MatiR - Blog treningowy

Moderator: infernal

MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PONIEDZIAŁEK 10.08.20
wolne

Lekka roszada w planie. Pagórki i wolniejszy BS jutro.

WTOREK 11.08.20
Pagórek 8x (30m do góry 40m na dół i 50m dalej) + 10km w 4:50

Na pagórki zabrałem pierwszy raz wodę i to była dobra decyzja – następnym razem wezmę jeszcze więcej…
Pracowałem zdrowo, ale to nie było do końca to co chciałbym biegać na tych pagórkach – bywało nieco szybciej.

BS wolniejszy – Zamiast 4’30” okolice 4’50” - trafna decyzja. Zrobiłem 10,04km ~ 4’47” [48:00].
Tempo pozwalające na to bym się toczył. Bieg właściwie bez większego spoglądania na zegarek – no czasem..
Zmęczenie mnie jeszcze delikatnie trzyma. W czwartek powinienem być już w pełni gotowy na kolejne biegi.

ŚRODA 12.08.20
wolne

Właściwie niezupełnie wolne, bo wyjazd na mecz i cały dzień z głowy…
Jak będą jakieś fajne zdjęcia to może wrzucę...
New Balance but biegowy
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

ŚRODA 12.08.20
wolne

Właściwie niezupełnie wolne, bo wyjazd na mecz i cały dzień z głowy…
Cały dzień od rana na słońcu, na jednym posiłku (drugi na pusty żołądek – ciasto to nawet nie liczę)…
650-700km w trasie, powrót o 1:30 i na głodnego z bólem głowy do spania…
W skrócie z historii tyle... Rolli dostał szczegóły...

CZWARTEK 13.08.20
4x1400m/p4’

Spontanicznie w planu, bo miał być w inny dzień, ale nie chciałem by mi akcent przepadł (konsultowane z trenerem).

1400m w formie 400m+1000m, planowo miało wyjść 400m w 66s, 1000m po 80s/400m.
Przerwa 4’ w formie 200m marsz i reszta w miejscu…

Wykonanie:
1.05.6- 1.19.3- 1.20.8- 0.41.2 [4.27.0 – 3’10”]
1.07.2 – 1.21.5 – 1.22.5 – 0.41.7 [4.32.9 – 3’15”]
1.08.2 – 1.25.9 – 1.24.4 – 0.41.4 [4.39.9 – 3’19”]
1.08.4 – 1.24.3 – 1.20.8 – 0.37.9 [4.31.1 – 3’13”]

Cóż. Dobrze, że trochę znajomy mi pomagał w treningu – mowa o czwartym powtórzeniu
400setki biegałem sam, resztę biegał ze mną.
Pierwsze powtórzenie ok. Te 1000m to rozprowadzał on i nawet stwierdziłem, że za wolno – taki ze mnie umparumpa…
Drugie i trzecie… Ja rozprowadzałem – tak chciałem… „Pięknie” to zrobiłem… Po tej 400m i na tym tysiaku nawet na tym tempie ciężko mi było wyregulować oddech. Męczone strasznie – strasznie.
Nawet słyszałem sugestie bym wydłużył przerwę, ale kij w to… Może najlepiej 15’ przerwy od razu, bo biedactwo się zmęczyło…
Czwarte… Pierwsze 400m te „lżejsze” rozprowadzałem ja. Dalszą część rozprowadzał znajomy i zasugerowałem mu by się ze mną trochę „pobawił”. Pobawił się… Męczyłem niemiłosiernie, dyszałem, ale trzymałem się pleców i te 200m (właściwie to około 100m) to już dałem tyle co mogłem…
Po akcencie nie mogłem i nie chciałem wstać przez dobre parę minut… Klnąłem niemiłosiernie typu „p… takie treningi” i to jest delikatna wersja moich wypowiedzi gdy leżałem sobie na bieżni… Trening w normalnych okolicznościach do domknięcia wg planu, ale w dzisiejszych… Ulalala… No zapierdol, co mam napisać…
I to taki na amen…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PIĄTEK 14.08.20
wolne

W pierwotnej wersji owszem i wolne. W zmienionej miałem wyjść i się pokulać delikatnie…
Zegarek trochę przekłamywał, bo biegałem w parku (pętla odmierzona kółkiem), więc trochę inny odczyt niż z zegarkiem.

Wykon to około 7,8-7,9km ~ +/- 4’40”- 4’45”.
Bez żyłowania Ok.

SOBOTA 15.08.20
6x300m/p4’

300setki w formie TWLu 50-50m (sprint, szybko)…
Miałem celować w 45s.
Wykon: 45.5 – 44.0 – 46.6 – 47.2

W sumie wykonałem cztery powtórzenia. Piąte i szóste pewnie bym wydoił, ale tak się zebrałem na akcent (znaczy słabo czasowo, bo późno, a po meczach tego nie będę biegać), że zaraz po bieganiu jechałem prosto na meczyk gdzie gwizdałem na środku.
Tak więc kompromis – upodlić się i zarżnąć przed meczem, być dosłownie chwilę przed i zdychać na meczu czy tylko się upodlić i rozmaszerować/rozbiegać na środku – wybrałem drugą opcję.

Swoją drogą. Po czwartym powtórzeniu tak mnie zmiotło, że siadłem na trawniku i chwilę dochodziłem do siebie. Jak wstałem to po kilku krokach żołądek nie wyrobił i poszedłem puścić pawia w krzaki – dopiero po pawiu (dwukrotnym) poczułem się lepiej, tak mi ten akcencik (i to niepełny siadł)…

Co do przebiegu – jaki to jest ciężki TWLek… Kurcze… No i długi…
W dodatku mi się … podobał, ale raczej muszę się zbierać lepiej czasowo na takie akcenty…

50m sprint…. Spoko… Potem mocno i wolniej… Ok… od 100m do 150m da się podkręcić do sprintu…
150m-200m luźniej. Nie sprint, mocno, ale już coraz ciężej…
200-250m… Sprint. Na 3 i 4 powtórzeniu już ciężko szło z ciągnięciem kolan…
Ten finisz to już pływanie i dlatego 3 i 4 powtórzenie siadło z tempem, bo brakowało „kopka” na tym „niesprincie”i już biegłem na oparach…

Na meczu około 7,8km. Mecz spacerolog w moim wykonaniu…
Strasznie dużo podań w poprzek i generalnie tyle.
Nic wielkiego nie gwizdałem to co było i nawet czasem dorzucałem by byli zadowoleni czego nie lubię.
Skoro po meczu byli zadowoleni z sędziowania to w A klasie poziom gwizdania musi być słaby…

NIEDZIELA 16.08.20
Mecze

Dwa mecze na środku. Bez specjalnego podjazdu. Na liczniku z około 15km…

Obrazek
10.08.20 – 16.08.20

Wyszarpany czwartek...
Trochę szkoda soboty, ale to wina mojego ogarnięcia czasowego = jego braku...
Te 300m w formie TWL tak fajne, że nawet mnie sponiewierały cztery powtórzenia...
Tempo odcinków (trzeciego i czwartego) mi się średnio podoba, ale głównie dlatego że mnie już wycinało na tej "ostatniej luźniejszej 50tce"... Niemniej jednak chętnie podszedłbym do podobnego treningu, bo to fajny trening... taka szybkościówka na dowalenie...
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PONIEDZIAŁEK 17.08.20
5x200m w 30s(P3') i bez przerwy 8km w 3:50

200setki kolejno: 29.4 - 29.5 - 29.3 - 29.6 - 28.6.

