kkkrzysiek - Ah sh*t, here we go again
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
30.10.2022
Bieg długi. Pierwotny plan był taki, żebym pobiegł to bardzo spokojnie po znanej trasie. Ale jakoś od początku wszedłem na tempo ~4:15/km i odczuciowo było bardzo lekko, aż za bardzo. Od czwartego kilometra zacząłem mimowolnie przyspieszać i musiałem się mocno pilnować, żeby lecieć poniżej 4'/km. Kiedy odpikał 5 km stwierdziłem, że nie będę z tym walczył i trochę przyspieszę. I dodatkowo stwierdziłem, że przetestuję jak wypadnie jedna pętla, choć nie potrafiłem oszacować ile dokładnie wyniesie długość takiej trasy (zgrubny szacunek sugerował coś między 22-27 km). Niektóre kilometry wpadały nawet po 3:45, ale w trudniejszym terenie było to i 4:00. Koniec końców, wyszły 24 kilometry. Mocno, ale był zapas.
Trening wyszedł zupełnie inaczej niż planowałem. Ale skoro biegło mi się już tak lekko, pomyślałem, że fajnie będzie się upewnić, że jestem w stanie na luzie zrobić te 10 km w 40 minut właściwie z marszu.
31.10.2022
Nogi trochę sztywne po niedzielnym biegu i powietrze jakieś ciężkie od wilgoci - mgła powodowała też, że momentami niewiele było widać.
1.11.2022
Przebieżki. Co tu dużo mówić - ciężko. W niedzielę, przy tempie 3:45, momentami pewnie nawet ok. 3:30/km, było dobrze, ale jak dzisiaj przyspieszałem, już w okolice 3:20, a już szczególnie przy <3'/km, czułem dolną część kręgosłupa. Słabo to wygląda - powinienem już zacząć wprowadzać szybsze bieganie (nie tylko przebieżki, a co najmniej mocne podbiegi), a na razie nie za bardzo mogę. Pewnie będę, mimo wszystko, próbował dwa razy w tygodniu pobiec szybciej, ale tempo będę musiał dostosowywać do tego, na co mi pozwoli kręgosłup. Optymistyczne jest to, że jest lepiej niż w zeszłym tygodniu, a zwykłe treningi nie cierpią.
Za to Stryd wierzy, że mam potencjał:
Dziwnie to wygląda, bo do tej pory był dość zgodny z algorytmami Garmina i Runalyze (różnice były do ok. 15''/10 km) - a te przewidują obecnie ~34:45/10 km.
Dość optymistyczne jest to, że w kilka tygodni biegania bez ładu i składu udało mi się zbudować w miarę sensowną bazę i mogę myśleć o jakimś planie na wiosnę. Teraz najważniejsze - żeby się znowu w głupi sposób nie wyłączyć na kilka tygodni z treningu.
Bieg długi. Pierwotny plan był taki, żebym pobiegł to bardzo spokojnie po znanej trasie. Ale jakoś od początku wszedłem na tempo ~4:15/km i odczuciowo było bardzo lekko, aż za bardzo. Od czwartego kilometra zacząłem mimowolnie przyspieszać i musiałem się mocno pilnować, żeby lecieć poniżej 4'/km. Kiedy odpikał 5 km stwierdziłem, że nie będę z tym walczył i trochę przyspieszę. I dodatkowo stwierdziłem, że przetestuję jak wypadnie jedna pętla, choć nie potrafiłem oszacować ile dokładnie wyniesie długość takiej trasy (zgrubny szacunek sugerował coś między 22-27 km). Niektóre kilometry wpadały nawet po 3:45, ale w trudniejszym terenie było to i 4:00. Koniec końców, wyszły 24 kilometry. Mocno, ale był zapas.
Trening wyszedł zupełnie inaczej niż planowałem. Ale skoro biegło mi się już tak lekko, pomyślałem, że fajnie będzie się upewnić, że jestem w stanie na luzie zrobić te 10 km w 40 minut właściwie z marszu.
31.10.2022
Nogi trochę sztywne po niedzielnym biegu i powietrze jakieś ciężkie od wilgoci - mgła powodowała też, że momentami niewiele było widać.
1.11.2022
Przebieżki. Co tu dużo mówić - ciężko. W niedzielę, przy tempie 3:45, momentami pewnie nawet ok. 3:30/km, było dobrze, ale jak dzisiaj przyspieszałem, już w okolice 3:20, a już szczególnie przy <3'/km, czułem dolną część kręgosłupa. Słabo to wygląda - powinienem już zacząć wprowadzać szybsze bieganie (nie tylko przebieżki, a co najmniej mocne podbiegi), a na razie nie za bardzo mogę. Pewnie będę, mimo wszystko, próbował dwa razy w tygodniu pobiec szybciej, ale tempo będę musiał dostosowywać do tego, na co mi pozwoli kręgosłup. Optymistyczne jest to, że jest lepiej niż w zeszłym tygodniu, a zwykłe treningi nie cierpią.
Za to Stryd wierzy, że mam potencjał:
Dziwnie to wygląda, bo do tej pory był dość zgodny z algorytmami Garmina i Runalyze (różnice były do ok. 15''/10 km) - a te przewidują obecnie ~34:45/10 km.
Dość optymistyczne jest to, że w kilka tygodni biegania bez ładu i składu udało mi się zbudować w miarę sensowną bazę i mogę myśleć o jakimś planie na wiosnę. Teraz najważniejsze - żeby się znowu w głupi sposób nie wyłączyć na kilka tygodni z treningu.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
2.11.2022
Rano źle się czułem. Wstałem odpowiednio wcześnie, ale po zastanowieniu się stwierdziłem, że bieg nie ma sensu. Ostatecznie udało się wyjść po południu (pierwszy raz od kilku miesięcy) i mnie nosiło. Nie wiem, czy to ze względu na porę biegu, czy dłuższą przerwę, ale musiałem się hamować, żeby nie przesadzić.
3.11.2022
Piąty dzień biegowy z rzędu. Znowu popołudnie, chyba ostatnie przez dłuższy czas. Biegło się lekko, oj jak lekko. Powrót do poranków może być bolesny.
5.11.2022
Powrót do porannej rutyny. Doszły przebieżki, ale wciąż czuję dół pleców. Jednaka po południu mam dużo niższe tętno.
W tygodniu zrobiłem 81 km i po raz pierwszy od dawna miałem 6 dni treningowych.
6.11.2022
Bieg długi. W planie było ok. 20 km wolno, żeby na ewentualne zająceowanie w piątek mieć luźne nogi. Ciało chciało szybciej, ale jakoś udało mi w miarę zapanować. Choć tętno wysokie, ale znowu bardzo mało spałem, a trening wykonany na czczo.
7.11.2022
W niedzielę wpadł masaż (relaksacyjny, nie fizjo). Co prawda było wyraźnie widać inne podejście - po prostu kolejne kroki jakiegoś protokołu, a nie skupianie się na najbardziej spiętych mięśniach, ale i tak w poniedziałek czułem, że pomogło. Muszę chyba znowu zacząć chodzić do sprawdzonego fizjoterapeuty, bo jednak to pomaga.
8.11.2022
Przebieżki - miłe było to, że podczas przyspieszeń do tempa <3'/km nie czułem bólu w dolnym odcinku kręgosłupa. Znowu dość krótka przerwa, bo ok. 30 sekund na 15 sekund szybkiech odcinków. Wciąż jeszcze nie czuję swobody i luźnego kroku przy przyspieszeniach, ale to przyjdzie z czasem, niestety trzeba się przemęczyć jeszcze ze 3-4 tygodnie.
Z mniej optymistycznych wieści: niestety nici z mojego zającowania w biegu niepodległości.
I chyba nie uda mi się biegać z wagi. Sam nie mam problemów ze schodzeniem dość nisko, ale od jakiegoś czasu czuję presję, żeby przytyć. Na razie kompromisowo utrzymuję ok. 70 kg, ale niżej może być już trudno (chyba że zejdę 1-2 krótko przed startem), a docelowo mam podobno przytyć z 10-15 kg.
Rano źle się czułem. Wstałem odpowiednio wcześnie, ale po zastanowieniu się stwierdziłem, że bieg nie ma sensu. Ostatecznie udało się wyjść po południu (pierwszy raz od kilku miesięcy) i mnie nosiło. Nie wiem, czy to ze względu na porę biegu, czy dłuższą przerwę, ale musiałem się hamować, żeby nie przesadzić.
3.11.2022
Piąty dzień biegowy z rzędu. Znowu popołudnie, chyba ostatnie przez dłuższy czas. Biegło się lekko, oj jak lekko. Powrót do poranków może być bolesny.
5.11.2022
Powrót do porannej rutyny. Doszły przebieżki, ale wciąż czuję dół pleców. Jednaka po południu mam dużo niższe tętno.
W tygodniu zrobiłem 81 km i po raz pierwszy od dawna miałem 6 dni treningowych.
6.11.2022
Bieg długi. W planie było ok. 20 km wolno, żeby na ewentualne zająceowanie w piątek mieć luźne nogi. Ciało chciało szybciej, ale jakoś udało mi w miarę zapanować. Choć tętno wysokie, ale znowu bardzo mało spałem, a trening wykonany na czczo.
7.11.2022
W niedzielę wpadł masaż (relaksacyjny, nie fizjo). Co prawda było wyraźnie widać inne podejście - po prostu kolejne kroki jakiegoś protokołu, a nie skupianie się na najbardziej spiętych mięśniach, ale i tak w poniedziałek czułem, że pomogło. Muszę chyba znowu zacząć chodzić do sprawdzonego fizjoterapeuty, bo jednak to pomaga.
8.11.2022
Przebieżki - miłe było to, że podczas przyspieszeń do tempa <3'/km nie czułem bólu w dolnym odcinku kręgosłupa. Znowu dość krótka przerwa, bo ok. 30 sekund na 15 sekund szybkiech odcinków. Wciąż jeszcze nie czuję swobody i luźnego kroku przy przyspieszeniach, ale to przyjdzie z czasem, niestety trzeba się przemęczyć jeszcze ze 3-4 tygodnie.
Z mniej optymistycznych wieści: niestety nici z mojego zającowania w biegu niepodległości.
I chyba nie uda mi się biegać z wagi. Sam nie mam problemów ze schodzeniem dość nisko, ale od jakiegoś czasu czuję presję, żeby przytyć. Na razie kompromisowo utrzymuję ok. 70 kg, ale niżej może być już trudno (chyba że zejdę 1-2 krótko przed startem), a docelowo mam podobno przytyć z 10-15 kg.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
9.11.2022
Nuda.
11.11.2022
Zającowanie się nie udało, ale rano jednak swoje zrobiłem. Przebieżki weszły bardzo przyjemnie - w końcu czułem przebłyski luzu w nogach i tempo ~2:45/km w końcu było osiągalne bez konieczności mocnej pracy (czego nie robiłem w ostatnich tygodniach).
12.11.2022
Znowu nudy, praktycznie na autopilocie, byle wybiegać kilometry.
