Siedlak vs. Maraton 2:55

Moderator: infernal

Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 7/16

Poniedziałek 19kmBS@5:22 w temperaturze 28C

Wtorek akcent: 3 x 10min próg/P5' trucht biegane w 28C
10min@4:04
10min@4:04
10min@4:05
Warun bardzo ciężki bo nie dość że bardzo gorąco to jeszcze bardzo duża wilgoć. Miedzy powtórzeniami polewałem wodą głowę ale i tak się ugotowałem.

Środa wolne

Czwartek 16,5km WB1@4:59. Warunki do biegania takie jak we wtorek, dramat

Piątek akcent: 6 x 5min próg/P1' trucht
We wtorek i czwartek myślałem, że z warunkami do biegania gorzej już być nie może ale się bardzo myliłem.
Temperatura 32C i pełne zachmurzenie przed burzami. Przez chmury zrobił się "termos" który trzymał temperaturę, bardzo wysoką wilgotność. Nie było czym oddychać. To już była pogodowa rzeźnia. Najgorzej było podczas...przerw bo czułem w truchcie, że się gotuję. Co drugie powtórzenie woda na głowę. Bez tego trening nie do zrobienia
5min@3:56
5min@3:58
5min@4:02(musiałem zrobić jedną nawrotkę)
5min@3:58
5min@3:58
Po wszystkim ugotowany.

Sobota siła czyli wypychanie bioder na jednej nodze, przysiad klasyczny, deska bokiem i brzuch. Chciałem zrobić jeszcze wzniosy na palcach ale mnie skurcze łapały i odpuściłem.

Niedziela wolne.

Podsumowanie tygodnia: Łącznie 63km.Przez te cholerne upały nie wiem gdzie jestem z formą bo tempa były mocno zaniżone. Ciężki tydzień
New Balance but biegowy
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 8/16

Poniedziałek 21,3 km BS@5:10

Wtorek akcent: 2x20min WB3/5minut trucht czyli:
20minut@4:03 na śr 151(86%)
20min@4:00 na śr 152(87%)
Jakieś 24C, parno i duszno było. Nie wiem co sądzić o tym bieganiu

Środa wolne

Czwartek 12km regeneracja@5:50 - nogi ciężkie i 29C, gorąco

Piątek akcent: Ze względu na upał coś na krótkich powtórzeniach, żeby mieć często dostęp do butelki z wodą czyli: 8x5minWB3/1min
Zrobione na tempach 3:58-4:00. Bardzo gorąco ale szło. Co drugie powtórzenie woda na łeb. Odcinki około 1250m.

Sobota siła czyli tradycyjny zestaw.

Niedziela wolne, lekki kac :hejhej:


Podsumowanie tygodnia: przez krótki, piątkowy zastępczy akcent tylko 61km/tydz
Jestem w połowie przygotowań ale ze względu na bieganie w upałach i w związku z tym słabe tempa nie wiem w jakiej jestem dokładnie formie. Muszę coś konkretnego pobiegać w temperaturach poniżej 20C i małej wilgotności.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 9/16

Poniedziałek WB1+BS łącznie 14km na średnim 4:59. W poniedziałek mam zawsze jeszcze lekki gruz w nogach po piatkowych akcentach i sobotniej sile na nogi ale szło leciutko. Wreszcie chłodniej, tempo od razu 10s mocniejsze na tym samym pulsie.

Wtorek akcent plan: 10minBS+10minWB1+10minWB3 + 6x1km/2min + schłodzenie
Kierownik napisał dużymi literami, że tysiączki mają iść na MAXA(oczywiście max ale tak żeby wszystkie równo)
Długo się drapałem po głowie co to teraz dla mnie max i stwierdziłem, że próbuje po 3:40 ale z przekonaniem że po czwartym powtórzeniu to będzie zgon ale była miła niespodzianka:
3:40
3:39
3:36
3:38
3:36
3:38
Może/Chyba bym jeszcze jedno powtórzenie w 3:40 zamknął ale tylko dla tego, że nieparzyste były lekko z górki.
Pojechałem specjalnie na "moją" mierzoną trasę, żeby biegać tysiączki odmierzone a nie z GPS. Dzięki temu biegłem w pełnym słońcu ale nie było tragedii. Co drugie powtórzenie woda na głowę. Przerwy w truchcie.
Nie spodziewałem się że to pobiegam na takich tempach. Trening na bardzo duży plus. Chyba tempa dobrałem idealnie do założeń.
Łącznie ze schłodzeniem wyszło 15km.

Środa wolne

Czwartek 12kmBS@5:19 Do południa jeszcze miałem gruz w udach i czułem osłabienie. Potem nagle zaczęło szybko puszczać. Biegałem jak zawsze od 17 i bym mega luz w nogach. Dziwne, kilka godzin i inny Siedlak :hahaha:

Piątek akcent plan: 15minWB1 + 10minWB2 + 8x(30s/30s)+15km WB1
Od rana walczyłem ze sraczką. Byłem pewny że nie pobiegam. Koło południa trochę puściło. 3 stoperany pomogły ale słaby byłem. Mimo to postanowiłem biegać:
WB1@4:30
WB2@4:15(śr139 czyli 80%)
8x(30s/30s) takie coś zawsze biegam bardzo mocno, tek że po ostatnim powtórzeniu mam dość. Teraz tak na 90% bo trzeba było trochę zostawić na dokręcenie 15 km
WB1@4:33(śr 126 czyli 72%) Początek ciężki bo w nogach trzydziestki ale po 2-3 km puściło. Potem środkowe kilometry lekko a ostanie 3-4 już na mocno zmęczonych nogach. mimo to do końca puls niski i tempo równe. Na ostatnich kilometrach już mi się mocno w kiszkach przewracało.
Łącznie wyszło 22,6km na średnim 4:30
Nie wiem co było większym utrudnieniem w tym treningu. Trzydziestki czy osłabienie sraczką
Mimo to drugi akcent zapisuję w bardzo duży plus.