Co do 8km to uff… Dobrze że nie biegałem sam.
Pierwszy kilometr wlazł ok, nawet rozprowadzałem potem umieralnia i wożenie się na plecach.
Na 3km powiedziałem że jak domkniemy 8km to po biegu stawiam smaczny odrdzewiacz czytaj coca colę…
Od 6km szło już trochę lepiej i ostatnie 1,2-1,3km wróciłem do rozprowadzania tempa…
Całościowo wyszło 8,01km ~ 3’48” [30:28]
Na tej patelni i w tym słońcu to i tak fajnie to wlazło… Nogi puchły i się zataczałem, ale po biegu stwierdziłem że te 2km bym wydoił i bym nawet solidnie przyspieszył, ale szczerze… Ciężko, ciężko, ciężko…
Kaleczone niemiłosiernie… 200setki przy tych 8km to przyjemność…

WTOREK 18.08.20
wolne

ŚRODA 19.08.20
5x1000 w 3:02 i 3'P

Śmierdziało mi ściemą i ukrytym zadaniem, ale ok – Zadane to podejdę i będę to biegać, ale dalej mi to śmierdzi !
Analizowałem moje wcześniejsze treningi szukając pokrycia, że jednak trening jest wykonalny, ale cóż…
Teoria, a praktyka… Uczciwie muszę przyznać, że się starałem i od czegoś też trzeba zacząć...

Wykonanie:
3.06.2 – 3.08.6 – 3.17.9 – 3.17.7 – 3.11.1

Cóż. Jeśli celem miało być bieganie na zabitych nogach powtórzenia nr 3, nr 4, nr 5, próba „charakteru” i sprawdzenie co nabiegam na zmiecionych nogach to właściwie zadanie wykonane.
Jeśli nie, to skopałem trening… Znaczy skopały nogi…
Tempo bez szału, ale brak walnięcia i mocy z nóg…

Z warunków atmosferycznych to może by udało się urwać z każdego powtórzenia z 3s, bo nie ukrywam, że na tej bieżni kręci wiatrem, ale to tyle. Te trzecie i te czwarte wygląda brzydko, ale już historia.
Nie wiem też ile dałby pace na treningu… No generalnie ciężko w nogach…

Pierwsze powtórzenie asekuracyjnie… Od drugiego już nie.
W trakcie biegu podczas 2 i przed 3 powtórzeniem czułem się jak królik doświadczalny i przeklinałem w myślach, ale z czasem przyjąłem do siebie „stan rzeczy” i sobie tak biegałem – powiedzmy ile mogłem – ile nogi mogły i chciały.
Głowa chciałaby dużo szybciej, oddech też ujechałby dużo szybciej, nogi ni w ząb. Od 2 powtórzenia tak przy 400-500m moje nogi stopniowo się wyłączały i następował zjazd z tempem…
Warte podkreślenia (niestety) jest to, że właściwie każde 400m zaczynałem na 1:13-1:15…

Wrażenia ? Na dzisiaj za krótkie przerwy w odniesieniu do takich temp, ale tak jak pisałem – wg mnie w dłuższej perspektywie produktywny trening, bo pobiegałem na skoszonych nogach i dwa…
5x1000m /p3’ to biegałem ostatni raz chyba 2 lata temu – i to dużo wolniej…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

CZWARTEK 20.08.20
wolne

PIĄTEK 21.08.20
6km luźno i 4x60m sprint

5,74km ~ 4’24” [25:15] + sprinty – 4x10s…

Przed rozbieganiem byłem z łebkami trzy godziny na basenie i tam trochę poświrowałem.
Pierwszy kilometr, półtora brakowało tego biegowego „napięcia” w nogach, ale później ok…
Cieszę się że smali… Gdybym nie pobiegł sierpniowej dychy w upale to bym zerwał z tradycją –
No nie może być !

Jutro zamierzam się dobrze bawić, a co nabiegam to nabiegam…

Edit:
Komu się nudzi to w komentarzu może napisać ile sekund dostanę od naszego kolegi z forum [sebastian899]...
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Obrazek
17.08.20 – 23.08.20
Poskładać głowę do kupy, sprężyć się i przez te kilka tygodni pokazać że jednak coś mogę…
Nie jest ze mną źle i wiem, że można jeszcze coś z tego biegania ulepić w tym sezonie…
Jeszcze się zbiorę…

SOBOTA 22.08.20
X Bieg Koziołków – Kędzierzyn Koźle 10km

Relację zaczynam pisać o 20:40 w niedzielę. Wracam do niej po meczu finału LM.
Do tego czasu nie sprawdziłem jeszcze generalnej klasyfikacji, tak naprawdę (poza SMSem) nie wiem który byłem. Nie wiem kto mnie wyprzedził (oprócz Sebastiana), o ile itd…
Może uzupełnię braki w trakcie pisania…
Edit – sprawdziłem… :bum:

Do Koźla przyjechaliśmy koło 15:40. Start o 18:15, ale lepiej być wcześniej bo do objechania było 300km. Pogoda na początku mi się bardzo podobała – około 32-33 stopnie. Pozwalała ona na bieg defensywny (czyli tak jak chciałem) – tempo które sobie zakładałem (3’28”) byłoby na tyle komfortowe że przy tej temperaturze nie przełożyłoby się ono na cięższy oddech – jedynie co to mogłoby mi wyciąć nogi, ale to bez względu na pogodę… Przy upale liczyłem też na wypaczone wyniki, a wypaczone wyniki to jedyna szansa w moim wypadku na spoko miejsce biorąc pod uwagę to, że 10km ma się do mojego treningu no ni w ząb…
Trochę jestem już znużony… Chciałbym fajnie pobiec to co mam pobiec niebawem i właściwie mógłbym już kończyć sezon…

Organizacja spoko. Trasa płaska i szybka...
Fajnie że coś się odbyło na ulicy w dobie plandemii. Medal też ok. (bardzo pomysłowy)., choć wolę kolekcjonować numery startowe, ale tak ogólnie to nie czułem tej atmosfery zawodów. Ot tak sobie przyjechałem, bez wiary jakieś, bez chęci… Marudziłem coś, że spoko byłoby chociaż złamać te 35’, ale szczerze – przyjechałem by odwalić pańszczyznę i przy odrobinie szczęścia (okej – sporej odrobinie) ogolić Sebę…

Koło 17:45 (zacząłem rozgrzewkę) pogoda się zjebała… Specjalnie pobiegłem część trasy (długa prosta – wrzucę grafikę) i wybadałem, że będzie wiał wmordewind i to zdrowy… Rozgrzewka przebiegła spoko. Odmuliłem nogi. Truchtanko wyszło spoko, ćwiczenia w ruchu też. Dwie przebieżki niekoniecznie… Były takie no… Słabe…

