sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 20.07.2020
EASY
7km ~4:45/km
Planowo miałem tu zrobić jeszcze z pół godzinki jakiejś siły w domu, ale, właśnie, nie miałem siły... I nie miałem za bardzo czasu. To jeden z tych dni gdzie człowiek biega po robocie za różnymi sprawami i pada na ryj po 22 Udało się wyskoczyć na pół godzinki easy i tyle mi wystarczyło. Czułem się jakiś rozbity po tym weekendzie, zmęczony. Postanowiłem, że siódemka easy na rozruszanie mi wystarczy i stawiam na regenerację.
Wtorek 21.07.2020
Wytrzymałość
2,5km + 2x100 + GR7' + 3x3,1km przerwa 2' + 2,5km RAZEM 15km
Tym razem trójki. Po ostatnich piątkach po 3:28 wydawałoby się, że krótszy odcinek powinien wyjść ciut szybciej, ale jakoś tego nie czułem. Kolejny dzień czułem się zmulony. Nie wiem czy to pogoda czy już nakłada się zmęczenie mocnymi przygotowaniami. Pierwsza trójka po 3:29/km. Niby OK, lekko, rozpoznawczo, ale to nie było to. Druga szybciej, już się rozgrzałem to poszło trochę mocniej, po 3:27/km. Ale ciągle czułem niedosyt. Bo niby to szybko, niby było zmęczenie, ale czułem, że przechodzę jakoś obok tego treningu, że nie daję 100% tego co powinno być. Wiem, że czasami tak bywa. Ja jednak spróbowałem odwrócić kartę i na ostatni ruszyłem mocniej, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie jeśli pójdę naprawdę mocno. Niby byłem zmulony, ale ciekawiło mnie ile mogę wycisnąć tego dnia. Już nic nie było do stracenia bo to ostatni odcinek. Zacząłem kilometrem w 3:20,5 i nie było tragedii! Drugi kilometr w jakieś 3:22,5. Już czułem, że to mocno. Ostatni udało się utrzymać w tempie i wyszło średnio po 3:22. Zmęczenie duże. W końcu!!! Zapewne trzech takich bym nie ukulał, ale dobre i takie przepalenie na ostatnim. Wow! Nie spodziewałem się, że aż tak szybko mogę taką trójkę na treningu zrobić czując się jeszcze całkiem akceptowalnie. Forma za progiem
Środa 22.07.2020
EASY
10km ~4:43/km
Czwartek 23.07.2020
Tempo Maratońskie
2,5km + 2x100 + 7'GR + 15km 54:50 ~3:40/km + 0,6km RAZEM 18,2km
Tydzień temu plan pokrzyżowała pogoda, teraz już dało się biegać i aura była całkiem przyjazna - brak upału. Zakładałem zrobienie co najmniej 14km, finalnie pykło 15. Samopoczucie dobre, automacik działa bo kilometry całkiem równe. Na małej pętli w zasadzie nie było nic wolniej niż 3:40. Wszystko wchodziło w przedział 3:38-40. Dwie duże pętle na urozmaicenie jak zwykle wolniejsze, bo trudniejsze. Tam mam podbieg, zakręty i jest gdzie zgubić kilka sekund. Choć muszę tam lepiej domierzyć, bo nie wiem czy nie jest 10-20m więcej niż myślę i przez to kilka sekund jestem do tyłu i wychodzi że sporo zwalniam. Tak więc jest dobrze, bo te 3:40 nawet z przesłankami na 3:39
Dwa tygodnie do startu w Chudym Wawrzyńcu. Jeszcze kilka dni treningu i już będę zwalniał. Kto tam już biegał i coś może powiedzieć o trasie? Na co warto zwrócić uwagę?
EASY
7km ~4:45/km
Planowo miałem tu zrobić jeszcze z pół godzinki jakiejś siły w domu, ale, właśnie, nie miałem siły... I nie miałem za bardzo czasu. To jeden z tych dni gdzie człowiek biega po robocie za różnymi sprawami i pada na ryj po 22 Udało się wyskoczyć na pół godzinki easy i tyle mi wystarczyło. Czułem się jakiś rozbity po tym weekendzie, zmęczony. Postanowiłem, że siódemka easy na rozruszanie mi wystarczy i stawiam na regenerację.
Wtorek 21.07.2020
Wytrzymałość
2,5km + 2x100 + GR7' + 3x3,1km przerwa 2' + 2,5km RAZEM 15km
Tym razem trójki. Po ostatnich piątkach po 3:28 wydawałoby się, że krótszy odcinek powinien wyjść ciut szybciej, ale jakoś tego nie czułem. Kolejny dzień czułem się zmulony. Nie wiem czy to pogoda czy już nakłada się zmęczenie mocnymi przygotowaniami. Pierwsza trójka po 3:29/km. Niby OK, lekko, rozpoznawczo, ale to nie było to. Druga szybciej, już się rozgrzałem to poszło trochę mocniej, po 3:27/km. Ale ciągle czułem niedosyt. Bo niby to szybko, niby było zmęczenie, ale czułem, że przechodzę jakoś obok tego treningu, że nie daję 100% tego co powinno być. Wiem, że czasami tak bywa. Ja jednak spróbowałem odwrócić kartę i na ostatni ruszyłem mocniej, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie jeśli pójdę naprawdę mocno. Niby byłem zmulony, ale ciekawiło mnie ile mogę wycisnąć tego dnia. Już nic nie było do stracenia bo to ostatni odcinek. Zacząłem kilometrem w 3:20,5 i nie było tragedii! Drugi kilometr w jakieś 3:22,5. Już czułem, że to mocno. Ostatni udało się utrzymać w tempie i wyszło średnio po 3:22. Zmęczenie duże. W końcu!!! Zapewne trzech takich bym nie ukulał, ale dobre i takie przepalenie na ostatnim. Wow! Nie spodziewałem się, że aż tak szybko mogę taką trójkę na treningu zrobić czując się jeszcze całkiem akceptowalnie. Forma za progiem
Środa 22.07.2020
EASY
10km ~4:43/km
Czwartek 23.07.2020
Tempo Maratońskie
2,5km + 2x100 + 7'GR + 15km 54:50 ~3:40/km + 0,6km RAZEM 18,2km
Tydzień temu plan pokrzyżowała pogoda, teraz już dało się biegać i aura była całkiem przyjazna - brak upału. Zakładałem zrobienie co najmniej 14km, finalnie pykło 15. Samopoczucie dobre, automacik działa bo kilometry całkiem równe. Na małej pętli w zasadzie nie było nic wolniej niż 3:40. Wszystko wchodziło w przedział 3:38-40. Dwie duże pętle na urozmaicenie jak zwykle wolniejsze, bo trudniejsze. Tam mam podbieg, zakręty i jest gdzie zgubić kilka sekund. Choć muszę tam lepiej domierzyć, bo nie wiem czy nie jest 10-20m więcej niż myślę i przez to kilka sekund jestem do tyłu i wychodzi że sporo zwalniam. Tak więc jest dobrze, bo te 3:40 nawet z przesłankami na 3:39
Dwa tygodnie do startu w Chudym Wawrzyńcu. Jeszcze kilka dni treningu i już będę zwalniał. Kto tam już biegał i coś może powiedzieć o trasie? Na co warto zwrócić uwagę?
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 24.07.2020
EASY
10,3km ~4:40 (strava) ~4:49 (Suunto)
I bądź tu mądry. Niby easy, po stałej trasie, bez postojów, a dwa różne tempa. Dystans taki sam w obu serwisach, ale czas już nie. Strava gdzieś ucieła 1,5 minuty! Widocznie uznała, że gdzieś na nawrotach, skrętach nie poruszałem się i wycięła czas w takich miejscach. Jak widać na pomiary GPSu nie ma co liczyć i zakładać, że dokładnie pokazują. ALe i tak dobrze, w obecnym czasie, że nie mam Garmina A bieganie było spokojne. Po wczorajszym wieczornym tempie dziś biegałem rano. Nogi jeszcze trochę ciężkie, więc rozbieganko bez pośpiechu na luzie.
EASY
10,3km ~4:40 (strava) ~4:49 (Suunto)
I bądź tu mądry. Niby easy, po stałej trasie, bez postojów, a dwa różne tempa. Dystans taki sam w obu serwisach, ale czas już nie. Strava gdzieś ucieła 1,5 minuty! Widocznie uznała, że gdzieś na nawrotach, skrętach nie poruszałem się i wycięła czas w takich miejscach. Jak widać na pomiary GPSu nie ma co liczyć i zakładać, że dokładnie pokazują. ALe i tak dobrze, w obecnym czasie, że nie mam Garmina A bieganie było spokojne. Po wczorajszym wieczornym tempie dziś biegałem rano. Nogi jeszcze trochę ciężkie, więc rozbieganko bez pośpiechu na luzie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 25.07.2020
EASY
14,7km ~4:33/km
Niedziela 26.07.2020
LONG
27km ~5:25 +/-750m
Ostatni długi bieg przed Wawrzyńcem postanowiłem porobić na górkach, na tyle na ile to z Poznaniu możliwe Na starcie już kicha, bo zapomniałem zegarka. Udało się jednak zarejestrować trening na telefonie w appce Stravy. Telefon miałem cały czas w plecaku, więc podczas biegania zero kontroli tempa, wszystko na samopoczucie Okoliczności nie idealne, bo zapowiadany upał 28 stopni a od godziny 14 burze. W dodatku ja na lekkim kacu po kilku piwkach dzień wcześniej Ale co było do wybiegania trzeba było wybiegać. Od początku kręciłem pętle po Dziewiczej Górze, żeby nazbierać trochę tych przewyższeń. Co 3 km piłem, bo pociłem się niemiłosiernie tego dnia. W sumie poszło ponad 2 litry płynów! I tak powoli do przodu, ale w dobrym zdrowiu. Nie szalałem z tempem, spokojnie pod górkę i jeszcze spokojniej na zbiegach, żeby sobie przypadkiem krzywdy nie zrobić. Po 20km pogoda zaczęła się zmieniać, naszły chmury zrobiło się chłodniej. Ja do końca swoje i wyszło, że 13 razy byłem na szczycie, oczywiście podbiegając z różnych stron. Złożyło się to na ponad 700m up. Końcówka, ostatnie 2-3km, już w deszczu, całkiem solidnym. Założyłem nawet kurtkę, bo zrobiło mi się zimno. Samopoczucie bardzo ok. Zmęczony, ale tak z dużą rezerwą. Na ostatnich kilometrach zaczepił mnie starszy pan, który pochwalił mój krok i pytał czy jestem zawodowcem Rozmowę przerwał nam coraz mocniej padający deszcz, a szkoda bo fajnie się tak gadało o treningu, o Janie Mulaku... Trening udany. Kolejna stówka wpada tygodniowo. Jeszcze kilka dni treningów, a to też takich już nie na 100%, i zaczynam odpoczywanie.