Sobota siła: Tradycyjny zestaw na nogi i brzuch. Dalej walka ze sraczką

Niedziela wolne - jelita dalej rozwalone

Podsumowanie tygodnia: Zmiana pogody czyli ochłodzenie i od razu inne bieganie chociaż 20-23C szału jeszcze nie robią.
Wreszcie po 8 tygodniach rąbania bazy i biegania LT w okolicach 30C jest zmiana czyli długo oczekiwany VoMax.
Okazuje się, że bieganie akcentów w okolicy 4:00 w upałach to wcale nie były "słabe" akcenty.
Poza tym po 8 tygodniach "tlen" mam zajebisty. Sam się dziwię na jakich tempach wchodzi WB1 a jeszcze do komfortowych temperatur brakuje. Poza tym myślałem, że jestem mega wolny a okazuje się, że tylko wolny :hejhej:
Wróciła nadzieja, tylko ta sraczka mnie rozwaliła :bum: Słaby dzisiaj jeszcze jestem.
Liczę, że dalej będę robił Vomax we wtorki a w piątki coś mocnego ale na dużym kilometrażu. Najwyższy czas robić 25km i więcej
Łącznie 66km/tydź
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 10/16

Poniedziałek: 18kmBS@5:07 - nudy

Wtorek plan: 10minBS+10minWB1+10minWB2+8x1km@3:45
Wykonanie 5:08 + 4:35 + 4:26 + 7x3:45 - popierdoliłem liczenie tzn myślałem że garmin popierdoolił ale nie popierdolił czyli ja popierdoliłem. Tak czy siak poszło lekko.

Środa wolne

Czwartek: 45min@4:51 + 70min@5:19 czyli łącznie 22,5km@5:07
Ciężkie warunki bo 27C i bardzo duszno. Brak tlenu w powietrzu i wysoka wilgotność

Piątek plan:15minWB1+10minWB2+12x(30s/30s) +WB1
Wykonanie: 3,4km@4:23+2,4km@4:08 + 12x(30s/30s) FULL+9,3km@4:44
Od początku czułem nogi po czwartkowym treningu(22,5km) WB1 i WB2 na rozgrzewkę mocno a potem od razu trzydziestki biegane maksymalnie mocno ale tak żeby równo wyszło. Pierwsze jeszcze w miarę a potem zmęczenie szybko rosło. Na ostatnim charczałem. Cały czas w biegu. Żadnego marszu czy tez stania w miejscu. Po trzydziestkach od razu WB1. Myślałem że zrobię więcej kilometrów i dociągnę łącznie do 20km ale uda zabite. Wyszło łącznie 18km.
Jeśli komuś nie chce się biegać 30-35km to może zrobić powyższy zestaw czwartek + piątek.

Sobota tradycyjnie siła

Niedziela wolne

Podsumowanie tygodnia: Zdecydowanie najmocniejszy tydzień w tych przygotowaniach. Forma idzie w górę i to wyraźnie. 75km/tydzień w 4 treningach.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 11/16

Poniedziałek plan: BNP czyli 60min BS + 30min WB1 + 30min WB2
Wykonanie:
12,05 km@4:59 na 116(67%)
6,54 km@4:35 na 126(72%)
7,08 km@4:14 na140(80%)
Łącznie 25,67 km@4:40 na 124(71%)
W poniedziałki zawsze miałem BSy lub WB1 a teraz kiero dał mi akcencik a nawet akcent.

Wtorek plan: 10x1km/2'P
Oj czułem trochę w nogach poniedziałkowy BNP. Podszedłem do tego z dużą obawą. Na początku chciałem to biec po 3:50.
Pierwszy wszedł w 3:47 a następne 3:41, 3:46, 3:44 itd wszystko około 3:45 bez spiny. ostatni pocisnąłem 3:37 bo zapasu jeszcze było a wyrzuty sumienia miałem, że za lekko to pobiegane było.
W ten oto sposób zaliczyłem akcenciki dzień po dniu :hejhej:
Przed i po tysiączkach 3km BS. Łącznie 18 km
Środa wolne - Oj, wylazło zmęczenie !!!

