Aniad1312 Wciąż fun przed records
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
20 maja 2021
Wczoraj wieczorem w końcu udało mi się dokończyć=obejrzeć 4 odc. The Chosen, czekam na piąty.
Nie wiedziałam, czy dziś coś wyjdzie z biegania.
Z jednej strony potrzebuję odpoczynku, z drugiej - kiedy jest tak pięknie na zewnątrz, żal nie skorzystać. Stwierdziłam, że jeśli obudzę się bez budzika, to pobiegam. Obudziłam.
12km po 5:43, ostatnie 2km szybsze.
Wczoraj wieczorem w końcu udało mi się dokończyć=obejrzeć 4 odc. The Chosen, czekam na piąty.
Nie wiedziałam, czy dziś coś wyjdzie z biegania.
Z jednej strony potrzebuję odpoczynku, z drugiej - kiedy jest tak pięknie na zewnątrz, żal nie skorzystać. Stwierdziłam, że jeśli obudzę się bez budzika, to pobiegam. Obudziłam.
12km po 5:43, ostatnie 2km szybsze.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
25 maja 2021
W niedzielę najpierw zapowiadało się, że pobiegam, później okazało się, że nie bardzo będzie to możliwe. No ale jednak się udało, 15km po 5:47.
Dzisiaj dyszka, po 5:40.
Zaczynalam od 5:50, koncówka szybsza.
Dziś stuknęło 23tys biegowego przebiegu.
A jako, że weny i chęci blogowej brak - to by było na tyle.
W niedzielę najpierw zapowiadało się, że pobiegam, później okazało się, że nie bardzo będzie to możliwe. No ale jednak się udało, 15km po 5:47.
Dzisiaj dyszka, po 5:40.
Zaczynalam od 5:50, koncówka szybsza.
Dziś stuknęło 23tys biegowego przebiegu.
A jako, że weny i chęci blogowej brak - to by było na tyle.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 czerwca 2021
Dzisiaj 12km, spokojnie, niemal po 6/km. Przy każdej wyjściowej temperaturze powyżej 15st umieram biegowo i nie ma sensu cisnąć szybciej.
Łącznie w czerwcu 152km i tak jest optymalnie.
Plus rower.
Kinvary powoli zaczynają kończyć swój żywot, więc zaczęłam rozglądać się za czymś nowym. Kiedyś w jakimś koszyku został mi model adidas runfalcon 2.0, poszperałam w necie, okazało się, że na stronie producenta mają promocję korzystniejszą niż ta w koszyku, do tego doszło dodatkowe 20proc rabatu i wpadły za 130zeta.
Do tej pory tylko raz miałam je na sobie, wygląda na to, że są ok.
Dzisiaj 12km, spokojnie, niemal po 6/km. Przy każdej wyjściowej temperaturze powyżej 15st umieram biegowo i nie ma sensu cisnąć szybciej.
Łącznie w czerwcu 152km i tak jest optymalnie.
Plus rower.
Kinvary powoli zaczynają kończyć swój żywot, więc zaczęłam rozglądać się za czymś nowym. Kiedyś w jakimś koszyku został mi model adidas runfalcon 2.0, poszperałam w necie, okazało się, że na stronie producenta mają promocję korzystniejszą niż ta w koszyku, do tego doszło dodatkowe 20proc rabatu i wpadły za 130zeta.
Do tej pory tylko raz miałam je na sobie, wygląda na to, że są ok.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
10 lipca 2021
W środę cos tam pobiegałam, 12km w dwóch aktach. Pierwszy 9 po 5:41, drugi 3 po 5:34. Zaskakująco szybko jak na warunki, czyt. duszno i gorąco od samego rana.
W czwartek miałam przemieścić się rowerem w jedno miejsce, ale trzeba było akcję odłożyć w czasie. Dobrze się złożyło, bo poszłam do lekarza. W piątek też nie biegałam, bo od rana badania, potem lało, a nawet gdyby nie lało, to nie chciało mi się.
