DFBG 2021 - KBL 110 km - Część 3 - "KBL"
Tak jak na każdym swoim ultra i tym razem postanowiłem biec bez żadnej presji na wynik. Słuchać tylko swojego organizmu i skupiać się na samym biegu. Od samego początku podchodziłem z pokorą do trasy i nie traciłem sił tam gdzie nie musiałem mając w perspektywie ogrom trasy do pokonania.
Pasterka
Do pierwszego punktu odżywczego przy schronisku w Pasterce jest 15 km - dokładnie tyle mi piknęło na zegarku kilkanaście metrów przed matą pomiarową.
Na samym początku z Kudowy trzeba było podchodzić pod Parkową Górę 475m. Trzymaliśmy się jeszcze razem z Pawłem a Sławek pobiegł lekko do przodu. Łukasz biegł swoim tempem.
Później było już trochę trasy biegowej.
![Obrazek](https://i.imgur.com/MQDzYpI.jpg)
Jeszcze było nam wesoło
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
foto Pawła:
![Obrazek](https://i.imgur.com/MI2pa5Z.jpg)
Z czasem Paweł mnie zostawił i pobiegł szybciej swoim tempem.
Na lewym foto jak mi ucieka
Zaczynało się podejście pod Błędne Skały, początek zawodów a ja niestety zacząłem się czuć coś niezbyt dobrze. Czułem ścisk w brzuchu.
Później zaczął się odcinek gdzie można było trochę przyśpieszyć, ale trzeba było uważać na korzenie jak i kamienie - jak w większości trasy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/ZJjI6Gg.jpg)
Przez brzuch jednak za bardzo nie mogłem biec. Na tym etapie przetasowałem się też ze Sławkiem, bo z kilkoma osobami lekko pomylił trasę i musiał wracać.
Na Pasterce spotkaliśmy Pawła, który już punkt opuszczał ale chwilę zaczekał na mnie.
![Obrazek](https://i.imgur.com/obJDop6.jpg)
Uzupełniłem tam softflaski i zjadłem tylko kilka owoców.
Ściniawka Średnia - kolejny punkt odżywczy, wg Stryd na 39,4 km czyli ~24km od Pasterki.
Te punkty odżywcze w odstępach ponad 20 km bardzo się w górach dłużą.
Po opuszczeniu Pasterki szliśmy przez chwilę razem z Pawłem. Powiedziałem Pawłowi, że muszę trochę spokojniej podejść do biegu bo mam coś problemy z brzuchem. Dalej Paweł ruszył swoim tempem. Na podejściu pod Szczeliniec widziałem go już ostatni raz tej nocy.
Powoli ale w końcu wdrapałem się na samą górę. Jeszcze można było podziwiać piękne widoki malowane zachodzącym słońcem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/DkTmA3C.jpg)
Przy schronisku można było też uzupełnić wodę. Dużo jej od Pasterki nie wypiłem (to około 2,5 km) ale mając na uwadze odległość do Ściniawki zalałem softflaski pod gwint.
Zaczął się labirynt wśród skał i chyba przez konieczność robienia wygibasów moje coraz większe problemy z brzuchem.
Za dużo tam fotek nie robiłem bo nie chciałem stracić zębów a już myśli miałem zajęte tym, by jak najszybciej opuścić to miejsce i wbiec do lasu. Zrobiło się ciemno.
Po pokonaniu labiryntu skalnego i setek stopni schodów, na dole spotkałem się ponownie ze Sławkiem, nie wiem jak to się stało.
Chwilę biegliśmy razem ale jak zaczął się las powiedziałem Sławkowi, że niestety muszę lecieć za potrzebą bo już ledwo ciągnę
Sławek spytał czy ma zaczekać lub iść spokojnie ale kazałem mu biec bo nie wiedziałem jak to się potoczy.
Po pierwszej takiej akcji postanowiłem jeszcze nie brać Stoperanu.
Musiałem też odpinać dolny pasek w mocowaniu plecaka bo czułem nacisk na brzuch i źle się czułem. Wybiegłem z lasu, prosta droga ale niestety zapłaciłem za brak koncentracji.
Uderzyłem mocno w coś dużym paluchem lewej stopy i zaliczyłem glebę. Na szczęście ręce trafiły w miękki teren. Wkurzony pozbierałem się i ruszyłem dalej.
Minęła może minuta i po prostu tym samym paluchem przypieprzyłem ponownie w jakiś kamień. Przeszył mnie spory ból.