Czwartek 10km regeneracyjnie po 5:00 z psem

Piątek plan: LONG 30km (5kmBS + 25km WB1)
Wykonanie: Biegałem na odmierzonej 3 km trasie(asfaltowa prosta w lesie). Czyli, przy aucie byłem co 6km w którym zostawiłem wodę.
Na nogach ulubione bostony 8 i wio. Po pierwszych wolnych 5km miałem średnie tempo 4:39!!!! Jak to zobaczyłem to od razu przełączyłem tarcze zegarka, tak zeby tylko puls był. Nie chciałem widzieć tempa, żeby się nie nakręcać bo bieg ma być spokojny w WB1. Strefę mam do 131bpm(75%) czyli klasyczne WB1. Alarm ustawiłem na 127 ale i pilnowałem żeby nie przekraczać 125(72%) No i tak klepałem kilometr za kilometrem do 125.
Jak zaczynałem to było 18C i zajebista wilgotność i zero wiatru.
Po 12km zrobiło mi się gorąco i mocno się pociłem. Wziąłem pierwszy żel i przełożyłem przód koszulki przez głowę tak, że miałem przód "goły" Lepiej się biegło ale koszulka mocno uciskała pod pachami.
Na 16km kolejny żel, woda i koszulka do auta. No i teraz to się biegło, Już około 15C a ja w samych gaciach :bum:
Ludzie spacerowali w kurtkach, polarach itp. jakoś dziwnie się na mnie patrzyli. jeden koleś to nawet biegł w długich spodniach i bluzie. Nie mam pojęcia o co im chodziło :hejhej:
Około 20km acząłem czuć trudy całego tygodnia. Na 24 km trzeci, ostatni żel. ostatnie wahadło 6km już bardzo ciężko ale dalej równo jak robot.
Suma sumarum wyszło 30km@4:33 na średnim 123(71%)
Poniżej dwa wykresy z Garmina czyli strefy i puls.

Sobota: tradycyjnie siła. O dziwo dość dobre nogi.

Niedziela wolne

Podsumowanie tygodnia: 84km w czterech treningach. To była konkretna maratońska robota na poziomie sub3. Mam teraz bardzo duży progres. Kopyto jest już bardzo mocne. Nawet zacząłem się obawiać, że szczyt formy będzie za 2-3 tygodnie a maraton dopiero za 5 tygodni.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 12/16 - ostatni

Poniedziałek 20kmBS@4:55 na 114(65%)!!!!!! Mimo ogólnego zmęczenia treningami szło leciutko.
Niestety na 9km jebnęło deszczem z 15 minut. Było tylko 12C i lekki wiaterek. Do auta miałem 3km. zanim dobiegłem, żeby ubrać czapkę z daszkiem i cienkie rękawiczki. Zmarzłem

Wtorek plan: 10x1km/1,5'P
Weszło wszystko w 3:40 +/- (2s) w zależności czy odcinek był z minimalnym spadem czy odwrotnie.
Ostatnie cztery to już mocna praca ale bez spiny a tym bardziej charczenia. Przed ostatnim był jeszcze zapas więc pocisnąłem w 3:37. Ogólnie z zapasem jednego powtórzenia.
Nigdy wcześniej nie biegałem takiej ilości powtórzeń na takich tempach na tak krótkiej przerwie.
Życiowa forma.

Środa wolne a wieczorem duże osłabienie.

W czwartek rano obudziłem się z bólem gardła. Odpuściłem trening i ładowałem polopirynę.
Piątek jeszcze gorzej. Odpuszczam znowu, dalej polopiryna.
W sobotę zgon. Gardło zarąbane jakimś białym gównem. ledwo żyję. Antybiotyk.
Dzisiaj jak to piszę z gardłem prawie ok ale dalej jestem !@#$% osłabiony do tego lekki ból głowy i mięśni.

Podsumowanie tygodnia:
Treningi szły jak nigdy. Życiowa forma i czekałem tylko na ciągły 25km@4:07-4:08 który miał potwierdzić, że mogę próbować biec po sub 2:55.
Żarło jak nigdy zesrało się jak zazwyczaj. To tyle
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 13/16 - jednak jeszcze walczę.

Poniedziałek wolne - ostatni antybiotyk

Wtorek: 8km@5:10 jako tako to się biegło.

Środa: 15km@5:08 ciężko się biegło. Duże osłabienie po 10km.

Czwartek: 30min@4:48 + 40min@4:34 + 20min@4:59. Łącznie wyszło 19km@4:44. Dużo lepsze bieganie od dwóch poprzednich.

Piątek: 10min@4:52 + 15min@4:34 + 30min@4:11na 141bpm(81%) +20min@4:35
Na początku odcinka 30 minutowego fajnie szło i kusiło mnie żeby po tej sekcji zamiast 20min WB1 ciągnąć dalej WB2 i dzięki temu mieć zrobiony dość mocny, dłuższy ciągły. Niestety albo stety w drugiej części zaczęły się schody czyli odezwało się zmęczenie więc skończyłem z głupimi myślami. Czułem że jestem bardzo odwodniony. Trochę sam zajebałem bo nic nie piłem a powinienem mimo fajnej pogody do biegania. tym bardziej ze po tym cholernym antybiotyku cały czas chce mi się pić. Chyba dziadostwo mocno odwadnia.. Kończyłem trening na granicy skurczów w dwójkach. Szczególnie w lewej czyli tradycyjnie.
Cyferki z tego treningu wyglądają bardzo dobrze ale samopoczucie pod koniec fatalne. Kompletnie siadła wytrzymałość.

Sobota siła + wyjazd z kolegami w góry czyli chlanie.

Podsumowanie tygodnia: Po tygodniu chorowania i żarcia antybiotyku zrobiłem 4 dni treningowe biegowe. Łącznie 59km.
Nie rzuciłem ręcznika i próbuje jeszcze coś wyrzeźbić ale kompletnie nie wiem gdzie jestem z formą. Nie wiem na co mnie będzie stać w Kędzierzynie.
Oczywiście bieg po 2:55 odpada. SUB 3 prawdopodobnie też. Nawet nie wiem czy jestem w stanie w ogóle przebiec 42km.
Ten tydzień będzie kluczowy.
Aha, z pozytywnych informacji to kupiłem sobie na urodziny Forerunnera 255.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Tydzień 14/16

Poniedziałek: 110minut (18,3km) na bieżni mechanicznej. Lało i wiało więc na mechaniku. Nie chciałem ryzykować świeżo po infekcji biegania na zewnątrz. Z drugiej strony na siłowni dużo ludzi i podczas treningu zastanawiałem się ilu z nich roznosi wirusy i bakterie.

