


Myślę mniej więcej tak samo :)Quote: from PAwel
każdy może zbliżyć się do granicy swoich możliwości i dopiero gdy jest blisko tej granicy, jego wysiłek zasługuje na moje uznanie. Akle żeby zbliżyć się do granicy swoich możliwości trzeba trenować.
Dla mnie triatlon to jest dopiero zabawa. Do tego wystarczy umieć pływać,mieć rower ( KASA ) i buty do biegania. IRONMAN to pikuś i żadne osiągnięcie. To kwestia kasy i czasu. Mówiąc krótko snobizm w czystym wydaniu. Żaden wysiłek. A dystans olpimpijski?Jeśli nie pływasz poniżej 15min na 1,5 km,nie jezdzisz poniżej 60min na 40km i nie biegasz 10km w 30min to żaden heroizm....poprostu jesteś cieniasem. Całe szczęście ja tak nie myślę. Paweł a może ty za cienki jesteś do maratonu?Quote: from PAwel on 9:39 pm on Dec. 27, 2003
No, więc dla mnie pokonanie maratonu to nie jest żadne osiągnięcie, bo każdy może pokonać ten dystans i to bez żadnego przygotowania i bez uszczerbku dla zdrowia (
Quote: from Arti on 8:13 am on Dec. 29, 2003
A ja tylko zacytuję hasło jednego z maratonów w Berlinie..chyba z 2000 roku lub 1999:
"Każdy wygrywa niektórzy tylko trochę szybciej" i tyle !
Wszyscy ,którzy ukończą maraton są zwycięzcami choćby dlatego ,że pokonali swoje słabości.
Podpisuję sie pod tym, istnieje jeszcze coś takiego jak REKREACJAQuote: from krzycho on 11:17 am on Dec. 29, 2003
hehe... wszystko jest względne.
Kiedy kończyłem pierwszy maraton z zaciśnietymi zębami w 4:17, to był dla mnie straszny wyczyn. Teraz urwałem z tego prawie godzinę i troche z tego sie śmieję. Ale nigdy nie będę uważał za cieniarza kogoś, kto startuje pierwszy raz i pobiegnie nawet w 5:30.
I jeszcze jedno - są też ludzie, którzy nie mają wielkich ambicji. Trenują raz-dwa razy w tygodniu, bo nie mają czasu albo nie zależy im na urywaniu minut, biegną ten maraton raz do roku w pięć godzin i poza tym wcale nie startują. I co? Czy są śmieszni? Bo dla mnie absolutnie nie.
Czy koniecznie wszyscy muszą udawać wyczynowców (umówmy się - nawet najwięksi twardziele z tego forum są amatorami, ambitnymi, ale jednak amatorami), trzymać się planów, urywać minuty i sekundy z życiówki? W Polsce można być albo fajtłapą, albo superwymiataczem. Stadium pośredniego nie ma. Czy trochę nie przez takie ogólnospołeczne nastawienie tak mizernie wygląda frekwencja na DUŻYCH polskich maratonach w porównaniu z zagramanicą?
(Edited by krzycho at 11:20 am on Dec. 29, 2003)