzien.
Temperatura wody waha sie miedzy 24.4 (rano) a 25 stopni (popoludniu).
Od 24.5 stopnia jest zakaz plywania w piankach, wiec na razie nic nie wiadomo.
Jezeli w najblizszych dniach woda znaczaco sie nie ochlodzi, to ostateczna decyzja zapadnie dopiero 1h przed startem.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Podaje info apropos sledzenia w niedziele.
Start o godzinie 6:40 jakby ktos mial klopoty ze snem
Wyniki na biezaco w apce Ironman Tracker:
https://play.google.com/store/apps/deta ... a&hl=en_GB
A tutaj przekaz live, ale nie sadze, zebym sie zalapal
https://www.ironman.com/live?mkt_tok=MT ... q9M6Chx_gk
Jutro mam dosc napiety dzien, bo rano musze skoczyc do warsztatu, potem na basen zrobic ostatni trening.
Potem jeszcze pojechac do centrum odebrac pakiet i wysluchac pogadanki...
Rower w zasadzie juz przygotowalem, jeszcze tylko przelozyc pedaly z pomiarem mocy i cleaty w butach.
Po poludniu chcialbym wyjsc i pocwiczyc troche wskakiwanie na rumaka i wchodzenie w buty, bo w nowych bede musial troche inaczej wsunac stope.
Oprocz tego dzisiaj i jutro sie dobrze wyspac, bo w sobote nie bedzie na to ani czasu, ani spokoju...
Start o godzinie 6:40 jakby ktos mial klopoty ze snem
Wyniki na biezaco w apce Ironman Tracker:
https://play.google.com/store/apps/deta ... a&hl=en_GB
A tutaj przekaz live, ale nie sadze, zebym sie zalapal
https://www.ironman.com/live?mkt_tok=MT ... q9M6Chx_gk
Jutro mam dosc napiety dzien, bo rano musze skoczyc do warsztatu, potem na basen zrobic ostatni trening.
Potem jeszcze pojechac do centrum odebrac pakiet i wysluchac pogadanki...
Rower w zasadzie juz przygotowalem, jeszcze tylko przelozyc pedaly z pomiarem mocy i cleaty w butach.
Po poludniu chcialbym wyjsc i pocwiczyc troche wskakiwanie na rumaka i wchodzenie w buty, bo w nowych bede musial troche inaczej wsunac stope.
Oprocz tego dzisiaj i jutro sie dobrze wyspac, bo w sobote nie bedzie na to ani czasu, ani spokoju...
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Wczoraj zrobilem ostatni trening rowerowy: 57km, niceale 2h, sr. moc 159W (NP 175W), czyli spokojnie.
Pogoda nie byla jakos specjalnie fajna, duzo chmur i niezbyt cieplo (~24), za to bylo bardzo malo ludzi.
I tych jezdzacych i tych spacerujacych, bajka. Zupelnie jak jest np. +34, wtedy tez sa takie pustki
Dzisiaj rano musialem zawitac do serwisu samochodowego, a zaraz potem na basen.
Zrobilem 2100m, 50min, tak zeby nie przesadzic. Kilka odcinkow szybszych, troche srednich i raz 400m.
I tutaj tez szczeka mi odpadla ja wszedlem, bo jeden tor byl zupelnie pusty. I tak sobie sam plywalem caly czas.
Chyba musze po prostu robic treningi plywacki w czasie przerwy w pracy! To jest luksus
Potem zakupy, do domu cos zjesc i do centrum odebrac pakiet startowy.
Misja zakonczyla sie powodzeniem. Stoiska sprzedazowe dosc biedne, ale zakupilem dwie pary skarpetek firmy Otso, fajowe.
Jedne swieca tak, ze razi w oczy, a drugie sa bajecznie multikolorowe, beda idealne na rower.
O takie:
Trybuna juz stoi, wlasnie trafilme na pogadanke, ale w koncu sie nie przylaczylem
Powinna byc nagrana, wiec moze obejrze wieczorem.
Tutaj fotka pogladowa, syn sie przydal
Nazwiska byly nawet posortowane, wiec szukanie bylo dosc krotkie.
Nie to co na maratonie we Frankfurcie, tam sa specjalnie rozrzucone...
cdn.
Pogoda nie byla jakos specjalnie fajna, duzo chmur i niezbyt cieplo (~24), za to bylo bardzo malo ludzi.
I tych jezdzacych i tych spacerujacych, bajka. Zupelnie jak jest np. +34, wtedy tez sa takie pustki
Dzisiaj rano musialem zawitac do serwisu samochodowego, a zaraz potem na basen.
