Jacek Ksiąszkiewicz – czy istnieje ładne bieganie?
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4103
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
No masz rację, choć intuicja w tym temacie już kilka razy zawiodła.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12920
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Zgadza się, ale zawsze zostaje jeszcze feedback od zawodnika, czyli ta ostatnia deska ratunku. Jeżeli karbon wzmaga uczucie sztywności, jeżeli mobilizacja biodra, trening w taśmach, trening na holu, specjalne tejpowanie i wreszcie prowokowanie większego overstridingu również wzmagają to uczucie sztywności fazy podporu, to coś jest na rzeczy. Zwłaszcza, że na większej sztywności biega się lżej.
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Taka jedna uwaga bez takiego lukrowania.
Trochę idziesz Yacool na łatwiznę, pokazujac nam tych mistrzów techniki, którzy są jednocześnie najlepszymi zawodnikami (Van Niekerk, Kipchoge, ElGuerrouj) a jak ktory zaczyna biegać słabiej to od razu tłumaczysz to pogorszeniem techniki.
To juz dla mnie manipulacja.
Tak jak kiedyś nam tłumaczyłeś, że gdyby tylko Kipchoge z Tobą trenował to dopiero byśmy zobaczyli.
Trochę idziesz Yacool na łatwiznę, pokazujac nam tych mistrzów techniki, którzy są jednocześnie najlepszymi zawodnikami (Van Niekerk, Kipchoge, ElGuerrouj) a jak ktory zaczyna biegać słabiej to od razu tłumaczysz to pogorszeniem techniki.
To juz dla mnie manipulacja.
Tak jak kiedyś nam tłumaczyłeś, że gdyby tylko Kipchoge z Tobą trenował to dopiero byśmy zobaczyli.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12920
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
No to jest moje zdanie i można się z tym nie zgadzać. Takie przypuszczenia wysunąłem w stosunku do Patryka Dobka. Być może to kwestia zmęczenia sezonem, jakiegoś eksperymentowania Króla z dodatkowym obozem wysokogórskim itp. Do tej trójki, którą wymieniłeś raczej uwag nie miałem. Może co do głupoty Van Niekerka w 2017, gdzie doznał kontuzji, bo grał w rugby. W mojej ocenie to było bardzo nieprofesjonalne.
Co do trenowania Kipchoge. On teraz jest na topie i wielu ludziom wydaje się, że to koniec ewolucji biegania. Że szybciej się nie da, że jak już raz się złamało 2h w maratonie, to cały czar pryska, bo teraz by trzeba łamać 1:30, czy coś podobnego (to chyba Szost mówił). Generalnie w klimacie takiej jakiejś doliny, bo już nic w maratonie po Kipchoge się nie wydarzy.
No ale są pozostałe konkurencje, w tym biegi średnie, które również mnie interesują od strony biomechanicznej. Fajnym czelendżem jest inny projekt sub 2, czyli tysiak poniżej 2 minut. Z nowymi narzędziami pracy i wiedzą być może da się to osiągnąć. Już nie z Kipchoge ale z kimś od niego lepszym, szybszym, bo wytrenowanym w konkretny sposób. Bez przypadku, od początku do końca w zaplanowanym działaniu.
Rozumiesz, co mam na myśli? Tu nie chodzi o przechwałki, ale wreszcie o jakąś sprawczość, czyli o to co sam zauważyłeś w wątku z Raczyńskim, że trenerzy przypisują sobie za dużo tej sprawczości, a w rzeczywistości rzeczy dzieją się same. W modelu postępowania, o którym myślę nie ma miejsca na przypadkowość. No ale to jest pieśń przyszłości.
Co do trenowania Kipchoge. On teraz jest na topie i wielu ludziom wydaje się, że to koniec ewolucji biegania. Że szybciej się nie da, że jak już raz się złamało 2h w maratonie, to cały czar pryska, bo teraz by trzeba łamać 1:30, czy coś podobnego (to chyba Szost mówił). Generalnie w klimacie takiej jakiejś doliny, bo już nic w maratonie po Kipchoge się nie wydarzy.
