Aniad1312 Wciąż fun przed records
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
8 listopada 2020
Hm.
Chciałaby mieć talent pisarski, a nie ma.
I jak tu ubrać w słowa te 12km?
Akt I.
Wychodzi z domu, wybiera trasę, tym razem obok cmentarza, bo jej się nie chce biegać na-ob-koło. Sapie, myśli sobie, że pewnie znów HB jej spadło, bo takie symptomy często temu towarzyszą. Myśli dalej, że może zrobi sobie jakieś podstawowe badania naprędce. Albo zadzwoni do doktora po tabletki, a badania później...jakoś...może...
Nicto, biegnie dalej, ulice puste, biegaczy zero.
Wbiega do lasku, czy zagajnika, czy zieleńca.
Trochę się pokręciła, pobiegła wzdłuż zalewu, nie żeby chciało jej się go okrążać, tego ona za bardzo nie lubi i sama nie wie czemu. To znaczy czasem jej się to zdarza, takie okrążanie, rzadziej dwa, choć pamięta że wiosną i trzy chyba wpadły, ale nie lubi i już.
No więc pobiegła, spotkała znajomego-z-widzenia biegacza, pomachała jak to ma(ją) w zwyczaju, dalej - trochę ulicą, wbiegła na drugą stronę zalewu. Wybiło jej 7km, śr po 5:33, ostatni 5:17. Zawróciła.
Akt II
Biegła dalej, zmęczona, ukryć się nie dało przed samą sobą.
Po chyba dwóch-trzech kilometrach spotkała kolejnego biegacza, tego nie znała, ale pomachała, lub też tylko rękę podniosła. Tak, to raczej gest taki był właśnie.
Nogi niosły dalej, już wolniej, bo i takie było zamierzenie.
W głowie myśli milyjony miała, czyli dzień jak co dzień. Niektóre szły na odsiew, niektóre nie. Jaki plon tego zbierze, zobaczy.
Co czas jakiś sobie przystawała, nosek otrzeć, jak na prawdziwą damusię przystało, którą przecie nie jest.
Trochę znów po zieleńcu czy innym zagajniku się pokręciła, myśląc którędy wracać, czy przez tory, czy jednak parkiem. Parkiem bliżej i więcej zieleni po drodze i oddychać można bardziej też.
Jak pomyślała, tak zrobiła, po 5km zastopowała zegarek, tempem 5:46 ukontentowana.
Kurtyna.
W roli głównej ona, czyli ja.
Hm.
Chciałaby mieć talent pisarski, a nie ma.
I jak tu ubrać w słowa te 12km?
Akt I.
Wychodzi z domu, wybiera trasę, tym razem obok cmentarza, bo jej się nie chce biegać na-ob-koło. Sapie, myśli sobie, że pewnie znów HB jej spadło, bo takie symptomy często temu towarzyszą. Myśli dalej, że może zrobi sobie jakieś podstawowe badania naprędce. Albo zadzwoni do doktora po tabletki, a badania później...jakoś...może...
Nicto, biegnie dalej, ulice puste, biegaczy zero.
Wbiega do lasku, czy zagajnika, czy zieleńca.
Trochę się pokręciła, pobiegła wzdłuż zalewu, nie żeby chciało jej się go okrążać, tego ona za bardzo nie lubi i sama nie wie czemu. To znaczy czasem jej się to zdarza, takie okrążanie, rzadziej dwa, choć pamięta że wiosną i trzy chyba wpadły, ale nie lubi i już.
No więc pobiegła, spotkała znajomego-z-widzenia biegacza, pomachała jak to ma(ją) w zwyczaju, dalej - trochę ulicą, wbiegła na drugą stronę zalewu. Wybiło jej 7km, śr po 5:33, ostatni 5:17. Zawróciła.
Akt II
Biegła dalej, zmęczona, ukryć się nie dało przed samą sobą.
