Bieganie w reklamach
- TomekN
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 16 kwie 2003, 11:39
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Spróbuję streścić ten reportaż. Opowiadał on o (ponoć) niesamowicie zdolnym człowieku z Jeleniej Góry, który został zasponsorowany przez Polaka mieszkającego w USA. Dzięki pomocy mógł opuścić schronisko dla bezdomnych i rozpocząć regularne treningi. Nie wykorzystał jednak szansy, gdyż sporo otrzymanych i wygranych pieniędzy przeznaczył na alkohol. Teraz znowu rozpoczął treningi i przygotowuje się do Mistrzostw Europy w biegu 24-godzinnym...
Może kiedyś usłyszymy o sukcesach Polaka o nazwisku Kawecki?
Może kiedyś usłyszymy o sukcesach Polaka o nazwisku Kawecki?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Też wysłuchałem tą audycję. Jeżeli mnie pamięć nie myli to ktoś jakiś czas temu wspominał tą postać na Forum.
Strasznie pokręcony ten facet.
Strasznie pokręcony ten facet.
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2163
- Rejestracja: 21 wrz 2002, 21:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bawaria/Gdansk
Problemem Kaweckiego nie jest bezdomnosc lecz alkoholizm. Ponizszy tekst skopiowalem kilka miesiecy temu bodajze z Onetu. Duzo tam nieprawdziwych informacji, a sukcesy Artura sa mocno przesadzone, warto to jednak przaczytac:
"Gdyby nie wódka, 32-letni Artur Kawecki z Jeleniej Góry już dawno byłby w czołówce krajowych biegaczy. W wielkim ciągu alkoholowym jest z przerwami od 6 lat. Przez te wszystkie lata nikt i nic nie było w stanie wyrwać go na stałe z nałogu. Stracił wszystko. Tegoroczną zimę spędził w schronisku dla bezdomnych imienia Brata Alberta.
- Gdybym pił kilka dni dłużej, nie przetrzymałbym mrozów - mówi. Pił ostro, nocował w rowach, lasach, dworcach autobusowych. Widać po nim przebytą poniewierkę. Stracił przednie zęby, chodzi w starych dresach i adidasach. Dopiero w schronisku odżył. - Dostałem miejsce w pokoju czteroosobowym. Wreszcie mogłem się wykąpać i wyspać w ciepłym.
Artur ma dwóch przeciwników: ciało i wódkę. Z ciałem daje sobie radę treningami. Z wódką było do tej pory gorzej. Ale Artur wierzy, że i ją pokona.
Chłopak szybko porozumiał się z kierownictwem schroniska. Kierownik Andrzej Chudzikiewicz i zastępca Andrzej Bednarski są sportowcami, w przeszłości biegali. Kierownik Chudzikiewicz jest też przewodniczącym jeleniogórskiego Klubu Morsów. To pod jego kierownictwem "morsy" co roku zimą na oczach telewidzów kąpią się w lodowatym strumieniu w Podgórzynie. Artur też kąpie się w przeręblu i sobie to chwali.
- To doskonały sposób na utrzymanie formy i zahartowanie organizmu - podkreśla. - Dobra jest też sauna. Chodzę dwa razy w tygodniu.
Od pierwszych dni pobytu w schronisku Artur rozpoczął treningi i przygotowania do wiosennych biegów. Rano i po południu bieg na dystansie około 50 kilometrów. Późnym popołudniem szedł na spotkanie grupy Anonimowych Alkoholików.
W schronisku młody sportowiec traktowany był prawie jak gwiazda. I nawet mu trochę zazdroszczono.
- Trening wymaga wysiłku - mówi kierownik Bednarski. - Dlatego staramy się, by zawsze był dla niego chociaż jogurt.
Wyrzucić z siebie wódkę
- Artur nie biega, on płynie w powietrzu - z dumą i podziwem opisuje Kaweckiego Andrzej Stańkowski, biegacz i wieloletni trener Artura. Zna go i trenuje z przerwami od ponad 12 lat. To on pierwszy dostrzegł w kilkunastoletnim chłopcu niebywałe zdolności. Za jego namową Kawecki zaczął biegać w wojskowym klubie sportowym w Jeleniej Górze.
- Natura obdarzyła go niespotykanymi zdolnościami - mówi trener Stańkowski. - Jego serce bije tylko 38 razy na minutę, czyli dwa razy wolniej niż u normalnego człowieka, dlatego może on tak pięknie biegać. W ogóle się nie męczy. Takie warunki fizyczne mają jedynie najwięksi biegacze świata. Nasz Kusociński też miał obniżone tętno.
Gdyby nie wódka, Artur już dawno byłby w czołówce krajowych biegaczy. W 1992 roku jako zupełny amator został powołany do kadry narodowej maratończyków. Miał pojechać na olimpiadę do Barcelony. