Poniższy rozkład wydaje się dość standardowy:
Poniedziałek: jakiś akcent (rozgrzewka + akcent + schłodzenie, razem ok. 10km)
Czwartek: jakiś akcent (rozgrzewka + akcent + schłodzenie, razem ok. 10km)
Sobota: bieg długi (15km)
Razem daje to 35km, czyli żeby dobić do 50, trzeba gdzieś upchnąć jeszcze 15km w biegach spokojnych w ciągu 4 dni wolnych.
Jak to zrobić najlepiej? 1 bieg po 15km, 2 biegi po 7,5km, 3 biegi po 5km? A może 1 raz 10km i 1 raz 5km?
Zastanawialiście się nad tym? Czy ktoś tu ma jakieś doświadczenia (a może i badania lub artykuły) w tej kwestii? Zastanawiam się, które podejście jest lepsze:
- dołożyć 1-2 dłuższe biegi (dłuższy wysiłek może być bardziej obciążający, zatem bardziej rozwijający),
- czy może 3-krótsze (częstszy trening, więc częstsze bodźcowanie do rozwoju ale jednak treningi krótkie).
Zapraszam do dyskusji
