rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
„A Ziemia jest okrągła!” - tak w „Konopielce”, kaziukowy syn mądrował się po powrocie ze szkoły. No więc Żona robi fakultet na Akademii Rolniczej z „koniologii” i za każdym razem, gdy wróci ze zjazdu, to wykrzykuje mi naukowe mądrości - identycznie jak dzieci w Taplarach. Otóż niedobrze zbudowałem stajnię, łąki trzeba poprawić, a konie należy lepiej suplementować. Teraz wybiera sobie temat pracy dyplomowej. Zaproponowałem „Chomąto wczoraj i dziś, zarys historii od jarzma z krzywulca do opony z Syrenki”. Jeszcze mi dwa ciche dni zostały...
Wczoraj akcent biegowy – 5' w tempie 4'/km. Na taśmie.
Prawda, że robi wrażenie?
Temat rehabilitacji pogrypowej uważam za zamknięty.
Wcześniej były cztery zakładki RB na maszynach, biegi „na górkę i z powrotem” i raz porządny geriatrykrosfit. Poranna gimnastyka była codziennie, a gorset mięśniowy całkiem zaniedbałem.
Były też dwa dni samochodowo-spawalnicze. Oznaczało to przymusową nieruchawość po kilka godzin. Ostro mnie zaczęło boleć w kręgosłupie, nawet dwa razy diklofenak (150mg) łyknąłem. No i przeszło, a już skompletowałem papiery, żeby iść do szpitala i wracać do programu lekowego (ZZSK). Teraz to się waham. Między innymi po to jest ten wpis, żeby pozbierać myśli i podjąć właściwą decyzję.
Naopowiadałem, w jednym z ostatnich wpisów, o uciążliwym wietrze, a teraz mi głupio, bo huragan za huraganem sieje zniszczenia... Wstrząsające są te relacje. Z drugiej strony, może trochę się wybudzimy ze snu o sprawczości i skierujemy nasze działania klimatyczne bardziej racjonalnie. Zaczniemy ratować bliskich ludzi i ich mienie, a nie Kiribati. „Zanim zaczniesz zmieniać świat, posprzątaj swój pokój”.
Plan dla porządku wklejam, teraz głównie realizacja w postaci wszelakiego robactwa.
Przyda mi się „stopklatka”.
https://images89.fotosik.pl/573/eea644ff0d5b7240.jpg
Jacka Dukaja znałem od strony lekkich czytadeł, a nie wiedziałem, że z niego taki myśliciel! Wziąłem jego eseje na trening rowerowy i kompletnie zagubiłem się w przypisach i bibliografiach. Większość sam sobie musiałem stworzyć, bo nie rozumiałem odniesień. Bardziej się spociłem od główkowania niż od pedałowania.
Chyba lepiej wezmę Remigiusza Mroza. Przeczytałem kiedyś półtorej jego książki. Może na treningu dobiję jakoś do dwóch.
Wczoraj akcent biegowy – 5' w tempie 4'/km. Na taśmie.
Prawda, że robi wrażenie?
Temat rehabilitacji pogrypowej uważam za zamknięty.
Wcześniej były cztery zakładki RB na maszynach, biegi „na górkę i z powrotem” i raz porządny geriatrykrosfit. Poranna gimnastyka była codziennie, a gorset mięśniowy całkiem zaniedbałem.
Były też dwa dni samochodowo-spawalnicze. Oznaczało to przymusową nieruchawość po kilka godzin. Ostro mnie zaczęło boleć w kręgosłupie, nawet dwa razy diklofenak (150mg) łyknąłem. No i przeszło, a już skompletowałem papiery, żeby iść do szpitala i wracać do programu lekowego (ZZSK). Teraz to się waham. Między innymi po to jest ten wpis, żeby pozbierać myśli i podjąć właściwą decyzję.
Naopowiadałem, w jednym z ostatnich wpisów, o uciążliwym wietrze, a teraz mi głupio, bo huragan za huraganem sieje zniszczenia... Wstrząsające są te relacje. Z drugiej strony, może trochę się wybudzimy ze snu o sprawczości i skierujemy nasze działania klimatyczne bardziej racjonalnie. Zaczniemy ratować bliskich ludzi i ich mienie, a nie Kiribati. „Zanim zaczniesz zmieniać świat, posprzątaj swój pokój”.
Plan dla porządku wklejam, teraz głównie realizacja w postaci wszelakiego robactwa.
Przyda mi się „stopklatka”.
https://images89.fotosik.pl/573/eea644ff0d5b7240.jpg
Jacka Dukaja znałem od strony lekkich czytadeł, a nie wiedziałem, że z niego taki myśliciel! Wziąłem jego eseje na trening rowerowy i kompletnie zagubiłem się w przypisach i bibliografiach. Większość sam sobie musiałem stworzyć, bo nie rozumiałem odniesień. Bardziej się spociłem od główkowania niż od pedałowania.
Chyba lepiej wezmę Remigiusza Mroza. Przeczytałem kiedyś półtorej jego książki. Może na treningu dobiję jakoś do dwóch.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Pobiegłem 25km adventure running. Musiałem jakoś spuścić stres.
Po prostu.
Potężny pokaz sprawczości.
Oba mocarstwa, Chiny i US porozumiały się w stanowisku, że jakikolwiek wariant wojny na dwa fronty umacnia Rosję. Zgodziły się, że trzeba temu zaradzić. Postanowiono uruchomić kanał dyplomatyczny US-Litwa-Polska-Chiny w tym formacie dokonywano wszystkich ustaleń.
Rozpoczął się przekaz dwóch narracji.
Narracja chińska weszła w pozorowany sojusz z Rosją w celu rozpoczęcia wojny na dwa fronty przeciw US. Celem było opanowanie słabej Europy przez Rosję, by wprowadzić jednolite zasady handlu od Lizbony po Władywostok, które pracowałyby na Chiny z oczywistymi profitami dla Rosji. Z drugiej strony Chiny miałyby związać cały basen Morza Południowochińskiego w starciu z US.
W tym celu US demonstrowały osłabienie NATO wykorzystując wcześniejsze działania Trumpa. Jednocześnie sprawiały wrażenie słabego dowodzenia przez Sleeping Joe. Chiny zaś demonstrowały siłę w stosunku do Tajwanu.
Mgła wojenna pracowała nad ukryciem faktycznego przygotowania Ukrainy do walki. Sugerowano niepewne morale armii i brak dozbrojenia i możliwości operacyjnych.
Duet Litwa-Polska demonstrował atomizację Europy Środkowej. Prezentowano sprzeczne postawy. Litwa banowała Chiny zbliżając się do US, a Polska silnie ociepliła stosunki z Chinami otwarcie kwestionując dominację US.
Kanał dyplomatyczny działał.
Ukraina dozbrojona po zęby i wyszkolona pod nadzorem UK szykowała się na starcie na swoim terenie, prezentując jednocześnie brak mobilizacji. Szczegóły operacyjne dogadano w dwudniowym spotkaniu Duda-Zełeński.
Udało się. Rosja weszła w pełnoskalową agresję wobec Ukrainy.
Chiny w oficjalnym stanowisku popierały Rosję i pozorowały ruchami wojsk zamiar ataku na Tajwan.
Ruszyła baza z Ramsztajn, tysiące analityków przed ekranami komputerów przekazywało Ukrainie pełny obraz pola walki. Szybko okazało się, że nie będzie to wojna jednodniowa.
Nadszedł czas na sankcje międzynarodowe.
Koniecznym okazało się złamanie kręgosłupa Niemcom, w tym celu duet Morawiecki-Nauseda ujawnili Scholzowi szczegóły operacji. Następnego dnia Niemcy przyłączyły się do koalicji antyrosyjskiej.
Koniec zimnej wojny, choć odsunięty w czasie,. Rosja przestaje być więzieniem narodów. Narody Jakucji, Dagiestanu, Buriacji, Kabartyno-Bałkarii i reszty 22 republik chcą stanowić same o sobie. Następuje defederalizacja Rosji. Upada też projekt federalizacji Europy.
Mocarstwa dzielą się łupami. Wojna interesów zaczyna się na nowo.
Chętnie wstawiłbym emotkę z przymrużeniem oka.
Tylko, kurczę, szkoda tych żołnierzy rosyjskich, ukraińskich i cywilów, którzy byli tylko pionkami w tej rozgrywce.
Czekam na wyśmiewanie.
Śmiało.
Idę. Trzeba gnój ze stajni wywieźć.
Po prostu.
Potężny pokaz sprawczości.
Oba mocarstwa, Chiny i US porozumiały się w stanowisku, że jakikolwiek wariant wojny na dwa fronty umacnia Rosję. Zgodziły się, że trzeba temu zaradzić. Postanowiono uruchomić kanał dyplomatyczny US-Litwa-Polska-Chiny w tym formacie dokonywano wszystkich ustaleń.
Rozpoczął się przekaz dwóch narracji.
Narracja chińska weszła w pozorowany sojusz z Rosją w celu rozpoczęcia wojny na dwa fronty przeciw US. Celem było opanowanie słabej Europy przez Rosję, by wprowadzić jednolite zasady handlu od Lizbony po Władywostok, które pracowałyby na Chiny z oczywistymi profitami dla Rosji. Z drugiej strony Chiny miałyby związać cały basen Morza Południowochińskiego w starciu z US.
W tym celu US demonstrowały osłabienie NATO wykorzystując wcześniejsze działania Trumpa. Jednocześnie sprawiały wrażenie słabego dowodzenia przez Sleeping Joe. Chiny zaś demonstrowały siłę w stosunku do Tajwanu.
Mgła wojenna pracowała nad ukryciem faktycznego przygotowania Ukrainy do walki. Sugerowano niepewne morale armii i brak dozbrojenia i możliwości operacyjnych.
Duet Litwa-Polska demonstrował atomizację Europy Środkowej. Prezentowano sprzeczne postawy. Litwa banowała Chiny zbliżając się do US, a Polska silnie ociepliła stosunki z Chinami otwarcie kwestionując dominację US.
Kanał dyplomatyczny działał.
Ukraina dozbrojona po zęby i wyszkolona pod nadzorem UK szykowała się na starcie na swoim terenie, prezentując jednocześnie brak mobilizacji. Szczegóły operacyjne dogadano w dwudniowym spotkaniu Duda-Zełeński.
Udało się. Rosja weszła w pełnoskalową agresję wobec Ukrainy.
Chiny w oficjalnym stanowisku popierały Rosję i pozorowały ruchami wojsk zamiar ataku na Tajwan.
Ruszyła baza z Ramsztajn, tysiące analityków przed ekranami komputerów przekazywało Ukrainie pełny obraz pola walki. Szybko okazało się, że nie będzie to wojna jednodniowa.
Nadszedł czas na sankcje międzynarodowe.
Koniecznym okazało się złamanie kręgosłupa Niemcom, w tym celu duet Morawiecki-Nauseda ujawnili Scholzowi szczegóły operacji. Następnego dnia Niemcy przyłączyły się do koalicji antyrosyjskiej.