Dzisiaj też mi się nie chciało, nie wyspałam się. No ale miks żywieniowy, który sobie zapodałam i ten, który przede mną (goście goście) wołał(y) o spalenie tegoż. No to sobie mówię, że choć na dychę wyjdę. Wyszłam, w trakcie biegu wybrałam inną trasę niż początkowo zamierzałam, potem jeszcze inną, potem znów kawałek nieplanowany, no a że chłodnawo było, biegło się fajnie, to skończyło się na 20km, tempem swobodnym (czyli 6:03).
W środę cos tam pobiegałam, 12km w dwóch aktach. Pierwszy 9 po 5:41, drugi 3 po 5:34. Zaskakująco szybko jak na warunki, czyt. duszno i gorąco od samego rana.
W czwartek miałam przemieścić się rowerem w jedno miejsce, ale trzeba było akcję odłożyć w czasie. Dobrze się złożyło, bo poszłam do lekarza. W piątek też nie biegałam, bo od rana badania, potem lało, a nawet gdyby nie lało, to nie chciało mi się.
Dzisiaj też mi się nie chciało, nie wyspałam się. No ale miks żywieniowy, który sobie zapodałam i ten, który przede mną (goście goście) wołał(y) o spalenie tegoż. No to sobie mówię, że choć na dychę wyjdę. Wyszłam, w trakcie biegu wybrałam inną trasę niż początkowo zamierzałam, potem jeszcze inną, potem znów kawałek nieplanowany, no a że chłodnawo było, biegło się fajnie, to skończyło się na 20km, tempem swobodnym (czyli 6:03).
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
11 lipca 2021
Na początku nie bardzo mogłam się zdecydować: bieganie czy rower?
Padło na bieganie. Rower zostawiam na upały. Btw, cieszyłam się, że wczoraj wykorzystałam niższą temperaturę i dłużej pobiegałam
Gps załączył się niemal od razu, potem lekko szalał, pokazując prawie spacerowe tempo. Na tyle znam swój organizm, żeby wiedzieć, kiedy NIE biegnie po 7:15
Przy wyjściowej temperaturze ok 20st nie mam sił ani ochoty na nic szybszego.
Tak też było i teraz, spokojnie, z nogi na nogę w okolicach 5:48.
Ostatnie dwa kilometry jakoś szybciej, po 5:33.
Wszystkiego wyszło 12 po 5:46, w pięknych okolicznościach przyrody.
Czego i Państwu życzę
Na początku nie bardzo mogłam się zdecydować: bieganie czy rower?
Padło na bieganie. Rower zostawiam na upały. Btw, cieszyłam się, że wczoraj wykorzystałam niższą temperaturę i dłużej pobiegałam
Gps załączył się niemal od razu, potem lekko szalał, pokazując prawie spacerowe tempo. Na tyle znam swój organizm, żeby wiedzieć, kiedy NIE biegnie po 7:15
Przy wyjściowej temperaturze ok 20st nie mam sił ani ochoty na nic szybszego.
Tak też było i teraz, spokojnie, z nogi na nogę w okolicach 5:48.
Ostatnie dwa kilometry jakoś szybciej, po 5:33.
Wszystkiego wyszło 12 po 5:46, w pięknych okolicznościach przyrody.
Czego i Państwu życzę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 lipca 2021
Wtorek i środa rower, 35/50 km.
Dziś udało się pobiegać.
Pomysł był na swobodną dyszkę, ale dawno nie wplatałam niczego szybszego, więc wpadły przebieżki.
Najpierw 5.3km po 5:39.
Później 5x200m po 3:28.
Powrót wolniutko, 2.7km po 6:05.
Runfalcony niby ok, ale szału nie robią. Mam wąską stopę i muszę je mocno wiązać.
Wtorek i środa rower, 35/50 km.
Dziś udało się pobiegać.
Pomysł był na swobodną dyszkę, ale dawno nie wplatałam niczego szybszego, więc wpadły przebieżki.
Najpierw 5.3km po 5:39.
Później 5x200m po 3:28.
Powrót wolniutko, 2.7km po 6:05.