Wtorek plan: 10minBS + 15minWB1+ 35min mocne WB2 + 20minWB1 + 10min BS
Dość dobrze się to biegło. Zdecydowanie lepiej niż ostatnio czyli w piątek.
WB1@4:35 a mocne WB2@4:08

Środa wolne

Czwartek 10x1km@3:55/P2'. Plan był, że mam to pobiec po 4:00 ale jak będzie bardzo lekko to mogę trochę szybciej.
3:55 też na totalnym lajcie. Przed i po interwałach 3km BS. Łącznie około 17,5km.
Trening miał na celu trochę mnie rozruszać po infekcji i podmęczyć nogi przed piątkowym akcentem.

Piątek plan: 5km@4:30 + 7km@4:15 + 10km@4:00
Wykonanie: 4:27 + 4:13 + 3:56. Ostatnie 10km weszło dokładnie w 39:22. Łącznie 22km na średnim 4:08
Lapy ręczne na odmierzonej trasie. Trening trudny a nawet bardzo trudny. W połowie dziesiątki uda już mocno zmęczone ale do samego końca spokojnie i równo bez chamskiego piłowania. Lekki dryf tętna na końcu ale pewnie dla tego, że ostatni kilometr na lekkim podbiegu.
Od razu 3km BS bez problemu. klasyczne schłodzenie i odpoczynek.
Najlepszy mocny, długi trening jaki kiedykolwiek zrobiłem.

Sobota siła ale już na 60% tego co zawsze. Po prostu mniej powtórzeń na seriach

Niedziela wolne.

Podsumowanie tygodnia: Bardzo dobry tydzień. czułem się jak przed infekcją. Piątkowy trening to była petarda.
Trochę jestem na siebie zły, że te 10km pobiegłem zdecydowanie za mocno. Jakoś nie umiałem wyhamować. Po prostu wpadłem w tempo dobrze się biegło to cisnąłem. No ale jednak założenie było trochę inne.
80km w tygodniu z 4 treningów.
No i pojawił się problem. Do piątkowego treningu byłem pewny, że atakuję SUB3 i dalej jestem przekonany na taki bieg ale chodzi mi po głowie, żeby jednak spróbować pobiec 2:55. (tempo 4:07) Piątkowy trening dużo namieszał w głowie.
W normalnym układzie nawet bym się nie zastanawiał i biegł po 2:55 ale przebyta infekcja wszystko zmienia.
Odpadły mi 4 akcenty w kluczowych tygodniach. Wiem, że może być ogromny problem z wytrzymałością pod maraton.
Nawet SUB3 jest lekką zagadką. Szczególnie jeśli warun będzie ciężki.
Niestety chyba jestem bardziej przygotowany pod HM niż pod Maraton.
Życiówka w połówce byłaby teraz formalnością.
Może, jeśli będzie IDEALNY warun do biegu (8-12C i zero wiatru) spróbuję 2:55. W Kędzierzynie biegnie bardzo mało osób i to będzie najprawdopodobniej bieg solo.
Robota zrobiona. We wtorek pewnie jeszcze coś mocniejszego a potem z górki. Co ma być to będzie. Zostały dwa tygodnie. Nie złapać infekcji!!!!!!
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 15/16

Poniedziałek 10kmBS-regeneracja.

Wtorek plan: 5minBS + 10minWB1 +15min WB2 + 20min próg + 15min WB2 + 10min WB1+5min BS
czyli do zrobienia kolejna piramida. Wyszło:
WB1 4:29
WB2 4:13
Próg 3:56
WB2 4:10
WB1 4:32
Cyferki bardzo dobre ale to już nie szło z taka parą jak podczas poniedziałkowej kobyły. Jeszcze coś w nogach siedziało.

Środa wolne

Czwartek 17kmBS@5:16 Super pogoda. Słońce, 17C bez wiatru i wspaniałe kolory w lesie przed zachodem słońca. Super spędzony czas z psem.

Piątek plan: 60min WB1. Co 5 min 30s bardzo mocno.
Na papierze łatwe bieganie ale jeśli podejdzie się do 30s uczciwie i da w palnik to wchodzi w nogi. Upchałem jedenaście takich trzydziestek. Dwa dni czułem je w udach, pośladkach i plecach.

Sobota - wolne. Siły już nie robiłem na tydzień przed maratonem.