Koło 18:15 ruszyliśmy… Zabawny to był start. Stoimy dla picu w namordnikach (jako organizator aż jednego biegu to rozumiem i nic do tego nie mam) i bez żadnego odliczania po prostu padła komenda START ot tak z dupy…

Bieg:
Bym cyk cyk… Parę skrętów i około 700-800 metra trafiamy na długą prostą z wiatrem w ryj.
Zacząłem sobie spokojnie, bez szarżowania… Nie pamiętam kiedy zaczęło padać – deszcz to tam kij, ale wiaterek był nieprzyjemny… Tak 5’ biegliśmy sobie pod wiatr czyli łącznie już na starcie praktycznie 2km na których trzeba było uważać… Po pierwszym kilometrze to ja już widziałem że mi się nie chce dzisiaj rzeźbić, tym bardziej pod wiatr także biegłem, bo biegłem…
Całe 5km właściwie bez historii. Żadnej. Koło 3km krzyknąłem do Sebastiana ”Nie świruj”, ale z jego relacji czytałem że było już trochę późno, a ponadto nie zrozumiał nawet mojego bełkotu. Tempo było tak wolne, że nie chciało mi się nawet chować w grupkę, bo chyba biegliśmy razem… Ogólnie to już w dupie miałem cały ten bieg, po 3km powiedziałem do znajomego że „pie…dole to bieganie” i jak zapytał się mnie kiedy przyspieszam to odpowiedziałem mu „że za 8km…”. Tak sobie kombinowałem, że podkręcę końcówkę, a resztę sobie będę biec…
Pierwsza pętla – pierwsze 5km – 18:06 – odcinki kolejno (wg GPS): 3.35.5 – 3.35.6 – 3.40.4 – 3.38.0 – 3.38.7… Generalnie nudy i 5km w 18:06 to komediodramat…

Na drugiej pętli przede mnie wyszedł zawodnik, który potem walczył z Sebastianem na końcówce… Ja się go trzymałem, ale nie szarżowałem. Pilnowałem pleców… To nie jest moment na ekhmm „atak” jakkolwiek to zabrzmi… Na plecy się nie oglądałem… Szósty kilometr w 3.40.3 – pod koniec tego kilometra znowu ścianka w ryj i długa prosta… Zaczynamy zabawę…

Biegnę sobie za gościem. Plany w głowie że sobie przyduszę za 8km… Może później, bo jednak 2km to sporo, dlatego raczej wszystko z głową, patrzę tak sobie w oddali, znajoma koszulka – Seba…
Biegnę, biegnę trzymam się gościa w zielonej koszulce… Seba mięknie… Mięknie… Mięknie…
W głowie się zaświeciła lampeczka, by jednak skończyć ten żałosny wypad do Kędzierzyna, obudzić się i zacząć gonić… Gonimy/Gonię… I tu raczej ja (choć dokładnie nie pamiętam) przejąłem inicjatywę… 7km w całości pod wiatr i 3.34.1 – jakkolwiek to wygląda, a wygląda na papierku słabo – tak w praktyce biorąc pod uwagę warunki, to było dość solidne tempo… Pokusiłbym się o stwierdzenie, że odpowiednik takiego 3’20”-3’22”… Seba puchnie albo zwalnia i czeka… Mniejsza o to. Miałem klapy na oczach, gonię, ale podkreślam – z głową…
Podkręcam tak dobre 7-8’ (ale nie na zabicie) tempo tak by złapać Sebę… Pełnej lancy nie mogę robić, bo co z końcówką… 8km w 3.34.7… Biegniemy razem z Sebastianem i zawodnikiem w zielonej koszuleczce…
Zaczęła się fajna zabawa, która przez jakiś czas sprawiała mi frajdę…
Wyszedłem przed czoło grupki. Potem wyszedł gość w zielonej… Ja zostałem za Sebą i gostkiem w zielonym i się zaczęło cudowanie… Nie wiem ile tak razy się chłopaki ze mną bawili… Może 2, może rzeczywiście było trzy razy, ale śmiesznie się biegło… Zielony robi krótki, ale całkiem niezły zryw z Sebą i odskakują mi na parę metrów, czekam chwilkę i kleje plecy… Seba chce mnie udupić i podjudza gościa żeby mnie zgubić… Nawet go słownie zachęca – trafił się kolega z forum…
Kolejny zryw i tak odskakują… Znowu łączę… No trzech debili – Lubię to… Wincyj !!! Chwilę normalnego biegu i chyba trzeci zryw… Chyba też go kasuję, a potem jeeeebuuuuttt albo nawet w trakcie zrywu….
Kur… aaaaaa – kolka/może nie kolka… Kuje jak diabli z obu stron… No za ch, ciężko podkręcać tempo… Chłopaki uciekli daleko… Zakończyłem 9. kilometr w niby 3.32.1 – Przede mną ostatni kilometr gdzie byłaby najfajniejsza zabawa – Oddech pod kontrolą, nogi też nawet nieźle – bieg czuły, ale im bliżej mety tym moje szanse by rosły, a tu lipa… Koniec zawodów… Do widzenia…
10km zrobiłem w 3.50.0… Ostatnie metry zawodów właściwie truchtałem i dopingowałem tych co mnie golą po drodze…
Na ostatnim kilometrze wyprzedziło mnie trzech gości. Biegłem wolno i rozglądałem się tylko czy aby mój znajomy mnie nie wyprzedzi – a biegł całkiem solidnie końcówkę… Gdyby był blisko to bym się pewnie zesrał, ale bym się pewnie zebrał choć tak mi wykosiło bebechy, że szok…
Na jednym kilometrze straciłem prawie 30sekund…
Truchtam na metę z wynikiem w okolicach 36:30

Co mnie śmieszy odnośnie zawodów – to moje podejście do nich… Tak sobie przyjechałem i sobie pobiegłem… ”Zero spiny, zero złości… ekhm po całości…
Bieg nawet kontrolowany – fajnie bo jednak gdzieś ta baza została – by nie było że jestem też super jakiś „heppi” - wynik żałosny, ale z perspektywy treningu to i tak spoko przetarcie i na te 36:30 czy tam blisko tego też musiałem zapracować dlatego nie będę pisać że brakło mi jakiś ambicji czy czegoś tam, bo tak nie jest…
Jestem amatorem – jakieś tam predyspozycje mam do fajnego amatorskiego szurania i patrzę na te moje szuranie w dłuższej perspektywie, ale biegam przede wszystkim dla siebie…
Teraz to najzwyczajniej w świecie moja głowa nie nadaję się już w tym sezonie na bieganie piątek, dziesiątek i innych cudów… Nie ma głodu, nie ma parcia na wyniki na dłuższych dystansach (trochę mnie te wcześniejsze 5000m wyjaśniło gdzie przeddzień i w dniu zawodów z nogami też mimo wszystko było nie do końca ok), no nie chce mi się po prostu i nie jestem też w takim treningu by walczyć na ulicy o poprawę swoich wyników… Przyjeżdżam do takiego Kędzierzyna (fajne miasto tak poza tym) i ja p… trzeba biec – a tu jeszcze wieje w ryj… Z tego biegu to napracowałem się właściwie od 6 do 9km… Tyle…
No i na plus że tak sobie biegłem że nawet w głowie nie miałem DNFa – pozytywy…
Nie będę też pisać na zasadzie gdyby nie wiało i gdybym zaczął mocniej…… Walić to…
Nie ten trening, nie ta pogoda, nie te treningi… Ten bieg to żaden wyznacznik – żaden…