Runfalcony niby ok, ale szału nie robią. Mam wąską stopę i muszę je mocno wiązać.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
17 lipca 2021
Obudziłam się w nocy i przez 3h nie mogłam spać. Tyle samo mniej więcej wyniosła ogólna ilość przespanych godzin, więc rano byłam z lekka nieprzytomna, zresztą, trwa to chyba do tej pory
Po zrobieniu zakupów poszłam biegać.
Nogi ociężałe, komfortowo nie było.
Wpadło 16km, z początkowych 6:20 zeszło na 6:07.
Mogłabym dokulać do dwudziestki, siły były, ale chęci nie...
Obudziłam się w nocy i przez 3h nie mogłam spać. Tyle samo mniej więcej wyniosła ogólna ilość przespanych godzin, więc rano byłam z lekka nieprzytomna, zresztą, trwa to chyba do tej pory
Po zrobieniu zakupów poszłam biegać.
Nogi ociężałe, komfortowo nie było.
Wpadło 16km, z początkowych 6:20 zeszło na 6:07.
Mogłabym dokulać do dwudziestki, siły były, ale chęci nie...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
18 lipca 2021
Do ostatniego momentu wahałam się czy biegać dziś, czy może jednak nie.
Wyszło, że jednak tak.
Niespodziewanie pobiegłam inną trasą.
Przy przejściu obok cmentarza mijałam znajomego z rodziną, nie chciałam pchać się między nimi, pomyślałam, że po prostu pobiegnę prosto, zrobię kółko i dalej przy rondzie będzie jak zwykle.
No ale jak już tak pobiegłam, to stwierdziłam, że dalej też będzie trochę inaczej. Poleciałam kawałek wzdłuż rzeczki, wbiegłam między bloki zamiast wracać nad zalew, potem przy parku, nad zalewem tylko kawałek, kolejno ścieżką rowerową, żeby zrobić kółko wokół nowego osiedla. Po 5km stwierdziłam, że pobiegnę kawałek wzdłuż trasy na Poznań, potem odbiję w prawo, zobaczę, czy da się dobiec do wioski tuż za miastem i wrócę zalewem.
Niestety, nie dało się przebiec, tory przeszkodziły, wróciłam. Tzn może jest tam jakieś tajemne przejście, ale go nie widziałam, a szukać też mi się nie bardzo chciało.
Po 6km tempo 5:31.
Z nieba gorunc niemożebna, wypociłam już chyba wszystką wodę, jaką w sobie miałam, zostało ok 250ml w butelce.
Pobiegłam dawno-bieganą ulicą, dobiegłam do zalewu i chwilę odsapnęłam, po kolejnych 3km w 5:27.
Do domu było już tylko 3km, stwierdziłam, że pobiegnę wiaduktem, nie będę wracać ścieżką przy cmentarzu, tylko na rondzie skręcę w lewo i wrócę między blokami; ostatni km z tych trzech po 5:24.
Łącznie 12km.
Bardzo fajna odmiana - polecieć innymi ścieżkami. Niby taki drobny szczegół zdecydował o zmianie trasy, a całość była bardzo (przepraszam za słowo w tych warunkach pogodowych) odświeżająca. A że noga podawała, to i tempo mile mnie zaskoczyło.
Dobre bieganie
Do ostatniego momentu wahałam się czy biegać dziś, czy może jednak nie.
Wyszło, że jednak tak.
Niespodziewanie pobiegłam inną trasą.
Przy przejściu obok cmentarza mijałam znajomego z rodziną, nie chciałam pchać się między nimi, pomyślałam, że po prostu pobiegnę prosto, zrobię kółko i dalej przy rondzie będzie jak zwykle.
No ale jak już tak pobiegłam, to stwierdziłam, że dalej też będzie trochę inaczej. Poleciałam kawałek wzdłuż rzeczki, wbiegłam między bloki zamiast wracać nad zalew, potem przy parku, nad zalewem tylko kawałek, kolejno ścieżką rowerową, żeby zrobić kółko wokół nowego osiedla. Po 5km stwierdziłam, że pobiegnę kawałek wzdłuż trasy na Poznań, potem odbiję w prawo, zobaczę, czy da się dobiec do wioski tuż za miastem i wrócę zalewem.