W tygodniu zebrało się 83 km w sześciu treningach. Jestem zadowolony, że zwiększenie objętości znoszę dobrze, nie mam poczucia, że za szybko/za dużo. Ale ważniejsze jest chyba to, że przebieżki przynoszą efekt i łatwiej jest mi wkręcać się na wyższe prędkości - na razie stosunkowo krótkie, ale z czasem będzie lepiej. Przez najbliższe kilka tygodni będę starał się utrzymać zbliżoną objętość i liczbę treningów, może na przełomie grudnia i stycznia podejmę decyzję o zwiększeniu objętości, a może nie. Wyjdzie w praniu.
13.11.2022
Bieg długi. Krótko spałem, ale i tak na początku nogi niosły, więc nie hamowałem się szczególnie i biegłem dość żwawo cały czas. Być może sobotnia sauna pomogła?
Nuda.
11.11.2022
Zającowanie się nie udało, ale rano jednak swoje zrobiłem. Przebieżki weszły bardzo przyjemnie - w końcu czułem przebłyski luzu w nogach i tempo ~2:45/km w końcu było osiągalne bez konieczności mocnej pracy (czego nie robiłem w ostatnich tygodniach).
12.11.2022
Znowu nudy, praktycznie na autopilocie, byle wybiegać kilometry.
W tygodniu zebrało się 83 km w sześciu treningach. Jestem zadowolony, że zwiększenie objętości znoszę dobrze, nie mam poczucia, że za szybko/za dużo. Ale ważniejsze jest chyba to, że przebieżki przynoszą efekt i łatwiej jest mi wkręcać się na wyższe prędkości - na razie stosunkowo krótkie, ale z czasem będzie lepiej. Przez najbliższe kilka tygodni będę starał się utrzymać zbliżoną objętość i liczbę treningów, może na przełomie grudnia i stycznia podejmę decyzję o zwiększeniu objętości, a może nie. Wyjdzie w praniu.
13.11.2022
Bieg długi. Krótko spałem, ale i tak na początku nogi niosły, więc nie hamowałem się szczególnie i biegłem dość żwawo cały czas. Być może sobotnia sauna pomogła?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
14.11.2022
Pamiętam tylko, że był to bardzo przyjemny bieg.
15.11.2022
Znowu wpadły przebieżki i było bardzo dobrze. Tym razem ok. 15/45 sekund wysiłku/przerwy. Tętno przed każdym kolejnym przyspieszeniem zdążyło opaść do stosunkowo niskiego poziomu, czyli inaczej niż kilka osatnich treningów z przebieżkami, gdzie każde kolejne powtórzenie to był co raz wyższy puls.
17.11.2022
Trening po dniu przerwy i mnie trochę poniosło.
18.11.2022
Pierwszy śnieg tej jesieni i przymrozek i była rzeźnia. Każdy, dosłownie każdy krok to było uczucie, że noga próbuje gdzieś uciec - w bok, do tyłu, do przodu - całkowita losowość. Tempo z 15-20 sek/km niższe, żeby organizm miał podobny wysiłek jak zazwyczaj. Obawiałem się przebieżek w takich warunkach, ale zrobiłem, po prostu trochę wolniej, żeby było bezpiecznie.
19.11.2022
Prawie nie spałem. Byłem umówiony na rano, później cały dzień zajęty i wyszedłem biegać o 4 po kilku godzinach snu. Zimno, ale przynajmniej nie było ślisko.
83 km w tygodniu, czyli udaje mi się utrzymywać objętość na tym samym poziomie. Trochę się tego bałem, bo wiem, że mam tendencje do zbyt szybkiego dokładania kilometrów, jednak na razie mam wszystko pod kontrolą.
20.11.2022
Bieg długi. Chciałem zrobić ten trening rano, ale pobudka ok. 4 i boli mnie głowa, więc znowu spać. Ostatecznie wyszedłem ok. 7:30 - późno. Wciąż bolała mnie głowa, ale nie chciałem tego przeciągać, bo kolejna wolna pora to pewnie gdzieś 22, a tego wolałem uniknąć mając w perspektywie poniedziałkowy trening wcześnie rano. Zimno. Niby było tylko -7, ale dłonie zmarzły mi przeraźliwie. Miałem softflask z wodą (podgrzaną), która po ok. 50 minutach zaczęła robić się zimna i stała się bardzo problematyczna, bo końcówki palców wręcz mnie bolały. Próbowałem różnych kombinacji, ale na ostatnie 15-20 minut po prostu palce zwinąłem w pięści wewnątrz rękawiczek i jakimkolwiek trzymaniu butelki raz w jednej, raz w drugiej ręce przy zaangażowaniu możliwie niewielu palców. Nie pomogły nawet dwie pary rękawiczek.
Pamiętam tylko, że był to bardzo przyjemny bieg.
15.11.2022
Znowu wpadły przebieżki i było bardzo dobrze. Tym razem ok. 15/45 sekund wysiłku/przerwy. Tętno przed każdym kolejnym przyspieszeniem zdążyło opaść do stosunkowo niskiego poziomu, czyli inaczej niż kilka osatnich treningów z przebieżkami, gdzie każde kolejne powtórzenie to był co raz wyższy puls.
17.11.2022
Trening po dniu przerwy i mnie trochę poniosło.
18.11.2022
Pierwszy śnieg tej jesieni i przymrozek i była rzeźnia. Każdy, dosłownie każdy krok to było uczucie, że noga próbuje gdzieś uciec - w bok, do tyłu, do przodu - całkowita losowość. Tempo z 15-20 sek/km niższe, żeby organizm miał podobny wysiłek jak zazwyczaj. Obawiałem się przebieżek w takich warunkach, ale zrobiłem, po prostu trochę wolniej, żeby było bezpiecznie.
19.11.2022
Prawie nie spałem. Byłem umówiony na rano, później cały dzień zajęty i wyszedłem biegać o 4 po kilku godzinach snu. Zimno, ale przynajmniej nie było ślisko.
83 km w tygodniu, czyli udaje mi się utrzymywać objętość na tym samym poziomie. Trochę się tego bałem, bo wiem, że mam tendencje do zbyt szybkiego dokładania kilometrów, jednak na razie mam wszystko pod kontrolą.
20.11.2022
Bieg długi. Chciałem zrobić ten trening rano, ale pobudka ok. 4 i boli mnie głowa, więc znowu spać. Ostatecznie wyszedłem ok. 7:30 - późno. Wciąż bolała mnie głowa, ale nie chciałem tego przeciągać, bo kolejna wolna pora to pewnie gdzieś 22, a tego wolałem uniknąć mając w perspektywie poniedziałkowy trening wcześnie rano. Zimno. Niby było tylko -7, ale dłonie zmarzły mi przeraźliwie. Miałem softflask z wodą (podgrzaną), która po ok. 50 minutach zaczęła robić się zimna i stała się bardzo problematyczna, bo końcówki palców wręcz mnie bolały. Próbowałem różnych kombinacji, ale na ostatnie 15-20 minut po prostu palce zwinąłem w pięści wewnątrz rękawiczek i jakimkolwiek trzymaniu butelki raz w jednej, raz w drugiej ręce przy zaangażowaniu możliwie niewielu palców. Nie pomogły nawet dwie pary rękawiczek.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
21.11.2022
Bez historii. Chłodno, ale przyjemnie.
23.11.2022
Przebieżki - nietypowo, bo w środę. Zapomniałem założyć pas na klatkę i jak się zorientowałem, to nie chciało mi się wracać do mieszkania. A ponieważ zegarek na wiatrówce, to bez pulsu. Przyspieszenia wchodziły bardzo dobrze, naprawdę momentami już czuję pojawiający się luz - może nie za każdym razem, nie na całej długości odcinka, ale widzę poprawę.
24.11.2022
Dzień po przebieżkach i bardzo mocno mnie nosiło, musiałem się hamować.
25.11.2022
W czwartek nosiło, w piątek zamulanie - znowu jakieś opady, ślisko i było trochę walki - więcej mięśni było aktywnych niż normalnie podczas biegu.
26.11.2022
Kolejny raz przebieżki - dziesięć sztuk. Po ok. 15-18 sekund. Przerwa - jak wyjdzie, w założeniu 30 sekund, ale czasami było dłużej, gdy akurat było jakieś przejście dla pieszych. Tak naprawdę wątpiłem, że uda się przebieżki, bo na początku było ślisko. Ale jak się trafił odcinek z dobrą przyczepnością, postanowiłem to wykorzystać. Choć po dobrej nawierzchni zrobiłem tylko połowę przebieżek, to i tak jestem zadowolony.
Kolejny tydzień, kolejny raz 83 km.
27.11.2022
Bieg długi. Pilnowanie, żeby nie biec za szybko, chyba się udało. Tym razem nie brałem wody, żeby palce nie przemarzły i to była dobra decyzja.
Chciałbym już zacząć podbiegi, ale 4 grudnia lecę na urlop i nie wiem, jak tam będzie realizacją takich jednostek i w ogóle czy będę w stanie robić coś poza nabijaniem kilometrów, więc jednak poczekam do powrotu. Czuję, że podstawy są już dość konkretne i można myślęć nad jakimś ambitnym czasem na wiosnę.
Bez historii. Chłodno, ale przyjemnie.
23.11.2022
Przebieżki - nietypowo, bo w środę. Zapomniałem założyć pas na klatkę i jak się zorientowałem, to nie chciało mi się wracać do mieszkania. A ponieważ zegarek na wiatrówce, to bez pulsu. Przyspieszenia wchodziły bardzo dobrze, naprawdę momentami już czuję pojawiający się luz - może nie za każdym razem, nie na całej długości odcinka, ale widzę poprawę.
24.11.2022
Dzień po przebieżkach i bardzo mocno mnie nosiło, musiałem się hamować.
25.11.2022
W czwartek nosiło, w piątek zamulanie - znowu jakieś opady, ślisko i było trochę walki - więcej mięśni było aktywnych niż normalnie podczas biegu.
26.11.2022
Kolejny raz przebieżki - dziesięć sztuk. Po ok. 15-18 sekund. Przerwa - jak wyjdzie, w założeniu 30 sekund, ale czasami było dłużej, gdy akurat było jakieś przejście dla pieszych. Tak naprawdę wątpiłem, że uda się przebieżki, bo na początku było ślisko. Ale jak się trafił odcinek z dobrą przyczepnością, postanowiłem to wykorzystać. Choć po dobrej nawierzchni zrobiłem tylko połowę przebieżek, to i tak jestem zadowolony.
Kolejny tydzień, kolejny raz 83 km.
27.11.2022
Bieg długi. Pilnowanie, żeby nie biec za szybko, chyba się udało. Tym razem nie brałem wody, żeby palce nie przemarzły i to była dobra decyzja.
Chciałbym już zacząć podbiegi, ale 4 grudnia lecę na urlop i nie wiem, jak tam będzie realizacją takich jednostek i w ogóle czy będę w stanie robić coś poza nabijaniem kilometrów, więc jednak poczekam do powrotu. Czuję, że podstawy są już dość konkretne i można myślęć nad jakimś ambitnym czasem na wiosnę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
29.11.2022
Przebieżki po dniu wolnym. Złoto. Dzień wcześniej była lekko dodatnia temperatura, resztki śniegu poznikały z moich biegowych ścieżek i można było szaleć. 3-4 powtórzenia weszły naprawdę elegancko, czułem, że noga luźno leci i rozpędzałem się do tempa 2:40-2:45/km. Najs.