Niedziela wolne

Podsumowanie tygodnia: 59km/ 4 treningi. Wszystko co było do zrobienia to zrobiłem. Teraz zregenerować, odpocząć i nabrać świeżości.
Pierwszy raz kompletnie nie wiem na jaki wynik jestem przygotowany. Wszystko przez cholerną infekcję i kurację antybiotykiem.
Na pewno bardzo dobrze pobiegłbym półmaraton. Życiówka w dobrych warunkach do rozwalenia ale maraton???
Zapas prędkości pod sub3 mam ale zagadką jest wytrzymałość pod ten dystans. Może być duży problem po 35km.
Długo myślałem co pobiec. Po piątkowym akcencie tydzień temu powróciły plany żeby atakować 2:55 ale po kilku dniach mi przeszło.
Na 99% biegnę sub 3.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Maraton Odrzański
Tak jak podczas przygotowań do tego startu miałem pod górkę to jeszcze nigdy.
Do połowy szło super a potem się posrało czyli infekcja i antybiotyk. Po infekcji zostały 4 tygodnie do startu ale już nie było takich nóg jak przed infekcją.
Cały czas źle się czułem. Do tego jeszcze jakaś dwu dniowa biegunka w między czasie w w ostatnim tygodniu przed startem problemy z łydkami. Wizyta u fizjo czyli masaż i igłowanie. To koniec? Nie! W ostatnią noc przed startem jakieś @#$%^ dreszcze i złe samopoczucie. Musiałem spać w dresie bo mi zimno było ale pociłem się !@#$%.
Plan, żeby biec sub 2:55 odłożyłem na później bo nie było szans. Tak naprawdę to wątpiłem nawet w sub3. No ale nic, trzeba było spróbować. Jak już Witek pisał w swojej relacji mieliśmy przyjemność się poznać i wymienić swojskimi wyrobami.
:hejhej:
Przed startem cały czas chciało mi się pić. Zjadłem batona mars i wypiłem jeszcze jakieś 300ml wody. Na bieg miałem przygotowane trzy duże 75g żele. Planowałem jeść co 10km i tak też zrobiłem. Postanowiłem biec z małą 220ml butelka wody i to był bardzo dobry pomysł. Na prawej ręce miałem opaskę z międzyczasami co 5km na tempie 4:14 czyli czas około 2:58:40.
W zegarku zmodyfikowałem pola. Wywaliłem puls. Ostatnim razem strasznie się stresowałem jak na początku był zbyt wysoki. teraz pulsu nie widziałem i stresu nie było. Dobra decyzja, trening na puls a zawody na tempo i wynik.
Miałem na tarczy średnie tempo, stoper i dystans. tak jak Witek pisał, nie było oznaczeń z kilometrami na trasie więc dystans sie bardzo przydał. Do tego ustawiłem jak zawsze alarm wysokiego i niskiego tempa(4:10-4:20)
Witek opisał jak wyglądały pętle więc nie będę powtarzał. Po starcie kilka najszybszych koni poszło swoim tempem a ja biegłem w kilku osobowej grupce. "Szukałem" swojego tempa. Biegniemy przez jakiś czas razem ale widzę że trochę za szybko. Gdzieś w granicach 4:10. Biegnę na końcu tej grupki i na 2km puszczam. Za szybko dla mnie. Koryguję tempo w okolice 4:14 grupka odjeżdża na kilkadziesiąt metrów a ja zostaję sam. Nie przeszkadza mi to bo lubię sam biegać i jeszcze w tym momencie nie wiało. był dobry warun. Kilka km samotnie i dochodzi mnie dwóch zawodników. Grzecznie puszczam i siadam im na plecach. tempo pasuje. Chłopaki biegną ramię w ramię a ja za nimi. Niby fajnie ale od początku czuje, że nogi są nie takie jak powinny buć. oddech spokojny ale nie ma luzu. do tego cały czas chce mi się pić. Pierwszą 5km mijam co do sekundy. łapię kubeczek z wodą, wda łyki i dalej za dwoma gościami, którzy zaczynają pogawędkę. Jeden z nich, młody chłopaczek się chwali że na 10km ma 33min a w maratonie PB 2:39. Fajnie tylko, że zaczynam zauważać, że tempo siada i biegniemy zbyt wolno. Zegarek też mi zaczął pikać że za wolno. Do tych alarmów to ostrożnie podchodzę ale jak mi piknął trzeci raz i sam czuję że lecimy w okolicach 4:20-4:25 to gości postanowiłem wyprzedzić i dalej solo robić swoje. Po chwili przestaję słyszeć gadkę za sobą. Przede mną jakieś 60-70m dalej biegnie chyba 4 zawodników i pierwsza kobieta. 10km zrobiony, zjadam żela i porządnie popijam z butelki połową zawartości. Niestety zaczyna się robić coraz ciężej i pamiętam, ze w połowie 13km!!!!! stwierdziłem, że nic dzisiaj z tego nie będzie. Schodzić na 13km nie będę bo wstyd więc biegnę dalej. I tak kilometr za kilometrem. Na 10 oraz 15km idealnie na czasie(3s przed)Męczę bułę ale trzymam idealnie tempo. Przed 20km już było naprawdę słabo a to nawet nie połowa. Zjadam drugiego dużego żela wypijam resztę wody z butelki. Za chwilę mijam punkt z wodą. Wpadam na pomysł żeby poprosić o napełnienie butelki wodą. tak też zrobiłem Podaję pusta butelkę dziewczynie i krzyczę żeby napełniły wodą. Połowa dystansu ja już mocno zmęczony a do tego zaczyna słońce świecić i wiać. Nie wiem co się stało, podejrzewam, że żel pomógł ale po chwili zaczęło mi się dobrze biec. Akurat po wodopoju była długa prosta w połowie której była linia start/meta i miałem wtedy jeszcze lekki ale wiatr w plecy. Potem w prawo przez park gdzie gubił się GPS(witek o tym pisał). Na chwilę odżyłem i nagle patrzę a na zegarku średnie tempo 4:13 czyli tempo na 2:58. Bez szaleństw biegnę dalej swoje i na 25km