Po biegu posiedziałem sobie z Sebastianem dobre 10-15’ (Sebastian zdjęcie wrzucił). Pomarudziliśmy, pogadaliśmy… Na roztruchanie nie szedłem, bo mi się nie chciało, jak wstałem to trochę poczułem achillesy, a też nie chciało mi się ich macać…
Na minus to, to że kolki trzymały mnie jeszcze w drodze powrotnej (czułem dość dość). Na drugi dzień może delikatnie, teraz jest ok…
Z wyników pozostałych ludzi… Nie będę pisać, kto z jakiego poziomu (wg wyników na enduhubie mnie ogolił), ale po wynikach na pętlach to patrząc na top20 to nie ma żadnej osoby, któryby obie pętle pobiegła równo – druga u każdego wolniejsza… Często (w większości) znacznie wolniejsza…

A i żeby nie było… Zgodnie z umową - Jestem ogórkiem…
P.S Na zdjęciu zrzut śladu trasy - na żółto odcinek pod wiatr...


NIEDZIELA 23.08.20
12km w 4’30”

Trochę pozmieniane…
Dwa mecze – jeden linia i drugi środek – Razem jakieś 11km, bo i boiska małe i Stojanow (ważne że decyzje ok…)
Potem skrócone rozbieganko – 8,24km ~ 4’28” [36:50]…
Bez historii…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PONIEDZIAŁEK 24.08.20
wolne


WTOREK 25.08.20
12km w 4’30”

11,89km ~ 4’29” [53:15]

Dziwne… Pod Rollim nie wykonałem jeszcze tak luźniutkiego rozbieganka…
Wpływ niższej temperatury (nieco niższej bo ok. 24 stopnie) czy coś jeszcze ?
Hmmm…


ŚRODA 26.08.20
8km 4’30”

Mecz na linii – tam koło 5km. Potem wróciłem i gdy było już ciemno wyskoczyłem na rozbieganie.
Nie było 8km, bo mi się nie chciało – zrobiłem 5,89km ~ 4’35” [27:00].
Lasek, po ciemku z latarką – spoko szuranie…
W nogach nie było tak luźniutko jak dzień wcześniej, ale pewnie wynik wcześniej sędziowanego meczu.

CZWARTEK 27.08.20
Zawody - 1000m z BBL Głogów + 10km nie szybciej niż 4’30”

Ujmą dla mnie byłoby gdybym nie spróbował. O biegu dowiedziałem się kilka dni wcześniej – szybka decyzja, taka właściwie z dupy… Biegniemy… [w opisie pomijam elementy rozgrzewki itp.]
Wynik: 2:44:21

Tak mi zlapowali stoperem. Czas na zegarku dużo się nie różni… Sam właściwie długo nie wiedziałem ile pobiegłem, bo średnio to kontrolowałem…
Warunki do dupy. Chłodno jak dla mnie i wiało… Głównie wiało… O 12 gdy siedziałem w samochodzie to w miejscu trzęsło autem… Później było lepiej, ale bez szaleństw.
Biegłem z myślą ataku na 2:39, ale każdy wynik bym przyjął – było to dobre przetarcie i dobry trening przed moimi startami za 3 tygodnie.

Co do samego biegu to miałem pace’a. Pierwotnie miał biec ze mną 400-500m. Koniec końców wyszło 600m. Tempo 32s/200m. Szło ideolo w punkt. Może potem nieco wolniej, bo 600m było gdzieś w 1:37 z tego co słyszałem... Co by nie mówić i co by nie zwalać na warunki to większą część z tego względu, że było za kim biec to szło fajnie… Nogi poczułem w okolicach 600m…
Potem zostałem sam na te 400m i nie bardzo kontrolowałem tempo. Właściwie to nie zerkałem w ogóle – zero. Czy to był błąd, że nie kontrolowałem tempa – nie wiem… Starałem się biec mocno na ile szło (widocznie powinienem jeszcze szybciej), a ostatnie 100m było naprawdę mocne – z nich jestem zadowolony… Brakuje tego drugiego kółka i przede wszystkim biegu w grupie… Dzisiaj miałem świetnego pace’a przez te 500-600m. Na resztę potrzebowałbym rywalizacji, a nie treningowego mocnego biegu…

Po biegu krótkie roztruchanie. Na wieczór strzeliłem jeszcze po ciemku po lesie 10,06km ~ 4’40” [46:59]
Bez historii.


PIĄTEK 28.08.20
wolne

Miało być wolne. Miałem jechać na kurs trenerski, ale mi go przenieśli… Dzień wcześniej. No lipa.
Pojechałem zatem na szkolenie sędziów mimo urlopowania.
Tam w ramach treningu wymyślili Beep Test (Jojo). Gdybym do niego nie podszedł to znajomi wywieźliby mnie ze szkolenia na taczkach i byłaby szydera…

Nie wiem czy różnił się on czasowo jakoś od innych – był to test uefowski, nie wiem.
Podobno doleciałem do poziomu 18_2 (biegłem jakieś 16:00 testu) i biegłbym dalej, bo oddechowo było ok., nogi też szły mimo że dzień wcześniej popracowałem, ale ciule wyłączyły mi płytę i kazali przerwać bieg, bo chcą puszczać następną serię, a dla Rozmusika nie będą robić „opóźnienia”… Szkoda, bo im dalej w las tym zabawa byłaby coraz lepsza…
Taki trochę chory test biegowy (obuwie biegowe na boisku trawiastym to też średni wybór), a że chory test to mi się podobał.

SOBOTA 29.08.20
12km w 4’20”

W związku z wczorajszymi wygłupami to dzisiaj wolne.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

NIEDZIELA 30.08.20
14km luźno bez zegarka

14,03km ~ 4’25” [1:02:00]

Zegarek użyłem tylko do startu i pod koniec już do zatrzymania. Jedyne co kontrolowałem to ilość „piknięć” choć i tak odcinkowo mniej więcej potrafiłem ocenić ile przebiegłem, bo tereny znam.
Co do tempa to raczej o te 3s/km GPS podaje za szybko, bo niekiedy coś mi za szybko lapowało km i wychodziły niewiadomo jakie tempa.
Spoko bieg tak poza tym.


Obrazek
24.08.20 – 30.08.20

Fajny tydzień. Potrzebowałem troszeczkę „luzu”. Czuję po sobie że się trochę odbiłem no i że dalej chce mi się szurać.. Od przyszłego tygodnia zaczynamy zabawę pod moje starty…
No spoko…
Do raportowania wracam po zawodach... :oczko:
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Albo wrócę częściowo przed [z moimi raportami] :oczko:

Obrazek
31.08.20 – 06.09.20

Ostatnia prosta przed moimi zabawami w dwu/trzy dniowe zawody.
Nogi pomału już nie wyrabiają – szczególnie uda, ale luźniejszy ostatni tydzień powinien mi przywrócić trochę mocy. Nie czuję jakiegoś dołu – ot tyle, że już trochę jestem znużony tymi treningami i szykuję się już na jeden, dwa strzały tak by pójść na roztrenowanie.
Najważniejsze że te strzały/strzał bardzo chcę wykonać.