Po chyba dwóch-trzech kilometrach spotkała kolejnego biegacza, tego nie znała, ale pomachała, lub też tylko rękę podniosła. Tak, to raczej gest taki był właśnie.
Nogi niosły dalej, już wolniej, bo i takie było zamierzenie.
W głowie myśli milyjony miała, czyli dzień jak co dzień. Niektóre szły na odsiew, niektóre nie. Jaki plon tego zbierze, zobaczy.
Co czas jakiś sobie przystawała, nosek otrzeć, jak na prawdziwą damusię przystało, którą przecie nie jest.
Trochę znów po zieleńcu czy innym zagajniku się pokręciła, myśląc którędy wracać, czy przez tory, czy jednak parkiem. Parkiem bliżej i więcej zieleni po drodze i oddychać można bardziej też.
Jak pomyślała, tak zrobiła, po 5km zastopowała zegarek, tempem 5:46 ukontentowana.
Kurtyna.
W roli głównej ona, czyli ja.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
10 listopada 2020
Wstałam, pobiegłam. W międzyczasie kawę wypiłam.
Trasa standardowa.
Symboliczne 11.11km, w sam raz na jutro.
No chyba, że upamiętnić będę chciała jeszcze rok, to wtedy może jeszcze coś nabiegam.
O ile będzie mi się chciało - choć dzisiaj tego nie przewiduję, to jutro może mi się zmienić.
Wstałam, pobiegłam. W międzyczasie kawę wypiłam.
Trasa standardowa.
Symboliczne 11.11km, w sam raz na jutro.
No chyba, że upamiętnić będę chciała jeszcze rok, to wtedy może jeszcze coś nabiegam.
O ile będzie mi się chciało - choć dzisiaj tego nie przewiduję, to jutro może mi się zmienić.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
12 listopada 2020
Wczoraj niemal 10km - pieszo.
Dzisiaj pobudka o 4:30, po tym jak przyśniło mi się, że biegłam lasem, scieżyną uroczą...Patrzę, jakieś 200m przede mną równie urocza sarenka...O nie, jednak nie urocza i nie sarenka. Locha z małymi Tzn małe były urocze. Chyba.
Krokiem niespiesznym potruchtałam w przeciwległym kierunku, skryć się za drzewo. Nie pomogło....
W tym momencie, na szczęście, się obudziłam. Nie dało już rady usnąć, więc rada-nie rada wstałam. Tzn rada ze względu na to, że i tak wstałabym na bieganie, nie-rada że jednak godzina z kawałkiem snu mniej.
Nicto, 10km po 5:47. Biegłam jak nogi chciały, a chciały wolno.
Jako, że wciąż podlegam trybowi sugarfree, wczoraj po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy - zero rogala. Ani kruszynki. Good news, że nawet mnie nie ciągnęło.
Za to podeszłam do pieczenia bułek.
No...
Dobre mi te podpłomyki wyszły...
Wczoraj niemal 10km - pieszo.
Dzisiaj pobudka o 4:30, po tym jak przyśniło mi się, że biegłam lasem, scieżyną uroczą...Patrzę, jakieś 200m przede mną równie urocza sarenka...O nie, jednak nie urocza i nie sarenka. Locha z małymi Tzn małe były urocze. Chyba.
Krokiem niespiesznym potruchtałam w przeciwległym kierunku, skryć się za drzewo. Nie pomogło....
W tym momencie, na szczęście, się obudziłam. Nie dało już rady usnąć, więc rada-nie rada wstałam. Tzn rada ze względu na to, że i tak wstałabym na bieganie, nie-rada że jednak godzina z kawałkiem snu mniej.
Nicto, 10km po 5:47. Biegłam jak nogi chciały, a chciały wolno.
Jako, że wciąż podlegam trybowi sugarfree, wczoraj po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy - zero rogala. Ani kruszynki. Good news, że nawet mnie nie ciągnęło.
