Jarek (keiw) - Luźne wpisy

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Jak pogoda pozwoli i będą chęci, to w lutym chciałbym zrobić już więcej dłuższych biegów.
Pogoda nie za bardzo pozwala, ale choć jakieś chęci są :oczko:

Wczoraj pobiegłem na Parkrun, który przebiegłem w 22:17 a cały bieg to łącznie ~20 km.
Obrazek

Dziś w kiepskich warunkach wpadło 22 km:
Obrazek

Relive: https://www.relive.cc/view/vWqBrGAe4Yq

Tydzień 79,35 km

Nie będę pisał co tydzień, ale akurat dziś miałem na to ochotę :spoczko:
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Dawno mnie tu nie było.

Sporo spraw się u mnie "posypało".
Swego czasu pisałem pod koniec roku o "najgorszym dniu", później niestety zawaliło się jeszcze więcej. Są to sprawy prywatne, rodzinne i ich nie będę poruszał, ale one niestety mają przełożenie na całe nasze życie, w tym i na bieganie.
Dodatkowo 15 marca zachorowałem dość mocno na covid. Sponiewierało mnie konkretnie i wyłączyło z biegania praktycznie na 3 tygodnie - przymusowe roztrenowanie.
Po tym nie mogłem długo dojść do siebie.
20 marca mieliśmy z kolegą Przemkiem zaplanowane zawody na 10 km w Pyrzycach. Dla niego to był mały test przed maratonem w Dębnie. Ja oczywiście na nie nie pojechałem.

Po chorobie wróciłem do biegania, ale wszystko co biegałem to na samopoczucie i z dużym hamulcem w głowie.
Dosłownie czułem, że się sam ograniczam. Niby źle nie było, ale też brakowało chęci i entuzjazmu.

10 kwietnia pojechałem z Przemkiem do Dębna, jako kibic, wsparcie dla kolegów, którzy w tym dniu biegli maraton, ale chciałem też trochę oderwać się od codzienności.
Przemek poprawił życiówkę w maratonie o 12min 21s, w tych dość trudnych warunkach, więc byliśmy obaj bardzo zadowoleni. Od ostatniego maratonu w Koszalinie podpowiadałem Przemkowi jakie akcenty ma biegać.
W Dębnie trochę potruchtałem na kilka rat. Czas fajnie i szybko zleciał.
Obrazek
Obrazek
https://i.imgur.com/1bj4N6s.jpg

Tak wyglądają moje biegi ponad 20km od początku roku:
Obrazek
https://i.imgur.com/7SUr2yz.jpg

W kwietniu miałem 3 dłuższe biegi, takie pomiędzy 15-20km:
Obrazek
https://i.imgur.com/nzf0H8d.jpg

Ogólnie bardzo słabo. Wszystko siadło po chorobie. Niby tak źle mi się nie biegało, oddechowo nie było najgorzej, ale straciłem jakby motywację, nie mogłem się "przełamać."
Przyczyny to też sprawy, o których wspomniałem na początku. Głowa nie jest spokojna, słaby sen i niestety to wszystko rzutuje na całokształt. Widzę jak zrobiłem się nerwowy, źle reaguję na różne sytuacje :echech:

Próbuję to wszystko przełamać, nie będzie lekko, ale próbuję ....
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Dać sobie kopa - a nawet 3x Kopa! #3xKopa_2022

Słowem wstępu:

Kolega Sławek już 2 lata temu namówił, naszych przyjaciół z Piły (małżeństwo), na bieg ultra w jego rodzinnych stronach - Głuchołazy. Ja tego w ogóle, od samego początku, nie brałem pod uwagę.
2 lata temu bieg został odwołany - początek covid.

W zeszłym roku, również przez covid, bieg oficjalnie nie doszedł do skutku. Była jakaś luźna formuła, bez rywalizacji.
Można było dostać zwrot wpisowego lub przepisać się już na kolejny, 2022 rok.
Sławek pobiegł sobie wtedy treningowo (miał blisko), ale oficjalnie też postanowił wystartować w 2022 r., a znajomi z Piły postanowili przenieść start na kolejny - obecny rok. W zeszłym roku mieli w Pokrzywnej zabukowany nocleg. Przesunęli termin na jesień i zrobili sobie mały rekonesans trasy.
W tym roku wiadomo było, że w końcu zawody ruszą, więc w naszej grupie na WA toczyli czasami o tym rozmowy.

Jaką w tym roku mam sytuację opisałem z grubsza w poprzednim poście. Z końcem marca skończyłem izolację.
Wszystko siadło, nałożyło się sporo różnych sytuacji.
W głowie szukałem jakiegoś sposobu jak sobie z tym poradzić - takiego "kopa". Potrzebowałem też odpowiedzi co robić dalej w kierunku lipcowego DFBG.

Wpadłem na pomysł trochę wbrew rozsądkowi.
Sprawdziłem jak wygląda sprawa ultra, o którym rozmawiała nasza ekipa.
Chyba przez dwuletnią obsuwę, lista zapisanych nie była kompletna i ciągle można było się na bieg zarejestrować, pomimo że zawody były tuz-tuż.
Sam start przypadał na sobotę 23 kwietnia, więc nakładał się również na kilka innych, ważnych imprez biegowych w Polsce.
Skontaktowałem się ze Sławkiem. Powiedziałem mu o swoim pomyśle. Pozostawił oczywiście sprawę mojemu osądowi, ale zadeklarował mi pomoc "organizacyjną". Mogłem pociągiem przyjechać do Opola, tam miał mnie odebrać i zabrać do Głuchołazów, gdzie też zorganizował nocleg u swojej najbliższej rodziny.

Ultra, o którym piszę to "3X KOPA" - tak właśnie :hejhej: -> https://3xkopa.pl/

Podobało mi się w tym, że bieg składał się w sumie z trzech tras. Częściowo ze wspólnymi elementami i można było po każdej pętli zdecydować: czy kończymy, czy też lecimy dalej. Dodatkowo była opcja "dokrętki" 12km.

Podszedłem do tego zupełnie na luzie. Postanowiłem się zapisać. Oderwać od wszystkiego i spróbować pobiec i na miejscu decydować co dalej.
Miałem tylko napięty grafik, ponieważ już w niedzielę, z powodów rodzinnych, musiałem jak najszybciej wrócić do Szczecina.

Chcieliśmy ze Sławkiem zrobić niespodziankę ekipie z Piły i nic im nie napisałem, że się zapisałem, ale to się nie udało :bum: Pomimo, że na liście startowej pojawiłem się dość późno, to kolega przed biegiem wypatrzył mnie wśród zapisanych :hahaha:
Zaznaczyłem sobie dystans najdłuższy 75km, tak też miał Sławek, ale to była tylko opcja w momencie zapisów.
Za dużo było niewiadomych, by myśleć cokolwiek na tym etapie.
Koleżanka zapisała się na 63km a kolega na 42km.

Przed zawodami:
W czwartek byłem już spakowany. Pociąg ze Szczecina do Opola miałem w piątek o 6 rano.
Od razu napiszę, że ze snem było słabo. Tak to wyglądało w kolejne 3 dni i nie było szans, by cokolwiek zdrzemnąć się w dzień:
Obrazek

W Opolu byłem przed trzynastą. Zjedliśmy obiad, trochę pogadaliśmy i po 15. ruszyliśmy do Pokrzywnej, gdzie było biuro zawodów.

Dodam jeszcze, że chyba przed żadnymi zawodami nie byłem tak wyluzowany. Wiedziałem, że Sławek orientuje się we wszystkim, to sam nie wnikałem za bardzo w trasę, organizację, itp. Nie przejmowałem się też samym startem. Bardziej zastanawiałem się na ile w ogóle logiczny jest mój start w tym biegu :oczko:
Myślałem też, że nazwa biegu "3X Kopa" wynika z tego, że będziemy na każdej pętli na innej kopie: Biskupiej, Srebrnej i jeszcze jakiejś.

Do Pokrzywnej dotarliśmy prawie w tym samym czasie co ekipa z Piły (oni tu mieli hotel, blisko startu i mety) i do biura zawodów po pakiety ruszyliśmy razem.
Obrazek

Odebraliśmy pakiety, później trochę pogadaliśmy i po tym ruszyliśmy ze Sławkiem do Głuchołazów - około 12km.
W markecie zrobiliśmy sobie zakupy. Sławek polecił mi zakup regionalnej "krówki", która jest wyrabiana i zawijana ręcznie. Skusiłem się, kupiłem i przywiozłem do Szczecina:
Obrazek
Jest pyszna :taktak:

Było już dość późno. Wydzieliłem ciuchy i sprzęt na bieg. Zapakowałem to co zabieram rano ze sobą, w tym rzeczy na przebranie po biegu.
Start biegu był w sobotę o 8 rano, ale ruszyć mieliśmy około 6 rano, by dojechać do Pokrzywnej pod hotel znajomych, spokojnie zaparkować i z nimi poczekać do startu.
Pomimo, że zmęczony byłem podróżą, to słabo spałem. Kolejna noc ledwo 4h. Niby głowa spokojna, ale gdzieś tam w podświadomości wszystko inaczej działa Dodatkowo budzik ustawiony na 5 rano, a organizm przestawia się na swoje czuwanie, co zrobić.

Sobota - czas przed startem
Ranek był rześki. Trzymał lekki przymrozek. Trzeba było skrobać szyby w aucie.

Sławek powiedział mi, że na trasie będzie sporo punktów odżywczych i początkowo planowałem biec z pasem Compressport Free Belt Pro, ale niestety od kilku dni miałem "problemy z brzuchem".
W sobotę już się uspokoiło, postanowiłem założyć swój plecak biegowy i nie ryzykować dodatkowego ucisku na brzuch.

Mój ubiór i sprzęt:
- składane kijki Aonijie;
- buty Altra Olympus + stuptuty;
- skarpety Attiq Compress Trail - trochę ryzykowałem, bo kupiłem je nie tak dawno i tylko kilka razy krótkie biegi w nich miałem;
- bokserki SAXX Kinetic;
- koszulka Attiq Pro Titanium;
- spodenki Attiq Morpho;
- czapeczka Kalenji;
- cienka kurteczka przeciwietrzna Kalenji - tylko na sam początek;
- plecak biegowy Instinct Eklipse Trail Vest + softflask 0,6l.

Ruszyliśmy do Pokrzywnej. Zapowiadała się piękna pogoda:
Obrazek

Auto udało się zaparkować bez problemu. Małe pogaduchy, chwila odpoczynku i wszyscy ruszyliśmy na miejsce startu:
Obrazek
Obrazek

Tak wyszło, że u nas na nogach królowała Altra Olympus 4 :-)
Obrazek

Już nie pamiętam dokładnie w którym to było momencie, ale chyba tuż przed startem zostałem uświadomiony, że bieg to 3x wbiegnięcie (różnymi trasami, końcówka podejścia wspólna) na Biskupią Kopę:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Biskupia_Kopa
Stąd też nazwa biegu :hejhej:

Trasa:
Opiszę jeszcze samą trasę przed startem.
Zawody były w Górach Opawskich: https://pl.wikipedia.org/wiki/Góry_Opawskie
Byłem tu pierwszy raz w życiu.
Mapka biegu od organizatorów:
Obrazek
Obrazek

Kolorami oznaczone kolejne pętle. Więcej: https://3xkopa.pl/trasy/ultramaraton-z-plusem/

Miałem Stryd i pokazał mi tak dystanse:
- pętla nr 1 - 20 km
- pętla nr 2 - 42 km - pętla 22 km
- pętla nr 3 - 63 km - pętla 21 km

Sławek powiedział mi, że trzecia pętla będzie najłatwiejsza.
Powiem tak, w sumie tak było, ale jak ma się w nogach dwie poprzednie, to się optyka zmienia :hahaha:
Najtrudniejsza technicznie była pętla nr 2.
Widać, że pętle miały części wspólne. Każda kończyła się i zaczynała w tym samym miejscu w Pokrzywnej, ale zawsze zaczynała się inaczej. Różne były też podejścia na Biskupią Kopę.
Miałem małą świadomość co mnie czeka i chyba dobrze :hahaha:

Profil wysokości:
Obrazek

Pętla nr 1:
Start dla wszystkich dystansów, oprócz dyszki, był wspólny. Odliczanie i wszyscy ruszyli.
Początek to z 1400m biegu asfaltem. Spory tłum. Ludzie pędzą niesamowicie. Sławek też gdzieś już mi sporo uciekł, ale nie zamierzałem się go w ogóle trzymać, choć tak sobie zażartowałem, że będę, dopóki nie padnę - byłoby to chyba dość szybko :spoczko:
Miałem jeszcze na sobie cieniutką kurteczkę przeciwwietrzną i wiedziałem, że za chwilę muszę ją zdjąć.

Z asfaltu skręciliśmy w las i zaczęło się pierwsze podejście:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pierwsza górka Olszak: https://pl.wikipedia.org/wiki/Olszak_(góra)

Tak już po wejściu na górę, w biegu, zdjąłem kurteczkę i schowałem do plecaczka.
Obrazek

Biegliśmy górą przez skałki "Karolinki", w dole widać było ulicę, potok i domy.
Zaczął się zbieg na Jarnołtówek:
Obrazek

Tam dobiegliśmy do mostu na Złotym Potoku, nawrót, chwila biegu przy ulicy i wbiegliśmy w las.
Obrazek

Kolejne podejście pod Skały Karliki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Karliki
Tu zostałem chwycony jak się bawiłem telefonem :hahaha:
Obrazek
Żartuję, robiłem zdjęcia ;-)
Obrazek
Obrazek

Dalej trasa prowadziła na "Piekiełko" - znaleziony filmik na YT: https://youtu.be/lZnr9vch7SU
Na tej pętli Piekiełko braliśmy górą.
Obrazek

Prawdę mówiąc to nawet o tym nie wiedziałem. Pamiętam, że Sławek mówił o Piekiełku, ale przypomnę sobie o nim dopiero na pętli nr 2 ;-)

Za piekiełkiem była Bukowa Góra (506 m): https://pl.wikipedia.org/wiki/Bukowa_Gó ... _Opawskie)
Później zaczął się zbieg do pierwszego punktu odżywczego - około 10. km trasy:
Obrazek

Na tym etapie napiszę, że było mi po prostu ciężko. Słońce już nieźle dawało. Miałem różne myśli typu "po uj mi to" :spoczko:
Powiedziałem sobie, że skoro szukam odpowiedzi to ją mam: nie ma co pchać się w Lądku na długie ultra.
Zdawałem sobie też sprawę, że na początku biegów górskich, często mam jakieś problemy.

