Końcówka sierpnia, trzeba dokończyć miesiąc

to normalnie rollercoaster dla mnie, ale po kolei.
18-24 to urlop na Mazurach, siedzieliśmy w Iławie, z lekko przeziębionymi dzieciakami, pogoda = wietrzno (tak trochę jak u Cichego czy bezusznego, nie to co te lekkie zefirki nasze standardowe

) + 17-19 stopni. Mimo bliskości jeziora dzieciarnia nie popływała, za to pozwiedzaliśmy, a ja trochę dronem polatałem i filmów pokręciłem z krzyżackich zamków
Niemniej wyszedłem na trening. Oczywiście, wyszedłem na trening akurat w dniu (i w tej połowie dnia), gdzie było ciepło, słonecznie i ogólnie był to najcieplejszy dzień wyjazdu
22.08
Trening prosty, 1,5 km BS, + 3 km THM (4'44) + 1,5 km BS + 1,5 km T10 (4'30) + 1,5 km BS
Biegałem to przy 2k+ pętli dookoła małego Jezioraka w Iławie (parkruny tam robią). 1,5 km dobiegu, i ruszyłem. Pobiegłem to zdecydowanie za szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki - 4'39->4'34->4'31, potem po przerwie 4'19->4'16.
Nooo ciepło, ale zrobione i nie umarłem.
25.08
7 km BS + 2 z 3 km 'męcząco'
To dziwny trening, na papierze dość łatwy, ogólnie trochę wymagający, a mnie zmiótł... słońce świeci, poleciałem zrobić inną pętlę. 3,5 km to po chodniku, ja jakoś czułem chęć na okolice 5'30 to tyle szło, mimo że czułem, że powinienem wolniej, potem skręciłem w Konstantynowską i ruszyłem w kierunku Zdrowia, biegnąc 5 i 6 km wzdłuż wylotówki z Łodzi po zarośniętym torowisku tramwajowym w trawie do pół łydki (w pewnym momencie musiałem przeskakiwać nad padłą, prawdopodobnie potraconą sarną

), szło opornie, gorąco, duszno, no po prostu nie. Zmęczyło mnie to, przyjemności zero, te 3 km na koniec jawiły się jako no-can-do, postanowiłem dociągnąć do domu BSem,
Ale jak chwilę odpocząłem na światłach, stwierdziłem, że jakoś nogi kręcą, to zrobiłem 1200 narastająca 4'24->4'19, trafiłem następne światła i dociągnąłem odcinek do pełnych 2 km po 4'14, dalej wracając BSem. Trochę uratowany trening, ale mimo wszystko za mocno.
27.08
1,5 km BS + 2x2 km THM (4'45) + 1,5 km BS + 1 km THM + BS
A miało być 2x4 km THM...
Na papierze luz, w planie raczej luz, realizacja dramat. Forma zamiast w górę, to raczej w dół, temperatura wreszcie biegowa bo 14 stopni i pochmurno, micha mi się cieszyła na ten trening, a tutaj trzymanie 4'45 ciężko szło i nogi drewniane... Nie zmęczone, tylko sztywne, nie chciały iść. I sam bieg dużo bardziej męczący niż być powinien.
Ten trening dał mi dużo do myślenia, że forma zamiast w górę, w najlepszym wypadku stoi w miejscu. Już miałem rzucić ręcznik, odpuścić sobie plan, zrobić 2-4 tygodnie BSów i zacząć od zera, ale przemyślałem temat, że po prostu zredukuję tempa i będę bardziej brał pod uwagę pogodę, bo jakoś niepostrzeżenie zacząłem biegać życzeniowo - cały lipiec i połowa sierpnia to patelnia, a ja biegałem swoje, co puls pokazywał, że chyba za mocno, a ja liczyłem, że to proces adaptacji. A jednak bodźce za mocne były i progresu nie widać.
No niemniej za 3 tygodnie, 18.09 będę robił sprawdzian formy (?), Bieg Piotrkowską i dycha. Spróbuję zakręcić się w okolicy PB, zobaczymy jak to wyjdzie - u mnie ogromną rolę gra pogoda.
Za to zadebiutowałem w biegu na milę - zapisałem się do biegu Grohmana - towarzyszący bieg przy łódzkim Biegu Fabrykanta (zawsze w ostatnią sobotę wakacji). Wcześniej najkrótszy dystans jaki biegłem to 3000m w wakacje, więc takie krótkie bieganie ma swój urok.
28.08
Zawody na 1609m, przybity trochę niepowodzeniami treningowymi nie wiedziałem jak to biegać, stąd trochę się pytałem na Stravie, na ile mnie optymistycznie