Za to podeszłam do pieczenia bułek.
No...
Dobre mi te podpłomyki wyszły...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 listopada 2020
Piękny dzień
Pobiegłam udeptanymi (już) ścieżkami. Kolory jesienne, raj dla oczu.
Dobrze mi się biegło, co prawda nos co chwilę strajkował, ale ogółem super.
Przez myśl przeszło mi 15km (wczoraj), później stwierdziłam, że jednak wpadnie tradycyjna dwunastka (dzisiaj). Kolejna myśl - trzynaście (kto da więcej? ) w tym przebieżki.
Przy czwartej stwierdziłam, że jednak warto wykorzystać pogodę i dobiec do 15.
Tak więc najpierw 10.4km po 5:40.
Później wspomniane 5x110m po 4 plus 3x200m po 3:54 - letko przy dwusetkach nie było.
W przerwach trucht.
Pobiegłam do domu, po drodze spotkałam kolegę z pracy, z którym przez zdalne nie widzieliśmy się het i dłużej. Pogadaliśmy dośc długo, ruszyć było nielekko ale jakoś się dokulałam - 2.6km po 5:50.
Łącznie 15.4km
A teraz zaległam. Zasłużenie
ps. Co do cukru, czytam "Słodziutki. Autobiografia cukru". Ciekawe rzeczy tam piszą...
Piękny dzień
Pobiegłam udeptanymi (już) ścieżkami. Kolory jesienne, raj dla oczu.
Dobrze mi się biegło, co prawda nos co chwilę strajkował, ale ogółem super.
Przez myśl przeszło mi 15km (wczoraj), później stwierdziłam, że jednak wpadnie tradycyjna dwunastka (dzisiaj). Kolejna myśl - trzynaście (kto da więcej? ) w tym przebieżki.
Przy czwartej stwierdziłam, że jednak warto wykorzystać pogodę i dobiec do 15.
Tak więc najpierw 10.4km po 5:40.
Później wspomniane 5x110m po 4 plus 3x200m po 3:54 - letko przy dwusetkach nie było.
W przerwach trucht.
Pobiegłam do domu, po drodze spotkałam kolegę z pracy, z którym przez zdalne nie widzieliśmy się het i dłużej. Pogadaliśmy dośc długo, ruszyć było nielekko ale jakoś się dokulałam - 2.6km po 5:50.
Łącznie 15.4km
A teraz zaległam. Zasłużenie
ps. Co do cukru, czytam "Słodziutki. Autobiografia cukru". Ciekawe rzeczy tam piszą...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
17 listopada 2020
Obudziłam się przed budzikiem. Wyspana.
Najpierw 7km w kombinacji uliczno-parkowo-laskowej. Potem pobiegłam wzdłuż zalewu i wróciłam tym samym odcinkiem, trochę po parku jeszcze się pokręciłam. Zegarek wybił 12km - wcisnęłam stop+zapisz. Całość wypadła po 5:35, do 7km wolniej, wpadało śr nawet 5:43, potem kiedy już na asfalt przyzalewowy wbiegłam, było szybciej. Ostatni km w 5:16.
Bez przystanków się nie obyło, nos znów strajkował.
Ale co sobie odsapnęłam przy okazji, to moje
Obudziłam się przed budzikiem. Wyspana.
Najpierw 7km w kombinacji uliczno-parkowo-laskowej. Potem pobiegłam wzdłuż zalewu i wróciłam tym samym odcinkiem, trochę po parku jeszcze się pokręciłam. Zegarek wybił 12km - wcisnęłam stop+zapisz. Całość wypadła po 5:35, do 7km wolniej, wpadało śr nawet 5:43, potem kiedy już na asfalt przyzalewowy wbiegłam, było szybciej. Ostatni km w 5:16.
Bez przystanków się nie obyło, nos znów strajkował.
