j.nalew pisze:Też mnie to ciekawi czy takie wolne bieganie coś daje jeśli chodzi o wydolność i inne parametry potrzebne by szybko/wydajnie biegać. Już nawet nie chodzi o to czy jest to dla nas przyjemne, czy meczące przez wolne tempo, ale co daje, mając na myśli nie samopoczucie psychiczne i subiektywne odczucia zmęczenia/znużenia, ale konkretne parametry fizjologiczne.
Mniej więcej co 6 miesięcy tłumacze tu, ze oczywiście wolne wybieganie daje, i to duzo. Czy na pewno chcesz wiedzieć co fizjologicznie to daje? Watpie...
W skrócie: to najlepszy sposób na poprawienie biogenezy mitochondria miesnia wolnoskurczowego przez długotrwałe wydzieranie Ca+ intrakomurkowe przez poprawienie pracy CaMk a także na synapsach, gdzie służy do uwalniania pęcherzykowy presynaptycznych.
A tak praktycznie: jak mam duzo czasu stosuje metodę treningu polaryzacyjnego. wolno=bardzo wono + szybko=bardzo szybko. Taka metoda osiągnąłem w wieku 50 lat 16:53 na 5km.
Rolli pisze: ..... W skrócie: to najlepszy sposób na poprawienie biogenezy mitochondria miesnia wolnoskurczowego przez długotrwałe wydzieranie Ca+ intrakomurkowe przez poprawienie pracy CaMk a także na synapsach, gdzie służy do uwalniania pęcherzykowy presynaptycznych.....
Nalezę do grupy tych wolnych szuraczy i być może nie powinienem zabierać głosu w rozważaniach naprawdę tęgich biegowych umysłów takich jak Rolli ale muszę się przyznać że uwielbiam czytać tego faceta... Czytam co prawda bez zrozumienia, ale uwielbiam.....
Już nawet nie chodzi o to czy jest to dla nas przyjemne, czy meczące przez wolne tempo, ale co daje, mając na myśli nie samopoczucie psychiczne i subiektywne odczucia zmęczenia/znużenia, ale konkretne parametry fizjologiczne.
A ja się niedawno zastanawiałem nad czymś innym (i przyznaję się bez bicia, że jeszcze nie chciało mi się szukać publikacji na ten temat).
A konkretnie zastanawiałem się, czy amator może bez straty wynikowej (lub nawet z korzyścią) trenować tak, że robi wszystkie akcenty biegowe (lub nawet odrobinę do nich dokłada), a spokojniejsze biegi zastępuje dyscypliną, która nie jest tak obciążająca dla aparatu ruchu (w szczególności mam na myśli kości i stawy).
Przez pewien czas (myślę, że około miesiąca) ćwiczyłem w ten sposób.
Objętość biegowa zmniejszona o ok. 40% (czyli powiedzmy, że wypadały mi 2 biegi tygodniowo z 5-6), brak ten uzupełniałem orbitrekiem (więc ruch inny, niż biegowy i z symbolicznymi przeciążeniami).
Luźne spostrzeżenia (bez zawodów, więc trudno wyciągać jednoznaczne wnioski):
- gdyby była potrzeba, byłbym w stanie więcej czasu spędzać na intensywności "easy" bez specjalnego pogorszenia samopoczucia czy zwiększenia ryzyka kontuzji
- w tym trybie mógłbym trenować codziennie, przy bieganiu lubię mieć 1-2 dni wolne od biegania w tygodniu żeby dać odpocząć nogom
- właściwie brak czy ustąpienie drobnych bóli/mikrokontuzji
- praktycznie każdy bieg zaczynałem bez większego dyskomfortu
- byłem w stanie bardziej agresywnie biegać, szukać lepszego ruchu, sztywnego podporu i krótkiego kontaktu z podłożem (bo zaczynałem trening bez dyskomfortu czy uczucia już nieco "rozbitych" nóg po poprzednich treningach) - w efekcie na podobnym samopoczuciu biegałem nieco szybciej
- mniejsze zmęczenie psychiczne
Pomijam już aspekt czasowy (mam orbitrek w domu, więc jestem w stanie wskoczyć na niego "od ręki" właściwie o dowolnej porze).
Przypuszczam, że w ramach eksperymentu rozszerzę takie podejście na dłuższy okres (żeby też sprawdzić, jakie ma to przełożenie na wyniki).
Oczywiście w głowie siedzą mi jakieś powiązania - w końcu np. trenujący duathlon/triathlon dzielą czas między różne dyscypliny. Różnica tu jest jednak taka, że dla mnie wszystko, co nie jest bieganiem jest realizowane na intensywności "easy", akcenty dotyczą biegania.