Co do biegania MD na czczo to całkiem spoko patent jak dla mnie, ale to informacja już na kiedyś tam…

PONIEDZIAŁEK 31.08.20
3x30m + 3x50m + 2x150m + 500m w 1:17

Trochę chłodniej, ale na szczęście bez deszczu. Wiało dość dość, ale odczułem to tylko częściowo gdy biegłem 500m, bo tak biegałem z wiatrem…

Przerwy pomiędzy odcinkami to 3’. Pomiędzy seriami (czyli np. ostatni odcinek 50m, a pierwszy 150m) to 4’.
30m, 50m i 150m odmierzone tak +/-. Raczej dużo się nie pomyliłem, mimo że jedyne oznaczenia na tej bieżni to 100 i 110m i „meta”.

Na każdym odcinku dawałem to co mogłem… Pomiar zacząłem od 150m (choć GPS podaje 0,13km, ale maksymalnie mogłem się pomylić 4-5m w jedną lub drugą stronę). 150m zaczynałem w połowie łuku…
150m kolejno: 19.0 - 18.8
O ile te 50m już było ciekawe, tak 150m biegu na prawie maks to jednak męczy… Było szybko…
Po ostatniej 150stce 4’ przerwy i poleciałem 500m – zrobiłem je w 1.18.3
Tutaj do okolic 250m jeszcze spoko, choć odcinek 200-300m mocno pod wiatr… Od 300m zaczynałem pływać, a ostatnie 400m to zwłoki i nawet nie wiem jak ja to pchałem, bo rzeźba nieziemska. Na mecie byłem już tak zalany kwasem, że ciężko mi było iść te 100m na miejsce startu i miejsce gdzie miałem rzeczy. Walnąłem się na trawniku i tak leżałem, a paraliż ciała się nasilał… Walnęło mną jeszcze mocniej. Siadałem, kładłem się… Nie chciałem się ruszyć, ale w końcu wstać trzeba było…
Roztruchtanie czy coś innego ? Wybrałem coś innego, bo czułem że jak wstanę to żołądek będzie potrzebować przeczyszczenia… 120m marszem w krzaki i jeeeeeb paw… Poszło pięknym ciurkiem tak kilka razy…
Po co truchtać jak można „oddać/zwrócić”… Taki hafcik to dobra sprawa…

Po hafcie czułem się znacznie lepiej… Sporo tego kwasu co się nazbierało to jakby ubyło… Roztruchtania jednak nie robiłem, bo w domu czekał mnie przekop ogródka…
Z treningu jestem bardzo zadowolony (no te 500m fajniej jakby wyszło szybciej, ale już na starcie byłem trochę podmęczony sprintami) – rzeźbiłem zdrowo i dałem z siebie wiele…

WTOREK 01.09.20
wolne


ŚRODA 02.09.20
4x600m [70s+31s]/p6’

Wykon: 1.10.2 + 0.32.6 ; 1.09.3 + 0.33.6 ; 1.10.2 + 0.37.2 ; 50s biegu…

Ruszyłem jakieś 2h po posiłku. Wiało – mocno…
Biegłem w następujący sposób – 100m łuk, 100m prosta w ryj, łuk, 100m z wiatrem, zatem te „szybsze” 200m to głównie pod wiatr…

Nie szarżowałem pierwszych 400m, celowałem w punkt choć ze względu na warunki ja na tych 400m nie wykonuję równomiernej pracy… Pierwsze szybsze 200m po odcinku 400m ok. – wiało, więc biorę poprawkę.
Drugie podobnie – trochę wolniej dwusetka, ale wiatr…
Trzecia na tych 200m postawiło mnie do pionu, huragan w ryja + zmęczenie i wyszło ile wyszło… Odpuściłem…
Czwarte powtórzenie – chciałem ustawić się w drugim kierunku – tak by ostatnie 200m mieć w plecy i móc wyrzeźbić fajne tempo… „Wyrzeźbiłem”…
Pobiegłem +/- 50s i byłem w okolicach 300m, ale zaczęło mnie mulić w żołądku… Czekała mnie też prosta w ryj i widziałem że nic nie ulepię… Przerwałem bieg i poleciał w krzaki… Całe jedzenie wywaliłem momentalnie…

Po biegu w późniejszych godzinach trochę mnie żołądek mulił… Myślałem, że się czymś podtrułem…
Kolejna informacja zwrotna dla mnie aby nie jeść przed MDkami kromek z serem żółtym i szynką…

Z informacji dodatkowych to przed biegiem trochę czułem „zbite nogi”… Niby wczoraj wolne, ale jednak… Ogólnie to trochę podsztywniałe miałem uda – szczególnie prawy dwugłowy…
Na wieczór weszła porządna rolka i rozciąganie i na drugi dzień było lepiej, ale dwójki cały czas są takie se…

CZWARTEK 03.09.20
1000+800+600+400+200 [3:04/2:24/1:44/65/30]/p3’

Wykon: 3.06.7 ; 2.31….

Dzisiaj z żołądkiem już lepiej, ale na wszelki wypadek kupiłem enterol, który już w lutym stosowałem z powodzeniem. Chciałem sobie odkuć trochę wczorajszy trening – podchodziłem dzisiaj z pełnym skupieniem, szczególnie w trakcie biegu… Do szczegół.
Standardowo wiatr w ryj na jednej z prostej – tym razem ustawiłem się tak by ostatnie 200m mieć w plecy…

1000m – weszło okej. Nieco za wolno, ale większą część celowałem w „punkt”, a wytracam niestety na odcinkach pod wiatr. Rzeźbić też nie chciałem, bo wiedziałem że z każdym powtórzeniem tempo rośnie…

800m – biegłem z lekkim zapasem większą część powtórzenia… Prawdopodobnie zabił mnie odcinek 500-600m który był w mordę… Do 700m trzymałem z tempem, a na odcinku z wiatrem momentalnie stanąłem i widząc, że nie trafiam w punkt i widząc w jakim jestem stanie to tylko sobie dotruchtałem…

Na resztę odcinków się nie zebrałem… Myślałem czy nie pobiegać sobie, ale na dłuższych przerwach na tych tempach, które mam zadane, ale wydaje mi się że nie potrzebowałem dzisiaj więcej na siłę rzeźbić.
Bez roztruchtania, bo w domu kosiłem trawnik i tam trochę pospacerowałem…

PIĄTEK 04.09.20
wolne


SOBOTA 05.09.20
6x150m [4x50/50m], 2x95%

MDki klepię już na pusty żołądek – jest lepiej… Oszczędzam na jedzeniu, bo nie ma zwrotów…
Po tym treningu pojechałem na pół dnia na meczyk na linii…
Tam około 5,1-5,2km…

Co do treningu to ciekawie wyszedł…
19.7 – 19.8 – 19.7 – 19.4 [przerwy między odcinkami 4’]
19.6 – 19.5 [tutaj przerwy 5’]