30.11.2022
Mało czasu. Chyba powinienem pobiec odrobinę wolniej, ale jednak zależało mi na min. 11 km, a miałem bardzo ograniczony czas. Nogi jakieś ciężkie, jak nie moje.
1.12.2022
Lepiej z nogami, a i nie musiałem się aż tak bardzo spieszyć, tempo samo się ustaliło na takim poziomie.
2.12.2022
Genialne samopoczucie i przebieżki wchodziły elegancko, właściwie każda kolejna coraz szybciej.
3.12.2022
Znowu mało czasu, mało snu, ale musiałem zmieścić trening wcześnie. Udało się i było całkiem dobrze, choć przez pierwsze ok. 1,5-2 km tętno szalało (miewam tak, kiedy jestem niewyspany), ale później wszystko się uspokoiło.
84 km w tygodniu w sześciu treningach.
Nie wiem, czy ktoś tego bloga śledzi, a jak śledzi, to czy zauważył, że ostatnio robię 6 treningów w tygodniu, ale jest to 5 dni treningowych z rzędu, dzień przerwy. Trochę z przypadku, ale będzie to dobre z tego powodu, że w niedzielę 4 grudnia nie będę miał kiedy biegać (nie, nie wyjdę na longa o 2-3 rano przed wyjazdem na urlop ) i idealnie przypadnie wtedy dzień wolny. Wcześniejszy plan był taki, żeby takim cyklem (5 dni treningowych, 1 dzień wolnego) dojść do wolnej soboty i wtedy przeskoczyć na cykl 6 dni treningowych, 1 dzień wolnego i ewentualnie w przyszłości na 7 dni treningowych. Teraz nie wiem, bo nawet mi się podoba. Trochę niepokoi mnie w takim wypadku konieczność robienia longa w poniedziałek raz na jakiś czas, ale może to nie jest taki głupi pomysł?
Awaryjny plan na start w City Trail się nie powiódł. Znaczy to, że mam już tylko znikome szanse na jakiś start w 2022 roku, czyli pierwszy taki sezon od kilku lat. Naprawdę szkoda, ale albo nie byłem gotowy, albo były inne priorytety niż starty.
Przebieżki po dniu wolnym. Złoto. Dzień wcześniej była lekko dodatnia temperatura, resztki śniegu poznikały z moich biegowych ścieżek i można było szaleć. 3-4 powtórzenia weszły naprawdę elegancko, czułem, że noga luźno leci i rozpędzałem się do tempa 2:40-2:45/km. Najs.
30.11.2022
Mało czasu. Chyba powinienem pobiec odrobinę wolniej, ale jednak zależało mi na min. 11 km, a miałem bardzo ograniczony czas. Nogi jakieś ciężkie, jak nie moje.
1.12.2022
Lepiej z nogami, a i nie musiałem się aż tak bardzo spieszyć, tempo samo się ustaliło na takim poziomie.
2.12.2022
Genialne samopoczucie i przebieżki wchodziły elegancko, właściwie każda kolejna coraz szybciej.
3.12.2022
Znowu mało czasu, mało snu, ale musiałem zmieścić trening wcześnie. Udało się i było całkiem dobrze, choć przez pierwsze ok. 1,5-2 km tętno szalało (miewam tak, kiedy jestem niewyspany), ale później wszystko się uspokoiło.
84 km w tygodniu w sześciu treningach.
Nie wiem, czy ktoś tego bloga śledzi, a jak śledzi, to czy zauważył, że ostatnio robię 6 treningów w tygodniu, ale jest to 5 dni treningowych z rzędu, dzień przerwy. Trochę z przypadku, ale będzie to dobre z tego powodu, że w niedzielę 4 grudnia nie będę miał kiedy biegać (nie, nie wyjdę na longa o 2-3 rano przed wyjazdem na urlop ) i idealnie przypadnie wtedy dzień wolny. Wcześniejszy plan był taki, żeby takim cyklem (5 dni treningowych, 1 dzień wolnego) dojść do wolnej soboty i wtedy przeskoczyć na cykl 6 dni treningowych, 1 dzień wolnego i ewentualnie w przyszłości na 7 dni treningowych. Teraz nie wiem, bo nawet mi się podoba. Trochę niepokoi mnie w takim wypadku konieczność robienia longa w poniedziałek raz na jakiś czas, ale może to nie jest taki głupi pomysł?
Awaryjny plan na start w City Trail się nie powiódł. Znaczy to, że mam już tylko znikome szanse na jakiś start w 2022 roku, czyli pierwszy taki sezon od kilku lat. Naprawdę szkoda, ale albo nie byłem gotowy, albo były inne priorytety niż starty.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Urlop miał większy wpływ na mój trening niż się mogłem tego spodziewać. Zaczęło się od drobnych problemów zdrowotnych na miejscu - odpuszczenie 2 biegów, do tego lżejsze jednostki później. Jednak najgorzej zniosłem kilka godzin siedzenia w samolocie w drodze powrotnej, a właściwie to mój mięsień gruszkowaty, który zaczął mi dokuczać. A dobiłem go biegami na śliskim już po powrocie - po mocniejszych szarpnięciach, jak stopa jeździła w różnych kierunkach, musiałem zrobić przerwę i kilka tygodni katować się ćwiczeniami od Marka Purczyńskiego (pomogły, już kilka lat temu miałem podobny problem i wtedy też pomogło). Generalnie grudzień do spisania na straty, styczeń to strachliwe bieganie i niepokój za każdym razem, kiedy pojawiało się jakiekolwiek oblodzenie - gruszkowaty znowu potrafił się odezwać i kilka razy skracałem treningi. Teraz jest już prawie dobrze, znowu biegam 5 dni w tygodniu, ale z treningiem jestem w plecy o jakieś 3 miesiące. I na dobrą sprawę zastanawiam się, co może być celem na wiosnę, kiedy dopiero wprowadzam do treningu przebieżki, a o akcentach zacznę myśleć może w kwietniu. Tylko Garmin i Runalyze niezmiennie we mnie wierzą i sugerują możliwość robienia życiówek prawie z marszu właściwie na każdym dystansie. Czasu na pisanie jeszcze mniej, ale postaram się uzupełnić minione tygodnie, tylko może mi to chwilę zająć.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wczoraj opisałem to trochę dokładniej, ale nie chce mi się znowu poświęcać 2 godzin na spisanie całości, więc tym razem forma skrócona.
Niedziela 4 grudnia minęła na podróży i krótkim przyjrzeniu się okolicy już po dotarciu do miejsce. Bez biegania.
5.12.2022
Zaległy bieg długi. Pierwotny plan był taki, że spróbuję biec jak najbardziej przy wybrzeżu z nadzieją, że będzie płasko, bo skierowanie się w głąb Madery oznaczało automatycznie niezłą wspinaczkę. Wyjście rano, jeszcze ciemno (w Polsce miasta są mocniej oświetlone), przyjemnie ciepło (z 15 stopni?), za to dość duża wilgotność. Dość płasko było przez ok. 5,5 km (nawet był jeden fajny zbieg) i zaczęła się fajna ściana. Ok. 80 m w górę na niecałych 2 km, później wypłaszczenie i 20 m na 200 m. Był jeszcze kawał dalej, ale wtedy stwierdziłem, że to dla mnie za dużo i nawrotka. Ponieważ nie chciało mi się błądzić, wcisnąłem na zegarku powrót do startu - nie byłem pewien jak to działa, więc czekałem (później okazało się, że niepotrzebnie) aż skończy przetwarzać trasę. Dało mi to ok. 1,5 minuty przerwy chodzonej - niby nie była niezbędna, ale nie narzekałem. Po powrocie w okolice startu dokręciłem jeszcze ok. 5 km, po drodze wpadły jeszcze dwa solidne podbiegi.
6.12.2022
Dalsza część poniedziałku była spędzona aktywnie, ale nie byłem zmęczony. Wtorkowy bieg to w dużej mierze powtórka pierwszej części longa z dnia poprzedniego - po prostu wcześniej zakończyłem podbieg i powrót już bez dokręcania.
7.12.2022
Chyba byłem nie do końca przytomny, bo trening zacząłem z profilem "Chód", dopiero po prawie 1,5 km się zorientowałem i zmieniłem na "Bieg". Trochę wiało. Tego dnia mocno zmokliśmy i w czwartek i piątek rano nie czułem się na siłach na trening, zostało tylko aktywne zwiedzanie.
10.12.2022
Wciąż trochę osłabiony, ale było lepiej. Za to odezwał się żołądek i musiałem skrócić o ok. 2 km, które musiałem pokonać w marszu.
11.12.2022
Wciąż czułem się lekko osłabiony, dodatkowo po doświadczeniu z soboty postanowiłem, że będzie tylko 10 km. Ale i tego było za długo - tym razem żołądek zbuntował się jeszcze wcześniej i po ok. 7,5 km przerwa, trochę marszu. W końcu decyzja, że próbuję znowu biec, tempem, jakie zaakceptuje brzuch, żeby nie było nieprzyjemnych niespodzianek.
Po południu lot powrotny do Polski. Najpierw godzina siedzenia w samolocie już na płycie lotniska (podobno opóźnienie wynikało z ataku zimy i warunków panujących w Warszawie), później kilka godzin lotu, na koniec autobus i po 4 rano byłem w łóźku.
W poniedziałek nie byłem w stanie wyjść na trening, musiałem odespać.
13.12.2022
Już na Maderze czułem, że coś jest nie do końca dobrze z gruszkowatym i okolicami biodra, nawet mieliśmy małą piłkę, której trochę użyłem. Może trochę pomogła, może tylko zamaskowała problem. W Polsce był śnieg, było ślisko, ale oddechowo było mi zdecydowanie lżej. Pod koniec treningu pojawił się dyskomfort w okolicy biodra.
14.12.2022
Powtórka, tylko było bardziej ślisko i po jednym z uślizgów po prostu poczułem jak zaczyna mnie kłuć i rozlewać się to po paśmie bocznym. Dodatkowo pasek na klatę trochę świrował - pierwsze ok. 2 km to puls prawie od razu wskakuje (wg wskazań) na 170 bpm, by po ok. 9 minutach momentalnie spaść w okolice 140 bpm i trzymać się w tej okolicy już do końca.
15.12.2022
Miało być krócej, żeby nie pogłębiać problemu, więc krótka pętla. Początek dobry, ale po ok. 3 km zaczęło się znane kłucie - do wyboru była nawrotka lub zamykanie małem pętli - długość właściwie ta sama, więc padło na kontynuację pętli. Tuż przed czwartym km zaczął się podbieg na wiadukt, było cholernie ślisko i nogi po prostu uciekały spode mnie. Wtedy kłucie się mocno nasiliło, nieprzyjemny ból rozlał się aż poniżej kolana i przeszedłem w marsz, bo to nie miało sensu.
Przerwa aż do 24 grudnia. Zaliczony jeden masaż.
24.12.2022
Wyjście rozpoznawcze. Krótko i za szybko, ale potrzebowałem się zmęczyć. Trochę czułem biodro, ale dało się biec, ćwiczenia pomagały.
