Niedziela (23.10) – zawody – XX Maraton Odrzański. Czas brutto 3:07:49 (tempo 4:27,1). M60 – 1/14, Open – 19/157.
Przed maratonem nocowaliśmy (żona też biegła ten maraton) u dalszej rodziny, 30 km od Kędzierzyna-Koźla. Pobudka była tuż przed godz. 6. Na śniadanie tradycyjnie kasza jaglana na wodzie, miód, bakalie i pokrojone pół jabłka, do tego kawa zbożowa Anatol. Zaraz po śniadaniu prawdziwa kawa i szykowanie się na wyjazd do biura zawodów. Ponieważ Maraton Odrzański to niewielki, kameralny maraton, to obsługa w biurze była szybka i sprawna. W biurze zawodów spotkałem się z Tomkiem (@Siedlak1975), chwilę pogadaliśmy i wymieniliśmy się umówionymi wcześniej "gadżetami" - ja mu ofiarowałem dwie buteleczki nalewek, a on mi dwa słoiki kiszonych ogórków, wszystko własnego wyrobu.
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Dość późno zdecydowałem się na rozgrzewkę i zostawiłem pas do pomiaru tętna w aucie (miałem zamiar go założyć tuż przed startem). Po krótkiej rozgrzewce wróciłem do auta, wypiłem trzy łyki izotoniku i spiesząc się na start zapomniałem o pasie.
Trasa składała się z 8 pełnych okrążeń/pętli o długości 5093,82 m oraz 1175,12 m małej rundy (dobiegu do pierwszej pętli) i 269,32 m dobiegu do mety po 8 okrążeniu.
Ogólnie czułem się dobrze i byłem pozytywnie nastawiony, spokojnie czekałem na rozwój sytuacji. Wiedząc z doświadczenia, że zegarek na maratonie dodaje średnio 150 m do dystansu, zakładałem, że aby złamać 3:10, muszę biec tempem o 1-2 s szybszym na zegarku, czyli tempem 4:28-4:29.
Start nastąpił punktualnie o godzinie 9. Początek, jak zwykle, za szybki, ale błyskawiczna korekta i po paru minutach biegnę już zakładanym tempem. Po 2 minutach zerknąłem też na tętno i zobaczyłem ok. 110 uderzeń, co mocno mnie zastanowiło i dopiero wtedy zorientowałem się, że nie mam na sobie pasa.
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Nieco mnie to zmartwiło, ale szybko przekręciłem zegarek na spód nadgarstka (gdzie praktycznie nie ma owłosienia) i podciągnąłem pasek o jedną dziurkę - teraz mogłem już polegać na pomiarze tętna.
Pierwsze kilometry wchodziły lekko i przyjemnie, ale już przy pierwszym wbiegnięciu do parku nastąpił nagły spadek tempa do prawie 5 minut, lekko próbowałem to korygować/przyspieszyć, ale gdy na drugim okrążeniu to się powtórzyło, to przestałem na to reagować i starałem się tylko utrzymywać stałą intensywność biegu. Spadki tempa w parku bardzo ładnie widać na wykresie oraz na kilometrach obejmujących park (na żółto).
Bardzo zadowolony byłem z faktu, że organizator przygotował dwa punkty nawadniania. Na każdym punkcie piłem tylko 2-3 łyki izotoniku, bo trochę obawiałem się aby za szybko nie napełnić pęcherza.
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Tym razem zabrałem ze sobą 5 żeli, czyli o jeden więcej niż zwykle. Pierwszego wziąłem na 10 km, a następne co ok. 7 km i uważam, że to się sprawdziło. Żele popijałem wodą.
Po 10 km zauważyłem, że mam bardzo stabilne i niskie tętno (śr. 154-155), co mnie bardzo ucieszyło. Pomyślałem, że jeśli do połowy dystansu nie przekroczę 160 uderzeń, to będzie bardzo dobrze i osiągnę zakładany cel.
Do ok. 25 km pogoda była bardzo dobra, temperatura 10-14 st. i słabiutki wiatr, potem pojawiło się więcej słońca, temperatura nieco wzrosła i siła wiatru też, ale nie jakoś dramatycznie, po prostu zaczął być odczuwalny na dłuższych prostych.