Zaczęło się pierwsze podejście na Biskupią Kopię - ciężki odcinek około 3km. Każdy wspinał się w skupieniu. Nawet tu zdjęć nie zrobiłem. Dopiero na samym szczycie:
Obrazek

Tam po chwili był kolejny punkt odżywczy. Uzupełniłem picie w softflasce. Mieszałem: wodę, colę i izo :bum:
Zjadłem kilka pomidorów, cytrynę i solone ogórki.

Ruszyłem dalej na Srebrną Kopę: https://pl.wikipedia.org/wiki/Srebrna_Kopa
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Z sieci, namierzyłem siebie :-)
Obrazek
I jak innym robiłem zdjęcia:
Obrazek

Była to odkryta przestrzeń. Słonko dawało popalić, ale odcinek nie był zły.
Obrazek
Obrazek

Widać, że wiatr nie oszczędza Srebrnej Kopy:
Obrazek
Obrazek

Ze Srebrnej Kopy, około 15. km biegu, zaczął się zbieg w kierunku mety - końca pętli. Biegliśmy granicą polsko-czeską. Pojawiło się błoto.
Jak zbiegliśmy to jeszcze na dobicie trzeba było podejść na Zamkową Górę: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamkowa_G ... _Opawskie)
Nic w górach nie ma za darmo :hahaha:

Po drodze była jeszcze Szyndzielowa Kopa (533 m): https://pl.wikipedia.org/wiki/Szyndzielowa_Kopa
Dalej już był tylko zbieg do mety i w końcu koniec pierwszej pętli, którą pokonałem w około 2h 30 min.

Tu kończyli bieg wszyscy, którzy planowali biec jedną pętlę lub nie chcieli już dalej kontynuować zawodów.
Uzupełniłem płyny w softflask. Zjadłem te same co wcześniej owoce i warzywa, wziąłem jakieś wafelki i cukierki.
Obrazek

Byłem zmęczony, ale postanowiłem ruszyć na kolejną pętlę. Zasadniczo na pierwszej pętli nie wyprzedzało mnie za dużo biegaczy.
Teraz jak patrzę, to gdybym wtedy skończył bieg, to byłbym na około 64/238 i miał 4. miejsce w M50.
Gra jednak toczyła się dalej.

Pętla nr 2:
Miałem w głowie, że czeka mnie najgorsza pętla. Było już też bardziej ciepło. Sam czułem się przegrzany i dość zmęczony. Na punktach zacząłem polewać głowę wodą. Kilka razy moczyłem też czapkę w strumykach.

Na trasie zrobiło się luźniej. Były odcinki, że sporo sam biegłem.
Początek trasy prowadził teraz przez las drugą stroną Złotego Potoku.
Obrazek
Był to dość biegowy odcinek.

Dobiegłem do Gwarkowej Perci: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gwarkowa_Perć i zaczęło się podejście pod Piekiełko - wtedy nie wiedziałem, że tam podchodzę :nienie:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Uff, w końcu się tam wdrapałem:
Obrazek
Obrazek
Na górze siedziała dziewczyna, która mnie uświadomiła, że pętlę temu już tu byłem, ale wtedy dotarłem w to miejsce od Skał Karliki.

Zaczął się odcinek biegu pokrywający się z pętlą 1, czyli bieg przez Bukową Górę do punktu odżywczego:
Obrazek

Na punkcie odżywczym standardowa procedura i ruszyłem na kolejne, męczące i chyba najgorsze podejście na Biskupią Kopę. Tym razem podejście było wzdłuż granicy polsko-czeskiej.
Obrazek

Na tym odcinku były sporo kamieni, krzaków i cały czas ciągnące się jakieś kable - chyba na samą górę.
Obrazek
Bałem się, że jak trafię kijkiem w ten kabel to ktoś na górze straci łączność lub nagle ja stracę kontakt ze światem :hahaha:
Obrazek

Wymyślałem sobie po drodze różne przekleństwa. Trochę pomagało :spoczko:
Obrazek
Około 500m przed szczytem trasa pętli nr 2 połączyła się z trasą pętli nr 1.

W końcu jest!:
Obrazek
Jak ten widok mnie cieszył. Za chwilę był tam punkt odżywczy.
Na trasie pojawiło się już sporo turystów.
Obrazek
Obrazek

Na punkcie standardowo uzupełniłem zapasy. Na pewno więcej traciłem energii niż jej przyjmowałem. Miałem nawet 2 żele SIS w zapasie, ale ich nie ruszyłem.

Tym razem trasa prowadziła przez Czechy. Zaczął się spory zbieg. Odpikał trzydziesty km biegu.
Obrazek

Było "łyso" i słońce dawało popalić.
Obrazek
Biegłem sam:
Obrazek
Po jakimś czasie udało mi się dogonić i wyprzedzić jakieś dwie osoby:
Obrazek
Rozmawiali ze sobą i przez nieuwagę jeden z chłopaków wyrżnął się w maliny. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Wcześniej widziałem kilka osób dość mocno zakrwawionych.

Zaczęło się mocne podejście w kierunku Srebrnej Kopy, od czeskiej strony, ale trasa nie pokryła się z pętlą 1.
Po wdrapaniu się na górę zaczął się, a jak, ostry zbieg - nawet były tabliczki ostrzegawcze. Odpikał tez 35. km biegu.
Cały czas kręciliśmy się po czeskiej stronie.
Obrazek
Obrazek

Trzeba było przedzierać się przez wyschnięte skrzypy (chyba) :bum:
Obrazek
Obrazek

Miałem już szczerze dość. Kończyło mi się powoli picie. Dotarliśmy do granicy polsko-czeskiej.
Zaczął się dość mokry, błotnisty odcinek:
Obrazek
Obrazek

Uff, w końcu punkt odżywczy.
Obrazek
Obrazek

Lecimy dalej granicą, którą wyznacza płynący strumyk:
Obrazek
Obrazek
Raz biegnę po czeskiej a raz po polskiej stronie, w zależności jak układa się błoto :bum:

W końcu dobiegliśmy do granicy i Przełęczy pod Zamkową Górą: https://pl.wikipedia.org/wiki/Przełęcz_pod_Zamkową_Górą
Tu trasa zaczęła się pokrywać z pętlą 1 już do samej mety, czyli jeszcze trzeba było pokonać Zamkową Górę :wrrwrr:

Dobiegam do końca pętli nr 2:
Obrazek

Mam naprawdę dość. Gryzę się z myślami. W sumie nie wiem czemu, mięśniowo nie jest źle.
Bramka nr 1 to meta i koniec biegu:
Obrazek

Wybieram bramkę nr 2 czyli punkt odżywczy - zawsze mogę się wrócić :tonieja:
Obrazek

Naprawdę czułem się jakoś mocno zmęczony. Nie wiem czy to foto jest w stanie to oddać:
Obrazek
Prawdopodobnie był to brak energii, wychodziła mała ilość snu.

Czas pokonania dwóch pętli to ~6h 5min.
Kolejni zawodnicy kończą swój bieg.
Gdybym wtedy zszedł to miałbym miejsce około 32/92 i 7 w M50.

Mam w głowie słowa Sławka, że trzecia pętla jest najłatwiejsza, walczę ze sobą.
Trochę schodzi mi na tym punkcie. W końcu zbieram się i ruszam na trzecią pętlę.

Pętla nr 3:
Kolejny raz trasa zaczyna się inaczej. Ruszam w kierunku góry Olszak (453 m), do której dotarliśmy wcześniej na pętli 1. Pierwsze ~1300m jest inne.

Na podejściu pod Olszak mija mnie szybko dziewczyna, wyglądała tak świeżo :bum:
Później Sławek mnie uświadomił, że przecież był tu też bieg sztafet i ona była z ekipy sztafet i dopiero co zaczęła swój bieg.
Ogólnie jest pusto.
Obrazek

Robię zdjęcia, ale czuję się słabo. Jestem zły na siebie, że ruszyłem w trasę, mam nawet myśli, by zawrócić do mety.
Nie wiem czemu nie pomyślałem nawet, by zjeść żel a nawet dwa. Głowa już tak nie pracowała.

Na przekór wszystkiemu "napieram" jednak do przodu.
Obrazek

Robię zdjęcia i zauważam różne elementy krajobrazu, których nie widziałem na pętli 1 :jatylko:
Obrazek
Obrazek

Spotykam kilku zawodników. Widać, że nie tylko ja walczę ze swoimi słabościami. W sumie jest to pocieszające.
Muszę tu dodać, że nie miałem na trasie żadnych skurczy. Kika razy mi tylko lekko palec wykręcało, ale szybko to przeszło. Nie wyłożyłem się też na trasie. Zaryłem nie raz w coś, ale utrzymałem równowagę.
Teraz jednak mijam osoby, które walczą z okropnymi skurczami.

Trasa 3 pokrywa się z trasą 1 aż do Piekiełka. Tam odbijamy na Przełęcz pod Pasterką, gdzie jest punkt odżywczy.
Punkt, który postawił mnie na nogi.
Obrazek
Obrazek

Na tym punkcie jest gorąca zupa pomidorowa z ryżem. Jakie to pyszne, jak mi tego trzeba było.
Nawet sobie z tego nie zdawałem sprawy.

Po posileniu się zaczynam ostatnie już podejście na Kopę.
Tym razem wspinamy się w kierunku Schroniska PTTK "Pod Kopą Biskupią": https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisk ... ą_Biskupią”.

Na początku jest sporo błotka, bo oczywiście nie idziemy głównym szlakiem :hahaha:
Obrazek
Obrazek

Miało być lżej na tej pętli, ale jakoś w ogóle tego nie czuję :hejhej:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Docieram w końcu do schroniska.
Obrazek
Obrazek

Kuszą tam zimnym piwem, ech :bum:
Obrazek

Ponownie docieram do miejsca przy granicy, gdzie wszystkie trasy łączą się przed podejściem pod Biskupią Kopę.
Zapomniałem wcześniej napisać, że tu kiedyś był wyciąg narciarski :bum:
Pozostały elementy starej infrastruktury:
Obrazek

Jest - po raz trzeci! Masakra!
Obrazek
Dziś już tu nie wrócę :nienie:

Lecimy do punktu odżywczego. Mają tam "dodatkowe zasilanie", ale nie skorzystałem z niego, balem się :hahaha:
Obrazek
Ekipa na punkcie twierdzi, że teraz już został nam prawie sam odcinek biegowy i można zapierdalać ;-)
Śmiejemy się, bo na tym etapie "odcinek biegowy" nie wzbudza entuzjazmu.

Ruszam z punktu i za chwilę jest zakręt w lewo. Teraz ponownie nowy element trasy.
Odcinek jest faktycznie biegowy. Zbieram siły i ruszam. Na początku biegliśmy razem z kolegą, którego widać na foto przy podejściu do schroniska. Biegł przede mną i chyba ze 3x musiałem krzyczeć do niego, bo tracił koncentrację i mylił trasę. Później przyśpieszyłem i już go nie widziałem.

Ponownie pojawia się błoto, ale mam to gdzieś. Cisnę centralnie po mokrym, omijam tylko większą wodę.
W końcu docieram do szerokiej ścieżki szutrowej. Lecę w dół. Jest ona co jakiś czas przecinana szerokimi strumieniami. Obok są kamienie, po których można przejść. Pierwszy strumień (wtedy nie wiedziałem, że będą jeszcze kolejne) pokonuję jednak centralnie , obmyję choć z lekka buty. Woda za kostki. Cholera, zapomniałem, że mam Stryda :bum: Na szczęście był w pokrowcu i wskazania nie wariowały.
Obrazek
Obrazek

Szutrówka doprowadziła mnie do miejsca, gdzie kawałek biegłem na pętli 2. Było to wtedy tuż przed skrętem w prawo na skałki w kierunku Piekiełka. Teraz mam to miejsce po lewej, ale za chwilę kończy się szuter, bo nagle jest strzałka w prawo. Jak zobaczyłem co mnie czeka to nogi mi się ugięły. Pionowa ściana a w nogach 60 km - wybiło tuż przed podejściem.
Ten element trasy jest dawną skocznią narciarską w Pokrzywnej!!!

Nawet telefonu tu nie wyciągałem. Ręce mocno pracowały kijkami a nogi się paliły :bum:
Na dole i po środku ktoś robił zdjęcia. Może później coś z tego znajdę w sieci.

Po wdrapaniu się na górę zaczął się już zbieg w kierunku mety. Za chwilę trafiłem też na punkt odżywczy na ~61km.
Tu można było zadecydować i lecieć "dokrętkę", wtedy nie zbiegało się 2km do mety tylko ruszało na dodatkową pętelkę - widać to na wcześniej zamieszczonej mapce, czarny ślad.
Ja już wcześniej postanowiłem to odpuścić. Nie widziałem sensu. W końcu wymyłem sobie też w potoku buty a Sławek uprzedzał mnie, że ta dokrętka jest mocno błotnista :bum:

Ruszyłem w kierunku mety.
Obrazek

Tu czekał na mnie kolega, który skończył swój bieg na dystansie maratonu.
Obrazek
Obrazek

Mój oficjalny czas ukończenia zawodów na dystansie 63km to 9h 33min 50s.
Zająłem 18. miejsce open i drugie w M50.


Obrazek

Dekoracje dystansów ultra odbywały się w niedzielę w Głuchołazach o godzinie 10. Ja jednak musiałem, jak wcześniej wspomniałem, jak najszybciej wracać do Szczecina. Głuchołazy opuściliśmy o 5:30.

Organizacja zawodów:
Bieg organizowało Stowarzyszenie Bieg Opolski. Ta sama ekipa zabezpiecza dwa punkty odżywcze w ramach DFBG i robili to zawsze świetnie.
Tu sami zorganizowali zawody.