Tydzień#15 102km
EASY
14,7km ~4:33/km
Niedziela 26.07.2020
LONG
27km ~5:25 +/-750m
Ostatni długi bieg przed Wawrzyńcem postanowiłem porobić na górkach, na tyle na ile to z Poznaniu możliwe Na starcie już kicha, bo zapomniałem zegarka. Udało się jednak zarejestrować trening na telefonie w appce Stravy. Telefon miałem cały czas w plecaku, więc podczas biegania zero kontroli tempa, wszystko na samopoczucie Okoliczności nie idealne, bo zapowiadany upał 28 stopni a od godziny 14 burze. W dodatku ja na lekkim kacu po kilku piwkach dzień wcześniej Ale co było do wybiegania trzeba było wybiegać. Od początku kręciłem pętle po Dziewiczej Górze, żeby nazbierać trochę tych przewyższeń. Co 3 km piłem, bo pociłem się niemiłosiernie tego dnia. W sumie poszło ponad 2 litry płynów! I tak powoli do przodu, ale w dobrym zdrowiu. Nie szalałem z tempem, spokojnie pod górkę i jeszcze spokojniej na zbiegach, żeby sobie przypadkiem krzywdy nie zrobić. Po 20km pogoda zaczęła się zmieniać, naszły chmury zrobiło się chłodniej. Ja do końca swoje i wyszło, że 13 razy byłem na szczycie, oczywiście podbiegając z różnych stron. Złożyło się to na ponad 700m up. Końcówka, ostatnie 2-3km, już w deszczu, całkiem solidnym. Założyłem nawet kurtkę, bo zrobiło mi się zimno. Samopoczucie bardzo ok. Zmęczony, ale tak z dużą rezerwą. Na ostatnich kilometrach zaczepił mnie starszy pan, który pochwalił mój krok i pytał czy jestem zawodowcem Rozmowę przerwał nam coraz mocniej padający deszcz, a szkoda bo fajnie się tak gadało o treningu, o Janie Mulaku... Trening udany. Kolejna stówka wpada tygodniowo. Jeszcze kilka dni treningów, a to też takich już nie na 100%, i zaczynam odpoczywanie.
Tydzień#15 102km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 27.07.2020
WORKOUT
6km + 34' na górne partie
Rozgrzewka i trochę ćwiczeń w domu.
Wtorek 28.07.2020
EASY
11,1km ~4:50
Spokojne rozbieganie. Co prawda zegarek mi pokazywał już tempa 4:3x - 4:4x jak się rozpędziłem, ale finalnie jakoś wolno policzył Jak widać już luzuję przed startem, zamiast odcinków, które biegałem co tydzień tylko spokojna jedenastka. Nie ma już co szaleć, co miało być wybiegane zostało zrobione i trzeba zacząć odpoczywać.
Środa 29.07.2020
Podbiegi
2,2km + 4x370m + 1,7km + 4x200m + 2,5km + 4x100 + 0,8km
Dla urozmaicenia i odmulenia - krótsze odcinki. Dwie serie podbiegów - dłuższe i krótsze, na całkiem żwawych prędkościach. Ostatnią dwusetkę zegarek pokazywał 3:15 tempo chwilowe Na koniec, już po płaskim - 4 przebieżki. Również całkiem szybkie, bo na ostatniej pokazało tempo 2:30 Moc jest. Biegałem po raz pierwszy od dawna po asfalcie. Tempo biegu pomiędzy tymi seriami, niby spokojnego biegania, też bardzo dobre bo 4:20. Ogólnie mało było odpoczywania tutaj, całość miała charakter dość ciągły stąd tempo całości też fajne, bo chyba 4:15.
WORKOUT
6km + 34' na górne partie
Rozgrzewka i trochę ćwiczeń w domu.
Wtorek 28.07.2020
EASY
11,1km ~4:50
Spokojne rozbieganie. Co prawda zegarek mi pokazywał już tempa 4:3x - 4:4x jak się rozpędziłem, ale finalnie jakoś wolno policzył Jak widać już luzuję przed startem, zamiast odcinków, które biegałem co tydzień tylko spokojna jedenastka. Nie ma już co szaleć, co miało być wybiegane zostało zrobione i trzeba zacząć odpoczywać.
Środa 29.07.2020
Podbiegi
2,2km + 4x370m + 1,7km + 4x200m + 2,5km + 4x100 + 0,8km
Dla urozmaicenia i odmulenia - krótsze odcinki. Dwie serie podbiegów - dłuższe i krótsze, na całkiem żwawych prędkościach. Ostatnią dwusetkę zegarek pokazywał 3:15 tempo chwilowe Na koniec, już po płaskim - 4 przebieżki. Również całkiem szybkie, bo na ostatniej pokazało tempo 2:30 Moc jest. Biegałem po raz pierwszy od dawna po asfalcie. Tempo biegu pomiędzy tymi seriami, niby spokojnego biegania, też bardzo dobre bo 4:20. Ogólnie mało było odpoczywania tutaj, całość miała charakter dość ciągły stąd tempo całości też fajne, bo chyba 4:15.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 30.07.2020
Tempo Maratońskie
2,5km + 2x100 + GR7' + 10km 36:10 + 1,3km RAZEM 14,1km
9km ~3:39 + ostatni w 3:15
Ostatni akcent przed zawodami. Standardowo, po lasku. Dość ciepło bo 25 stopni, ale spory wiatr i cień sprawiał, że nie było źle. W planie już krótszy odcinek niż ostatnio. Tak żeby jeszcze mocno potrenować, ale już się nie forsować. Więc dyszka. Wchodziło tak średnio, niby bez polotu, ale też bez problemów. Końcówka była planowana szybciej. Już dziewiąty był w 3:33 a na ostatnim dociśnięcie i wyszło w 3:15. A to oczywiście nie był jeszcze max Dobrze się czuję i teraz odpoczywam. W lipcu nie było dnia bez aktywności. Dwa dni niebiegowe, ale wtedy był rower. No to ostatni dzień lipca zarządzam luz Zresztą dwa dni teraz bez biegania i ogólnie to zaczynam urlop
Zaczynam też planowanie logistyki na Chudego, obczajkę trasy. Jaram się.
Piątek 31.07.2020
wolne
Tempo Maratońskie
2,5km + 2x100 + GR7' + 10km 36:10 + 1,3km RAZEM 14,1km
9km ~3:39 + ostatni w 3:15
Ostatni akcent przed zawodami. Standardowo, po lasku. Dość ciepło bo 25 stopni, ale spory wiatr i cień sprawiał, że nie było źle. W planie już krótszy odcinek niż ostatnio. Tak żeby jeszcze mocno potrenować, ale już się nie forsować. Więc dyszka. Wchodziło tak średnio, niby bez polotu, ale też bez problemów. Końcówka była planowana szybciej. Już dziewiąty był w 3:33 a na ostatnim dociśnięcie i wyszło w 3:15. A to oczywiście nie był jeszcze max Dobrze się czuję i teraz odpoczywam. W lipcu nie było dnia bez aktywności. Dwa dni niebiegowe, ale wtedy był rower. No to ostatni dzień lipca zarządzam luz Zresztą dwa dni teraz bez biegania i ogólnie to zaczynam urlop
Zaczynam też planowanie logistyki na Chudego, obczajkę trasy. Jaram się.
Piątek 31.07.2020
wolne
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 01.08.2020
KAJAKI
20,5km po Drawie
Początek urlopu. Bez biegania, ale aktywnie. Piękna trasa, co prawda to nie najtrudniejszy odcinek przez Park Narodowy, ale też ładny i ciekawy. Chillin'
Niedziela 02.08.2020
EASY
7,3km ~5:35
Na rozruszanie, z młodszym szwagrem. Bieg z przygodami, spokojny, ale dla mnie to bez znaczenia. Chciałem się tylko ruszyć po weekendzie na spływie.
Poniedziałek 03.08.2020
EASY*
16km 1:06:57 ~4:11/km +/-130m up
Trochę bardzie wymagające easy. Początkowe 7,5km pod górę. Niby mały skos, ale uzbierało się tam 120m pod górę. Mimo to tempo znakomite. Tam mam 100% asfalt i noga szła aż miło. 4:20-30 nawet pod górę. Nogi odpoczęły i to widać. W dół bez szaleństw a noga i tak szła poniżej 4 minut. Wow! Samopoczucie świetne. Serce trochę bardzie popracowało pod tę górkę ale wszystko w komforcie. Po 12km zrobiłem planową milę po 3:30/km. Luz. Po niej nawet nie musiałem się zatrzymywać, zwalniać, płynnie wróciłem do tempa 4:10. Jest forma
Wtorek 04.08.2020
wolne
Środa 05.08.2020
EASY
10km ~4:21/km
Oglądam właśnie odprawę live na Chudego i czekam na start, czekam na przygodę
KAJAKI
20,5km po Drawie
Początek urlopu. Bez biegania, ale aktywnie. Piękna trasa, co prawda to nie najtrudniejszy odcinek przez Park Narodowy, ale też ładny i ciekawy. Chillin'
Niedziela 02.08.2020
EASY
7,3km ~5:35
Na rozruszanie, z młodszym szwagrem. Bieg z przygodami, spokojny, ale dla mnie to bez znaczenia. Chciałem się tylko ruszyć po weekendzie na spływie.