Zrobilem 2100m, 50min, tak zeby nie przesadzic. Kilka odcinkow szybszych, troche srednich i raz 400m.
I tutaj tez szczeka mi odpadla ja wszedlem, bo jeden tor byl zupelnie pusty. I tak sobie sam plywalem caly czas.
Chyba musze po prostu robic treningi plywacki w czasie przerwy w pracy! To jest luksus
Potem zakupy, do domu cos zjesc i do centrum odebrac pakiet startowy.
Misja zakonczyla sie powodzeniem. Stoiska sprzedazowe dosc biedne, ale zakupilem dwie pary skarpetek firmy Otso, fajowe.
Jedne swieca tak, ze razi w oczy, a drugie sa bajecznie multikolorowe, beda idealne na rower.
O takie:
Trybuna juz stoi, wlasnie trafilme na pogadanke, ale w koncu sie nie przylaczylem
Powinna byc nagrana, wiec moze obejrze wieczorem.
Tutaj fotka pogladowa, syn sie przydal
Nazwiska byly nawet posortowane, wiec szukanie bylo dosc krotkie.
Nie to co na maratonie we Frankfurcie, tam sa specjalnie rozrzucone...
cdn.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Zyje! (*)
(*) chociaz to temat na pozniej
Paru rzeczy nie udalo mi sie dopiac w piatek, wiec musialem nadganiac w sobote.
Zaczynajac od tego, ze jakis ku**s (lub ci*a) troche rozwalil nam lusterko w aucie i ofc nie pofatygowal sie, zeby zostawic swoje dane.
Tylko obudowe polozyl na masce, co za gest!
A sprawa jest niecierpiaca zwoli, bo jestem juz dlugo po terminie badan technicznych i we wtorek mam umowiona wizyte.
Bez dzialajacego bez skazy kierunkowskazu bez szans.
Ale nic to, rano zamiowiona dzien wczesniej czesc odebralem i bede dzisiaj montowal
Potem popakowalem sie, ogarnalem reszte pierdol i mialem zawisc rower na check-in.
Ale zaczelo padac, mialo byc krotko, wiec postanowilem zaczekac. Czas mialem do 18-ej.
Ale tak co chwile padalo i padalo, wiec przed 17-a pojechalismy z synem i posiedzielismy 15min na parkingu. Przeszlo
Nie bylem jednak optymistyczne nastawiony, wiec owinalem naped (lancuch etc) w folie i to byl strzal w dziesiatke.
W nocy calkiem mocno padalo i nastepnego dnia pewnie kwiczalo by jak zyrzynane prosie co by mnie do szalu doprowadzalo.
A tak cieszylem sie bezszelestnym kreceniem, tylko kola wydawaly takie fajne wwwwww rezonujac lekko drgania od drogi.
Ale powrocmy na glowny timeline
W miedzyczasie kilka fotek z check-inu:
Od piatku czulem juz narastajace napiecie, zdalem sobie sprawe, ze w niedziele to nie bedzie ukoronowanie polrocznych przygotowan, tylko de facto 3 letnich.
Po fiasku przy pierwszej probie gdzies w glowie to sie nie skonczylo i teraz poczulem na sobie ten ciezar. Jak glupio by to nie brzmialo, tak sie czulem.
Wieczorem poszedlem troche za pozno spac, ale w dzien przed startem nie da sie wyspac, o to zadbalem wczesniej, wiec udalo mi sie wstac jak planowalem krotko po 4-ej.
Start byl o 6:40, ale strefa byla otwarta tylko do 6:15, a jeszcze trzeba bylo troche dojechac i sie przejsc. Zdarzylem bez problemu.
Udalo mi sie nawet wbic w pianke, i to w sumie bez wiekszych problemow, co ze wzgledu na nadwage nie bylo takie oczywiste.
Oczywiscie opieta byla dosc, jakby to powiedziec, do granic przywoitosci
Ale sie nie rozpadla w czasie plywanie...
Przed plywaniem wahalem sie chwile, czy ustawic sie w strefie 1:00-1:10 czy 1:10-1:30, ale jak zobaczylem wielki tlum w tej strefie i pomyslalem sobie,
ze byc moze bede sie musial przez niego przepbijac, jezeli bedzie mi sie dobrze plynelo, to natychmiast skrecilem w lewo i poszedlem do szybszej strefy.
