Aniad1312 Wciąż fun przed records

Moderator: infernal

Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

3 października 2020

Środa biegowo odpadła, chciałam się wyspać. W czwartek nie było czasu. W piątek rano każda komórka mojego ciała na myśl o bieganiu wołała: "Nieee, tylko nie to...". Wołanie ucichło po południu, ale niestety miałam trochę zaległości pracowych, które trzeba było nadgonić żeby mieć wolną głowę w weekend.
Dziś rano budzik zadzwonił, usłyszałam, wyciszyłam i zaczęły się licytacje wewnętrzne: "Iść...nie iść...Może później pójdę...Ale jak wrócę, to nic mi się nie będzie chciało i pół dnia zmarnowane...". Nagle przypomniało mi się, że dzisiaj jest 3.10 - moje 10.5 roczne urodziny biegowe, tadaam. Stanęło na "iść".
Przy okazji "licytacji" - przypomniał mi się obrazek, który gdzieś kiedyś napotkałam, nie pamiętam gdzie.

Obrazek

Wracając do tematu - pobiegłam, wdrapałam się na wiadukt, okrążyłam zalew i pobiegłam do domu.
Dyszka, do 6go km po 5:35, potem Ziko przysłał okołowrocławski wiatr na moje ścieżki, co było robić - zwolniłam trochę :oczko:
New Balance but biegowy
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

4 października 2020

Ból niedzielnej wczesnej pobudki...
Owszem, mogłabym pobiegać później, ale oznaczałoby to 1- bieganie w deszczu (wg prognoz), 2-gonitwę z czasem. Nie znoszę tego w dzień powszedni, a już tym bardziej w niedzielę. Niedziela jest dla mnie dniem zatrzymania się, włączenia "STOP", odpoczynku. Cały tydzień borykam się, żeby znaleźć równowagę między obowiązkami, a wszystkim co poza nimi, nie tyle mam na myśli fight, co właśnie struggle.
Dziś na Mszy pomyślałam sobie, że niedziela jest właśnie takim dniem, w którym mogłabym wreszcie przestać "ogarniać" miliony spraw, często zupełnie niezależnych ode mnie, przestać rozkminiać, wyhamować, być wolną od balastu, hałasu i oddać to wszystko Komu trzeba. Zresztą, tak naprawdę, nie tylko w niedzielę.

Anyway...
Wstałam więc.
Na zewnątrz strasznie duszno i ciepło, leciałam na krótko, idealnie do temperatury.
Kinvary na nogach, "niestety" - wbrew mojej teorii - do 6km z każdym kilometrem było coraz szybciej :hahaha: Myślałam sobie: "Zwolnij dziewczyno, co ty później napiszesz o tych Sauconach..." :hahaha:
Później wbiegłam do lasu na ok dwa kilometry, tempo spadło, uff :oczko: :oczko: Ok 8km zorientowałam się, że źle obliczyłam dystans i zamiast planowanych 12 wyjdzie mi 13km. Ogółem planowałam 15, ale że wstawało się ciężko, to i wyszłam później niż zamierzałam. Nicto, nadrobię w tygodniu. Albo i nie :oczko:
Dobiegłam do zalewu, minęłam biegacza, za kilometr kolejnego, za następny - trzeci, którym ku ogromnemu zaskoczeniu okazał się mój kolega, pracowaliśmy kiedyś razem. Chwilę pogadaliśmy i poleciałam do domu.
Łącznie 13km po 5:44.
Dziesięć minut po powrocie zaczęło dość intensywnie padać - prognoza się sprawdziła. Dziś na stadionie impreza biegowa, wybieram się pokibicować. Oby im nie padało.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