Ale co sobie odsapnęłam przy okazji, to moje
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
21 listopada 2020
Kurczę, tak to jest, jak się w trakcie wrzucania wpisu na bloga zajmuje pięcioma rzeczami na raz typu praniem, odpowiadaniem na wiadomości, robieniem herbaty, kawy, tudzież i jedzeniem.
Wylogowało mnie i wpis roboczy zniknął.
Może to i lepiej.
12km w dwóch aktach, pierwszy - 9km śr 5:33, połowa wolniej, druga szybciej, ostatni po 5:12.
Akt drugi trzykilometrowy tempem wolnym na rozluźnienie.
No i w zasadzie to by było na tyle.
Zimno dzisiaj, ale przynajmniej mogłam przetestować ocieplaną bluzę attiq. Test przeszła pomyślnie.
Kurczę, tak to jest, jak się w trakcie wrzucania wpisu na bloga zajmuje pięcioma rzeczami na raz typu praniem, odpowiadaniem na wiadomości, robieniem herbaty, kawy, tudzież i jedzeniem.
Wylogowało mnie i wpis roboczy zniknął.
Może to i lepiej.
12km w dwóch aktach, pierwszy - 9km śr 5:33, połowa wolniej, druga szybciej, ostatni po 5:12.
Akt drugi trzykilometrowy tempem wolnym na rozluźnienie.
No i w zasadzie to by było na tyle.
Zimno dzisiaj, ale przynajmniej mogłam przetestować ocieplaną bluzę attiq. Test przeszła pomyślnie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
22 listopada 2020
Dobre bieganie dzisiaj.
Najpierw 9km po 5:35, ostatni 5:13. Potem na uspokojenie 4.12km, wyszło mniej spokojnie po 5:27, ostatni podobnie - 5:12.
I to wszystko w Kinvarach, niemożebność jakaś
Może gdyby pogoda była ładniejsza, obiegłabym zalew dwukrotnie, ale że nie była, to nie obiegłam
Dobre bieganie dzisiaj.
Najpierw 9km po 5:35, ostatni 5:13. Potem na uspokojenie 4.12km, wyszło mniej spokojnie po 5:27, ostatni podobnie - 5:12.
I to wszystko w Kinvarach, niemożebność jakaś
Może gdyby pogoda była ładniejsza, obiegłabym zalew dwukrotnie, ale że nie była, to nie obiegłam
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
24 listopada 2020
Żadne zdjęcie ani słowo nie oddałoby piękna dzisiejszego poranka, słońca oświetlającego wodę, krążących ptaków.*
Kiedy patrzę na nie, formujące klucz, nieustannie zadziwia mnie Mądrość natury. Cud.
Podobnie jest w przypadku starych budowli, kościołów. Ilekroć takie oglądam, zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie setki lat temu, nie mając do dyspozycji tylu osiągnięć techniki i nauki, maszyn, dźwigów itp które my mamy, budowali takie misterne cuda, które trwają do dziś.
Akustyka, trwałość, piękno bywa często nieporównywalna do tego, co mamy dzisiaj.
*******
Najpierw 7.34km śr 5:42.
Później 5x200m na rozruszenie nóg, śr 3:43. Nie biegło mi się lekko, a poza tym miałam dyskomfort lekko luźnych butów, jeszcze większy dyskomfort pojawiał się na myśl o tym, żeby je porządnie zawiązać Tak więc na własne życzenie, biegłam jako-tako.
Przerwa trucht, plus parę chwil na odsapnięcie.
Powrót 2.75km śr 5:44. Na początku wolno, zmęczona byłam tymi dwusetkami, później nogi same przyspieszyły.
Łącznie dwunastka.
*Taki widok rekompensuje wszelkie trudności, które pojawiają się na ścieżkach poszczególnych dni.
Żadne zdjęcie ani słowo nie oddałoby piękna dzisiejszego poranka, słońca oświetlającego wodę, krążących ptaków.*
Kiedy patrzę na nie, formujące klucz, nieustannie zadziwia mnie Mądrość natury. Cud.
