Bezuszny - piąte przez dziesiąte: powrót do ścigania na 5 i 10 km
Moderator: infernal
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
19.10.2020 - 20.10.2020
poniedziałek - trening core
W ramach zrywu motywacji wróciłem znowu do ćwiczeń po przerwie. 30 minut, stały zestaw.
Cholera, w trakcie robienia minutowego "krzesełka" przy ścianie, nagle poczułem, jak bardzo zajechane mam mięśnie czworogłowe uda. Potworne "zakwasy".
Zastanawiam się, czy to kwestia samych ćwiczeń, które nie są super trudne, czy może skumulowania obciążeń treningowych (sobota test na 5km i niedziela long). Ale w trakcie biegania niczego nie czułem, więc dziwna sprawa.
wtorek - 12 km: 4x1200m I (p. 600m tr.)
Trening po pracy. Zrobiło się cieplej, jakieś 15 stopni, ale i wietrznie, na szczęście nie padało. Na początek 3 km BSa na rozgrzewkę. Kurła, nogi dalej ciężkawe z przodu ud. Mimo to nogi dobrze kręciły i pobiegłem po 5:08 na niskim pulsie bez żadnego pilnowania się.
Odcinki biegałem na płaskiej, dość prostej i szerokiej ścieżce rowerowej. Pierwszy i trzeci odcinek pod wiatr, drugi i czwarty z wiatrem. Teren odsłonięty, to i powiewy dały trochę w kość. Założenie to tempo 3:45-3:50. Na początku pod wiatr było dość ciężko i uczepiłem się tej górnej granicy widełek. Domknąłem w 3:51. Przerwa 600m w truchcie, czyli ok. 3,5 minuty. Poczułem, że czwórki są mocno zajechane, ale przynajmniej puls zjechał mi ładnie poniżej 140.
Drugi odcinek niby z wiatrem, ale też łatwo nie było, nie ma oporu powietrza, ale i tej wentylacji, więc ciepło się robi. Wpadło za to szybciej, w 3:45. Jest moc, w końcówce trzymałem dalej równe tempo mimo dyszenia jak parowóz. Trzecie znowu pod wiatr i znowu w 3:50. Na początku odcinka oprócz czwórek poczułem też dwójki, ale raczej szybko odpuściły. Końcówka to odliczanie kolejnych 100m na zegarku. Puls dobił już do 185. Ale domknąłem. Po zakończeniu odcinka i przejściu w trucht nogi jak z waty, tak jakbym biegał w powietrzu i nie dotykał ziemi. No i na deser ostatni odcinek lecę niby z wiatrem, ale mimo to nogi nie chcą biec jakoś szybko. Po kilkuset metrach miałem na tarczy śr. tempo 4:00 i postanowiłem, że trzeba przyspieszyć, mimo że już było szybko. Zacząłem jeszczeszybciej i mocniej przebierać nogami mimo bólu i poczucia, że już się nie da. A jednak się dało, bo koniec końców znów domknąłem po 3:46. Wow, !@#$%. Na koniec puls 187, trzeba odpocząć kilka minut.
Potem dotruchtałem do domu 2 km, a ostatni 1 km już w marszu, żeby dać trochę odsapnąć nogom. Łatwo dzis nie było, ale satysfakcja jest mega. Po bieganiu jeszcze rozciąganie i udało mi się załatwić masaż tych czworogłowych po znajomości. Zobaczymy, co będzie jutro.
1200m @ 3:51 ~ 170/180 bpm
1200m @ 3:45 ~ 173/183 bpm
1200m @ 3:50 ~ 177/185 bpm
1200m @ 3:46 ~ 177/187 bpm
Całość: 12 km @ 4:44 min/km ~ 157/187 bpm
poniedziałek - trening core
W ramach zrywu motywacji wróciłem znowu do ćwiczeń po przerwie. 30 minut, stały zestaw.
Cholera, w trakcie robienia minutowego "krzesełka" przy ścianie, nagle poczułem, jak bardzo zajechane mam mięśnie czworogłowe uda. Potworne "zakwasy".
Zastanawiam się, czy to kwestia samych ćwiczeń, które nie są super trudne, czy może skumulowania obciążeń treningowych (sobota test na 5km i niedziela long). Ale w trakcie biegania niczego nie czułem, więc dziwna sprawa.
wtorek - 12 km: 4x1200m I (p. 600m tr.)
Trening po pracy. Zrobiło się cieplej, jakieś 15 stopni, ale i wietrznie, na szczęście nie padało. Na początek 3 km BSa na rozgrzewkę. Kurła, nogi dalej ciężkawe z przodu ud. Mimo to nogi dobrze kręciły i pobiegłem po 5:08 na niskim pulsie bez żadnego pilnowania się.
Odcinki biegałem na płaskiej, dość prostej i szerokiej ścieżce rowerowej. Pierwszy i trzeci odcinek pod wiatr, drugi i czwarty z wiatrem. Teren odsłonięty, to i powiewy dały trochę w kość. Założenie to tempo 3:45-3:50. Na początku pod wiatr było dość ciężko i uczepiłem się tej górnej granicy widełek. Domknąłem w 3:51. Przerwa 600m w truchcie, czyli ok. 3,5 minuty. Poczułem, że czwórki są mocno zajechane, ale przynajmniej puls zjechał mi ładnie poniżej 140.
Drugi odcinek niby z wiatrem, ale też łatwo nie było, nie ma oporu powietrza, ale i tej wentylacji, więc ciepło się robi. Wpadło za to szybciej, w 3:45. Jest moc, w końcówce trzymałem dalej równe tempo mimo dyszenia jak parowóz. Trzecie znowu pod wiatr i znowu w 3:50. Na początku odcinka oprócz czwórek poczułem też dwójki, ale raczej szybko odpuściły. Końcówka to odliczanie kolejnych 100m na zegarku. Puls dobił już do 185. Ale domknąłem. Po zakończeniu odcinka i przejściu w trucht nogi jak z waty, tak jakbym biegał w powietrzu i nie dotykał ziemi. No i na deser ostatni odcinek lecę niby z wiatrem, ale mimo to nogi nie chcą biec jakoś szybko. Po kilkuset metrach miałem na tarczy śr. tempo 4:00 i postanowiłem, że trzeba przyspieszyć, mimo że już było szybko. Zacząłem jeszczeszybciej i mocniej przebierać nogami mimo bólu i poczucia, że już się nie da. A jednak się dało, bo koniec końców znów domknąłem po 3:46. Wow, !@#$%. Na koniec puls 187, trzeba odpocząć kilka minut.
Potem dotruchtałem do domu 2 km, a ostatni 1 km już w marszu, żeby dać trochę odsapnąć nogom. Łatwo dzis nie było, ale satysfakcja jest mega. Po bieganiu jeszcze rozciąganie i udało mi się załatwić masaż tych czworogłowych po znajomości. Zobaczymy, co będzie jutro.
1200m @ 3:51 ~ 170/180 bpm
1200m @ 3:45 ~ 173/183 bpm
1200m @ 3:50 ~ 177/185 bpm
1200m @ 3:46 ~ 177/187 bpm
Całość: 12 km @ 4:44 min/km ~ 157/187 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
21.10.2020 - 22.10.2020
środa - 10 km BS
Nogi, mięśnie czworogłowe uda kompletnie zajechane, a do tego nadszedł sztorm. A jako że był to sztorm tropikalny, to w praktyce wygląda to tak, że jest bardzo ładna pogoda, ciepło, 16 stopni, słońce, tylko wieje jak skurczysyn, 50 km/h w trakcie biegania. Była to spora męczarnia z wyjątkiem odcinku z wiatrem wzdłuż plaży, który wchodził po 4:45 min/km na bardzo niskim pulsie. Generalnie jednak mimo zmęczonych ud tempo biegu (którego nie pilnowałem, biegnąc na samopoczucie), było dość dobre, średnio ok. 5:10. Mimo wszystko po 10 km z ulgą dotoczyłem się do domu.
10 km @ 5:11 min/km ~ 147/157 bpm
Wieczorem posmarowałem uda Spiergelem (dosłownie żel do mięśni) z tutejszego odpowiednika Rossmana. Kumpel mi to polecił, mówiąc, że pomogło mu to po biegach ultra. To chyba coś w stylu maści końskiej, tylko czuć było cholernie mocny aromat, jakiś eukaliptus. Myślałem, że kij to da, a tu szok - miałem wrażenie, jakby mięśnie ktoś obłożył mi lodem od środka nóg. Aż nie mogłem zasnąć, bo tak mnie zmroziło - bardzo przyjemna ulga. Na drugi dzień czwórki były już w dużo lepszym stanie po kilku takich kuracjach.
czwartek - 12 km: 2x4km P (p. 4' tr.)
Chyba jestem masochistą, bo jakoś cieszyłem się wyjątkowo na ten trening, lubię biegi progowe, ale rzadko biegam aż w takich objętościach, a szczególnie nie z "zakwaszonymi" udami. Pogoda sprzyjająca, 15 stopni, wiatr już "tylko" 30 km/h. Założenie to pobiec po 4:10, a jeśli będzie się dało, to szybciej. Już na 2 km rozgrzewkowe tempo poniżej 5:00, nogi ładnie kręciły.
Pierwszy odcinek calkowicie pod wiatr. Lekko nie było, ale miałem pod kontrolą i prawie cały czas szło równo po ok. 4:08-4:11. Po 3 km miałem już dosyć, gdy dostałem mega duży podmuch wiatru. Ostatni 1 km to już odliczanie co 100m, ale wiedziałem, że dociągnę. Na szczęście trasa w całości płaska. Uda owszem bolały troszkę, ale nie przeszkadzały mocno. Średnio weszło po 4:09. Puls dobił do 181, to tak w sam raz jak na taki odcinek (mój maks to ok. 200).
Przerwa 4 minuty w truchcie po ok. 6:00, czyli ok. 700m. Nogi sfatygowane, ale płuca zdołały odpocząć.