No ale są pozostałe konkurencje, w tym biegi średnie, które również mnie interesują od strony biomechanicznej. Fajnym czelendżem jest inny projekt sub 2, czyli tysiak poniżej 2 minut. Z nowymi narzędziami pracy i wiedzą być może da się to osiągnąć. Już nie z Kipchoge ale z kimś od niego lepszym, szybszym, bo wytrenowanym w konkretny sposób. Bez przypadku, od początku do końca w zaplanowanym działaniu.
Rozumiesz, co mam na myśli? Tu nie chodzi o przechwałki, ale wreszcie o jakąś sprawczość, czyli o to co sam zauważyłeś w wątku z Raczyńskim, że trenerzy przypisują sobie za dużo tej sprawczości, a w rzeczywistości rzeczy dzieją się same. W modelu postępowania, o którym myślę nie ma miejsca na przypadkowość. No ale to jest pieśń przyszłości.
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4103
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Twoja krytyka Dobka, to na fejsbuku się nie spodobała jednemu panu.
A Niekerk miał dylemat, bo jak się rozdwoić. To słowa jego trenerki:
A Niekerk miał dylemat, bo jak się rozdwoić. To słowa jego trenerki:
Uważam, że ważne jest, aby czerpali radość z treningu i upewnili się, że zapobieganie kontuzjom jest celem numer jeden,
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12920
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Ja za bardzo nie mam doświadczenia z fejsbukiem więc nie wiem, czy powinienem zalajkować?
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12920
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Jako że ten wywiad ze mną odbił się szerokim echem w wielkim świecie, co tutaj uświadomił mi właśnie pawo, to chcę skorzystać z okazji i zamieścić ogłoszenie antysmogowe. To już nie pierwszy raz, ale w słusznej sprawie, bo każdy zanim dobiegnie do parku, czy lasu, to musi najpierw przebrnąć przez zadymione ulice i wioski. W zbliżającym się sezonie grzewczym jest przyzwolenie na dowolność rodzaju opału. Ograniczeniem jest tylko rozmiar drzwiczek do pieca. Wiecie, co to oznacza...
Rolą takich organizacji jak polskie alarmy smogowe jest uświadamianie społeczeństwa, czym palić, w czym palić i jak palić w piecu. Z pierwszymi dwoma zadaniami jakoś sobie radzą. Niestety z ostatnim zadaniem sobie nie radzą, a wręcz są do niego wrogo nastawieni. Nie będę wyjaśniał dlaczego, bo tu nie miejsce na to.
Do tego żeby poprawnie palić w piecu nie potrzeba znać fizyki, ani chemii spalania. Wystarczy stosować się do kilku prostych porad i nawet przysłowiowy kopciuch zasilany oponami będzie generował mniej zanieczyszczeń. TUTAJ znajdziecie niezbędne informacje.
Kwestie kluczowe to: ROZPALANIE W PIECU OD GÓRY i DOKŁADANIE ŚWIEŻEGO OPAŁU OD BOKU, a nie na górę żarzącego się wsadu.
Bo da się palić czysto, czyli bez dymu z komina. Nawet oponami w kopciuchu.
A za chwilę ciąg dalszy dekompozycji złego overstridingu.
Rolą takich organizacji jak polskie alarmy smogowe jest uświadamianie społeczeństwa, czym palić, w czym palić i jak palić w piecu. Z pierwszymi dwoma zadaniami jakoś sobie radzą. Niestety z ostatnim zadaniem sobie nie radzą, a wręcz są do niego wrogo nastawieni. Nie będę wyjaśniał dlaczego, bo tu nie miejsce na to.
Do tego żeby poprawnie palić w piecu nie potrzeba znać fizyki, ani chemii spalania. Wystarczy stosować się do kilku prostych porad i nawet przysłowiowy kopciuch zasilany oponami będzie generował mniej zanieczyszczeń. TUTAJ znajdziecie niezbędne informacje.
Przekazujcie te informacje dalej, bo to dla naszego zdrowia. Po prostu. Czekanie, aż ludzi będzie stać na zakup pompy ciepła i fotowoltaiki w skali kraju, lub dotacje na to w skali kraju, to mrzonki.Poprawne palenie to palenie bez dymu i smrodu. Każdy, kto kopci niemiłosiernie – pali źle. Nie tylko marnuje ok. 1/3 zakupionego opału (nie spala go = wyrzuca kominem) ale też pracuje na fatalny wizerunek węgla i drewna jako paliw brudnych i śmierdzących, przez co za chwilę nie będzie można w ogóle nimi palić.