Poniedziałek 03.08.2020
EASY*
16km 1:06:57 ~4:11/km +/-130m up
Trochę bardzie wymagające easy. Początkowe 7,5km pod górę. Niby mały skos, ale uzbierało się tam 120m pod górę. Mimo to tempo znakomite. Tam mam 100% asfalt i noga szła aż miło. 4:20-30 nawet pod górę. Nogi odpoczęły i to widać. W dół bez szaleństw a noga i tak szła poniżej 4 minut. Wow! Samopoczucie świetne. Serce trochę bardzie popracowało pod tę górkę ale wszystko w komforcie. Po 12km zrobiłem planową milę po 3:30/km. Luz. Po niej nawet nie musiałem się zatrzymywać, zwalniać, płynnie wróciłem do tempa 4:10. Jest forma
Wtorek 04.08.2020
wolne
Środa 05.08.2020
EASY
10km ~4:21/km
Oglądam właśnie odprawę live na Chudego i czekam na start, czekam na przygodę
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 08.08.2020
START
Chudy Wawrzyniec 80km+ 10:57:27 18miejsce
Długo wyczekiwany start w końcu nadszedł. Przygotowany byłem dobrze, nastawiony też, ale jak wiadomo zdarzyć mogło się wszystko. Przed biegiem spałem słabo. W pokoju miałem duszno, często budziłem się spocony. Budzik na 3:00. Owsianka, ostatnie pakowanko, dużo wody i po pół godziny ruszałem w trasę do Rajczy z Istebnej, bo o nocleg gdzieś bliżej, mimo, że rezerwowałem już w w styczniu, było ciężko. Po drodze wciąż piłem; obawiałem się, żeby te moje nocne poty nie wyssały ze mnie za dużo wody, a przy zapowiadanej wysokiej temperaturze było to bardzo ważne. Mistrzostwa Polski startowały o 4:00, reszta od 4:15. Ja zamierzałem wystartować nie wcześniej niż 4:30, żeby mieć przed sobą trochę zawodników do gonienia. Na starcie ustawiła się nawet kolejka (start co 10 sekund) więc po symbolicznej rozgrzewce i chwili oczekiwania ruszyłem do boju gdzieś około 4:40. Początek po asfalcie tylko 1,5km a już wyprzedziłem kilka osób. Robiło się widno, ale w lesie jeszcze ciemnawo. Pierwsze wzniesienie biegnie się jednak po polanach, na otwartym terenie i czołówka jednak była zbędna. Ja wziąłem. Niepotrzebnie. I tak sobie powoli biegłem po tych polanach wyprzedzając kolejne grupki zawodników. Trasę znałem tylko z mapy. Co najważniejsze - pierwszy punkt dopiero na 36km. Miałem ze sobą 3x500ml flask i puszkę coli. Wydawało mi się, że wystarczy nawet w ciepły dzień. W końcu rano jest jeszcze chłodno. Nie chciałem też dźwigać nie wiadomo ile bagażu. Niby chłodno, ale ja się mocno pocę i podczas tych pierwszych górek już byłem cały mokry. Sukcesywnie spożywałem płyny i pokarmy wg planu. Najpierw dwa batony, a później już tylko żele. Nadwyżkę wody wypitą rano musiałem nawet wydalić jakoś około 20km Po zbiegu z Rachowca (10km) był przyjemny dość płaski odcinek to wchodziło na luzie tempo 4:30. Ogólnie biegło się bardzo luźno i dobrze. W górę nie szarżowałem - spokojnie, do przodu. I cały czas mijałem zawodników. Najwięcej na pierwszych 10km, ale dalej też ciągle kogoś doganiałem. Nawet po 20km dochodziłem biegaczy, którzy wystartowali wcześniej. O to mi chodziło bo nie biegłem sam. Co prawda na dłuższe towarzystwo wtedy nie mogłem liczyć, bo zazwyczaj po chwili wyprzedzałem ale i tak lepsze to niż bieg całkiem solo. Gdzieś tak przed 30km (dochodziła 8 rano) ciepło zaczęło być odczuwalne, ponieważ słońce było już dość wysoko. Izotonik schodził już od jakiegoś czasu trochę szybciej i jeden-dwa łyki już nie wystarczały żeby zaspokoić chwilowe pragnienie. Wypiłem colę i wyczekiwałem już punktu zostawiając sobie jeszcze ostatnich kilka łyków izo. Czułem się naprawdę nieźle, tylko robiło się ciepło i wysychałem. Na punkcie (36km 3:53) z nawiązką uzupełniłem poziom płynów. Opiłem się coli, najadłem arbuzów. VegeSłonik obecny na Przegibku zapytał czy nie boję się tego co mnie czeka. Odpowiedziałem, że nie, bo tak naprawdę nie do końca wiedziałem co przede mną. Na podejściu na Rycerzową zaczęło mi się nieprzyjemnie robić na żołądku. Parłem dalej licząc, że przejdzie. Na szczycie pobiegłem prosto, na trasę osiemdziesiątki nawet nie myśląc, żeby wybrać wariant 50. Niestety na zbiegu brzuch nadal dokuczał, dorwały mnie kolki, które mocno utrudniały pokonanie stromych zbiegów. Samopoczucie siadło, tempo też. Patrząc już po biegu myślę, że przesadziłem z ilością coli. Opiłem się gazowanego, co dla organizmu odwodnionego upałem źle zadziałało. Cola zawsze dobrze mi robiła. Not this time... Dwa ostre podejścia (42 i 45km) poszły nienajgorzej. Stromizna jest tam taka, że ciężko to w ogóle podejść. Nie szarpałem się, powoli, do przodu... Ciągle odbijało mi się z żołądka, ale w miarę możliwości posuwałem się do przodu pilnując regularnego picia. To tam wyprzedził mnie jeden zawodnik startujący po mnie. Minął żwawym tempem i nie próbowałem nawet łapać pleców, dla mnie w tym momencie było to za szybko. Na punkcie w Przegibku uzupełniłem 1,5 litra a już około 50km musiałem zacząć oszczędzać wodę. Był to jednak moment kiedy zrobiło mi się lepiej na żołądku, kolki minęły i ogólne samopoczucie uległo nieco poprawie. Niestety byłem tym wszystkim już osłabiony. W zasadzie już gdzieś od kilku kilometrów zmieniłem tryb z wyścigowego na "na przetrwanie", bo tak też się czułem. Co tu dużo pisać - lekko mi nie było... Mięśniowo jeszcze całkiem OK, ale problemy w brzuchu, odwodnienie i ciepło powodowały, że czułem się raczej słabo. Po 50km poczułem jednak, że drugi punkt się zbliża (59km) i motywacja wzrosła. Na pełnym słońcu paliło niemiłosiernie, ale było na szczęście sporo odcinków w cieniu drzew. Odliczając kolejne kilometry i ostatnie łyki wody dotarłem na Przełęcz Glinka w czasie 6:52. Ponownie uzupełniłem całe 1,5l, podjadłem pomarańczy i ruszyłem w dalszą trasę z całkiem dobrym nastawieniem, bo pomimo wcześniejszych problemów nadal była szansa na 9:xx co było moim celem od początku. Co prawda teraz już tylko na czas pod 10h, ale to i tak nieźle zważając na moje przeboje. Motywowało mnie to, że trzeba się dostać na Trzy Kopce na 70km, bo później miało być już prawie tylko w dół. Do siedemdziesiątki jednak sporo w górę. Wdrapywałem się mozolnie nadal w trybie "byle do mety" nie patrząc na czas. Ochota na jakieś wyścigowe podrygi minęła mi wraz z problemami żołądkowymi. Skupiałem się już tylko na tym, żeby pić i dotrzeć cało do mety. A pić chciało mi się cały czas. Na odcinku do 70km wypiłem już prawie wszystko. Przy okazji udało się wyprzedzić Pawła Dybka, który zrezygnował z rywalizacji i zawodnika, który wcześniej mijał mnie, a teraz walczył ze skórczami. Po skręcie w lewo na Trzech Kopcach ruszyłem całkiem żwawo do schroniska Rysianka. Po pierwsze dlatego, że stamtąd miało być już tylko w dół, a po drugie zamierzałem tam uzupełnić płyny. I jeszcze po trzecie - dogoniłem kolejnego zawodnika. W schronisku udało się poza kolejką zakupić wodę i puszkę Spite'a. Chciałem dostarczyć jakieś cukry, a żołądek na tym etapie już nie za bardzo chciał cokolwiek jeść. Sądziłem, że kwaskowy napój mnie orzeźwi... Pierwszy łyk spowodował totalny skurcz żołądka. Ból. Zagazowało mnie. Zrobiło mi się niedobrze. Potrzebowałem chwili, żeby dojść do siebie. Zrobiłem jeszcze kilka małych łyków i wywaliłem to świństwo. Nie wjechało, to był duży błąd. Ruszyłem powoli dalej w średnim nastroju, bo ten Sprite znowu rozpierdzielił mi żołądek. Znowu kolka. Trasa niby w dół, ale w słońcu. Męczyłem się strasznie. Po chwili pojawił się podbieg (przecież miało być w dół!). Miałem już generalnie dosyć. No to na dokładkę padł mi zegarek. Bateria dała radę tylko około 9h. Trasa do końca była już w miarę prosta, więc nawet bez tracka nie powinno być źle. Kulałem się powoli w kierunku mety i ponownie dogoniłem znajomego zawodnika, który minął mnie na Rysiance, a teraz znowu ja dogoniłem jego. Pomogłem mu wstać, bo zwijał się przez skurcze. Ruszyliśmy dalej razem i uświadomił mnie, że do mety jeszcze nie 3km jak myślałem, ale aż 6. Track w moim Suunto miał 80,5km a w realu było ponoć 83. mina mi zrzedła, bo czułem się już bardzo słabo. Miałem jeszcze jeden żel, dla pokrzepienia cukrem, ale bałem się go zjeść w obawie o kolejne podrażnienie kiszek. Nawet mięśnie już kiepsko dawały radę i na zbiegach sporo traciłem. Kolega miał więcej sił i ponownie zostawił mnie w tyle. Dystans się dłużył, ale odliczałem każdy cholerny kilometr do mety. Gdzieś na 3km przed finiszem w Ujsołach trasa odbiła w prawo i pojawił się fajny zbieg w cieniu, gdzie nogi poszły nieco lepiej. To już chyba bliskość końca tego cierpienia dodawała mi animuszu. Po kilkuset metrach zaniepokoił mnie brak taśm. Pobiegłem jeszcze kolejne 200 i wciąż ich nie było. Zdałem sobie sprawę, że jestem poza trasą. Usiadłem na boku zrezygnowany. Miałem dość. Gdzieś przede mną pojawił się znajomy zawodnik, który jak się okazało również pobiegł tą trasą. Rozglądał się za taśmami - nie było. Pojawił się pomysł wracania do ostatnich oznaczeń (500-700m pod górę), ale zgodnie ustaliliśmy że ostatnia szarfa kazała biec właśnie tutaj, wiec wszystko się zgadza. Próbowaliśmy iść dalej i wypatrzeć taśm. Bez powodzenia. Pobłądziliśmy solidnie. Spoconymi rękami wyciągnąłem telefon i starałem się zlokalizować nas na mapie. GPS działał słabo. Udało się ustalić ścieżkę prowadzącą, tak mi się wydawało, w kierunku trasy. Tu już nie było biegania. Wkur***ni, zrezygnowani szliśmy drogą, która wiodła pod górę. Słońce paliło, a ja miałem ostatni łyk wody. Uratował nas mijany biegacz-kibic, który podzielił się z nami tym co miał. Potwierdził, że źle pobiegliśmy i mamy jeszcze spory kawał, żeby wrócić na trasę. Maszerując umililiśmy sobie chociaż czas rozmową i wróciliśmy w końcu na trasę w okolicy 3km do mety. Tu już ruszyliśmy truchcikiem. Ja niestety byłem już wykończony i nawet lekki bieg powodował duże zmęczenie i ból. Zostałem z tyłu posuwając się z górki powoli, mozolnie do przodu. Miałem serdecznie dość! Na tyle, że wbiegając do miejscowości na płaski asfalt obraziłem się na bieganie i przespacerowałem sobie fragment do mety. Nie było radości. No, może tylko taka, że ta nierówna walka nareszcie się skończyła Jak się okazało lokalsi zrobili sobie żarty i przewiesili taśmy. Gdyby tylko zegarek nie padł mi na 75km i miałbym tracka...