Zawracam, druga część z wiatrem. O cholera, jak lekko się biegnie. Niby nie czuję wiatru na plecach, ale ewidentnie jest luźno, skoro bez problemu cisnę poniżej 4:00. Postanowiłem trochę zwolnić i pierwszy km domknąłem jakoś w 4:08. Po 1,5 km zaczęło się robić trudniej, po 2 biegłem z fragmentem bocznego wiatru. Potem znowu dostałem wiatr w żagle, cały czas trzymałem 4:08, nogi zmęczone, oddech też mocny, ale wszystko jeszcze pod kontrolą. Samą końcówkę biegłem już też znowu po 4:00 albo i minimalnie szybciej, a puls i tak dobił maksymalnie do 181. Z ulgą domknąłem 4 km po 4:06.
Postałem tak ze 2 minuty, by złapać oddech i jeszcze parę minut truchtu do domu. Oj, bardzo budujący głowę trening, jestem bardzo zadowolony z temp.
Zazwyczaj na zawodach na dychę jestem w stanie wykrzesać tempo o kilka sekund szybsze niż takim treningu, więc jest nadzieja (sprawdziłem to w historii treningów).
Co ciekawe dziś w piątek uda już dużo lżejsze, trzeba częściej biegać takie kobyły.
4 km @ 4:09 min/km ~ 173/181 bpm
4 km @ 4:06 min/km ~ 175/181 bpm
Całość: 12 km @ 4:29 min/km ~ 165/181 bpm
środa - 10 km BS
Nogi, mięśnie czworogłowe uda kompletnie zajechane, a do tego nadszedł sztorm. A jako że był to sztorm tropikalny, to w praktyce wygląda to tak, że jest bardzo ładna pogoda, ciepło, 16 stopni, słońce, tylko wieje jak skurczysyn, 50 km/h w trakcie biegania. Była to spora męczarnia z wyjątkiem odcinku z wiatrem wzdłuż plaży, który wchodził po 4:45 min/km na bardzo niskim pulsie. Generalnie jednak mimo zmęczonych ud tempo biegu (którego nie pilnowałem, biegnąc na samopoczucie), było dość dobre, średnio ok. 5:10. Mimo wszystko po 10 km z ulgą dotoczyłem się do domu.
10 km @ 5:11 min/km ~ 147/157 bpm
Wieczorem posmarowałem uda Spiergelem (dosłownie żel do mięśni) z tutejszego odpowiednika Rossmana. Kumpel mi to polecił, mówiąc, że pomogło mu to po biegach ultra. To chyba coś w stylu maści końskiej, tylko czuć było cholernie mocny aromat, jakiś eukaliptus. Myślałem, że kij to da, a tu szok - miałem wrażenie, jakby mięśnie ktoś obłożył mi lodem od środka nóg. Aż nie mogłem zasnąć, bo tak mnie zmroziło - bardzo przyjemna ulga. Na drugi dzień czwórki były już w dużo lepszym stanie po kilku takich kuracjach.
czwartek - 12 km: 2x4km P (p. 4' tr.)
Chyba jestem masochistą, bo jakoś cieszyłem się wyjątkowo na ten trening, lubię biegi progowe, ale rzadko biegam aż w takich objętościach, a szczególnie nie z "zakwaszonymi" udami. Pogoda sprzyjająca, 15 stopni, wiatr już "tylko" 30 km/h. Założenie to pobiec po 4:10, a jeśli będzie się dało, to szybciej. Już na 2 km rozgrzewkowe tempo poniżej 5:00, nogi ładnie kręciły.
Pierwszy odcinek calkowicie pod wiatr. Lekko nie było, ale miałem pod kontrolą i prawie cały czas szło równo po ok. 4:08-4:11. Po 3 km miałem już dosyć, gdy dostałem mega duży podmuch wiatru. Ostatni 1 km to już odliczanie co 100m, ale wiedziałem, że dociągnę. Na szczęście trasa w całości płaska. Uda owszem bolały troszkę, ale nie przeszkadzały mocno. Średnio weszło po 4:09. Puls dobił do 181, to tak w sam raz jak na taki odcinek (mój maks to ok. 200).
Przerwa 4 minuty w truchcie po ok. 6:00, czyli ok. 700m. Nogi sfatygowane, ale płuca zdołały odpocząć.
Zawracam, druga część z wiatrem. O cholera, jak lekko się biegnie. Niby nie czuję wiatru na plecach, ale ewidentnie jest luźno, skoro bez problemu cisnę poniżej 4:00. Postanowiłem trochę zwolnić i pierwszy km domknąłem jakoś w 4:08. Po 1,5 km zaczęło się robić trudniej, po 2 biegłem z fragmentem bocznego wiatru. Potem znowu dostałem wiatr w żagle, cały czas trzymałem 4:08, nogi zmęczone, oddech też mocny, ale wszystko jeszcze pod kontrolą. Samą końcówkę biegłem już też znowu po 4:00 albo i minimalnie szybciej, a puls i tak dobił maksymalnie do 181. Z ulgą domknąłem 4 km po 4:06.
Postałem tak ze 2 minuty, by złapać oddech i jeszcze parę minut truchtu do domu. Oj, bardzo budujący głowę trening, jestem bardzo zadowolony z temp.
Zazwyczaj na zawodach na dychę jestem w stanie wykrzesać tempo o kilka sekund szybsze niż takim treningu, więc jest nadzieja (sprawdziłem to w historii treningów).
Co ciekawe dziś w piątek uda już dużo lżejsze, trzeba częściej biegać takie kobyły.
4 km @ 4:09 min/km ~ 173/181 bpm
4 km @ 4:06 min/km ~ 175/181 bpm
Całość: 12 km @ 4:29 min/km ~ 165/181 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
23.10.2020 - 25.10.2020
piątek - 13 km BS
Pobiegane z kolegą w tempie konwersacyjnym. Czwórki jeszcze trochę piekły, ale bez tragedii. Za to miło pozwiedzać nowe rejony. Zamknęli jeden z mostów, musieliśmy improwizować z trasą, wybiegliśmy na jakieś poldery za miasto i w efekcie wyszło więcej niż planowane 12 km, trochę ponad 13. Spokojne tempo i puls ok. 70%, choć w trakcie biegu na zegarek nie zerkałem. Ładny wieczór, tylko dość wietrzny.
13 km @ 5:31 min/km ~ 140/155 bpm
sobota - wolne
Wyjątkowo pobiegałem wcześniej 4 dni z rzędu, więc i wyjątkowo w sobotę mogłem się pobyczyć. Ćwiczeń nie robiłem, za to udało się jeszcze pozwiedzać kilka ładnych miast trochę dalej od mojego rejonu. Udana wycieczka i znowu sporo chodzenia.
niedziela - 17,5 km: 10 km BS + 4 km BC2 + 2 km P + 1,5 km BS
W planach BNP. Na początek BS 10 km. Z początku nogi lekkie, potem znowu DOMS w czworogłowych nieco się odezwały. Szczególnie, że biegłem bardzo długi odcinek pod wiatr i przez wydmy. Stąd też całkiem wysoki, skokowy puls i niezbyt dynamiczne tempo na tym odcinku. Pomyślałem, że BNP dobrze będzie pobiec na nieco podmęczonych nogach.
Na szczęście danie główne miałem już z wiatrem i po płaskim. Pierwszy km BC2 nawet z górki, więc rozpędziłem się do ok. 4:28 bez dużych kłopotów. Byłem zaskoczony, jak fajnie idzie. Kolejne km po 4:30, 4:27 i wreszcie 4:22. Było pod kontrolą, zmieściłem się z pulsem max poniżej 85%. Może nie super łatwo, ale wiedziałem, że uciągnę, choć tempo było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, bo celowałem w 4:40-4:30. No ale z wiatrem się nie liczy.
Potem dwa kilometry w okolicach progowych/T10. Wystarczyło lekko przyspieszyć i już 4:08 na zegarku. Gdy się zagapiłem, tempo spadło do 4:12. Ostatecznie zacisnąłem zęby i wycisnąłem 4:07 i na deser drugi km w 4:02. Końcówka już trochę trudniejsza, miałem płytki oddech, ale wciąż miałem sytuację pod kontrolą i wiedziałem, że dociągnę.
Na sam koniec 1,5 km roztruchtania i fajrant. Uf, dobry trening.
10 km @ 5:23 min/km ~ 147/162 bpm
4 km @ 4:26 min/km ~ 163/170 bpm
2 km @ 4:05 min/km ~ 174/179 bpm
1,5 km @ 5:19 min/km ~ 151/161 bpm
Całość: 17,5 km @ 5:00 min/km ~ 153/179 bpm
Łącznie w tygodniu: 65 km
Uczciwie przepracowany tydzień z trzema akcentami: interwały, progowe i BNP. Do tego wróciłem do wyższego kilometrażu. W przyszłym tygodniu planuję już go trochę zmniejszyć, by nogi zdążyły nabrać lekkości, ale wciąż mam w planach 2 akcenty: interwały i bieg ciągły progowy. Test na 10 km planuję na za 2 tygodnie.
piątek - 13 km BS
Pobiegane z kolegą w tempie konwersacyjnym. Czwórki jeszcze trochę piekły, ale bez tragedii. Za to miło pozwiedzać nowe rejony. Zamknęli jeden z mostów, musieliśmy improwizować z trasą, wybiegliśmy na jakieś poldery za miasto i w efekcie wyszło więcej niż planowane 12 km, trochę ponad 13. Spokojne tempo i puls ok. 70%, choć w trakcie biegu na zegarek nie zerkałem. Ładny wieczór, tylko dość wietrzny.
13 km @ 5:31 min/km ~ 140/155 bpm
sobota - wolne
Wyjątkowo pobiegałem wcześniej 4 dni z rzędu, więc i wyjątkowo w sobotę mogłem się pobyczyć. Ćwiczeń nie robiłem, za to udało się jeszcze pozwiedzać kilka ładnych miast trochę dalej od mojego rejonu. Udana wycieczka i znowu sporo chodzenia.
niedziela - 17,5 km: 10 km BS + 4 km BC2 + 2 km P + 1,5 km BS
W planach BNP. Na początek BS 10 km. Z początku nogi lekkie, potem znowu DOMS w czworogłowych nieco się odezwały. Szczególnie, że biegłem bardzo długi odcinek pod wiatr i przez wydmy. Stąd też całkiem wysoki, skokowy puls i niezbyt dynamiczne tempo na tym odcinku. Pomyślałem, że BNP dobrze będzie pobiec na nieco podmęczonych nogach.