Zapytałem Sławka, która to edycja i dostałem odpowiedź, ze oficjalnie pierwsza, bo przez covid już dwukrotnie zawody przekładano a wcześniej ich nie było.
Organizacja zawodów stała na bardzo wysokim poziomie. W szoku jestem, że to była pierwsza edycja.
Trasę oznaczono super. Widać jak trudny jest trak i nawet z nawigacją po traku w zegarku można się pogubić przy nakładaniu się ścieżek.
Miałem wrzuconego traka ale w ogóle z niego nie korzystałem. Ustawiłem pole ClimbPro - podbiegi i zbiegi.
Organizatorzy musieli ogarniać oznaczenia jeszcze w trakcie biegu.
Punkty odżywcze rozmieszczone było dość często. Ekipa na każdym z nich dodawała energii.
Nie musiałem na szczęście korzystać, ale zabezpieczenie medyczne również było właściwe. Służby ratownicze widziałem dość często.
Naprawdę trudno byłoby się do czegoś przyczepić. Ze swojej strony jedynie chciałbym, by jakaś zupa była i na drugiej pętli :taktak:
Na trasie było również dużo osób fotografujących zawody.

Pogoda:
Pogoda po prostu trafiła się wyśmienita. Nie ma co narzekać. Nawet się opaliłem.

Trasa:
Trasa była bardzo urozmaicona i trudna technicznie. Długie podejścia na Kopię Biskupią dawały nieźle popalić. Mało było płaskiego. Często trafialiśmy na coś innego.
W mojej ocenie bieg ten jest trudniejszy niż Ultra 68km w Lądku.
Jeszcze nigdy Runalyze mi żadnego biegu nie oceniło tak wysoko pod względem punktacji za wysokość:
Obrazek
Widać te prawie 3km podejścia pod Kopę ze średnim pochyleniem ponad 17%!

Wnioski:
Mam nadzieję, że ten bieg dał mi dużo "dla głowy".
Pobiegłem z dużą niewiadomą co i jak będzie.

W trakcie biegu źle to oceniałem. W sensie, że jestem jednak bardzo słaby, że to nie idzie jakbym chciał. Miałem mieszane odczucia.
Jednak z perspektywy kilku dni oceniam już to inaczej.

Po pierwsze sprawa małej ilości snu i "szybkiej akcji" - czyli ogarnięcia tego wszystkiego praktycznie w dwie doby.
Dzień przed biegiem spałem trochę ponad 4h, później podróż PKP do Opola (choć miałem wesołą ekipę w pociągu).
Cały dzień dość aktywny. Kolejna noc 4h i bieg ultra.
Normalnie nie tak trzeba by zrobić, ale ja tu nie jechałem typowo na zawody. Była to też decyzja "last minute" i trzeba było się wpasować w okoliczności jakie były.

Zawaliłem jak zwykle sprawę odżywiania. Mam w tym już doświadczenie, ale też zawsze mam związane z tym jakieś problemy. Mogłem sobie w plecak coś wrzucić i tak był pusty :taktak:

Bardzo dobrze się ubrałem. Tu zero zastrzeżeń. Wszystko spasowane. Zero otarć.
Altry i stuptuty również się sprawdziły. Pomimo sporej ilości liści, igliwia, kamyków, błota itp., to nic mi nie wpadło do butów. Nie mam też żadnych odcisków. Skarpetki Attiq też są OK.

Do biegu podszedłem treningowo. Biegłem zachowawczo, robiłem zdjęcia, odpoczywałem trochę na każdym punkcie. Nie czułem się dobrze, ale to wynikało raczej z niedawnej choroby, małego kilometrażu i braku długich wybiegań. Nie miałem skurczy. W czasie biegu pobolewał mnie czasami kręgosłup w odcinku lędźwiowym - moja stała dolegliwość.
Na koniec biegu nie czułem się też zupełnie wyprutym. Wiem, że mogłem zrobić tą dodatkową dokrętkę, ale jestem też, zadowolony, że tego nie zrobiłem. Zachowałem więcej sił. Całkiem sprawnie się poruszam, schody nie stanowią problemu - na drugi dzień z bagażami musiałem pokonać trochę schodów na dworcu w Opolu i szło to dobrze. :taktak:
Dodam, że każda osoba z naszej ekipy zrealizowała swój cel. Sławek oczywiście zrobił całe 75km :taktak:
Magda jak ja zrobiła 63km, a jej mąż zgodnie z planem pokonał dystans maratonu.

Być może jeszcze tu kiedyś wrócę, jeśli będą kolejne edycje, ale wtedy już będę szybciej i wezmę nocleg w Pokrzywnej. Ze Szczecina to jednak kawał drogi.

Mój bieg na Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/8692692819

Ciekawostka jak wygląda stamina:
Obrazek

Relive:
https://www.relive.cc/view/v7O9BG4dyL6

KONIEC
#3xKopa_2022

P.S.
Tym razem w całości, bez dzielenia na części.
Jeśli kogoś znudziłem, to może choć na zdjęcia popatrzeć :spoczko:

Edit:
Może wydawać się, że treści jest mało, ale recenzję pisałem w sumie przez 3 dni. Już w pociągu robiłem sobie zapiski w telefonie, punktując ważne sprawy.
Całość mam napisane w Wordzie czcionką Arial 11 i zajmuje mi 17 stron - taka ciekawostka :-)
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Wróciłem do Szczecina z Głuchołaz i za parę dni okazało się, że czeka mnie kolejny wyjazd.
Żona miała planowany urlop w trzeciej dekadzie maja - mieliśmy wtedy pozałatwiać sporo spraw.
Niespodziewanie w pracy przestawili jej urlop obejmujący długi weekend majowy.
Niby fajnie, ale jak się ma też do załatwienia sprawy urzędowe, to dni wolne w tym kolidują.
Na szczęście te dni pozwoliły złapać trochę oddechu.
Wiedząc już w czwartek, że jedziemy do Rawicza, napisałem na WA do Łukasza @Jan123 i Adama @ziko303, że w sobotę rano wpadnę do nich na Parkrun Wrocław.
Jak to z biegaczami bywa, chłopaki od razu napisali, że będą, a Łukasz zaczął mnie namawiać na niedzielną połówkę H2O we Wrocławiu, natomiast Adam na poniedziałkową dyszkę w Wołowie :hahaha:
Połówka nie za bardzo mi odpowiadała, ale temat dyszki podchwyciłem. Pomimo, że bieg był już za 3 dni to zapisy jeszcze były aktywne i się zapisałem.

W sobotę pojechałem na Parkrun do Wrocławia. Miałem tam około 70km, ale droga dobra - trasa S5 i szybciej dojechałem niż niektórzy dojeżdżają u nas na Parkrun z drugiej strony Szczecina.
Byłem przed czasem i potruchtałem sobie 3km po Parku Biskupińskim, w okolicy trasy Parkrun.
Obrazek
Obrazek
Po tym biegu spotkałem się już z Adamem a po chwili dotarł też Łukasz ze swoim synem - wolontariuszem.
Obrazek
Łukasz postanowił spokojnie truchtać przed niedzielną połówką a ja postanowiłem pobiec z Adamem, wstępnie miał być to BNP zaczynając od 5:00, ale tak nie było :bum:
Bieg już opisał Adam u siebie -> viewtopic.php?f=27&t=44357&p=1059617#p1059617
Wyszedł BNP, ale lekko szybszy, czas na mecie 22:45.
Obrazek
Po biegu zrobiliśmy wspólne foto, trochę pogadaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę.
Obrazek

Trasa Parkrun we Wrocławiu jest fajna (płasko, ładna okolica), trzeba się jedynie liczyć z nawrotką 180st.

W kwietniu nabiegałem 300km i to taki kilometraż udało się osiągnąć tylko dzięki ultra 3x Kopa.

W niedzielę 1 maja pobiegłem 12 km BS. Było gorąco, nie zabrałem nic do picia i ogólnie źle mi się biegło.
Obrazek
Obrazek
Nie przejmowałem się za bardzo biegiem w Wołowie. Nie miałem na te zawody żadnego planu, ale na tym niedzielnym BS zastanawiałem się nawet czy dotrzymam towarzystwa Adamowi.

Wieczorem jeszcze doszło prawie 7km spaceru po lesie w Dębnie - nie tym słynnym ;-)
Obrazek
Obrazek

W poniedziałek do południa musiałem pozałatwiać sporo spraw i nachodziłem jeszcze z 10km.
Bieg w Wołowie był o 18.00.
Nigdy tam nie byłem. Postanowiłem pojechać wcześniej i trochę zwiedzić to miasteczko.
Byłem już kilka minut po 16.00, odebrałem pakiet i ruszyłem na zwiedzanie.
Obrazek
Obrazek
Spodobało mi się to miasto. Myślę, że jeszcze tu kiedyś wrócę.

Po 17.00 wróciłem jeszcze raz do biura zawodów, by sprawdzić jaki nr startowy ma Adam, wtedy też zobaczyłem na liście Witka. Powiązałem fakty, bo pisał na Connect, że biegnie dyszkę.
Po małej chwili spotkałem w biurze zawodów Witka i jego żonę.
Za chwilę dojechał też Adam, który poznał się w końcu "w realu" z Witkiem :-)

Razem z Adamem zrobiliśmy krótką rozgrzewkę.
Na rynku, gdzie był start i meta omówiliśmy "strategię" biegu :bum:

Witek planował biec po 4:15, Adam zakładałem, że gdzieś pobiegnie tempem 4:40-4:50, a sam miałem problem z oszacowaniem jak biec.
Tydzień temu biegłem ultra, dzień wcześniej BS biegło się ciężko. Postanowiłem spróbować pobiec po 4:25 i jak mnie zetnie, to najwyżej zwolnię.
Witek poszedł do przodu, my z Adamem stanęliśmy dalej od linii startu.
Nie zależało mi na wyniku to się nie pchałem do przodu, ale to był błąd. Zrobił się tłok.
Przede mną biegła jedna dziewczyna z wózkiem i psem. Narobiła niezłego zamieszania i było nawet z lekka niebezpiecznie. W mojej ocenie było to niezbyt rozważne z jej strony.

To moje poszczególne kilometrówki:
Obrazek

Zacząłem jak napisałem tempem 4:25. Pierwszy km przez rynek, po bruku, lekko pod górkę, kilka zakrętów i mostek i ulicą Rawicką wybiegliśmy z miasta.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po chyba drugim km zaczął się lekki podbieg ale mnie o dziwo on w ogóle nie ruszył. Wyprzedzałem tam bardzo dużo ludzi.
Obrazek
Po pewnym czasie zauważyłem z 200m przede mną Witka. Pomyślałem sobie, że musiał tam z lekka zwolnić.
Witkowi "siadłem na plecach" gdzieś po czwartym km. Nie widział tego, bo się nie oglądał :bum:
Zagadałem do niego dopiero tuż po nawrotce, gdzie odpikał 5. km i tam Witka wyprzedziłem.
Dementuję tym samym wpis Witka, że go wyprzedziłem na czwartym km :hahaha:
Wyprzedziłem Witka i nawet lekko podkręciłem tempo, chyba powrót lepiej się terenowo układał, lub takie miałem odczucia.
Miałem jednak w głowie, że zapewne to chwilowe i zastanawiałem się kiedy ponownie mnie dopadnie i zapewne wkręci się na tempo poniżej 4:00.

Strasznie chciało mi się pić. Punkt z wodą był chyba gdzieś po drugim km a po nawrotce gdzieś w okolicy 7. km?
Złapałem kubek, część wypiłem a część wylałem na siebie.
Obrazek
O dziwo cały czas biegło mi się w miarę dobrze. Jeszcze na odcinku 5-7km wyprzedziłem trochę osób i tak solo biegłem sobie do około 8. km.
Tam za sobą usłyszałem tupot stóp i domyśliłem się, że to Witek. Wyprzedził mnie razem z kolegą i tak już praktycznie biegliśmy do samem mety.
Po drodze łyknęliśmy jeszcze jednego zawodnika.
Nie chciałem ścigać się z Witkiem, tempo mi odpowiadało i tak się trzymałem. Pomyślałem, że jak przyśpieszę to on też i się jeszcze obaj zajedziemy :hahaha:
Tuż przed metą:
Obrazek
Obrazek
I meta:
Obrazek

Na mecie nie czułem się sponiewierany. Nie musiałem opierać się o barierki, kucać, itp. Po prostu robiłem zdjęcia. Odczuciowo był to bieg gdzieś na 90%.

Całość:
Obrazek

Sam się zaskoczyłem, że to tak weszło. Finalnie Witek open wg czasu brutto był 3s przede mną a ja mam urwane te 3s w netto, więc można powiedzieć, że jest na zero :taktak:

Po chwili na metę dotarł też Adam. Powalczył z głową, zrobił dobry bieg :taktak:
Wspólne zdjęcie:
Obrazek

Po biegu zjedliśmy co tam dawali organizatorzy: dobre ciasto i zupka. Później odprowadziłem Adama do auta, przebrałem się i jeszcze wróciłem na dekorację Witka.

Dobrze, że dałem się namówić na ten bieg. Fajna impreza, towarzystwo i dobrze zrobiło mi to dla głowy.

We wtorek w ramach regeneracji przejechałem 37km na rolkach :bum:
Obrazek
Trochę też pospacerowałem.

W środę wpadł basen 1200, bieg regeneracyjny 10km oraz łącznie ponad 26km spacerów.

W czwartek wróciliśmy do Szczecina i wieczorem zrobiłem sobie interwały z sugestii Garmina: 4x 8min @4:15 /P-2min
Obrazek

W sobotę spokojny Parkrun a w niedzielę pojechałem do Puszczy Bukowej i zrobiłem 33km górskiego cross:
Obrazek

Relive: https://www.relive.cc/view/vE6J9AoP7gO

Sponiewierał mnie ten bieg z lekka :bum: Bardzo dynamiczna i wymagająca trasa.
Obrazek
Obrazek

Wczoraj przyszły nowe Hoka Rincon 3:
Obrazek
"Zezłomowałem": NB Pursuit i Altra Escalante 2 a Altra Escalante 1.5 używam już tylko do chodzenia.