Czas 10:57 dał mi finalnie, po trzech dniach rywalizacji 18 miejsce wliczając wyniki z Mistrzostw Polski. Tragedii nie ma, choć liczyłem na więcej. Czas poniżej 10h dawał TOP10. Popełniłem sporo błędów, upał mnie wykończył, ale dotarłem do mety. Ciekawa przygoda, dobra lekcja. Takie jest ultra.
START
Chudy Wawrzyniec 80km+ 10:57:27 18miejsce
Długo wyczekiwany start w końcu nadszedł. Przygotowany byłem dobrze, nastawiony też, ale jak wiadomo zdarzyć mogło się wszystko. Przed biegiem spałem słabo. W pokoju miałem duszno, często budziłem się spocony. Budzik na 3:00. Owsianka, ostatnie pakowanko, dużo wody i po pół godziny ruszałem w trasę do Rajczy z Istebnej, bo o nocleg gdzieś bliżej, mimo, że rezerwowałem już w w styczniu, było ciężko. Po drodze wciąż piłem; obawiałem się, żeby te moje nocne poty nie wyssały ze mnie za dużo wody, a przy zapowiadanej wysokiej temperaturze było to bardzo ważne. Mistrzostwa Polski startowały o 4:00, reszta od 4:15. Ja zamierzałem wystartować nie wcześniej niż 4:30, żeby mieć przed sobą trochę zawodników do gonienia. Na starcie ustawiła się nawet kolejka (start co 10 sekund) więc po symbolicznej rozgrzewce i chwili oczekiwania ruszyłem do boju gdzieś około 4:40. Początek po asfalcie tylko 1,5km a już wyprzedziłem kilka osób. Robiło się widno, ale w lesie jeszcze ciemnawo. Pierwsze wzniesienie biegnie się jednak po polanach, na otwartym terenie i czołówka jednak była zbędna. Ja wziąłem. Niepotrzebnie. I tak sobie powoli biegłem po tych polanach wyprzedzając kolejne grupki zawodników. Trasę znałem tylko z mapy. Co najważniejsze - pierwszy punkt dopiero na 36km. Miałem ze sobą 3x500ml flask i puszkę coli. Wydawało mi się, że wystarczy nawet w ciepły dzień. W końcu rano jest jeszcze chłodno. Nie chciałem też dźwigać nie wiadomo ile bagażu. Niby chłodno, ale ja się mocno pocę i podczas tych pierwszych górek już byłem cały mokry. Sukcesywnie spożywałem płyny i pokarmy wg planu. Najpierw dwa batony, a później już tylko żele. Nadwyżkę wody wypitą rano musiałem nawet wydalić jakoś około 20km Po zbiegu z Rachowca (10km) był przyjemny dość płaski odcinek to wchodziło na luzie tempo 4:30. Ogólnie biegło się bardzo luźno i dobrze. W górę nie szarżowałem - spokojnie, do przodu. I cały czas mijałem zawodników. Najwięcej na pierwszych 10km, ale dalej też ciągle kogoś doganiałem. Nawet po 20km dochodziłem biegaczy, którzy wystartowali wcześniej. O to mi chodziło bo nie biegłem sam. Co prawda na dłuższe towarzystwo wtedy nie mogłem liczyć, bo zazwyczaj po chwili wyprzedzałem ale i tak lepsze to niż bieg całkiem solo. Gdzieś tak przed 30km (dochodziła 8 rano) ciepło zaczęło być odczuwalne, ponieważ słońce było już dość wysoko. Izotonik schodził już od jakiegoś czasu trochę szybciej i jeden-dwa łyki już nie wystarczały żeby zaspokoić chwilowe pragnienie. Wypiłem colę i wyczekiwałem już punktu zostawiając sobie jeszcze ostatnich kilka łyków izo. Czułem się naprawdę nieźle, tylko robiło się ciepło i wysychałem. Na punkcie (36km 3:53) z nawiązką uzupełniłem poziom płynów. Opiłem się coli, najadłem arbuzów. VegeSłonik obecny na Przegibku zapytał czy nie boję się tego co mnie czeka. Odpowiedziałem, że nie, bo tak naprawdę nie do końca wiedziałem co przede mną. Na podejściu na Rycerzową zaczęło mi się nieprzyjemnie robić na żołądku. Parłem dalej licząc, że przejdzie. Na szczycie pobiegłem prosto, na trasę osiemdziesiątki nawet nie myśląc, żeby wybrać wariant 50. Niestety na zbiegu brzuch nadal dokuczał, dorwały mnie kolki, które mocno utrudniały pokonanie stromych zbiegów. Samopoczucie siadło, tempo też. Patrząc już po biegu myślę, że przesadziłem z ilością coli. Opiłem się gazowanego, co dla organizmu odwodnionego upałem źle zadziałało. Cola zawsze dobrze mi robiła. Not this time... Dwa ostre podejścia (42 i 45km) poszły nienajgorzej. Stromizna jest tam taka, że ciężko to w ogóle podejść. Nie szarpałem się, powoli, do przodu... Ciągle odbijało mi się z żołądka, ale w miarę możliwości posuwałem się do przodu pilnując regularnego picia. To tam wyprzedził mnie jeden zawodnik startujący po mnie. Minął żwawym tempem i nie próbowałem nawet łapać pleców, dla mnie w tym momencie było to za szybko. Na punkcie w Przegibku uzupełniłem 1,5 litra a już około 50km musiałem zacząć oszczędzać wodę. Był to jednak moment kiedy zrobiło mi się lepiej na żołądku, kolki minęły i ogólne samopoczucie uległo nieco poprawie. Niestety byłem tym wszystkim już osłabiony. W zasadzie już gdzieś od kilku kilometrów zmieniłem tryb z wyścigowego na "na przetrwanie", bo tak też się czułem. Co tu dużo pisać - lekko mi nie było... Mięśniowo jeszcze całkiem OK, ale problemy w brzuchu, odwodnienie i ciepło powodowały, że czułem się raczej słabo. Po 50km poczułem jednak, że drugi punkt się zbliża (59km) i motywacja wzrosła. Na pełnym słońcu paliło niemiłosiernie, ale było na szczęście sporo odcinków w cieniu drzew. Odliczając kolejne kilometry i ostatnie łyki wody dotarłem na Przełęcz Glinka w czasie 6:52. Ponownie uzupełniłem całe 1,5l, podjadłem pomarańczy i ruszyłem w dalszą trasę z całkiem dobrym nastawieniem, bo pomimo wcześniejszych problemów nadal była szansa na 9:xx co było moim celem od początku. Co prawda teraz już tylko na czas pod 10h, ale to i tak nieźle zważając na moje przeboje. Motywowało mnie to, że trzeba się dostać na Trzy Kopce na 70km, bo później miało być już prawie tylko w dół. Do siedemdziesiątki jednak sporo w górę. Wdrapywałem się mozolnie nadal w trybie "byle do mety" nie patrząc na czas. Ochota na jakieś wyścigowe podrygi minęła mi wraz z problemami żołądkowymi. Skupiałem się już tylko na tym, żeby pić i dotrzeć cało do mety. A pić chciało mi się cały czas. Na odcinku do 70km wypiłem już prawie wszystko. Przy okazji udało się wyprzedzić Pawła Dybka, który zrezygnował z rywalizacji i zawodnika, który wcześniej mijał mnie, a teraz walczył ze skórczami. Po skręcie w lewo na Trzech Kopcach ruszyłem całkiem żwawo do schroniska Rysianka. Po pierwsze dlatego, że stamtąd miało być już tylko w dół, a po drugie zamierzałem tam uzupełnić płyny. I jeszcze po trzecie - dogoniłem kolejnego zawodnika. W schronisku udało się poza kolejką zakupić wodę i puszkę Spite'a. Chciałem dostarczyć jakieś cukry, a żołądek na tym etapie już nie za bardzo chciał cokolwiek jeść. Sądziłem, że kwaskowy napój mnie orzeźwi... Pierwszy łyk spowodował totalny skurcz żołądka. Ból. Zagazowało mnie. Zrobiło mi się niedobrze. Potrzebowałem chwili, żeby dojść do siebie. Zrobiłem jeszcze kilka małych łyków i wywaliłem to świństwo. Nie wjechało, to był duży błąd. Ruszyłem powoli dalej w średnim nastroju, bo ten Sprite znowu rozpierdzielił mi żołądek. Znowu kolka. Trasa niby w dół, ale w słońcu. Męczyłem się strasznie. Po chwili pojawił się podbieg (przecież miało być w dół!). Miałem już generalnie dosyć. No to na dokładkę padł mi zegarek. Bateria dała radę tylko około 9h. Trasa do końca była już w miarę prosta, więc nawet bez tracka nie powinno być źle. Kulałem się powoli w kierunku mety i ponownie dogoniłem znajomego zawodnika, który minął mnie