widzę że jestem około 30s przed czasem. Niestety robi się już bardzo ciężko. na 25km dostaję dubla od pierwszego zawodnika ale też zawodnicy którzy biegli w grupce przede mną zaczynają puszczać. Biegną zrezygnowany i czekam na bombę. Słońce już daje ile może i coraz mocniej wieje. Żeby było jasne, to nie był jakiś mocny wiatr ale na odcinkach w ryj na dużym zmęczeniu bardzo mi przeszkadzał. Ściągnąłem rękawki zaczynałem się gotować. Czułem, że mocno się pocę. Dobiegam do wodopoju i krzyczę do wolontariuszek żeby dały buteleczkę ale nie poznały mnie. łapię zrezygnowany kubek, jeszcze raz krzyczę i jakiś chłoak załapuje o co chodzi. Ryczy ze mam biec dalej. obracam się i widzę jak dziewczyna goni za mną z moją butelką :hahaha: Sztafeta udana bo mnie dogoniła. Mam znowu ponad 200ml wody. Biegnę na coraz większej bombie i czekam na to co nieodzowne. Myślę sobie żeby chociaż do 35km dociągnąć. Jest i 35km a na zegarku dalej średnie tempo 4:13. Niestety tu już zaczynają się ogromne problemy. Czuje że zaczynam słabnąć. Po chwili średnie tempo spada mi do 4:15. Zmęczenie już zajebiste, nogi pieką a do mety jeszcze daleko. Mijam jednego zawodnika, potem chyba drugiego i wpadam przedostatni raz na długą prostą w połowie której jest meta.
tak jak wbiegłem tak prawie sie zatrzymałem bo dostałem wiatrem w ryj. Mam ochotę już tym jebnąć. Przed sobą widzę zawodniczkę i szybko się do niej zbliżam. Oj ona to dopiero miała bombę :bum: Mijam i walcząc z wiatrem cisnę. czuję ze biegnę trochę za wolno. Chyba mi nawet zegarek pikał ale nie piłuję na chama pod wiatr. Zresztą i tak nie było z czego. Modlę się żeby dociągnąć do końca proste. Potem będzie wodopój i powrót po tej samej prostej ale z wiatrem. Jest @#$%^!! skręt w lewo zaraz znowu i woda. Znowu w lewo, w prawo na tą cholerną prostą. Załapuję że jestem już na 39km. Tempo jakimś cudem trzymam na 4:15. Słońce napierdala ale postanowiłem, ze już nie dopuszczę. Włączył się tryb zawziętej głowy i ... się zesrało. Jeb @#$%^ skurcz w prawej dwójce. No to game over. Już witałem się z gąską. Wkurwiony, opieram palce nogi o krawężnik i rozciągam dwójkę. Puszcza. Zaczynam trucht i znowu łapie. Jeszcze raz krawężnik, do tego mocno chwilę masuję i puszcza. Trucht, za chwilę wolny bieg. Staram się maksymalnie rozluźnić nogi. Stopniowo zrezygnowany przyspieszam. Wpadam do parku, tam jest cień i nie wieje. Na zegarku średnia 4:16 czyli chujnia. pewnie zaraz będzie 4:17; 4:18 itd. czekam na kolejny skurcz. W parku pokazuje mi tempo 4:35-4:45 czyli realnie jakieś 10-15s szybciej. Po chwili załapuje, że biegnę swoim docelowym tempem a na zegarku znowu średnia 4:15!!! Ja pierdole jak ja cierpiałem. Zostało jakieś 2,5-3km. Totalna bomba, nogi zajebane. Wszystko mnie napierdala. Modlę się żeby już był koniec. Niech złapie zajebisty skurcz i skończy cierpienie. W końcu wpadam na ostatnią prostą i znowu wiatr w ryj. Na tym zmęczeniu to był dla mnie wicher. Przede mną jakiś zawodnik około 30m. Widzę metę, patrzę na zegarek i zostało mi chyba około 2,5 minuty jest szansa złamać te cholerne 3 godziny. Zapominał o skurczach zmęczeniu, wszystkim. Cisnę ile fabryka jeszcze zostawiła. Jest pomiar czasu!! Myślicie że to koniec??? Ni !@#$%!!! Do końca musi być popierdolone :bum:
Widzę że zawodnik przede mną mija pomiar czasu i dalej ciśnie. Dobiegając do pomiaru krzyczę do gościa przy laptopie czy to meta a on ze nie że jeszcze trochę i muszę zawrócić. Jak bym się tam zatrzymał to już bym nie ruszył. Nie ma bata! Patrzę na zegarek a tam chyba ponad minutę zapasu. Lecę około 80-90 metrów dość szeroka nawrotka w prawo i powrót na "prawdziwą" Metę. W końcu kończę te męczarnie. Za metą padam na kolana i jeszcze jakimś cudem zatrzymuje zegarek. Kleczę tak dłuższą chwilę z głową na przy chodniku. Totalny odjazd. :hahaha:
Po dłuższej chwili dochodzę do siebie.
Po kilku minutach słysze jak jakiś wkurwiony zawodnik robi awanturę, ze nie było informacji, że trzeba jeszcze "dokręcić" te 150-200m. Chłop się zatrzymał tam gdzie ja chciałem. Masakra.
Załapałem, ze zaraz Witek będzie biegł więc idę przed ta fałszywą metę żeby mu krzyknąć że to nie koniec. Biegnie Witek powykręcany jakby go ktoś prądem napierdalał. Krzyczę, że to nie koniec ale odpowiada, że wie i ciśnie dalej. Jak wbiegł na metę i stanął to go chwiało jakby miał ze 3 promile :hahaha: Nagle jeb na glebę bo go skurcz w łydce powalił. Pospieszyłem z pomocą.
Łooo się rozpisałem!! Dwa lata temu kiedy solo biegłem sub3 to był najlżejszy maraton jaki biegłem. Pełen luz. Tym to był mój najcięższy maraton. Była masakra. Było ciężko, było pod górkę ale dałem radę.
Koniec opowieści.
Na razie zawieszam blog do odwołania bo nie chce mi się pisać. Zrobię chyba jeszcze krótki wpis z "technicznym" podsumowaniem.
Czołem!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Jestem po krótkim spotkaniu z kierownikiem. Plan na dalsze bieganie jest następujący:

Jeszcze nie robimy roztrenowania i 27 listopada lub 4 grudnia biegnę 5km w Tychach w ramach Grand Prix Tychów w biegach długodystansowych. Bez spiny bo w 4-5 tygodni nic wielkiego nie przygotuję oraz trasa bez atestu.

Następnie robię 2 lub 3 tygodnie roztrenowania i rozpoczynamy przygotowania pod Półmaraton Marzanny w Krakowie.
Mam nadzieję, że ten bieg będzie 19 marca. Cel to 1:23:30 czyli wynik na poziomie 2:55 w maratonie.

HM będzie zdecydowanie celem nr 1 na wiosnę ale nie ostatnim. 24 kwietnia zrobimy rozpoznanie bojem moich możliwości w maratonie, czyli pobiegnę w Krakowie lub ewentualnie w Łodzi maraton. Oczywiście atak na 2:55

To na razie tyle w ramach bloga. Zainteresowanych zapraszam na connect.
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Cześć. :bum:
Krótki powrót z blogiem na 6 tygodni czyli do maratonu w Krakowie.
Plan był taki że docelowym startem będzie półmaraton Marzanny ale życie chciało inaczej.
27 listopada miałem pobiec 5km i potem zrobić 2 tygodnie roztrenowania ale się posrało bo dwa dnie przed zawodami złapałem infekcję. Po pierwszej złapałem jakiś cholerne zapalenie w prawej stopie. Było tak źle, że musiałem to sterydami opanować a potem kolejna infekcja. łącznie wyszło 8 tygodnie bez biegania z dwoma infekcjami.
Plan A czyli HM Marzanny olałem bo nie było szans żeby się przygotować i plan B czyli maraton w Krakowie stał się jedynym biegiem w jakim pobiegnę na wiosnę. Po opanowaniu infekcji zostało 14 tygodni do maratonu.
W normalnych warunkach idealnie ale nie po 8 tygodniach przerwy z dwoma infekcjami.
Pierwsze 3 tygodnie były straszne. Potem coś ruszyło i zaczął się progres.
Mam za sobą 8 tygodni przygotowań. Zostało 6 do zawodów.
Mniej więcej jestem na poziomie LT@4:00; 10km@3:55
Cel ambitny to sub 2:55 a cel minimum to życiówka.
Na razie nic nie wskazuje, żebym miał pobiec sub 2:55 ale liczę na duży progres w ostatnich tygodniach

Tydzień 8/14

Poniedziałek: BS 20,2 km@5:05

Wtorek: 4,5km@4:45 + 2 x (25min@4:00)10min@5:00 - Fajnie bieganie. Trzeba było skupić się na robocie ale żadnych problemów nie odnotowałem. Fajne flow było. Odczuciowo bardziej tempo HM niż LT. Niska temperatura cały czas bardzo pomaga. Biegałem to w Sauconach Speed 2. But lekki, wygodny, z bardzo dużą ilością amortyzacji ale niestabilny. Na równym asfalcie jeszcze w miarę ale na starym nierównym chodniku już mocno niestabilnie.
Mimo to bardzo fajny but. Będzie w czym WB1 i WB 2 biegać.

Środa - chlałem w Kielcach na targach

Czwartek- Kac Run czyli 12km@5:20

Piątek - 10x400m + 30 minut spokojne WB1.

Nieparzyste po wiatr i ostatnie 100m na lekkim podbiegu. Pierwsze powtórzenie asekuracyjnie @3:28
Za wolno. Kolejne @3:21-3:23(nieparzyste) oraz 3:20-3:18 parzyste. Ostatni pocisnąłem bardzo mocno i wyszło @3:08.
Potem 30 minut@5:02 na podmęczonych nogach ale lekko i przyjemnie.

Sobota - siła - robię to co zawsze. Bez zmian

Podsumowanie tygodnia: Jest jak jest. Ani dobrze ani źle. Zobaczymy dalej
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

tydzień 9/14 łącznie 70km

Poniedziałek 12km@5:17 - regeneracja

Wtorek: 2kmBS + ciągły 50min@3:58 + 4,4 km schłodzenie

Bardzo ciężki trening. Weszło równo i pod kontrolą ale trzeba było bardzo mocno pracować.
Puls OK, nogi zbyt słabo a oddech już zdecydowanie za mocno. Zrobiłbym jeszcze 10-15 minut takiego biegu czyli typowo progowe bieganie. Bardzo duży bodziec. Mam nadzieje, że odda.