Tak niestety zawsze znajda sie niestety tacy, co walcza o zmieszczenie sie w limicie, wiec staja w jak najszybszej strefie, zeby miesc ciut wiecej czasu.
Potem w czasie plywanie "nadzialem sie" na kilku takich. Nie mam nic do ludzi, ktorzy wolny plywaja, ale woda nie byla niestety super przezroczysta i jak sie plynie nagle prze twarza pojawia sie stopy latajace we wszystkich kierunkach, to wymaga natychmiastowej reakcji, co kosztuje sily i czas (zwolnienie, sprawdzenie, z ktorej strony jest miejsce i przyspieszenie).
Tak czy owak, skupilem sie od poczatku na rytmie i oddychaniu, to dosc szybko wskoczylo na wlasciwe tory, pieknie sie plynelo w tym stanie.
Po 1500m skoczyla sie pierwsza czesc plywania, bo we Frankfurcie jest tzw. Australian Exit, czyli krotkie wyjscie z wody, 20m po plazy i z powrotem chlup.
Niestety obawialem sie tego i troche slusznie, bo juz do tego idealnego stanu nie udalo mi sie powrocic niestety. Nie to, zeby bylo jakos specjalnie zle po prostu nie tak super automatycznie.
Druga czesc byla tez bardziej skomplikowana w nawigacji, do tego zaczalem doganiac tych duzo wolniejszych i zrobilo sie momentami ciasnawo.
Ale tym razem nawigacja zadzialala na 95%, jestem bardzo zadowolony, bojki na nawrotach lykalem po ciasnym luku, dwa razy chyba bylem jej nabjlizej.
Na koniec moj czas to 1:08:14, co dalo mi 30-te miejsce w grupie (na 248), moglo byc ciut lepiej, ale nie tak wiele lepiej.
cdn
(*) chociaz to temat na pozniej
Paru rzeczy nie udalo mi sie dopiac w piatek, wiec musialem nadganiac w sobote.
Zaczynajac od tego, ze jakis ku**s (lub ci*a) troche rozwalil nam lusterko w aucie i ofc nie pofatygowal sie, zeby zostawic swoje dane.
Tylko obudowe polozyl na masce, co za gest!
A sprawa jest niecierpiaca zwoli, bo jestem juz dlugo po terminie badan technicznych i we wtorek mam umowiona wizyte.
Bez dzialajacego bez skazy kierunkowskazu bez szans.
Ale nic to, rano zamiowiona dzien wczesniej czesc odebralem i bede dzisiaj montowal
Potem popakowalem sie, ogarnalem reszte pierdol i mialem zawisc rower na check-in.
Ale zaczelo padac, mialo byc krotko, wiec postanowilem zaczekac. Czas mialem do 18-ej.
Ale tak co chwile padalo i padalo, wiec przed 17-a pojechalismy z synem i posiedzielismy 15min na parkingu. Przeszlo
Nie bylem jednak optymistyczne nastawiony, wiec owinalem naped (lancuch etc) w folie i to byl strzal w dziesiatke.
W nocy calkiem mocno padalo i nastepnego dnia pewnie kwiczalo by jak zyrzynane prosie co by mnie do szalu doprowadzalo.
A tak cieszylem sie bezszelestnym kreceniem, tylko kola wydawaly takie fajne wwwwww rezonujac lekko drgania od drogi.
Ale powrocmy na glowny timeline
W miedzyczasie kilka fotek z check-inu:
Od piatku czulem juz narastajace napiecie, zdalem sobie sprawe, ze w niedziele to nie bedzie ukoronowanie polrocznych przygotowan, tylko de facto 3 letnich.
Po fiasku przy pierwszej probie gdzies w glowie to sie nie skonczylo i teraz poczulem na sobie ten ciezar. Jak glupio by to nie brzmialo, tak sie czulem.
Wieczorem poszedlem troche za pozno spac, ale w dzien przed startem nie da sie wyspac, o to zadbalem wczesniej, wiec udalo mi sie wstac jak planowalem krotko po 4-ej.
Start byl o 6:40, ale strefa byla otwarta tylko do 6:15, a jeszcze trzeba bylo troche dojechac i sie przejsc. Zdarzylem bez problemu.
Udalo mi sie nawet wbic w pianke, i to w sumie bez wiekszych problemow, co ze wzgledu na nadwage nie bylo takie oczywiste.
Oczywiscie opieta byla dosc, jakby to powiedziec, do granic przywoitosci
Ale sie nie rozpadla w czasie plywanie...