na Rysiance, a teraz znowu ja dogoniłem jego. Pomogłem mu wstać, bo zwijał się przez skurcze. Ruszyliśmy dalej razem i uświadomił mnie, że do mety jeszcze nie 3km jak myślałem, ale aż 6. Track w moim Suunto miał 80,5km a w realu było ponoć 83. mina mi zrzedła, bo czułem się już bardzo słabo. Miałem jeszcze jeden żel, dla pokrzepienia cukrem, ale bałem się go zjeść w obawie o kolejne podrażnienie kiszek. Nawet mięśnie już kiepsko dawały radę i na zbiegach sporo traciłem. Kolega miał więcej sił i ponownie zostawił mnie w tyle. Dystans się dłużył, ale odliczałem każdy cholerny kilometr do mety. Gdzieś na 3km przed finiszem w Ujsołach trasa odbiła w prawo i pojawił się fajny zbieg w cieniu, gdzie nogi poszły nieco lepiej. To już chyba bliskość końca tego cierpienia dodawała mi animuszu. Po kilkuset metrach zaniepokoił mnie brak taśm. Pobiegłem jeszcze kolejne 200 i wciąż ich nie było. Zdałem sobie sprawę, że jestem poza trasą. Usiadłem na boku zrezygnowany. Miałem dość. Gdzieś przede mną pojawił się znajomy zawodnik, który jak się okazało również pobiegł tą trasą. Rozglądał się za taśmami - nie było. Pojawił się pomysł wracania do ostatnich oznaczeń (500-700m pod górę), ale zgodnie ustaliliśmy że ostatnia szarfa kazała biec właśnie tutaj, wiec wszystko się zgadza. Próbowaliśmy iść dalej i wypatrzeć taśm. Bez powodzenia. Pobłądziliśmy solidnie. Spoconymi rękami wyciągnąłem telefon i starałem się zlokalizować nas na mapie. GPS działał słabo. Udało się ustalić ścieżkę prowadzącą, tak mi się wydawało, w kierunku trasy. Tu już nie było biegania. Wkur***ni, zrezygnowani szliśmy drogą, która wiodła pod górę. Słońce paliło, a ja miałem ostatni łyk wody. Uratował nas mijany biegacz-kibic, który podzielił się z nami tym co miał. Potwierdził, że źle pobiegliśmy i mamy jeszcze spory kawał, żeby wrócić na trasę. Maszerując umililiśmy sobie chociaż czas rozmową i wróciliśmy w końcu na trasę w okolicy 3km do mety. Tu już ruszyliśmy truchcikiem. Ja niestety byłem już wykończony i nawet lekki bieg powodował duże zmęczenie i ból. Zostałem z tyłu posuwając się z górki powoli, mozolnie do przodu. Miałem serdecznie dość! Na tyle, że wbiegając do miejscowości na płaski asfalt obraziłem się na bieganie i przespacerowałem sobie fragment do mety. Nie było radości. No, może tylko taka, że ta nierówna walka nareszcie się skończyła Jak się okazało lokalsi zrobili sobie żarty i przewiesili taśmy. Gdyby tylko zegarek nie padł mi na 75km i miałbym tracka...
Czas 10:57 dał mi finalnie, po trzech dniach rywalizacji 18 miejsce wliczając wyniki z Mistrzostw Polski. Tragedii nie ma, choć liczyłem na więcej. Czas poniżej 10h dawał TOP10. Popełniłem sporo błędów, upał mnie wykończył, ale dotarłem do mety. Ciekawa przygoda, dobra lekcja. Takie jest ultra.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 09.08.2020
GÓRY
trasa na Baranią Górę 18km
Dzień po biegu byłem jeszcze bardzo poobijany, ale mogłem chodzić spokojnym tempem rozchodziłem nogi po zawodach.
Poniedziałek 10.08.2020
GÓRY
trasa na Czantorię Wielka i Małą 15km
Wtorek 11.08.2020
GÓRY
trasa na Pilsko 14km
Przenosiny do Korbielowa i wycieczek ciąg dalszy.
Środa 12.08.2020
GÓRY
trasa na Babią Górę 14km
Czwartek 13.08.2020
GÓRY
krótka trasa po okolicy 7km
W sumie podczas urlopu Beskidach ponad 85km zrobione biegiem i prawie drugie tyle na pieszych wędrówkach.
Piatek 14.08.2020
EASY
7,3km ~4:22/km
Sobota - Niedziela 15-16.08.2020
nic
W zasadzie to miałem coś pobiegać, ale udzielił mi się urlopowy nastrój i spędzałem czas na relaksie, czytaniu książki i kąpieli w basenie Wypocząłem na pewno solidnie.
GÓRY
trasa na Baranią Górę 18km
Dzień po biegu byłem jeszcze bardzo poobijany, ale mogłem chodzić spokojnym tempem rozchodziłem nogi po zawodach.
Poniedziałek 10.08.2020
GÓRY
trasa na Czantorię Wielka i Małą 15km
Wtorek 11.08.2020
GÓRY
trasa na Pilsko 14km
Przenosiny do Korbielowa i wycieczek ciąg dalszy.
Środa 12.08.2020
GÓRY
trasa na Babią Górę 14km
Czwartek 13.08.2020
GÓRY
krótka trasa po okolicy 7km
W sumie podczas urlopu Beskidach ponad 85km zrobione biegiem i prawie drugie tyle na pieszych wędrówkach.
Piatek 14.08.2020
EASY
7,3km ~4:22/km
Sobota - Niedziela 15-16.08.2020
nic
W zasadzie to miałem coś pobiegać, ale udzielił mi się urlopowy nastrój i spędzałem czas na relaksie, czytaniu książki i kąpieli w basenie Wypocząłem na pewno solidnie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 17.08.2020
EASY
6,15km ~4:48
W zasadzie to miała być rozgrzewka do workoutu ale plany się błyskawicznie pozmieniały i już nic więcej nie robiłem.
Wtorek 18.08.2020
Wytrzymałość
2,4km + 2x100 + Gr7' + 5x1,6km przerwa 90'' + 1km + 5km ~6:45 z narzeczoną RAZEM 16,8km
Po ultra, urlopie, trzeba było w końcu ruszyć z treningami. Co prawda na horyzoncie bieda, bo maraton w Łodzi odwołany, Gdynia pewnie podzieli ten sam los, a człowiek by chciał startować... Zakładam, że coś się wymyśli, choć pewnie będą to raczej starty terenowe, a nie ściganie na czas po asflacie. Póki co trzeba potrenować i wrócić do dobrej dyspozycji po chili urlopowego rozprężenia. Tu miała być na początek kontrolna wytrzymałość na krótkich odcinkach, na krótkiej przerwie biegana w tempie 3:30 a jak Bóg da to ciut szybciej. Zacząłem poprawnie zamykając całość po 3:26-27. Luźno. Trochę może czułem w płucach brak takich prędkości przez ostatnich kilka tygodni, ale nogi miałem wypoczęte jak nigdy. Drugi odcinek kręcę się w okolicy 3:24/km i zastanawiam się co zrobić z tym treningiem. Miało być wolniej, bo myślałem że po przerwie szału nie będzie. A był! Człowiek wyposzczony i organizm spragniony zapierdzielania! Postanowiłem biegać jak nogi niosą, z ewentualnością mocnego rypania w końcówce. Trzecią milę zrobiłem jeszcze szybciej, tempo 3:23/km. I tu już czułem ten trening, bo przerwa 90 sekund wydawała się teraz bardzo krótka. Lecę dalej. Czuję, że jest już grubo, ale nogi pędzą - nie hamuję. Odcinek wyszedł po 3:20. Chwila oddechu i ostatnia mila już ostro. Kilometr mijam w 3:17 i jest grubo, ale udaje się wytrzymać do końca. Ostatnie 300m już czułem jak paliło w udach. Tętno 190. Ale przednia zabawa Na koniec dotruchtanko - piątka z narzeczoną, która przed business runem postanowiła trochę pobiegać
Środa 19.08.2020
EASY
10km ~4:32/km
chciałem więcej ale czas mnie gonił tego dnia
Czwartek 20.08.2020
Maratońskie
2,4km + 2x100 + GR7' + 12km@3:41/km + 5,2km@6:20/km RAZEM 19,9km
Dawno nie było. Nie czułem się szałowo, ale odbębniłem. Dobre, że szło jak z automatu. Mało patrzyłem na zegarek, niektóre kilometry tylko międzyczas na 500, a wchodziło równo po 3:39-41. Na koniec znowu wolniutka dokrętka i wyszło trochę kilometrów. GPS mi niedoliczył na tej dwunastce 300m!!!
Piatek 21.08.2020
EASY
10,5km ~4:44/km
Sobota 22.08.2020
wolne
Niedziela 23.08.2020
EASY
11km ~4:28/km
Tydzień powrotowy po urlopie. Kilometrowo bez tragedii, bo okolo 75km. Weekend miałem wyjazdowy i nie robiłem żadnego długiego biegu.
EASY
6,15km ~4:48
W zasadzie to miała być rozgrzewka do workoutu ale plany się błyskawicznie pozmieniały i już nic więcej nie robiłem.