Pierwsze cztery to TWL 50/50/50. Sprint/Szybko/Sprint… Na odcinku „szybko” było szybko, ale to nie był krok sprinterski… Fajnie te powtórzenia wchodziły, ale siadały w płucka i w nogi… Na tym „szybko” plus taki, że można „odpocząć” od kroku sprinterskiego…

Co do tych dwóch powtórzeń… Biegłem właściwie pełną sznytę w przód… Czemu wolniej ?
Nogi już miałem sponiewierane i brakowało depnięcia – szczególnie dobre depnięcie mam, ale na powiedzmy 20-25m, ale to wynika z nożnej… Także na tych ostatnich dwóch mocy w nogach zostało na takie cyniczki…
Pierwszy raz w trakcie treningu po powtórzeniach miałem ciemno przed oczami… Były mroczki, było ciemno… Dałem z siebie sporo… Te dwa ostatnie to nie wiem czy były na 95%... Raczej odrobinkę więcej…

NIEDZIELA 06.09.20
1500m [300-300m – 52/63/52/63/50]

To lecę z raportem z dzisiaj. Na bieg wyruszyłem chwilkę po 8:00. Bez żadnego jedzenia, wstałem ubrałem się i pojechałem… Zależało mi na czasie.
Wykon: 1500m – 4:50.3
53.8/64.5/55.5/63.7/52.7

Z wrażeń ? Ciekawe doświadczenie. Bardzo szybko zleciało, ale trzeba było trochę się pomęczyć. Ostatnie 300m bez prób celowania w czas, po prostu biegłem i starałem się biec mocno, ale było już ciężkawo…
Trochę mnie też przepalił ten półtorak. Nie powiem. Było znośnie, ale poczułem…

Trochę czuję nogi po wczorajszych sprintach i meczu. Ogólnie jak czułem normalnie achillesy po bieganiu w kolcach tak teraz najbardziej dostają uda… Mam dość, dość pospinane i brakuje mi takiego luzu/większego walnięcia z ud… Z tego względu też miałem trudności w wyciągnięciu tempem – byłaby już sroga rzeźba…

Później jeden mecz na środku – Stojanow i jakieś 7,1km i późnym po południem drugi stojanow na linii…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PONIEDZIAŁEK 07.09.20
wolne


WTOREK 08.09.20
1000m 2:56 + 2x200m

2:56 nie było, ale bieg kontrolowany…
Na ostatniej prostej widziałem, że trochę przekombinowałem w trakcie biegu, ale gonić mi się nie chciało i zarzynać tym bardziej że pod wiatr…
1.10.1/1.11.9/0.36.5 = 2.58.5

5’ Przerwy i 2x200m na przerwie 3’. Kolejno: 28.8 i 28.9 pod wiatr.
Biegane w spodenkach kompresyjnych…
Myślę, że to może być spoko patent na udka, które trochę czuję…
Po tysiaku lekkie uczucie przepalenia, ale mimo wszystko tak jak pisałem pod kontrolą…
Szkoda że brakuje takiego walnięcia w nogach – mam nadzieję że to kiedyś przyjdzie…

ŚRODA 09.09.20
wolne

Sędziowałem meczyk na środku.
Całkiem spoko meczyk, sędziowanie też ok.
Na środku 8,3km czyli bez szaleństw. Lepiej mądrze stać niż głupio biegać.

CZWARTEK 10.09.20
1x400m + 2x200m

400m w 1.00.3, przerwa 3’ w miejscu
200m w 0.29.0 i 0.28.7 również na przerwie 3’ – w marszu 200m i stanie…

200setki klepane dość mocno pod wiatr. 400m pod wiatr i z wiatrem – całość krokiem MD tak by sobie odwzorować 800m…
Biorąc pod uwagę warunki to powiedzmy odpowiednik 58.0-59s.
Z wrażeń to tyle żebym wtorkowych 800m nie otwierał po 58-59s, bo mnie walnie równo…
Przerwy celowo takie aby nieco wypocząć, ale żeby też to zmęczenie jednak zostało…

Z udami już w porządku. Pod biegi długie byłbym w tym momencie przygotowany katastrofalnie, ale pod MD (szczególnie 800m) aktualnie to już jest szczyt moich możliwości na ten rok.
Aby tylko nie wiało i żebym biegł z ludźmi na swoim poziomie…
Zaczynamy zabawę w MD :uuusmiech:
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PIĄTEK 11.09.20
wolne


SOBOTA 12.09.20
wolne

Meczyk na linii w Nysie. Spoko zawody.
Zrobione chyba z 5,8km.

NIEDZIELA 13.09.20
6km luźno + 4x60m

Wszedł tylko meczyk lasek na linii. Prysznic, obiad i wyjazd do Łodzi gdzie robiłem jako kierowca.
Na miejscu nie chciało mi się biegać, bo ogarnąłem się po 20.
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

PONIEDZIAŁEK i WTOREK 14-15.09.20
Zawody – AMPy

Zaczynamy festiwal ogórkowego biegania. Ostatnie bieganie przed roztrenowaniem.
Chwilkę po 8 wyszedłem na roztruchanie. Potruchtałem sobie po Piotrkowskiej, bo tam mieliśmy nocleg. Chyba jedyna ulica, która mi się w Łodzi spodobało.
Tak to dziura, na dziurze na jezdni… Jednym słowem Łódź k…wa jak mawiał Pazura…
O 11:20 był mój start w pierwszej konkurencji – 1500m.
Debiucik…

Dzień 1

1500m - 4.27.41
Cóż… Liczyłem że otworzę i będę się kręcić w okolicach 68-69s/400m.
Drugie moje zadanie na bieg to było holować się za grupą.

Wyszło jak wyszło, biegliśmy równo, ale wolno.
Wyszedł mój brak doświadczenia – całkowity brak.
Dałem się wybijać z rytmu, dwukrotnie jeden z zawodników zabiegł mi drogę i musiałem wytracać rytm. Chciałem się wieźć możliwie długo na plecach ludzi – wiozłem się, ale było wolno, a mi brakło hmmm… odwagi by trochę zaryzykować ? energii ? Wszystko tak jakoś szybko zleciało. Na treningu wiem że bym się mocno męczył by zrobić 1500m po 2’58”… Tu ?
Tempo okrążeń: 1.10.1/1.11.6/1.10.1

Przedmuchałem się, ale bez jakiejkolwiek bomby. Bieg ukończyłem ze sporym niedosytem. Szkoda, ale z drugiej strony wiedziałem że mam szansę mocniej pocisnąć na drugi dzień te 800m. Do tych 1500m podszedłem ze zbyt dużym respektem.