Niestety, nie dało się przebiec, tory przeszkodziły, wróciłam. Tzn może jest tam jakieś tajemne przejście, ale go nie widziałam, a szukać też mi się nie bardzo chciało.
Po 6km tempo 5:31.
Z nieba gorunc niemożebna, wypociłam już chyba wszystką wodę, jaką w sobie miałam, zostało ok 250ml w butelce.
Pobiegłam dawno-bieganą ulicą, dobiegłam do zalewu i chwilę odsapnęłam, po kolejnych 3km w 5:27.
Do domu było już tylko 3km, stwierdziłam, że pobiegnę wiaduktem, nie będę wracać ścieżką przy cmentarzu, tylko na rondzie skręcę w lewo i wrócę między blokami; ostatni km z tych trzech po 5:24.
Łącznie 12km.
Bardzo fajna odmiana - polecieć innymi ścieżkami. Niby taki drobny szczegół zdecydował o zmianie trasy, a całość była bardzo (przepraszam za słowo w tych warunkach pogodowych) odświeżająca. A że noga podawała, to i tempo mile mnie zaskoczyło.
Dobre bieganie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
25 lipca 2021
Od poniedziałku nie biegałam, nie było kiedy - wakacyjna opieka nad małoletnimi.
No, może w wyjątkiem środy.
- Bierzecie hulajnogi, idziemy nad zalew, tam jest plac zabaw.
- Ciocia, a ty będzies biegła?
- Nie.
- Nie??? Ale pseciez ty biegas!
No to ubrałam ciuchy i buty biegowe i poszliśmy.
Dzisiaj głód biegowy musiał zostać zaspokojony, obiegłam miasto, po 15km (5:43, w tym ostatnie 5km 5:33/5:23/5:36/5:36/5:37) stwierdziłam, że może jeszcze dorzucę piątkę na spokojnie. I tak też się stało, ostatni ciut szybciej - 5:23. A tempo całości 5:44.
Od poniedziałku nie biegałam, nie było kiedy - wakacyjna opieka nad małoletnimi.
No, może w wyjątkiem środy.
- Bierzecie hulajnogi, idziemy nad zalew, tam jest plac zabaw.
- Ciocia, a ty będzies biegła?
- Nie.
- Nie??? Ale pseciez ty biegas!
No to ubrałam ciuchy i buty biegowe i poszliśmy.
Dzisiaj głód biegowy musiał zostać zaspokojony, obiegłam miasto, po 15km (5:43, w tym ostatnie 5km 5:33/5:23/5:36/5:36/5:37) stwierdziłam, że może jeszcze dorzucę piątkę na spokojnie. I tak też się stało, ostatni ciut szybciej - 5:23. A tempo całości 5:44.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
7 sierpnia 2021
Przyszło-nowe-forumowe
Przełom lipca i sierpnia spędziłam w Tatrach.
Trochę chodziłam, trochę biegałam.
Na szczęście nocleg miałam niemal w Kościelisku, ominęły mnie miliony turystów nad Morskim Okiem
Jest takie jedno miejsce w Dolinie Pięciu Stawów, w którym panuje cisza absolutna. Zachwyciła mnie kilka lat temu. Ciekawe, czy nadal można ją usłyszeć.
Pobyt całkiem udany, okazało się, że w tym samym czasie w okolicach Doliny Chochołowskiej są znajomi (kolega biegnie Bieg Granią Tatr i przeciera szlaki w przygotowaniach).
W 4 dni łącznie ok 120km dreptania, po pierwszych dwóch dniach miałam takie zakwasy, że łomatkorudo
Bieganie x2 po ulicach.
Pierwsze - po 5km złapała mnie burza. No, może nie złapała, chmury były solidne, spodziewałam się że pewnie zmoknę, ale żeby aż tak? W pierwszej chwili stwierdziłam, że trzeba będzie wracać, skoro jednak ta burza nie skręca i na 6km pada coraz solidniej. Ale w którymś momencie byłam już tak przemoczona...Pomyślałam, że skoro i tak sucha nie będę, to dokręcę do dyszki.