Wtorek 18.08.2020
Wytrzymałość
2,4km + 2x100 + Gr7' + 5x1,6km przerwa 90'' + 1km + 5km ~6:45 z narzeczoną RAZEM 16,8km
Po ultra, urlopie, trzeba było w końcu ruszyć z treningami. Co prawda na horyzoncie bieda, bo maraton w Łodzi odwołany, Gdynia pewnie podzieli ten sam los, a człowiek by chciał startować... Zakładam, że coś się wymyśli, choć pewnie będą to raczej starty terenowe, a nie ściganie na czas po asflacie. Póki co trzeba potrenować i wrócić do dobrej dyspozycji po chili urlopowego rozprężenia. Tu miała być na początek kontrolna wytrzymałość na krótkich odcinkach, na krótkiej przerwie biegana w tempie 3:30 a jak Bóg da to ciut szybciej. Zacząłem poprawnie zamykając całość po 3:26-27. Luźno. Trochę może czułem w płucach brak takich prędkości przez ostatnich kilka tygodni, ale nogi miałem wypoczęte jak nigdy. Drugi odcinek kręcę się w okolicy 3:24/km i zastanawiam się co zrobić z tym treningiem. Miało być wolniej, bo myślałem że po przerwie szału nie będzie. A był! Człowiek wyposzczony i organizm spragniony zapierdzielania! Postanowiłem biegać jak nogi niosą, z ewentualnością mocnego rypania w końcówce. Trzecią milę zrobiłem jeszcze szybciej, tempo 3:23/km. I tu już czułem ten trening, bo przerwa 90 sekund wydawała się teraz bardzo krótka. Lecę dalej. Czuję, że jest już grubo, ale nogi pędzą - nie hamuję. Odcinek wyszedł po 3:20. Chwila oddechu i ostatnia mila już ostro. Kilometr mijam w 3:17 i jest grubo, ale udaje się wytrzymać do końca. Ostatnie 300m już czułem jak paliło w udach. Tętno 190. Ale przednia zabawa Na koniec dotruchtanko - piątka z narzeczoną, która przed business runem postanowiła trochę pobiegać
Środa 19.08.2020
EASY
10km ~4:32/km
chciałem więcej ale czas mnie gonił tego dnia
Czwartek 20.08.2020
Maratońskie
2,4km + 2x100 + GR7' + 12km@3:41/km + 5,2km@6:20/km RAZEM 19,9km
Dawno nie było. Nie czułem się szałowo, ale odbębniłem. Dobre, że szło jak z automatu. Mało patrzyłem na zegarek, niektóre kilometry tylko międzyczas na 500, a wchodziło równo po 3:39-41. Na koniec znowu wolniutka dokrętka i wyszło trochę kilometrów. GPS mi niedoliczył na tej dwunastce 300m!!!
Piatek 21.08.2020
EASY
10,5km ~4:44/km
Sobota 22.08.2020
wolne
Niedziela 23.08.2020
EASY
11km ~4:28/km
Tydzień powrotowy po urlopie. Kilometrowo bez tragedii, bo okolo 75km. Weekend miałem wyjazdowy i nie robiłem żadnego długiego biegu.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 24.08.2020
nic
Wtorek 25.08.2020
nic
To były jeszcze dni wyjazdowe, byłem po weselu, ale tereny do biegania miałem piękne i chciało się zrobić treningi. Niestety coś mi weszło w szyję Obudziłem się w poniedziałek z przeszywającym bólem promieniującym od szyi w stronę pleców. Ciężko było wstać z łóżka. Ruchy ograniczone przez ból, ledwo co mogłem przekręcać głowę w prawą stronę. Po serii ćwiczeń kręcenia głową w różne strony było trochę lepiej, ale cały dzień czułem ból przy ostrzejszych ruchach i byłem sztywny. Wyglądało tak jakbym źle spał i sobie wszystko na maksa ponapinał, ale nie wem jaka jest rzeczywista przyczyna. Co ciekawe 2 tygodnie wcześniej miałem to samo jakoś 2 dni po Chudym. Wtedy bolało nawet mocniej i obudziłem się w nocy. Piesze wędrówki po górach dałem radę robić. Tym razem biegać się nie dało. Przy jakimkolwiek skocznym ruchu - ból. We wtorek od rana to samo. cała szyja bardzo spięta, aż trudno było to nawet rozmasować - taki ból. Długa podróż powrotna za kółkiem do Poznania nie należała do najprzyjemniejszych Dzisiaj po nocy we własnym łóżku jest już dużo lepiej i pewnie przejdzie. Planuję coś dzisiaj pobiegać, ale czy uda się zrobić akcent - to się okaże...
Ogólnie po urlopie trochę reżim treningowy podupadł, najpierw urlop, teraz problemy z szyją. Niby biegam, ale jakoś to się rozprężyło wszystko. Duża w tym zasługa odwołanego maratonu. Spodziewałem się tego, ale znikł z oczu cel jesieni, a wiadomo, że bez palącego celu motywacja spada. Na dniach chcę ustalić sobie jakiś rozkład jazdy na jesień. Jestem wciąż zapisany na Gdynię, ale tam też nie spodziewam się cudów. Bieganie samemu w 20-osobowej fali na kółku 200m mnie nie interesuje. Albo na PB albo wcale. Tylko, że nie wiadomo kiedy ogłoszą decyzję...
Coś interesującego postaram się znaleźć, żeby było pod co wykorzystać formę jaka jest. Zapewne jakieś crossowe bieganie na dystansie połówka - maraton.
nic
Wtorek 25.08.2020
nic
To były jeszcze dni wyjazdowe, byłem po weselu, ale tereny do biegania miałem piękne i chciało się zrobić treningi. Niestety coś mi weszło w szyję Obudziłem się w poniedziałek z przeszywającym bólem promieniującym od szyi w stronę pleców. Ciężko było wstać z łóżka. Ruchy ograniczone przez ból, ledwo co mogłem przekręcać głowę w prawą stronę. Po serii ćwiczeń kręcenia głową w różne strony było trochę lepiej, ale cały dzień czułem ból przy ostrzejszych ruchach i byłem sztywny. Wyglądało tak jakbym źle spał i sobie wszystko na maksa ponapinał, ale nie wem jaka jest rzeczywista przyczyna. Co ciekawe 2 tygodnie wcześniej miałem to samo jakoś 2 dni po Chudym. Wtedy bolało nawet mocniej i obudziłem się w nocy. Piesze wędrówki po górach dałem radę robić. Tym razem biegać się nie dało. Przy jakimkolwiek skocznym ruchu - ból. We wtorek od rana to samo. cała szyja bardzo spięta, aż trudno było to nawet rozmasować - taki ból. Długa podróż powrotna za kółkiem do Poznania nie należała do najprzyjemniejszych Dzisiaj po nocy we własnym łóżku jest już dużo lepiej i pewnie przejdzie. Planuję coś dzisiaj pobiegać, ale czy uda się zrobić akcent - to się okaże...
Ogólnie po urlopie trochę reżim treningowy podupadł, najpierw urlop, teraz problemy z szyją. Niby biegam, ale jakoś to się rozprężyło wszystko. Duża w tym zasługa odwołanego maratonu. Spodziewałem się tego, ale znikł z oczu cel jesieni, a wiadomo, że bez palącego celu motywacja spada. Na dniach chcę ustalić sobie jakiś rozkład jazdy na jesień. Jestem wciąż zapisany na Gdynię, ale tam też nie spodziewam się cudów. Bieganie samemu w 20-osobowej fali na kółku 200m mnie nie interesuje. Albo na PB albo wcale. Tylko, że nie wiadomo kiedy ogłoszą decyzję...
Coś interesującego postaram się znaleźć, żeby było pod co wykorzystać formę jaka jest. Zapewne jakieś crossowe bieganie na dystansie połówka - maraton.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 26.08.2020
EASY
8,1km ~4:36/km
rozpoznawczo, bo szyja puściła i da się biegać. Pogoda była paskudna, trafiłem co prawda w okienko bez deszczu, ale więcej nawet nie chciało się biegać
Czwartek 27.08.2020
MOCNO
2,5km +2x100 + GR7' + 10km 35:30 (ostatni 3:19) + 1,9km RAZEM 14,6km
Początek tygodnia mi uciekł przez małe problemy z szyją/plecami. W weekend planuję longa, więc jasne było, że z akcentów pasuje mi zrobić tylko jeden. I co tu wybrać? Szybkie odcinki czy spokojniejszy ciągły? Nie mogłem się zdecydować, więc wybrałem wersję MIX - szybki ciągły! Taki trening rozbudził moją wyobraźnię i fajnie zmotywował. Planowałem dyszkę po 3:35-36. Trochę szybciej niż tempo maratońskie, żeby się odpowiednio zmęczyć i jeszcze przyspieszyć samą końcówkę. Wypoczęte nogi zaczęły po 3:30 i musiałem sporo się natrudzić żeby zwolnić do odpowiedniego tempa Od 3-go kilometra wchodziło to już jak należy. Po 8 km już trochę czułem ten trening, ale jeszcze było na tyle pod kontrolą, że 12 bym też zrobił. Miałem wystarczająco sił, żeby wyraźnie przydusić w końcówce. Ostatnie 500m już sapałem, ścisk w brzuchu, ale udało się ładnie zakończyć kilometrem poniżej 3:20. Mocna treningowa dycha pokazująca, że jestem w formie.
GPS niedoliczył na dyszce aż 600m!!! na mapie widać jak ścinał okrążenie jakbym biegał po wodzie
Szkoda nie wykorzystać takiej dyspozycji, więc już szykuję starty na jesień.
Prawdopodobnie:
12.09.2020 Forest Run 12km
19.09.2020 Zielonka Challenge 25km
26.09.2020 Maraton Slężański 42km
Wszystko to biegi terenowe. Mam też pomysły na pobieganie też po asfalcie w październiku. Póki co jestem niby zapisany na Gdynie. Nawet nie wiem jak tam sytuacja wygląda, ale jak mają czarować tak jak w Warszawie to spasuję. Zakończę ten kulawy sezon najprawdopodobniej 24.10 na pierwszym biegu z cyklu na Dziewiczej Górze.