***
16 maja (poniedziałek) umówiony jestem na podanie zastrzyków w kolana.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Dziś miały być zastrzyki, ale miałem rano telefon z przychodni mojego ortopedy z info, że ortopeda trafił do szpitala i na razie wszystkie wizyty są odwołane.
Jak wyjdzie ze szpitala, to będą dzwonić z nowymi terminami.

***
W piątek 6 maja kupiłem sobie bilet PKP do Stargardu, w jedną stronę, na środę 11 maja :-)
To była taka auto-manipulacja, mały pressing psychologiczny :hahaha:

Wieczorem we wtorek naszykowałem sobie wszystko już na rano. Wstępnie wybrałem też trasę powrotu ze Stargardu - oczywiście w rachubę wchodził tylko powrót na własnych nogach :bum:

Traka nie planowałem, znałem okolice i postanowiłem decydować w trakcie biegu. Miałem też Locus z mapami w telefonie.
Pociąg do Stargardu był kilka minut po siódmej. Dzień wcześniej zapowiadali z rana trochę deszczu.
Jak wstałem to już mżyło i jakoś ochoty na bieganie nie było, ale perspektywa straty 5,20 zł za bilet mnie jednak zmobilizowała :hahaha:
Obrazek
Około 7:50 dojechałem na miejsce i od razu spod dworca ruszyłem z powrotem na Szczecin.
Obrazek

Do wyboru miałem zasadniczo 3 trasy. Każda ma podobny, maratoński dystans - o ile się nie kombinuje w trakcie biegu :spoczko:
Postanowiłem pobiec "górą", nad linią kolejową, którą dojechałem do Stargardu. Taka trasa pozwalała mi też w każdej chwili dobiec do jakiejś pośredniej miejscowości, z której mógłbym spokojnie wrócić pociągiem do Szczecina.
Było tam też kilka wiosek po drodze, gdzie można było zrobić zakupy w sklepikach - nie skorzystałem.
Więcej też było spokoju: mniej miasta, więcej crossu.

Planowałem truchtać spokojnie, pilnować się, by nie schodzić poniżej tempa 6:00.

Początek to około 3 km biegu przez Stargard.
Obrazek
Po opuszczeniu miasta biegłem polnymi ścieżkami w kierunku Grzędzic.
Obrazek
Tam dotarłem już po ~5,5 km.
Obrazek
Obrazek

Cały czas było pochmurnie i lekko mżyło, co w biegu było nawet przyjemne.

Z Grzędzic obrałem kierunek na Gozdowo - 9. km. Trochę pól, trochę lasów.
Obrazek
Obrazek

Za Gozdowem, gdzieś na 10. km dotarłem do "asfaltówki" i tu musiałem się lekko posiłkować mapą w telefonie.
Obrazek
Musiałem tu zrobić małe "Z": skręcić w lewo na asfalt, przebiec nim z 300m i skręcić w prawo w las, gdzie obrałem kierunek na Reptowo.
Trasa była dość piaszczysta.
Obrazek
Zapomniałem wspomnieć, że biegłem w nowych Hoka Rincon 3, które przyszły 2 dni wcześniej ;-)
Obrazek

Co 10 km postanowiłem zjeść żel, więc przyszedł czas na pierwszy.
Miałem ze sobą 3 żele, w tym dwa nowe SiS Beta Fuel i jeden SIS klasyczny z kofeiną.
Pierwszy wpadł z nowej serii.
Obrazek
Strasznie to słodkie. Co kilka "gryzów' zapijałem go wodą, bo mnie mega zasłodził :taktak:

Na 13. km trasy przekraczałem w Reptowie tory, którymi wcześniej jechałem pociągiem.
Obrazek

Z Reptowa biegłem do miejscowości Niedźwiedź i to był odcinek asfaltowy - około 4 km.
Obrazek
Z tej miejscowości do Szczecin Zdunowo pociągnięto nową asfaltówkę, ale ja jak najszybciej odbiłem w las - tu też posiłkowałem się mapą.
Był to dość piaszczysty odcinek.
Obrazek
Gdzieś tam odpikał 20.km i zjadłem kolejnego SiS. Skończyła się mżawka. Zaczęło robić się ciepło, ale biegło mi się bardzo fajnie.
Po 21. km dobiegłem do szosy prowadzącej ze Szczecin Zdunowo do trasy S10.
Obrazek

Początkowo planowałem skręcić tu w prawo i pobiec na Zdunowo. Ponownie zerknąłem na mapę i sprawdziłem, że dam radę pobiec na wprost. Nie znałem tego odcinka, ale postanowiłem zobaczyć jak będzie.
Początek to ulica Stary Szlak z kilkoma domkami jednorodzinnymi, która po chwili przeszła w drogę leśną.
Obrazek
Obrazek

Na 25. km dotarłem do rzeki Płonia. W pewnym momencie zaatakowały mnie "końskie muchy" i przez chwilę biegłem sprintem :bum: Na szczęście był to krótki i jedyny taki odcinek.

Tam po chwili dotarłem do drewnianego mostku na Płoni. Okazało się, że to część starego, cysterskiego szlaku.
Obrazek
Ten mostek zbudowano akurat nie tak dawno, bo w 2017 r.:
https://kliniska.szczecin.lasy.gov.pl/a ... zece-ploni
Obrazek
Nie wiem jak to wcześniej wyglądało. Jak wspominałem ten odcinek biegłem pierwszy raz.
Obrazek

Tuż za mostkiem przebiegałem pod wspólnym odcinkiem trasy A6/S3.
Obrazek

Tam wbiegłem do Lasu Dąbie w Szczecin Kijewo, w którym już kilka razy biegałem.
Było już zdecydowanie cieplej, ale gęsty las dawał sporo cienia i ochłody.
Obrazek
Na początku trasa trochę jeszcze kręciła i musiałem zerknąć ponownie na mapę, po chwili jednak już wiedziałem gdzie jestem.
Obrazek
Obrazek

Po 28. km skończył się niestety las, dobiegłem do ul. Pomorskiej - Szczecin Dąbie.
Ponownie przekraczałem tory, którymi rano podróżowałem.
Obrazek

30. km wybił w okolicy ul. Zapomnianej.
Obrazek

Trasa przez miasto była mi już oczywiście dokładnie znana. Zrobiło się nudno, duszno i gorąco :bum:
Za chwilę zjadłem ostatni już żel. Nie czułem potrzeby, ale go przyjąłem.
Piłem już też sporo. Miałem ze sobą 1,5 l wody w bukłaku i 0,6 l elektrolitów w softflask.
Finalnie prawie całość wypiłem.

Jednak bieg ul. Przestrzenną wzdłuż lotniska i mariny szybko zleciał. Mimochodem tu przyśpieszałem i musiałem się pilnować, by nie biec poniżej 6:00, czyli pilnować założeń :spoczko:
Obrazek

Wbiegłem na Most Cłowy:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Most_Cłowy_w_Szczecinie
Obrazek
Tym samym dotarłem już do "swojej" części miasta - Lewobrzeża.

Wzdłuż głównej wlotówki "10" był spory hałas. Tam postanowiłem pobiec Trasą Zamkową, z niej są fajne widoki na Szczecin.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dotarłem do Wałów Chrobrego.
Obrazek

Zbiegłem na Bulwary nad Odrą i biegłem już w kierunku domu. Tu minął 40. km.
Obrazek
Obrazek

Bez żadnych sensacji dotarłem już do domu.
Buty nowe, ale spisały się wzorowo.
Obrazek
Po biegu musiałem je umyć. Może tego aż tak nie widać, ale były mocno zakurzone :-)

Całość:
Obrazek

Relive: https://www.relive.cc/view/vdORMGQZzKv

Była to bardzo fajna wycieczka biegowa. Całość spokojna na niskim pulsie. Na drugi dzień czułem się bardzo dobrze.
W sumie może i miejscami było urokliwie, ale ogólnie to nuda "flaki z olejem" - tylko z tego skleiłem jakąś relację :bum:

Nowe żele SiS są słodkie, ale ani przez chwilę nie czułem żadnego odpływu energii. Dodam, że rano przed biegiem zjadłem tylko banana.

***
W piątek zrobiłem 13 km BS.

W sobotę fajnie się biegło na Parkrun, podkręciłem w trakcie biegu trochę tempo kończąc w 20:46.
Obrazek
Z rozgrzewką i schłodzeniem zrobiłem 11,6 km.

***
Rano w niedzielę umówiłem się z kolegą Bartkiem, na spokojne bieganie po Puszczy Bukowej.
Zaczęliśmy bieg tuż przed 6 rano :bum:
Obrazek

Relive: https://www.relive.cc/view/vevWQGMJPy6

Obrazek
Obrazek

Później kibicowałem startującym znajomym w maratonie w Kopenhadze :-)

Tydzień zamknięty z całkiem ładnym kilometrażem 100 km.

***
Dziś dotarły, zamówione w Danii, buty trailowe Hoka Speedgoat 5:
Obrazek

Muszę je "obiegać" i wraz z Altra Olympus 4 będą moimi głównymi butami na lipcowe ultra.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

W wtorek, przed południem, zrobiłem akcent.
Bieg zmiennym tempem: 5x(407m@4:00\407m@4:35)
Obrazek

Było trochę za gorąco i pobiegłem za mocno, w nogach siedział poprzedni tydzień i biegło się ciężko.

Wieczorem po 19.00 wybrałem się jeszcze na "Wieczorne Bieganie w Szczecinie" i zrobiłem BS z przebieżkami co 1km.
Obrazek
Obrazek

Czwartek to podróż i bieg crossowy 11km nad Jeziorem Sławskim.
Obrazek
Obrazek

Mieliśmy właśnie w ten weekend wyjechać z żoną, ale jej przesunęli urlop na weekend w pierwszych dniach maja - pisałem o tym wcześniej. Teraz musiałem sam wyjechać.

Piątek to załatwianie sporej ilości spraw. Przeszedłem około 20km.

Sobota.
Rano pojechałem do Leszna na Parkrun.
Przed Parkrun pochodziłem po lesie prawie 3km.

Parkrun biegłem spokojnie w okolicy tempa 5:00. Bieg był jeszcze (ostatni raz) po zmienionej trasie.
Obrazek
Obrazek

****
Bezpośrednio po biegu wracałem z Leszna do Rawicza, ponieważ o 10.30 musiałem odebrać Sławka z dworca PKP :-)
Było trochę spraw do załatwienia i wpadło jeszcze ~6 km chodzenia.

O godzinie 14.00 startował "24h Rawicki Festiwal Sportu".

Odebraliśmy pakiety startowe. Ogarnęliśmy zakupy, zjedliśmy obiad, szybkie pakowanie, o 12.45 była odprawa do biegu 24h - zdążyliśmy.
Po odprawie przebranie się, końcówka pakowania i zaniesienie własnego supportu do auta, które wcześniej zaparkowałem przy pętli biegu.

Po biegu 24h Leśna Doba dochodziłem do siebie prawie 3 miesiące.
Teraz miałem zupełnie inny plan - spokojny trening pod ultra.

Niepokoiłem się trochę wcześniej ponieważ w czwartek i piątek czułem się źle. Bolała mnie całą noc mocno głowa i kończyło się tym, że rano musiałem łykać tabletki. Na szczęście w sobotę już tego nie było.
Z piątku na sobotę zmieniła się też zdecydowanie pogoda. Upały bliskie 30 st. w cieniu zmieniły się na silny wiatr, deszcz, chmury i słońce z temperaturą do 20 st. W sobotę wiało naprawdę bardzo mocno.

Wracam do mojego planu.
Pierwotnie mieliśmy z żoną w niedzielę wracać do Szczecina. Musiałem więc przyjąć, że w nocy muszę się przespać.
Założyłem sobie, że w sobotę biegnę spokojnie 50 km a w niedzielę, jak się obudzę, to robię kolejny bieg na samopoczucie, maksymalnie do dystansu maratonu. Oczywiście biorąc pod uwagę zdrowie i moje odczucia, nic na siłę. Plan był też taki, by to pobiec bez żadnego luzowania. Sami widzicie co było wcześniej.

Zgodnie z założeniami zawody wystartowały o 14.00. Biegłem spokojnie, puls niziutki. Pętla biegu ma około 2710-2750 m (zależy jakim łukiem biegniemy), ale nie wiem czemu organizatorzy liczą ją jako 2800m.
Ja kierowałem się i tak danymi ze Stryd i zamierzałem skończyć po pełnej pętli, na której zegarek pokaże mi 50km. Już wcześniej wyliczyłem, że muszę przebiec 19 okrążeń. Średnio co 3 okrążenia korzystałem z własnego suportu zgromadzonego w bagażniku mojego auta. Sławkowi dałem drugi czujnik. Organizator zapewniał wodę, kawę, herbatę - praktycznie bez ograniczeń oraz o godzinach: 17.00, 21:00 i 9:00 dawany był suchy prowiant. Wziąłem tylko raz o 17:00 - w torebce były dwie bułki czymś przełożone, jakiś wafelek i jabłko. Zawodnicy ze sztafet mogli taki posiłek spokojnie zjeść, ale dla biegaczy indywidualnych to trochę słaba opcja. Ja zjadłem w biegu jabłko i wafelka. Bułki zostawiłem w aucie. Sławek też z tego nie korzystał.
W czasie tego biegu jeden raz musiałem spędzić około 4min w tojce :ojoj:

Cały dystans biegłem w Hoka Rincon 3. Od samego początku pobolewała mnie pięta (ból dookoła bocznych krawędzi i lekko od spodu) - stały problem z nią. Czekam na wizytę u ortopedy i poproszę o skierowanie na MRI.
Całość:
Obrazek
Obrazek
Ogólnie bieg bez żadnych sensacji, tylko ten ból pięty i bolały mnie już plecy. Na koniec byłem już dość mocno zmęczony i cieszyłem się, że to już koniec.
Pożegnałem się ze Sławkiem, który dalej biegł już swoje, wg. swojego planu.