Koniec zimnej wojny, choć odsunięty w czasie,. Rosja przestaje być więzieniem narodów. Narody Jakucji, Dagiestanu, Buriacji, Kabartyno-Bałkarii i reszty 22 republik chcą stanowić same o sobie. Następuje defederalizacja Rosji. Upada też projekt federalizacji Europy.
Mocarstwa dzielą się łupami. Wojna interesów zaczyna się na nowo.
Chętnie wstawiłbym emotkę z przymrużeniem oka.
Tylko, kurczę, szkoda tych żołnierzy rosyjskich, ukraińskich i cywilów, którzy byli tylko pionkami w tej rozgrywce.
Czekam na wyśmiewanie.
Śmiało.
Idę. Trzeba gnój ze stajni wywieźć.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
"...That jukebox in the corner blastin' out my favorite song/ The nights are getting longer, it won't be long/ Won't be long 'til summer comes/ Now that the boys are here again/ The boys are back in town!..."
Szafa gra, zaczynam dymić!
Doktor Enbrel dał mi Enbrel. Jest mi lepiej i od tygodnia wychodzę z trybu "zombie".
Pojechałem dookoła Wojkowej Kopy (górskie 22km)w czasie 52' - myślałem, że będzie lepiej.
Pobiegłem 11x700m z czasami ca 3'20"-3'25"/700m - myślałem, że będzie gorzej.
Trochę by się przydało ciała nabrać. Ale bez paniki.
Szafa gra, zaczynam dymić!
Doktor Enbrel dał mi Enbrel. Jest mi lepiej i od tygodnia wychodzę z trybu "zombie".
Pojechałem dookoła Wojkowej Kopy (górskie 22km)w czasie 52' - myślałem, że będzie lepiej.
Pobiegłem 11x700m z czasami ca 3'20"-3'25"/700m - myślałem, że będzie gorzej.
Trochę by się przydało ciała nabrać. Ale bez paniki.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
"Księżycu nowy, księciu złoty..." - za łebka rzucałem urok na kurzajkę w bezksiężycową noc. Czytaliście "Przygody Tomka Sawyera" Twaina? No właśnie, tylko bez zdechłego kota.
Dziś nów wiosenny, najlepsze warunki do obserwacji. Jeszcze noc długa, a już w miarę ciepło. No i oświetlenie nartostrady już wyłączone.
Ale nie tym razem. Chmury.
A wtedy, na pierwszej spowiedzi, aż się ksiądz rozkaszlał w konfesjonale, gdy o czarach wyznałem.
Kurzajka nie odpadła. Pewnie przez brak kota.
Uznałem, że bieganie po pętli (11x700m), tydzień temu, to był akcent i muszę się oszczędzać. Zrobiłem lekki geriatrykrosfit, potem dwa dni w delegacji i prace budowlane.
W środę zrobiłem zakładkę 40'+10' - dość swobodnie. Pętla kolarska, około 20km częściowo w pozycji leżącej na lemondce. To trochę stresujące, ale na pewno się opłaca! Żałuję, że nie mam manetek w końcach tych rogów. Po zmianie pozycji, od razu jest pokusa, żeby zrzucić o jeden. Musiałem odczepić daszek od kasku, bo mi widok zasłaniał.
Nie żartuję, to działa.
Jeszcze mi gałąź na głowę spadła! Dobrze, że to nie na odcinku biegowym. Wiecie.. kask...
Wczoraj trochę odpoczywałem, zrobiłem zaległe badania (wszystko ok) i zakupy w tartaku.
A dziś pobiegłem trzy kółka wkoło domu, 5,3km przełaju.
Codziennie robię gimnastykę poranną, ale wieczorem mi się nie chce.
Rafia poszła do końskiego przedszkola, ale już niedługo wraca. W tym czasie Ramzes dojrzewał, a Ruby zaczęła się grzać. Trzeba było szybko rozdzielić. Nie chcieliśmy Młodego, na razie, wałaszyć więc podjęliśmy szybką decyzję i przyjechał z Niemiec ogier z papierami skokowymi.
W strzykawce. 4kpln.
Podpytywałem trochę o techniczny aspekt pozyskania materiału, ale weterynarz nie był rozmowny.
Jakby nie wyszło, znaczy jakby klacz nie zaskoczyła, to druga porcja leży w lodówce, koło moich zastrzyków..
Bez obaw. Nie pomylę.
Michał namówił mnie na kupno obręczy gimnastycznych. Robi się niezła pakownia w naszej stodole.
Jutro dłuższy rower.
I to będzie akcent.
Dziś nów wiosenny, najlepsze warunki do obserwacji. Jeszcze noc długa, a już w miarę ciepło. No i oświetlenie nartostrady już wyłączone.
Ale nie tym razem. Chmury.
A wtedy, na pierwszej spowiedzi, aż się ksiądz rozkaszlał w konfesjonale, gdy o czarach wyznałem.
Kurzajka nie odpadła. Pewnie przez brak kota.
Uznałem, że bieganie po pętli (11x700m), tydzień temu, to był akcent i muszę się oszczędzać. Zrobiłem lekki geriatrykrosfit, potem dwa dni w delegacji i prace budowlane.
W środę zrobiłem zakładkę 40'+10' - dość swobodnie. Pętla kolarska, około 20km częściowo w pozycji leżącej na lemondce. To trochę stresujące, ale na pewno się opłaca! Żałuję, że nie mam manetek w końcach tych rogów. Po zmianie pozycji, od razu jest pokusa, żeby zrzucić o jeden. Musiałem odczepić daszek od kasku, bo mi widok zasłaniał.
Nie żartuję, to działa.
Jeszcze mi gałąź na głowę spadła! Dobrze, że to nie na odcinku biegowym. Wiecie.. kask...
Wczoraj trochę odpoczywałem, zrobiłem zaległe badania (wszystko ok) i zakupy w tartaku.
A dziś pobiegłem trzy kółka wkoło domu, 5,3km przełaju.
Codziennie robię gimnastykę poranną, ale wieczorem mi się nie chce.
Rafia poszła do końskiego przedszkola, ale już niedługo wraca. W tym czasie Ramzes dojrzewał, a Ruby zaczęła się grzać. Trzeba było szybko rozdzielić. Nie chcieliśmy Młodego, na razie, wałaszyć więc podjęliśmy szybką decyzję i przyjechał z Niemiec ogier z papierami skokowymi.
W strzykawce. 4kpln.
Podpytywałem trochę o techniczny aspekt pozyskania materiału, ale weterynarz nie był rozmowny.
Jakby nie wyszło, znaczy jakby klacz nie zaskoczyła, to druga porcja leży w lodówce, koło moich zastrzyków..
Bez obaw. Nie pomylę.
Michał namówił mnie na kupno obręczy gimnastycznych. Robi się niezła pakownia w naszej stodole.
Jutro dłuższy rower.
I to będzie akcent.
Ostatnio zmieniony 15 lut 2023, 20:14 przez rocha, łącznie zmieniany 1 raz.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Pojechałem na rowerze 80km z kilkoma górskimi premiami. Zajęło to nieco ponad 3h. Najstromiej było pod Zimną Przełęcz (koło Bobrowych skał). Szczególnie od strony Piechowic. Na łatwiejszych odcinkach składałem się w pozycję aero i jakoś to szło.
A dziś krótka, godzinna zakładka RB w czasie treningu Krzysia. Był podjazd na Grzbiet Grabiszyc od Miłoszowa i zrobiłem go na spokojnie 7-8km/h.
Spodenki biegowe przecierają mi się od triatlonienia. Zamówiłem przez Internet krótkie legginsy pływacko-gimnastyczno-biegowo-rowerowe. Tak mi się cena spodobała, że nie zauważyłem dopisku "compression"... Gacie skompresowały mnie na zupełne zero. Siedem nieszczęść.
W szkółce Rafię wycenili na 100 000 €.
Potem okazało się, że nie sto, tylko dziesięć i nie euro, tylko rubli.
A dziś krótka, godzinna zakładka RB w czasie treningu Krzysia. Był podjazd na Grzbiet Grabiszyc od Miłoszowa i zrobiłem go na spokojnie 7-8km/h.
Spodenki biegowe przecierają mi się od triatlonienia. Zamówiłem przez Internet krótkie legginsy pływacko-gimnastyczno-biegowo-rowerowe. Tak mi się cena spodobała, że nie zauważyłem dopisku "compression"... Gacie skompresowały mnie na zupełne zero. Siedem nieszczęść.
W szkółce Rafię wycenili na 100 000 €.
Potem okazało się, że nie sto, tylko dziesięć i nie euro, tylko rubli.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Tydzień temu zrobiłem wpis, ale zapomniałem go opublikować, zatem dziś dwa w jednym.
08.05.2022
Muszę sprawić sobie buty biegowe.
Jakieś nowoczesne, superhiper. Potrzebuję każdego wsparcia sprzętowego, na jakie mnie stać. Sznurówki gumowane też trzeba wpleść, bo na przepakach po 45” tracę. Nauczę się też wkładać nogi w buty wpięte w pedały. A do moich kompresujących gaci dokupię równie kompresujący biustonosz.
Bidon z rurką wystarczy tylko odgrzybić i będzie jak nowy.
Niewykluczone, że kupię nowe opony.
Plan treningowy stał się nieczytelny, czas, żeby wylądował w śmietniku.
https://images91.fotosik.pl/589/d4f5dc0263633c08.jpg
Zrobiłem zakładkę R+B+R+B taką jak zwykle biegam i czasy nawet trochę lepsze...
Pobiegłem też 11x700m@4'40”/km po mojej pętli i wszystko gra. Czasy okrążeń też trochę lepsze.
Wystarczy chwilę pobiegać po łące i buty żółte od pyłków, mniszek, jaskier... no i rzepak.
Susza, będzie głód.
Teraz jadę na budowę i za tydzień kolejne akcenty.
15.05.2022
Schudłem na budowie parę kilo, a potem próbowałem szybko nadrobić. Teraz wyglądam jak głodne dziecko ze zdjęcia w „National Georgaphic”. Wydęło mi bęben.
Nie tak łatwo tłuszczyk odbudować, każdy morświn Wam to powie.
Ale czasy dobre.
Znów zakładka R+B+R+B. Tym razem podam dokładne czasy, bo zegarka nie skasowałem.
W maju 2018 było:
1. Pętla rowerowa - 21'48", 28,4km/h, 80m asc/desc.
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'39", 4'53"/km, 29m asc/desc.
4. T-41"
5. Pętla rowerowa - 22'27", 27,5km/h, 80m asc/desc.
6. T-45"
7. Pętla biegowa - 16'34", 4'52"/km, 29m asc/desc.
W maju 2019 było tak:
1. Pętla rowerowa - 21'00", 29,3km/h, 80m asc/desc.
2. T-28"
3. Pętla biegowa - 16'21", 4'49"/km, 29m asc/desc.
4. T-40"
5. Pętla rowerowa - 22'08", 27,7km/h, 80m asc/desc.
6. T-29"
7. Pętla biegowa - 16'11", 4'49"/km, 29m asc/desc.
A dziś tak, ta sama trasa,
1. Pętla rowerowa - 21'18",
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-55"
5. Pętla rowerowa - 21'28"
6. T-49"
7. Pętla biegowa - 16'17".
Jestem w tym samym punkcie. Buty będę przebierał szybciej, mam nadzieję.