EASY
8,1km ~4:36/km
rozpoznawczo, bo szyja puściła i da się biegać. Pogoda była paskudna, trafiłem co prawda w okienko bez deszczu, ale więcej nawet nie chciało się biegać
Czwartek 27.08.2020
MOCNO
2,5km +2x100 + GR7' + 10km 35:30 (ostatni 3:19) + 1,9km RAZEM 14,6km
Początek tygodnia mi uciekł przez małe problemy z szyją/plecami. W weekend planuję longa, więc jasne było, że z akcentów pasuje mi zrobić tylko jeden. I co tu wybrać? Szybkie odcinki czy spokojniejszy ciągły? Nie mogłem się zdecydować, więc wybrałem wersję MIX - szybki ciągły! Taki trening rozbudził moją wyobraźnię i fajnie zmotywował. Planowałem dyszkę po 3:35-36. Trochę szybciej niż tempo maratońskie, żeby się odpowiednio zmęczyć i jeszcze przyspieszyć samą końcówkę. Wypoczęte nogi zaczęły po 3:30 i musiałem sporo się natrudzić żeby zwolnić do odpowiedniego tempa Od 3-go kilometra wchodziło to już jak należy. Po 8 km już trochę czułem ten trening, ale jeszcze było na tyle pod kontrolą, że 12 bym też zrobił. Miałem wystarczająco sił, żeby wyraźnie przydusić w końcówce. Ostatnie 500m już sapałem, ścisk w brzuchu, ale udało się ładnie zakończyć kilometrem poniżej 3:20. Mocna treningowa dycha pokazująca, że jestem w formie.
GPS niedoliczył na dyszce aż 600m!!! na mapie widać jak ścinał okrążenie jakbym biegał po wodzie
Szkoda nie wykorzystać takiej dyspozycji, więc już szykuję starty na jesień.
Prawdopodobnie:
12.09.2020 Forest Run 12km
19.09.2020 Zielonka Challenge 25km
26.09.2020 Maraton Slężański 42km
Wszystko to biegi terenowe. Mam też pomysły na pobieganie też po asfalcie w październiku. Póki co jestem niby zapisany na Gdynie. Nawet nie wiem jak tam sytuacja wygląda, ale jak mają czarować tak jak w Warszawie to spasuję. Zakończę ten kulawy sezon najprawdopodobniej 24.10 na pierwszym biegu z cyklu na Dziewiczej Górze.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 28.08.2020
EASY
12,1km ~4:5 + 5km ~6:40/km
Sobota 29.08.2020
ROWER
24km rekreacyjnie
Niedziela 30.08.2020
LONG
32km ~4:40/km
Oj ciężko było tym razem. Najpierw przed samym wyjściem zauważyłem że mam 0% baterii na zegarku. Wieczorem był full... Kiedyś już mi się tak zdarzyło, daawno, nie wiem co jest powodem. Więc ładuję i czekam... Sam bieg bez rewelacji. Czułem zmęczone nogi. Nie wiem po czym. Po tym rowerku w sobotę? Przecież nie po czwartku... ? Tempo nawet szło, ale ewidentnie brakło pary w nogach. Końcówkę nawet udało się rozpędzić i momentami wszedłem w tempo nawet 4:20. Było ciepło, sporo wypiłem. Testowałem też żele SIS. Słony karmel i czarna porzeczka - nie moje smaki. Niby nie słodkie, dość rzadkie, ale smak mi daje chemią. W składzie istotnie trochę syfu, jakieś gumy i rzeczywiście mi dawały jakąś gumą te żele Nie przekonały mnie w pierwszym wrażeniu. Zmęczenie spore po tym treningu. To nie był spacerek. Niby zrobione bez problemów, ale dało w kość.
Poniedziałek 31.08.2020
EASY
8,4km ~4:45 + 5km ~6:20
EASY
12,1km ~4:5 + 5km ~6:40/km
Sobota 29.08.2020
ROWER
24km rekreacyjnie
Niedziela 30.08.2020
LONG
32km ~4:40/km
Oj ciężko było tym razem. Najpierw przed samym wyjściem zauważyłem że mam 0% baterii na zegarku. Wieczorem był full... Kiedyś już mi się tak zdarzyło, daawno, nie wiem co jest powodem. Więc ładuję i czekam... Sam bieg bez rewelacji. Czułem zmęczone nogi. Nie wiem po czym. Po tym rowerku w sobotę? Przecież nie po czwartku... ? Tempo nawet szło, ale ewidentnie brakło pary w nogach. Końcówkę nawet udało się rozpędzić i momentami wszedłem w tempo nawet 4:20. Było ciepło, sporo wypiłem. Testowałem też żele SIS. Słony karmel i czarna porzeczka - nie moje smaki. Niby nie słodkie, dość rzadkie, ale smak mi daje chemią. W składzie istotnie trochę syfu, jakieś gumy i rzeczywiście mi dawały jakąś gumą te żele Nie przekonały mnie w pierwszym wrażeniu. Zmęczenie spore po tym treningu. To nie był spacerek. Niby zrobione bez problemów, ale dało w kość.
Poniedziałek 31.08.2020
EASY
8,4km ~4:45 + 5km ~6:20
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 01.09.2020
Szybkość
2,5km + 2x100 + GR7' + 6x800m przerwa 2' + 2,2km RAZEM 11,2km
We wstępnych planach miałem bieganie 12km na Forest Run, stąd planowałem jakieś szybsze jednostki. Niestety z tego startu nic nie wyjdzie, limit zaledwie 125 osób i spóźniłem się z zapisami Ochota na coś szybszego nadal była, ba, nadal jest - stąd osiemsetki. Po ostatnich wichurach na mojej mierzonej pętli przewróciło się drzewo. Gdzieś tak za 400m, więc odcinki biegałem zaczynając z 500tki. Pierwsze 500m znałem dokładnie, bo wychodziło mi na moim 'kilometrze', później nadmiarowe 40m pętli i na koniec zostawało mi 260m, co, rzecz jasna trudno wymierzyć w terenie dokładnie. Nie miało to dla mnie jednak aż takiego znaczenia czy biegałem 780 czy 820m. Zacząłem "spokojnie" po 3:20. Główny wyznacznik tempa to był check na dokładnej 500tce, bo później starałem się po prostu trzymać tempo. Pierwszy odcinek zacząłem idealnie w 1:40. Drugi w 1:38 i nadal to było spokojnie, bez szału. Tak jakby dopiero się dogrzałem. Pogoda była wymarzona dla mnie do biegania. Dość chłodno, około 15 stopni, po deszczu wilgotno i brak wiatru. Kiedy na trzecim odcinku mijałem 500 w 1:36 to wiedziałem do czego to zmierza... Czwarty konsekwentnie zacząłem w 1:34 i to już było solidnie. Piąty planowo 1:32 i końcówka już była ciężka, sapiąca. Zresztą chwilowe tempo zegarek pokazywał mi nawet 2:58 Ale jemu nie mogłem ufać, bo na każdej pętli mi strasznie niedomierzał. Osiemsetki liczył po 700-740m. Przerwa 2 minuty po tym piątym odcinku minęła błyskawicznie. Ruszyłem ambitnie na ostatni. Już po 400m nogi zaczęły sztywnieć. Ciężko. 500m w 1:30 i już do końca rzeźbienie. Nogi zabetonowało, oddech typu lokomotywa, ale powalczyłem do końca zamykając odcinek w 2:24. Jest szybkość, jest moc!
Czy ktoś wie czy w WLKP lub Dolnośląskim odbędzie w październiku jakaś dycha na asfalcie?
Środa 02.09.2020
wolne
Czwartek 03.09.2020
Maratońskie
2,1km + 2x100 + GR7' + 14km @3:40/km + 0,5km + 4,9km @6:20 RAZEM 21,7km
Drzewo na pętli nadal leży, więc wybrałem moją zimową asfaltową trasę po chodnikach i ścieżce rowerowo pieszej. O dziwo biegło mi się średnio. Spotkałem tam czynnik dawno nie obecny w moich tempowych treningach - wiatr. Lekki, ale jednak. Do tego trochę przeszkadzajek w postaci pieszych, rowerzystów, przejśc dla pieszych, skrętów oraz zakrętów i utrzymanie tempa wymagało trochę sił. Najlepiej biegło mi się na końcu, gdzie ostatnie 5 robiłem na jednej prostej. Co prawda z kilkoma nawrotkami, ale tam już było fajnie i odejmując te nawroty realne tempo ostatniej trójki to już bardziej po 3:38. Na koniec dotruchtane z narzeczoną
Piątek 04.09.2020
EASY
8,4km @4:40/km
Szybkość
2,5km + 2x100 + GR7' + 6x800m przerwa 2' + 2,2km RAZEM 11,2km
We wstępnych planach miałem bieganie 12km na Forest Run, stąd planowałem jakieś szybsze jednostki. Niestety z tego startu nic nie wyjdzie, limit zaledwie 125 osób i spóźniłem się z zapisami Ochota na coś szybszego nadal była, ba, nadal jest - stąd osiemsetki. Po ostatnich wichurach na mojej mierzonej pętli przewróciło się drzewo. Gdzieś tak za 400m, więc odcinki biegałem zaczynając z 500tki. Pierwsze 500m znałem dokładnie, bo wychodziło mi na moim 'kilometrze', później nadmiarowe 40m pętli i na koniec zostawało mi 260m, co, rzecz jasna trudno wymierzyć w terenie dokładnie. Nie miało to dla mnie jednak aż takiego znaczenia czy biegałem 780 czy 820m. Zacząłem "spokojnie" po 3:20. Główny wyznacznik tempa to był check na dokładnej 500tce, bo później starałem się po prostu trzymać tempo. Pierwszy odcinek zacząłem idealnie w 1:40. Drugi w 1:38 i nadal to było spokojnie, bez szału. Tak jakby dopiero się dogrzałem. Pogoda była wymarzona dla mnie do biegania. Dość chłodno, około 15 stopni, po deszczu wilgotno i brak wiatru. Kiedy na trzecim odcinku mijałem 500 w 1:36 to wiedziałem do czego to zmierza... Czwarty konsekwentnie zacząłem w 1:34 i to już było solidnie. Piąty planowo 1:32 i końcówka już była ciężka, sapiąca. Zresztą chwilowe tempo zegarek pokazywał mi nawet 2:58 Ale jemu nie mogłem ufać, bo na każdej pętli mi strasznie niedomierzał. Osiemsetki liczył po 700-740m. Przerwa 2 minuty po tym piątym odcinku minęła błyskawicznie. Ruszyłem ambitnie na ostatni. Już po 400m nogi zaczęły sztywnieć. Ciężko. 500m w 1:30 i już do końca rzeźbienie. Nogi zabetonowało, oddech typu lokomotywa, ale powalczyłem do końca zamykając odcinek w 2:24. Jest szybkość, jest moc!