Środa - wolne

Czwartek - 12km@5:14 - regeneracja. Nogi jeszcze bardzo zmęczone po ciągłym

Piątek - 8 x 800m/2' trucht + 6km luźno
Pierwsze powtórzenie @3:30 i od razu wiedziałem ze zbyt ambitnie
Wszystkie kolejne @3:35. Idealnie równo. Ostatnie już bardzo ciężko. Jeszcze jedno powtórzenie bym zrobił. Może dwa.
Potem 6km@5:06. Dziwnie się biegło bo nogi ciężkie ale odczucia w biegu przyjemne.

Sobota siła

Podsumowanie tygodnia: Ciężka robota była. Nie widzę formy na sub 2:55. Może sub 3 jak trafię z pogodą
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Tydzień 10/14

Poniedziałek - 27km BS na średnim 114bpm(65%) to chyba rekordowy stosunek tempo/puls

Wtorek plan: BS + 2 x 35min@4:00/10min BS
Myślałem, że to będzie nie do zrobienia ponieważ czułem dość solidnie nogi po poniedziałkowym wybieganiu a tempo 4:00 to może szału nie robi ale do progu już nie daleko więc taka jednostka sama w sobie jest ciężka a od początku na zmęczonych nogach może być nie do zrobienia.
Mimo to weszło równo według założeń. Ciężka robota była. Szczególnie w drugiej połowie drugiego seta trzeba było się skupić na robocie. Jak skończyłem to byłem mega zadowolony. Kawał mocnego maratońskiego treningu weszło w dwa dni. SUPER!

Środa wolne - nogi beton

Czwartek- 10km regeneracyjnie czyli tempo 5:45. Nogi dalej ciężkie

Piątek plan: BS + 8x1km/2' + 30' WB2
Zastanawiałem się jakim tempem to pobiec żeby było mocno ale zostało trochę na 30 min WB2
Myślałem, że 3:45 będzie OK . Już na rozgrzewce było ciężko. Uda jeszcze zmęczone. Nie zregenerowałem duetu poniedziałek + wtorek. Czyli chyba było jednak zbyt mocne bieganie.
założyłem tempo 3:45 a pierwsze powtórzenie z wiatrem w plecy weszło w 3:40 i postanowiłem kontynuować.
Trening zamknąłem biegając wszystko do końca równo 3:39(z wiatrem) i 3:41(pod wiatr)
Ostatni był pod wiatr i szło już bardzo ciężko. Może bym jeszcze jeden zrobił ale tylko dla tego, ze byłoby z wiatrem.
Nogi znowu zajebane ale 30min(około 6,5km) WB2 weszło w 4:36 na średnim 124bpm(71%) Nie wiem jakim cudem jakoś dziwnie "lekko" się biegło mimo, że nogi już mi się już plątały :bum:

Sobota - tradycyjnie siła

Niedziela wolne

Podsumowanie tygodnia: 75,5km w 4 treningach. Bardzo ciężki tydzień. Kierownik napisał, że już tak ciężko nie będzie ale jakoś mu nie wierzę :hahaha:
Ogólnie jestem mocno zmęczony i chyba przez to nie jestem na razie w stanie dokładnie określić na jakim poziomie jestem.
Z drugiej strony to nie ważne. Jeśli będzie dobra pogoda do biegania w Krakowie to atakuje 2:55
Siedlak1975
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4871
Rejestracja: 22 lis 2017, 14:58
Życiówka na 10k: 37:59
Życiówka w maratonie: 2:59:13
Lokalizacja: Tychy

Nieprzeczytany post

Tydzień 11/14

Poniedziałek plan: 60min około 4:00(pod progiem)

Wlazło @3:58. Dość mocno wiało. Biegłem 7,5km odcinek, nawrotka 180 stopni i powrót.
W tamtą stronę z wiatrem boczno tylnym i na bardziej sprzyjającym profilu. Wiedziałem, że musze trochę nadrobić. Bez problemu na nawrotce miałem średnie tempo 3:55. Potem na powrocie nie było aż tak źle i całość weszła super. Typowe tempo HM. Dzisiaj 21km w tym tempie bym zamknął. Na zawodach na startowych nogach biegłbym 3:55

Wtorek - 10km regeneracja @6:00. Na bieżni mechanicznej bo pogoda się zjebała totalnie.

Środa plan: 6x400m@3:30/P1:25 + 6x1000@3:45/P2'
Tysiączki troszkę szybciej bo w okolicach 3:43. Na 90% tak żeby zostało trochę siły na piątkowego longa.

Czwartek wolne

Piątek plan: 32km do połowy S2(WB1)
Od początku na zmęczonych nogach. Pierwszy kilometr z podglądem na tempo żeby nie zacząć zbyt mocno. Od 2km na zegarku tylko puls. Alarm miałem ustawiony na 125bpm. S2 czyli "polskie" WB1 mam 120-131.
W połowie treningu już byłem mocno zmęczony. Od około 25km nogi już mocno ciężkie ale cisnąłem cały czas równo.
Zrobione na tempie 4:35 na średnim 124 czyli idealnie. Od początku do końca równo tempo i puls(123-125).

Sobota siła

Podsumowanie tygodnia: Kierownik zmienił układ tygodniowy treningów i pierwszy raz zrobiłem trzy akcenty w tygodniu kończąc go longiem na zmęczonych nogach. Sól maratońskiego treningu :bum:
Robota w tym tygodniu była więcej niż konkretna.
80km w ciągu 5 dni w 4 treningach w tym 3 akcenty!
ODPOWIEDZ