Na szczęście danie główne miałem już z wiatrem i po płaskim. Pierwszy km BC2 nawet z górki, więc rozpędziłem się do ok. 4:28 bez dużych kłopotów. Byłem zaskoczony, jak fajnie idzie. Kolejne km po 4:30, 4:27 i wreszcie 4:22. Było pod kontrolą, zmieściłem się z pulsem max poniżej 85%. Może nie super łatwo, ale wiedziałem, że uciągnę, choć tempo było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, bo celowałem w 4:40-4:30. No ale z wiatrem się nie liczy.
Potem dwa kilometry w okolicach progowych/T10. Wystarczyło lekko przyspieszyć i już 4:08 na zegarku. Gdy się zagapiłem, tempo spadło do 4:12. Ostatecznie zacisnąłem zęby i wycisnąłem 4:07 i na deser drugi km w 4:02. Końcówka już trochę trudniejsza, miałem płytki oddech, ale wciąż miałem sytuację pod kontrolą i wiedziałem, że dociągnę.
Na sam koniec 1,5 km roztruchtania i fajrant. Uf, dobry trening.
10 km @ 5:23 min/km ~ 147/162 bpm
4 km @ 4:26 min/km ~ 163/170 bpm
2 km @ 4:05 min/km ~ 174/179 bpm
1,5 km @ 5:19 min/km ~ 151/161 bpm
Całość: 17,5 km @ 5:00 min/km ~ 153/179 bpm
Łącznie w tygodniu: 65 km
Uczciwie przepracowany tydzień z trzema akcentami: interwały, progowe i BNP. Do tego wróciłem do wyższego kilometrażu. W przyszłym tygodniu planuję już go trochę zmniejszyć, by nogi zdążyły nabrać lekkości, ale wciąż mam w planach 2 akcenty: interwały i bieg ciągły progowy. Test na 10 km planuję na za 2 tygodnie.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
26.10.2020 - 28.10.2020
poniedziałek - 12 km: 5x1000m I (p. 500m tr.)
Ledwie w niedzielę było BNP, a tu w poniedziałek trzeba daleć orać, jako że we wtorek nie będzie czasu na trening. Pogoda przyjemna, wieczorem lekki chłodek. Po 500m zerknąłem na puls, jakiś kosmos, zorientowałem się, że nie wziałęm paska. Szybka decyzja, wracam do domu, nie jestem jeszcze daleko. Potem jeszcze 2 km rozgrzewki i dobiegłem do mojej "akcentowej" ścieżki rowerowej. Pierwsze trzy powtórzenia szły pod dość silny wiatr ok. 33 km/h. Celowałem w 3:50 i udało się to mniej więcej osiągnąć. Czworogłowe wciąż jeszcze odczuwalne, ale nie super mocno. Na każdym z odcinków pod koniec była dość mocna walka wydolnościowo, na trzecim pod koniec trochę przysnąłem i wyszło wolniej od planu. Przerwy 500m w truchcie, czyli ok. 3 minut. Czwarte i piąte wreszcie z wiatrem, ale żeby nie było za łatwo, pobiegłem je po ok. 3:45. Pod koniec też już wypluwałem płuca, ale mimo to było to jednak łatwiejsze zadanie niż pod wiatr. Na koniec 3 km roztruchtania, chłodno się już zrobiło po ciemku. Trening zaliczony i jestem bardzo zadowolony.
1000m @ 3:50 ~ 168/176 bpm
1000m @ 3:50 ~ 170/182 bpm
1000m @ 3:52 ~ 171/181 bpm
1000m @ 3:45 ~ 170/181 bpm
1000m @ 3:44 ~ 171/181 bpm
Całość: 12 km @ 4:43 min/km ~ 156/182 bpm
wtorek - wolne
Podróż samochodem do Warszawy. O dziwo 12h za kółkiem specjalnie mnie nie zmęczyło.
środa - 10 km BS
BS w stronę Łosiowych Błot na Bemowie. Odzwyczaiłem się od obowiązku maseczek na ulicy, miałem ze sobą w razie czego buffa, gdyby ktoś się czepiał, czasem go nakładałem na twarz przy większych skrzyżowaniach. 13 stopni, a jakaś starsza pani na widok mojego skąpego ubrania: "jak panu nie jest tak zimno?!" No ale srsly, ludzie w czapkach? Sam bieg bez większej historii, czworogłowe wreszcie odpuściły, nogi lekkie. Wyszedłem na bieg nieco zestrestowany, to i puls był trochę wyższy (a może po prostu za szybki ten BS albo czas trochę odpocząć), ale poza tym ok.
10 km @ 5:06 min/km ~ 152/160 bpm
PS. Sorry za niebiegową wrzutkę, ale czuję, że muszę to napisać. Niestety mam w rodzinie, jak i wśród znajomych i ich rodzin przypadki cholernego covida. Powiem tyle, to naprawdę nie są przelewki. Uważajcie na siebie i zdrowia wszystkim życzę. Oby wreszcie wróciły lepsze czasy!
poniedziałek - 12 km: 5x1000m I (p. 500m tr.)
Ledwie w niedzielę było BNP, a tu w poniedziałek trzeba daleć orać, jako że we wtorek nie będzie czasu na trening. Pogoda przyjemna, wieczorem lekki chłodek. Po 500m zerknąłem na puls, jakiś kosmos, zorientowałem się, że nie wziałęm paska. Szybka decyzja, wracam do domu, nie jestem jeszcze daleko. Potem jeszcze 2 km rozgrzewki i dobiegłem do mojej "akcentowej" ścieżki rowerowej. Pierwsze trzy powtórzenia szły pod dość silny wiatr ok. 33 km/h. Celowałem w 3:50 i udało się to mniej więcej osiągnąć. Czworogłowe wciąż jeszcze odczuwalne, ale nie super mocno. Na każdym z odcinków pod koniec była dość mocna walka wydolnościowo, na trzecim pod koniec trochę przysnąłem i wyszło wolniej od planu. Przerwy 500m w truchcie, czyli ok. 3 minut. Czwarte i piąte wreszcie z wiatrem, ale żeby nie było za łatwo, pobiegłem je po ok. 3:45. Pod koniec też już wypluwałem płuca, ale mimo to było to jednak łatwiejsze zadanie niż pod wiatr. Na koniec 3 km roztruchtania, chłodno się już zrobiło po ciemku. Trening zaliczony i jestem bardzo zadowolony.
1000m @ 3:50 ~ 168/176 bpm
1000m @ 3:50 ~ 170/182 bpm
1000m @ 3:52 ~ 171/181 bpm
1000m @ 3:45 ~ 170/181 bpm
1000m @ 3:44 ~ 171/181 bpm
Całość: 12 km @ 4:43 min/km ~ 156/182 bpm
wtorek - wolne
Podróż samochodem do Warszawy. O dziwo 12h za kółkiem specjalnie mnie nie zmęczyło.
środa - 10 km BS
BS w stronę Łosiowych Błot na Bemowie. Odzwyczaiłem się od obowiązku maseczek na ulicy, miałem ze sobą w razie czego buffa, gdyby ktoś się czepiał, czasem go nakładałem na twarz przy większych skrzyżowaniach. 13 stopni, a jakaś starsza pani na widok mojego skąpego ubrania: "jak panu nie jest tak zimno?!" No ale srsly, ludzie w czapkach? Sam bieg bez większej historii, czworogłowe wreszcie odpuściły, nogi lekkie. Wyszedłem na bieg nieco zestrestowany, to i puls był trochę wyższy (a może po prostu za szybki ten BS albo czas trochę odpocząć), ale poza tym ok.
10 km @ 5:06 min/km ~ 152/160 bpm
PS. Sorry za niebiegową wrzutkę, ale czuję, że muszę to napisać. Niestety mam w rodzinie, jak i wśród znajomych i ich rodzin przypadki cholernego covida. Powiem tyle, to naprawdę nie są przelewki. Uważajcie na siebie i zdrowia wszystkim życzę. Oby wreszcie wróciły lepsze czasy!
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
29.10.2020
czwartek - 10 km: 2 km BS + 6 km P + 2 km BS
Uch och. To była niezła treningowa zajezdnia, więc zasługuje na osobny wpis.
Pobudka o 7 rano, wrzucam na ząb banana, zerkam na termometr, jakby się tu ubrać. 10 stopni, ale jest słonecznie. Ubieram się na krótko i była to dobra decyzja. Pierwsze 2 km rozgrzewkowo po 5:15, trochę chłodno i muszę się jeszcze dobudzić, na szczęście nogi lekkie. Zdążyłem się szybko odzwyczaić od porannych akcentów.
Dobiegłem na drogę techiczną przy trasie S8, odcinek ma akurat 3 km. Zaczynamy zabawę. Pierwszy km zgodnie z planem w 4:10. Czuję, że biegnę wyraźnie pod wiatr, może nie tak jak w Holandii, ale jednak wyraźnie. Po treningu sprawdziłem, że wiało ledwie 11 km/h, ale może to ten pęd samochodów na S8? Na drugim kilometrze zacząłem już mieć kłopoty z utrzymaniem tempa i wjechał w 4:12. Trzeci to był dramat, 4:16?? Miałem w głowie myśli, że po 5 km przestanę, a może w ogóle zrobię sobie zamiast tego 2x3 km? Mam wrażenie, że cały czas było też lekko pod górkę. Potem zawrotka o 180 stopni i rzeczywiście ta druga połowa była jakaś łatwiejsza. I z wiatrem, i często lekko z górki. Na początku 4 kaemu była nawrotka, która mocno mnie spowolniła, o ładnych kilka sekund, ale dałem radę w 4:13. Było mi w sumie dość ciepło, mimo że po treningu temperatura odczuwalna to niby 7 stopni - no nie dla mnie. Miałem ochotę zatrzymać się już po 5 km, widziałem, że puls wystrzelił wysoko, ale postanowiłem jeszcze powalczyć i wiedziałem, że jestem w stanie dowieźć do końca. Piąty kilometr jakimś cudem przycisnąłem jeszcze mocniej w 4:07. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, że po nagłym zastrzyku motywacji zobaczyłem na zegarku tempo poniżej 4:00. Ostatecznie dowiozłem ten finalny kilometr po 4:02. Całość zamknąłem średnio w 4:10, ale cholernie nierówno.