Czy ktoś wie czy w WLKP lub Dolnośląskim odbędzie w październiku jakaś dycha na asfalcie?
Środa 02.09.2020
wolne
Czwartek 03.09.2020
Maratońskie
2,1km + 2x100 + GR7' + 14km @3:40/km + 0,5km + 4,9km @6:20 RAZEM 21,7km
Drzewo na pętli nadal leży, więc wybrałem moją zimową asfaltową trasę po chodnikach i ścieżce rowerowo pieszej. O dziwo biegło mi się średnio. Spotkałem tam czynnik dawno nie obecny w moich tempowych treningach - wiatr. Lekki, ale jednak. Do tego trochę przeszkadzajek w postaci pieszych, rowerzystów, przejśc dla pieszych, skrętów oraz zakrętów i utrzymanie tempa wymagało trochę sił. Najlepiej biegło mi się na końcu, gdzie ostatnie 5 robiłem na jednej prostej. Co prawda z kilkoma nawrotkami, ale tam już było fajnie i odejmując te nawroty realne tempo ostatniej trójki to już bardziej po 3:38. Na koniec dotruchtane z narzeczoną
Piątek 04.09.2020
EASY
8,4km @4:40/km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 05.09.2020
EASY
11km ~4:53
Niedziela 06.09.2020
Business Run
4km ~6:30 + 0,8km + 2x100 + GR7' + 4,02km 13:16 + 3km
Najpierw, jako rozgrzewka, Business Run nr 1 z narzeczoną, wybiegany jak dla mnie spacerowo po 6:30. Po tym już wyszedłem sam, krótki dobieg, dwie przebieżki, chwila rozciągania, ćwiczeń i jedziemy. Plan był pobiec mocno, najlepiej poniżej 3:20/km. Taki mały test na 4km, ale bez spiny. Zresztą nie wybrałem sobie jakiejś idealnej trasy na ten bieg, nie była wymierzona, wszystko na GPS. Pierwszy kilometr płasko, po fajniutkim asfalcie poszedł pod kontrolą w 3:19. Drugi już znacznie trudniejszy, bo najpierw musiałem obiec rondo, na szczęście bezkolizyjnie a potem zrobić 300m podbiegu. Na tym odcinku kiedyś regularnie robiłem podbiegi, więc jakieś wzniesienie tam jest Noga szła nadal mocno i choć trochę pod górę się zasapałem to tempo było trzymane. Lekko w dół i 6:41-42 mijałem dwójkę, więc jak na najgorszy odcinek to dobrze. Wbiegłem na wartostradę czyli znowu przyjemny i równy asfalt. Trzeci kilometr już zmęczenie dawało o sobie znać. Wiedziałem, że to dobiegnę tylko trzeba będzie pocierpieć. Temperatura była akurat tylko cały dystans mi trochę wiało. Mając nadzieję, że złapię podmuchy w plecy zaraz za trójką zrobiłem nawrotkę. 3 km były w 10:01. Niestety ciągle czułem wiatr, dymało chyba ze wszystkich kierunków I tu już było rzeźbienie. Głośny oddech, ale nogi szły całkiem ładnie. Czekałem końca, ale tempo chwilowe zrobiło się 3:10, mimowolnie szedłem mocniej, bo były siły. Do końca to utrzymałem mijając 4km wg GPS w 13:12 czyli czwarty kilometr 3:11. Średnio po 3:18. Oficjalnie trening zmierzony 4,02km w 13:16 co mam w wynikach BR. Zmęczenie bardzo duże, ale zadowolenie też, że wycisnąłem tyle na tej nienajprostszej trasie. W rywalizacji na zawodach myślę, że piatkę bym tak próbował zamknąć.
Tydzień niecałe 80km i bardzo mocne 3 akcenty na podbijanie formy. Jeszcze tydzień mocnego biegania i już będę odpuszczał, bo planuję tydzień po tygodniu 2 starty:
19.09 Zielonka Challenge 24km
26.09 Górski Maraton Ślężański 42km
EASY
11km ~4:53
Niedziela 06.09.2020
Business Run
4km ~6:30 + 0,8km + 2x100 + GR7' + 4,02km 13:16 + 3km
Najpierw, jako rozgrzewka, Business Run nr 1 z narzeczoną, wybiegany jak dla mnie spacerowo po 6:30. Po tym już wyszedłem sam, krótki dobieg, dwie przebieżki, chwila rozciągania, ćwiczeń i jedziemy. Plan był pobiec mocno, najlepiej poniżej 3:20/km. Taki mały test na 4km, ale bez spiny. Zresztą nie wybrałem sobie jakiejś idealnej trasy na ten bieg, nie była wymierzona, wszystko na GPS. Pierwszy kilometr płasko, po fajniutkim asfalcie poszedł pod kontrolą w 3:19. Drugi już znacznie trudniejszy, bo najpierw musiałem obiec rondo, na szczęście bezkolizyjnie a potem zrobić 300m podbiegu. Na tym odcinku kiedyś regularnie robiłem podbiegi, więc jakieś wzniesienie tam jest Noga szła nadal mocno i choć trochę pod górę się zasapałem to tempo było trzymane. Lekko w dół i 6:41-42 mijałem dwójkę, więc jak na najgorszy odcinek to dobrze. Wbiegłem na wartostradę czyli znowu przyjemny i równy asfalt. Trzeci kilometr już zmęczenie dawało o sobie znać. Wiedziałem, że to dobiegnę tylko trzeba będzie pocierpieć. Temperatura była akurat tylko cały dystans mi trochę wiało. Mając nadzieję, że złapię podmuchy w plecy zaraz za trójką zrobiłem nawrotkę. 3 km były w 10:01. Niestety ciągle czułem wiatr, dymało chyba ze wszystkich kierunków I tu już było rzeźbienie. Głośny oddech, ale nogi szły całkiem ładnie. Czekałem końca, ale tempo chwilowe zrobiło się 3:10, mimowolnie szedłem mocniej, bo były siły. Do końca to utrzymałem mijając 4km wg GPS w 13:12 czyli czwarty kilometr 3:11. Średnio po 3:18. Oficjalnie trening zmierzony 4,02km w 13:16 co mam w wynikach BR. Zmęczenie bardzo duże, ale zadowolenie też, że wycisnąłem tyle na tej nienajprostszej trasie. W rywalizacji na zawodach myślę, że piatkę bym tak próbował zamknąć.
Tydzień niecałe 80km i bardzo mocne 3 akcenty na podbijanie formy. Jeszcze tydzień mocnego biegania i już będę odpuszczał, bo planuję tydzień po tygodniu 2 starty:
19.09 Zielonka Challenge 24km
26.09 Górski Maraton Ślężański 42km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 07.09.2020
EASY
9km ~4:42/km
Krótkie bieganko bez historii.
Na horyzoncie pojawił się ciakawy start - będę się starał, żeby to pobiegać. Luboń TRACK - 5000m na stadionie 04.10. Blisko mam, bo 2,5km do tego stadionu, można pieszo podejść Liczę, że zjawi się poznańska paka na mocne bieganie Co prawda to 8 dni po górskim maratonie, ale powinienem już dojść do siebie. Niestety druga informacja, gorsza, że Grand Prix Dziewiczej Góry (Bieg 1) będzie dopiero 14.11. To pierwszy bieg kolejnego cyklu i jednocześnie ostatni poprzedniego, bo w marcu covid odwołał zawody finałowe. Zawsze pierwszy bieg był pod koniec października, wszyscy jeszcze w formie. A tak... Raczej do połowy listopada formy sztucznie nie będę trzymał, bo to mi rozwali przygotowania do wiosny. Zresztą też ostatni bieg cyklu, w kwietniu, pokrywa się już z maratonem, bo mam zamiar walić przekładany bieg w Łodzi, gdzie jestem już opłacony. No trudno, pewnie pobiegam co będę mógł, a forma jaka będzie zobaczymy
19.09 Zielonka Challenge 24km
26.09 Górski Maraton Ślężański 42km
04.10 Luboń TRACK 5000m
EASY
9km ~4:42/km
Krótkie bieganko bez historii.
Na horyzoncie pojawił się ciakawy start - będę się starał, żeby to pobiegać. Luboń TRACK - 5000m na stadionie 04.10. Blisko mam, bo 2,5km do tego stadionu, można pieszo podejść Liczę, że zjawi się poznańska paka na mocne bieganie Co prawda to 8 dni po górskim maratonie, ale powinienem już dojść do siebie. Niestety druga informacja, gorsza, że Grand Prix Dziewiczej Góry (Bieg 1) będzie dopiero 14.11. To pierwszy bieg kolejnego cyklu i jednocześnie ostatni poprzedniego, bo w marcu covid odwołał zawody finałowe. Zawsze pierwszy bieg był pod koniec października, wszyscy jeszcze w formie. A tak... Raczej do połowy listopada formy sztucznie nie będę trzymał, bo to mi rozwali przygotowania do wiosny. Zresztą też ostatni bieg cyklu, w kwietniu, pokrywa się już z maratonem, bo mam zamiar walić przekładany bieg w Łodzi, gdzie jestem już opłacony. No trudno, pewnie pobiegam co będę mógł, a forma jaka będzie zobaczymy
19.09 Zielonka Challenge 24km
26.09 Górski Maraton Ślężański 42km
04.10 Luboń TRACK 5000m