Kwestie kluczowe to: ROZPALANIE W PIECU OD GÓRY i DOKŁADANIE ŚWIEŻEGO OPAŁU OD BOKU, a nie na górę żarzącego się wsadu.
Bo da się palić czysto, czyli bez dymu z komina. Nawet oponami w kopciuchu.
A za chwilę ciąg dalszy dekompozycji złego overstridingu.
- Piotr-Fit
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 886
- Rejestracja: 27 mar 2013, 23:14
- Życiówka na 10k: 40:30
- Życiówka w maratonie: 3:00:56
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Kontakt:
dzięki za ten wywiad Panowie
i też doceniam wszystkie linki w treści, nie każdemu by się chciało.
ps. co do smogu to podbijam, szczególnie, że od tej zimy można palić zakazanym do tej pory węglem brunatnym https://czasopismo.legeartis.org/2022/1 ... nalizacja/
i też doceniam wszystkie linki w treści, nie każdemu by się chciało.
ps. co do smogu to podbijam, szczególnie, że od tej zimy można palić zakazanym do tej pory węglem brunatnym https://czasopismo.legeartis.org/2022/1 ... nalizacja/
ku chwale biegania
Blog: https://piotrstanek.pl/
Blog: https://piotrstanek.pl/
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4103
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
No co Ty, przecież to wszyscy wiedzą.
Paliłem kiedyś miałem od góry, u mnie tlił się dwa trzy dni, kopcenia zero, otwierania pieca przez te dni ani razu.
Paliłem kiedyś miałem od góry, u mnie tlił się dwa trzy dni, kopcenia zero, otwierania pieca przez te dni ani razu.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 12920
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
No ok.
Załóżmy, na potrzeby tej dekompozycji, że da się lądować pod środkiem masy. Zero overstridingu. Znika więc hamowanie, znikają wszystkie te zjawiska dynamiczne, których nie widać, a można o nich sądzić jedynie analizując wykresy. Z takiej sytuacji oczywiście cieszy się Romanov i jego wyznawcy, ale też cieszyć się może pokaźna grupa biegaczy, którzy w skróceniu kroku odnaleźli ulgę dla swoich kontuzji, a teraz dodatkowo ulgę w postaci potwierdzenia, że da się osiągnąć ideał i zamienić bieganie w swoiste rowerowanie. Bo dla nich każda krytyka metody pose i pochodnych jest po prostu przykrym doświadczeniem. Co nam zostaje? Podciąganie stopy pod pośladek, wychylenie i swobodne spadanie. A nogi kręcą się jak koła w rowerze. Absurd? Nie dla tych ludzi. Zerowy overstriding, byłby więc dla nich gwiazdką z nieba.
A teraz wróćmy do świata realnego. Overstridig będzie zawsze i muszą się z nim pogodzić najgorliwsi apologeci Romanova. Tyle, że będzie przez nich traktowany jak zło konieczne. No ale nie wszyscy ulegli tej kuszącej swoją prostotą ideologii. Otóż istnienie takich zjawisk, jak sprężynowanie, albo inaczej elastic recoil, albo bieganie powięziowe, nie byłoby możliwe bez hamowania. Bo trzeba najpierw jakąś pracę wykonać, żeby potem coś odzyskać. Jeżeli łuk ma popchnąć strzałę do przodu, to najpierw trzeba go naciągnąć. Sam się nie naciągnie. Fachowo można to nazwać gromadzeniem energii potencjalnej sprężystości. No więc naciągamy ten łuk. Naciągamy, naciągamy i gromadzimy w nim ten potencjał. Im bardziej naciągamy tym więcej tego potencjału. Potem wystarczy zwolnić cięciwę i łuk zrobi swoje, czyli wróci do początkowego kształtu, przy okazji popychając strzałę. Mając w głowie to, że każda tego typu analogia ma swoje ograniczenia, możemy ostrożnie iść dalej w rozważaniach.