26.12.2022
Powtórka, żwawo i krótko. Pewnie za szybko, ale wciąż czułem taką potrzebę.
28.12.2022
Lekkie wydłużenie biegu, dodatkowo dzień wcześniej oddałem krew, co zawsze podbija mi puls o kilka bpm przez ok. 2 tygodnie.
30.12.2022
Ostatni bieg w roku. Chyba byłem ogólnie zmęczony.
Niedziela 4 grudnia minęła na podróży i krótkim przyjrzeniu się okolicy już po dotarciu do miejsce. Bez biegania.
5.12.2022
Zaległy bieg długi. Pierwotny plan był taki, że spróbuję biec jak najbardziej przy wybrzeżu z nadzieją, że będzie płasko, bo skierowanie się w głąb Madery oznaczało automatycznie niezłą wspinaczkę. Wyjście rano, jeszcze ciemno (w Polsce miasta są mocniej oświetlone), przyjemnie ciepło (z 15 stopni?), za to dość duża wilgotność. Dość płasko było przez ok. 5,5 km (nawet był jeden fajny zbieg) i zaczęła się fajna ściana. Ok. 80 m w górę na niecałych 2 km, później wypłaszczenie i 20 m na 200 m. Był jeszcze kawał dalej, ale wtedy stwierdziłem, że to dla mnie za dużo i nawrotka. Ponieważ nie chciało mi się błądzić, wcisnąłem na zegarku powrót do startu - nie byłem pewien jak to działa, więc czekałem (później okazało się, że niepotrzebnie) aż skończy przetwarzać trasę. Dało mi to ok. 1,5 minuty przerwy chodzonej - niby nie była niezbędna, ale nie narzekałem. Po powrocie w okolice startu dokręciłem jeszcze ok. 5 km, po drodze wpadły jeszcze dwa solidne podbiegi.
6.12.2022
Dalsza część poniedziałku była spędzona aktywnie, ale nie byłem zmęczony. Wtorkowy bieg to w dużej mierze powtórka pierwszej części longa z dnia poprzedniego - po prostu wcześniej zakończyłem podbieg i powrót już bez dokręcania.
7.12.2022
Chyba byłem nie do końca przytomny, bo trening zacząłem z profilem "Chód", dopiero po prawie 1,5 km się zorientowałem i zmieniłem na "Bieg". Trochę wiało. Tego dnia mocno zmokliśmy i w czwartek i piątek rano nie czułem się na siłach na trening, zostało tylko aktywne zwiedzanie.
10.12.2022
Wciąż trochę osłabiony, ale było lepiej. Za to odezwał się żołądek i musiałem skrócić o ok. 2 km, które musiałem pokonać w marszu.
11.12.2022
Wciąż czułem się lekko osłabiony, dodatkowo po doświadczeniu z soboty postanowiłem, że będzie tylko 10 km. Ale i tego było za długo - tym razem żołądek zbuntował się jeszcze wcześniej i po ok. 7,5 km przerwa, trochę marszu. W końcu decyzja, że próbuję znowu biec, tempem, jakie zaakceptuje brzuch, żeby nie było nieprzyjemnych niespodzianek.
Po południu lot powrotny do Polski. Najpierw godzina siedzenia w samolocie już na płycie lotniska (podobno opóźnienie wynikało z ataku zimy i warunków panujących w Warszawie), później kilka godzin lotu, na koniec autobus i po 4 rano byłem w łóźku.
W poniedziałek nie byłem w stanie wyjść na trening, musiałem odespać.
13.12.2022
Już na Maderze czułem, że coś jest nie do końca dobrze z gruszkowatym i okolicami biodra, nawet mieliśmy małą piłkę, której trochę użyłem. Może trochę pomogła, może tylko zamaskowała problem. W Polsce był śnieg, było ślisko, ale oddechowo było mi zdecydowanie lżej. Pod koniec treningu pojawił się dyskomfort w okolicy biodra.
14.12.2022
Powtórka, tylko było bardziej ślisko i po jednym z uślizgów po prostu poczułem jak zaczyna mnie kłuć i rozlewać się to po paśmie bocznym. Dodatkowo pasek na klatę trochę świrował - pierwsze ok. 2 km to puls prawie od razu wskakuje (wg wskazań) na 170 bpm, by po ok. 9 minutach momentalnie spaść w okolice 140 bpm i trzymać się w tej okolicy już do końca.
15.12.2022
Miało być krócej, żeby nie pogłębiać problemu, więc krótka pętla. Początek dobry, ale po ok. 3 km zaczęło się znane kłucie - do wyboru była nawrotka lub zamykanie małem pętli - długość właściwie ta sama, więc padło na kontynuację pętli. Tuż przed czwartym km zaczął się podbieg na wiadukt, było cholernie ślisko i nogi po prostu uciekały spode mnie. Wtedy kłucie się mocno nasiliło, nieprzyjemny ból rozlał się aż poniżej kolana i przeszedłem w marsz, bo to nie miało sensu.
Przerwa aż do 24 grudnia. Zaliczony jeden masaż.
24.12.2022
Wyjście rozpoznawcze. Krótko i za szybko, ale potrzebowałem się zmęczyć. Trochę czułem biodro, ale dało się biec, ćwiczenia pomagały.
26.12.2022
Powtórka, żwawo i krótko. Pewnie za szybko, ale wciąż czułem taką potrzebę.
28.12.2022
Lekkie wydłużenie biegu, dodatkowo dzień wcześniej oddałem krew, co zawsze podbija mi puls o kilka bpm przez ok. 2 tygodnie.
30.12.2022
Ostatni bieg w roku. Chyba byłem ogólnie zmęczony.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Jak widać, poprzedni rok skończył się pewnym resetem. Przerwa nie była na tyle długa, żeby forma (?) spadła jakoś dramatycznie, ale i tak wpływ był więcej niż zauważalny. Postanowiłem na początek biegać co drugi dzień, z zamiarem biegu długiego (w niedziele) i dorzuceniem przebieżek, kiedy uznam to za wskazane. Na początku stycznia wciąż odczuwałem tkliwość w okolicy biodra, więc celem numer jeden było spokojne podnoszenie objętości i systematyczne bieganie bez zbyt długich przerw. Pogoda w tym roku raczej łaskawa - kilka razy było ślisko z rana, ze dwa razy przełożyłem z tego powodu trening (nie pamiętam już o jakie dni chodzi) na inną godzinę.
Chciałem za wszelką cenę nie dopuścić do dwóch lub więcej dni bez biegania, nie zawsze byłem w stanie zrobić trening z rana (o dziwo, bo przez ostatnie pół roku zazwyczaj była to jedyna pora, kiedy zawsze mogłem wyjść pobiegać), więc kombinowałem i wciskałem czasami biegi po południu. Odczucia po takim treningu miałem zdecydowanie lepsze, ale to się mściło, kiedy później wracałem do rutyny biegu o 4-5 rano. Z dwojga złego chyba wolę już wszystkie treningi robić rano.
Trochę zacząłem pływać, choć bardziej pasuje tu określenie nauka pływania. Zazwyczaj dwa razy w tygodniu, w tym raz w weekend. Czasami było bieganie i pływanie, innym razem trafiało się najpierw pływanie, później bieganie (ok. była z godzina-półtorej przerwy pomiędzy).
Plany? Jakie plany. W głowie wciąż siedzi to sub 33'/10 km i moim zdaniem jestem w stanie to zrobić. Po prostu potrzebuję ze 3-4 mesiące dobrego, systematycznego treningu, plus ze trzy biegi w okresie ok. 6-8 tygodni, kiedy mogę wykorzystać zbudowaną formę. Któraś próba powinna się udać.
Z racji, kojelnego już, resetu, zmiana tytułu bloga.
Niemal cały styczeń to po prostu bieganie co drugi dzień, nie ma za dużo do opisywania, bo generalnie chodziło o to, żeby wyjść, zrobić te 10+ km, pilnować, żeby z każdym treningiem problem z gruszkowatym robił się coraz mniejszy. To się udało.
1.01.2023
3.01.2023
5.01.2023
7.01.2023
43 km w czterech treningach.
9.01.2023
11.01.2023
13.01.2023
30 km w 3 treningach.
Od tego tygodnia zacząłem ponownie wprowadzać bieg długi. W kolejnych tygodniach dystans będzie rosnąć, ale od czegoś trzeba zacząć i był to jeden z najtrudniejszych moich long runów w ostatnich kilku miesiącach.
15.01.2023
Pierwszy "bieg długi".
16.01.2023
18.01.2023
Tu bieg był po południu. Rano był basen. Wcześniej udawało mi się rozdzielać dni z basenem od dni biegowych.
20.01.2023
46 km w 4 treningach.
22.01.2023
Kolejny bieg długi. Zawrotne 16 km, zniosłem lepiej niż poprzedni taki trening.
23.01.2023
Tym razem trening po południu. Poczułem dużą różnicę w łatwości biegu względem treningów wykonywanych przed świtem.
25.01.2023
27.01.2023
Nie wyspałem się i to miało ogromny wpływ na samopoczucie podczas biegu. Puls wariował. Tego dnia było też chyba ślisko i spadł śnieg. Ale najważniejsze było niewyspanie.
48 km w 4 treningach.
29.01.2023
Kolejny bieg długi. Zwiększanie
30.01.2023
I znowu popołudnie. Czułem się jakbym fruwał. Hamulec zaciągnięty, ale było lekko.
1.02.2023
Znowu pływanie rano, bieganie po południu. Biegło mi się lekko, jednak ciało pamiętało, że rano robiłem już coś innego.
3.02.2023
Coś było nie tak drugiego, już nie pamiętam co, ale biegło mi się źle.
49 km w 4 treningach.
Saucony Endorphin Speed to mój ulubiony but ever, przebił nawet pierwszy Freedom Iso, w którym się zakochałem od pierwszego założenia. To już druga para, ponad 1800 km, wciąż są dobre, choć już pojawiły się dziruy na cholewce. Mogę w nich biegać niemal każdy trening poza najwolniejszymi biegami regeneracyjnymi (ich na razie i tak nie robię, bo nie ma na razie potrzeby). O ile w Endorphin Pro zauważam mniejszą responsywność po ponad 1000 km, tak tutaj nie bardzo. Aż się boję, co się stanie, kiedy przesiądę się na nowszą wersję (na szczęście mam jeszcze jedną parę jedynek w szafie).
Chciałem za wszelką cenę nie dopuścić do dwóch lub więcej dni bez biegania, nie zawsze byłem w stanie zrobić trening z rana (o dziwo, bo przez ostatnie pół roku zazwyczaj była to jedyna pora, kiedy zawsze mogłem wyjść pobiegać), więc kombinowałem i wciskałem czasami biegi po południu. Odczucia po takim treningu miałem zdecydowanie lepsze, ale to się mściło, kiedy później wracałem do rutyny biegu o 4-5 rano. Z dwojga złego chyba wolę już wszystkie treningi robić rano.
Trochę zacząłem pływać, choć bardziej pasuje tu określenie nauka pływania. Zazwyczaj dwa razy w tygodniu, w tym raz w weekend. Czasami było bieganie i pływanie, innym razem trafiało się najpierw pływanie, później bieganie (ok. była z godzina-półtorej przerwy pomiędzy).