Przed plywaniem wahalem sie chwile, czy ustawic sie w strefie 1:00-1:10 czy 1:10-1:30, ale jak zobaczylem wielki tlum w tej strefie i pomyslalem sobie,
ze byc moze bede sie musial przez niego przepbijac, jezeli bedzie mi sie dobrze plynelo, to natychmiast skrecilem w lewo i poszedlem do szybszej strefy.
Tak niestety zawsze znajda sie niestety tacy, co walcza o zmieszczenie sie w limicie, wiec staja w jak najszybszej strefie, zeby miesc ciut wiecej czasu.
Potem w czasie plywanie "nadzialem sie" na kilku takich. Nie mam nic do ludzi, ktorzy wolny plywaja, ale woda nie byla niestety super przezroczysta i jak sie plynie nagle prze twarza pojawia sie stopy latajace we wszystkich kierunkach, to wymaga natychmiastowej reakcji, co kosztuje sily i czas (zwolnienie, sprawdzenie, z ktorej strony jest miejsce i przyspieszenie).
Tak czy owak, skupilem sie od poczatku na rytmie i oddychaniu, to dosc szybko wskoczylo na wlasciwe tory, pieknie sie plynelo w tym stanie.
Po 1500m skoczyla sie pierwsza czesc plywania, bo we Frankfurcie jest tzw. Australian Exit, czyli krotkie wyjscie z wody, 20m po plazy i z powrotem chlup.
Niestety obawialem sie tego i troche slusznie, bo juz do tego idealnego stanu nie udalo mi sie powrocic niestety. Nie to, zeby bylo jakos specjalnie zle po prostu nie tak super automatycznie.
Druga czesc byla tez bardziej skomplikowana w nawigacji, do tego zaczalem doganiac tych duzo wolniejszych i zrobilo sie momentami ciasnawo.
Ale tym razem nawigacja zadzialala na 95%, jestem bardzo zadowolony, bojki na nawrotach lykalem po ciasnym luku, dwa razy chyba bylem jej nabjlizej.
Na koniec moj czas to 1:08:14, co dalo mi 30-te miejsce w grupie (na 248), moglo byc ciut lepiej, ale nie tak wiele lepiej.
cdn
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
T1:
Z wody wyszedlem niespacjalnie sie spieszac. Jak zwykle musialem zdjac najpierw zegarek i wziac go w zeby, zeby moc sciagnac pianke do pasa (bardziej nie wolnno) juz w czasie biegu po worek. Na szczescie dobieg jest wystarczajaco dlugi, zeby to zrobic w spokoju. Dzieki temu, ze w zeszlym roku zmienilem trisuit na semi-dwuczesciowy po drodze szybko i bez straty czasu na sciaganie i zakladanie stroju pozbylem sie nadmiaru plynu
Minusem tej strefy zmian jest, ze lezy na piasku. Niestety nie da sie uniknac piasku na stopach. Jak sie potem okazalo, na drugim najmniejszym palcu lewej nogi jakies ziarenki sie mocno przykleilo, ale to "drapanie" poczulem dopiero moze po 100km na rowerze(?) Potezny babel zauwazylem jak przebieralem juz po finiszu. Na szczescie do konca nie pekl.
Zmiana poszla sprawnie chociaz na spokojnie, nie staralem sie tutaj urwac zadnego czasu.
Bike:
Wsiadlem na rower, w nowe buty wszedlem bez problemu i w zasadzie od poczatku jechalo mi sie dobrze.
Pierwsze 15-20km sa praktycznie plaskie, wiec akurat dobre na rozgrzanie sie.
Jak dojechalismy do petli (2x ~85km), to bylo juz "faliscie". Nie ma tu jakichs gor, ale nie ma tez w zasadzie odcinkow plaskich, jest albo podjazd, albo zjazd.
Tego nida bylo wietrznie, 3-4Bf, z powiewami do 6Bf. Na pierwszej petli bylo calkiem znosnie. Jednak na drugiej petli, kiedy zawrocilismy w strone Frankfurtu zaczelo wiac jak cholera.
Juz nie silne podmuchy od czasu do czasu tylko regularna sciana wiatru. Te ostatnie ~35-40km, to byla miazga, probowalem chociaz ratowac honor i nie wyjsc z 6h, ale nie dalem rady, zabraklo kilku minut.
Koncowka wymeczyla mnie konkretnie, chociaz staralem jechac na waty i tego pilnowalem. Jednak potezne powiewy wiatru, szczegolnie na zjazdach dawaly sie we znaki i kontrola kierownicy kosztowala mnie duzo sily. Chyba wiecej niz myslalem.
