11.07.2021r.
VI Polska Biega w Tarchałach
Czas netto: 39:54
Średnie tempo: 3:59 min/km
Średnie tętno: -
M16-29: 1
Nie bardzo wiem od czego zacząć. Waham się, czy w ogóle chce pisać tą relację. Szczerze mówiąc...jestem zmieszany. Zrealizowałem w tym biegu założenie mimo ogromnych kryzysów które pojawiały się raz za razem. Wygrałem kategorie wiekową (niezamierzenie) co zawsze mnie niezmiernie cieszy i cieszyło gdy stałem tego dnia na podium. Tylko z drugiej strony barykady dzisiaj mija już drugi dzień, a już wiem że też nie pójdę pobiegać czy rower. W sumie już czwartek, bo trochę tą relacje piszę i jest już lepiej. Lepiej, ale na sport nadal nie ma szans. Nie cieszy mnie ten wypoczynek.....
Do miejscowości Tarchały Wielkie mam 30minut samochodem, więc nie była to podróż życia. Przed wyjazdem oczywiście zaliczony toitoi chyba z czterokrotnie bo mimowolnie i tak się stresowałem. Na śniadanie jak to zwykle już mam w zwyczaju - kawa - przerwa - ciemny chleb z cukrem czyt. nutellą. Dwie małe kromki. Ubrany już i gotowy wyjechałem 20minut po godzinie 10. Start przewidywany był na godzinę punkt 12:00 Idealnie by się usmażyć, przy temperaturze 27 C. Beton jak to komentator stwierdził, nagrzany był prawie do 50 stopni. Dodam, że w ciągu 10000 metrów nie było ani jednego odcinka w cieniu. Czy tak ciężko zorganizować bieg o kilka godzin wcześniej? Ja rozumiem, że dzieci i młode roczniki mają starty wcześniej, ale czy nie lepiej byłoby zamienić to? Nie muszę chyba tutaj wszystkich uświadamiać, ale może ktoś przypadkowo czyta mojego bloga po raz pierwszy - jestem beznadziejny jeśli chodzi o wytrzymywanie wysokiej temperatury jak spaceruje, a co dopiero jak biegam. Przegrzewam się szybciej, niż niektórzy się dopiero rozpoczynają się rozgrzewać.
Spotkałem kilka znajomych twarzy, ale też i kilku znajomych biegaczy. Wszyscy zdziwieni co się stało, że wybrałem się na ten bieg. Tutaj w ramach wyjaśnienia jest to jedno z dwóch większych Grandprix które rozgrywa się tutaj w okolicy i był to w sumie trzeci ostatni bieg z tej serii. Na dwóch poprzednich biegach nie byłem, ponieważ w obu miałem termin wesel na których byłem. Pogadane, jeden mówi że będzie próbował złamać 40min po razy pierwszy, drugi chce pobiec na 40 a jeszcze inny - Robert z którym często trenowałem za wiosny leci na okolicę poniżej 39. Wiedziałem, że ja od życiówki muszę odjąć 1,5minut jak nic. Mi takie warunki nie służą. Na styk w moim przypadku wychodzi 40minut. Skwar niesamowity z nieba się leje, ale postanowione. Lecę z nimi. Rozdzielamy się jednak każdy w swoją drogą stronę, na rozgrzewkę. Wykonałem trochę ponad 2 kilometry i kilka przebieżek. Coś tam bardziej dynamicznego stretchu, ale bez żadnej przesady. Achilles zaczął się odzywać, ale tłumiłem go starając się chłonąć atmosferę. Biegaczy około 200. Trasa jedna pełna petlą 10km z jedną nawrotka 180.
O tak wyglądała:
Ustawiony na starcie znajduję ich gdzieś w 3-4 rzędzie. Ruszamy.