Podobnie jest w przypadku starych budowli, kościołów. Ilekroć takie oglądam, zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie setki lat temu, nie mając do dyspozycji tylu osiągnięć techniki i nauki, maszyn, dźwigów itp które my mamy, budowali takie misterne cuda, które trwają do dziś.
Akustyka, trwałość, piękno bywa często nieporównywalna do tego, co mamy dzisiaj.
*******
Najpierw 7.34km śr 5:42.
Później 5x200m na rozruszenie nóg, śr 3:43. Nie biegło mi się lekko, a poza tym miałam dyskomfort lekko luźnych butów, jeszcze większy dyskomfort pojawiał się na myśl o tym, żeby je porządnie zawiązać Tak więc na własne życzenie, biegłam jako-tako.
Przerwa trucht, plus parę chwil na odsapnięcie.
Powrót 2.75km śr 5:44. Na początku wolno, zmęczona byłam tymi dwusetkami, później nogi same przyspieszyły.
Łącznie dwunastka.
*Taki widok rekompensuje wszelkie trudności, które pojawiają się na ścieżkach poszczególnych dni.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 listopada 2020
Od ostatniego razu nie chciało mi się biegać. No, może jakieś przebłyski odezwały się w piątek po południu (może by stadion...?), ale nie miały siły przebicia.
Dziś biegowo dzień-jak-co dzień. Tzn trasa.
Wymieniłam sznurowadła w kinvarach - doprawdy, nie wiem po co te oryginalne są takie długie.
Teraz biel nowych kontrastuje z samymi butami, które - mimo prania - wciąż noszą barwy błota ze szlaków pienińskich
Nad zalewem znajome twarze, do tego dwóch morsów.
Po 12.2km padł zegarek, dobiegłam jeszcze 3km i do domu. Ta zmierzona część 5:43, a ta krótsza nie wiem.
Po przyjściu szybko zarobiłam chleb, ledwo miałam siłę wyrabiać ciasto tak od razu po biegu, bez odpoczynku i śniadania. No ale jakoś się udało i właśnie się piecze
Listopad - 148km i pewnie tak zostanie.
Od ostatniego razu nie chciało mi się biegać. No, może jakieś przebłyski odezwały się w piątek po południu (może by stadion...?), ale nie miały siły przebicia.
Dziś biegowo dzień-jak-co dzień. Tzn trasa.
Wymieniłam sznurowadła w kinvarach - doprawdy, nie wiem po co te oryginalne są takie długie.
Teraz biel nowych kontrastuje z samymi butami, które - mimo prania - wciąż noszą barwy błota ze szlaków pienińskich
Nad zalewem znajome twarze, do tego dwóch morsów.
Po 12.2km padł zegarek, dobiegłam jeszcze 3km i do domu. Ta zmierzona część 5:43, a ta krótsza nie wiem.
Po przyjściu szybko zarobiłam chleb, ledwo miałam siłę wyrabiać ciasto tak od razu po biegu, bez odpoczynku i śniadania. No ale jakoś się udało i właśnie się piecze
Listopad - 148km i pewnie tak zostanie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 grudnia 2020
Wczoraj towarzyski marszobieg, wyszło 6km. Ile z tego marszu, ile biegu nie wiem, bo nie sprawdzałam.
Dzisiaj standardowa 12tka.
Zaczęłam wolniej, 5:50. Tak mniej więcej biegłam przez chyba pierwsze 4km, potem trochę przyspieszyłam, acz niewiele. Ogółem biegłam ot tak, jak mi akurat nogi dyktowały. Ostatnie 2km po 5:36, całość 5:45.
Ubrałam najcieplejszą bluzę jaką mam, kiedyś zakładałam ją na mocno minusowe temperatury. Dziś zaledwie -2 st, a wcale nie było mi w niej zbyt gorąco. Jakoś mi się to zmienia z...tym..no...wiekiem?