Musiałem odpocząć kilka minut po tym szaleństwie na koniec, dwa ostatnie km to było raczej T10 niż P. Przez chwilę aż zrobiło mi się trochę niedobrze w brzuchu. Czułem się jak tubka pasty do zębów, z której wyciska się resztki, a na koniec jeszcze przecina, żeby wydobyć to, co tam zostało.
Raczej nie czuję się wystarczająco mocny na sub40, ale z drugiej strony może jak zluzuję trening, to wykrzesam jeszcze coś z siebie, no i na tartanie będzie łatwiej. Planem podstawowym jest dla mnie po prostu poprawa życiówki. Na plus to, że głowa jest mocna i wytrzymała ten trening.
6 km @ 4:10 min/km ~ 178/187 bpm (4:10/4:12/4:16/4:13/4:07/4:02)
Całość: 10 km @ 4:38 min/km ~ 165/187 km
czwartek - 10 km: 2 km BS + 6 km P + 2 km BS
Uch och. To była niezła treningowa zajezdnia, więc zasługuje na osobny wpis.
Pobudka o 7 rano, wrzucam na ząb banana, zerkam na termometr, jakby się tu ubrać. 10 stopni, ale jest słonecznie. Ubieram się na krótko i była to dobra decyzja. Pierwsze 2 km rozgrzewkowo po 5:15, trochę chłodno i muszę się jeszcze dobudzić, na szczęście nogi lekkie. Zdążyłem się szybko odzwyczaić od porannych akcentów.
Dobiegłem na drogę techiczną przy trasie S8, odcinek ma akurat 3 km. Zaczynamy zabawę. Pierwszy km zgodnie z planem w 4:10. Czuję, że biegnę wyraźnie pod wiatr, może nie tak jak w Holandii, ale jednak wyraźnie. Po treningu sprawdziłem, że wiało ledwie 11 km/h, ale może to ten pęd samochodów na S8? Na drugim kilometrze zacząłem już mieć kłopoty z utrzymaniem tempa i wjechał w 4:12. Trzeci to był dramat, 4:16?? Miałem w głowie myśli, że po 5 km przestanę, a może w ogóle zrobię sobie zamiast tego 2x3 km? Mam wrażenie, że cały czas było też lekko pod górkę. Potem zawrotka o 180 stopni i rzeczywiście ta druga połowa była jakaś łatwiejsza. I z wiatrem, i często lekko z górki. Na początku 4 kaemu była nawrotka, która mocno mnie spowolniła, o ładnych kilka sekund, ale dałem radę w 4:13. Było mi w sumie dość ciepło, mimo że po treningu temperatura odczuwalna to niby 7 stopni - no nie dla mnie. Miałem ochotę zatrzymać się już po 5 km, widziałem, że puls wystrzelił wysoko, ale postanowiłem jeszcze powalczyć i wiedziałem, że jestem w stanie dowieźć do końca. Piąty kilometr jakimś cudem przycisnąłem jeszcze mocniej w 4:07. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, że po nagłym zastrzyku motywacji zobaczyłem na zegarku tempo poniżej 4:00. Ostatecznie dowiozłem ten finalny kilometr po 4:02. Całość zamknąłem średnio w 4:10, ale cholernie nierówno.
Musiałem odpocząć kilka minut po tym szaleństwie na koniec, dwa ostatnie km to było raczej T10 niż P. Przez chwilę aż zrobiło mi się trochę niedobrze w brzuchu. Czułem się jak tubka pasty do zębów, z której wyciska się resztki, a na koniec jeszcze przecina, żeby wydobyć to, co tam zostało.
Raczej nie czuję się wystarczająco mocny na sub40, ale z drugiej strony może jak zluzuję trening, to wykrzesam jeszcze coś z siebie, no i na tartanie będzie łatwiej. Planem podstawowym jest dla mnie po prostu poprawa życiówki. Na plus to, że głowa jest mocna i wytrzymała ten trening.
6 km @ 4:10 min/km ~ 178/187 bpm (4:10/4:12/4:16/4:13/4:07/4:02)
Całość: 10 km @ 4:38 min/km ~ 165/187 km
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
30.10.2020 - 01.11.2020
piątek - wolne
Odpoczynek po mocnym czwartku. Sportów zero, ale skoro jestem w Warszawie, to obowiązkowo "spacer" na Żoliborz.
sobota - 10 km BS
Rano przyjemny spacer po Kampinosie, ale nie wpłynęło to specjalnie na moje nogi. Udało mi się zdążyć pobiegać przed zmrokiem, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że w Polsce tak wcześnie zapada zmrok, nie lubię tego. Pogoda szara i bura, założyłem dwie koszulki (długa+krótka), do tego krótkie spodenki - na 8-9 stopni tak jest optymalnie. Pobiegłem do lasu Bemowskiego i bez historii luźny bieg tempem ok. 5:05-5:10 min/km. Nogi lekkie, łapię luz przed testem na dychę.
10 km @ 5:09 min/km ~ 146/158 bpm
niedziela - 12 km: BS + 8x20" przebieżki
W pierwotnym planie miałem 15 km, ale naszła mnie refleksja, że teraz do dychy specjalnie długich wybiegań nie potrzebuję, szczególnie, jeśli mam się sprawdzić za tydzień. Skróciłem więc trochę bieg i wrzuciłem zamiast tego garść przebieżek, żeby nogi nie zapomniały, jak nimi szybciej przebierać. Znowu podobna trasa, las Bemowski, dziś pogoda podobna jak wczoraj, tylko że słonecznie, więc jedna koszulka z długim rękawem wystarczyła. Bardzo lekko się biegło, czasem tempo schodziło nawet poniżej 5:00, w lesie trochę wolniej (GPS też nieco świrował na zakrętach). Na koniec 8 przebieżek po 20 sekund, wchodziły całkiem mocno, ładnie i na dobrej prędkości, szczególnie gdy się już rozgrzałem. Bez większej historii.
12 km @ 5:05 min/km ~ 148/169 bpm
Łącznie w tygodniu: 54 km
Ten tydzień luźniejszy kilometrowo, choć z dwoma pełnymi akcentami na początku. Jeden bardzo udany, drugi trochę mniej, ale dociągnięty z mocną końcówkę. Weekend już luźny i nogi złapały lekkość, tak powinno być. Dobrze teraz mi się biega BS-y i na dość niskim pulsie.
Łącznie w październiku: 245,9 km
Całkiem solidny kilometraż, choć najmniejszy od kwietnia, gdy siedziałem w kwarantannie - to świadczy, że solidnie przepracowałem ostatnie pół roku. Podsumowując październik, dwa starty, półmaraton poniżej oczekiwań i 5ka powyżej oczekiwań. Ogólnie jestem zadowolony, ale czekam też już z niecierpliwością na sprawdzian na 10 km, bo ostatnio biegłem ten dystans na zawodach 11 listopada 2019... I chciałbym już się trochę roztrenować.
piątek - wolne
Odpoczynek po mocnym czwartku. Sportów zero, ale skoro jestem w Warszawie, to obowiązkowo "spacer" na Żoliborz.
sobota - 10 km BS
Rano przyjemny spacer po Kampinosie, ale nie wpłynęło to specjalnie na moje nogi. Udało mi się zdążyć pobiegać przed zmrokiem, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że w Polsce tak wcześnie zapada zmrok, nie lubię tego. Pogoda szara i bura, założyłem dwie koszulki (długa+krótka), do tego krótkie spodenki - na 8-9 stopni tak jest optymalnie. Pobiegłem do lasu Bemowskiego i bez historii luźny bieg tempem ok. 5:05-5:10 min/km. Nogi lekkie, łapię luz przed testem na dychę.
10 km @ 5:09 min/km ~ 146/158 bpm
niedziela - 12 km: BS + 8x20" przebieżki
W pierwotnym planie miałem 15 km, ale naszła mnie refleksja, że teraz do dychy specjalnie długich wybiegań nie potrzebuję, szczególnie, jeśli mam się sprawdzić za tydzień. Skróciłem więc trochę bieg i wrzuciłem zamiast tego garść przebieżek, żeby nogi nie zapomniały, jak nimi szybciej przebierać. Znowu podobna trasa, las Bemowski, dziś pogoda podobna jak wczoraj, tylko że słonecznie, więc jedna koszulka z długim rękawem wystarczyła. Bardzo lekko się biegło, czasem tempo schodziło nawet poniżej 5:00, w lesie trochę wolniej (GPS też nieco świrował na zakrętach). Na koniec 8 przebieżek po 20 sekund, wchodziły całkiem mocno, ładnie i na dobrej prędkości, szczególnie gdy się już rozgrzałem. Bez większej historii.
12 km @ 5:05 min/km ~ 148/169 bpm
Łącznie w tygodniu: 54 km
Ten tydzień luźniejszy kilometrowo, choć z dwoma pełnymi akcentami na początku. Jeden bardzo udany, drugi trochę mniej, ale dociągnięty z mocną końcówkę. Weekend już luźny i nogi złapały lekkość, tak powinno być. Dobrze teraz mi się biega BS-y i na dość niskim pulsie.
Łącznie w październiku: 245,9 km
Całkiem solidny kilometraż, choć najmniejszy od kwietnia, gdy siedziałem w kwarantannie - to świadczy, że solidnie przepracowałem ostatnie pół roku. Podsumowując październik, dwa starty, półmaraton poniżej oczekiwań i 5ka powyżej oczekiwań. Ogólnie jestem zadowolony, ale czekam też już z niecierpliwością na sprawdzian na 10 km, bo ostatnio biegłem ten dystans na zawodach 11 listopada 2019... I chciałbym już się trochę roztrenować.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
02.11.2020 - 03.11.2020
poniedziałek - wolne
Sportowo zupełny luz.
wtorek - 10km: 3x1600m P (p. 90" tr.)
Pobudka o 6:30, szybki banan, przed 7:00 byłem na zewnątrz. Ciepło dziś, 12 stopni o tej godzinie w listopadzie? Wow. Na początek 2 km rozgrzewki, tak aby się dobudzić. Dobiegłem znowu do drogi technicznej przy S8. Wdychanie spalin z ekspresówki to chyba nie jest najlepszy sposób na akcent, ale nie miałem dziś dużo czasu, by jechać specjalnie np. do jakiegoś parku z dobrą trasą, bo musiałem punkt 8:00 być z powrotem.
Założeniem miało być tempo progowe ok. 4:10-4:08. Pierwszy odcinek, szybko rozpędziłem się do 4:00 i musiałem przyhamować. Nogi lekkie. Fragment lekko piął się pod górę i stopniowo tempo zaczęło spadać aż do 4:08. Było pod kontrolą, ale końcówka to wcale nie spacerek. 1,5 minuty przerwy w truchcie szybko minęło.
Drugi fragment to powtórka z rozrywki, ale na trochę wyższym pulsie. Pod koniec znowu było pod górkę, potem ostry zakręt, pilnowałem tempa, ale puls już poszedł ponad 180, czyli taki +/- limit progowy, nie było lekko na koniec, ale tempo dotrzymane.
Trzeci odcinek trochę łatwiejszy, bo niby powrót z górki, pobiegłem nawet trochę szybciej takim T10, koniec też był wymagający, ale nie tak, żeby umierać i stać z rękami na kolanach. W miarę udany i solidny trening.
I ostatni akcent przed testem w weekend.
1600m @ 4:08 min/km ~ 169/176 bpm
1600m @ 4:08 min/km ~ 174/182 bpm
1600m @ 4:05 min/km ~ 178/184 bpm
Całość: 10 km @ 4:45 min/km ~ 161/184 bpm
poniedziałek - wolne
Sportowo zupełny luz.
wtorek - 10km: 3x1600m P (p. 90" tr.)
Pobudka o 6:30, szybki banan, przed 7:00 byłem na zewnątrz. Ciepło dziś, 12 stopni o tej godzinie w listopadzie? Wow. Na początek 2 km rozgrzewki, tak aby się dobudzić. Dobiegłem znowu do drogi technicznej przy S8. Wdychanie spalin z ekspresówki to chyba nie jest najlepszy sposób na akcent, ale nie miałem dziś dużo czasu, by jechać specjalnie np. do jakiegoś parku z dobrą trasą, bo musiałem punkt 8:00 być z powrotem.
Założeniem miało być tempo progowe ok. 4:10-4:08. Pierwszy odcinek, szybko rozpędziłem się do 4:00 i musiałem przyhamować. Nogi lekkie. Fragment lekko piął się pod górę i stopniowo tempo zaczęło spadać aż do 4:08. Było pod kontrolą, ale końcówka to wcale nie spacerek. 1,5 minuty przerwy w truchcie szybko minęło.
Drugi fragment to powtórka z rozrywki, ale na trochę wyższym pulsie. Pod koniec znowu było pod górkę, potem ostry zakręt, pilnowałem tempa, ale puls już poszedł ponad 180, czyli taki +/- limit progowy, nie było lekko na koniec, ale tempo dotrzymane.
Trzeci odcinek trochę łatwiejszy, bo niby powrót z górki, pobiegłem nawet trochę szybciej takim T10, koniec też był wymagający, ale nie tak, żeby umierać i stać z rękami na kolanach. W miarę udany i solidny trening.
I ostatni akcent przed testem w weekend.
1600m @ 4:08 min/km ~ 169/176 bpm
1600m @ 4:08 min/km ~ 174/182 bpm
1600m @ 4:05 min/km ~ 178/184 bpm
Całość: 10 km @ 4:45 min/km ~ 161/184 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
04.11.2020 - 06.11.2020
środa - 8 km: BS + 6x20" przebieżki
Rano padało, nie chciało mi się wychodzić. Ruszyłem się dopiero wieczorem po pracy. Sporo roboty, więc wyjątkowo nie gotowałem dziś, byłem zatem dość zapchany pizzą. Pozwoliłem sobie ten jeden raz, bo waga delikatnie zeszła w dół. Pogoda jeszcze na krótkie spodenki, 9 stopni, na górę dwie koszulki. Biegło się wyjątkowo lekko i czasem łapałem tempo nawet poniżej 5:00. Po 6 km w tempie 5:06 i na pulsie 148 przystąpiłem do 6 przebieżek, zwracałem uwagę na ładną technikę, i weszły całkiem szybko, dobrze i przyjemnie. Ładnie dziś nogi niosły.
8 km @ 5:01 min/km ~ 151/167 bpm
czwartek - 6 km BS
Ostatni rozruch przed sobotnim testem. Ostatni trening w tym sezonie, można by rzec, to brzmi tak profesjonalnie. Planowałem w piątek rano, ale akurat miałem czas po pracy i chciałem się trochę przewietrzyć wieczorem. Wyszedłem spontanicznie tuż po zjedzeniu kanapki, ale rewolucji żołądkowych nie miałem. Dziś 7 stopni, ale trochę wiało chłodem, odczuwalna 4 i to już była dla mnie chyba dolna granica biegu z krótkimi spodenkami. Nie biegło się aż tak lekko niż wczoraj, ale spokojny trening bez historii, dziś na nieco niższym pulsie mimo żwawego tempa.
6 km @ 5:05 min/km ~ 145/153 bpm
piątek - wolne
Dziś zupełny odpoczynek. Jutro rano test na 10 km na tartanie na Agrykoli i koniec sezonu. Umówiłem się z zawodnikiem Logadina, niestety zająca nie będziemy mieć, ale we dwójkę zawsze raźniej. Planuję zacząć tempem na ok. 40:30, nie chcę spalić początku. Życiówka mnie w pełni zadowoli, ale jeśli uda się urwać więcej, to będę super szczęśliwy.
środa - 8 km: BS + 6x20" przebieżki
Rano padało, nie chciało mi się wychodzić. Ruszyłem się dopiero wieczorem po pracy. Sporo roboty, więc wyjątkowo nie gotowałem dziś, byłem zatem dość zapchany pizzą. Pozwoliłem sobie ten jeden raz, bo waga delikatnie zeszła w dół. Pogoda jeszcze na krótkie spodenki, 9 stopni, na górę dwie koszulki. Biegło się wyjątkowo lekko i czasem łapałem tempo nawet poniżej 5:00. Po 6 km w tempie 5:06 i na pulsie 148 przystąpiłem do 6 przebieżek, zwracałem uwagę na ładną technikę, i weszły całkiem szybko, dobrze i przyjemnie. Ładnie dziś nogi niosły.
8 km @ 5:01 min/km ~ 151/167 bpm
czwartek - 6 km BS
Ostatni rozruch przed sobotnim testem. Ostatni trening w tym sezonie, można by rzec, to brzmi tak profesjonalnie. Planowałem w piątek rano, ale akurat miałem czas po pracy i chciałem się trochę przewietrzyć wieczorem. Wyszedłem spontanicznie tuż po zjedzeniu kanapki, ale rewolucji żołądkowych nie miałem. Dziś 7 stopni, ale trochę wiało chłodem, odczuwalna 4 i to już była dla mnie chyba dolna granica biegu z krótkimi spodenkami. Nie biegło się aż tak lekko niż wczoraj, ale spokojny trening bez historii, dziś na nieco niższym pulsie mimo żwawego tempa.
6 km @ 5:05 min/km ~ 145/153 bpm
piątek - wolne
Dziś zupełny odpoczynek. Jutro rano test na 10 km na tartanie na Agrykoli i koniec sezonu. Umówiłem się z zawodnikiem Logadina, niestety zająca nie będziemy mieć, ale we dwójkę zawsze raźniej. Planuję zacząć tempem na ok. 40:30, nie chcę spalić początku. Życiówka mnie w pełni zadowoli, ale jeśli uda się urwać więcej, to będę super szczęśliwy.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
07.11.2020
sobota - test 10 km
Podjechałem z rana na Agrykolę. Umówiliśmy się z kolegą Logadina na 9:00, na tartanie kręciło się już sporo ludzi. Wstałem po siódmej, rano zjadłem sobie standardowo bułkę z miodem, co było dobrym wyborem, żeby uniknąć problemów żołądkowych. Pogoda znowu idealna, 9 stopni, pochmurno, wiatr tylko niewielki. Na początek jakieś 2 km rozgrzewki, zrobiłem trochę wymachów, przebieżek i innych ćwiczeń dogrzewających. Wcześniej było nawet mi trochę chłodno, będąc ubrany na krótko, ale to zwykle dobry znak przed "startem" w "zawodach".
Bez zbędnego filozofowania ruszyliśmy pierwszym torem. Ustaliliśmy, że ja zacznę prowadzić bieg, bo czułem się w niezłej formie, a kolega twierdził, że raczej nie da rady pobiec dziś bardzo mocno - ile km uciągnie moim tempem, to i tak będzie jego sukces. Przywitaliśmy się też wcześniej z Krystianem a.k.a. Logadin, który nawalał ostro swój trening interwałowy i co rusz wyprzedzał nas pierwszym torem.
Założenie proste, trzymać tempo ok. 4:03, żeby powalczyć o życiówkę. Pierwszy km starałem się pobiec ostrożnie, ale pierwsze 200m jak zwykle ruszyłem trochę zbyt szybko. Na 400m wyrównałem. Potem szło już równo i pierwszy km wybił w 4:05. Postanowiłem trzymać się na razie tego tempa, bo wiedziałem, że jeśli będzie szybciej, mogę spuchnąć. Pierwsze dwa km biegło się całkiem lekko. Nogi luźne, oddech mocny, ale mogłem jeszcze zamieniać pojedyncze słowa. Jedyne, co mi nie podpasowało, że tartan był nieco wilgotny po wczorajszym deszczu. Brooksy jednak trzymały się dobrze nawierzchni, nie ślizgały, więc nie mogę na to narzekać, przyzwyczaiłem się szybko.
Na trzecim kilometrze zaczęło robić się trochę trudniej, ale wciąż nie było to cierpienie. Słyszałem za plecami coraz głośniejsze sapanie Przemka. Dużo ludzi się kręciło, ale nie musieliśmy nikogo wyprzedzać, raczej ludzie robiący interwały wyprzedzali nas, więc nie było utrudnień. Cały czas biegłem na stoper, nie na GPS i pilnowałem tempa ok. 4:05-4:06. Starałem się skupiać na tym, aby każda 200tka wchodziła w ok. 49sekund i mniej więcej się udawało.
Po 3 km nagle Przemek postanowił mnie wyprzedzić i trochę pociągnąć. Lecieliśmy tak przez kilometr, ale trochę niekomfortowo się czułem - z jednej strony dobrze biegnie się za kimś, ale z drugiej chyba zaczął trochę zwalniać do 4:10, więc trochę go musiałem pogonić do przodu i bałem się, że zaraz się potknę o jego nogi. Jakoś po ok. 1 km postanowiłem, że wolę jednak sam prowadzić.
5 km wpadło w 20:28 i dopiero tu złapałem międzyczas ręczny, wcześniej jakoś wypadło mi to z głowy. Liczyłem, że uda się utrzymać tempo, urwać coś na finiszu i przynajmniej pobić życiówkę o kilka sekund. Było coraz trudniej, ale wciąż pod kontrolą. Przemek mówił mi, że za chwilę będzie kończył, bo nie da rady. Krystian akurat obok robił przerwę w interwale, próbował go trochę jeszcze zmotywować, ale w końcu po 6 km zostałem już sam. Zacząłem odliczać okrążenia do końca, jeszcze 10, jeszcze 9, jeszcze 8. Dużo, cholera. No ale jakoś trzymam tempo, choć jest coraz trudniej oddechowo. Nogi są wciąż bardzo lekkie, jestem aż zaskoczony. Liczę kolejne dwusetki i jakoś to mozolnie mija.
W końcu następuje kulminacja. Przy 7800m nagle wyrosła przede mną metalowa barierka...WTF?! Ano na boisku będzie za chwilę mecz piłkarski młodzików. I ekipa piłkarska postanowiła rozstawić barierki przez całą szerokość tartanu, żeby zagrodzić biegaczom drogę na wysokości 100m i 200m bieżni, tak aby odgrodzić ławkę rezerwowych. Ominąłem barierkę bokiem po trawniku od wewnątrz, ale mocno mnie to wkurwiło w tym stanie i wytrąciło z rytmu. Tak się nie da biec. Krystian mi krzyknął, że próbował interweniować, ale dziadek był nieustępliwy i cholera no nie odblokują mi tego, mimo że zostało jakieś 10 minut do końca próby. Zabawne jest to, że przez 10 minut nawet rozgrzewka się porządnie nie rozkręciła. To chyba jakieś głupie koronowe zasady.
Dobiegłem do znacznika 8000m, potem na 8100m wyrosła przede mną ta druga barierka i tu stwierdziłem, że to już nie ma sensu. Nawet gdybym obiegł od wewnątrz trawnikiem, to zaraz ktoś mnie wygoni, a trzeba by te cholerne płotki omijać 10 razy. Może gdybym umiał skakać. Ale właściwie, tak szczerze, to przyjąłem ten koniec ciepienia z ulgą. Zatrzymałem zegarek na linii bez żadnego finiszowania i wyszedł mi wynik 33:12, czyli idealnie tempo 4:06. I tak o życiówkę byłoby trudno, bo musiałbym pozostałe dwa kilometry pobiec chyba trochę szybciej niż 4:00. Sub41 myślę, że weszłoby, choć końcówka robiła się ciężka, ale wiele już nie zostało do końca.
Ogólnie to jestem wkurzony na sytuację, ale z drugiej strony i tak wiele bym nie ugrał. Żałuję, że wcześniej nie zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, czy bieżnia będzie wolna, ale z drugiej strony i tak nie miałem innych terminów na bieganie sprawdzianu w tym tygodniu. Trochę byłem zawiedziony, że nie dałem rady biec szybszym tempem, ale nie łudzę się, że powtórka dałaby lepszy wynik, bo byłem wypoczęty, a warunki idealne. Ogłaszam koniec sezonu!
Na plus - lekkie nogi i równe tempo. Wg autolapów Polara trochę stopniowo zwalniałem, ale to przekłamanie GPS - na początku zegarek pokazywał za dużo metrów w porównaniu do prawdy, a na końcu za mało.
Na minus - 10km wciąż biegam wolniej niż powinienem wg tego, co mówi wynik na 5 km. Liczyłem na lepsze tempo na teście. Może na zawodach byłoby łatwiej, nie wiem. Średni puls też wyższy niż zwykle na zawodach na dychę (ok. 180-182, a nie 185).
8,1 km @ 4:06 min/km ~ 185/190 bpm
Mogę więc z czystym sumieniem udać się na roztrenowanie. A o tym i o dalszych planach niedługo mam nadzieję stworzyć osobny wpis.
sobota - test 10 km
Podjechałem z rana na Agrykolę. Umówiliśmy się z kolegą Logadina na 9:00, na tartanie kręciło się już sporo ludzi. Wstałem po siódmej, rano zjadłem sobie standardowo bułkę z miodem, co było dobrym wyborem, żeby uniknąć problemów żołądkowych. Pogoda znowu idealna, 9 stopni, pochmurno, wiatr tylko niewielki. Na początek jakieś 2 km rozgrzewki, zrobiłem trochę wymachów, przebieżek i innych ćwiczeń dogrzewających. Wcześniej było nawet mi trochę chłodno, będąc ubrany na krótko, ale to zwykle dobry znak przed "startem" w "zawodach".
Bez zbędnego filozofowania ruszyliśmy pierwszym torem. Ustaliliśmy, że ja zacznę prowadzić bieg, bo czułem się w niezłej formie, a kolega twierdził, że raczej nie da rady pobiec dziś bardzo mocno - ile km uciągnie moim tempem, to i tak będzie jego sukces. Przywitaliśmy się też wcześniej z Krystianem a.k.a. Logadin, który nawalał ostro swój trening interwałowy i co rusz wyprzedzał nas pierwszym torem.
Założenie proste, trzymać tempo ok. 4:03, żeby powalczyć o życiówkę. Pierwszy km starałem się pobiec ostrożnie, ale pierwsze 200m jak zwykle ruszyłem trochę zbyt szybko. Na 400m wyrównałem. Potem szło już równo i pierwszy km wybił w 4:05. Postanowiłem trzymać się na razie tego tempa, bo wiedziałem, że jeśli będzie szybciej, mogę spuchnąć. Pierwsze dwa km biegło się całkiem lekko. Nogi luźne, oddech mocny, ale mogłem jeszcze zamieniać pojedyncze słowa. Jedyne, co mi nie podpasowało, że tartan był nieco wilgotny po wczorajszym deszczu. Brooksy jednak trzymały się dobrze nawierzchni, nie ślizgały, więc nie mogę na to narzekać, przyzwyczaiłem się szybko.
Na trzecim kilometrze zaczęło robić się trochę trudniej, ale wciąż nie było to cierpienie. Słyszałem za plecami coraz głośniejsze sapanie Przemka. Dużo ludzi się kręciło, ale nie musieliśmy nikogo wyprzedzać, raczej ludzie robiący interwały wyprzedzali nas, więc nie było utrudnień. Cały czas biegłem na stoper, nie na GPS i pilnowałem tempa ok. 4:05-4:06. Starałem się skupiać na tym, aby każda 200tka wchodziła w ok. 49sekund i mniej więcej się udawało.
Po 3 km nagle Przemek postanowił mnie wyprzedzić i trochę pociągnąć. Lecieliśmy tak przez kilometr, ale trochę niekomfortowo się czułem - z jednej strony dobrze biegnie się za kimś, ale z drugiej chyba zaczął trochę zwalniać do 4:10, więc trochę go musiałem pogonić do przodu i bałem się, że zaraz się potknę o jego nogi. Jakoś po ok. 1 km postanowiłem, że wolę jednak sam prowadzić.
5 km wpadło w 20:28 i dopiero tu złapałem międzyczas ręczny, wcześniej jakoś wypadło mi to z głowy. Liczyłem, że uda się utrzymać tempo, urwać coś na finiszu i przynajmniej pobić życiówkę o kilka sekund. Było coraz trudniej, ale wciąż pod kontrolą. Przemek mówił mi, że za chwilę będzie kończył, bo nie da rady. Krystian akurat obok robił przerwę w interwale, próbował go trochę jeszcze zmotywować, ale w końcu po 6 km zostałem już sam. Zacząłem odliczać okrążenia do końca, jeszcze 10, jeszcze 9, jeszcze 8. Dużo, cholera. No ale jakoś trzymam tempo, choć jest coraz trudniej oddechowo. Nogi są wciąż bardzo lekkie, jestem aż zaskoczony. Liczę kolejne dwusetki i jakoś to mozolnie mija.
W końcu następuje kulminacja. Przy 7800m nagle wyrosła przede mną metalowa barierka...WTF?! Ano na boisku będzie za chwilę mecz piłkarski młodzików. I ekipa piłkarska postanowiła rozstawić barierki przez całą szerokość tartanu, żeby zagrodzić biegaczom drogę na wysokości 100m i 200m bieżni, tak aby odgrodzić ławkę rezerwowych. Ominąłem barierkę bokiem po trawniku od wewnątrz, ale mocno mnie to wkurwiło w tym stanie i wytrąciło z rytmu. Tak się nie da biec. Krystian mi krzyknął, że próbował interweniować, ale dziadek był nieustępliwy i cholera no nie odblokują mi tego, mimo że zostało jakieś 10 minut do końca próby. Zabawne jest to, że przez 10 minut nawet rozgrzewka się porządnie nie rozkręciła. To chyba jakieś głupie koronowe zasady.
Dobiegłem do znacznika 8000m, potem na 8100m wyrosła przede mną ta druga barierka i tu stwierdziłem, że to już nie ma sensu. Nawet gdybym obiegł od wewnątrz trawnikiem, to zaraz ktoś mnie wygoni, a trzeba by te cholerne płotki omijać 10 razy. Może gdybym umiał skakać. Ale właściwie, tak szczerze, to przyjąłem ten koniec ciepienia z ulgą. Zatrzymałem zegarek na linii bez żadnego finiszowania i wyszedł mi wynik 33:12, czyli idealnie tempo 4:06. I tak o życiówkę byłoby trudno, bo musiałbym pozostałe dwa kilometry pobiec chyba trochę szybciej niż 4:00. Sub41 myślę, że weszłoby, choć końcówka robiła się ciężka, ale wiele już nie zostało do końca.