Ale bieganie jest zdrowe na kości i stawy. Przeciążenia związane ze zbyt wielką objętością, albo z wadliwym / niesymetrycznym ruchem są niezdrowe. A najgorsze jest połączenie pierwszego z drugim
dziki_rysio_997 pisze:(...) A konkretnie zastanawiałem się, czy amator może bez straty wynikowej (lub nawet z korzyścią) trenować tak, że robi wszystkie akcenty biegowe (lub nawet odrobinę do nich dokłada), a spokojniejsze biegi zastępuje dyscypliną, która nie jest tak obciążająca dla aparatu ruchu (w szczególności mam na myśli kości i stawy).
(...)
Przypuszczam, że w ramach eksperymentu rozszerzę takie podejście na dłuższy okres (żeby też sprawdzić, jakie ma to przełożenie na wyniki). (...)
Czy wspomniany eksperyment został zrealizowany? Czy są już jakieś wnioski?
wwlodar pisze:Czy wspomniany eksperyment został zrealizowany? Czy są już jakieś wnioski?
Niestety nie. Za dużo u mnie w tym roku "nie grało" (na wiosnę zrobiłem sobie 1.5 miesiąca przerwy od biegania i leczyłem kontuzję, potem jeszcze przez jakiś czas nie było całkiem ok). Oprócz tego inne sprawy też mnie "zjadły", więc ten sezon biegałem bez mocnego parcia na wyniki (tym bardziej, że zawodów z atestami trasy jak na lekarstwo).
W czasie tego 1.5 miesiąca przerwy od biegania regularnie robiłem orbitrek (+ trening obwodowy, ale bez mocnego angażowania nóg) i generalnie po powrocie do biegania nie było jakoś tragicznie wydolnościowo, gorzej mięśniowo (bo to jednak inny ruch).
Tak czy inaczej, "eksperyment" czeka na lepszy moment.
Jestem pewien.
A zbicie masy ciała? No tak... ale to (wbrew pozorom) jeden z argumentów, który pokazuje wadliwość tego parametru. Poza tym nie musimy względność masy ciała i podawać VO2max w ml/min/kg. Można podać litry na minutę
No i.. niestety przydałoby się kilka kilogramów zgubić.
No ale Twoja pewność stoi w sprzeczności z przykładem w artykule. W opisanym przypadku zmiana sposobu trenowania poprawiła ten parametr o 40% (u osoby wytrenowanej i mocno trenującej już wcześniej!). Nie jest więc prawdą w ogólności, że jeśli ktoś po prostu "biega regularnie", to niczym nie poprawi tego parametru. No chyba, że jesteś pewien, że ta historia jest nieprawdziwa.
Komu wierzyć? Moim zdaniem - nikomu! Biorąc pod uwagę jak mało wiemy o funkcjonowaniu organizmu i jak młodą nauką jest nauka "sportowa" (w szczególności jak od stosunkowo niedawna takie rzeczy jak VO2Max można mierzyć) ja bym nigdy nie zakładał, że tutaj coś wiemy na pewno. Zwróć uwagę, że ten gość po pierwsze jest fizjologiem, po drugie ma świadomość co się sądzi na ten temat, a po trzecie ma możliwość częstego badania swoich zawodników. Gdyby istniały naprawdę solidne dowody na to, że VO2Max nie może się zmienić u osób trenujących regularnie, to pewnie by o tym wiedział.
Tak naprawdę, żeby to zbadać należałoby wziąć dużą liczbę osób, podzielić ich na kilka grup, zaaplikować im różne podejścia treningowe (różniące się całkowitą objętością i podziałem objętości na różne intensywności) i badać ich na przestrzeni kilku lat. Moim zdaniem, takiego badania nie ma, w którym kilka grup trenowałoby konsekwentnie w jeden sposób przez kilka lat i regularnie miałoby badane parametry fizjologiczne. No chyba, że ktoś takie zna, to byłoby to na pewno bardzo ciekawie zobaczyć. Często tak jest, że to co jest najbardziej niezmienne, to są przede wszystkim nasze przekonania.
Inna sprawa, że z punktu widzenia osoby trenującej fiksowanie się na tym parametrze nie wydaje się być w czymkolwiek pomocne. Ten parametr może mieć jakieś istotne znaczenie teoretyczne i być może jest przydatny dla osób, które rzeczywiście często mają okazję go sprawdzać. W praktyce jest tak, że wiedza o tym JAK trenować wydaje się znacznie wyprzedzać wiedzę o tym DLACZEGO tak właśnie trenować. Jakieś częściowe odpowiedzi już mamy, ale do pełnego obrazu to jeszcze hohoho. Może być tak, że to co wiemy teraz będzie za ileś lat wiedzą na poziomie przekonania o płaskości ziemi.