1km
Biegniemy prosto (patrz mapka w kierunku Tarchały małe).Odczuwam dyskomfort, ale nie ma takiego dramatu jak był jeszcze 4 dni wcześniej. Jestem w stanie biec. 3:55
Trasa.JPG
2km
Ciągle na plecach dwójki kolegów. Czuje, że się zagrzałem. 3:52
3km
Skręt w lewo, ale ciągle jesteśmy prowadzeni ulicami które po prostu zostały całkowicie zamknięte. Małe miejscowości, więc nie dziw że jest taka możliwość. Fajnie. 4:00
4km
Robi się już cholernie ciężko. Aczkolwiek dwójka przede mną zwolniła a ja wyprzedziłem ich. Wydaje mi się, że oni wyrównali tempo tak jak w przypadku poprzedniego kilometra. Ja stwierdzam, że lecę swoim rytmem. 3:55
5km
Niby 3:52, ale już tutaj zaczynam umierać. Żałuję że nie miałem pasa bo coś czuję iż 202 hr zostało przebite. Za mną dwójka kolegów parę metrów, przede mną grupa która zaczyna przyspieszać pod 39 z kolegą Robertem. No nic, muszę lecieć jak to stwierdziłem swoim rytmem. Już tylko połowa, już tylko druga połowa.
6km
Mniej niż połowa.
7km
Podbieg.... Całkiem solidny, zwalniam dość znacząco. Czuję, że chłopaki się zbliżają, bo grupa z przodu już mocno znikła mi z widoku. Próbuje coś wykrzesać z siebie i ratuje jeszcze zbliżone tempo 4:03 !
8km
Wyprzedza mnie ta dwójka..... Morale wysiadają, mam ochotę się zatrzymać tym bardziej że obok przebiegam i widzę mete. 4:09 !
9km
Niech to się kończy. Meczę się już nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zawsze twierdzę, że głowę mam mocną ale jakie mnie czarne myśli przechodziły. Bach, nawrotka 180. Niby już powoli powrót i meta zaraz, ale nie mam sił przyspieszyć. Widzę chłopaków, mocno nie odeszli ale chyba źle rozłożyłem siły. Nie, dobrze rozłożyłem bo i tak bym się przegrzał. 4:07 !
10km
Niby tempo 3:45, walczę i próbuje dojść ich ale Jacek który pierwszy raz łamał 40min jest w dobrej formie. Tomek który natomiast ma zbliżoną życiówki do mojej nie rwie. Dobiegam go i stwierdzam, że polecę równym z nim tempem już. Patrzę na zegarek, ale widzę że jednak jest jeszcze szansa na uratowanie 40tki. Wciskam gaz zejście do 3:10 i lecę. Złamane, choć tempo ostatniego kilometra w 3:59 - jeszcze 300metrów przed nawrotem konsekwencje zwolnienia.
Na mecie się położyłem na glebę od razu. W głowie mi się kręciło. Czułem, że będę wymiotował. Od razu podleciała do mnie służba medyczna w kwestii pomocy. Jedne z biegaczy był pierwszy i pomógł mi wstać. Odpowiedziałem służbie, że dalej sobie poradzę. Generalnie pominąłem w powyższej relacji, ale punktów z wodą było chyba z 6 więc zadbali o to. Za każdym razem polewałem się po głowie i karku. Z dwa razy małe łyki się napiłem.
Powiem, a w sumie napisze tak: Ten bieg, wynik kosztował mnie więcej niż 38:36. Trochę się rozpisałem, ale to jakie miałem kryzysy podczas biegu fizyczne czy mentalnie to ciężko ująć słowami.
Posiłek regeneracyjny wleciał jak złoto. Długo nie trzeba było czekać na wręczanie nagród, a że Robert miał otrzymać pierwsze miejsce w kategorii M50 to mówię poczekam chwilę jeszcze. Kobiety kobiety nagle faceci M16-29 i czyta w pierwszej kolejności zwycięzcę i się okazuje że to ja. Chwile potem dopiero przyszedł SMS, a ja takie zdziwienie. No to
idę... Statuetka spoko.
C6F9746C-A980-4CC5-8B08-5069DF93B9B8.jpeg
Czy było warto ? Wyłapałem kontuzje, ale o niej już
tutaj bo wpis zbyt długi.
Mam teraz postój. Przymusowy. Napisałbym, że to dobrze bo przynajmniej nie latam mimo roztrenowania.
Chce wierzyć, że za tydzień wrócę. Zacznę budować bazę podczas tych upałów i zrobię jeszcze lepszą formę na jesień. Liczę, że uda się pobić życiówkę na 10k i złamać 18minut. Czy się uda? To już dopiero na jesień wyjdzie....
Mam taką nadzieję.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.