Wróciłem do domu. Wykąpałem się i było mi tak zimno, że musiałem rozgrzewać się przy farelce.
Ze zmęczenia nie mogłem zasnąć, bujałem się prawie do północy. Później jakoś zasnąłem, ale i tak budziłem się co chwilę. Tak to wyglądało:
Obrazek

Wstałem kilka minut po 3.00. Zgadałem się ze Sławkiem, że on kończy. Zrobił setkę i nie chciał dalej już przedłużać.
Kazałem mu wracać. Ugotowałem makaron z sosem szpinakowym. Sławek nie chciał jeść to sam zjadłem :bum:
Stwierdziłem, że skoro i tak już nie śpię, to się ubieram i idę truchtać.
Będzie co będzie. Ogólnie nie czułem się źle.
Z kartonu wyciągnąłem nowe Hoka Speedgoat 5, w których jeszcze w ogóle nie biegałem, po zakupie tylko je raz przymierzyłem i czekały na swój debiut. Czemu więc nie dzisiaj? :spoczko:

Na trasę ruszyłem kwadrans przed piątą. Zacząłem asekuracyjnie spokojniej. Jak i poprzednio postanowiłem co 3 kółka korzystać z tego co miałem w aucie. Piłem wodę, colę, zjadłem jeden żel, wypiłem jeden shot kofeinowy SiS i zjadłem kilka kawałków arbuza.
Tym razem ani razu nie musiałem korzystać z tojki.
O dziwo z każdym kółkiem biegło mi się coraz lepiej. Zacząłem też delikatnie podkręcać tempo, ale pilnowałem się z tym. Puls był jak i poprzednio niziutki.
Całość:
Obrazek
Poszczególne lapy:
Obrazek
Skończyłem dokładnie tak jak zaplanowałem, tym razem po 16 okrążeniach, ale biegło mi się naprawdę bardzo dobrze. Bez problemu mogłem biec szybciej i o dziwo biegło mi się dużo lepiej niż kilka godzin wcześniej.
Dziwna sytuacja. Nawet plecy mnie nie bolały. Pięta tak, ale już mniej to odczuwałem, albo przywykłem do bólu albo to zasługa lepszej amortyzacji w Speedgoat 5. Dodam, że całość w nich przebiegłem. Nowe buty zaliczyły od razu maraton i spisały się bardzo dobrze :taktak: Dla jasności: bieg był po Rawickich Plantach, które nie mają żadnej kostki czy asfaltu - jedynie pojawiało się to jak przebiegaliśmy kilka skrzyżowań.
Obrazek

Po godzinie 15.00 na scenie, podczas uroczystego zakończenia imprezy, odebraliśmy medale :hejhej:
Obrazek

Wg danych ze Stryd przebiegłem 51,3+43,8=95km, na liście wyników mam jednak 98 km.
Ja przyjmuję swoje dane :hahaha:

Zrealizowałem swoje wstępne założenia z nawiązką. Wszystko weszło tak luźno, że aż jestem w szoku.
Gdybym nawet skończył bieganie po pierwszej części, czyli tych 51km, to też byłbym zadowolony, bo to i tak byłby kawał dobrego treningu.
Obecnie mam z lekka mętlik w głowie.
Dodam, że dziś czuję się bardzo dobrze. Porządnie się już wyspałem. Nogi mnie nie bolą. Schody pokonuję we wszystkie strony bez żadnych problemów. Dziś już przeszedłem ponad 10 km.

Zostało około 5 tyg. gdzie jeszcze mogę pokombinować z longami.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Nadrabiam póki mam trochę czasu i ochotę :taktak:

23-31 maj

23.05 poniedziałek
Dobrze się czułem po dwóch longach pod rząd, ale w tym dniu odpocząłem od biegania, za to pochodziłem ponad 20 km.
Obrazek

24.05 wtorek
8,6 km biegu regeneracyjnego

26.05 czwartek
Skorzystałem z okazji i pojechałem do Bardo pobiegać po górach. Chciałem tam zrobić podobnie jak rok wcześniej ze Sławkiem i Łukaszem, czyli bieg do Przełęczy Kłodzkiej, powrót do Bardo, zjedzenie posiłku i bieg w drugą stronę do Przełęczy Wilczej i powrót do Bardo. Plany jednak zmieniłem w trakcie podróży.

Pierwszą część zrealizowałem, czyli pobiegłem z Bardo do Przełęczy Kłodzkiej i z powrotem.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po powrocie w Bardo zjadłem obiad i pochodziłem trochę po mieście.
Obrazek
Obrazek

Po tym ruszyłem w drogę powrotną, ale zatrzymałem się na Przełęczy Tąpadła pod Ślężą i tam zrobiłem drugą część wycieczki biegowej.

Było po 14.00 i już dość gorąco.
Nie miałem traka, biegłem "na czuja" - część szlaków znałem.
Początek szlakiem czarnym na Ślężę. Później szlakiem żółtym zbiegłem w kierunku Wieżycy.
Tam się zatrzymałem by wypić ważone na miejscu, zimne, małe piwo :bum:
Powrót na Ślężę podobnie, tylko lekko zmieniłem początek z Wieżycy - czarny szlak.
Na Ślęży, przy wieży widokowej zauważyłem, że jest niebieski szlak.
Sprawdziłem na mapie, że również prowadzi do parkingu na Przełęczy Tąpadła, gdzie zostawiłem auto.
Postanowiłem nim pobiec. To mnie bardzo zwolniło. Szlak nie jest za bardzo biegowym.
Są tam nawet miejsca dość niebezpieczne.
Mega atrakcyjna i urozmaicona trasa. Czasami wśród skał i kamieni miałem problemy by dostrzec oznaczenia trasy. Bardzo się cieszę, że ją wybrałem. Dopiero sama końcówka, od 16. km, pozwalała biec. Na parkingu zrobiłem pętelkę dokręcając do 17 km.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

28.05 sobota
W piątek tak się sprawy potoczyły, że musiałem w sobotę szybko wracać do Szczecina i najlepiej być na miejscu około południa.
Tak więc od 6 rano ruszyłem już w podróż, a miałem jeszcze w palnie pobiec okoliczny Parkrun.
W czasie podróży będąc pod Poznaniem stwierdziłem, że akurat jest dobra godzina, by po drodze zajechać do Piły i pobiec tam Parkrun. Zmieniając trasę nie musiałem tez dać zarobić Kulczykom za przejazd A2 :bum:
Po drodze spotkała mnie burza. W Pile jednak trafiłem na małe okienko pogodowe.
Był jeszcze czas, więc zrobiłem 7km rozgrzewki a o 9.00 wystartował Parkrun. Miałem biec spokojnie po 5:00, ale nie biegło się źle i zaczynało padać, więc pobiegłem szybciej.
W czasie biegu w krzakach wyczaiłem kolegę, który robił za parkrunowego fotografa :hahaha:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Po biegu udało się jeszcze troszkę wygospodarować czasu i odwiedziłem znajomych :taktak:
Do Szczecina dotarłem na czas i zdążyłem wszystko załatwić.
W niedzielę już nie biegałem, tylko spacerowałem i tak miałem już sporo km w nogach.

30.05 poniedziałek
15 km BS
Obrazek

W czasie biegu znalazłem pół euro i zainwestowałem w truskawki :hahaha:
Obrazek

31.05 wtorek
Około południa spokojne 20km.
Obrazek

Natomiast o 19:00 16km z przebieżkami w ramach "Wieczorne bieganie w Szczecinie".
Obrazek
Obrazek

Maj to 437,5 km biegania, trochę pływania, jazdy na rolkach oraz sporo chodzenia.
Nie zaniedbywałem również ćwiczeń.

Czerwiec później :spoczko:
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Czerwiec 2022

Tydzień 1: 1-5.06

Środa - Międzynarodowy Dzień Biegania 2022 :oczko:
Spokojny akcent: interwały 13x 407m @4:32 na przerwach 407m
Obrazek
Całość w deszczu.
Obrazek

Czwartek
Nie było biegania ponieważ w tym dniu miałem zastrzyki w kolana.
Tym razem przyjąłem StawON.
Obrazek
Obrazek

Piątek
8km biegu regeneracyjnego

Sobota
Mocniej Parkrun w 21:11 plus 14 km spokojnego biegania. Miałem wrócić tramwajem do domu ale dobrze się czułem i wróciłem biegnąc.

Niedziela
Long na długich, leśnych podbiegach.
Obrazek
Bieg po 15.00 jak było gorąco. Specjalnie dla aklimatyzacji cieplnej.

Tydzień 2: 6-12.06

Wtorek
10 rano kolejny bieg w terenie z podbiegami.
Obrazek
Trzy wymagające pętle, dodatkowo z podejściem na "Wzgórze Widokowe Nad Międzyodrzem".
Wszystkie górki starałem się brać truchtem, oprócz tego wzgórza widokowego - tam się nie dało - za dużo piachu i stromo.
Obrazek

19.00 w ramach "Wieczorne bieganie w Szczecinie" BS + 3 podbiegi.
Całość z Przemkiem.
Trzy podbiegi dorzuciłem, by Przemka bardziej zmotywować :bum:
Obrazek
Obrazek

Środa
8km biegu regeneracyjnego po 13.00 w upale.

Czwartek
Interwały 10x 1km @4:25 na przerwach 670m.
Obrazek
Obrazek

Sobota
Long z wplecionym Parkrun w 24:52
Obrazek
Obrazek

Niedziela
Postanowiłem nie biegać, ale zrobić wędrówkę po Puszczy Bukowej.
Zabrałem kijki i ogarniałem sporo górek. Było pełno off-road.
Obrazek
Na 25km wyszło sporo przewyższeń.
Wędrówkę rozpocząłem przed 6 rano. Pełno robali, komarów, pajęczyn i zwierzyny :bum:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

cdn. :spoczko:
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Czerwiec 2022 -- Tydzień 3: 13-19.06

Poniedziałek.
17km BS
Obrazek
Po niedzielnej wędrówce po górkach trochę mnie dopadły domsy.
Obrazek

Wtorek
Zabawa biegowa 16km wspólnie z Przemkiem w ramach "Wieczorne Bieganie w Szczecinie".
Wymyślane "ad hoc" w trakcie biegu.
Obrazek
Wróciłem po biegu przed 21 i już tylko piłem. Następnego dnia rano miałem w planach longa robionego na zmęczeniu i na deficycie kalorycznym :spoczko:

Środa
Long 35 km
Obrazek
Wiedziałem, że będzie ciężko. Postanowiłem pojechać pociągiem do Goleniowa i biec stamtąd do Szczecina.
Inaczej dziś mógłbym się nie przekonać do tak długiego biegu :hahaha:
Zabrałem ze sobą 3 musy dziecięce i 1,5l picia.
Wszystko się skończyło. Musy brałem co 10 km, ale za dużo one energii nie miały, choć były smaczne i chyba zdrowe :oczko:
Bieg miałem skończyć po 30km jak dobiegłem do Szczecin Dąbie, ale stwierdziłem, że jeszcze dociągnę do Basenu Górniczego - tam zakończyłem bieg i wsiadłem w tramwaj.
Pomysł biegu nad Jeziorem Dąbie też był zły. Straszna duchota, otwarte przestrzenie i pełno robali. Musiałem tam biec szybciej niż chciałem.
Mentalnie trudny trening, świetna sprawa dla głowy. Na zmęczeniu i w dużym cieple puls szybko szedł w górę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Piątek
6km biegu regeneracyjnego w upale

Sobota
Rano spokojnie około 8km w tym Parkrun też spokojnie

Wieczorem miałem letnią edycję "NoCnego PoYeba" maraton górski w Puszczy Bukowej .
Zimową, styczniową edycję opisywałem tu:
viewtopic.php?f=27&t=60447&p=1055375#p1055375

Na sam bieg wcześniej namówił mnie Przemek. Planowałem w tym okresie wyjazd w góry, ale niestety jakoś uległem :oczko:
Tym razem start był o godzinie 20:00. Trasa była lekko zmieniona, wydłużona.

PoYeba postanowiłem pobiec spokojnie, z pełnego treningu. Jak widać nic się nie oszczędzałem.
W tym tygodniu w nogach miałem już ponad 80 km.

Obrazek

Jak i poprzednio półtorej pętli przebiegłem z Przemkiem. Przemek zwolnił a ja dalej poleciałem swoje.
Biegło mi się od samego początku do końca dobrze.

Pierwsza pętla jeszcze bez czołówki a kolejne dwie już z czołówkami.
Ostatnia pętla zrobiona najszybciej - poprzednio też tak było.
Było bardzo duszno, bieg poprzedzał gorący dzień, ponad 30 st. Temperatura, pomimo nocy, cały czas utrzymywała się powyżej 20 st. Zero wiatru. Niesamowicie się spociliśmy i to już od samego początku.
Bardzo dużo piachu i kurzu. Tym razem błota prawie w ogóle nie było. Nogi miałem całe czarne.
Nie przedłużając, na tym dystansie przypadkiem zająłem trzecie miejsce. Dostałem fajną "statuetkę" i trochę nagród :taktak:
Jak wybiegałem na trzecią pętlę to mi powiedziano, że jestem czwarty a trzeci pobiegł kilka minut przede mną.
Biegłem swoje bez przyśpieszania. Nie chciałem się zajechać, to miał być tylko trening. Jednak już po około 2 km dogoniłem jakiegoś zawodnika, który sam spytał z jakiego jestem dystansu, odpowiedziałem i odwracając się zauważyłem, że to był właśnie zawodnik nr 3. Tak więc teraz ja byłem trzeci. Zawody finalnie i tak ukończyłem z 30 min przed nim, więc musiał już mocno siąść.
Gdybym miał się ścigać, to spokojnie pierwsze miejsce było w zasięgu, ale nie taki miałem cel i nawet tego się nie spodziewałem: była mała, słabsza obsada i tak wyszło :spoczko:
Tydzień zamknąłem dystansem 128 km.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tydzień 4: 20-26.06

Wtorek
10km biegu regeneracyjnego

Środa
24km biegu spokojnego na samopoczucie w terenie.
Obrazek
Obrazek
Ciepło, ale las dawał schronienie.

Czwartek
Rano 13km biegu regeneracyjnego z Kubą @Svolken
Obrazek

Przed 19.00 zrobiłem 3,3km rozgrzewki dobiegając do schodów, gdzie robiłem godzinny trening.

Godzina biegania po schodach - 34x w górę. Moje wideo: https://youtu.be/6mpjXSh3vnI
Obrazek
Obrazek
Umęczyłem się ponieważ był upał. 0,6l picia ledwo wystarczyło.