Plany? Jakie plany. W głowie wciąż siedzi to sub 33'/10 km i moim zdaniem jestem w stanie to zrobić. Po prostu potrzebuję ze 3-4 mesiące dobrego, systematycznego treningu, plus ze trzy biegi w okresie ok. 6-8 tygodni, kiedy mogę wykorzystać zbudowaną formę. Któraś próba powinna się udać.
Z racji, kojelnego już, resetu, zmiana tytułu bloga.
Niemal cały styczeń to po prostu bieganie co drugi dzień, nie ma za dużo do opisywania, bo generalnie chodziło o to, żeby wyjść, zrobić te 10+ km, pilnować, żeby z każdym treningiem problem z gruszkowatym robił się coraz mniejszy. To się udało.
1.01.2023
3.01.2023
5.01.2023
7.01.2023
43 km w czterech treningach.
9.01.2023
11.01.2023
13.01.2023
30 km w 3 treningach.
Od tego tygodnia zacząłem ponownie wprowadzać bieg długi. W kolejnych tygodniach dystans będzie rosnąć, ale od czegoś trzeba zacząć i był to jeden z najtrudniejszych moich long runów w ostatnich kilku miesiącach.
15.01.2023
Pierwszy "bieg długi".
16.01.2023
18.01.2023
Tu bieg był po południu. Rano był basen. Wcześniej udawało mi się rozdzielać dni z basenem od dni biegowych.
20.01.2023
46 km w 4 treningach.
22.01.2023
Kolejny bieg długi. Zawrotne 16 km, zniosłem lepiej niż poprzedni taki trening.
23.01.2023
Tym razem trening po południu. Poczułem dużą różnicę w łatwości biegu względem treningów wykonywanych przed świtem.
25.01.2023
27.01.2023
Nie wyspałem się i to miało ogromny wpływ na samopoczucie podczas biegu. Puls wariował. Tego dnia było też chyba ślisko i spadł śnieg. Ale najważniejsze było niewyspanie.
48 km w 4 treningach.
29.01.2023
Kolejny bieg długi. Zwiększanie
30.01.2023
I znowu popołudnie. Czułem się jakbym fruwał. Hamulec zaciągnięty, ale było lekko.
1.02.2023
Znowu pływanie rano, bieganie po południu. Biegło mi się lekko, jednak ciało pamiętało, że rano robiłem już coś innego.
3.02.2023
Coś było nie tak drugiego, już nie pamiętam co, ale biegło mi się źle.
49 km w 4 treningach.
Saucony Endorphin Speed to mój ulubiony but ever, przebił nawet pierwszy Freedom Iso, w którym się zakochałem od pierwszego założenia. To już druga para, ponad 1800 km, wciąż są dobre, choć już pojawiły się dziruy na cholewce. Mogę w nich biegać niemal każdy trening poza najwolniejszymi biegami regeneracyjnymi (ich na razie i tak nie robię, bo nie ma na razie potrzeby). O ile w Endorphin Pro zauważam mniejszą responsywność po ponad 1000 km, tak tutaj nie bardzo. Aż się boję, co się stanie, kiedy przesiądę się na nowszą wersję (na szczęście mam jeszcze jedną parę jedynek w szafie).
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
5.02.2023 - 11.02.2023
5.02.2023 - niedziela
Krótki wypad na weekend i bieg dopiero po powrocie wieczorem. Moje doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy sugerują mi, że mam problemy z tolerancją laktozy i glutenu. Tego dnia się właśnie o tym przekonałem. Biegło mi się dobrze, ale po ok. 13 km zaczęło się kotłować w brzuchu, jeszcze przez jakiś kilometr walczyłem, w końcu pauza i marsz. Po kilku minutach się uspokoiło i dorzuciłem jeszcze ok. 5 km. Tego dnia było też zdecydowanie chłodniej niż przed weekendem.
7.02.2023 - wtorek
Żwawa niedziela, więc kolejny trening nogi trochę cierpiały.
8.02.2023 - środa
Wyjście, byle zaliczyć kilometry.
9.02.2023 - czwartek
Niby trzeci dzień z rzędu, ale był to trening po południu, więc praktycznie 36 godzin przerwy.
10.02.2023 - piątek
Znowu popołudnie i nogi niosły. Pojawiają się pierwsze przebłyski luzu. Znowu po południu, więc może to dlatego?
64 km w pięciu treningach.
12.02.2023 - 18.02.2023
12.02.2023 - niedziela
W piątek był luz, w sobotę basen, a w niedzielę znowu czułem, że nogi chcą biec szybciej. Dość szybko wpadłem w tempo ok. 4'/km i zdecydowałem, że biegnę tak cały czas. Co mogę powiedzieć? Było dobrze.
13.02.2023 - poniedziałek
Nogi jednak odczuły dwa szybsze treningi z rzędu i tego dnia były trochę zmęczone.
14.02.2023 - wtorek
W końcu przyszła pora na przebieżki - 7, bo akurat tak mi pasowało na trasie bez kombinowania. Na niektórych treningach luz się pojawia, ale to jeszcze nie jest luz na wyższych prędkościach. Poniżej 3'/km muszę już solidniej pracować.
16.02.2023 - czwartek
Jakoś chciało się biec szybciej po przebieżkach.
17.02.2023 - piątek
Drugie przebieżki w tygodniu, tym razem 8. Podobne odczucia jak we wtorek.
67 km w 5 treningach.
19.02.2023 - 25.02.2023
19.02.2023 - niedziela
Dzień wcześniej wiało, na szczęście było bez biegania, tylko basen i sporo chodzenia. W niedzielę wciąż solidnie wiało, zacząłem biec standardową trasą na zachód i wiatr mi się nie podobał, więc po ok. 3 km skręciłem do lasu. Tam trening zamienił się w solidnego krosa - było zaskakująco dużo krótkich i bardzo stromych podbiegów i zbiegów, odcinki z błotem, w tym ok. 500 m, gdzie brodziłem w nim po kostki. W lesie spędziłem łącznie ok. 13 km, trening dopełniłem powrotem do domu (znowu pod wiatr, bo w lesie kierunek był generalnie na wschód). Wyszła niezła jednostka siły biegowej.
21.02.2023 - wtorek
Potrzebowałem przerwy po krosie, więc kolejny trening dopiero we wtorek. Byłem przymulony, ale na przebieżkach udało mi się dobrze przyspieszać i tempa w okolicy 2:45-2:50/km były już łatwiej osiągalne niż poprzednio.
22.02.2023 - środa
Bieganie o 4, później basen, wieczorem oddanie krwi. Intensywny dzień.
24.02.2023 - piątek
Byłem zamulony, tętno podwyższone. Dorzuciłem 7 przebieżek, ale tym razem tempo ok. 3'/km to był maks, żeby biec szybciej musiałbym już przechodzić w sprint.
25.02.2023 - sobota
Basen, po basenie bieganie. Wciąż czuję zamulenie.
65 km w pięciu treningach.
Jeszcze sobie przypomniałem - w końcówce stycznia zaliczyłem dość nieprzyjemny upadek - skończyło się na dość paskudnej, rozległej ranie na kolanie - bez szycia, ale utrudniała mi życie przez kilka tygodni, w tym nie mogłem chodzić na basen przez ok. 2 tygodnie. Pojechałem na SOR, bo sam nie byłem w stanie oczyścić rany. Tam najpierw chcieli mnie wysłać do ortopedy, choć od samego początku mówiłem, że nie mam bólu kolana, po prostu, chcę, żeby pomogli mi to oczyścić. W końcu obrażony lekarz (?) wysłał mnie do gabinetu chirurgicznego, jakby robił mi łaskę, gdzie załatwili sprawe szybko i sprawnie. Dodatkowo polecili fajny opatrunek (Urgotul), dzięki któremu rana goiła się bardzo ładnie i blizna nie będzie bardzo paskudna.
5.02.2023 - niedziela
Krótki wypad na weekend i bieg dopiero po powrocie wieczorem. Moje doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy sugerują mi, że mam problemy z tolerancją laktozy i glutenu. Tego dnia się właśnie o tym przekonałem. Biegło mi się dobrze, ale po ok. 13 km zaczęło się kotłować w brzuchu, jeszcze przez jakiś kilometr walczyłem, w końcu pauza i marsz. Po kilku minutach się uspokoiło i dorzuciłem jeszcze ok. 5 km. Tego dnia było też zdecydowanie chłodniej niż przed weekendem.
7.02.2023 - wtorek
Żwawa niedziela, więc kolejny trening nogi trochę cierpiały.
8.02.2023 - środa
Wyjście, byle zaliczyć kilometry.
9.02.2023 - czwartek
Niby trzeci dzień z rzędu, ale był to trening po południu, więc praktycznie 36 godzin przerwy.
10.02.2023 - piątek
Znowu popołudnie i nogi niosły. Pojawiają się pierwsze przebłyski luzu. Znowu po południu, więc może to dlatego?
64 km w pięciu treningach.
12.02.2023 - 18.02.2023
12.02.2023 - niedziela
W piątek był luz, w sobotę basen, a w niedzielę znowu czułem, że nogi chcą biec szybciej. Dość szybko wpadłem w tempo ok. 4'/km i zdecydowałem, że biegnę tak cały czas. Co mogę powiedzieć? Było dobrze.
13.02.2023 - poniedziałek
Nogi jednak odczuły dwa szybsze treningi z rzędu i tego dnia były trochę zmęczone.
14.02.2023 - wtorek
W końcu przyszła pora na przebieżki - 7, bo akurat tak mi pasowało na trasie bez kombinowania. Na niektórych treningach luz się pojawia, ale to jeszcze nie jest luz na wyższych prędkościach. Poniżej 3'/km muszę już solidniej pracować.
16.02.2023 - czwartek
Jakoś chciało się biec szybciej po przebieżkach.
17.02.2023 - piątek
Drugie przebieżki w tygodniu, tym razem 8. Podobne odczucia jak we wtorek.
67 km w 5 treningach.
19.02.2023 - 25.02.2023
19.02.2023 - niedziela
Dzień wcześniej wiało, na szczęście było bez biegania, tylko basen i sporo chodzenia. W niedzielę wciąż solidnie wiało, zacząłem biec standardową trasą na zachód i wiatr mi się nie podobał, więc po ok. 3 km skręciłem do lasu. Tam trening zamienił się w solidnego krosa - było zaskakująco dużo krótkich i bardzo stromych podbiegów i zbiegów, odcinki z błotem, w tym ok. 500 m, gdzie brodziłem w nim po kostki. W lesie spędziłem łącznie ok. 13 km, trening dopełniłem powrotem do domu (znowu pod wiatr, bo w lesie kierunek był generalnie na wschód). Wyszła niezła jednostka siły biegowej.
21.02.2023 - wtorek
Potrzebowałem przerwy po krosie, więc kolejny trening dopiero we wtorek. Byłem przymulony, ale na przebieżkach udało mi się dobrze przyspieszać i tempa w okolicy 2:45-2:50/km były już łatwiej osiągalne niż poprzednio.