) wyceniacie

w dniu startu (16:45) jeszcze małżonka zorganizowała prezenterkę Thermomixa (na 14)

więc końcówkę prezentacji oglądałem w ciuchach biegowych. Niemniej 16:37 wysiedliśmy niedaleko startu, i miałem całe 7 minut na rozgrzewkę, ustawiłem się w trzeciej linii (liczyłem, że na tę milę zapiszą się sami wymiatacze, ale patrząc po niektórych, stwierdziłem, że chyba będę w górnej połówce
Odliczanie i start, 1,5 pętli przed nami, byle nie spalić. Ruszam, łapię rytm, 3'45, i lecę, stawka szybko się przerzedziła, kto miał wypruć, wypruł, kto miał truchtać - truchtał. Ja starałem się biec luźno i trzymać kadencję.
Przy 600m mata pomiarowa (2:22), moja ekipa z głośnym dopingiem, lecę, tempo trochę siadło, ale bez dramatu. Biegnę swoje, w połowie wyprzedziłem jakiegoś gościa, który wyglądał jakby biegł na 1000, a nie 1609 i zobaczyłem przed sobą drugiego, jakieś 50-60 metrów z przodu, oglądał się. Opanowałem chęć przyspieszenia, bo to mimo wszystko tempo sub4, a ja w połowie, i na 1 km miałem 3:48, bez betonu, ale czuć wysiłek. Fajne było to, że w tym miejscu dystans do gościa zmalał do 20-30m, i sukcesywnie odrabiałem, tutaj przyspieszyłem, nie patrząc na zegarek, i zacząłem się do niego szybciej zbliżać. Pomyślałem, że jak nie odpali nitro, to ja to zrobię. 300m do mety przyspieszyłem, dystans zaczął maleć (leciałem poniżej 3'40), i na 100 metrów do mety ruszyłem sub3, żeby nie myślał o próbie walki

po 600m miałem 16s straty, wygrałem o 11s, zaliczył srogiego zgona. Niemniej ja pobiegłem po 3'49 i jestem dość zadowolony. Jakbym potrzymał lepiej środkową część dystansu, albo zaatakował wcześniej niż 300 do mety, to sub6 by było, ale brak doświadczenia wyszedł, bałem się takiego zgona jak kolega - a tak PB na 1 milę to 6'09.
Zaraz po biegu dość szybko odzyskałem oddech, ale kopnęło mnie po 5 minutach i kolejne 10 dochodziłem do siebie
30.08
Poniedziałek - od rana lało jak skur..., więc ostatecznie wlazłem na elektryka po tym, jak żona zrobiła swój trening

postanowiłem zmierzyć się ze spalonym treningiem.z piątku. Netflix i 47 Ronin play i ruszam. 1,5 km po 5'45, potem podbiłem na 4'45 i czułem się jak przy 2 zakresie, jakbym między piątkiem a poniedziałkiem zrobił pół planu, no nie te same nogi i płuca. 1,5 km przerwy spoko, i kolejne 4 km. Ciężej, to zrozumiałe, ale tu końcówka szła lepiej, niż początek w piątek.
W sumie 11,5 km w godzinę. Zszedłem z bieżni tak mokry, że 10 minut ze mnie kapało

ale zadowolony i nie mogę się doczekać dalszych treningów. Może to na przełamanie trening?
Teraz 11.09 albo 1500 albo 5000 na AZSie, a 18.09 10 km i sprawdzian.