Sobota
Long 30km z wplecionym Parkrun. Tym razem wybiegłem z domu wcześniej i zanim zacząłem Parkrun miałem już 25km w nogach. Około 10km z tego było w terenie. Parkrun w 23:20.
Obrazek
Obrazek
Zasilanie na trasie - lokowanie produktu :hahaha:
Obrazek

Niedziela
Bardzo gorący dzień (ostatnio jeden z wielu). Na bieg wybrałem się po 19.00 a były jeszcze 32 st. w cieniu.
Postanowiłem w tej gorączce zrobić 10km biegu ciągłego @4:40.
Obrazek
Obrazek
Biegałem na Cmentarzu Centralnym, pętla pofalowana, miałem jednak tam cień.
Obrazek

Tydzień 5 czerwiec/Tydzień 1 lipiec: 27.06-06.07

Poniedziałek
10km biegu regeneracyjnego przed 14.00 w upale, było sporo ponad 30 st.
Miałem 0,6l wody i na tym dystansie wszystko wypiłem.

Środa
36 km spokojny long w terenie.
Obrazek
W tym biegu złamałem 2000 km biegowych w tym roku. Dokładnie wg Garmin mam 2021,13 km.
Obrazek
Biegło się bardzo fajnie. Straszna susza. Buty, skarpety i nogi uwalone piachem i kurzem.
Obrazek

Czwartek
O 8.30 15km bieg spokojny w deszczu.
Obrazek
Puls niski, fajnie się biegło pomimo longa dzień wcześniej.
Obrazek

Po godzinie 16.00 bieg regeneracyjny, luźne 14 km na średnim pulsie 114 bpm.
Obrazek

Był to ostatni dzień czerwca. Biegowo wyszło 460 km, plus wędrówka po górkach, sporo chodzenia i ćwiczeń.

Sobota
W piątek mieliśmy ulewę, zalało mocno miasto. Poszło też trochę wody do mojego garażu, który jest na parkingu podziemnym. Na szczęście bez dramatu.
Na Parkrun wybrałem się szybciej. Musiałem obiec trasę i zobaczyć, czy nie ma przeszkód po burzy. Dodatkowo dołączył do mnie jeden przyjezdny biegacz ze Zgorzelca, zapoznałem go z trasą. Przebiegliśmy spokojnie całość, prawie 5km.
Obrazek
Na trasie było sporo piachu, patyków i błota, ale na szczęście większych przeszkód nie było.
W tym dniu robiłem też na Parkrun za fotografa.
Była to w sumie ostatnia okazja by puścić nogi mocniej. Na początku jeszcze kręciłem wideo ze startu: https://youtu.be/As3w5Js3aEs - a później leciałem już swoje.

Starałem się biec mocno i równo. Nie pilnowałem jednak tempa i czasu.
Na mecie zatrzymałem zegarek 19:58, oficjalnie jednak mam równo 20:00 :hejhej:
Obrazek
Z biegu jestem bardzo zadowolony. Weszło fajnie z pełnego treningu ultra, bez żadnego luzowania i spiny.

Po Parkrun potruchtałem jeszcze towarzysko 9km.
Obrazek

Niedziela
Przed godziną 16 wybrałem się pobiegać spokojnie po Puszczy Bukowej.
Chciałem zrobić 18-20km.
W telefonie odpaliłem sobie traka Zimnejgórki: http://www.puszczygor.pl/zimnagorka-2022/ -
ale dziś, dla urozmaicenia, postanowiłem ją pobiec w odwrotnym kierunku.
Obrazek
Jakie było moje zdziwienie, jak gdzieś na 6,5km trasy w środku puszczy, patrzę a tam siedzi kolega Bartek.
Żaden z nas nie wiedział, że drugi planuje dziś tu biec i jeszcze spotkanie w dość dzikim miejscu - nie wiem szansa na to 1:1 000 000 :hahaha:
Wspólnie przebiegliśmy około 3 km, w tym częściowo off-road.
Trochę błądziłem a czasami specjalnie coś dorzuciłem. Trasa niekiedy prowadzi w dzikich miejscach.
Zabrałem 1,2l picia i wszystko wypiłem.
Biegło się bardzo fajnie, plus duża niespodzianka to spotkanie z Bartkiem.
Obrazek
Obrazek

Nadrobiłem wpisy. Tak wygląda moja treningowa droga do B7S DFBG, który wystartuje o 18.00 14 lipca.
Teraz już tapering. Luzuję.

W okresie maj-czerwiec postawiłem na kombinowanie z kilometrażem. Odpuściłem robienie ciężkich akcentów. Jeśli wpadał jakiś akcent to był zdecydowanie lżejszy. Na Parkrun również biegałem zachowawczo, wplatając je często w bieg jako przemyślana jednostka treningowa robiona tempem w zależności od obciążeń.

Oczywiście problemy mniejsze lub większe zawsze się jakieś pojawiały. Niewyjaśniony problem ze stopą nadal pozostaje i to pomimo, że zrobiłem jej MRI.
Co mogłem to testowałem w czasie treningów: ubiór, jedzenie, sprzęt, smarowanie ciała second skinem czy sudocremem, itp. Starałem się nie pozostawić nic przypadkowi przy decyzjach, które będę musiał podjąć na ultra.
Przed startem postaram się jeszcze jakiś wpis zrobić.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Ostatni tydzień przed ultra już spokojny, zrobiłem raptem 59 km.

Poniedziałek
Krótki bieg regeneracyjny 3,6km na boso.
Obrazek

Wtorek
Interwały 9x 2 min na przerwach 2 min, razem 12,2 km.
Obrazek

Czwartek
18 km bieg spokojny na samopoczucie, w deszczu.
Obrazek
Obrazek
Mocno nie lało i biegło się dobrze.

Piątek
7,2 km bieg regeneracyjny
Mocno wiało i zanosiło się na deszcz, ale tym razem nie zmokłem :spoczko:
Obrazek

Sobota
18 km bieg spokojny z wplecionym Parkrun, również spokojnie.
Obrazek
Obrazek

Niedziela
Dziś nie biegałem.

Jutro zrobię jeszcze jakiś krótki bieg z kilkoma przebieżkami i to będzie już ostatni bieg przed zawodami.

****
Kilka statystyk

Zestawienie longów powyżej 25 km, od początku maja:
Obrazek

Ostatnie 12 tygodni, dystans i przewyższenia:
Obrazek

Wg. Garmina od początku roku mam 24 tys. m przewyższeń - trochę więcej w górę niż w dół :bum:
Obrazek

***
To już raczej mój ostatni wpis przez ultra.
W trasę ruszam w środę. Jutro mam w planie pakowanie, w tym już z podziałem na przepaki.
W Lądku chcę mieć spokojną głowę, o ile się to uda :hahaha:

Co mogłem to zrobiłem.
Co do samych zawodów, to przede wszystkim priorytetem jest moje zdrowie. Na każdym etapie zawodów będę decydował co dalej. Jeśli z jakiś powodów będę musiał zrezygnować, to po prostu to zrobię i płakać nie będę, Na tym świat się nie kończy.
Limit zawodów na 240km to 52h. Jeśli zdrowie dopisze to chciałbym zmieścić się w tym limicie.
Stryd powinien wytrzymać około 48h. Już go trochę mam, więc możliwe, że już tyle nie trzyma. Gdybym skończył zawody w 48h, to akurat powinno być na styk i byłbym z tego mega zadowolony :taktak:

Live track nie uruchamiam, ale organizatorzy w tym roku dają nam trakery GPS:
https://www.facebook.com/DolnoslaskiFes ... 617205177/
W dniu zawodów na fb DFGB powinien być link do śledzenia każdego z zawodników. Będzie zapewne mapka z kropkami przypisanymi do każdego z zawodników.
Mój nr startowy: 1227, Sławka 1226 a Pawła 1033.

Jeśli coś istotnego jeszcze mi się przypomni i będę miał czas, to dopiszę.

Trzymajcie jedynie kciuki, by nic złego się nie przydarzyło.
To mega duży dystans, z którym jeszcze się nie mierzyłem.
Nie wiem jak organizm zachowa się w drugiej dobie biegu bez snu. Zapewne druga noc będzie mega ciężka.
Nie jestem też pewien mojej stopy, niby dramatu nie ma, ale od dłuższego czasu mam niezidentyfikowane problemy :tonieja:
No i obym nie dostał bólu kręgosłupa w odcinku lędźwiowym (moja przypadłość), który mnie mocno poskłada.
Zabieram kije i będę się nimi posiłkował od samego początku.

Mam obawy też co będzie z przyjmowaniem żeli.
Na cały bieg mogę potrzebować około 17-20 tys. kcal - żeli GU mam 30 plus kilka batonów Clif Bar i reszta to co będzie na punktach.
Obrazek
Ustawiam sobie przypominajkę co 1h, by zawsze coś zjadać. Będę się zmuszał ile się da - łatwo się pisze :bum:
Żel będę pomijał jeśli akurat będzie przypadał punkt odżywczy.
Starałem się pilnować wagę, by nie chudnąć i to się udało. Do zawodów zapewne jeszcze z 2kg podrzucę, może się uda. Tym akurat się nie przejmuję i tak sporo stracę :spoczko:

Ogólnie jest sporo zmiennych, które mogą zadecydować o wszystkim, ale też jak napisałem, dla mnie moje zdrowie jest najważniejsze, a nie ukończenie biegu za wszelką cenę.
Praca, którą w to włożyłem i tak nie pójdzie na marne. Bez ultra też bym biegał, zapewne mniej, ale jednak też.

Do usłyszenia, a z niektórymi do zobaczenia :taktak:
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Napiszę tak na szybko.
Miałem cały czas w telefonie wyłączony internet. Nic nie czytałem do tej pory co ktokolwiek i gdziekolwiek pisał do mnie i dziś już zapewne nie przeczytam.

Skończyliśmy z Pawłem bieg w Kudowie zaliczając dystans 130km, czyli Super Trail. Całość biegliśmy razem.

Na około 9.km złapała nas straszna ulewa, ciągle waliło piorunami i dosłownie zalewała wszystkich woda.
W kurtkach to nam woda pływała w rękawach.
Tak było przez około 3h biegu, z kilkoma krótkimi przerwami po których lało jeszcze bardziej.
Mieliśmy dosłownie wszystko przemoczone. Biegliśmy w strugach płynącej wody i błota.
Było bardzo niebezpiecznie. Bardzo dużo ludzi przypłaciło to kontuzjami.
Co ciekawe to całość ulewy i burz skoncentrowała się akurat tam gdzie biegliśmy. w Lądku nie padało, nawet na Śnieżniku było względnie sucho.

Dopiero na przepaku na 70. km staraliśmy się ogarnąć. Obmyć musieliśmy się bardzo zimną wodą.
Obrazek
Na śródstopiu lewej stopy mam kilka dużych bąbli - bagno w butach przez wiele godzin.
Plastrów nie było sensu naklejać, wszystko się odklejało.
Stopy jedynie na każdym punkcie smarowałem grubo second-skinem i tak udało się przebiec 130 km.

Ja raz się przewróciłem jak kijek wpadł mi głęboko w błoto i poleciałem na tą stronę, ale na szczęście upadłem na jagodziny i nic sobie nie zrobiłem.
Sławek niestety miał większego pecha i z kontuzją skończył bieg w Długopolu, czyli na 70km, tam gdzie mieliśmy pierwszy przepak.

Nie było sensu w takim stanie męczyć się dalej. Ogólnie fizycznie czuję cię całkiem dobrze. Siły są, ale co z tego jak stopy w pęcherzach i oczywiście obtarte plecy.
W Kudowie byliśmy przed 18.00, kolejny punkt w Pasterce jest 15km dalej i ma limit czasowy do północy, więc zapas czasu był spory. Decyzja wcale tak łatwo nam nie przyszła.

Jakaś recenzja będzie jak już wrócę do domu.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

DFBG B7S 240 km - DNF

Zacznę trochę nietypowo, od podsumowania.

Z każdym dniem przechodzę różne fazy postrzegania tego co się stało.
Biorę to "na klatę" i stwierdzam, że w większości wypowiedzi Arti miał rację.
Być może teraz patrzę na to inaczej niż w Kudowie, gdzie oceniałem swój stan i możliwości, ale też mam ogląd na to jak po biegu zachowywał się mój organizm, jak dochodziłem do siebie.

Nie będę się tłumaczył i usprawiedliwiał, ocenię tylko kilka spraw.

Burza przez pierwsze 4-5h na pewno odebrała mi sporo sił i przyczyniła się do różnych problemów, ale też chyba wolę taką pogodę, niż bieg w upale 30+.

Popełniłem też kilka "błędów logistycznych" - związanych z zapakowaniem tego co zabrałem ze sobą.
Postanowiłem nie zabierać bukłaka, to OK, nie był potrzebny, ale nie wiem czemu w komorę po bukłaku, w plecaku, wrzuciłem kilka rzeczy w tym stuptuty i zapomniałem o tym. Na przepaku szukałem stuptutów. Zdjąłem strasznie usyfione Altry, które mają swoje dedykowane stuptuty i założyłem Hoki. Nie mogłem znaleźć do nich stuptutów, które pamiętałem, że gdzieś chowałem. Pomyślałem, że wrzuciłem je do jakiegoś worka na przepak.
Dopiero szukając papieru toaletowego na Jamrozowej Polanie (113km biegu) zaglądnąłem do tej komory i wyciągnąłem z niej wszystko co tam włożyłem. Głupota, która dodatkowo przeorała mi plecy.

Dużym błędem było też to, że nie zdążyłem doprowadzić swoich stóp do ładu po okresie treningowym. Na starcie miałem jeszcze nie do końca zaleczone pęcherze na jednej stopie. Muszę biegi terenowe zakończyć z 3 tyg. przed startem i zacząć wtedy bardziej dbać o stan stóp.

Jest jeszcze jedna sprawa na którą nie za bardzo mam wpływ: sen.
Starałem się przed zawodami wysypiać ile mogłem, niestety nasilony okres choroby tropikalnej strasznie mi to utrudniał. Sen rzędu 5-6h nie ułatwiał sprawy. Przed zawodami brałem melatoninę, ale to też za dużo mi nie pomogło.
Jest jak jest. Trudno to przeskoczyć.