Dosłownie poczułem jak paznokieć odchodzi od macierzy a dopiero mijał 20-sty kilometr
By się jakoś wspomóc wyciągnąłem już na tym etapie kijki. Zacisnąłem zęby i robiłem dalej swoje.
Trasa pozwalała trochę pobiegać ale były też męczące podejścia, które teraz znosiłem gorzej bo na podejściach musiałem przetaczać stopę przez nieszczęsny palec.
Mijałem Skalne Grzyby a po 29-tym km dotarłem na górę Rogacz 707m.
Później był zbieg do Wambierzyc. Tam piknął mi 35-ty km.
Oprócz bolącego palucha czułem już w obu stopach, że mam odciski.
Powoli kończyły się dwie softflaski 0,6l płynów ale miałem w zapasie jeszcze wodę więc byłem spokojny.
Z Wambierzyc trzeba było napierać pod górę a później przez łąki. Falujące trawy w świetle czołówki dawały mi tam dziwny efekt trójwymiarowości
Straszna parówa.
Powoli kończą się łąki. Jest z lekkiej górki a później mocniejszy zbieg asfaltem. Wiem, że za chwilę dotrę do kolejnego punktu odżywczego ale jeszcze pod koniec łąk spotykam nagle Sławka. Rozpędziłem się już wcześniej do tempa w okolicy 5:00 i tylko krzyknąłem Sławkowi, że nie chcę się zatrzymywać i spotkamy się na punkcie.
Uzupełniam płyny. Jedną softflaskę ponownie całą zalałem colą, a drugą wodą i wrzuciłem dwie tabletki elektrolitów. Zjadam tylko owoce i pomidory oraz wypiłem pół kubka piwa bezalkoholowego by trochę zabić słodki smak. Chciałem zjeść zupę ale niestety spróbowałem i żołądek nie dał rady
Na tym punkcie nie spotkaliśmy Pawła.
Ruszamy dalej ze Sławkiem, który mówi mi, że ma lekki kryzys. Przypomniałem sobie, że miałem wytrzepać buty z syfu. Usiadłem na murku i zacząłem to robić a Sławek ruszył dalej.
Przełęcz Wilcza - trzeci punkt odżywczy, wg Stryd na 59,4 km czyli ~20km od Ściniawki Średniej.
Po wywaleniu syfu z obu butów ruszyłem pod górę za Sławkiem. Dogoniłem go dość szybko i dalej energicznie szedłem pomimo bolącego palucha.
Sławek stwierdził, że nie da rady iść moim tempem. Dalej na Górę Wszystkich Świętych 648m ruszyłem sam.
Na szczycie zrobiłem szybkie foto wieży widokowej.
![Obrazek](https://i.imgur.com/MMC3bkZ.jpg)
Jakieś towarzystwo rozkręcało tam właśnie niezłą imprezę. Z auta wyciągali pełno piwa
Zbieg z góry (trochę schodów na "Drodze Krzyżowej na Kościelcu") do Słupca zleciał szybko.
Trasa przez Słupiec jest lekko zakręcona. W tym roku już tu byłem czujny bo 2 lata temu pobiegłem jak baran za innym zawodnikiem i nadłożyłem z 600m z nawrotką
Za Słupcem zaczęło się kolejne podejście i odpikał 50-ty kilometr.
W brzuchu na szczęście przestało mi się kotłować ale trzymał mnie ciągle ścisk.
Zacząłem odczuwać ból z obu boków ciała, zewnętrzne krawędzie. Nie był to ból w lędźwiach ale nie było to przyjemne. Kolejny męczący element
Miałem już dość cukru. Z plecaka wyciągnąłem zapasową butelkę z wodą i wypiłem chyba z 300 ml.
Przebiegając przez Czerwieńczyce (52,7km) zrobiłem jeszcze to foto:
Zaczęło się podejście pod szczyt Grodnia w Górach Bardzkich. Był tam płynący strumyk gdzie się z przyjemnością schłodziłem.
Jak się wdrapie na górę to docieramy do szerokiej szutrówki i jest już zbieg do Przełęczy Wilczej, około 3km, które biegłem w granicach 5:00.
Przełęcz Wilcza - trzeci punkt odżywczy, wg Stryd na 59,4 km czyli ~20km od Ściniawki. Kolejne punkty będą już na szczęście w mniejszej odległości.