Jak zwiększyć zasięg łuku? Możliwości są dwie, a nawet trzy. Możemy zmienić jego kształt, zwiększyć naciąg, albo materiał z którego jest wykonany, albo wszystko razem. Jeżeli teraz odniesiemy to do biegu, to przez zwiększanie hamowania zwiększamy zasięg kroku. Lecz żeby do tego doszło, to musimy włożyć więcej pracy, czyli zgromadzić większy potencjał sprężystości w nodze, czyli zwiększyć overstriding. Zmieniamy więc w pewnym sensie kształt i naciąg. Żeby jednak zmienić materiał, to już nie tak łatwo, bo potrzeba na to czasu. Dużo czasu potrzeba na tzw. remodeling powięzi, czyli zmianę jej struktury. A w bardziej eleganckich słowach - zmianę jej architektury kolagenowej, która jest odzwierciedleniem działających na nią sił zewnętrznych.
A co z wejściem w tryb paniki? Tu już na pewno kończy się analogia z łukiem.
Załóżmy, na potrzeby tej dekompozycji, że da się lądować pod środkiem masy. Zero overstridingu. Znika więc hamowanie, znikają wszystkie te zjawiska dynamiczne, których nie widać, a można o nich sądzić jedynie analizując wykresy. Z takiej sytuacji oczywiście cieszy się Romanov i jego wyznawcy, ale też cieszyć się może pokaźna grupa biegaczy, którzy w skróceniu kroku odnaleźli ulgę dla swoich kontuzji, a teraz dodatkowo ulgę w postaci potwierdzenia, że da się osiągnąć ideał i zamienić bieganie w swoiste rowerowanie. Bo dla nich każda krytyka metody pose i pochodnych jest po prostu przykrym doświadczeniem. Co nam zostaje? Podciąganie stopy pod pośladek, wychylenie i swobodne spadanie. A nogi kręcą się jak koła w rowerze. Absurd? Nie dla tych ludzi. Zerowy overstriding, byłby więc dla nich gwiazdką z nieba.
A teraz wróćmy do świata realnego. Overstridig będzie zawsze i muszą się z nim pogodzić najgorliwsi apologeci Romanova. Tyle, że będzie przez nich traktowany jak zło konieczne. No ale nie wszyscy ulegli tej kuszącej swoją prostotą ideologii. Otóż istnienie takich zjawisk, jak sprężynowanie, albo inaczej elastic recoil, albo bieganie powięziowe, nie byłoby możliwe bez hamowania. Bo trzeba najpierw jakąś pracę wykonać, żeby potem coś odzyskać. Jeżeli łuk ma popchnąć strzałę do przodu, to najpierw trzeba go naciągnąć. Sam się nie naciągnie. Fachowo można to nazwać gromadzeniem energii potencjalnej sprężystości. No więc naciągamy ten łuk. Naciągamy, naciągamy i gromadzimy w nim ten potencjał. Im bardziej naciągamy tym więcej tego potencjału. Potem wystarczy zwolnić cięciwę i łuk zrobi swoje, czyli wróci do początkowego kształtu, przy okazji popychając strzałę. Mając w głowie to, że każda tego typu analogia ma swoje ograniczenia, możemy ostrożnie iść dalej w rozważaniach.
Jak zwiększyć zasięg łuku? Możliwości są dwie, a nawet trzy. Możemy zmienić jego kształt, zwiększyć naciąg, albo materiał z którego jest wykonany, albo wszystko razem. Jeżeli teraz odniesiemy to do biegu, to przez zwiększanie hamowania zwiększamy zasięg kroku. Lecz żeby do tego doszło, to musimy włożyć więcej pracy, czyli zgromadzić większy potencjał sprężystości w nodze, czyli zwiększyć overstriding. Zmieniamy więc w pewnym sensie kształt i naciąg. Żeby jednak zmienić materiał, to już nie tak łatwo, bo potrzeba na to czasu. Dużo czasu potrzeba na tzw. remodeling powięzi, czyli zmianę jej struktury. A w bardziej eleganckich słowach - zmianę jej architektury kolagenowej, która jest odzwierciedleniem działających na nią sił zewnętrznych.