„Jak to? Nie wierzysz w naukę?” - takie pytanie często słyszałem w ostatnich dwóch latach. Myślę, że wierni nauce są już gotowi, by nad ich wiarą się pastwić bez wzbudzania emocji. Nadmiernych.
Czy wierzę w naukę tak, jak wierzył Galileusz, wcześniej Arystoteles, a obecnie większość inżynierów? Czy nauka daje pewne odpowiedzi? Jak dokładnie pewne, w jakich warunkach, założeniach. Czy wierzę w prawdę absolutną? Czy stawiam swoją wiarę w opozycji do teologii i scholastyki, ale wciąż siedzę swoimi korzeniami rozumowymi w duchowości?
A może wierzę jak oświeceniowi humaniści, z moim ulubieńcem Wolterem, na czele, dla których słowo „wiara” urąga nauce, a całe określenie „wiara w naukę” to oksymoron. Ostatecznie liczą się fakty. Może wierzę, że poprzez obserwację świata, doświadczenie i logiczne wnioskowanie można dociec prawdy. Obiektywnej. Nauka nie potrzebuję wiary bo opiera się na faktach.
Wreszcie może wierzę, że prawda może być tylko objawiona. Musi nam wyskoczyć spod ziemi jak aksjomaty Euklidesa, których dowieść się nie da, musimy w nie uwierzyć, by rozpocząć logiczne rozumowanie. Jakie mogą być aksjomaty, jeśli nie te, w które po prostu wierzymy? A namnożyło się ostatnio tych aksjomatów, prawd objawionych, że hej! Nadszedł czas, by zastosować narzędzia teologiczne do weryfikacji założeń naukowych. Teologia nauki? Koniec z niezależnymi paradygmatami wiary i doświadczenia?
Mam jeden aksjomat tylko dla Was:
„Przez każde trzy punkty na płaszczyźnie można poprowadzić prostą”
Pod warunkiem, że użyjemy dostatecznie grubego ołówka.
08.05.2022
Muszę sprawić sobie buty biegowe.
Jakieś nowoczesne, superhiper. Potrzebuję każdego wsparcia sprzętowego, na jakie mnie stać. Sznurówki gumowane też trzeba wpleść, bo na przepakach po 45” tracę. Nauczę się też wkładać nogi w buty wpięte w pedały. A do moich kompresujących gaci dokupię równie kompresujący biustonosz.
Bidon z rurką wystarczy tylko odgrzybić i będzie jak nowy.
Niewykluczone, że kupię nowe opony.
Plan treningowy stał się nieczytelny, czas, żeby wylądował w śmietniku.
https://images91.fotosik.pl/589/d4f5dc0263633c08.jpg
Zrobiłem zakładkę R+B+R+B taką jak zwykle biegam i czasy nawet trochę lepsze...
Pobiegłem też 11x700m@4'40”/km po mojej pętli i wszystko gra. Czasy okrążeń też trochę lepsze.
Wystarczy chwilę pobiegać po łące i buty żółte od pyłków, mniszek, jaskier... no i rzepak.
Susza, będzie głód.
Teraz jadę na budowę i za tydzień kolejne akcenty.
15.05.2022
Schudłem na budowie parę kilo, a potem próbowałem szybko nadrobić. Teraz wyglądam jak głodne dziecko ze zdjęcia w „National Georgaphic”. Wydęło mi bęben.
Nie tak łatwo tłuszczyk odbudować, każdy morświn Wam to powie.
Ale czasy dobre.
Znów zakładka R+B+R+B. Tym razem podam dokładne czasy, bo zegarka nie skasowałem.
W maju 2018 było:
1. Pętla rowerowa - 21'48", 28,4km/h, 80m asc/desc.
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'39", 4'53"/km, 29m asc/desc.
4. T-41"
5. Pętla rowerowa - 22'27", 27,5km/h, 80m asc/desc.
6. T-45"
7. Pętla biegowa - 16'34", 4'52"/km, 29m asc/desc.
W maju 2019 było tak:
1. Pętla rowerowa - 21'00", 29,3km/h, 80m asc/desc.
2. T-28"
3. Pętla biegowa - 16'21", 4'49"/km, 29m asc/desc.
4. T-40"
5. Pętla rowerowa - 22'08", 27,7km/h, 80m asc/desc.
6. T-29"
7. Pętla biegowa - 16'11", 4'49"/km, 29m asc/desc.
A dziś tak, ta sama trasa,
1. Pętla rowerowa - 21'18",
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-55"
5. Pętla rowerowa - 21'28"
6. T-49"
7. Pętla biegowa - 16'17".
Jestem w tym samym punkcie. Buty będę przebierał szybciej, mam nadzieję.
„Jak to? Nie wierzysz w naukę?” - takie pytanie często słyszałem w ostatnich dwóch latach. Myślę, że wierni nauce są już gotowi, by nad ich wiarą się pastwić bez wzbudzania emocji. Nadmiernych.
Czy wierzę w naukę tak, jak wierzył Galileusz, wcześniej Arystoteles, a obecnie większość inżynierów? Czy nauka daje pewne odpowiedzi? Jak dokładnie pewne, w jakich warunkach, założeniach. Czy wierzę w prawdę absolutną? Czy stawiam swoją wiarę w opozycji do teologii i scholastyki, ale wciąż siedzę swoimi korzeniami rozumowymi w duchowości?
A może wierzę jak oświeceniowi humaniści, z moim ulubieńcem Wolterem, na czele, dla których słowo „wiara” urąga nauce, a całe określenie „wiara w naukę” to oksymoron. Ostatecznie liczą się fakty. Może wierzę, że poprzez obserwację świata, doświadczenie i logiczne wnioskowanie można dociec prawdy. Obiektywnej. Nauka nie potrzebuję wiary bo opiera się na faktach.
Wreszcie może wierzę, że prawda może być tylko objawiona. Musi nam wyskoczyć spod ziemi jak aksjomaty Euklidesa, których dowieść się nie da, musimy w nie uwierzyć, by rozpocząć logiczne rozumowanie. Jakie mogą być aksjomaty, jeśli nie te, w które po prostu wierzymy? A namnożyło się ostatnio tych aksjomatów, prawd objawionych, że hej! Nadszedł czas, by zastosować narzędzia teologiczne do weryfikacji założeń naukowych. Teologia nauki? Koniec z niezależnymi paradygmatami wiary i doświadczenia?
Mam jeden aksjomat tylko dla Was:
„Przez każde trzy punkty na płaszczyźnie można poprowadzić prostą”
Pod warunkiem, że użyjemy dostatecznie grubego ołówka.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Zrobiłem dziś hamburgery na obiad.
Po okresie suszy, spadło trochę deszczu i w tydzień rzodkiewka i sałata wyrosły, zdrewniały i zrobaczywiały. Jem rzodkiewkę trzy razy dziennie przygryzając sałatą. Dzieciom się przejadło więc wciskamy warzywa, ile wlezie, do opiekanej kajzerki z kotletem.
Nazywając to hamburgerem łatwiej uzyskujemy entuzjazm.
Pietruszka nie wzeszła, chwast zadusił.
Tydzień temu pojechałem Tour de Wojkowa Kopa – 44'27” - to dobry czas, zwłaszcza, że dopiero około połowy, widząc międzyczas, docisnąłem trochę. Ale nie stawałem na pedałach – całość z tyłkiem na siodełku. Nogi nie spuchły, zabrakło tlenu.
W tygodniu pojechałem do sklepu obuwniczego z przygotowaniem mentalnym, by wydać kupę kasy na parę startówek. Okazało się, że te karbonowe asicsy na koturnie bez podeszwy pod palcami to jakaś porażka. Nie cena mnie powstrzymała, lecz odczucia. To nie na moje nerwy. Kupiłem triatlonowe startówki z gumowymi sznurówkami. Są świetne.
I żarówiaste.
Dziś pobiegłem BPPA (bieg-po-płaskim-asfalcie) w moich nowych startówkach
19. lutego 2017 było tak:
3,7km trucht, rozgrzewka, skipy, wieloskoki itp.
5,43km BPPA - 25'55" - czyli 4'45"/km (dwie płaskie pętle)
3,7km trucht, łagodne przebieżki
A dziś to samo tylko, że:
5,43km BPPA – 25'13” - czyli 4'38”/km (dwie płaskie pętle)
I znów nie cisnąłem na maksa.
Uda trochę mrowiły, ale to tlenowo jest ograniczenie.
Realizuję linearny plan akcentowy.
Są dwie metody myślenia/planowania/realizacji/wartościowania. Dotyczy to mojego treningu, ale też każdego innego działania.
Nazwijmy je roboczo metodami linearną i symultaniczną.
Metoda linearna, opiera się na wykonywaniu kolejnych akcentów treningowych. I nic innego mnie nie obchodzi, reszta życia nie jest już brana pod uwagę w realizacji planu.
Został mi jeszcze jeden trening rowerowy, a potem już trening przepaków i odpoczynek przed startem w Mietkowie. Tam mam szansę poprawić swój wynik, ale nie zrealizować cel pięciu kwadransów w sprincie, dlatego zapisałem się na Syców 10. lipca. Zdecyduję, jakie akcenty zrobić w ten miesiąc międzystartowy i spróbuję na poważnie podejść do celu.
Symultaniczną metodę opisywał plan-stokrotka – ten w koszu na śmieci.
Ruby nie zaciążyła, zatem zrobiliśmy drugie podejście – znów się nie udało.
Rafia na szczęście źrebna już za pierwszym razem.
Ramzes wpadł w depresję, bo musi stać na oddzielnym padoku. Dziś trochę poweselał, ale godzinę go drapałem po kłębie. Kto to wymyślił poklepywać konia? Konie się czochra i głaska!
Prace, których się podejmuję, muszą wystarczyć jako treningi regeneracyjne, jest trochę budowy dróg, trochę instalacji – trzeba się dużo ruszać i długie są dniówki. Uwaga, masa ciała spadła poniżej 82kg – owsianka wraca do łask. Spróbowałem podmienić zwykłe rodzynki sułtańskie na sojagi – pychotka – uwielbiam ten bakaliowy śmietnik.
Jako, że idzie głód i kłopoty z ziarnem, buduję kolejne dwa mikrosilosy na owies. Dwie tony wystarczą mi na rok, nie będzie trzeba prosić się po ludziach, tylko samemu, we żniwa, z pola kupić.
W końcu rolnikiem jestem...
Po okresie suszy, spadło trochę deszczu i w tydzień rzodkiewka i sałata wyrosły, zdrewniały i zrobaczywiały. Jem rzodkiewkę trzy razy dziennie przygryzając sałatą. Dzieciom się przejadło więc wciskamy warzywa, ile wlezie, do opiekanej kajzerki z kotletem.
