![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/plan_big.png)
Powrót do biegania według planu. Jeszcze tylko jeden weekend mi odpadnie, jakieś 1kkm za kółkiem, poza tym już na spokojnie. Budowanie formy na 23.09
T1:
PN: bieg długi BC1 10km
WT: uzupełniające - deski, brzuchy, pompki, jak będzie czas to kilka szybkich przebieżek 30, 60, 100m
ŚR: przerwa
CZW: 2x3km progowy
PT: uzupełniające - deski, brzuchy, pompki
SB: 1.5km + 5x200 + 1.5km
ND: jak nie będzie wyjazdu to 6x500/500, jak będzie to 6km BC2
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
PN:
1.3km wolnej rozgrzewki i 10km @5:00 po lesie
Poszedłem około 16:30, bo wieczór zajęty, było cholernie gorąco pomimo tego że biegłem w lesie. Nie jestem przyzwyczajony do takiej temperatury, od 7km było ciężko, na dodatek żołądek mi się wywracał bo zjadłem duży obiad przed biegiem. Kilka razy musiałem się hamować, żeby nie zgubić zawartości żołądka, ale całe 10km poszło równo tempem około 5:00, mierzone według tabliczek 10k 49:52. Tętno trochę wyżej niż zwykle, ale mogę zwalić na upał.
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
WT:
Na bieganie nie udało się znaleźć chwili, ale wróciłem do ćwiczeń.
8x42" deski P30"
4x14 pompki P80"
6x1' rowerek P1'
Było ciężko po ponad dwutygodniowej przerwie, zwłaszcza pompki ledwo dociągnąłem.
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
SR:
W czwartek wypadł wyjazd, przełożyłem na dzień wcześniej trening tempowy. W założeniach 2x3km 4:10-4:20 P500m
Temperatura była znośna według prognozy, ale i tak jakoś gorąco było, może beton nagrzany. Sucho, brak wiatru, ciężko było oddychać. Nie wziąłem wody, co było poważnym błędem, spodziewałem się że będzie znośniej. Biegłem po trasie parkrunu, oznaczenia co 1km, między trzecim km a startem jest około 500m więc taką przerwę truchtem zaplanowałem. Pierwsza trójka weszła solidnie, niby pierwsze dwa kilometry lekko, ale trzeci już dał popalić. Żeby znieść drugą taką, zrobiłem lżejszą przerwę - 4' marszobiegiem. Druga trójka już ciężko, pierwsze 500m miałem poważne wątpliwości czy dam radę, ale na drugiej pięćsetce nogi się rozbujały i szło lekko, potem drugi kilometr pod górę, tu już ciężka walka i trochę zwolniłem, wpadł najwolniejszy kilometr 4:20, jakoś przedostatni kilometr zawsze oszczędzam siły na końcówkę, muszę z tym trochę powalczyć. Ostatni już brakowało trochę tlenu, ale wszedł w 4:09 z ułamkiem, na finiszu sporo sił zostało, ale ostatnie 300-400m zaczął mnie lekko rwać achilles, miałem trochę stracha. Tętno mierzone paskiem. Dosyć niskie, nie oddawało wysiłku, jaki włożyłem w ten bieg.
Rozgrzewka: 1.89km 9:53 @5:13, trochę skipów, podskoków i lecimy z główną atrakcją:
1km 4:13 śr.tętno 155
1km 4:12 śr.tętno 163
1km 4:05 śr.tętno 164
0.5km 4:00 - odpoczynek
1km 4:13 śr.tętno 157
1km 4:20 śr.tętno 166
1km 4:09 śr.tętno 167
+ 150m lekkiego truchtu, potem marsz do domu, żeby nie nadwyrężyć achillesa
Razem: 8.55km 40:07
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
PT:
Miały być przebieżki, ale późno dotarłem na działkę. Ściemniało się już a ja nie za bardzo chciałem biegać po ciemku lokalnymi drogami. Więc pobiegłem zaplanowaną na jutro milę. 2km rozgrzewki w tym że 3 trzydziestometrowe sprinty, kilka skipów i podskoków. Zaplanowałem ruszyć 3:50, a po kilometrze spróbować przyspieszyć. Jednak rozpoczynałem pierwsze 300m w dół. Potem w miarę płasko i ostatnie 800m pod górę. Tak więc ruszyłem szybciej niż w planie, środek starałem się utrzymać tempo, a na końcu liczyłem metry i nagle na 150m przed zakończeniem mili jakoś udało się zebrać siły i solidnie przyspieszyć. Jak zobaczyłem na zegarku 1.61 zalapowalem 6.01 wyskoczyło, ale Strava obliczyła milę na 5:59. Cel osiągnięty, ale na bieżni na pewno da się jeszcze coś urwać.
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
ND:
Dzieciakom i żonie zachciało się psa. Długo się opierałem, ale w końcu dałem za wygraną. Niestety już 3 zarwane noce i w efekcie dzisiaj było słabo. W dzień nie udało mi się wyrwać na bieg do lasu 500/500. No to postanowiłem pobiec zwykły progowy 6km. Rozgrzewka 1.7km dosyć lekko weszła i ruszam. Początek jakoś wolno, nie mogłem nóg rozbujać, tempo 4:30 i nie za bardzo mogłem przyspieszyć. Pierwszy kilometr wszedł w 4:25, ale czułem że po prostu nie mam sił. Dociągnąłem tylko do 4km, męczyłem się okrutnie, kwasu nie czułem, tętno też niskie, ale sił brakowało. Jeszcze 1.3km schłodzenia i trening do zapomnienia. Muszę przyszły tydzień wyluzować, żeby nie było regresu.
1.7km 8:49 @5:12 śr.tętno 129
4km 17:01 @4:15 śr.tętno 157
1.3km 6:42 @5:10 śr.tętno 147
![Obrazek](http://www.bieganie.pl/img/blogi/blog_bilanstydzien.png)
Tydzień zamknięty 31.5m, trochę ciężko po urlopie wrócić do ćwiczeń dodatkowych. Z biegania poza niedzielną padaką jestem zadowolony, jest cały czas postęp, wpadła mila w życzeniowym jakiś czas temu tempie i to w biegu po górkach i na sporym zmęczeniu. Tętno dosyć niskie, muszę zweryfikować tętno maksymalne, bo nie jestem w stanie nawet przy mocnym kilometrze czy mili uzyskać tego co wychodziło jeszcze na wiosnę. Obojętne czy mierzę paskiem czy zegarkiem, nawet przy biegach z maksymalnym wysiłkiem nie dobijam tętnem do 180.