Drugie bieganie - 12km.
Trasy ulicami, z rana. Fajnie, pod górę z wysiłkiem, ale za to w dół jak lekko
Oba biegi w okolicach 6/km.
Po powrocie w planach miałam bieganie w czwartek, ale byłoby w tym za dużo pośpiechu, odpuściłam.
Dzisiaj miałam jechać na dłuższą wycieczkę rowerową, ale że kumpela dostała jakiejś paskudnej jelitówki, to wycieczka umarła śmiercią naturalną (czyt. samej mi się nie chciało jechać). Nicto, poszłam biegać.
Chwilę odczekałam, bo przed tą planowaną wyprawą wsunęłam pyszną i solidną owsiankę, na szczęście odpowiednio wcześniej przed umówioną godziną.
Byłam ciekawa, jak będzie mi się biegło. Było ok.
Pierwsze 6km: 5:43/5:45/5:31/5:19/5:14/5:09
Kolejne 4: 5:28/5:22/5:10/4:48
Ostatnie 2 wypoczynkowo: 5:46/5:27
Sapałam jak lokomotywa, ale o dziwo nie czułam jakiegoś wielkiego zmęczenia.
Aha, lipiec 160km.
*******
Po podróżach PKP i (zwłaszcza) planowaniu kolejnych z ogromną przyjemnością i chyba jeszcze większym zrozumieniem przeczytam czekającą na mnie książkę Olgi Gitkiewicz "Nie zdążę".
Przyszło-nowe-forumowe
Przełom lipca i sierpnia spędziłam w Tatrach.
Trochę chodziłam, trochę biegałam.
Na szczęście nocleg miałam niemal w Kościelisku, ominęły mnie miliony turystów nad Morskim Okiem
Jest takie jedno miejsce w Dolinie Pięciu Stawów, w którym panuje cisza absolutna. Zachwyciła mnie kilka lat temu. Ciekawe, czy nadal można ją usłyszeć.
Pobyt całkiem udany, okazało się, że w tym samym czasie w okolicach Doliny Chochołowskiej są znajomi (kolega biegnie Bieg Granią Tatr i przeciera szlaki w przygotowaniach).
W 4 dni łącznie ok 120km dreptania, po pierwszych dwóch dniach miałam takie zakwasy, że łomatkorudo
Bieganie x2 po ulicach.
Pierwsze - po 5km złapała mnie burza. No, może nie złapała, chmury były solidne, spodziewałam się że pewnie zmoknę, ale żeby aż tak? W pierwszej chwili stwierdziłam, że trzeba będzie wracać, skoro jednak ta burza nie skręca i na 6km pada coraz solidniej. Ale w którymś momencie byłam już tak przemoczona...Pomyślałam, że skoro i tak sucha nie będę, to dokręcę do dyszki.
Drugie bieganie - 12km.
Trasy ulicami, z rana. Fajnie, pod górę z wysiłkiem, ale za to w dół jak lekko
Oba biegi w okolicach 6/km.
Po powrocie w planach miałam bieganie w czwartek, ale byłoby w tym za dużo pośpiechu, odpuściłam.
Dzisiaj miałam jechać na dłuższą wycieczkę rowerową, ale że kumpela dostała jakiejś paskudnej jelitówki, to wycieczka umarła śmiercią naturalną (czyt. samej mi się nie chciało jechać). Nicto, poszłam biegać.
Chwilę odczekałam, bo przed tą planowaną wyprawą wsunęłam pyszną i solidną owsiankę, na szczęście odpowiednio wcześniej przed umówioną godziną.
Byłam ciekawa, jak będzie mi się biegło. Było ok.
Pierwsze 6km: 5:43/5:45/5:31/5:19/5:14/5:09
Kolejne 4: 5:28/5:22/5:10/4:48
Ostatnie 2 wypoczynkowo: 5:46/5:27
Sapałam jak lokomotywa, ale o dziwo nie czułam jakiegoś wielkiego zmęczenia.