22.02.2023 - środa
Bieganie o 4, później basen, wieczorem oddanie krwi. Intensywny dzień.
24.02.2023 - piątek
Byłem zamulony, tętno podwyższone. Dorzuciłem 7 przebieżek, ale tym razem tempo ok. 3'/km to był maks, żeby biec szybciej musiałbym już przechodzić w sprint.
25.02.2023 - sobota
Basen, po basenie bieganie. Wciąż czuję zamulenie.
65 km w pięciu treningach.
Jeszcze sobie przypomniałem - w końcówce stycznia zaliczyłem dość nieprzyjemny upadek - skończyło się na dość paskudnej, rozległej ranie na kolanie - bez szycia, ale utrudniała mi życie przez kilka tygodni, w tym nie mogłem chodzić na basen przez ok. 2 tygodnie. Pojechałem na SOR, bo sam nie byłem w stanie oczyścić rany. Tam najpierw chcieli mnie wysłać do ortopedy, choć od samego początku mówiłem, że nie mam bólu kolana, po prostu, chcę, żeby pomogli mi to oczyścić. W końcu obrażony lekarz (?) wysłał mnie do gabinetu chirurgicznego, jakby robił mi łaskę, gdzie załatwili sprawe szybko i sprawnie. Dodatkowo polecili fajny opatrunek (Urgotul), dzięki któremu rana goiła się bardzo ładnie i blizna nie będzie bardzo paskudna.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
26.02.2023 - 4.03.2023
26.02.2023 - niedziela
Bieg długi, ale się męczyłem.
27.02.2023 - poniedziałek
Wciąż jakoś ciężko.
28.02.2023 - wtorek
Bieg po południu, bezpośrednio po pracy. Bieg standardowym tempem dużo lżejszy niż w poniedziałek rano, za to na przebieżkach czułem się jak w smole. Przy dwóch ostatnich powtórzeniach miałem wrażenie, że dupa jest dziwnie nisko - jakby biodra i kolana się lekko zapadały (nie wiem jak to lepiej nazwać) - zbyt blisko ziemi.
2.03.2023 - czwartek
A tutaj biegło mi się fatalnie. Trening zrobiony trochę siłą woli.
3.03.2023 - piątek
Przeniosłem na popołudnie, bo nie chciało mi się znowu przeżywać porannej mordęgi. Pod koniec osiem przebieżek - lżej niż we wtorek, ale wciąż jakoś słabo.
Razem 65 km w 5 treningach.
5.03.2023 - 11.03.2023
5.03.2023 - niedziela
Bieg długi, pierwszy raz od dawna 22 km. Całkowicie na czczo, przed wyjściem tylko ze dwa łyki wody. Pod koniec czułem już głód.
6.03.2023 - poniedziałek
Znowu udało się biec po południu i to było dobre. Zwyczajnie.
7.03.2023 - wtorek
Znowu osiem przebieżek. Pierwsza połowa świetnie, lekko i przyjemnie. Później nawrotka i dostałem wiatrem w twarz. Może nie był to huragan, ale odczucia były takie, że utrzymanie intensywności to było tak +15-20 sekund na tempie. Najboleśniejsze było to na przebieżkach.
9.03.2023 - czwartek
Jakaś masakra. Raz, że czułem się całkowicie bez sił, to jeszcze spadł śnieżek, było ślisko i momentami czułem, jakbym biegł w miejscu. Na śliskim znowu czułem, że tyłek jest dziwnie nisko, jakby mnie trochę łamało w biodrach i kolanach. Bardzo źle na mnie wpływa robienie treningu rano po nawet jednym-dwóch zrobionych po południu. Później przez kilka dni gorzej mi się biega rano.
10.03.2023 - piątek
Wciąż zamulony, choć na przebieżkach zaczynałem czuć już trochę luzu.
Razem 67 km w pięciu treningach.
Wydaje mi się, że jestem już gotowy na 6 treningów biegowych w tygodniu. Przydałoby się też już dodać podbiegi - zacznę w tym lub następnym tygodniu od jednej sesji w tygodniu (2-3 tygodnie), później 4-6 tygodni z dwoma sesjami podbiegów w tygodniu - ile dokładnie to potrwa, będzie zależało od samopoczucia. Obecnie czuję, że na podbiegach słabnę mocno i widzę, że taki trening bardzo mi się przyda. Postaram się znowu mieszać różne typy podbiegów - od krótszych i dynamiczniejszych, do takich po 400 m.
26.02.2023 - niedziela
Bieg długi, ale się męczyłem.
27.02.2023 - poniedziałek
Wciąż jakoś ciężko.
28.02.2023 - wtorek
Bieg po południu, bezpośrednio po pracy. Bieg standardowym tempem dużo lżejszy niż w poniedziałek rano, za to na przebieżkach czułem się jak w smole. Przy dwóch ostatnich powtórzeniach miałem wrażenie, że dupa jest dziwnie nisko - jakby biodra i kolana się lekko zapadały (nie wiem jak to lepiej nazwać) - zbyt blisko ziemi.
2.03.2023 - czwartek
A tutaj biegło mi się fatalnie. Trening zrobiony trochę siłą woli.
3.03.2023 - piątek
Przeniosłem na popołudnie, bo nie chciało mi się znowu przeżywać porannej mordęgi. Pod koniec osiem przebieżek - lżej niż we wtorek, ale wciąż jakoś słabo.
Razem 65 km w 5 treningach.
5.03.2023 - 11.03.2023
5.03.2023 - niedziela
Bieg długi, pierwszy raz od dawna 22 km. Całkowicie na czczo, przed wyjściem tylko ze dwa łyki wody. Pod koniec czułem już głód.
6.03.2023 - poniedziałek
Znowu udało się biec po południu i to było dobre. Zwyczajnie.
7.03.2023 - wtorek
Znowu osiem przebieżek. Pierwsza połowa świetnie, lekko i przyjemnie. Później nawrotka i dostałem wiatrem w twarz. Może nie był to huragan, ale odczucia były takie, że utrzymanie intensywności to było tak +15-20 sekund na tempie. Najboleśniejsze było to na przebieżkach.
9.03.2023 - czwartek
Jakaś masakra. Raz, że czułem się całkowicie bez sił, to jeszcze spadł śnieżek, było ślisko i momentami czułem, jakbym biegł w miejscu. Na śliskim znowu czułem, że tyłek jest dziwnie nisko, jakby mnie trochę łamało w biodrach i kolanach. Bardzo źle na mnie wpływa robienie treningu rano po nawet jednym-dwóch zrobionych po południu. Później przez kilka dni gorzej mi się biega rano.
10.03.2023 - piątek
Wciąż zamulony, choć na przebieżkach zaczynałem czuć już trochę luzu.
Razem 67 km w pięciu treningach.
Wydaje mi się, że jestem już gotowy na 6 treningów biegowych w tygodniu. Przydałoby się też już dodać podbiegi - zacznę w tym lub następnym tygodniu od jednej sesji w tygodniu (2-3 tygodnie), później 4-6 tygodni z dwoma sesjami podbiegów w tygodniu - ile dokładnie to potrwa, będzie zależało od samopoczucia. Obecnie czuję, że na podbiegach słabnę mocno i widzę, że taki trening bardzo mi się przyda. Postaram się znowu mieszać różne typy podbiegów - od krótszych i dynamiczniejszych, do takich po 400 m.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
12.03.2023 - 18.03.2023
12.03.2023 - niedziela
Miałem do zrobienia pewien test i chciałem do niego podejść w pełni wyluzowany i wypoczęty, więc przełożyłem bieganie na wczesne popołudnie. Z samego rana wiało i spadł śnieg, więc nawet się cieszyłem, że ominął mnie ostatni (?) atak zimy. Jak już zacząłem biec, nie było tak różowo - od początku dość silny wiatr w twarz, po ok. 10 minutach zaczął padać śnieg a widoczność momentalnie spadła do kilkudziesięciu metrów. Tak złe warunki utrzymały się z 5, może 10 minut, ale na trasie było ślisko. Po ok. 14 kilometrach jakbym trafił do innego świata - albo w tej części Białegostoku nie padało, albo służby zadziałały tam dużo sprawniej, bo praktycznie nie było śladów po opadach. Wydaje się, że gruszkowaty nie ucierpiał, choć wiele razy czułem, że noga mi ucieka, dwa razy nawet upadłem na ukrytym lodzie, na szczęście bez dramatycznych skutków.
13.03.2023 - poniedziałek
Obawiałem się tego treningu, bo było tylko ok. 16-17 h przerwy od biegu długiego. Na początku byłem ociężały, ale po ok. 15 minutach nogi zaczęły fajnie się kręcić. W końcowce dorzuciłem 4 przyspieszenia po ok. 10 sekund i byłem zaskoczony, że dość łatwo udaje mi się rozwinąć raczej żwawe tempo.
Wciąż zimno, miejscami ślisko, ale zapowiada się już ocieplenie.
14.03.2023 - wtorek
W poniedziałek wieczorem padało, we wtorek rano było ciepło (powyżej 5 stopni), lekki wiatr, prawie już nie ma śladów zimy - warunki niemal idealne. Jak zacząłem biec, to zegarek zaczął mi pokazywać tempo 3:45 i musiałem się hamować, żeby niepotrzebnie nie przeginać. Czuję, że kilka przyspieszeń dzień wcześniej zrobiło dobrą robotę. Na zakończenie 8 przebieżek, żeby przedmuchać płuca - tempo w okolicy 2:50.
Już po przebieżkach miałem do pokonania jeden dłuższy podbieg (właśnie tam robię czterysetki pod górę) i wygląda na to, że jest dramat w porównaniu do tego, co było jesienią 2021.
15.03.2023 - środa
Czwarty biegowy dzień z rzędu. Ciało zdecydowanie chciało przerwy, bo i oddech cięższy, i serce jakoś mocniej biło. No nic, nieco wolniej, trochę się pomęczyć, za 2-3 tygodnie będzie już automat.
16.03.2023 - czwartek
Początkowo planowałem zrobić ten dzień wolny, ale później zdałem sobie sprawę, że wolna od biegania powinna być sobota. Dodatkowo na piątek zaplanowałem podbiegi, a przed tego typu treningami (nazwę to już akcentem) nie lubię dni wolnych, bo jakoś trudniej mi się wchodzi na wyższe obroty.
17.03.2023 - piątek
Podbiegi - 10 x 200 m podbiegu pod wiadukt. Długo się do tego zabierałem, opóźniałem, ale w końcu trzeba było ruszyć. Na nogi wrzuciłem Sketchersy i czułem w nich niesamowitą dynamikę i dobieg (ok. 5.5 km) zrobiłem bardzo szybko - pierwsze 5 km w ok. 20 minut, później trochę zwolniłem na podbiegu (jeszcze nie tym właściwym), żeby nie podbić zbyt mocno tętna. Na miejscu szybki rzut okiem, czy znaczniki widać (słabo, ale jakoś rozpoznałem), trochę marszu i po chwili robię pierwsze powtórzenie. Oczywiście przebiegam znacznik 200 m o może 20 m, ale czuję, że nogi dobrze idą, płuca raczej spokojnie pracują - powrót to wyhamowanie, nawrotka, kilka kroków w marszu i truchtem na dół, tam znowu wyhamowanie, kilka sekund marszu, nabieg i kolejny szybki odcinek w górę. I tak 10 razy. Powtórzenia 1, 3, a szczególnie 5 były dłuższe, bo nie upilnowałem znacznika 200 m. W pozostałych już się mocno pilnowałem i łapałem w punkt.