A co z wejściem w tryb paniki? Tu już na pewno kończy się analogia z łukiem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 645
- Rejestracja: 28 lis 2011, 20:41
- Życiówka na 10k: 35:17
- Życiówka w maratonie: brak
Analogia z łukiem jest niezła, ale tak patrząc z perspektywy dużego obrazka, to w opcjach brakuje jeszcze przede wszystkim opcji dodania kilku kolejnych łuków, czyli zwiększenia masy tkanek, która jest zaangażowana w sprężynowanie. Przykładowo, jeżeli mobilność stawu biodrowego jest ograniczona, to słabo angażujemy pośladek i pasmo biodrowo-piszczelowe. Ograniczony ruch w stawie skokowym, doprowadzi do tego, że nie będziemy używać wszystkich dostępnych tkanek podudzia. Kenijczycy pewnie dlatego mogą sobie pozwolić na tak szczupłe łydki dlatego, że (pomijając budowę samego szkieletu) dobrze używają również tych mniejszych mięśni z boku, a nie tylko brzuchatego. Ale do tego potrzebny jest ruch w płaszczyźnie inna niż strzałkowa. No ale teraz tu się robi ciekawie, kiedy pomyślimy, jak do sprężynowania można wykorzystać bardzo duży obszar tkanek położonych na plecach i w obrębie klatki piersiowej. Czyli duże prostowniki pleców, głębokie rotatory, powięź piersiowo lędźwiowa (naprawdę spory kawał tkanki), mięśnie między-żebrowe, potencjalnie nawet przepona. Taki trójwymiarowy ruch kręgosłupa i klatki piersiowej jest w detalach w ogóle ciężki do wyobrażenia, a jeszcze trudniejszy do zwerbalizowania. Spodziewałbym się, że ogólny wzorzec angażowania tkanek w sprężynowanie jest generalnie indywidualny, zależny od budowy danej osoby, ale najlepsi biegacze, niezależnie od swojej indywidualnej strategii, prawdopodobnie prezentują wysoki stosunek masy tkanek sprężynujących do masy całego ciała.
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4103
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Tak mi się skojarzyło z tym łukiem i połączeniem z fizjologią. Jest taki test rzekomo na sprawdzenie jakich mięśni mamy przewagę, szybkich czy wolnych. Polega to na tym, że trzeba podskoczyć i dotknąć ręką jak najwyżej . Jeżeli przed podskoczeniem przykucniesz głęboko to mięśnie wolne, jak płyciutko to szybkie. Sprawdzaliśmy to kiedyś na dwunastu osobach i wyszło w każdym przypadku trafnie. To czy ktoś jest siłaczem, czy maratończykiem widać na pierwszy rzut oka, ale badaliśmy wtedy poziom zakwaszenia i u tych kucających nisko był dużo mniejszy. Tylko pojęcia nie mam zielonego, czemu tak jest. Rozumiem, że siłacz mógłby wziąć mniejszy zamach jakby chciał kogoś walnąć, bo silny i nie musi się wysilać ale w podskoczeniu chodzi, żeby jak najwyżej. Jakieś pomysły?
- pawo
- Wodzirej
- Posty: 4103
- Rejestracja: 02 lis 2020, 22:20
- Lokalizacja: zdecydowanie las
Nie wiem, bo nie o to chodziło, to byli ludzie z klubu fitness, sami mężczyźni ale różny wiek, różna sprawność, wzrost i waga. Mnie ciekawi dlaczego silni nie "napinają łuku" a wytrzymali napinają, skąd ciało wie jak się zachować.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 645
- Rejestracja: 28 lis 2011, 20:41
- Życiówka na 10k: 35:17
- Życiówka w maratonie: brak
Na chłopski rozum, to strategia z głębszym kucaniem będzie efektywniejsza u każdego, jeżeli mówimy o jednym podskoku. Pytamy więc o to, czemu jedni ludzie wybierają intuicyjnie lepszą strategię, a inni gorszą.
Badanie mleczanu niestety tutaj niewiele wnosi, bo osoby trenujące wytrzymałościowo praktycznie na pewno będą się ogólnie mniej zakwaszać niż te trenujące siłowo. Co więcej, jeżeli to te osoby "wytrzymałościowe" wybierają intuicyjnie efektywniejszą strategię, to tym bardziej nie dziwi, że zakwaszają się mniej. Schodząc niżej, ustawiają mięśnie w biomechanicznie lepszej pozycji do gwałtownego skrócenia i napinają elastycznie powięź. Praca metaboliczna potrzebna do wykonania skoku jest więc mniejsza.