Dwa lata temu był tu też punkt pomiarowy a tym razem nie. Zdziwiłem się ale słyszałem, że inni biegacze też byli zaskoczeni.
Standardowa procedura. Uzupełniam softflaski ale do jednej leję już samą wodę a do drugiej rozwodnioną colę - z większą ilością wody.
Zjadłem kilka kawałków arbuza i pomarańczy. Spróbowałem zjeść kawałek pieczonego ziemniaka. Troszkę weszło ale nie chciałem się obciążać bo zaraz czekało ostre podejście na Wilczak.
Domyślałem się, że ból, który mnie meczy po bokach to problem z nerkami ponieważ doszły problemy z parciem na oddawanie moczu. Co chwilę musiałem się zatrzymywać i sikać ale niestety w malutkich ilościach. No tego to jeszcze nie miałem.
Wypiłem większa ilość wody i herbaty. Colę ograniczyłem do niezbędnego minimum.
Teraz zaczynała się część trasy, którą nie tak dawno (w czerwcu) biegaliśmy treningowo z Łukaszem i Sławkiem. Opis jest we wcześniejszych postach.
Wspiąłem się na Wilczak 633m, krótkie i dość ostre podejście. Zaraz za górą zegarek zasygnalizował 60-ty km.
Później było w sumie sporo odcinków biegowych ale mając tyle km w nogach i jeszcze dużo przed sobą oraz problemy, o których wcześniej wspominałem, biegłem dość spokojnie.
Po drodze ponownie schłodziłem się w górskiej wodzie przekraczanego strumienia.
Powoli zaczynało świtać, ptaki już ćwierkały.
Wpadła mi do głowy myśl, że przecież tej nocy jeszcze nie spałem i przez chwilę ogarnęło mnie jakieś znużenie
Szybko to jednak wyrzuciłem z głowy, bo bolały pęcherze, rozwalony paznokieć i nerki.
Tu, w okolicy Bardo, były chyba największe mgły.
W końcu pojawiły się łąki i wiedziałem, że za chwilę będzie asfaltówka i zbieg przez Bardo do kolejnego punktu i przepaka.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Cy0DRIg.jpg)
Wyprzedził mnie tu jeden z zawodników KBL bo musiałem zostawić 3 kropelki za tym zrolowanym siankiem
Pojawił się asfalt i pokryte mlekiem Bardo.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Ti51XUf.jpg)
Na zbiegu do centrum miasta minął 70-ty kilometr.
Biegłem z kilkoma osobami w stronę przepaka.
Postanowiłem w ogóle nie korzystać z tego co miałem na przepaku. Planowałem tylko uzupełnić płyny i spróbować coś zjeść. Nie chciałem ruszać stóp. W plecaku miałem plastry i chciałem tylko zabezpieczyć nimi dodatkowo obojczyki bo przez odpinanie dolnego mocowania plecaka miałem już tam lekkie otarcia.
Bardo - kolejny punkt odżywczy i jedyny przepak na KBL, wg Stryd na 71,2 km czyli ~11,8km od Przełęczy Wilczej.
Tu czeka na mnie niespodzianka. Przekraczam maty pomiarowe i zmierzając w kierunku punktu odżywczego słyszę, że ktoś mnie woła.
Na ławce siedział Paweł i jego rodzinne wsparcie: Aga z Markiem.
Zaskoczyłem się bardzo, bo nawet nie zakładałem, że Pawła tu zastanę. Wiedziałem, że "support" Pawła miał tu być. Sam nawet Pawłowi mówiłem, że jak będzie na Wilczej Przełęczy to ma im dać znać.
Agnieszka powiedziała mi bym brał przepak a oni mi go zabiorą do Lądka. Tak więc nastąpiła zmiana planów. Wyciągnąłem z przepaka ręcznik i zapasowe skarpety.
Wytarłem stopy i próbowałem nakleić plastry. Wszystko jednak odpadało: bardzo duża wilgotność i dużo się pociłem. Wywaliłem te plastry. Nie chciałem za bardzo patrzeć na siny paznokieć i się zbyt denerwować. Nałożyłem "świeże" skarpetki i zmieniłem czapeczkę.
Poprzednia miała miękki daszek i łatwiej mi było operować czołówką.
Do odebranego przepaka włożyłem wszystko co miałem zbędne: kabanosy których nie ruszyłem, żele i czołówkę. Postanowiłem zostawić kurtkę bo bałem się, że zacznie lać i może będzie potrzebna by się za bardzo nie schłodzić.