Były miejsca (oprócz parku), gdzie GPS w zegarku zachowywał się dziwnie i skokowo zmieniało się tempo. Trzeba było nieco wyczucia, by nie korygować tego na siłę i biec równo swoje, mimo dziwnych wskazań tempa - z każdym okrążeniem szło mi to coraz lepiej. Parę dni przed startem organizator obiecywał na FB, że oznaczy na nawierzchni trasę co 5 km, ale niestety, żadnego takiego oznaczenia nie widziałem. Zmartwiło mnie to, bo po paru pętlach miałem podejrzenia, że mój zegarek źle mierzy odległość (niedomierza?), a w związku z tym podaje nieco przekłamane tempo. Niestety nie miałem jak tego zweryfikować. Biegłem więc nadal utrzymując tempo w okolicach 4:28-4:29. Kolejne okrążenia mijały podobnie, a przewidywalność trasy stała się nawet zaletą.
Dopiero ok. 25 km zacząłem czuć lekkie, ale normalne na tym etapie, zmęczenie. Na 30 km (gdy tętno było już w lekkim dryfie i zaczynały boleć różne części ciała) postanowiłem, że nadal utrzymuję zakładane tempo i nie szarżuję, tylko walczę o utrzymanie sub 3:10, a może dopiero na ostatnim okrążeniu nieco przyspieszę, jak będzie z czego.
Na 37 km baaardzo delikatnie zacząłem przyspieszać, potem 38 i 39 km również. Wtedy poczułem pierwsze niewielkie skurcze łydki, szybko wyjąłem szot magnezowy i wypiłem go, to było jednak za późno. Na 40 km pojawiły się mocniejsze już skurcze, raz jednej, raz drugiej łydki. Pomyślałem wtedy, że mogę mieć ze 40 s zapasu do planowanego 3:10 i nie ma co panikować. Postanowiłem nie cisnąć, lecz delikatnie zwolnić i to pomagało. Gdy łydki puszczały, to stopniowo wracałem do właściwego tempa, aby po chwili znowu poczuć skurcze i ból w łydkach, który wykręcał mi nogi i ciało (musiało to dziwnie wyglądać). Ponownie zwalniałem i tak falowałem już do mety, starając się balansować tak, by biec możliwie szybko i jak najmniej stracić czasu. W tym czasie coraz bardziej zbliżał się do mnie młodszy kolega, który praktycznie od początku biegł w niedużej odległości za mną (czułem się jak zając uciekający przed myśliwym
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
). On biegł na solidną życiówkę i to mu chyba pasowało.
Na ostatniej prostej do mety próbowałem jeszcze przyspieszyć, ale było to bardzo trudne (oczywiście nie z powodu braku sił, tylko z powodu skurczy). Na metę wpadłem 3 s przed kolegą. Od razu złapały mnie masakryczne skurcze łydki. Tomek był na mecie, złapał za nogę i pomagał naciągnąć mięśnie. Po dłuższej chwili puściło. Gdy zobaczyłem czas poniżej 3:08 to mocno się zdziwiłem i nie mniej mocno ucieszyłem. Potem okazało się, że mój zegarek odmierzył dystans dokładnie 42 km, a to powodowało, że tempo, którym biegłem było szybsze od zakładanego i widzianego na tarczy zegarka. Tak więc było nieco szczęśliwego przypadku w uzyskaniu końcowego wyniku. Z tego też wynika, że po prostu byłem przygotowany na taki właśnie wynik. Dziękuję Michałowi (@mihumor) za pokierowanie treningami i wsparcie w przygotowaniach.
Za zwycięstwo w kategorii wiekowej otrzymałem ładną szklaną statuetkę i 200 zł.
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Ze startu jestem oczywiście bardzo zadowolony. Mocniej uwierzyłem, że mogę jeszcze osiągnąć cel zawarty w tytule bloga.
Cały dystans pokonałem bardzo równym tempem, co dobrze widać po czasach pełnych okrążeń pomiarowych.
okrazenia.jpg
tempo-tetno.jpg
kilometry.jpg
![Obrazek](https://s3.amazonaws.com/garmin-connect-prod/profile_images/14cc9ecc-844f-4cad-92d2-45b9670ad282-3712111.jpg)
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.