Wracając do meritum, pomimo wszystko jestem zły na siebie, że nie podjąłem walki :wrrwrr:
Kalkulowałem niepotrzebnie czas jaki został, to że go zabraknie na przespanie się, obawy, że z powodu braku snu padnę gdzieś w trasie lub zrobię sobie coś złego.
W większości przez burzę, byliśmy w Kudowie o około 2h za późno niż myśleliśmy.

Dodam tylko, że na tym medalu to mi akurat w ogóle nie zależało i zanim poszedłem oddać traker i chip, to powiedziałem, że medalu nie chcę. Oddając sprzęt został mi jednak ten medal założony przez dziewczynę, która wyglądała na bardziej zmęczoną niż ja :bum: Wylądował i tak w pudle w garażu.

Wyciągam z tego dużą naukę. Mam wnioski na przyszłość i nie mam ani cienia wątpliwości co będę biegł za rok.
Nie miałem takich wątpliwości nawet dzień po zawodach.

Cieszę się bardzo, że całość pokonałem z Pawłem. Raz tylko, na mały okres czasu, rozdzieliliśmy się przy podejściu na Śnieżnik, ale poczekałem na niego w Międzygórzu. Na Śnieżniku się nie dało: wiał bardzo mocny i zimny wiatr.

Nie chce mi się robić z tego recenzji, ale postaram się choć w skrócie opisać kolejne etapy biegu.
Łatwiej opisywać sukcesy niż porażki :spoczko:

Mój opis tego dystansu z 2020 r., gdzie docelowo biegłem właśnie 130km: viewtopic.php?f=27&t=60447&p=1022082#p1022082
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

DFBG B7S 240 km - DNF - zawody

Rozpiska z punktami kontrolnymi:
Obrazek

W zegarku miałem ustawione lapy co 1h a Paweł co 5km. Piknięcie co 1h dawało sygnał do tego by zjeść żel.

1. Lądek - Przełęcz Gierałtowska - 9,4 km biegu (podaję dane z F7 + Stryd)

Nie pchaliśmy się do przodu, staliśmy gdzieś w końcówce biegaczy.
Obrazek
Obrazek

Startowało 342 biegaczy na 240km + 209 na 130 km. Był spory tłum.
Początek to bardzo duże zatory, sporo staliśmy i czekaliśmy. Pierwszy km wyszedł w 21 min.
Obrazek
Ogólnie z 3-4 pierwsze km to było spore spowolnienie.
Obrazek

Nie spieszyliśmy się jednak, bo na takim dystansie to z tym dramatu nie ma. Można to nadrobić, ale jednak jeśli nie chce się później przepychać i sporo osób omijać, to warto ustawić się zdecydowanie bliżej. Trzeba z 30 min wcześniej przyjść na start.

Sławek przebił się trochę od samego początku i gdzieś był przed nami, tak samo Magda, która biegła na 130km. My z Pawłem z naszej ekipy zamykaliśmy stawkę.
Gdzieś po około 3-4km, jak zbliżaliśmy się do granicy polsko-czeskiej dogoniliśmy Magdę.

Szlak przebiegający wzdłuż granicy był często wąski. Tworzyły się wagoniki, gdzie tempo nadawał pierwszy zawodnik w wagoniku. Tu tez było trochę zamulania :spoczko:
Powoli zbliżaliśmy się do pierwszego punktu. Było bardzo parno i duszno.
Piknął 9'ty km, powiedziałem Pawłowi, że na punkcie jest tylko woda, ale musimy uzupełnić softflaski, bo do następnego punktu mamy ponad 25km.
Ledwo to powiedziałem, to lunął deszcz. Tuż przed samiutkim odsłoniętym punktem.
W strugach deszczu uzupełniliśmy wodę.
Dotarcie na ten punkt zajęło nam 1h 42min. Teraz sprawdziłem, że Sławek był tu około 6 min przed nami a Magda 3 min za nami.

2. Przełęcz Gierałtowska - Przełęcz Płoszczyna - 35,4 km biegu - najgorsza część biegu!

Za punktem było trochę drzew, tam zakładaliśmy na siebie kurtki, niestety zupełnie już przemoczeni.

Nie wiem, czy tu nie popełniłem błędu, ponieważ kurtkę założyłem na plecak. Wszystko przemoczone było pod kurtką.
W plecaku i tak każdą rzecz miałem spakowaną w woreczek strunowy, nie musiałem więc przejmować się zalaniem wyposażenia.

Temperatura dość mocno skakała. Raz było mi dość zimno a za chwilę gorąco.
Biegliśmy dalej. W rękawach kurtki, w tą i z powrotem, latała mi woda. Uchyliłem ściągacze by ją wylać, ale tak zacinało, że co chwilę tam chlupało :bum:
Były chwilowe momenty, że deszcz przestawał padać. Przez drzewa przebijało się nawet zachodzące słonko.
Obrazek
Zapaliliśmy czołówki.

Prawie dokładnie na 17' km biegu dotarliśmy do pierwszego szczytu z siedmiu: Kowadło 988 m n.p.m.
Na samym szczycie spotkaliśmy Sławka. Dopiero zakładał czołówkę, my z nią biegliśmy już od dłuższej chwili. Chyba leciał na "cudzesach" :hahaha:
My w kurtkach a Sławek na krótko i mówił, że wcześniej zakładał kurtkę, ale w sumie, że żałuje.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Uwaga: fotki są jakie są - wszystko było przemoczone :tonieja:

Na tym szczycie było bardzo parno, duszno i ciepło, nie padało. Zaczęliśmy zbiegać. Sławek został: jeszcze się ogarniał ze sprzętem.

Zapytałem Pawła, czy nie ściągamy kurtek .... i się zaczęło. Wcześniej lało. Teraz przyszedł armagedon.
Zaczęła się konkretna burza. Momentalnie lunęło, co chwilę waliło piorunami. Widziałeś przed sobą ogromny błysk, robiło się mega jasno i od razu gdzieś obok walił grzmot.
Biegliśmy w takiej burzy długi czas. Wytworzyła się jakaś super-komórka akurat w miejscu gdzie była trasa zawodów.
Spotkaliśmy fotografa, który próbował się chować ze swoim sprzętem pod drzewami.
Tu foto z tej części trasy od Piotra Dymusa:
Obrazek

Biegliśmy w kierunku kolejnego szczytu: Rudawiec 1106 m n.p.m.
Woda zalewała dosłownie wszystko. Trasa to błoto, woda, błoto i skryte pod tym podłoże.

Rudawiec przypadł na około 29' km trasy.
Obrazek
Obrazek

Trasa falowała. Były płaskie, zalane połacie pełne jagodzin. Bieganie było dość niebezpieczne. Należało zachowawczo, pomiędzy sobą, trzymać większy dystans. Co chwilę ktoś wpadał w poślizg. Niebezpiecznie robiło się jak komuś uciekał kijek. Część osób bardzo zwolniła, gdzie się dało, to takie osoby omijaliśmy.
Widać było, że niektórzy mają kiepskie buty na takie warunki: co chwilę uślizg.
Altra Olympus trzymały się całkiem dobrze, jednak i tak trzeba było bardzo uważać i wspomagać się kijami na każdym etapie biegu.
W jednym miejscu zapadł mi się prawy kijek, straciłem nagle podparcie i upadłem na prawy bok. Na szczęście było to na płaskim i poleciałem w jagodziny.
I tak cały byłem mokry, więc nie miałem co bardziej zmoczyć :bum:
Paweł podał mi rękę i napieraliśmy dalej.
Upadków na trasie widziałem więcej i wiem, że tam ogólnie to była niezła rzeź.
Dobrze, że ten etap przetrwaliśmy bez kontuzji.

Zaczął się w końcu zbieg w kierunku Przełęczy Płoszczyna, burza już słabła.

Dotarcie na ten punkt zajęło nam 4h 35min (będę podawał czas od startu).
Na tym punkcie na Sławka czekali Ania i Andrzej - wspierali Sławka.
Przywitali nas okrzykiem i zawołali do siebie. Poratowali również nas chyba jakimś makaronem - już dokładnie nie pamiętam, ale jestem im mega wdzięczny. Na punkcie nie było ciepłego jedzenia, a po takiej przeprawie potrzebowaliśmy chwili, by dojść trochę do siebie przed kolejnym etapem - podejście na Śnieżnik.
Na tym punkcie spędziliśmy około 20min.
Obrazek
Obrazek

3. Przełęcz Płoszczyna - Międzygórze - 50,7 km biegu

Początkowo był odcinek biegowy i z tego korzystaliśmy. Trzeba było się też rozgrzać po postoju.
Po chwili zaczęło się ostre i długie podejście pod Śnieżnik 1425 m n.p.m.
Tu też tworzyły się wagoniki z biegaczy. Mnie udało się trochę ludzi przeskoczyć i to był jedyny moment, w którym biegliśmy z Pawłem osobno.
Deszcz już nie padał. Za to były straszne mgły. Widoczność masakrycznie spadła. Czołówka nie ułatwiała. Zrobiło się zimno. Wiał bardzo silny i przenikliwy wiatr. Założyłem kaptur i napierałem na szczyt. Chciałem to mieć jak najszybciej za sobą.

Śnieżnik przypadł na 43,8 km biegu.
Obrazek
Obrazek
Był tam ziąb i duża pizgawica. Zrobiłem szybkie foto i postanowiłem biec do punktu w Międzygórzu i tam poczekać na Pawła.

Początek to dość ostry kamienisty zbieg. Dalej kamienie są mniejsze, ale trzeba bardzo uważać. Zbieg jest do samego punktu, ale trasa pełna jest "pułapek": ruchome kamienie i pełno korzeni.
Do Międzygórza dotarłem po 8h 45 min, Paweł był 15 min później.
Obrazek
Tu był ciepły posiłek, chyba jakaś zupka. Zjadłem co było i czekałem na Pawła. Kurtki nie ściągałem, by się zbyt nie schodzić, ale z każdą minutą i tak odczuwałem większe zimno.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

4. Międzygórze - Długopole Zdrój - 68 km biegu - przepak!

Po wyjściu z punktu musieliśmy biec pomimo, że w żołądek był zapchany. Bardzo się wychłodziłem, aż mną telepało. Po dobiegnięciu do Wodospadu Wilczki już się jednak rozgrzałem. Zaczęliśmy podchodzić pod Górę Igliczną. Początek to piękne widoki na wodospad i sporo schodów.
Później już leśna trasa. Księżyc pięknie rozświetlał niebo.
Obrazek
Z Iglicznej zaczęliśmy zbiegać w kierunku wsi Marianówka i tam nagle zamigała mi czołówka i przestawiła się na najsłabszy poziom.
Nie chciałem już się bawić w lesie w wymianę baterii. Z tyłu Paweł oświetlał mi trasę, świecił mocny księżyc i powoli już świtało.
W plecaku miałem zapasowe baterie AAA a nawet drugą czołówkę.
Po dobiegnięciu do asfaltu, wyciągnąłem z Petzla akumulatorek i zastąpiłem go 3x AAA. Nie wiem czy jeszcze z pół godziny korzystałem z czołówki.
Za Marianówką biegliśmy trawiastą ścieżką w kierunku Wilkanowa. Tu po chwili wyłączyliśmy czołówki.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie wspominam, ale czułem pod śródstopiem lewej stopy ogień. Wiedziałem, że długi bieg w zalanych butach sponiewierał mi stopy. Zmieniłem lądowanie bardziej na piętę i było trochę lepiej.
Gorzej było jak przechodziliśmy do chodu, wolałem delikatnie biec niż iść, bo wtedy nie musiałem przetaczać stopy przez śródstopie. Od jakiegoś czasu zaczęło się kombinowanie z ruchem.

Do Długopola dotarliśmy po 11h 38 min.

Tu czekała na nas, ze wsparciem, rodzina Pawła a później pojawili się również Ania i Andrzej czekający na Sławka.

Warunki były jakie były, trzeba było zacząć się ogarniać.
Już dawałem foto jak myliśmy usyfione stopy :bum:
Obrazek
Całe stopy miałem pomarszczone od wielogodzinnego przebywania w mokrym. Całe śródstopie było pełne mniejszych i większych pęcherzy.
Wymyłem wszystko na ile się dało i wysmarowałem grubą warstwą second-skin. To samo zrobiłem z odparzonymi plecami.

Usiadłem na ręczniku i gdzie mogłem wycierałem się nawilżanymi chusteczkami.
Obrazek
Nałożyłem wszystkie nowe ciuchy. Trzeba było chwilę posiedzieć nago :spoko:

Do worka przezornie wrzuciłem stare Hoka Speedgoat 3. Bieżnik był już dość wyjechany, ale teraz, do Kudowy, trasa już nie była tak technicznie wymagająca, a ważniejsze było mieć w końcu suche buty. Nowe Speedgoat 5 zostawiłem na Kudowę.
Nie mogłem tylko znaleźć uniwersalnych stuptutów. Te od Altra pasują tylko do butów Altra ze specjalnymi rzepami i mocowaniem.

Agnieszka zalała mi kubek Knorra z makaronem. Uzupełniłem picie i zjadłem jeszcze trochę owoców. Wypiłem też kawę.
Na tym przepaku zeszło nam około 50 min - za dużo, ale niestety sporo było do ogarnięcia.
Pomimo, że tyle nam zeszło, to Sławek w tym czasie nie dotarł.

5. Długopole Zdrój - Spalona - 83,8 km biegu

Ruszyliśmy na kolejny etap trasy. Początek crosowy, później dotarliśmy do starego asfaltu i obiegaliśmy Jagodną, by zacząć dłuższe, ale względnie łagodniejsze podejście.
Obrazek
Paweł na asfalcie napierał. Trzymałem się za nim, przez pęcherze ciężko mi było biec po asfalcie, ale zaciskałem zęby i robiłem swoje.
Skończył się asfalt i zaczęło się ponad 3,6 km podejścia pod Jagodną 985 m n.p.m. - około 280m up.
Paweł tu równo cisnął. Mijaliśmy sporo osób. Ja trzymałem się za nim, ciężko było przetaczać stopy więc po prostu delikatnie podbiegałem, co zrobić, trzeba było sobie jakoś radzić.
Jagodna wypadła na 79,6 km trasy. Około 3,6 km podejścia zrobiliśmy w 35min.
Obrazek
Obrazek
Zaczął się lekko pafalowany zbieg w kierunku Spalonej. Na chwilę musiałem skoczyć do lasu za potrzebą i później goniłem Pawła.
Do punktu na Spalonej dotarliśmy po 14h 50 min. Tu nam zeszło ~10 min.
Uzupełniliśmy płyny, wypiłem kolejną kawę i zjadłem ciepłą zupę z makaronem (chyba).