Dziś trzeci bieg pod rząd w Kinvarach, zaczynam się do nich przekonywać.
A propos butów...
Wczoraj towarzyski marszobieg, wyszło 6km. Ile z tego marszu, ile biegu nie wiem, bo nie sprawdzałam.
Dzisiaj standardowa 12tka.
Zaczęłam wolniej, 5:50. Tak mniej więcej biegłam przez chyba pierwsze 4km, potem trochę przyspieszyłam, acz niewiele. Ogółem biegłam ot tak, jak mi akurat nogi dyktowały. Ostatnie 2km po 5:36, całość 5:45.
Ubrałam najcieplejszą bluzę jaką mam, kiedyś zakładałam ją na mocno minusowe temperatury. Dziś zaledwie -2 st, a wcale nie było mi w niej zbyt gorąco. Jakoś mi się to zmienia z...tym..no...wiekiem?
Dziś trzeci bieg pod rząd w Kinvarach, zaczynam się do nich przekonywać.
A propos butów...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 grudnia 2020
Spodziewałam się, że będzie zimniej. Telefon pokazywał -5st, odczuwalna -8st. Okazało się, że nie było tak źle, najgorszy odcinek trafił się między 5 a 7km: okropny wiatr i do tego w twarz.
Towarzystwa biegowego na trasie brak.
10.5km po 5:39, od 5tego km tempo utrzymywało się właśnie w tych okolicach.
Dobrze się biegło.
Spodziewałam się, że będzie zimniej. Telefon pokazywał -5st, odczuwalna -8st. Okazało się, że nie było tak źle, najgorszy odcinek trafił się między 5 a 7km: okropny wiatr i do tego w twarz.
Towarzystwa biegowego na trasie brak.
10.5km po 5:39, od 5tego km tempo utrzymywało się właśnie w tych okolicach.
Dobrze się biegło.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 grudnia 2020
część 2
Kocham biegać po śniegu.
Kiedy dziś zaczął padać i nie topniał, nieśmiało zakiełkowała myśl "A może by...?".
Przyszła tęsknota za krokami po śniegu, którego jutro może już nie być i nie wiadomo kiedy w ogóle będzie...
Nie znikała, więc o 19 wyszłam z domu.
Dobiegłam do koleżanki (2.5km), którą wyciągnęłam na pierwsze kroki marszowo-biegowe. Wyszło nam 4.5km, z czego biegu około połowa.
Potem się rozstałyśmy, a ja wróciłam jeszcze nad zalewowe ścieżki, głodna biegania.
Cudowny czas, cisza, ciemne niebo, dookoła biało.
Powolne kroki, bez napinki, radość z tego co dokoła...
Kiedy dobiegłam do domu (nie bez żalu), zegarek pokazał 13km.
część 2
Kocham biegać po śniegu.
Kiedy dziś zaczął padać i nie topniał, nieśmiało zakiełkowała myśl "A może by...?".
Przyszła tęsknota za krokami po śniegu, którego jutro może już nie być i nie wiadomo kiedy w ogóle będzie...
Nie znikała, więc o 19 wyszłam z domu.
Dobiegłam do koleżanki (2.5km), którą wyciągnęłam na pierwsze kroki marszowo-biegowe. Wyszło nam 4.5km, z czego biegu około połowa.
Potem się rozstałyśmy, a ja wróciłam jeszcze nad zalewowe ścieżki, głodna biegania.
Cudowny czas, cisza, ciemne niebo, dookoła biało.
Powolne kroki, bez napinki, radość z tego co dokoła...
Kiedy dobiegłam do domu (nie bez żalu), zegarek pokazał 13km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
6 grudnia 2020
Wczoraj telefon zapowiadał, że dziś będzie "przeważnie słonecznie". Te zapowiedzi miewają różne odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale okazało się, że tym razem jednak się nie pomylił, bo słońce było cudne.