T2:
Ostatnie kilka km, to zjazd do centrum, do rzeki, potem skret w prawo i po 100m jest dismount line. Tu pierwszy blad popelnilem, bo zdecydowalem sie na szybki wariant zejscia, co nie mialo ofc sensu na dlugim dystansie. Wczesniej wyszeldlem juz z butow i bylem gotowy przed pelnym zahamowaniem prawa noge przelozyc nad siodelkiem, potem miedzy lewa noga a rowerem do przeodu i zeskoczyc zanim rower sie w pelni zatrzyma. Tylko w tym zmeczeniu zapomnialem, ze tym razem za siodelkiem, zamiast pudelka z narzedziami etc mialem butelke z woda, ktora jest wyzsza, nieduzo, pewnie ze 3cm, ale to wystarczylo. Machnalem noga do tylu a tu zonk, noga nie przeszla. I tu popelnilem blad drugi, musialem szybko reagowac, bo linia sie zblizala (przekroczenie na rowerze, to DSQ), wiec sprobowalem sie napiac i mocniej machnac noga do gory. Wspialem sie bardziej na lewej nodze i wtedy w ulamku sekundy zlapal mnie w nia skurcz. W ciagu nastepnej sekundy stalo sie sporo: kierownica odbila w prawo, poniewaz hamowalem, momentalnie polecialewm na lewa strone: zobaczylem niebo, mocne uderzenie w glowe z lewej strony itd. Zaczalem sie podnosic: zaslepka od kasku poleciala w jedna strone, buty sie wyczepil i lezal 5m za mna. Wolontariuszka mi szybko pomogla, wpialem buta w rower, zeby go nie nosic. W tym momencie zauwazylem, ze chyba rozwalilo mi okulary, bo widze jakby patrzyl przez krysztal, ostro, ale wiecej niz 1 obraz, jakby przesuniety. Zdjalem je... ale efekt pozostal, fak, wstrzas mozgu? To by bylo glupio....
Poczlapalem zatem dalej z rowerem, odwiesilem go tam gdzie wskazali, poszedlem po worek, usialm w namiocie i zaczalem oceniac straty. Wzrok w zasadzie wrocil do normalnosci, adrenalina wciaz szalala, takze nawet za bardzo nie wiedziale co uciepialo. Chwile tak siedzialem i zaczalem odzyskiwac czucie. Bolal duzy palec w prawej stopie, prawe kolano zbite od przodu i z boku, lewe biodro obite, lewy bark tez boli. Wszystkim moge ruszac, wiec nie jest tak zle. No to zakladam sobie spokojnie buty, okulary, czapka i zele w reke, zeby juz w czasie biegu upchac je w kieszonki. Za cholere jeszcze nie wiedzialem co z tego wyjdzie, wiec zaczalem po prostu spokojnie biec. Bol nie byl jakos dotkliwy, tylko palec u nogi wkurzal, bo przy kazdym kroku mialem wrazenie, ze dobija do konca buty (czego nie znosze), ale to byly po prostu nastepstwa uderzenia. Tak zostalo do konca.
Bieg:
Pierwsze 3-4km jak zwykle nogi jak wypozyczone, ale tempo ustalilo sie na ~5:30min/km. Bieg w Alphach, nawet takim wolnym tempem, to jest bajka. W zasadzie nie musialem normalnie "biec", tylko hopsalem sobie gora-dol, przy ladowaniu usztywanialem noge, a Alphy robily swoje i wybijaly mnie dalej. Bajka, a do tego wygoda na najwyzszym poziomie. Kocham te buty! Az do km 30-32 trzymalem rytm i mniej wiecej tempo, czasem ciut szybciej czasem troche wolniej. Nie zalowalem sobie jedzenia. Na rowerze pochlonalem caly przygotowany zel (440g wegli) i teraz na biegu tez sobie nia zalowalem. Na jednym okrazeniu (10.5km) bylo 6 punktow zywieniowych i 1 z sama woda. Z wiekszosci korzystalem. Jak juz zjadlem zele, to typowo bralem 3 kubki prawie na kazdym punkcie (2x woda + cola, albo woda + 2x cola, rozne warianty). Do tego zawsze 2 gabki z zimna woda i kilka razy wrzucilem sobie kubeczek lodu pod trisuit. Na trasie bylo tez kilka "przysznicow", ktorych nie omijalem. Chlodzenie naprawde robilo roznice. Jednoczesnie zywienie nie sprawialo mi zadnych problemow, wszystko wchodzilo na cacy. I tak sobie zaliczalem kolejne kolka. Jak zaczelo sie ostatnie, to zaczalem odczuwac zmeczenie, bieg stal sie mniej dynamiczny, tempo czesto spadalo. Z kazdym kilometrem bylo coraz gorzej, na koniec jeszcze wciagnalem zel Maurten z punktu, pilem Cole itd. ale to juz nie pomagalo. Na ostatnich 6-7km wlaczyl sie juz autopilot, bo po zawodach zony i syn powiedzieli mi, ze mijalem ich 3 razy, na koniec nawet przybilem im piatki, ale pamietam tylko pierwszy raz
Ostatnie 100m juz pamietam, korytarz utworzony z bramek, czerwony dywan, tlum ludzi i koncowa brama. Potem medal i wolontariuszka przeprowadzila mnie kilkadziesiat metrow na plac, gdzie odbywalo sie after party...