Nazywając to hamburgerem łatwiej uzyskujemy entuzjazm.
Pietruszka nie wzeszła, chwast zadusił.
Tydzień temu pojechałem Tour de Wojkowa Kopa – 44'27” - to dobry czas, zwłaszcza, że dopiero około połowy, widząc międzyczas, docisnąłem trochę. Ale nie stawałem na pedałach – całość z tyłkiem na siodełku. Nogi nie spuchły, zabrakło tlenu.
W tygodniu pojechałem do sklepu obuwniczego z przygotowaniem mentalnym, by wydać kupę kasy na parę startówek. Okazało się, że te karbonowe asicsy na koturnie bez podeszwy pod palcami to jakaś porażka. Nie cena mnie powstrzymała, lecz odczucia. To nie na moje nerwy. Kupiłem triatlonowe startówki z gumowymi sznurówkami. Są świetne.
I żarówiaste.
Dziś pobiegłem BPPA (bieg-po-płaskim-asfalcie) w moich nowych startówkach
19. lutego 2017 było tak:
3,7km trucht, rozgrzewka, skipy, wieloskoki itp.
5,43km BPPA - 25'55" - czyli 4'45"/km (dwie płaskie pętle)
3,7km trucht, łagodne przebieżki
A dziś to samo tylko, że:
5,43km BPPA – 25'13” - czyli 4'38”/km (dwie płaskie pętle)
I znów nie cisnąłem na maksa.
Uda trochę mrowiły, ale to tlenowo jest ograniczenie.
Realizuję linearny plan akcentowy.
Są dwie metody myślenia/planowania/realizacji/wartościowania. Dotyczy to mojego treningu, ale też każdego innego działania.
Nazwijmy je roboczo metodami linearną i symultaniczną.
Metoda linearna, opiera się na wykonywaniu kolejnych akcentów treningowych. I nic innego mnie nie obchodzi, reszta życia nie jest już brana pod uwagę w realizacji planu.
Został mi jeszcze jeden trening rowerowy, a potem już trening przepaków i odpoczynek przed startem w Mietkowie. Tam mam szansę poprawić swój wynik, ale nie zrealizować cel pięciu kwadransów w sprincie, dlatego zapisałem się na Syców 10. lipca. Zdecyduję, jakie akcenty zrobić w ten miesiąc międzystartowy i spróbuję na poważnie podejść do celu.
Symultaniczną metodę opisywał plan-stokrotka – ten w koszu na śmieci.
Ruby nie zaciążyła, zatem zrobiliśmy drugie podejście – znów się nie udało.
Rafia na szczęście źrebna już za pierwszym razem.
Ramzes wpadł w depresję, bo musi stać na oddzielnym padoku. Dziś trochę poweselał, ale godzinę go drapałem po kłębie. Kto to wymyślił poklepywać konia? Konie się czochra i głaska!
Prace, których się podejmuję, muszą wystarczyć jako treningi regeneracyjne, jest trochę budowy dróg, trochę instalacji – trzeba się dużo ruszać i długie są dniówki. Uwaga, masa ciała spadła poniżej 82kg – owsianka wraca do łask. Spróbowałem podmienić zwykłe rodzynki sułtańskie na sojagi – pychotka – uwielbiam ten bakaliowy śmietnik.
Jako, że idzie głód i kłopoty z ziarnem, buduję kolejne dwa mikrosilosy na owies. Dwie tony wystarczą mi na rok, nie będzie trzeba prosić się po ludziach, tylko samemu, we żniwa, z pola kupić.
W końcu rolnikiem jestem...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
10. czerwca
Wciąż jemy sałatę. Staramy się być szybsi niż ślimaki.
Życie w rytmie linearnym kusi prostotą, jest kompletnie wyzute z procesów myślowych. Człowiek jedzie po kolei pobudka-gimnastyka-dzieci-praca-[...]-gimnastyka-spać. Żadnych przemyśleń, same sprawy do załatwienia. Przy nasileniu zzsk jest to zrozumiałe i po prostu inaczej nie umiem, ale teraz, gdy ogarniam rzeczywistość otaczającą, nawet moje zwoje mózgowe jeszcze bardziej się kurczą.
I to jest przyjemne.
Zaliczyłem jeden trening kolarski ponad 3h – jeszcze w czwartek 3. czerwca, a potem zrobiłem test przepaku pływanie-rower. Wyszło 14” wyplątywania się z pianki. Myślę, że popełniłem kilka błędów i mogę zejść poniżej 10”. Oczywiście trochę w tej piance popływałem, ale się nie zmęczyłem – nie o to chodziło.
Pracy było dużo – ciężka, ale nie wyczerpująca, dlatego już więcej nie trenowałem. Tylko gimnastyka poranna.
Zawody 12. czerwca 1/8IM w Mietkowie.
To nie miał być rekordowy występ. Trzy lata bez startów sprawiły, że całkiem odwykłem od nastroju bojowego. Wymyśliłem, że skoro już i tak zapisałem się na Syców za miesiąc, to mogę w Mietkowie zaliczyć występ zupełnie na luzie. Nowe okularki, nowe buty, pierwszy raz w piance na zawodach. Miało być po prostu ciekawie.
Zawody dobrze przygotowane, wszystko na miejscu, wszystko jasne, wszystko zrozumiałem, nigdzie się nie spóźniłem i nigdzie nie zabłądziłem.
Start rolowany, co parę sekund gwizdek i czwórka zawodników wbiega do wody, trasa z dwoma skrętami. W piance całkiem przyjemnie się płynęło, dystans jest krótki (475m) więc zdążyłem stoczyć tylko jeden sparing z zawodnikiem w żarówiastej piance, który z prawej strony spychał mnie z toru. Na szczęście występował w znacznie niższej kategorii wagowej więc większość jego ciosów nie robiła na mnie wrażenia. Duża w tym zasługa pianki – wystarczy chronić głowę, a strzały na korpus ześlizgują się po jej powierzchni.
A na koniec, to koguta jeszcze nawet wyprzedziłem...
Przepak z wody na rower poszedł mi naprawdę źle, zaplątałem się w piance i wkładka w bucie rowerowym mi się podwinęła. Wcale się nie zdenerwowałem. Jak luzik, to luzik. Zbieram doświadczenia.
W trasę rowerową (22,5km) wszedłem tak ostro, że po pierwszym zjeździe ledwo się w zakręt zmieściłem. Czerwono-biała szykana wyciągała już do mnie swe ramiona... Potem ze zmiennym szczęściem wyprzedzałem pod górę i byłem wyprzedzany na płaskim. Pilnowałem, by pić samą wodę, co okazało się dobrym pomysłem. Czułem, że naprawdę fajnie mi ten rower poszedł.
Przepak z roweru na bieg poszedł sprawnie, ale nie pognałem ostro, bo miałem lekką niejasność co do przebiegu trasy (5,25km). Poza tym wziąłem 0,5l wody w bidonie bojąc się, że się ugotuję. Słusznie, bo przeszło połowa trasy biegowej poprowadzona była koroną wału zapory, w pełnym słońcu i bez wiatru. Towarzystwo miękło w oczach. Cóż, połowa bidonu poszła do gardła, a połowa na czapkę. W dobrym stanie mogłem nawet zafiniszować i jeszcze paru zawodników wyprzedzić. Na mecie piwo bezalkoholowe, lody, fasola i pizza...
Medal w kształcie otwieracza do butelek.
To świetny pomysł! Zamiast bezproduktywnych blach, wieszać finisherom na szyi, korkociągi, otwieracze do konserw, śledzie do namiotów i skrobaczki do szyb.
Jeszcze jeden psikus losu. O mały figiel zrealizowałbym cel sportowy, albowiem bardzo obniżył się poziom imprezy i zająłem 49. miejsce na 180 w kategorii OPEN. Jakkolwiek podstawą jest cel 75' w sprincie, to zastrzegłem sobie furtkę ukończenia w pierwszej ćwiartce stawki, jako wypełnienie celu. Wystarczyło jeszcze 20 januszy, którzy by ukończyli...
Czas 1h26'25” jestem w 32% stawki.
W 2019 była pierwsza połowa stawki, teraz jest pierwsza tercja, a czas poprawiłem o niecałą minutę.
Mediana wyników mocno zjechała, stąd taki efekt bazy.
Cieszy rower poprawiony o 3'.
Idę pobiegać.
Potem zrobię plan.
Symultaniczny, czy linearny? Hmm...
Wciąż jemy sałatę. Staramy się być szybsi niż ślimaki.
Życie w rytmie linearnym kusi prostotą, jest kompletnie wyzute z procesów myślowych. Człowiek jedzie po kolei pobudka-gimnastyka-dzieci-praca-[...]-gimnastyka-spać. Żadnych przemyśleń, same sprawy do załatwienia. Przy nasileniu zzsk jest to zrozumiałe i po prostu inaczej nie umiem, ale teraz, gdy ogarniam rzeczywistość otaczającą, nawet moje zwoje mózgowe jeszcze bardziej się kurczą.
I to jest przyjemne.
Zaliczyłem jeden trening kolarski ponad 3h – jeszcze w czwartek 3. czerwca, a potem zrobiłem test przepaku pływanie-rower. Wyszło 14” wyplątywania się z pianki. Myślę, że popełniłem kilka błędów i mogę zejść poniżej 10”. Oczywiście trochę w tej piance popływałem, ale się nie zmęczyłem – nie o to chodziło.
Pracy było dużo – ciężka, ale nie wyczerpująca, dlatego już więcej nie trenowałem. Tylko gimnastyka poranna.
Zawody 12. czerwca 1/8IM w Mietkowie.
To nie miał być rekordowy występ. Trzy lata bez startów sprawiły, że całkiem odwykłem od nastroju bojowego. Wymyśliłem, że skoro już i tak zapisałem się na Syców za miesiąc, to mogę w Mietkowie zaliczyć występ zupełnie na luzie. Nowe okularki, nowe buty, pierwszy raz w piance na zawodach. Miało być po prostu ciekawie.
Zawody dobrze przygotowane, wszystko na miejscu, wszystko jasne, wszystko zrozumiałem, nigdzie się nie spóźniłem i nigdzie nie zabłądziłem.
Start rolowany, co parę sekund gwizdek i czwórka zawodników wbiega do wody, trasa z dwoma skrętami. W piance całkiem przyjemnie się płynęło, dystans jest krótki (475m) więc zdążyłem stoczyć tylko jeden sparing z zawodnikiem w żarówiastej piance, który z prawej strony spychał mnie z toru. Na szczęście występował w znacznie niższej kategorii wagowej więc większość jego ciosów nie robiła na mnie wrażenia. Duża w tym zasługa pianki – wystarczy chronić głowę, a strzały na korpus ześlizgują się po jej powierzchni.
A na koniec, to koguta jeszcze nawet wyprzedziłem...
Przepak z wody na rower poszedł mi naprawdę źle, zaplątałem się w piance i wkładka w bucie rowerowym mi się podwinęła. Wcale się nie zdenerwowałem. Jak luzik, to luzik. Zbieram doświadczenia.