6 października 2020

Nadrobiłam dziś niedzielę.
Pogoda przepiękna, po wczorajszej burzy i mega deszczu, dzisiaj wyszło słońce - jak w życiu :usmiech:
Zalew cudny...
Zieleń trawy, granatowa woda, łabędzie.
Na ścieżce jeden biegacz, cisza, spokój.
Tempo miarowe, przez pierwsze okrążenie oscylowało wokół 5:45, czasem 2-3 sek wolniej.
Całą przyjemność psuło mi to, że strój jesienny już po 3 km okazał się błędem - trzeba było jednak lecieć na krótko.
Kolejne okrążenie trochę szybciej, ostatni z 13km po 5:18, ale tylko jeden taki rodzynek dzisiaj wpadł.
Potem 5 setek po 4:05 z przerwą w truchcie.
Powrót do domu - miałam 2km, pierwszy biegiem, drugi pieszko, przez park. Nie mogłam się napatrzeć na tę nasyconą zielenią trawę, z kroplami rosy. Cud :usmiech:

Na stadion udało mi się dotrzeć w niedzielę, spotkałam znajomych, w tym Magdę, z która poznałyśmy się 4 lata temu na obozie, a która zgarnęła podium, po raz kolejny zresztą.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

8 października 2020

Wczoraj dużo chodziłam, niemal 13km uzbierało się w ciągu całego dnia. Wybrałam się na spacer, tam gdzie zazwyczaj biegowo spędzam czas :oczko:

Obrazek

Obrazek

Dzisiaj standardowa dyszka, swobodnie, tylko 9ty km szybciej, 5:22.
Wczoraj wpadła mi w oko bluza Asicsa, której dawno nie używałam, generalnie - zapominam, że ją mam. No więc dla przypomnienia ją ubrałam... skutecznie przypominała mi, że to był błąd - znów za ciepło :bum:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

11 października 2020

Obudziłam się dość wcześnie, wyspana, po 8h snu.
Wyszłam z domu parę minut przed 8, krótkie spodenki i lekka bluzka, w końcu normalny ubiór :oczko:
Pobiegłam nad zalew, w planach miałam dwa okrążenia i powrót do domu, wyszłoby razem ok 12.5km. Po 2km pomyślałam, że może jednak 15...
Ale było tak pięknie, że zupełnie zmieniłam plany i pobiegłam do lasu (6km). W lesie przecudnie, kolory jesieni, słońce, unosząca się momentami mgła...Dar dla oczu, królewska uczta :usmiech: Zrobiłam 6km, pobiegłam z powrotem. Ostatnie 2km ciut inne ścieżki, akurat zamykali przejazd pkp. Nie chciałam czekać, zawróciłam i pobiegłam tradycyjnie przez park, zahaczając o zalewowy lasek.
Łącznie 18km, śr po 5:38.

Od kilku dni docierają do mnie myśli, słowa o byciu wdzięcznym, mimo tego wszystkiego co dokoła. Wdzięcznym za najdrobniejsze dary, za codzienność. Za wszystko, co wydaje się być naturalnym, a w jednej chwili może zniknąć.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

13 października 2020

Obudziłam się. Z każdą chwilą budziłam się coraz bardziej. W końcu spojrzałam na zegarek. 3:48... :echech:
Poleżałam jeszcze trochę, z nadzieją, że może jednak sen wróci. Nie wrócił.
Wstałam, ogarnęłam się, kawa postawiła mnie (w jakimś procencie) na nogi.
I wyszłam, co było robić...
Pierwszy km wolno, potem nogi same zaczęły zapodawać.
Obiegłam miasto, po drodze wpadł jeden wiadukt, myślałam, żeby na koniec wlecieć jeszcze na drugi, ten ulubiony, ale już mi się nie chciało.
10.4km po 5:25, ostatni pełny po 5:07.
O 6:35 byłam już w domu.
Dawno nie biegałam o tej porze :usmiech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

15 października 2020

Wczoraj chciałam pobiegać z rana, ale lało niemiłosiernie, aż taki kamikadze nie jestem. Tzn w ogóle nie jestem, tym bardziej aż taki.
Za to na dzisiaj byłam umówiona w roli motywatora, potruchtaliśmy łącznie 3.3km, naprzemiennie z marszem.
W związku z tym, że miałam niedosyt, weszłam tylko na moment do domu i zaraz z niego wyszłam, poleciałam na stadion. Dobiegłam, pokręciłam trochę kółek, nakręciłam 5.20km po 5:29. Ogólnie to ta piątka niechcący wyszła na krótkie BNP: 5:54/5:35/5:37/5:18/5:06. Ten ostatni sam jakoś wleciał, nawet nie czułam za bardzo, że jest tak szybko.
Powrót do domu w dwóch ratach, najpierw 1.5km po 5:19, dorównałam tym do dyszki. No ale do domu miałam jeszcze 500m, stwierdziłam, że nie będę ryzykować ochłodzenia organizmu i przeziębienia, więc poleciałam żwawiej, po 5:10.
Dobre bieganie :usmiech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