Okrylem sie folia, cos tam wypilem, cos tam zjadlem, odebralem koszulke, worek z rzeczami i poszedlem sie przebrac. Wtedy zauwazylem ladny babel na palcu oraz obcierke na ramieniu, ktora nie miala szans wyschnac (w przeciwienstwie do nadgarstka i kolana), bo caly czas trisiut byl mokry. Zeby nie zakrawic rzeczy poszedlem do namiotu medycznego, gdzie rana zostala zdezynfekowana i zaklejona. W namiotach lezalo juz pare osob, jednego wiezli na noszach pod kroplowka inny szedl z kroplowka, ale wspierany przez kogos. Ja troche kustykalem przez bolace kolano, ale ogolnie bylo ok. Potem juz spotkanie z rodzina, powitanie chlebe i sola, calowanie ziemi, gozdziki, wizyty w zakladach pracy. Normalka.
Czas koncowy 11:32h, miejsce 74 na 248. Biorac pod uwage przerabany zeszly rok, i to, ze przygotowania zaczalem dopiero w styczniu, albo i ciut pozniej, to jestem zadowolony
Z wody wyszedlem niespacjalnie sie spieszac. Jak zwykle musialem zdjac najpierw zegarek i wziac go w zeby, zeby moc sciagnac pianke do pasa (bardziej nie wolnno) juz w czasie biegu po worek. Na szczescie dobieg jest wystarczajaco dlugi, zeby to zrobic w spokoju. Dzieki temu, ze w zeszlym roku zmienilem trisuit na semi-dwuczesciowy po drodze szybko i bez straty czasu na sciaganie i zakladanie stroju pozbylem sie nadmiaru plynu
Minusem tej strefy zmian jest, ze lezy na piasku. Niestety nie da sie uniknac piasku na stopach. Jak sie potem okazalo, na drugim najmniejszym palcu lewej nogi jakies ziarenki sie mocno przykleilo, ale to "drapanie" poczulem dopiero moze po 100km na rowerze(?) Potezny babel zauwazylem jak przebieralem juz po finiszu. Na szczescie do konca nie pekl.
Zmiana poszla sprawnie chociaz na spokojnie, nie staralem sie tutaj urwac zadnego czasu.
Bike:
Wsiadlem na rower, w nowe buty wszedlem bez problemu i w zasadzie od poczatku jechalo mi sie dobrze.
Pierwsze 15-20km sa praktycznie plaskie, wiec akurat dobre na rozgrzanie sie.
Jak dojechalismy do petli (2x ~85km), to bylo juz "faliscie". Nie ma tu jakichs gor, ale nie ma tez w zasadzie odcinkow plaskich, jest albo podjazd, albo zjazd.
Tego nida bylo wietrznie, 3-4Bf, z powiewami do 6Bf. Na pierwszej petli bylo calkiem znosnie. Jednak na drugiej petli, kiedy zawrocilismy w strone Frankfurtu zaczelo wiac jak cholera.
Juz nie silne podmuchy od czasu do czasu tylko regularna sciana wiatru. Te ostatnie ~35-40km, to byla miazga, probowalem chociaz ratowac honor i nie wyjsc z 6h, ale nie dalem rady, zabraklo kilku minut.
Koncowka wymeczyla mnie konkretnie, chociaz staralem jechac na waty i tego pilnowalem. Jednak potezne powiewy wiatru, szczegolnie na zjazdach dawaly sie we znaki i kontrola kierownicy kosztowala mnie duzo sily. Chyba wiecej niz myslalem.