W trasę rowerową (22,5km) wszedłem tak ostro, że po pierwszym zjeździe ledwo się w zakręt zmieściłem. Czerwono-biała szykana wyciągała już do mnie swe ramiona... Potem ze zmiennym szczęściem wyprzedzałem pod górę i byłem wyprzedzany na płaskim. Pilnowałem, by pić samą wodę, co okazało się dobrym pomysłem. Czułem, że naprawdę fajnie mi ten rower poszedł.
Przepak z roweru na bieg poszedł sprawnie, ale nie pognałem ostro, bo miałem lekką niejasność co do przebiegu trasy (5,25km). Poza tym wziąłem 0,5l wody w bidonie bojąc się, że się ugotuję. Słusznie, bo przeszło połowa trasy biegowej poprowadzona była koroną wału zapory, w pełnym słońcu i bez wiatru. Towarzystwo miękło w oczach. Cóż, połowa bidonu poszła do gardła, a połowa na czapkę. W dobrym stanie mogłem nawet zafiniszować i jeszcze paru zawodników wyprzedzić. Na mecie piwo bezalkoholowe, lody, fasola i pizza...
Medal w kształcie otwieracza do butelek.
To świetny pomysł! Zamiast bezproduktywnych blach, wieszać finisherom na szyi, korkociągi, otwieracze do konserw, śledzie do namiotów i skrobaczki do szyb.
Jeszcze jeden psikus losu. O mały figiel zrealizowałbym cel sportowy, albowiem bardzo obniżył się poziom imprezy i zająłem 49. miejsce na 180 w kategorii OPEN. Jakkolwiek podstawą jest cel 75' w sprincie, to zastrzegłem sobie furtkę ukończenia w pierwszej ćwiartce stawki, jako wypełnienie celu. Wystarczyło jeszcze 20 januszy, którzy by ukończyli...
Czas 1h26'25” jestem w 32% stawki.
W 2019 była pierwsza połowa stawki, teraz jest pierwsza tercja, a czas poprawiłem o niecałą minutę.
Mediana wyników mocno zjechała, stąd taki efekt bazy.
Cieszy rower poprawiony o 3'.
Idę pobiegać.
Potem zrobię plan.
Symultaniczny, czy linearny? Hmm...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nie ma co wydziwiać, czasu jest mało, najwięcej do zyskania jest na rowerze i na przepaku.
https://images91.fotosik.pl/598/d507cc3b13843b6a.jpg
Zarys planu, już zacząłem działać.
https://images91.fotosik.pl/598/d507cc3b13843b6a.jpg
Zarys planu, już zacząłem działać.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Rodzina w komplecie.
Nie pisałem wcześniej, ale po dwóch niepowodzeniach, wysłaliśmy Ruby na sexwakacje do zaprzyjaźnionej stajni. Wczoraj wróciła i za tydzień się okaże. Musiała być niezła impreza, bo chuda rzuciła się na naszą trawę tak łapczywie, że musieliśmy całe towarzystwo zamknąć o sianie i wodzie.
Solidarnie.
Zainspirowane komentarzami Keiwa i RysK0
W poprzednim poście wrzuciłem mój „plan treningowy”. To nie jest żaden plan, tylko zabawa myślowa, raczej nieprzetłumaczalna na tekst czy tabelę. Stosuję coś takiego od dawna w różnych sprawach, które są czymś więcej niż tylko „do załatwienia”, raczej nigdy się nie kończą. To co napiszę o tych obrazkach (nazwijmy to „stopklatką”) to nie jest to, co sobie myślałem rysując, tylko co teraz wydaje mi się, że z tej stopklatki rozumiem.
Ukończyłem 1/8IM w Mietkowie, wziąłem kartkę, piórko, ołówek, kredki i...
stopklatka 1
https://images91.fotosik.pl/598/d507cc3b13843b6a.jpg
Narysowałem rowerzystę – to ja – złożonego na lemondce. Dopisałem długie akcenty i wziąłem wszystko w chmurkę. Potem dopisałem skąd-dokąd się przemieszczam czasoprzestrzennie (do Sycowa z Mietkowa). Trening rozbierania z pianki też wydaje się ważny – dorysowałem. Biegać nie ma czasu i sensu, wystarczy zrobić gimnastykę łączoną z biegiem przełajowym i zakładkę RBRB - dorysowałem. Muszę też wziąć pod uwagę, co stanie się w pracy i w gospodarstwie – dorysowałem. Postanowiłem też powtórzyć długą regenerację.
Od tego czasu zrobiłem to i owo i znów siadłem do tej samej kartki...
stopklatka 2
https://images92.fotosik.pl/600/b9f245d6db787597.jpg
Pojawił się ślimak – to jeden z akcentów rowerowych, mam nadzieję, że następny będzie szybszy i dorysuję karaczana. Ponadto sprawy sprzętowe wydały mi się istotne no i odhaczyłem gimnastykę siłowo-biegową. Nie wiem, dlaczego dorysowałem ptaka na stajni, ale to chyba ważne.
Mam nadzieję, że wystarczy mi obowiązkowości, by wstawiać wszystkie kolejne stopklatki z opisem „co autor [chyba] miał na myśli”.
Na szczęście to krótka akcja.
DOPISEK:
20.06.2022
stopklatka 3
https://images90.fotosik.pl/600/23ee3aaca7aa2fd5.jpg
Kogut na dachu oznacza kurs z sianem, nie artykułowałem tego, ale na pewno była to emanacja moich lęków. Jeszcze mnie kilka(naście?) takich ptaków czeka. Dziś tylko 50 snopków, lekko poszło. Doszła pętelka rehabilitacji gorsetu mięśniowego, specyficzna dla ZZSK. To walka z uporczywym bólem pleców. Fajnie, bo sukces jest natychmiastowy.
Życzyłbym sobie, żeby już więcej środków treningowych nie było, tylko, żeby powtarzać te, które narysowałem. Zobaczymy.
DOPISEK:
23.06.2022
Wróciłem do pastwienia się na planem
stopklatka 4
https://images92.fotosik.pl/602/4aea58e359f4a68a.jpg
Opony powinny wytrzymać, jeśli zamienię przód-tył. Trening przepaku kłopotliwy logistycznie ze względu na suszenie, zły jestem, że nie wziąłem od razu butów rowerowych i skarpetek. Pobiegłem na górkę i z powrotem w celach psychoterapeutycznych, rozwiązałem problem lekkiego bidonu na odcinek biegowy, zamknąłem jeden z tematów firmowych, przywiozłem drugą partię siana i udało się zrobić drugi akcent rowerowy, niestety nie był to guniak, tylko drugi, szybszy ślimak... ale za to kolejny problem sprzętowy się pojawił.
Trochę krępujący taki ekshibicjonizm umysłowy, ale skoro już się podjąłem, to do Sycowa spróbuję dotrwać.
DOPISEK
01.07.2022
Teraz przynajmniej mogę pokazać, dlaczego wolę takie prowadzenie notatek, bo gdybym miał wszystko rozpisane w prostokątnej tabelce, to by się cały misterny plan zawalił, a ja wpadłbym w depresję. A w zapisie symultanicznym mogę kompletnie nie zważać na schrzanione elementy treningu.
stopklatka 5
https://images89.fotosik.pl/603/f7addf86bff1f2d8.jpg
Popływałem, pogimnastykowałem się i jeszcze jedna krowa wbiegła na Wojkową Kopę i z powrotem. Zastosowanie ręcznika ogranicza efekt aquaplaningu, prace firmowe i gospodarcze naderwały mi kilka więzadeł w kręgosłupie, Żona uczy się nazwy mojej dyscypliny sportowej. Zawalę trochę regenerację, bo chcę jeszcze zakładkę zrobić.
Jeszcze dopiszę, że obrazek staje się trochę "nieprawdziwy". Na przykład, gdy mi się w czasie jazdy odwinęła owijka z kierownicy, to nie myślałem o tym, jak to naprawić, tylko jak Wam to narysować. Cóż, jestem trochę bardziej pozerem i lanserem, niż mi się wydawało.
DOPISEK
04.07.2022
Ostatnia prosta, dopiero skończyłem, jutro opiszę zmiany, bo dziś rzetelnie uzupełniałem obrazek bezmyślnie i na pewno jutro będę mógł dorobić do niego ideologię...
stopklatka 6
https://images92.fotosik.pl/605/09d01d007ba0400b.jpg
...a zatem, do jutra.
...
Nie zrobiłem trzeciego dupotłuka na rowerze, szkoda, może być kłopot, ciemne chmury się zbierają. Ale zrobiłem zakładkę RBRB w całkiem przyzwoitym tempie, sianokosy mnie zniszczyły, ale parę spraw technicznych roweru załatwiłem, niestety skrócił się czas regeneracji i nie wiem, czy powinienem jeszcze geriatrykrosfit robić, ale puste miejsce kusi. Zgoliłem też brodę przy sianokosach, bo mi się świetliki zalęgły i nie mogłem zasnąć.
Dla porządku, moja zakładka RBRB
15. maja:
1. Pętla rowerowa - 21'18",
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-55"
5. Pętla rowerowa - 21'28"
6. T-49"
7. Pętla biegowa - 16'17".
A dziś tak, ta sama trasa,
1. Pętla rowerowa - 20'50",
2. T-23"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-32"
5. Pętla rowerowa - 21'05"
6. T-32"
7. Pętla biegowa - 16'32".
Spuchłem na ostatnim bieganiu, nie było z czego zafiniszować, ale rowery szybciej.
I przepaki.
DOPISEK
08.07.2022
Ów argentavis, który przysiadł na dachu stajni w niedzielę, nie był ostatni, ale już poniedziałkowego pterodaktyla nie chciało mi się rysować. Trening, praca i rehabilitacja zostały zdominowane przez sianokosy. Stodoła pełna...
Ale przed wyrzuceniem planu, wykorzystałem go jeszcze do ułożenia sobie w głowie logistyki.
stopklatka 7
https://images91.fotosik.pl/604/42d0c0b523084ebb.jpg
Robię do ostatniej chwili rehabilitację rozcięgien podeszwowych nadwerężonych na drabinach i stogach siana. Muszę się spakować do plecaka, bo mam rower w busie budowlanym we Wro. Tam też nasmaruję łańcuch, obiecuję. Muszę też wziąć komp, bo jeszcze mnie czeka jedna wizja na budowie. Te cztery rzeczy wziąłem w pętelki w kolorach Sycowa, bo to w sumie jedno przedsięwzięcie logistyczne.
I tyle, te ostatnie cztery rzeczy chyba zapamiętam. Przyszedł Racebook od orgów na mail, no to przeczytam jutro wieczorem nie ma sensu tego rysować, nie zapomnę.
Zamykając ten przydługi wpis, pragnę poinformować, że Ruby jest źrebna. Wet powiedział: "Będzie pan musiał stajnię rozbudować". Obie klacze w ciąży, a Ramzes jeszcze młody. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za rok będę od pięciu koni gnój wywoził. Awans.