17 października 2020

Nie napiszę tego co mi chodzi po głowie w związku z tym, co dokoła, bo musiałabym tekst wykropkować :bum: :hahaha:
Dlatego dzisiaj 15km, śr 5:39, końcówka wolniej, bom już zmęczona była.
Na trasie znajomy, poza tym cisza i spokój, wędkarzy niewielu, przy okazji oblukałam nowy mural - świetny jest.
A poza tym wczoraj upiekłam chleb - w końcu sukces.
Obrazek
Dawno temu piekłam chleb regularnie, potem spsuł mi się zakwas i niestety sukcesu dalej nie było, niezależnie od tego jaki przepis i jaki zakwas dawałam. Może tym razem znów wróci regularność :oczko:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

20 października 2020

Weekend z lekka intensywny, (wyjątkowo) praca, spotkanie, wyjazd.
Wczoraj bieganie było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Już sama myśl o wyjściu wywoływała reakcję: "O nieeee, tylko nie to..."
Jednocześnie pojawiała się inna myśl, że czas jest dość nieprzewidywalny i lepiej korzystać z tego, z czego korzystać można.
Stwierdziłam, że jeśli bez budzika obudzę się o danej godzinie to pójdę. Obudziłam się... 2h wcześniej :hahaha: Na szczęście udało mi się zasnąć i... ponownie obudzić 5min przed zakładanym czasem :bum:
Co było robić... :oczko:
Pierwsze 2km dość żwawo, po 5:30, kolejne już trochę wolniej, w którymś momencie tempo zeszło do 5:45, więc ok. Potem znów jakoś przyspieszyłam, całość wyszła 8.25km po 5:36. Nie pilnowałam tempa, jak mi nogi podawały, tak biegłam.
Zrobiłam 5 dwusetek po 3:42, w przerwach trucht.
Powrót do domu 2km po 5:46, plus marsz ok 500m - dłużej biec już mi się nie chciało.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

22 października 2020

Piękny dzień :usmiech:
Wstawało się w miarę lekko :oczko:

Początkowo zegarek pokazywał poniżej piątki, 1szy km po 5:24, chyba coś z gpsem było nie tak. Potem już było ok. Najpierw pokręciłam się po lasku, tam tempo mam zawsze wolniejsze. Później poleciałam ścieżką przyzalewową, uwielbiam momenty kiedy tam biegnę i widzę wschodzące słońce. Dar dla oczu i serca :usmiech:

Planowana dyszka wydłużyła się do dwunastki, na lajcie 5:44. Był moment, że w głowie zaświtała nawet piętnastka, ale stwierdziłam, że nie będę przeginać. Porozciągałam się i przespacerowałam ok 700m do domu.

Im mniej nagłówków, tytułów, krzyczących internetów tym lepiej. TV nie mam, więc nie oglądam. Każdą rzeczywistość można przeżywac na różne sposoby, coś na wzór tych szklanek do połowy pełnych czy pustych.
Jak kupuję słonecznik, który na opakowaniu ma "Teraz ileś tam gram", to w pierwszej chwili myślę sobie: "Wow, super cena". A potem patrzę, że tylko torebka większa i napis krzyczy, a gramatura ta sama. A przecież zarzucić nie można, że informacja pt "Teraz tyle" jest próbą naciągnięcia klienta-odbiorcy, ani żadnym kłamstwem, no bo faktycznie teraz tyle tych gramów jest.