Obawiałem się tego treningu, tym bardziej, że na innych biegach czułem, że na podbiegach się męczę, a tu cyk i tempa niemal takie same, jak robiłem w maju zeszłego roku, już po kilku tygodniach orania podbiegów. Pozytywnie mnie zaskoczyło też to, że nie czułem opadania (zostawania z tyłu?) tyłka przy zmęczeniu, co zdarzało się na takich treningach. Tylko krok na tych podbiegach mógłby być dłuższy, bo kadencja jest całkiem ok.
Stryd ma jednak laga na krótkich odcinkach, bo 200 m było odmierzone kołem.
78 km w 6 treningach.
12.03.2023 - niedziela
Miałem do zrobienia pewien test i chciałem do niego podejść w pełni wyluzowany i wypoczęty, więc przełożyłem bieganie na wczesne popołudnie. Z samego rana wiało i spadł śnieg, więc nawet się cieszyłem, że ominął mnie ostatni (?) atak zimy. Jak już zacząłem biec, nie było tak różowo - od początku dość silny wiatr w twarz, po ok. 10 minutach zaczął padać śnieg a widoczność momentalnie spadła do kilkudziesięciu metrów. Tak złe warunki utrzymały się z 5, może 10 minut, ale na trasie było ślisko. Po ok. 14 kilometrach jakbym trafił do innego świata - albo w tej części Białegostoku nie padało, albo służby zadziałały tam dużo sprawniej, bo praktycznie nie było śladów po opadach. Wydaje się, że gruszkowaty nie ucierpiał, choć wiele razy czułem, że noga mi ucieka, dwa razy nawet upadłem na ukrytym lodzie, na szczęście bez dramatycznych skutków.
13.03.2023 - poniedziałek
Obawiałem się tego treningu, bo było tylko ok. 16-17 h przerwy od biegu długiego. Na początku byłem ociężały, ale po ok. 15 minutach nogi zaczęły fajnie się kręcić. W końcowce dorzuciłem 4 przyspieszenia po ok. 10 sekund i byłem zaskoczony, że dość łatwo udaje mi się rozwinąć raczej żwawe tempo.
Wciąż zimno, miejscami ślisko, ale zapowiada się już ocieplenie.
14.03.2023 - wtorek
W poniedziałek wieczorem padało, we wtorek rano było ciepło (powyżej 5 stopni), lekki wiatr, prawie już nie ma śladów zimy - warunki niemal idealne. Jak zacząłem biec, to zegarek zaczął mi pokazywać tempo 3:45 i musiałem się hamować, żeby niepotrzebnie nie przeginać. Czuję, że kilka przyspieszeń dzień wcześniej zrobiło dobrą robotę. Na zakończenie 8 przebieżek, żeby przedmuchać płuca - tempo w okolicy 2:50.
Już po przebieżkach miałem do pokonania jeden dłuższy podbieg (właśnie tam robię czterysetki pod górę) i wygląda na to, że jest dramat w porównaniu do tego, co było jesienią 2021.
15.03.2023 - środa
Czwarty biegowy dzień z rzędu. Ciało zdecydowanie chciało przerwy, bo i oddech cięższy, i serce jakoś mocniej biło. No nic, nieco wolniej, trochę się pomęczyć, za 2-3 tygodnie będzie już automat.
16.03.2023 - czwartek
Początkowo planowałem zrobić ten dzień wolny, ale później zdałem sobie sprawę, że wolna od biegania powinna być sobota. Dodatkowo na piątek zaplanowałem podbiegi, a przed tego typu treningami (nazwę to już akcentem) nie lubię dni wolnych, bo jakoś trudniej mi się wchodzi na wyższe obroty.
17.03.2023 - piątek
Podbiegi - 10 x 200 m podbiegu pod wiadukt. Długo się do tego zabierałem, opóźniałem, ale w końcu trzeba było ruszyć. Na nogi wrzuciłem Sketchersy i czułem w nich niesamowitą dynamikę i dobieg (ok. 5.5 km) zrobiłem bardzo szybko - pierwsze 5 km w ok. 20 minut, później trochę zwolniłem na podbiegu (jeszcze nie tym właściwym), żeby nie podbić zbyt mocno tętna. Na miejscu szybki rzut okiem, czy znaczniki widać (słabo, ale jakoś rozpoznałem), trochę marszu i po chwili robię pierwsze powtórzenie. Oczywiście przebiegam znacznik 200 m o może 20 m, ale czuję, że nogi dobrze idą, płuca raczej spokojnie pracują - powrót to wyhamowanie, nawrotka, kilka kroków w marszu i truchtem na dół, tam znowu wyhamowanie, kilka sekund marszu, nabieg i kolejny szybki odcinek w górę. I tak 10 razy. Powtórzenia 1, 3, a szczególnie 5 były dłuższe, bo nie upilnowałem znacznika 200 m. W pozostałych już się mocno pilnowałem i łapałem w punkt.
Obawiałem się tego treningu, tym bardziej, że na innych biegach czułem, że na podbiegach się męczę, a tu cyk i tempa niemal takie same, jak robiłem w maju zeszłego roku, już po kilku tygodniach orania podbiegów. Pozytywnie mnie zaskoczyło też to, że nie czułem opadania (zostawania z tyłu?) tyłka przy zmęczeniu, co zdarzało się na takich treningach. Tylko krok na tych podbiegach mógłby być dłuższy, bo kadencja jest całkiem ok.
Stryd ma jednak laga na krótkich odcinkach, bo 200 m było odmierzone kołem.
78 km w 6 treningach.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
19.03.2023 - 25.03.2023
I się zesrało.
19.03.2023
Bieg długi do zaliczenia. W sobotę poczułem pewien dyskomfort w okolicy żeber (miałem coś podobnego wcześniej), ale ponieważ nie był duży i w niedzielę nie przeszkadzał, nawet o nim nie wspominałem. Podczas biegu w niedzielę zero problemów, ale później coś się stało - trochę w ramach rozrywki, trochę z ciekawości poszliśmy na lekcję masażu shiatsu i tam w jednej pozycji poczułem, że znowu coś złego się zadziało. Jeszcze w poniedziałek wyszedłem, ale po 2 km bardzo dużego dyskomfortu stwierdziłem, że to nie ma sensu i wróciłem spacerem. Kolejne kilka dni bez biegania, czekałem na uspokojenie i powoli przechodziło. Przy okazji musiałem usunąć ósemkę, dostałem zakaz aktywności przez 4 dni i wyszło, że do końca tygodnia się wyłączyłem.
W tygodniu 24 km.
Z klatką/żebrami nie jest jeszzce idealnie, ale zacząłem już biegać, wystarczył tydzień i już czuję, że wydolność spada, ale to szybko będzie naprawione, więc tak naprawdę niewielkie. Plan jest taki, że mniej więcej powtarzam poprzedni tydzień (mniej więcej, bo będzie bez biegu długiego) - raz rytmy, w piątek podbiegi, a sobota wolna. Dzisiaj w końcu mam wizytę u fizjo, więc mam nadzieję, że dodatkowo pomoże.
I się zesrało.
19.03.2023
Bieg długi do zaliczenia. W sobotę poczułem pewien dyskomfort w okolicy żeber (miałem coś podobnego wcześniej), ale ponieważ nie był duży i w niedzielę nie przeszkadzał, nawet o nim nie wspominałem. Podczas biegu w niedzielę zero problemów, ale później coś się stało - trochę w ramach rozrywki, trochę z ciekawości poszliśmy na lekcję masażu shiatsu i tam w jednej pozycji poczułem, że znowu coś złego się zadziało. Jeszcze w poniedziałek wyszedłem, ale po 2 km bardzo dużego dyskomfortu stwierdziłem, że to nie ma sensu i wróciłem spacerem. Kolejne kilka dni bez biegania, czekałem na uspokojenie i powoli przechodziło. Przy okazji musiałem usunąć ósemkę, dostałem zakaz aktywności przez 4 dni i wyszło, że do końca tygodnia się wyłączyłem.
W tygodniu 24 km.
Z klatką/żebrami nie jest jeszzce idealnie, ale zacząłem już biegać, wystarczył tydzień i już czuję, że wydolność spada, ale to szybko będzie naprawione, więc tak naprawdę niewielkie. Plan jest taki, że mniej więcej powtarzam poprzedni tydzień (mniej więcej, bo będzie bez biegu długiego) - raz rytmy, w piątek podbiegi, a sobota wolna. Dzisiaj w końcu mam wizytę u fizjo, więc mam nadzieję, że dodatkowo pomoże.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
26.03.2023 - 1.04.2023
27.03.2023 - poniedziałek
Niedziela była bez biegania, ale w poniedziałek już mnie nosiło. Niby tylko tydzień przerwy i od razu tętno dużo wyższe. Ale nogi i oddech w porządku. Wieczorem fizjo, dostałem jeszcze dwa ćwiczenia.
28.03.2023 - wtorek
Dodałem przebieżki, choć głęboki wdech to wciąż kłucie w żebrach.
29.03.2023 - środa
A tutaj to pulsometr wariował. Bardzo szybko wbił na 160 bpm (na pewno tyle nie było), po ok. 10 minutach praktycznie momentalny zjazd do ok. 140-142 bpm, choć tempo nawet nieco wzrosło. Mam podejrzenia, że jedna wiatrówka ma taki wpływ na zegarek (nie za każdym razem), ale trudno to zweryfikować teraz, bo pamięć jednak zawodna, a teraz już pora będzie na bieganie bez wiatrówki. Do następnej zimy pewnie zapomnę.
30.03.2023 - czwartek
Świetnie mi się biegło - puls wciąż podwyższony, ale był luz w nogach.
31.03.2023 - piątek
Tego się trochę bałem, ale podbiegi musiałem zrobić. Okazało się, że powinienem był się pohamować dzień wcześniej, bo w piątek nogi były lekko zamulone. Choć możę to efekt piątego dnia biegowego z rzędu?
Te same podbiegi, co 2 tygodnie temu. Dobieg nieco wolniej, ale tempo odcinków dynamicznych właściwie bez zmian. W celu uniknięcia omijania znacznika 200 m, w odpowiednim miejscu zaznaczyłem koniec podbiegu buffem. I było to konieczne, bo w porannej szarówce długo się go naszukałem, a w biegu na pewno bym nie zobaczył. Tempo podobne, co poprzednio, może przerwy trochę łatwiejsze. Ostatnie powtórzenie lekko docinąłem, ale jednak jeszcze dynamiki brakuje, bo powinienem móc zrobić to samo poniżej 33 sekund. Może gdybym biegał po południu, a nie o 5 rano?
Razem 58 km w 5 treningach. Objętość ucierpiała przez brak biegu długiego, ale stwierdziłem, że nie będę go na siłę upychał.