Lekko nie jest.
Nie pisałem wcześniej, ale po dwóch niepowodzeniach, wysłaliśmy Ruby na sexwakacje do zaprzyjaźnionej stajni. Wczoraj wróciła i za tydzień się okaże. Musiała być niezła impreza, bo chuda rzuciła się na naszą trawę tak łapczywie, że musieliśmy całe towarzystwo zamknąć o sianie i wodzie.
Solidarnie.
Zainspirowane komentarzami Keiwa i RysK0
W poprzednim poście wrzuciłem mój „plan treningowy”. To nie jest żaden plan, tylko zabawa myślowa, raczej nieprzetłumaczalna na tekst czy tabelę. Stosuję coś takiego od dawna w różnych sprawach, które są czymś więcej niż tylko „do załatwienia”, raczej nigdy się nie kończą. To co napiszę o tych obrazkach (nazwijmy to „stopklatką”) to nie jest to, co sobie myślałem rysując, tylko co teraz wydaje mi się, że z tej stopklatki rozumiem.
Ukończyłem 1/8IM w Mietkowie, wziąłem kartkę, piórko, ołówek, kredki i...
stopklatka 1
https://images91.fotosik.pl/598/d507cc3b13843b6a.jpg
Narysowałem rowerzystę – to ja – złożonego na lemondce. Dopisałem długie akcenty i wziąłem wszystko w chmurkę. Potem dopisałem skąd-dokąd się przemieszczam czasoprzestrzennie (do Sycowa z Mietkowa). Trening rozbierania z pianki też wydaje się ważny – dorysowałem. Biegać nie ma czasu i sensu, wystarczy zrobić gimnastykę łączoną z biegiem przełajowym i zakładkę RBRB - dorysowałem. Muszę też wziąć pod uwagę, co stanie się w pracy i w gospodarstwie – dorysowałem. Postanowiłem też powtórzyć długą regenerację.
Od tego czasu zrobiłem to i owo i znów siadłem do tej samej kartki...
stopklatka 2
https://images92.fotosik.pl/600/b9f245d6db787597.jpg
Pojawił się ślimak – to jeden z akcentów rowerowych, mam nadzieję, że następny będzie szybszy i dorysuję karaczana. Ponadto sprawy sprzętowe wydały mi się istotne no i odhaczyłem gimnastykę siłowo-biegową. Nie wiem, dlaczego dorysowałem ptaka na stajni, ale to chyba ważne.
Mam nadzieję, że wystarczy mi obowiązkowości, by wstawiać wszystkie kolejne stopklatki z opisem „co autor [chyba] miał na myśli”.
Na szczęście to krótka akcja.
DOPISEK:
20.06.2022
stopklatka 3
https://images90.fotosik.pl/600/23ee3aaca7aa2fd5.jpg
Kogut na dachu oznacza kurs z sianem, nie artykułowałem tego, ale na pewno była to emanacja moich lęków. Jeszcze mnie kilka(naście?) takich ptaków czeka. Dziś tylko 50 snopków, lekko poszło. Doszła pętelka rehabilitacji gorsetu mięśniowego, specyficzna dla ZZSK. To walka z uporczywym bólem pleców. Fajnie, bo sukces jest natychmiastowy.
Życzyłbym sobie, żeby już więcej środków treningowych nie było, tylko, żeby powtarzać te, które narysowałem. Zobaczymy.
DOPISEK:
23.06.2022
Wróciłem do pastwienia się na planem
stopklatka 4
https://images92.fotosik.pl/602/4aea58e359f4a68a.jpg
Opony powinny wytrzymać, jeśli zamienię przód-tył. Trening przepaku kłopotliwy logistycznie ze względu na suszenie, zły jestem, że nie wziąłem od razu butów rowerowych i skarpetek. Pobiegłem na górkę i z powrotem w celach psychoterapeutycznych, rozwiązałem problem lekkiego bidonu na odcinek biegowy, zamknąłem jeden z tematów firmowych, przywiozłem drugą partię siana i udało się zrobić drugi akcent rowerowy, niestety nie był to guniak, tylko drugi, szybszy ślimak... ale za to kolejny problem sprzętowy się pojawił.
Trochę krępujący taki ekshibicjonizm umysłowy, ale skoro już się podjąłem, to do Sycowa spróbuję dotrwać.
DOPISEK
01.07.2022
Teraz przynajmniej mogę pokazać, dlaczego wolę takie prowadzenie notatek, bo gdybym miał wszystko rozpisane w prostokątnej tabelce, to by się cały misterny plan zawalił, a ja wpadłbym w depresję. A w zapisie symultanicznym mogę kompletnie nie zważać na schrzanione elementy treningu.
stopklatka 5
https://images89.fotosik.pl/603/f7addf86bff1f2d8.jpg
Popływałem, pogimnastykowałem się i jeszcze jedna krowa wbiegła na Wojkową Kopę i z powrotem. Zastosowanie ręcznika ogranicza efekt aquaplaningu, prace firmowe i gospodarcze naderwały mi kilka więzadeł w kręgosłupie, Żona uczy się nazwy mojej dyscypliny sportowej. Zawalę trochę regenerację, bo chcę jeszcze zakładkę zrobić.
Jeszcze dopiszę, że obrazek staje się trochę "nieprawdziwy". Na przykład, gdy mi się w czasie jazdy odwinęła owijka z kierownicy, to nie myślałem o tym, jak to naprawić, tylko jak Wam to narysować. Cóż, jestem trochę bardziej pozerem i lanserem, niż mi się wydawało.
DOPISEK
04.07.2022
Ostatnia prosta, dopiero skończyłem, jutro opiszę zmiany, bo dziś rzetelnie uzupełniałem obrazek bezmyślnie i na pewno jutro będę mógł dorobić do niego ideologię...
stopklatka 6
https://images92.fotosik.pl/605/09d01d007ba0400b.jpg
...a zatem, do jutra.
...
Nie zrobiłem trzeciego dupotłuka na rowerze, szkoda, może być kłopot, ciemne chmury się zbierają. Ale zrobiłem zakładkę RBRB w całkiem przyzwoitym tempie, sianokosy mnie zniszczyły, ale parę spraw technicznych roweru załatwiłem, niestety skrócił się czas regeneracji i nie wiem, czy powinienem jeszcze geriatrykrosfit robić, ale puste miejsce kusi. Zgoliłem też brodę przy sianokosach, bo mi się świetliki zalęgły i nie mogłem zasnąć.
Dla porządku, moja zakładka RBRB
15. maja:
1. Pętla rowerowa - 21'18",
2. T-39"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-55"
5. Pętla rowerowa - 21'28"
6. T-49"
7. Pętla biegowa - 16'17".
A dziś tak, ta sama trasa,
1. Pętla rowerowa - 20'50",
2. T-23"
3. Pętla biegowa - 16'30"
4. T-32"
5. Pętla rowerowa - 21'05"
6. T-32"
7. Pętla biegowa - 16'32".
Spuchłem na ostatnim bieganiu, nie było z czego zafiniszować, ale rowery szybciej.
I przepaki.
DOPISEK
08.07.2022
Ów argentavis, który przysiadł na dachu stajni w niedzielę, nie był ostatni, ale już poniedziałkowego pterodaktyla nie chciało mi się rysować. Trening, praca i rehabilitacja zostały zdominowane przez sianokosy. Stodoła pełna...
Ale przed wyrzuceniem planu, wykorzystałem go jeszcze do ułożenia sobie w głowie logistyki.
stopklatka 7
https://images91.fotosik.pl/604/42d0c0b523084ebb.jpg
Robię do ostatniej chwili rehabilitację rozcięgien podeszwowych nadwerężonych na drabinach i stogach siana. Muszę się spakować do plecaka, bo mam rower w busie budowlanym we Wro. Tam też nasmaruję łańcuch, obiecuję. Muszę też wziąć komp, bo jeszcze mnie czeka jedna wizja na budowie. Te cztery rzeczy wziąłem w pętelki w kolorach Sycowa, bo to w sumie jedno przedsięwzięcie logistyczne.
I tyle, te ostatnie cztery rzeczy chyba zapamiętam. Przyszedł Racebook od orgów na mail, no to przeczytam jutro wieczorem nie ma sensu tego rysować, nie zapomnę.
Zamykając ten przydługi wpis, pragnę poinformować, że Ruby jest źrebna. Wet powiedział: "Będzie pan musiał stajnię rozbudować". Obie klacze w ciąży, a Ramzes jeszcze młody. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za rok będę od pięciu koni gnój wywoził. Awans.
Lekko nie jest.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
1h27' - 96. miejsce open na 190.
Będzie więcej czasu, to napiszę relację.
Ale już mogę zdradzić, że rowerzysta ze mnie żaden.
Będzie więcej czasu, to napiszę relację.
Ale już mogę zdradzić, że rowerzysta ze mnie żaden.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
„...atrakcją są ruiny gotyckiego kościoła z XV w. Zbudowany został w głębi lądu ok. 2km od klifowego brzegu. Morze systematycznie podmywając brzeg od wieków zbliżało się...”
Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz odwiedziłem Trzęsacz. Na wycieczce biegowej.
Urlop.
Od tygodnia biegam w obszarze pomiędzy 14°52' a 15°01'E i na północ od 54°01'N, a nawet trochę się wbijam w Bałtyk, bo dwa dni gładkiego morza było i popływałem parędziesiąt minut. Nawigując, korzystam z mapy topograficznej wydawnictwa z mojej rodzinnej JG. Myślę, że firma zasługuje na laurkę, bo od wielu lat trzyma poziom, ma wiele szczegółów w dodatkowych ramkach przewodnikowych (patrz cytat na wstępie). Zadbano nawet o takie niby-oczywistości jak legenda z datą aktualizacji. Zauważam, że od chwili upowszechnienia się map satelitarnych, nawet turystyka piesza odbywa się po drogach utwardzonych, a szlak, którego nie ma na gps po prostu zarasta. Dla takich przełajowców jak ja, mapy papierowe są wciąż niezrównanym towarzyszem wycieczek.
Może tylko zaapelowałbym o umieszczanie sieci elektroenergetycznych, byłyby bardzo pomocne...
No i gratuluję wejścia na Broad Peak! (19.07.2022)
https://jeleniagora.naszemiasto.pl/jele ... c2-8915873
Kilka słów skreśliłem tuż po triatlonie w Sycowie:
„...Dziwny start, od rana czułem się bardzo źle, zesztywniały i jakiś taki opuchnięty. Pianka bardzo ciasna w ramionach obolałych od pracy. Po starcie płynęło mi się dziwnie lekko i dobrze. Jakoś tak szybko. Ale na ostatnich 150m złapał mnie skurcz w mostku, pod mostkiem, w brzuchu, sam nie wiem, gdzie. Musiałem zmienić styl na żabkę dyrektorską. Byłem mocno z przodu, więc skręciłem w szuwary, żeby nikogo nie pokopać i trochę nadłożyłem drogi. Gdy poczułem się lepiej, dokończyłem dystans kraulem i wyszedłem z wody. Przepak poszedł jako-tako i wskoczyłem na rower. Trasa płaska, zatem szybko zrobiło się 35-36km/h i nawet zacząłem wyprzedzać. Po 5km zaczęło padać i wiać tak jakby z prawej i od przodu. Kompletnie mnie to rozłożyło.