Ogólnie to jestem wkurzony na sytuację, ale z drugiej strony i tak wiele bym nie ugrał. Żałuję, że wcześniej nie zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, czy bieżnia będzie wolna, ale z drugiej strony i tak nie miałem innych terminów na bieganie sprawdzianu w tym tygodniu. Trochę byłem zawiedziony, że nie dałem rady biec szybszym tempem, ale nie łudzę się, że powtórka dałaby lepszy wynik, bo byłem wypoczęty, a warunki idealne. Ogłaszam koniec sezonu!
Na plus - lekkie nogi i równe tempo. Wg autolapów Polara trochę stopniowo zwalniałem, ale to przekłamanie GPS - na początku zegarek pokazywał za dużo metrów w porównaniu do prawdy, a na końcu za mało.
Na minus - 10km wciąż biegam wolniej niż powinienem wg tego, co mówi wynik na 5 km. Liczyłem na lepsze tempo na teście. Może na zawodach byłoby łatwiej, nie wiem. Średni puls też wyższy niż zwykle na zawodach na dychę (ok. 180-182, a nie 185).
8,1 km @ 4:06 min/km ~ 185/190 bpm
Mogę więc z czystym sumieniem udać się na roztrenowanie. A o tym i o dalszych planach niedługo mam nadzieję stworzyć osobny wpis.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
Co dalej? Roztrenowanie.
Zazwyczaj robiłem sobie taką zupełną dwutygodniową przerwę, bo chciałem:
- odpocząć po długich zawodach (np. maraton)
- doleczyć urazy fizyczne (np. achilles)
- odpocząć od biegania mentalnie
Tym razem jednak żaden z tych punktów nie jest mi potrzebny. Mentalnie muszę odpocząć tylko od mocniejszych akcentów, nie mam żadnych urazów i nie biegłem długich zawodów. Przerwę robiłem też już w kwietniu, bo byłem na kwarantannie, więc ile można odpoczywać.
Nie będę robił całkowitej przerwy od biegania, zamierzam przez te dwa tygodnie potruchtać po 3 razy w tygodniu, tak bez żadnej spiny. Inaczej złapałbym mocny dołek formy po 2 tygodniach całkowitego lenistwa, a nie chcę przecież budować bazy kompletnie od "stawiania fundamentów" na nowo, tylko przynajmniej, powiedzmy, od "pierwszego piętra".
Co po roztrenowaniu? Trening maratoński?
Chciałbym wrócić do treningu pod maraton. Trening pod 5-10k też jest fajny i dał dobre efekty, ale na zimę bardziej odpowiada mi dłuższe, ale spokojniejsze bieganie, a może latem znowu 5-10k. Tak zresztą Jurek Skarżyński poleca planowanie sezonu w polskich warunkach.
Szkopuł w tym, że dziś dostałem maila, że Rotterdam Marathon przeniesiony już 3. raz, tym razem na jesień 2021... Nie sądzę, aby biegi masowe odbyły się na wiosnę, a jeśli już, to w bardzo okrojonym wymiarze. Może uda się jednak wystartować gdzieś np. Dębno, Łódź, Kraków, Gdańsk. A jeśli to nie wypali, to proponuję wspólne forumowe bieganie maratonu na odmierzonej trasie kiedyś np. w kwietniu. Byłby fajny zlot, może to nawet lepszy pomysł niż oficjalny maraton.
To teraz zaczynam kminić plan treningowy. Postaram się niedługo wrzucić jakiś plan.
Zazwyczaj robiłem sobie taką zupełną dwutygodniową przerwę, bo chciałem:
- odpocząć po długich zawodach (np. maraton)
- doleczyć urazy fizyczne (np. achilles)
- odpocząć od biegania mentalnie
Tym razem jednak żaden z tych punktów nie jest mi potrzebny. Mentalnie muszę odpocząć tylko od mocniejszych akcentów, nie mam żadnych urazów i nie biegłem długich zawodów. Przerwę robiłem też już w kwietniu, bo byłem na kwarantannie, więc ile można odpoczywać.
Nie będę robił całkowitej przerwy od biegania, zamierzam przez te dwa tygodnie potruchtać po 3 razy w tygodniu, tak bez żadnej spiny. Inaczej złapałbym mocny dołek formy po 2 tygodniach całkowitego lenistwa, a nie chcę przecież budować bazy kompletnie od "stawiania fundamentów" na nowo, tylko przynajmniej, powiedzmy, od "pierwszego piętra".
Co po roztrenowaniu? Trening maratoński?
Chciałbym wrócić do treningu pod maraton. Trening pod 5-10k też jest fajny i dał dobre efekty, ale na zimę bardziej odpowiada mi dłuższe, ale spokojniejsze bieganie, a może latem znowu 5-10k. Tak zresztą Jurek Skarżyński poleca planowanie sezonu w polskich warunkach.
Szkopuł w tym, że dziś dostałem maila, że Rotterdam Marathon przeniesiony już 3. raz, tym razem na jesień 2021... Nie sądzę, aby biegi masowe odbyły się na wiosnę, a jeśli już, to w bardzo okrojonym wymiarze. Może uda się jednak wystartować gdzieś np. Dębno, Łódź, Kraków, Gdańsk. A jeśli to nie wypali, to proponuję wspólne forumowe bieganie maratonu na odmierzonej trasie kiedyś np. w kwietniu. Byłby fajny zlot, może to nawet lepszy pomysł niż oficjalny maraton.
To teraz zaczynam kminić plan treningowy. Postaram się niedługo wrzucić jakiś plan.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
Tak jak zapowiadałem, wrzucam poniżej mój szkic planu treningowego.
Ponieważ planowałem biec półmaraton w Hadze 7 marca i maraton w Rotterdamie 12 kwietnia, tak też rozplanowałem sobie treningi. Wiem już na pewno, że Rotterdam odwołany, ale Łódź ma być dokładnie w tym samym terminie, więc zostawiam plan bez zmian. Nie łudzę się specjalnie, że biegi się odbędą, ale muszę mieć jakiś cel na horyzoncie, aby przetrwać zimę. Najwyżej pobiegnę solo lub w mniejszej grupce w tym kwietniowym terminie, o ile pogoda będzie sensowna.
Przemyślałem sobie, czego mi do tej pory brakowało na maratonie. Odpowiedź jest prosta - przede wszystkim wytrzymałości, szczególnie tej mięśniowej. Może trochę też wytrzymałości tempowej, ale kondycyjnie czułem się mocny. Postanowiłem więc przede wszystkim się wydłużyć, trochę podkręcić kilometraż (na razie tak do max 80 km), wydłużyć długie wybiegania, BNP i drugie zakresy.
Szkielet jest znowu oparty na Hansonach, przy czym biegam tylko 5 razy w tygodniu i zmieniam trochę akcenty na bardziej danielsowskie. Periodyzacja będzie wyglądać mniej więcej tak:
- 2 tygodnie roztrenowania
- 6 tygodni bazy
- 8 tygodni orki
- 2 tygodnie "HM Time" - tydzień luzowania, sprawdzian w półmaratonie i tydzień regeneracji
- 4 tygodnie taperingu (czyli maraton 5 tygodni po HM).
Poniżej wrzucam zarys treningu i akcentów. Gdybyś komuś chciało się rzucić okiem i skomentować, czy to ma sens, będę wdzięczny.
Jeszcze mała legenda - PB to przebieżki, pdbg to podbiegi, R to rytmy (na teraz ok. 3:30), I to interwały (3:50), P to progowe (4:10), M to tempo maratońskie lub będę zamieniał na drugi zakres (tempo - to wg Danielsa 4:30, ale na zawodach na pewno tak szybko nie pobiegnę).
Moim głównym celem jest oczywiście poprawa życiówki. Nie mam jednak konkretnych założeń czasowych. Najważniejsze jest dla mnie ukończenie maratonu #4 wreszcie w dobrym stylu, czyli równym tempem, bez spowolnienia w drugiej połowie, nie mówiąc nawet o przechodzeniu w marsz. Chcę wreszcie sobie udowodnić, że moje nogi są w stanie utrzymać maraton na całym dystansie.
Akt I: Roztrenowanie i Baza
Akt II: Orka
Akt III: HM (Sprawdzian) i Tapering
Ponieważ planowałem biec półmaraton w Hadze 7 marca i maraton w Rotterdamie 12 kwietnia, tak też rozplanowałem sobie treningi. Wiem już na pewno, że Rotterdam odwołany, ale Łódź ma być dokładnie w tym samym terminie, więc zostawiam plan bez zmian. Nie łudzę się specjalnie, że biegi się odbędą, ale muszę mieć jakiś cel na horyzoncie, aby przetrwać zimę. Najwyżej pobiegnę solo lub w mniejszej grupce w tym kwietniowym terminie, o ile pogoda będzie sensowna.
Przemyślałem sobie, czego mi do tej pory brakowało na maratonie. Odpowiedź jest prosta - przede wszystkim wytrzymałości, szczególnie tej mięśniowej. Może trochę też wytrzymałości tempowej, ale kondycyjnie czułem się mocny. Postanowiłem więc przede wszystkim się wydłużyć, trochę podkręcić kilometraż (na razie tak do max 80 km), wydłużyć długie wybiegania, BNP i drugie zakresy.
Szkielet jest znowu oparty na Hansonach, przy czym biegam tylko 5 razy w tygodniu i zmieniam trochę akcenty na bardziej danielsowskie. Periodyzacja będzie wyglądać mniej więcej tak:
- 2 tygodnie roztrenowania
- 6 tygodni bazy
- 8 tygodni orki
- 2 tygodnie "HM Time" - tydzień luzowania, sprawdzian w półmaratonie i tydzień regeneracji
- 4 tygodnie taperingu (czyli maraton 5 tygodni po HM).
Poniżej wrzucam zarys treningu i akcentów. Gdybyś komuś chciało się rzucić okiem i skomentować, czy to ma sens, będę wdzięczny.