T2:
Ostatnie kilka km, to zjazd do centrum, do rzeki, potem skret w prawo i po 100m jest dismount line. Tu pierwszy blad popelnilem, bo zdecydowalem sie na szybki wariant zejscia, co nie mialo ofc sensu na dlugim dystansie. Wczesniej wyszeldlem juz z butow i bylem gotowy przed pelnym zahamowaniem prawa noge przelozyc nad siodelkiem, potem miedzy lewa noga a rowerem do przeodu i zeskoczyc zanim rower sie w pelni zatrzyma. Tylko w tym zmeczeniu zapomnialem, ze tym razem za siodelkiem, zamiast pudelka z narzedziami etc mialem butelke z woda, ktora jest wyzsza, nieduzo, pewnie ze 3cm, ale to wystarczylo. Machnalem noga do tylu a tu zonk, noga nie przeszla. I tu popelnilem blad drugi, musialem szybko reagowac, bo linia sie zblizala (przekroczenie na rowerze, to DSQ), wiec sprobowalem sie napiac i mocniej machnac noga do gory. Wspialem sie bardziej na lewej nodze i wtedy w ulamku sekundy zlapal mnie w nia skurcz. W ciagu nastepnej sekundy stalo sie sporo: kierownica odbila w prawo, poniewaz hamowalem, momentalnie polecialewm na lewa strone: zobaczylem niebo, mocne uderzenie w glowe z lewej strony itd. Zaczalem sie podnosic: zaslepka od kasku poleciala w jedna strone, buty sie wyczepil i lezal 5m za mna. Wolontariuszka mi szybko pomogla, wpialem buta w rower, zeby go nie nosic. W tym momencie zauwazylem, ze chyba rozwalilo mi okulary, bo widze jakby patrzyl przez krysztal, ostro, ale wiecej niz 1 obraz, jakby przesuniety. Zdjalem je... ale efekt pozostal, fak, wstrzas mozgu? To by bylo glupio....
Poczlapalem zatem dalej z rowerem, odwiesilem go tam gdzie wskazali, poszedlem po worek, usialm w namiocie i zaczalem oceniac straty. Wzrok w zasadzie wrocil do normalnosci, adrenalina wciaz szalala, takze nawet za bardzo nie wiedziale co uciepialo. Chwile tak siedzialem i zaczalem odzyskiwac czucie. Bolal duzy palec w prawej stopie, prawe kolano zbite od przodu i z boku, lewe biodro obite, lewy bark tez boli. Wszystkim moge ruszac, wiec nie jest tak zle. No to zakladam sobie spokojnie buty, okulary, czapka i zele w reke, zeby juz w czasie biegu upchac je w kieszonki. Za cholere jeszcze nie wiedzialem co z tego wyjdzie, wiec zaczalem po prostu spokojnie biec. Bol nie byl jakos dotkliwy, tylko palec u nogi wkurzal, bo przy kazdym kroku mialem wrazenie, ze dobija do konca buty (czego nie znosze), ale to byly po prostu nastepstwa uderzenia. Tak zostalo do konca.
Bieg:
Pierwsze 3-4km jak zwykle nogi jak wypozyczone, ale tempo ustalilo sie na ~5:30min/km. Bieg w Alphach, nawet takim wolnym tempem, to jest bajka. W zasadzie nie musialem normalnie "biec", tylko hopsalem sobie gora-dol, przy ladowaniu usztywanialem noge, a Alphy robily swoje i wybijaly mnie dalej. Bajka, a do tego wygoda na najwyzszym poziomie. Kocham te buty! Az do km 30-32 trzymalem rytm i mniej wiecej tempo, czasem ciut szybciej czasem troche wolniej. Nie zalowalem sobie jedzenia. Na rowerze pochlonalem caly przygotowany zel (440g wegli) i teraz na biegu tez sobie nia zalowalem. Na jednym okrazeniu (10.5km) bylo 6 punktow zywieniowych i 1 z sama woda. Z wiekszosci korzystalem. Jak juz zjadlem zele, to typowo bralem 3 kubki prawie na kazdym punkcie (2x woda + cola, albo woda + 2x cola, rozne warianty). Do tego zawsze 2 gabki z zimna woda i kilka razy wrzucilem sobie kubeczek lodu pod trisuit. Na trasie bylo tez kilka "przysznicow", ktorych nie omijalem. Chlodzenie naprawde robilo roznice. Jednoczesnie zywienie nie sprawialo mi zadnych problemow, wszystko wchodzilo na cacy. I tak sobie zaliczalem kolejne kolka. Jak zaczelo sie ostatnie, to zaczalem odczuwac zmeczenie, bieg stal sie mniej dynamiczny, tempo czesto spadalo. Z kazdym kilometrem bylo coraz gorzej, na koniec jeszcze wciagnalem zel Maurten z punktu, pilem Cole itd. ale to juz nie pomagalo. Na ostatnich 6-7km wlaczyl sie juz autopilot, bo po zawodach zony i syn powiedzieli mi, ze mijalem ich 3 razy, na koniec nawet przybilem im piatki, ale pamietam tylko pierwszy raz
Ostatnie 100m juz pamietam, korytarz utworzony z bramek, czerwony dywan, tlum ludzi i koncowa brama. Potem medal i wolontariuszka przeprowadzila mnie kilkadziesiat metrow na plac, gdzie odbywalo sie after party...