27.03.2023 - poniedziałek
Niedziela była bez biegania, ale w poniedziałek już mnie nosiło. Niby tylko tydzień przerwy i od razu tętno dużo wyższe. Ale nogi i oddech w porządku. Wieczorem fizjo, dostałem jeszcze dwa ćwiczenia.
28.03.2023 - wtorek
Dodałem przebieżki, choć głęboki wdech to wciąż kłucie w żebrach.
29.03.2023 - środa
A tutaj to pulsometr wariował. Bardzo szybko wbił na 160 bpm (na pewno tyle nie było), po ok. 10 minutach praktycznie momentalny zjazd do ok. 140-142 bpm, choć tempo nawet nieco wzrosło. Mam podejrzenia, że jedna wiatrówka ma taki wpływ na zegarek (nie za każdym razem), ale trudno to zweryfikować teraz, bo pamięć jednak zawodna, a teraz już pora będzie na bieganie bez wiatrówki. Do następnej zimy pewnie zapomnę.
30.03.2023 - czwartek
Świetnie mi się biegło - puls wciąż podwyższony, ale był luz w nogach.
31.03.2023 - piątek
Tego się trochę bałem, ale podbiegi musiałem zrobić. Okazało się, że powinienem był się pohamować dzień wcześniej, bo w piątek nogi były lekko zamulone. Choć możę to efekt piątego dnia biegowego z rzędu?
Te same podbiegi, co 2 tygodnie temu. Dobieg nieco wolniej, ale tempo odcinków dynamicznych właściwie bez zmian. W celu uniknięcia omijania znacznika 200 m, w odpowiednim miejscu zaznaczyłem koniec podbiegu buffem. I było to konieczne, bo w porannej szarówce długo się go naszukałem, a w biegu na pewno bym nie zobaczył. Tempo podobne, co poprzednio, może przerwy trochę łatwiejsze. Ostatnie powtórzenie lekko docinąłem, ale jednak jeszcze dynamiki brakuje, bo powinienem móc zrobić to samo poniżej 33 sekund. Może gdybym biegał po południu, a nie o 5 rano?
Razem 58 km w 5 treningach. Objętość ucierpiała przez brak biegu długiego, ale stwierdziłem, że nie będę go na siłę upychał.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2043
- Rejestracja: 18 lut 2017, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
2.04.2023 - 8.04.2023
2.04.2023 - niedziela
Bieg długi. Zamiar był taki, że pobiegnę to spokojnie, ale od samego początku tempo wyszło żwawe. Nie hamowałem się. W końcówce zrobiłem dwa mocniejsze kilometry po ok. 3:45, za kilka tygodni w takim (a nawet szybszym tempie) chciałbym robić odcinki kilkunastokilometrowe, więc trzeba powoli się przyzwyczajać.
3.04.2023 - poniedziałek
Garmin twierdził, że po niedzielnym longu czas do pełnego odpoczynku to prawie 40 h. Chciałem pobiec na trochę zmęczonych nogach, było w porządku.
4.04.2023 - wtorek
Zastępuję rytmy drugą sesję podbiegów w tygodniu. Chcę mieszać krótsze z dłuższymi. Na pierwszy ogień 12 x 150 m (zmierzone kołem). Niby krócej niż poprzednie, ale tak naprawdę trudniejsze. Te dwusetki, które robiłem na początku mają taką charakterystykę, że pierwsze ze 30 m jest bardzo łagodny podbieg, podobnie ostatnie ~ok. 30 m też już tylko minimalny wzrost wysokości - jest czas na rozpędzenie się i na końcu tylko utrzymać prędkość. Tutaj od początku jest bardziej stromo (jak na podbieg pod wiadukt - to nie są 10%+ ścianki) i podobne nachylenie utrzymuje się praktycznie do końca (może poza ostatnimi 5-10 m).
Dobieg, lokalizacja zeszłorocznego oznaczenia 150 m i zaczynam zabawę. Pierwsze dwa powtórzenia robiłem z pewnym zapasem (tak to czułem) i później okazało się, że dobrze - podobne tempo utrzymałem właściwie do końca. Przerwa to kilka kroków marszu, zbieg i po nawrotce znowu kilka sekund marszu - wychodziło, że przerwa trwała ok. 3 razy dłużej niż podbieg. Ostatnie powtórzenie mocniej - wyraźnie wzrosła kadencja. Na koniec powrót do domu.
Upadła teoria kurtki wpływającej na pomiar było chłodno (-4) i znowu wiatrówka, tym razem moja ulubiona. I pierwsze 10 minut znowu puls z kosmosu by po tym czasie bardzo szybko spaść o kilkanaście bpm. To reakcja organizmu na zbyt wczesne bieganie czy szwankuje czujnik? Jeśli miałbym ocenić tętno na podstawie samopoczucia, dałbym okolice 140 bpm. Wiem, jak się czuję biegnąc na tętnie ok. 155 bpm i to jest coś zupełnie innego niż czułem podczas tego biegu. Trochę zaczynam się zastanawiać, po co ten pulsometr, skoro potrafi pokazywać głupoty w takich warunkach?
5.04.2023 - czwartek
Na 6 basen, więc zrezygnowałem z biegu rano. Nawet przez myśl mi przeszło, żeby w ogóle tego dnia nie biegać, ale trafiła się okazja i po południu jednak wyszedłem. Co tu dużo mówić - luz.
6.04.2023 - czwartek
Znowu dziwne wskazania tętna przez pierwsze 10 minut. Byłem trochę zamulony, pewnie częściowo z powodu tego, że było tylko 12 godzin przerwy między biegami. Na odmulenie dodałem 4 przebieżki, nawet dało się biec poniżej 3'/km w żelazkach (Endorphin Shift).
7.04.2023 - piątek
Druga sesja podbiegów w tygodniu. Tym razem 8 x 250 m. Ciężko się robi takie jednostki o 4 rano, oj ciężko. Tyle dobrego, że bez wiatru. Ale pod koniec nogi już miały problem z utrzymaniem tempa. Przerwa ok 2.5-3 razy dłuższa niż czas podbiegu.
Po prysznicu i krótkiej przerwie basen (w weekend pozamykane, więc to była ostatnia okazja w tym tygodniu) i muszę powiedzieć, że uda czułem od razu - prawie cały czas spędziłem na grzbiecie, bo próby kraulem szybko kończyły się dodatkowymi skurczami w łydkach. Nie spodziewałem się, że jednostka siły biegowej może mieć aż taki wpływ. Wcześniej zdarzało mi się pływać po luźnym biegu i było bez takich sensacji - coś nowego. Za to przy odwrotnej kolejności czułem się świetnie podczas biegu. Przy czym moje pływanie to wciąż nauka, łamane na rekreacja i relaks, więć nic mocno obciążającego. Może tu jest klucz?
Razem 76 km w 6 treningach.
2.04.2023 - niedziela
Bieg długi. Zamiar był taki, że pobiegnę to spokojnie, ale od samego początku tempo wyszło żwawe. Nie hamowałem się. W końcówce zrobiłem dwa mocniejsze kilometry po ok. 3:45, za kilka tygodni w takim (a nawet szybszym tempie) chciałbym robić odcinki kilkunastokilometrowe, więc trzeba powoli się przyzwyczajać.
3.04.2023 - poniedziałek
Garmin twierdził, że po niedzielnym longu czas do pełnego odpoczynku to prawie 40 h. Chciałem pobiec na trochę zmęczonych nogach, było w porządku.
4.04.2023 - wtorek
Zastępuję rytmy drugą sesję podbiegów w tygodniu. Chcę mieszać krótsze z dłuższymi. Na pierwszy ogień 12 x 150 m (zmierzone kołem). Niby krócej niż poprzednie, ale tak naprawdę trudniejsze. Te dwusetki, które robiłem na początku mają taką charakterystykę, że pierwsze ze 30 m jest bardzo łagodny podbieg, podobnie ostatnie ~ok. 30 m też już tylko minimalny wzrost wysokości - jest czas na rozpędzenie się i na końcu tylko utrzymać prędkość. Tutaj od początku jest bardziej stromo (jak na podbieg pod wiadukt - to nie są 10%+ ścianki) i podobne nachylenie utrzymuje się praktycznie do końca (może poza ostatnimi 5-10 m).
Dobieg, lokalizacja zeszłorocznego oznaczenia 150 m i zaczynam zabawę. Pierwsze dwa powtórzenia robiłem z pewnym zapasem (tak to czułem) i później okazało się, że dobrze - podobne tempo utrzymałem właściwie do końca. Przerwa to kilka kroków marszu, zbieg i po nawrotce znowu kilka sekund marszu - wychodziło, że przerwa trwała ok. 3 razy dłużej niż podbieg. Ostatnie powtórzenie mocniej - wyraźnie wzrosła kadencja. Na koniec powrót do domu.
Upadła teoria kurtki wpływającej na pomiar było chłodno (-4) i znowu wiatrówka, tym razem moja ulubiona. I pierwsze 10 minut znowu puls z kosmosu by po tym czasie bardzo szybko spaść o kilkanaście bpm. To reakcja organizmu na zbyt wczesne bieganie czy szwankuje czujnik? Jeśli miałbym ocenić tętno na podstawie samopoczucia, dałbym okolice 140 bpm. Wiem, jak się czuję biegnąc na tętnie ok. 155 bpm i to jest coś zupełnie innego niż czułem podczas tego biegu. Trochę zaczynam się zastanawiać, po co ten pulsometr, skoro potrafi pokazywać głupoty w takich warunkach?
5.04.2023 - czwartek
Na 6 basen, więc zrezygnowałem z biegu rano. Nawet przez myśl mi przeszło, żeby w ogóle tego dnia nie biegać, ale trafiła się okazja i po południu jednak wyszedłem. Co tu dużo mówić - luz.
6.04.2023 - czwartek
Znowu dziwne wskazania tętna przez pierwsze 10 minut. Byłem trochę zamulony, pewnie częściowo z powodu tego, że było tylko 12 godzin przerwy między biegami. Na odmulenie dodałem 4 przebieżki, nawet dało się biec poniżej 3'/km w żelazkach (Endorphin Shift).
7.04.2023 - piątek
Druga sesja podbiegów w tygodniu. Tym razem 8 x 250 m. Ciężko się robi takie jednostki o 4 rano, oj ciężko. Tyle dobrego, że bez wiatru. Ale pod koniec nogi już miały problem z utrzymaniem tempa. Przerwa ok 2.5-3 razy dłuższa niż czas podbiegu.
Po prysznicu i krótkiej przerwie basen (w weekend pozamykane, więc to była ostatnia okazja w tym tygodniu) i muszę powiedzieć, że uda czułem od razu - prawie cały czas spędziłem na grzbiecie, bo próby kraulem szybko kończyły się dodatkowymi skurczami w łydkach. Nie spodziewałem się, że jednostka siły biegowej może mieć aż taki wpływ. Wcześniej zdarzało mi się pływać po luźnym biegu i było bez takich sensacji - coś nowego. Za to przy odwrotnej kolejności czułem się świetnie podczas biegu. Przy czym moje pływanie to wciąż nauka, łamane na rekreacja i relaks, więć nic mocno obciążającego. Może tu jest klucz?
Razem 76 km w 6 treningach.