Tak jak i widoki nad zalewem.
Ale...
Wiatr cudny nie był
Ledwo mogłam biec w niektórych momentach, tzn w tych kiedy biegłam pod wiatr. Okropnie się zmęczyłam.
Do 10km tempo 5:43, później już sił brakło, 5km po 5:56.
Sporo osób dziś biegało, na dodatek spotkałam kilkoro znajomych z klubu, którzy oprócz biegu postanowili morsować. Chwilę pogadaliśmy, załapałam się na wspólne zdjęcie. Pobiegłam dalej, zrobiłam pętelkę, wróciłam, byli już po morsowaniu.
Na szczęście przeżyli
Wczoraj telefon zapowiadał, że dziś będzie "przeważnie słonecznie". Te zapowiedzi miewają różne odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale okazało się, że tym razem jednak się nie pomylił, bo słońce było cudne.
Tak jak i widoki nad zalewem.
Ale...
Wiatr cudny nie był
Ledwo mogłam biec w niektórych momentach, tzn w tych kiedy biegłam pod wiatr. Okropnie się zmęczyłam.
Do 10km tempo 5:43, później już sił brakło, 5km po 5:56.
Sporo osób dziś biegało, na dodatek spotkałam kilkoro znajomych z klubu, którzy oprócz biegu postanowili morsować. Chwilę pogadaliśmy, załapałam się na wspólne zdjęcie. Pobiegłam dalej, zrobiłam pętelkę, wróciłam, byli już po morsowaniu.
Na szczęście przeżyli
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
8 grudnia 2020
Obudziłam się dzisiaj...Ciemno, za oknem hulał wiatr. Pomyślałam, że nie... na pewno jeszcze nie trzeba wstawać...na pewno głęboka noc jest...wiatr przestanie wiać...nie...
Spojrzałam na zegarek - pół godziny do budzika
Nicto, co było robić. Wstałam.
Pierwszy i dziesiąty kilometr były najszybsze, po 5:40. Już od drugiego kilometra nogi zwolniły, tempo oscylowało wokół 6min, czasem nawet parę sekund wolniej. Czułam zmęczenie niedzielą i wczorajszym wieczornym marszobiegiem.
Wiatr momentami dawał mocno do wiwatu. Zrezygnowałam z okrążenia zalewu, pobiegłam jedną stroną i wróciłam, bo pomyślałam, że trzcina da mi choć milimetr osłony więcej niż puste pole
Yyy, no... było różnie
Mimo tych warunków i okoliczności przyrody dreptało mi się całkiem przyjemnie, swobodnie, nie miałam chęci ani potrzeby przyspieszać.
Całość 11km po 5:58.
Obudziłam się dzisiaj...Ciemno, za oknem hulał wiatr. Pomyślałam, że nie... na pewno jeszcze nie trzeba wstawać...na pewno głęboka noc jest...wiatr przestanie wiać...nie...
Spojrzałam na zegarek - pół godziny do budzika
Nicto, co było robić. Wstałam.
Pierwszy i dziesiąty kilometr były najszybsze, po 5:40. Już od drugiego kilometra nogi zwolniły, tempo oscylowało wokół 6min, czasem nawet parę sekund wolniej. Czułam zmęczenie niedzielą i wczorajszym wieczornym marszobiegiem.
Wiatr momentami dawał mocno do wiwatu. Zrezygnowałam z okrążenia zalewu, pobiegłam jedną stroną i wróciłam, bo pomyślałam, że trzcina da mi choć milimetr osłony więcej niż puste pole
Yyy, no... było różnie
Mimo tych warunków i okoliczności przyrody dreptało mi się całkiem przyjemnie, swobodnie, nie miałam chęci ani potrzeby przyspieszać.
Całość 11km po 5:58.