Zjadłem trochę owoców, uzupełniłem wodę, wypiłem barszczyk i zjadłem jakieś cisteczko-pasztecik.
Nieplanowo zeszło tu z 30 min ale atmosfera była fajna i bardzo się cieszyłem z takiego spotkania. Super sprawa dla głowy.
Marek spojrzał na zegarek i stwierdził, że będziemy chyba w Lądku o 11.00.
Zaskoczyło mnie to z lekka bo nie sprawdzałem czasu. Powiedziałem, że na tym etapie to niech nawet policzy 2h/10km a zostało nam około 35km.
Ruszyliśmy razem z Pawłem na Drogę Krzyżową - podejście na Kalwarię 593m.
Jeszcze zanim skręciliśmy w las na drodze do przepaka spotkałem Anię i Marcina, którzy w tym roku biegli 240km. W zeszłym roku większość trasy 130km biegliśmy razem. Mieli już w nogach ponad 200km i wyglądali dobrze. Krótkie uściski, życzenia wytrwałości do końca i ruszyłem dalej. Dodam, że ukończyli cały dystans z dobrym czasem.
Bolały mnie trochę spocone dłonie od kijków i pierwszy raz właśnie przy podejściu na Kalwarię postanowiłem nałożyć rękawiczki, które też miałem w zeszłym roku.
Po około 1km jest Źródło Maryi tam napiliśmy się wody i obmyliśmy twarz.
By to zrobić zdjąłem rękawiczki i położyłem na murku. Przypomniałem sobie o nich już jak byliśmy prawie na samej górze. Na tym etapie to bym się po nie nie wrócił gdyby nawet 300zł kosztowały a kupiłem je w Decathlonie kilka lat temu za góra 30 zł
Kapliczka na Kalwarii:
![Obrazek](https://i.imgur.com/AkvVSiN.jpg)
Tu z Pawłem widzieliśmy się ostatni raz na trasie. Każdy z nas musiał walczyć ze swoimi problemami.
Ogólnie ten odcinek do Przełęczy Kłodzkiej był dość męczący.
Z Kalwarii było trochę zbiegania. Później zaczęło się podejście, w końcówce dość mocne, pod Ostrą Górę 720m. Następnie trasa lekko falowała wzdłuż Kłodzkiej Góry.
Gdzieś w tych okolicach spotkałem Roberta z numerem 3415, z którym tasowaliśmy się już do samej mety. Sporą część też przeszliśmy razem.
Ja czasami zostawałem by po kropelce znaczyć teren
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
i później go doganiałem.
Na Przełęcz Kłodzką był ostry zbieg. Robert miał już z tym problemy ja na szczęście nie.
Mięśniowo trzymałem się dobrze.
Przełęcz Kłodzka - piąty punkt odżywczy, wg Stryd na 83,2 km czyli ~12km od Bardo.
Uzupełnienie płynów, tym razem zatankowałem wodę z cytryną. Zjadłem owoce i warzywa: solone pomidory i ogórki. Napiłem się też trochę herbaty.
Ruszyłem dalej z Robertem w kierunku Orłowca. Rozmawialiśmy i czas fajnie leciał.
Zaczęło się męczące podejście na Ptasznik 719m.
Z Ptasznika jest też wkurzające zejście po wielkich kamieniach, które są obrośnięte mchem. Trzeba uważać, tym bardziej, że niektóre są ruchome.
Dalej było trochę odcinka biegowego.
Jakoś jeszcze dawałem radę ale martwiłem się bólem nerek. Jedyne co dobre to, że nie zwiększał się on i że mocz miał dobry kolor.
Przebiegliśmy drogę asfaltową ze Złotego Stoku do Lądka. Zaczął się zbieg do Orłowca.
Przed Orłowcem jest zbieg gdzie trasa KBL spotyka się z trasami 68 i 45 km. Zazwyczaj w tym miejscu, wąskim i często bardzo mokrym, jest tłok ale tym razem tak nie było.
Żaden z zawodników krótszych dystansów nie zdążył tu jeszcze dotrzeć i zbiegało się dobrze. Dodam, że już do samej mety w Lądku nie zdążyła mnie dopaść żadna osoba z dystansu 68,45 i 21 km.
Orłowiec - ostatni punkt odżywczy, wg Stryd na 95,6 km czyli ~12,4km od Przełęczy Kłodzkiej.