Jeszcze mała legenda - PB to przebieżki, pdbg to podbiegi, R to rytmy (na teraz ok. 3:30), I to interwały (3:50), P to progowe (4:10), M to tempo maratońskie lub będę zamieniał na drugi zakres (tempo - to wg Danielsa 4:30, ale na zawodach na pewno tak szybko nie pobiegnę).
Moim głównym celem jest oczywiście poprawa życiówki. Nie mam jednak konkretnych założeń czasowych. Najważniejsze jest dla mnie ukończenie maratonu #4 wreszcie w dobrym stylu, czyli równym tempem, bez spowolnienia w drugiej połowie, nie mówiąc nawet o przechodzeniu w marsz. Chcę wreszcie sobie udowodnić, że moje nogi są w stanie utrzymać maraton na całym dystansie.
Akt I: Roztrenowanie i Baza
Akt II: Orka
Akt III: HM (Sprawdzian) i Tapering
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
08.11.2020 - 11.11.2020
niedziela - wtorek: wolne
Zaczynam małe roztrenowanie. 3 dni wolnego to i tak chyba najdłuższa przerwa od kwietnia. Zupełny luz sportowy i żywieniowy. Fajnie tak.
środa - 6 km BS
Biegałem z samego rana, bo mimo święta dziś też pracowałem. Potwornie mi się nie chciało biegać, ale zmusiłem się jakoś, myśląc, że wieczorem będzie jeszcze gorzej.
Kilka spostrzeżeń:
Zimno, 4 stopnie, odczuwalna 1, pierwszy raz założyłem legginsy i dres w tym sezonie.
Śląskie górki są wyższe niż pamiętałem, ale wbiega mi się na nie łatwiej, niż pamiętałem.
Powietrze na Śląsku wcale nie jest takie złe, tylko trzeba dobrze pogryźć.
Zegarek schowałem pod dres i biegłem na wyczucie, dla "przyjemności". Wyszło tempo 5:15 i puls 146, ale były mocne wahania w zależności od terenu. Puls niższy, a tempo szybsze niż myślałem.
6,1 km @ 5:15 min/km ~ 146/165 bpm
niedziela - wtorek: wolne
Zaczynam małe roztrenowanie. 3 dni wolnego to i tak chyba najdłuższa przerwa od kwietnia. Zupełny luz sportowy i żywieniowy. Fajnie tak.
środa - 6 km BS
Biegałem z samego rana, bo mimo święta dziś też pracowałem. Potwornie mi się nie chciało biegać, ale zmusiłem się jakoś, myśląc, że wieczorem będzie jeszcze gorzej.
Kilka spostrzeżeń:
Zimno, 4 stopnie, odczuwalna 1, pierwszy raz założyłem legginsy i dres w tym sezonie.
Śląskie górki są wyższe niż pamiętałem, ale wbiega mi się na nie łatwiej, niż pamiętałem.
Powietrze na Śląsku wcale nie jest takie złe, tylko trzeba dobrze pogryźć.
Zegarek schowałem pod dres i biegłem na wyczucie, dla "przyjemności". Wyszło tempo 5:15 i puls 146, ale były mocne wahania w zależności od terenu. Puls niższy, a tempo szybsze niż myślałem.
6,1 km @ 5:15 min/km ~ 146/165 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
12.11.2020 - 13.11.2020
czwartek - wolne
Zero sportu. Ach, ależ te wpisy będą nudne. Wolę jednak trzymać regularność w pisaniu, niż nadrabiać potem zaległości.
piątek - 7 km BS
Wstałem rano z dużą niechęcia, ale po 10 minutach od pobudki byłem już gotowy do biegania na czczo. Na chwilę wyszło nawet trochę słońca, więc od razu jakieś pozytywny vibe po tych kilku dniach mgły. Raczej chłodno, jakieś 5 stopni, a śląskie powietrze jak śmierdziało, tak śmierdzi, ugh.
Schowałem zegarek pod bluzę i ruszyłem na wyczucie. Na trasie miałem 2 premie górskie (w mojej prywatnej klasyfikacji) i może ze dwa mniejsze podbiegi klasy "B". Biegło się w miarę nieźle, nie super przyjemnie, ale bez przygód. Tempo 5:17 i puls 150 - znowu szybciej i niższy puls niż odczucia, bo miałem wrażenie, że bardzo wolno się tułam, a oddech na podbiegach lekki nie był. Przez 7 km nastukałem 82 m przewyższenia. W planie było 6, ale miałem ochotę na inną trasę.
7 km @ 5:17 min/km ~ 150/167 bpm
czwartek - wolne
Zero sportu. Ach, ależ te wpisy będą nudne. Wolę jednak trzymać regularność w pisaniu, niż nadrabiać potem zaległości.
piątek - 7 km BS
Wstałem rano z dużą niechęcia, ale po 10 minutach od pobudki byłem już gotowy do biegania na czczo. Na chwilę wyszło nawet trochę słońca, więc od razu jakieś pozytywny vibe po tych kilku dniach mgły. Raczej chłodno, jakieś 5 stopni, a śląskie powietrze jak śmierdziało, tak śmierdzi, ugh.
Schowałem zegarek pod bluzę i ruszyłem na wyczucie. Na trasie miałem 2 premie górskie (w mojej prywatnej klasyfikacji) i może ze dwa mniejsze podbiegi klasy "B". Biegło się w miarę nieźle, nie super przyjemnie, ale bez przygód. Tempo 5:17 i puls 150 - znowu szybciej i niższy puls niż odczucia, bo miałem wrażenie, że bardzo wolno się tułam, a oddech na podbiegach lekki nie był. Przez 7 km nastukałem 82 m przewyższenia. W planie było 6, ale miałem ochotę na inną trasę.
7 km @ 5:17 min/km ~ 150/167 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
14.11.2020 - 15.11.2020
sobota - wolne
Wolne, ale co się naharowałem w ogródku u rodziców, to moje. 25 tysięcy kroków, nagrabiłem kilka wielkich worów liści i nosiłem wory ze żwirem, więc trening siłowy odhaczony. Zwykły dzień pracy biurowej jest dużo mniej męczący.
niedziela - 8 km BS
Roztrenowanie trwa, rozpasanie trwa, ale zachowuję minimum treningu biegowego, żeby forma całkowicie nie uciekła. Biegane na czczo. Pogoda 7 stopni i słońce. Nie wiem czemu z rozpędu założyłem legginsy i dres, bo potwornie się ugotowałem, szczególnie, gdy już biegłem z wiatrem i nic mnie nie chłodziło. Mam nadzieję, że to tylko z tego powodu ten dość wysoki puls, który towarzyszył mi od początku. Pierwsza część biegu głównie z góry, druga głównie pod górę. Na 8 kilometrach nastukałem ponad 70m up, więc całkiem solidny utarg.
8 km @ 5:13 min/km ~ 155/173 bpm
Łącznie w tygodniu: 21 km
Jeszcze tydzień takiego odpoczynku, czuję, że było mi to potrzebne.
sobota - wolne
Wolne, ale co się naharowałem w ogródku u rodziców, to moje. 25 tysięcy kroków, nagrabiłem kilka wielkich worów liści i nosiłem wory ze żwirem, więc trening siłowy odhaczony. Zwykły dzień pracy biurowej jest dużo mniej męczący.
niedziela - 8 km BS
Roztrenowanie trwa, rozpasanie trwa, ale zachowuję minimum treningu biegowego, żeby forma całkowicie nie uciekła. Biegane na czczo. Pogoda 7 stopni i słońce. Nie wiem czemu z rozpędu założyłem legginsy i dres, bo potwornie się ugotowałem, szczególnie, gdy już biegłem z wiatrem i nic mnie nie chłodziło. Mam nadzieję, że to tylko z tego powodu ten dość wysoki puls, który towarzyszył mi od początku. Pierwsza część biegu głównie z góry, druga głównie pod górę. Na 8 kilometrach nastukałem ponad 70m up, więc całkiem solidny utarg.
8 km @ 5:13 min/km ~ 155/173 bpm
Łącznie w tygodniu: 21 km
Jeszcze tydzień takiego odpoczynku, czuję, że było mi to potrzebne.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
16.11.2020 - 17.11.2020
poniedziałek - wolne
Nic, zero, null, nada. Odpoczynek. Zaczynam drugi i ostatni tydzień roztrenowania.
wtorek - 6 km BS
Leniwe truchtanie z rana. Wstałem nie za wcześnie, bo i bieg króciutki, przed pracą zdążę. Po 15 minutach byłem już przed domem i tonąłem we mgle (smogu?). Niby chłodno, 4 stopnie, ale lubię taką temperaturę do biegania. Choć i tym razem ubrałem się już na długo. Sam bieg nic ciekawego, zaliczyłem jeden długi i jeden krótszy podbieg, razem metrów 67 up. Zegarek schowany, na tempo nie patrzyłem, wszystko na czuja, dla tzw. funu (?). Funu nie stwierdzono. Wyszło raczej wolno, po 5:20 i na spokojnym pulsie 147. Nie był to wcale spacerek, trochę dłużyło mi się, może dlatego, że na czczo. Górki też robią swoje, bo wchodzi się czasem na ten wyższy puls.
6 km @ 5:20 min/km ~ 147/168 bpm
poniedziałek - wolne
Nic, zero, null, nada. Odpoczynek. Zaczynam drugi i ostatni tydzień roztrenowania.
wtorek - 6 km BS
Leniwe truchtanie z rana. Wstałem nie za wcześnie, bo i bieg króciutki, przed pracą zdążę. Po 15 minutach byłem już przed domem i tonąłem we mgle (smogu?). Niby chłodno, 4 stopnie, ale lubię taką temperaturę do biegania. Choć i tym razem ubrałem się już na długo. Sam bieg nic ciekawego, zaliczyłem jeden długi i jeden krótszy podbieg, razem metrów 67 up. Zegarek schowany, na tempo nie patrzyłem, wszystko na czuja, dla tzw. funu (?). Funu nie stwierdzono. Wyszło raczej wolno, po 5:20 i na spokojnym pulsie 147. Nie był to wcale spacerek, trochę dłużyło mi się, może dlatego, że na czczo. Górki też robią swoje, bo wchodzi się czasem na ten wyższy puls.
6 km @ 5:20 min/km ~ 147/168 bpm
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)