Można zgadywać, że osoby trenujące sporty wytrzymałościowe mają większe doświadczenie w użyciu energii elastycznej i dlatego łatwiej takie rozwiązanie im przychodzi naturalnie. Z drugiej strony, Twój pomysł też jest sensowny. Jeśli ktoś ma naturalnie dużo siły, to się nie zastanawia tylko idzie drogą najmniejszego oporu. To trochę tak jak z ludźmi, którzy stracili ręce i potrafią stopami grać na klawiaturze czy na pianinie. Każdy z nas mógłby teoretycznie się tego nauczyć, ale raczej mało kto ma na to w sobie tyle zapału, jeżeli nie istnieje taka życiowa potrzeba. Można więc zgadywać, że ludzie dysponujący naturalnie mniejszą siłą, są generalnie bardziej wrażliwi na wysiłek mięśniowy, który muszą włożyć w dany ruch i w konsekwencji uważniej wybierają strategię.
Ogólnie, to jak ludzie wybierają strategię ruchową i jakie są różnice pomiędzy konkretnymi jednostkami, to jest naprawdę temat rzeka. Są ludzie, którzy całymi godzinami ćwiczą, żeby być "prostymi", a innym taka postawa przychodzi bez choćby sekundy zastanowienia. Tacy ludzie praktycznie nigdy nie potrafią zrozumieć dlaczego inni mogą mieć z tym jakikolwiek problem i wkładają w to taki wysiłek. Bardzo podobnie jest z bieganiem. Ludzie z historią zawodniczą, który generalnie w naturalny sposób dobrze organizują się w biegu z reguły nie mają zielonego pojęcia kiedy i jak się tego nauczyli, bo przyszło im to wyjątkowo łatwo. Dlatego też rzadko potrafią pomóc amatorom w tym aspekcie.
Badanie mleczanu niestety tutaj niewiele wnosi, bo osoby trenujące wytrzymałościowo praktycznie na pewno będą się ogólnie mniej zakwaszać niż te trenujące siłowo. Co więcej, jeżeli to te osoby "wytrzymałościowe" wybierają intuicyjnie efektywniejszą strategię, to tym bardziej nie dziwi, że zakwaszają się mniej. Schodząc niżej, ustawiają mięśnie w biomechanicznie lepszej pozycji do gwałtownego skrócenia i napinają elastycznie powięź. Praca metaboliczna potrzebna do wykonania skoku jest więc mniejsza.
Można zgadywać, że osoby trenujące sporty wytrzymałościowe mają większe doświadczenie w użyciu energii elastycznej i dlatego łatwiej takie rozwiązanie im przychodzi naturalnie. Z drugiej strony, Twój pomysł też jest sensowny. Jeśli ktoś ma naturalnie dużo siły, to się nie zastanawia tylko idzie drogą najmniejszego oporu. To trochę tak jak z ludźmi, którzy stracili ręce i potrafią stopami grać na klawiaturze czy na pianinie. Każdy z nas mógłby teoretycznie się tego nauczyć, ale raczej mało kto ma na to w sobie tyle zapału, jeżeli nie istnieje taka życiowa potrzeba. Można więc zgadywać, że ludzie dysponujący naturalnie mniejszą siłą, są generalnie bardziej wrażliwi na wysiłek mięśniowy, który muszą włożyć w dany ruch i w konsekwencji uważniej wybierają strategię.
Ogólnie, to jak ludzie wybierają strategię ruchową i jakie są różnice pomiędzy konkretnymi jednostkami, to jest naprawdę temat rzeka. Są ludzie, którzy całymi godzinami ćwiczą, żeby być "prostymi", a innym taka postawa przychodzi bez choćby sekundy zastanowienia. Tacy ludzie praktycznie nigdy nie potrafią zrozumieć dlaczego inni mogą mieć z tym jakikolwiek problem i wkładają w to taki wysiłek. Bardzo podobnie jest z bieganiem. Ludzie z historią zawodniczą, który generalnie w naturalny sposób dobrze organizują się w biegu z reguły nie mają zielonego pojęcia kiedy i jak się tego nauczyli, bo przyszło im to wyjątkowo łatwo. Dlatego też rzadko potrafią pomóc amatorom w tym aspekcie.