W uszach szum, w oczach łzy,
Na liczniku dwadzieścia trzy...
Naprawdę miałem 23km/h i nic nie dało się z tym zrobić. Zauważyłem tylko, że podobni mi cienkusze wcale mnie nie wyprzedzają, tylko same wypaśne maszyny. Dużo jajowatych kasków i kół bez szprych. Na koniec znów się trochę rozpędziłem, ale całkiem byłem rozdeptany psychicznie tą jazdą. Na starcie biegu zobaczyłem 1h02' na zegarku, więc pomyślałem, że może choć bieg mi dobrze pójdzie i coś urwę z planowych 25' na 5,25km.
Nie urwałem.”
Teraz, po czasie, nie mam już tak czarnych myśli, przejrzałem jeszcze raz mój plan treningowy (przypominając sobie, czego tam nawet nie odnotowałem) i właściwie jestem bardzo zadowolony, że udało się stanąć na linii startu, a meta to już zupełnie super. Przeglądnąłem też wyniki na stronie orgów i okazało się, że odcinek pływacki pokonałem prawie w założonym czasie, bieg też, natomiast prawie cztery minuty dołożyłem na rowerze względem Mietkowa.
Trzeba się z dystansem rozliczyć, bo odczucia są takie, że powinienem wszędzie sporo odjąć.
Czyli do boju .
Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz odwiedziłem Trzęsacz. Na wycieczce biegowej.
Urlop.
Od tygodnia biegam w obszarze pomiędzy 14°52' a 15°01'E i na północ od 54°01'N, a nawet trochę się wbijam w Bałtyk, bo dwa dni gładkiego morza było i popływałem parędziesiąt minut. Nawigując, korzystam z mapy topograficznej wydawnictwa z mojej rodzinnej JG. Myślę, że firma zasługuje na laurkę, bo od wielu lat trzyma poziom, ma wiele szczegółów w dodatkowych ramkach przewodnikowych (patrz cytat na wstępie). Zadbano nawet o takie niby-oczywistości jak legenda z datą aktualizacji. Zauważam, że od chwili upowszechnienia się map satelitarnych, nawet turystyka piesza odbywa się po drogach utwardzonych, a szlak, którego nie ma na gps po prostu zarasta. Dla takich przełajowców jak ja, mapy papierowe są wciąż niezrównanym towarzyszem wycieczek.
Może tylko zaapelowałbym o umieszczanie sieci elektroenergetycznych, byłyby bardzo pomocne...
No i gratuluję wejścia na Broad Peak! (19.07.2022)
https://jeleniagora.naszemiasto.pl/jele ... c2-8915873
Kilka słów skreśliłem tuż po triatlonie w Sycowie:
„...Dziwny start, od rana czułem się bardzo źle, zesztywniały i jakiś taki opuchnięty. Pianka bardzo ciasna w ramionach obolałych od pracy. Po starcie płynęło mi się dziwnie lekko i dobrze. Jakoś tak szybko. Ale na ostatnich 150m złapał mnie skurcz w mostku, pod mostkiem, w brzuchu, sam nie wiem, gdzie. Musiałem zmienić styl na żabkę dyrektorską. Byłem mocno z przodu, więc skręciłem w szuwary, żeby nikogo nie pokopać i trochę nadłożyłem drogi. Gdy poczułem się lepiej, dokończyłem dystans kraulem i wyszedłem z wody. Przepak poszedł jako-tako i wskoczyłem na rower. Trasa płaska, zatem szybko zrobiło się 35-36km/h i nawet zacząłem wyprzedzać. Po 5km zaczęło padać i wiać tak jakby z prawej i od przodu. Kompletnie mnie to rozłożyło.
W uszach szum, w oczach łzy,
Na liczniku dwadzieścia trzy...
Naprawdę miałem 23km/h i nic nie dało się z tym zrobić. Zauważyłem tylko, że podobni mi cienkusze wcale mnie nie wyprzedzają, tylko same wypaśne maszyny. Dużo jajowatych kasków i kół bez szprych. Na koniec znów się trochę rozpędziłem, ale całkiem byłem rozdeptany psychicznie tą jazdą. Na starcie biegu zobaczyłem 1h02' na zegarku, więc pomyślałem, że może choć bieg mi dobrze pójdzie i coś urwę z planowych 25' na 5,25km.
Nie urwałem.”
Teraz, po czasie, nie mam już tak czarnych myśli, przejrzałem jeszcze raz mój plan treningowy (przypominając sobie, czego tam nawet nie odnotowałem) i właściwie jestem bardzo zadowolony, że udało się stanąć na linii startu, a meta to już zupełnie super. Przeglądnąłem też wyniki na stronie orgów i okazało się, że odcinek pływacki pokonałem prawie w założonym czasie, bieg też, natomiast prawie cztery minuty dołożyłem na rowerze względem Mietkowa.
Trzeba się z dystansem rozliczyć, bo odczucia są takie, że powinienem wszędzie sporo odjąć.
Czyli do boju .
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Czas na przerwę w planowym treningu.
Biegam i/lub roweruję niemal codziennie. Zazwyczaj lekko, jednak zdarzyło się też pobiec górskie (asfaltowo-szutrowe) 26km w 2h20'. Poza tym praca w słońcu, na polu i na betonie... wiadomo, lekko nie jest.
Mam plan zrobić porządną rehabilitację aparatu ruchu, bo sylwetka mi się popsuła. Przygarbiłem się, "złamałem" w biodrach i sflaczałem w brzuchu.
Nie sądzę, żeby była z tego porywająca narracja blogowa.
Startów w tym roku już raczej nie będzie.
Do przeczytania zatem...
Biegam i/lub roweruję niemal codziennie. Zazwyczaj lekko, jednak zdarzyło się też pobiec górskie (asfaltowo-szutrowe) 26km w 2h20'. Poza tym praca w słońcu, na polu i na betonie... wiadomo, lekko nie jest.
Mam plan zrobić porządną rehabilitację aparatu ruchu, bo sylwetka mi się popsuła. Przygarbiłem się, "złamałem" w biodrach i sflaczałem w brzuchu.
Nie sądzę, żeby była z tego porywająca narracja blogowa.
Startów w tym roku już raczej nie będzie.
Do przeczytania zatem...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Temat inspiracji, motywacji, weny i natchnienia wałkuję nieustannie na moim blogu. Być może jest to najważniejszy temat, z którym się borykam. Muszę się przyznać, że w młodości postanowiłem napisać wielotomowe i wiekopomne dzieło traktujące o tym zagadnieniu, niestety okazało się, że już w pierwszym akapicie wyczerpałem temat.
Jak wtedy, tak teraz, nie mam weny, ale za to mam na tapecie rehabilitację. Dużo biegam i dużo pedałuję przed seriami ćwiczeń, prawie codziennie, trochę w domu trochę we wro na superhiper siłowni. Po początkowym zniechęceniu, jakoś się wdrożyłem w ogólnorozwojowe obwodówki... to nawet jest przyjemne. Tylko gimnastyka pleców jak zwykle nuuudna.
Widziałem skok Duplantisa na ostatnich MŚ w lekkiej. Super sprawa! I jaki zapas!
Z tej okazji przypomniał mi się paradoks tyczkarza. Zawsze ubolewałem, że dział fizyki relatywistycznej otaczany jest nimbem tajemniczości, nielogiczności i nieintuicyjności. Może dlatego, że w popkulturze królują paradoksy bliźniąt, czarne dziury, stożki świetlne, zniekształcenia czasoprzestrzeni i inne wnioski z wypływające z relatywistyki. Tymczasem paradoks tyczkarza jest prosty, ma pułapkę logiczną – jak na pozorny paradoks przystało – a zadaniem poznawczym jest ową pułapkę zdemaskować.
Wyobraźmy sobie Duplantisa wbiegającego do stodoły z tyczką dłuższą od tejże stodoły. Stodoła ma dwie paru wrót na przestrzał. Tylne są zamknięte, a przednie otwarte dla tyczkarza. Ponieważ Duplantis strasznie szybko zapiernicza, następuje dylatacja(skrócenie) długości tyczki poniżej długości stodoły i możliwe jest by najpierw zamknęły się drzwi przednie, a następnie otworzyły się tylne i przez chwilę cała tyczka znalazła się w stodole. Prawda?
Ale zaraz... Przecież każdy układ poruszający się ze stałą prędkością jest równoważny! Zatem z punktu widzenia Duplantisa to stodoła się porusza i jest jeszcze bardziej krótsza od jego mistrzowskiej tyczki. Jak zatem możliwa jest odpowiednia sekwencja zamykania i otwierania drzwi?
To chyba pierwsza lekcja z relatywistyki w szkole średniej.
Początek roku szkolnego. Podręczniki to gorący temat. Nie pamiętam, żebym miał do ścisłych podręczniki, chyba same zeszyty...
Pojechałem też góralem przełajowe 100km - niezły wyryp. Koledzy startowali w Gravmaggedonie ze Szklarskiej, to pojechałem do nich i trochę ich goniłem, potem jadłem pyszne jagody, potem się z nimi szukałem i nawet jeszcze kawałek trasy razem pojechaliśmy. Jeszcze powrót na skróty do domu. Ufff.
Kumple z liceum.
Noce coraz dłuższe. Coś wielkiego i żarówiasto białego pojawia się na E. O 22.00 jest już całkiem wysoko nad horyzontem. Jowisz? Wenus? Postanowiłem, że nie będę guglać, tylko poczekam. Wenus nie wchodzi w pełną opozycję (orbita wewnętrzna), więc musi znikać, a Jowisz – wiadomo – cała ekliptyka jego. Nie stoję jak ten cymbał, tylko spokojnie zerkam, gdy mam czas i jest pogoda. Okaże się. Komentarze spojlerujące zgłaszam do Admina!
Przy okazji pochwalę się, jak identyfikuję planety. Przeczytałem gdzieś kiedyś, że najjaśniejszą gwiazdą na naszym niebie jest Syriusz. No to jak świeci coś jaśniej od niego – to nie gwiazda. Tadam!
Metoda jest dziurawa jak sito, bo czasem planety świecą słabiej a i Syriusz bywa nisko i jego światło słabnie. Ale i tak jestem z siebie dumny.
Zapomniałbym. Wsiadłem na ergometr wioślarski. 1'40”/500m. Mam się z czego poprawiać.
W podręczniku behawioru końskiego wyczytałem, że wyrazem końskich emocji są uszy. Różne ich ustawienie oznacza inny stan emocjonalny. Gniew, ciekawość, niepokój, troska itd. Dla zobrazowania, autorzy zamieścili całą stronę opisanych rysunków końskich łbów z różnym ustawieniem uszu. En face i z profilu.
Wiecie, czego nie nie było? Radości!
Spytałem Żony.