O ile nie miałem bomby – wiele treningów kończyłem w znacznie gorszym stanie tak po biegu zaczynałem odczuwać nogi… Oj bieg zabolał. Zabolał, a tak naprawdę nic wynikowo nie nabiegałem – Czy mam żal ? Zero – świetny sprawdzian i nauka. Wiem, że aktualnie byłbym w stanie pobiec lepiej…

Godzina 18:40… Sztafeta… Sztafeta 4x100m czyli profanacja biegów sprinterskich.
U nas skład mocno do ciasta. Jeden gość młody sprinter – 21lat z życiówką 10:70/100m.
My tam ogórki na doczepkę. Sprinter na pierwszej zmianie poleciał tak by potrenować sobie start z bloku i nic więcej, bo i tak zwalniał żeby nas nie zabić podczas ekhmmm „prób przekazania pałeczki”.
Piszę próby, bo do tego podeszliśmy mocno zabawowo – bez żadnego treningu, a zmiany robiliśmy tak aby nie zgubić kija i żeby być w ogóle sklasyfikowanym.
Poleciałem na 3 zmianie po łuku… Starałem się biec mocno. Mogłem biec czwartą zmianę byłby większy fun.

Poza tym w ten dzień zrobiłem prócz tego z 8km z buta spacerku…

Dzień 2

800m – 2.07.59

Sprawdzałem dzień wcześniej domtel – miałem biec 13:30. Na 99% tak było. O to raczej dbam.
No to spoko – 13:30, pełne słonko, w takich warunkach trenowałem. Na stadion wybrałem się koło 10 i tak urzędowałem i obczajałem inne konkurencje. O 10:30 około poszedłem potruchtać i z powrotem do oglądania. Przed startem rozpocząłem normalnie rozgrzeweczkę, a gdzieś 25minut przed biegiem dowiedziałem się że mój start to inny rzut – o godzinie 18:00 i będzie to rzut mocniejszy – dla mnie mocniejszy rzut na rękę, ale…

Czułem uda po wczoraj i nawet dużo nie pomagały spodenki kompresyjne. Czułem. Zrobiłem fajną rozgrzeweczkę, ale uda ponapinane, a +/- 200m przebieżki męczyło nogi… Słabo i w głowie miałem myśli, że dzisiaj to ja gówno nabiegam, ale to tylko myśli…
Gdy dowiedziałem się że biegnę jednak o 18:00 to poszedłem na stolik by potwierdzić „newsy”. Potwierdziły się. Widząc stan moich ud i kalkulując powrót do hotelu, kolejną rozgrzewkę i inne cuda postanowiłem załatwić sobie start jednak na 13:30… Nawet kosztem słabszego rzutu. Temat załatwiłem… Miałem biec za chwilę.

Ruszyłem z czwartego toru. Na torze byłem z jeszcze jednym gostkiem. Mój plan na bieg był taki by 400m zrobić w 1:00-1:01 a potem módlmy się o jak najmniejszy spadek tempa – znaczy się na odcinku 400-600m, bo 600-800 zamykam oczy (dobra przymykam) i rzeźbię… Na treningu by mnie postawiło szybko po pierwszym kółku, otoczka zawodów rządzi się swoimi prawami nawet jeśli jest się kompletnym laikiem.

Ruszyliśmy – tutaj ponowny brak doświadczenia… Kolega z toru miał biec szybciej, więc go puściłem przodem, a się k… okazało że biegnie jednak wolno, (mi się przepychać nie chciało albo byłem za miły na bieżni) po wyrównaniu za łukiem to byłem w głębokiej dupie, bo w środku ogórkowej stawki ze mną włącznie…
400m w 1:03 – dno… Podganianie rywali, przeskakiwanie na boki tak by robić sobie miejsce. Nieistotne czy na łuku czy na prostej – no debil. Tak to wyglądało od łuku za 100metrem. Moje całe 800m.

Po pierwszym kółku zdecydowanie za wolnym dla mnie wyszedłem na drugie miejsce w rzucie i goniłem gostka z przodu. Próbowałem po łuku, próbowałem na prostej biegnąc między 1 a 2 torem… No ni chu chu… Na ostatniej prostej nie miałem z czego już uderzyć mocniej… Zmęczyłem się srogo, ale nie adekwatnie do wyniku gdzie i tak zamiast 800m zrobiłem kilka/kilkanaście metrów więcej… Bardziej zmęczyły mnie chyba te próby wyprzedzania…

O ile podczas 1500m błędy i asekurację to rozumiem. Nie biegałem tego i tak dalej, ale 800m to położyłem solidnie. 1000m już biegałem. 800m na moje różni się niewiele.
Czy mam do siebie żal ? Bieg położyłem, ale żalu… znowuż zero – jestem zadowolony – może nie z wyniku, ale z tego że byłem całkiem nieźle przygotowany mimo zmęczenia treningami. Z udami podczas biegu było zaskakująco dobrze. Bieganie w grupie nawet w takiej ogórkowej której byłem uczestnikiem fajnie nakręca. Wiem, że byłem przygotowany na 2:03. MD trzeba jednak biegać, a nie wróżyć. Potrzeba obiegania i przede wszystkim myślenia.

WNIOSKI

Przez dwa dni widziałem kilka konkurencji. Widziałem dysk rzucony na 61m. Skok wzwyż na wysokość w okolicach 210cm. Widziałem 1500m w okolicach 1:50-1:52 itd. Widziałem 100m w 10:6X…
Widziałem 3000m w 8:20.

Wracając jeszcze do mojego niedoszłego rzutu na 800m (tego z 18:00) to wyszło że biegłoby mi się tam lepiej. Biegnąc na 1:00 byłbym w końcówce stawki, więc właściwie ideolo. Spuchłbym mniej lub bardziej, ale nie nadrabiałbym metrów. Bez blokady i z możliwością holowania się, ale to nic nie szkodzi – bywa trudno.

Kontynuując. Podobała mi się ta formuła zawodów. Widzę swoje braki, ale też swoje możliwości. Nie będę czołowym średniakiem, bo jestem na to za stary i ruchowo jestem już trochę skaleczony, ale jakieś tam predyspozycje do przyzwoitego biegania MD u siebie widzę – na razie są to tylko predyspozycje.

Bieganie MD aktualnie przemawia do mnie bardziej niż uliczne szuranie (choć czasem też będę chciał postartować na ulicy). Przestało mnie kręcić walczenie o życiówki na dyszkę, na połówkę i pisanie czego to ja bym nie nabiegał… W kwietniu z samej bazy zrobiłem solo 34:43-34:46/10km – no spoko… Fajnie, bo trenowałem pod półmaraton… Ja widzę jak takie tempo 3’28” wygląda z boku – nie kręci mnie to albo już znacznie mniej… Teraz wolę być 40sty na 60 osób, a w swoim rzucie walczyć o przedostatnie miejsce, ale pobiec bardzo mocno np. 800m niż być nawet 20sty na 12000 osób, kaleczyć ruch i kaleczyć tempo i udawać niewiadomo jakiego biegacza amatora podczas gdy moje bieganie zweryfikowałby solidny – nawet nie topowy 15-16sto letni młodzik…

Aktualnie mój poziom na MDkach jak i ulicy jest no … no jest jaki jest, ale w biegach MD dopiero raczkuję. Nie mogę zatem w MD wymagać od siebie teraz że pobiegnę na tyle ile powinienem, bo brakuje mi obiegania, a dwa… Od listopada 2019 nie miałem żadnej przerwy i „wprowadzenie” do MD pod koniec było już bieganiem na oparach. Co do startów w MD to jeden błąd, za wolny start, ktoś wpadnie ci pod nogi – to wszystko ma wpływ na końcowy wynik… Biegi uliczne przy tym są mega nudne i nic się nie dzieje. Ulica szeroka, aby tylko nie wystartować za szybko a reszta to tempomat. W biegi średnie trzeba umieć… Na razie mogę się tłumaczyć – z czasem jak wystartuję w kilku takich biegach to margines błędu powinien być mniejszy i skończy się alibi.