6. Spalona - Zieleniec 103 km biegu
Wybiegliśmy ze Spalonej, chwila asfaltem i biegliśmy przez las w kierunku Lasówki. Było tu trochę błota, które na szczęście dawało się omijać.
Internet w telefonie miałem wyłączony, ale możliwość połączeń telefonicznych, tam gdzie był zasięg, miałem włączoną.
Ze 3 km przed Lasówką zadzwonił mi telefon. Okazało się, że dzwoni Sławek i pyta kiedy będziemy na punkcie w Spalonej.
Powiedziałem, że my już tam byliśmy i jesteśmy tuż przed Lasówką. Sławek stwierdził, że w takim razie spotkamy się w Zieleńcu.
Nie mogliśmy załapać z Pawłem o co chodzi. Myśleliśmy, że Sławek wpadł na przepak tuż za tym jak z tego punktu wyszliśmy, spędził tam mało czasu i nas goni.
Z nim to wszystko możliwe :bum:
Dotarliśmy do Lasówki. Świeciło mocno słonko i było ciepło.
Obrazek
Trochę biegu crossowego przez pola i las a później niestety zaczął się asfalt prawie pod sam Zieleniec.
Tu z lekka motywowałem Pawła do biegu i napierał :taktak:
Z asfaltu, przy torfowiskach pod Zieleńcem, skręciliśmy na kamienisty zbieg około 2km. Teraz ja biegłem po tych kamieniach pomimo bólu stóp. Nie chciałem się zatrzymywać. Dopiero przeszedłem do marszu jak zaczęło się ostre zejście do Drogi Dusznickiej pod Zieleńcem.
Paweł powiedział, że wystawi mi za to jedną gwiazdkę w ocenie :hahaha:
Teraz czekało nas około 2km podejścia do kolejnego punktu kontrolnego.
Szło to całkiem sprawnie. Przed dotarciem do asfaltu w Zieleńcu czekało na nas małe zaskoczenie. Usłyszeliśmy pracę jakiegoś sprzętu. Paweł stwierdził, że jesteśmy już w mieście, bo to hałasuje śmieciarka. Skręciliśmy ostro w lewo i naszym oczom ukazała się spora koparka, która dosłownie rozryła odcinek, którym leciała trasa biegu.
Nad nami była już ulica i na górze ujrzeliśmy czekającą na nas rodzinkę Pawła. Przez chwilę, wraz z innymi biegaczami, nie wiedzieliśmy co robić. Czy iść, na skróty przez krzaczory i pokrzywy, ostro pod górę, czy też może jest inna droga.
Operator koparki zatrzymał sprzęt i po rozkopanym piachu jakoś przecisnęliśmy się obok koparki i doszliśmy do asfaltu. Tu z naszym wsparcie ruszyliśmy do punktu odżywczo-kontrolnego w centrum? Zieleńca.

Do punktu dotarliśmy po 17h 52 min.

Jakie było nasze zdziwienie jak tu zobaczyliśmy Sławka z Anią i Andrzejem oraz Magdę.
Okazało się, że Sławek i Magda zeszli na przepaku w Długopolu i podjechali do nas na Spaloną, ale my tam dotarliśmy szybciej niż przewidywali. Wtedy właśnie dzwonił Sławek, ale się nie dogadaliśmy na tyle, by wiedzieć o co chodzi. Przyjechali więc do Zieleńca.
Sławek w czasie ulewy rozwalił sobie palec. Z bólem biegł jeszcze do Długopola i tam zobaczył jak on wygląda i postanowił zakończyć bieg. Nie było sensu przeciągać sprawy dalej i narazić się na coś gorszego.

Uzupełniliśmy zapasy, zjadłem co było. Ania pomogła mi jeszcze nasmarować stopy i plecy. Tu nam zeszło około 20 min.
Obrazek
Obrazek

7. Zieleniec - Jamrozowa Polana - 113,3 km biegu

Z punktu w Zieleńcu ruszyliśmy dalej pod górę idąc wzdłuż wyciągu narciarskiego. Wiało mocno i było zimno. Nałożyłem kurtkę.
Dookoła rozciągała się piękna panorama.
Obrazek
Obrazek

Na górze jednak zrobiło się bardzo gorąco. Kurta ponownie trafiła do plecaka.

Na około 106,5 km biegu dotarliśmy do kolejnego szczytu: Orlica 1084 m n.p.m.
Obrazek
Zaliczyliśmy czwarty z siedmiu szczytów.

Zbiegaliśmy już w kierunku Jamrozowej Polany. Końcówka to kawałek mocnego podejścia zboczem Długiej Góry.

Do punktu dotarliśmy po 20h 14 min.

Tu nam nieplanowo zeszło trochę dłużej - około 25 min. Obaj, rotacyjnie musieliśmy skorzystać z toalety. Plus, że była porządna w budynku.
Szukając papieru toaletowego znalazłem też stuptuty. Pisałem o tym we wcześniejszym poście.
Opróżniłem komorę na bukłak z wszystkiego co tam miałem.
Na punkcie były smaczne pierożki z serem. Uzupełniłem na maksa płyny, zjadłem sporo owoców. Czekał nas długi i męczący odcinek.

8. Jamrozowa Polana - Kudowa Zdrój - 132,3 km biegu

Z Jamrozowej Polany po chwili dotarliśmy do Dusznik-Zdrój. Oczywiście musiało być ostre zejście :oczko:
Niby tak gorąco nie było, ale zaczęło się sporo odkrytych odcinków w słońcu i było to uciążliwe. Na tym etapie to chyba już wszystko było uciążliwe :ojoj:
Plecy paliły mnie coraz bardziej, pomimo że były nasmarowane.
Poczułem, że pali mnie tez pięta. Pprzez kombinowanie z ruchem na piętę, tam tez dorobiłem się odcisków. Druga pięta również mnie coraz mocniej bolała - to ta, z którą walczę od dawna. Nie pomogłem jej zmieniając ruch na bieg z pięty :wrrwrr:
Koniec narzekania. W trasie starałem się tego nie okazywać.

W Dusznikach musieliśmy przekroczyć "ósemkę" (droga) i czekaliśmy cały cykl na światłach, po tym za chwilę skręciliśmy już w teren.
Trasa falowała, po jakimś czasie dotarliśmy do ostrego podejścia pod Grodziec (Grodczyn) 803 m n.p.m.
Odcinek 200-300m dający nieźle popalić.
Obrazek

Kolejny punkt to wiecznie zalany przepust pod wiaduktem na Przełęczy Lewińskiej :hahaha:
Obrazek
Trochę uwaliliśmy buty, ale za wiaduktem biegliśmy łąkami i je czyściliśmy :oczko:

Nogi bolały mocno, ale biegliśmy gdzie się tylko dało. Odcinkami trafiały się drogi asfaltowe.
Przed samą Kudową było miejsce, gdzie ogrodzenie pokonywało się górą, przechodząc po drabince, tym razem ktoś to rozwalił i po prostu się tu biegło.

Do Kudowy dotarliśmy po 23h 35 min.
Dalej już wiecie - DNF.

Nie chciałem już tego przeciągać. Zdawałem sobie sprawę, że dalej raczej zaczęłaby się sama wędrówka, a tak bym nie chciał.
Żałuję jednak po czasie, że nawet gdyby miało to być tylko przechodzone, to tego nie zrobiłem.
Mógłbym zobaczyć jak organizm zachowa się w kolejnej dobie bez snu.
Nie wiem tylko, czy to co by się później działo, nie zniechęciło by mnie do podjęcia kolejnej próby pokonania tego dystansu.
Cieszę się bardzo, że trzymaliśmy się cały czas (prawie) z Pawłem. Na trasie nie narzekaliśmy, robiliśmy swoje.
Bardzo dziękuję wszystkim którzy wspierali nas w czasie biegu na trasie jak i tu wirtualnie.

Zdobyliśmy sporo kolejnego doświadczenia. Paweł pierwszy raz pokonał tą trasę. Myślę, że dla niego to też niezła lekcja do wyciągnięcia wniosków.

Na pewno trzeba ustawić się jak najbliżej startu, by później nie tracić czasu i ciągle nie przeskakiwać ludzi.
Do Kudowy chciałbym przybiec maks do 22 h. Wcześniej wydawało mi się to zbyt mocno, ale wiem, że to jest spokojnie do zrobienia.
Muszę skrócić czasy przebywania na punktach odżywczych, gdzie tylko można, oczywiście nie za wszelką cenę.

Pomyślę również nad zakupem drugiego, innego plecaka biegowego. Coś innego dla zmiany ułożenia na plecach.
Gdyby, za rok, było jakieś wsparcie na punktach, to na krótsze odcinki można przemyśleć czy nie założyć tylko sam pas biegowy. Zawsze to plecy troszkę by odpoczęły.
Oczywiście tu sporo zależy od pogody.
Burza z ulewą w początkowej części biegu niestety to bardzo uciążliwa sprawa, ale upały ponad 30 st. wcale lepsze by nie były.
Oczywiście każdy z nas miał te same warunki, ale nie każdy tak samo to znosi i nie każdego tak samo to dotknie.

Tyle. Może jeszcze sobie coś przypomnę to wtedy dopiszę.

Jeśli ktoś ma ochotę to Polsat zrealizował z tego bardzo fajny reportaż:
https://www.polsatsport.pl/film/dolnosl ... z_7049157/
Dziennikarz musiał część trasy pokonać na własnych nogach :taktak:

Załapaliśmy się jak podchodziliśmy na Trojak 7min 52s:
Obrazek
oraz w Zieleńcu 10min 41s:
Obrazek
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Awatar użytkownika
keiw
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9043
Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
Lokalizacja: Szczecin

Nieprzeczytany post

Jeszcze kilka "technikaliów".

W Fenix F7X wczytałem traka na początek ST130 km, w Kudowie planowałem wczytać kolejnego KBL110 - lepiej tak rozbijać, mniej to obciąża zegarek.
Dodatkowo wczytałem sobie ułożony trening z fazami co 1h na cały limit, czyli 52h. W Garminie nie można ustawić lapów na określony czas, jest dystans, ale można to w ten sposób obejść. Autolapy oczywiście wyłączyłem i zegarek pikał i wibrował co każdą godzinę. Start był o 18.00 więc pokrywało się to też z równymi godzinami.
Miałem przypominajkę, by zjadać żele, ale również była kontrola ile km wpadło w 1h.

Wyłączyłem w zegarku podświetlenie na ruch ręką po zmierzchu. Zbędne, tym bardziej jak machamy ręką z kijami i mamy przecież czołówkę. Oczywiście podświetlenie na naciśnięcie przycisków zostawiłem.

Najczęściej ustawionym polem było ClimPro, czyli pole z danymi podejść i zbiegów.
W F7 jest to zrobione bardzo fajnie graficznie. Podejścia są kolorowane w zależności od kąta nachylenia.
Tu przykład statyczny:
Obrazek
Obrazek
Zbiegi chyba już tylko na zielono :hejhej:
Obrazek
W czasie biegu mamy zaznaczany progres, prędkość pionową, pozostały dystans - fajnie to zrobili.

Zegarek był połączony ze Stryd oraz RD Pod. Po 24h bateria w F7X była na poziomie około 60%, sprawdziłem później jak pokazywało już 55%.
W Stryd po 24h zostało mi 45%.

***
Ciekawa sprawa, że ktoś mający spore doświadczenie w takich biegach, odzywa się, by skomentować zakończenie biegu.
Szkoda, że od takich osób nie można liczyć na jakieś porady przed, czy teraz po :spoczko:
Wiem, wiem - wiedza kosztuje a reklamować się jakoś trzeba :bum:

To nie jest tak, że każdy mający opiekę, nawet dobrą opiekę trenerską, takie ultra ukończy.
Na trasie zostajemy sami ze swoimi problemami i musimy my wszystko oceniać i podejmować decyzje.
2 lata temu biegłem sporo trasy z jednym z podopiecznych znanego tu ultrasa z Poznania.
Ja wtedy biegłem ST130. Biegacz ten biegł 240 km i bieg ukończył. Każdy trener przeleje takie coś również na swój sukces i będzie o tym pisał w mediach społecznościowych.
Jednak ten sam podopieczny wystartował na tym dystansie również rok później, czyli w 2021 r. i niestety zszedł w Kudowie.
Tak samo, jak u wielu osób w tym roku, przyczyny mogły być różne. Nie wnikam i nie oceniam tego.
Łatwo napisać, że "moi podopieczni kończą zawody", ale czy łatwo napisać, że nie ukończyli?
Dodam, że miał biec również w tym roku, ale z tego zrezygnował.

Ja swoje przygotowania opisuję dość dokładnie. Jak coś nie idzie, to też o tym piszę. Mam biec to daję znać. Wszystko jest odkryte, liczę się zawsze również z krytyką, ale też miło usłyszeć, że ktoś to czyta, wspiera mnie w tym, czasami też doradzi.
Daje mi to dużo pozytywnej energii.
Być może te moje wpisy będą też w jakikolwiek sposób pomocne w przygotowaniach do biegów ultra dla innych osób. Tego nie wiem.
Sam zawsze mogę wrócić i sobie poczytać, by odświeżyć wspomnienia :taktak:

Dodam, że w żaden sposób nie neguję dobrej opieki trenerskiej w przygotowaniach do ultra. Cenię wiedzę osób mających tu spore doświadczenie.
Myślę, że osoby z dobrym trenerem mogą sporo zyskać.
Życie jednak zawsze będzie pisało swoje scenariusze.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze

Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
ODPOWIEDZ