Żona powiedziała, że podstawowa oznaka radości konia, to bieganie bez celu, przed siebie i bez ograniczeń. Do utraty tchu.
Wtedy uszy nie mają znaczenia.
W sumie mogłem się sam domyślić.
Jak wtedy, tak teraz, nie mam weny, ale za to mam na tapecie rehabilitację. Dużo biegam i dużo pedałuję przed seriami ćwiczeń, prawie codziennie, trochę w domu trochę we wro na superhiper siłowni. Po początkowym zniechęceniu, jakoś się wdrożyłem w ogólnorozwojowe obwodówki... to nawet jest przyjemne. Tylko gimnastyka pleców jak zwykle nuuudna.
Widziałem skok Duplantisa na ostatnich MŚ w lekkiej. Super sprawa! I jaki zapas!
Z tej okazji przypomniał mi się paradoks tyczkarza. Zawsze ubolewałem, że dział fizyki relatywistycznej otaczany jest nimbem tajemniczości, nielogiczności i nieintuicyjności. Może dlatego, że w popkulturze królują paradoksy bliźniąt, czarne dziury, stożki świetlne, zniekształcenia czasoprzestrzeni i inne wnioski z wypływające z relatywistyki. Tymczasem paradoks tyczkarza jest prosty, ma pułapkę logiczną – jak na pozorny paradoks przystało – a zadaniem poznawczym jest ową pułapkę zdemaskować.
Wyobraźmy sobie Duplantisa wbiegającego do stodoły z tyczką dłuższą od tejże stodoły. Stodoła ma dwie paru wrót na przestrzał. Tylne są zamknięte, a przednie otwarte dla tyczkarza. Ponieważ Duplantis strasznie szybko zapiernicza, następuje dylatacja(skrócenie) długości tyczki poniżej długości stodoły i możliwe jest by najpierw zamknęły się drzwi przednie, a następnie otworzyły się tylne i przez chwilę cała tyczka znalazła się w stodole. Prawda?
Ale zaraz... Przecież każdy układ poruszający się ze stałą prędkością jest równoważny! Zatem z punktu widzenia Duplantisa to stodoła się porusza i jest jeszcze bardziej krótsza od jego mistrzowskiej tyczki. Jak zatem możliwa jest odpowiednia sekwencja zamykania i otwierania drzwi?
To chyba pierwsza lekcja z relatywistyki w szkole średniej.
Początek roku szkolnego. Podręczniki to gorący temat. Nie pamiętam, żebym miał do ścisłych podręczniki, chyba same zeszyty...
Pojechałem też góralem przełajowe 100km - niezły wyryp. Koledzy startowali w Gravmaggedonie ze Szklarskiej, to pojechałem do nich i trochę ich goniłem, potem jadłem pyszne jagody, potem się z nimi szukałem i nawet jeszcze kawałek trasy razem pojechaliśmy. Jeszcze powrót na skróty do domu. Ufff.
Kumple z liceum.
Noce coraz dłuższe. Coś wielkiego i żarówiasto białego pojawia się na E. O 22.00 jest już całkiem wysoko nad horyzontem. Jowisz? Wenus? Postanowiłem, że nie będę guglać, tylko poczekam. Wenus nie wchodzi w pełną opozycję (orbita wewnętrzna), więc musi znikać, a Jowisz – wiadomo – cała ekliptyka jego. Nie stoję jak ten cymbał, tylko spokojnie zerkam, gdy mam czas i jest pogoda. Okaże się. Komentarze spojlerujące zgłaszam do Admina!
Przy okazji pochwalę się, jak identyfikuję planety. Przeczytałem gdzieś kiedyś, że najjaśniejszą gwiazdą na naszym niebie jest Syriusz. No to jak świeci coś jaśniej od niego – to nie gwiazda. Tadam!
Metoda jest dziurawa jak sito, bo czasem planety świecą słabiej a i Syriusz bywa nisko i jego światło słabnie. Ale i tak jestem z siebie dumny.
Zapomniałbym. Wsiadłem na ergometr wioślarski. 1'40”/500m. Mam się z czego poprawiać.
W podręczniku behawioru końskiego wyczytałem, że wyrazem końskich emocji są uszy. Różne ich ustawienie oznacza inny stan emocjonalny. Gniew, ciekawość, niepokój, troska itd. Dla zobrazowania, autorzy zamieścili całą stronę opisanych rysunków końskich łbów z różnym ustawieniem uszu. En face i z profilu.
Wiecie, czego nie nie było? Radości!
Spytałem Żony.
Żona powiedziała, że podstawowa oznaka radości konia, to bieganie bez celu, przed siebie i bez ograniczeń. Do utraty tchu.
Wtedy uszy nie mają znaczenia.
W sumie mogłem się sam domyślić.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1147
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Już pełne dwa miesiące treningów indoorowych. Dużo czasu spędzam w delegacjach, treningi robię z różną intensywnością wieczorami. Wahania masy ciała trochę niepokoją, ale zauważyłem, że nie chudnę poniżej 80kg nawet, gdy ewidentnie się zaniedbam. Jednocześnie nagromadzić zapasów powyżej 85kg też nie jestem w stanie. Szklany sufit. Może i dobrze, teraz szczupłość jest modna.
Pozbierałem swój aparat ruchu na tyle, że spokojnie mogę kręcić głową w kraulu. Brzuch trochę się napiął, a plecy wyprostowały. Są też niewielkie postępy w ruchomości ud do tyły – przydaje się w ruchu biegowym. To zasługa, między innymi, jednego z porannych ćwiczeń, które wykonuję od 2017. Powolutku.
Treningi kolarskie to same cykloergometry – robię to na początku każdego treningu 0,5-1,0h.
Treningi biegowe – od razu po cykloergometrze wskakuję na bieżnię i daję sobie około 15' biegu ze zmiennym tempem.
Trening obwodowy – 2-3serie, 8-10 ćwiczeń, 10-20 powtórzeń – dynamiczne ćwiczenia drążkowo-stójkowo-ciężarkowe. Maksymalnie 15'.
Rehabilitacja – 10' ćwiczeń gorsetu mięśniowego.
Basen – 500-800m – 10-20'.
I wychodzę. Jeśli naprawdę fizycznie się urobię na budowie, to trochę lżej ćwiczę, a jeśli praca była precyzyjna, to trochę bardziej się rozruszam.
Doktor Enbrel znów mnie spytał, kiedy mam zamiar wyzdrowieć. Odpowiedziałem mu, że mam bardzo fajną chorobę i będę się jej trzymał, bo inna może być znacznie gorsza. Reumatolodzy mają trudną sytuację psychiczną, bo uczą się tej medycyny tyle lat i wiedzą, że nigdy w życiu nikogo nie wyleczą.
Można od tego zacząć pić, no nie?
Wynik obserwacji jest jednoznaczny – To jest Jowisz! Ta iskra o 22.00 jest już bardzo wysoko i bywa, że jest jedyną „gwiazdą” widoczną na niebie. Nawet we Wro ją widać. Pojawiło się jednak jeszcze jedno światełko – czerwonawe, czyli pewnie Mars – które wschodzi i próbuje gonić Jowisza. „Gonić” w znaczeniu astronomicznym. Próbuję sobie wyobrazić geometrię Układu Słonecznego w zakresie Słońce-Ziemia-Mars-Jowisz. Niezła gimnastyka umysłowa! Jaka jest pozycja planet i czy zbliżamy się do koniunkcji, czy już ją minęliśmy i Ziemia „ucieka” od prostej Mars-Jowisz? Ha!
Jako, że „nie pozwól, aby zmarnował się dobry kryzys”, namówiłem Żonę do wystawienia Ramzesa na sprzedaż. Jak przypuszczałem, nikt się nie zgłosił. Nie spodziewałem się niczego innego, ale stawia mnie to w lepszej pozycji negocjacyjnej.
Konie to pewna inwestycja.
Biegałem też normalnie, po moich górach. I było fajnie.
Ostatniej nocy nawet parę płatków śniegu na mnie spadło.
Nie mam siły pisać wszystkiego, co mi ostatnio przez głowę przelatuje.
Za głupi jestem na ten świat.
Pozbierałem swój aparat ruchu na tyle, że spokojnie mogę kręcić głową w kraulu. Brzuch trochę się napiął, a plecy wyprostowały. Są też niewielkie postępy w ruchomości ud do tyły – przydaje się w ruchu biegowym. To zasługa, między innymi, jednego z porannych ćwiczeń, które wykonuję od 2017. Powolutku.
Treningi kolarskie to same cykloergometry – robię to na początku każdego treningu 0,5-1,0h.
Treningi biegowe – od razu po cykloergometrze wskakuję na bieżnię i daję sobie około 15' biegu ze zmiennym tempem.
Trening obwodowy – 2-3serie, 8-10 ćwiczeń, 10-20 powtórzeń – dynamiczne ćwiczenia drążkowo-stójkowo-ciężarkowe. Maksymalnie 15'.
Rehabilitacja – 10' ćwiczeń gorsetu mięśniowego.
Basen – 500-800m – 10-20'.
I wychodzę. Jeśli naprawdę fizycznie się urobię na budowie, to trochę lżej ćwiczę, a jeśli praca była precyzyjna, to trochę bardziej się rozruszam.
Doktor Enbrel znów mnie spytał, kiedy mam zamiar wyzdrowieć. Odpowiedziałem mu, że mam bardzo fajną chorobę i będę się jej trzymał, bo inna może być znacznie gorsza. Reumatolodzy mają trudną sytuację psychiczną, bo uczą się tej medycyny tyle lat i wiedzą, że nigdy w życiu nikogo nie wyleczą.
Można od tego zacząć pić, no nie?
Wynik obserwacji jest jednoznaczny – To jest Jowisz! Ta iskra o 22.00 jest już bardzo wysoko i bywa, że jest jedyną „gwiazdą” widoczną na niebie. Nawet we Wro ją widać. Pojawiło się jednak jeszcze jedno światełko – czerwonawe, czyli pewnie Mars – które wschodzi i próbuje gonić Jowisza. „Gonić” w znaczeniu astronomicznym. Próbuję sobie wyobrazić geometrię Układu Słonecznego w zakresie Słońce-Ziemia-Mars-Jowisz. Niezła gimnastyka umysłowa! Jaka jest pozycja planet i czy zbliżamy się do koniunkcji, czy już ją minęliśmy i Ziemia „ucieka” od prostej Mars-Jowisz? Ha!
Jako, że „nie pozwól, aby zmarnował się dobry kryzys”, namówiłem Żonę do wystawienia Ramzesa na sprzedaż. Jak przypuszczałem, nikt się nie zgłosił. Nie spodziewałem się niczego innego, ale stawia mnie to w lepszej pozycji negocjacyjnej.
Konie to pewna inwestycja.
Biegałem też normalnie, po moich górach. I było fajnie.
Ostatniej nocy nawet parę płatków śniegu na mnie spadło.
Nie mam siły pisać wszystkiego, co mi ostatnio przez głowę przelatuje.
Za głupi jestem na ten świat.