Chcąc bawić się w MDki widzę ile czeka mnie pracy. Takie głupie 1000-1500m powoduje późniejszy ból ud. MD wymaga sporej siły w nogach, dobrej koordynacji i sprawności. Teraz widzę np. po co są chociażby skipy :D
Nie mam takiego fajnego pierdolnięcia w nóżkach, nie ciągnę ładnie kolanek… Moja technika ogólnie jest lekko pokraczna. Nogi nie nadążają za tym co chciałaby głowa (oj wybujałe fantazje, ale może kiedyś) i oddech… Oddech może znacznie więcej niż mogą nogi…

MD trzeba biegać… Kilka zawodów w krótkich odstępach tak aby się fajnie obiegać.

Przez dwa dni zobaczyłem i poczułem na sobie więcej biegania niż przez ostatnie kilkanaście miesięcy mojego człapania. Moim celem teraz będzie bieganie coraz szybciej i coraz ładniej… To mi sprawi satysfakcję…

W czołówce nie będę, ale jestem w stanie pobiegać na przyzwoitym poziomie – na poziomie takim z którego będę zadowolony. Widziałem kilka biegów i wiem, że też tak będę mógł biegać, ale potrzebuję czasu. Nie miesiąca, nie dwóch… Nie pół roku. Roku też na pewno nie, bo mam za duże braki.
W każdym bądź razie zdrowie niech dopisze, a ja po zrobieniu solidnej bazy chętnie wrócę do rzygów po treningu, zalania kwasem itd… Chcę równać w górę i chcę biegać, a nie szurać.

Nie chcę też by ten tekst był odbierany jako niewiadomo jaka płomienna mowa i że nie wiadomo jaką łapie teraz spinę i chwilowy zapał. Mam spory dystans do siebie i do swojej aktywności ruchowej. Robię to dla siebie. Teraz zaczynam jeszcze bardziej dostrzegać swoje ułomności biegowe. Cała walka z nimi i ten proces będą fajną zabawą…

Każdy niech biega to co lubi i co sprawia mu frajdę. Jeden wali ultra – próbowałem… Niektórzy udają maratończyków – też udawałem. Niektórzy trenują pod dychę lub walą objętości pod półmaraton licząc że nabiegają 1:13-1:14 – tego też próbowałem. Dla niektórych szczytem będzie połówka poniżej 1:30. Sam pamiętam jak się cieszyłem z 1:27…

Od początków mojego biegania powinienem jednak wylądować w biegach średnich… Na wydłużenie zawsze będzie czas. Teraz mi się biegać średnio chcę i potrzebuję odpoczynku (chyba że walnę sobie rozbieganko na pożegnanie z sezonem), ale cieszę się że wylądowałem w biegach średnich i cieszę się że od kwietnia 2019 nie mam większych problemów z kontuzjami…
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Niedziela 20.09...
Dwa dni po AMPach tak mnie nosiło i byłem tak świeży, że kusiło poprawiać wyniki na 800 i 1000m solo.
Prawdopodobnie bym coś ciekawego nabiegał - tak czuję... Nagle zyskałem głód zawodów :bum:
Jestem na "roztrenowaniu", a nie potrafię odciąć się od forum i czego tam z tym związanym...

W związku z tym na najbliższe dni - powiedzmy 2 tygodnie postanawiam zrobić sobie całkowity detoks od forum...
Poza tym jeśli najdzie mnie ochota na rower - pójdę. Zechcę sobie pokopać z młodymi piłkę - pokopię... Gimnastyka też mus, bo ostatnio zaniedbałem.
Jeśli cokolwiek pobiegam to na meczach, a później będę biegać bez zegarka, tylko na stoper.
Myślenie i planowanie biegania w czasie gdy warto zrobić sobie przerwę jest średnio wskazane w moim wypadku.

Wszystkim tym którzy są w trakcie sezonu i trenują do poprawy wyników życzę powodzenia i wszystkiego dobrego.
Obym miał co czytać za te trzy, cztery tygodnie. Bawcie się bieganiem i wrzucajcie jak najwięcej.
No i zachęcam do pandemicznego.

20.09.20 - Od około 1-1,5tygodnia wagowo kręcę się między 61,4, a 62,5...
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Podsumowanie sezonu 19/20

Samego podsumowania mi się robić nie chce. Startów mało, więcej trenowania.
Jeśli miałbym być z czego dumny to z wypracowanej bazy, którą skończyłem robić na przełomie kwietnia/maja,
a która posłużyła mi właściwie do samego września, bez żadnej przerwy...

Myślę, że mimo tego że przez resztę "sezonu" zapuściłem wytrzymałość to w miarę sprawnie wrócę do wypracowanych fundamentów,
a nawet ba - poprawię je.
Priorytetem jest przygotować się do szybszego biegania - ruchowo i kondycyjnie.

Wyniki:

800m - 2.07.59
1000m - 2.42.98
1500m - 4.27.51
5000m - 16.53.73

Zatem jest z czego schodzić, bo wyniki są... przeciętne.
Szczególnie w oczy kuje mnie te 1500m i 5000m, ale dystanse od 3000m w górę w tym momencie nie będą moim priorytetem.
Z tego roku wiem, że chcąc się bawić w MD trzeba trochę więcej postartować i robić to w jednym cyklu.
Od momentu zabawy w MD największą świeżość miałem... Dwa dni po startach na 1500 i 800m.

Sezon 20/21

Kończę roztrenowanie. Czasem pojeździłem rowerem, sporo pokopałem szmaciaka na boisku... Z dwa/trzy razy zrobiłem ćwiczonka w domu, które opracowywałem z fizjo. Generalnie coś tam robiłem.
Czy chce mi się już wracać do biegania ? .... Chyba pomalutku tak.
Zatem następne trzy tygodnie wracam sobie do biegania bez żadnego planu, bez pomiaru tempa. Jedynie stoper.
Notatki będę robić, ale na spokojnie...
Może w przyszłym tygodniu wpadnę do nowego fizjo, bo chciałbym też trochę popracować nad ruchem...
Zostawiam na razie jeszcze piłkę i rower... Za trzy tygodnie wracam do biegania wg planu i wtedy już rower i kopanie pójdą w kąt...

Sebastian i Michał - powodzenia jutro :hejhej:
MatiR
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1431
Rejestracja: 12 lip 2017, 22:48
Życiówka na 10k: -
Życiówka w maratonie: -

Nieprzeczytany post

Mała odskocznia od biegania.
Miałem wysłać na PW Rolliemu i na głównym umieścić tylko filmik, ale był problem ze zdjęciami na PW.
To są stare wyniki - ale przeważnie tak mi wychodzą.
Link skierowany głównie do Rolanda, ale i też do "koneserów".

https://www.youtube.com/watch?v=AwHaA9m ... e=youtu.be
ODPOWIEDZ