Uzupełniłem wodę i zjadłem owoce. Jak to robiłem to wbiegł na punkt Robert. Na zbiegach zwalniał i dlatego został trochę z tyłu.
Spojrzał na zegarek i powiedział, że powinniśmy skończyć gdzieś w granicy 16h30min. Spytałem wtedy która jest godzina. Była 9:20. Wynik 16h30min dawał mi poprawę ale postanowiłem w tym momencie zawalczyć o złamanie 16h.
Z Orłowca jest około 5km podejścia w okolicę Borówkowej Góry, z której zbiegają biegacze "połówki" i tu 2 lata temu było już tłoczno. Dodam, że czasami można spotkać w tym miejscu zabłąkanego biegacza z dystansu 68km
Tym razem był spokój.
Pod górę szedłem energicznie, minąłem kilku biegaczy ze swojego dystansu. Robert został z tyłu już na tym podejściu. Trochę przed maksymalnym wzniesieniem wybiło 100km.
Na tej trasie jest pełno kamieni i takie mocniejsze podejście strasznie mi umęczyło palucha i rozpaliło miejsca z odciskami. Mięśnie się trzymały dobrze i jeszcze przed końcem wzniesienia zacząłem biec.
Kolejne kilometry wpadały w okolicach tempa 4:50 gdzie waliłem na całego po kamieniach.
Dobiegłem do ostatniej miejscowości przed Lądkiem: Lutyni.
![Obrazek](https://i.imgur.com/CohRD2q.jpg)
Zaczął się asfalt i ostatnie 3 km. Dobiegłem do tablicy drogowej informującej, że jestem już w Lądku.
![Obrazek](https://i.imgur.com/2jcedCK.jpg)
Został kilometr do mety. Zleciało szybko
Wbiegłem na metę kończąc bieg jeszcze przed godziną 11 z czasem
15:48:41
Mój wynik i czasy z punktów:
http://wyniki.b4sport.pl/bieg-k-b-l-110 ... K38N5.html
Ostatni odcinek ultra od Orłowca do Lądka pokonałem najszybszym tempem z całych zawodów.
Robert przybiegł z 10 minut po mnie ale wybiegał z Kudowy później niż ja i finalnie różnica między nami to niecała minuta.
Medal finiszera:
Byłem zmęczony, obolały, strasznie spocony ale i szczęśliwy.
Poszedłem do willi gdzie spaliśmy by się wykąpać, przebrać i wróciłem na metę.
Nie zdążyłem dojść jak swój bieg ukończył Paweł.
Trochę później przybiegł też Sławek, który mówił, że odżył po Bardo
Na koniec wyszliśmy w stronę Lutyni po Łukasza. Tak więc na mecie zameldowaliśmy się wszyscy
W Lądku swój górski debiut na połówce zaliczyła również Agnieszka. Jak czekałem na jej wbiegnięcie na metę to akurat przybiegł Witek @wigi kończący Złoty Maraton i zrobiłem mu kilka zdjęć.
Na razie tyle. Może jeszcze coś dopiszę. Może jakieś fotki z netu będą.
Najważniejsze w tym wszystkim była możliwość towarzyskiego spotkania się z całą naszą ekipą.
Była możliwość osobistego poznania się, pogadania itp.
Mam nadzieję, że Paweł i Łukasz nie żałują, że ich namówiłem na KBL.
Sama atmosfera DFBG jest jak co roku super.
Przez problemy, które opisywałem, w czasie biegu oczywiście zastanawiałem się po co mi to było i mówiłem sobie "Pamiętaj NIGDY WIĘCEJ! NIGDY!".
Jak co roku zapomniałem widocznie by nigdy nie mówić nigdy
Całość - Stryd zmierzył mi około 107km:
Miałem ustawione autolapy co 5km i tu złapane czasy:
![Obrazek](https://i.imgur.com/p5vkCKl.jpg)
Zaznaczyłem piątki, które obejmowały punkty odżywcze. Czasami piątka pikała tuż przed punktem (np Pasterka) i wtedy wiadomo, że taki punkt będzie w kolejnej piątce.
Międzyczasy oficjalnie zmierzone na punktach:
Dodam jeszcze, że kilka razy w trasie złapał mnie lekko skurcz w łydkach jak np przeskakiwałem jakieś mokre miejsce. Wykręcało mi też palce w stopach. Na szczęście to było chwilowe i w niczym nie przeszkodziło.
Oszczędziłem wam też widoku odcisków i sinego paznokcia
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)