Okrylem sie folia, cos tam wypilem, cos tam zjadlem, odebralem koszulke, worek z rzeczami i poszedlem sie przebrac. Wtedy zauwazylem ladny babel na palcu oraz obcierke na ramieniu, ktora nie miala szans wyschnac (w przeciwienstwie do nadgarstka i kolana), bo caly czas trisiut byl mokry. Zeby nie zakrawic rzeczy poszedlem do namiotu medycznego, gdzie rana zostala zdezynfekowana i zaklejona. W namiotach lezalo juz pare osob, jednego wiezli na noszach pod kroplowka inny szedl z kroplowka, ale wspierany przez kogos. Ja troche kustykalem przez bolace kolano, ale ogolnie bylo ok. Potem juz spotkanie z rodzina, powitanie chlebe i sola, calowanie ziemi, gozdziki, wizyty w zakladach pracy. Normalka.
Czas koncowy 11:32h, miejsce 74 na 248. Biorac pod uwage przerabany zeszly rok, i to, ze przygotowania zaczalem dopiero w styczniu, albo i ciut pozniej, to jestem zadowolony
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Zapomnialem do listy dodac obite lewe kolano po zewnetrznej stronie i lewy lokiec tez.Bolal duzy palec w prawej stopie, prawe kolano zbite od przodu i z boku, lewe biodro obite, lewy bark tez boli.
Opuchlizna z lokcia juz zeszla, na szczescie walnalem nie sama koscia, tylko miekka czescia.
Dobrze, ze z natury bardzo trudno robia mi sie siniaki, bo bym wygladal jak przystrojony w piekne, kolorowe laty.
Krwiaki troche mniej rzucaja sie w oczy
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4980
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Teraz kilka slow o butach. Jak wspomnialem, pobieglem w Alphach. To byl strzal w dziesiatke.
Te buty sa po prostu niezastapione. Sa buty oczywisice na sloninie, lekkie i miekkie, ale ide o zaklad, ze zadne inne tak fajnie nie katapultuje przy niskich tempach.
Dodatkowo potwierdzilo sie to, o czym czesto pisali na forum tri: nogi sa bardzo malo zmeczone po biegu w nich.
Jedyne miesnie, gdzie mialem DOMS-y to czworki, ale one napracowaly sie juz na rowerze, wiec trudno powiedziec co mialo wiekszy wplyw.
Pody w podeszwie sa niezastapione. Miekka pianka + plytka tez pomagaja, ale IMO to pody robia glownie robote.
Tak wypoczetych nog po tak dlugim biegu jeszcze nie mialem
Polecam bardzo
Edit:
zona nareszcie wyslala mi kilka zdjec z ostatniej petli, tutaj juz max 5km do konca...
Te buty sa po prostu niezastapione. Sa buty oczywisice na sloninie, lekkie i miekkie, ale ide o zaklad, ze zadne inne tak fajnie nie katapultuje przy niskich tempach.
Dodatkowo potwierdzilo sie to, o czym czesto pisali na forum tri: nogi sa bardzo malo zmeczone po biegu w nich.
Jedyne miesnie, gdzie mialem DOMS-y to czworki, ale one napracowaly sie juz na rowerze, wiec trudno powiedziec co mialo wiekszy wplyw.
Pody w podeszwie sa niezastapione. Miekka pianka + plytka tez pomagaja, ale IMO to pody robia glownie robote.
Tak wypoczetych nog po tak dlugim biegu jeszcze nie mialem
Polecam bardzo
Edit:
zona nareszcie wyslala mi kilka zdjec z ostatniej petli, tutaj juz max 5km do konca...