Więc jak słyszę, że jest najwięcej przypadków itd, to mogę zacząć żyć lękiem, albo po prostu stwierdzić, że no tak, nigdy więcej nie było, to teraz jest najwięcej.
I żyć tym, co jest mi na ten dzień dane.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

25 października 2020

Obudziłam się dzisiaj dość wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca. Dzięki zmianie czasu i temu, że wczoraj poszłam wcześniej spać, trochę tego snu załapałam.
Pojawiła się myśl o lesie, ale jakoś nie bardzo miałam chęć, wybiorę się na spacer jak jeszcze chwilę odsapnę.
Poleciałam nad zalew, standardowo.
Chwilę pokręciłam się po lasku, zrobiłam jedno okrążenie, potem znów się trochę pokręciłam i pobiegłam do domu. Wyszło 12km po 5:38.
Sporo osób dzisiaj biegało. Fajnie :usmiech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

27 października 2020

Nie było łatwo wstać. Tym bardziej, że podobnie jak na początku pandemii, od jakiegoś czasu wybudzam się w nocy, czasem po kilka razy. Jakości snu mi to nie polepsza, niestety, no i wstawać nie jest łatwo.
Chyba z 15min leżałam i debatowałam... W końcu pomyślałam, że zdalne wymusza tyle siedzenia przed kompem, że jednak dobrze byłoby gdybym pobiegała.

Zalew, standardowo. Myślałam, żeby może podjechać do lasu, ale logistycznie i czasowo byłoby to trudne i raczej nie na dziś.

Okrążyłam lasek, pobiegłam w jedną stronę, wróciłam, znów lasek, pobiegłam w druga stronę, zawróciłam. Wyszło 10km, średnie tempo w większości oscylowało w okolicach 5:40, końcówka szybsza, ostatni km wpadł po 5:03, więc średnie skoczyło do 5:32.
Plus dwa km po niecałe 6.

Powrót z parku do domu piechotą.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

1 listopada 2020

Od paru lat w ten dzień zawsze robiłam sobie wolne od biegania.
Ale w tym roku...jest inaczej.

Cały tydzień bardzo mnie wymęczył, nie miałam siły ani ochoty na bieganie, a w piątek czułam się jakbym przetoczyła tony węgla.
O 20.30 już spałam.
Wczoraj ciut lepiej, ale bez szału.

Dziś obudziłam się dość wcześnie. Sen mam od kilku tygodni przerywany i przez to jego jakość mocno kuleje, powtórka z czasu lockdownu. Cóż, gdzieś stres musi się wybić.
12km po 5:40.
Trochę dziwnie się czułam, bo kiedy wychodziłam biegać ok 8:30, wszyscy biegacze, których spotykałam już wracali :bum:

Chwila odpoczynku i zabieram się do pieczenia chleba :usmiech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

3 listopada 2020

Łomatkorudo, jakże mnie wczoraj odrzucało od dzisiejszego biegania...W końcu powiedziałam sobie, że jeśli wewnętrzny budzik obudzi mnie o godzinie, o której powinnam wstać, pójdę.
Obudził. Ech, jak czekałam aż usnę ponownie. Nic z tego :bum:
Na początku jakoś tak dziwnie się biegło, miałam odczucie na 5:30, a zegarek uparcie wskazywał niższe tempa. Potem zaczęłam przyspieszać, drugi km po 5:22.
Dobiegłam nad zalew, cisza i spokój, wędkarze w zaniku, oprócz mnie jeden biegacz.
Stwierdziłam, że nie zrobię dreptanej dwunastki, jak to ostatnio weszło mi w nawyk, tylko wskoczą przebieżki na rozruszanie nóg.
Najpierw 6.35km po 5:32, 5ty po 5:18.
Chwila rozciągania i 5x200m, średnio po 3:43, przerwa w truchcie. Lekko nie było.
Znów chwilka rozciągania i powrót do domu, 2.5km po 5:46.
Łącznie wyszło niecałe 11km.

W październiku 150km, w sam raz.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

5 listopada 2020

Póki można, się biega.
Choć widzi się, zauważa i przyznaje, że jest się zmęczonym, trudno się zebrać i inne takie.
Mimo wszystko, się nie poddaje/ę.
Czerpie się siłę z przebiegniętych maratonów i uporu dziecka wrzesińskiego.

BZP - Bieg ze zmienną prędkością, 12km (old but gold :bum: ) śr. po 5:40.
Dobrze było. Bez szaleństw, ze spokojem.
ODPOWIEDZ