Aha, lipiec 160km.
*******
Po podróżach PKP i (zwłaszcza) planowaniu kolejnych z ogromną przyjemnością i chyba jeszcze większym zrozumieniem przeczytam czekającą na mnie książkę Olgi Gitkiewicz "Nie zdążę".
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
14 sierpnia 2021
We wtorek zawitałam na 3 dni w okolice Grudziądza.
W środę zwiedziłam miasto, w tym bardzo urokliwą kawiarnię "Fado" i jeszcze bardziej wyczekiwaną przeze mnie "Ciacho Bez Cukru" Dobre ciasta mają
W czwartek wybrałam się do Malborka.
W piątek laba i odpoczynek, głównie od transportu publicznego.
Wstępnie założyłam 15km.
Najpierw pobiegłam wzdłuż Małego Rudnika, potem Pieńki Królewskie, a potem wbiegłam na ścieżkę przy trasie prowadzącej do Grudziądza. Po kilkuset metrach zawróciłam, a po 9km weszłam do sklepu po butelkę wody, bo pierwsza już była na wykończeniu. Miałam zamiar dobiec jeszcze kilometr, a później obowiązywało założenie pt. "zobaczymy jak się będzie biegło".
No ale zegarek sam zapisał ten odcinek, wyszło że po 5:31.
Potem pobiegłam w kierunku na Rudą. Przy głównej trasie zdecydowałam się skręcić w prawo, przeciwnie do kierunku do którego pierwotnie zamierzałam biec, jakoś tak wydawało mi się, że tam będzie spokojniej. Nie było.
Dobiegłam do krzyżówki, pobiegłam na Sarnowo, kilka wzniesień i zbiegów wpadło, nie powiem - łatwo nie było przy wczorajszej temperaturze. Później zawróciłam, poleciałam kawałek przez Wałdowo i wróciłam do Rudej i finalnie do Małego Rudnika, 10km po 5:42.
Łącznie 19.
Skoro są wakacje, to przecież nie będę się przemęczać.
ps. Refleksja taka, że w pociągach przewoźników regionalnych panują (przynajmniej latem) warunki o niebo lepsze niż w IC itd.
We wtorek zawitałam na 3 dni w okolice Grudziądza.
W środę zwiedziłam miasto, w tym bardzo urokliwą kawiarnię "Fado" i jeszcze bardziej wyczekiwaną przeze mnie "Ciacho Bez Cukru" Dobre ciasta mają
W czwartek wybrałam się do Malborka.
W piątek laba i odpoczynek, głównie od transportu publicznego.
Wstępnie założyłam 15km.
Najpierw pobiegłam wzdłuż Małego Rudnika, potem Pieńki Królewskie, a potem wbiegłam na ścieżkę przy trasie prowadzącej do Grudziądza. Po kilkuset metrach zawróciłam, a po 9km weszłam do sklepu po butelkę wody, bo pierwsza już była na wykończeniu. Miałam zamiar dobiec jeszcze kilometr, a później obowiązywało założenie pt. "zobaczymy jak się będzie biegło".
No ale zegarek sam zapisał ten odcinek, wyszło że po 5:31.
Potem pobiegłam w kierunku na Rudą. Przy głównej trasie zdecydowałam się skręcić w prawo, przeciwnie do kierunku do którego pierwotnie zamierzałam biec, jakoś tak wydawało mi się, że tam będzie spokojniej. Nie było.
Dobiegłam do krzyżówki, pobiegłam na Sarnowo, kilka wzniesień i zbiegów wpadło, nie powiem - łatwo nie było przy wczorajszej temperaturze. Później zawróciłam, poleciałam kawałek przez Wałdowo i wróciłam do Rudej i finalnie do Małego Rudnika, 10km po 5:42.
Łącznie 19.
Skoro są wakacje, to przecież nie będę się przemęczać.
ps. Refleksja taka, że w pociągach przewoźników regionalnych panują (przynajmniej latem) warunki o niebo lepsze niż w IC itd.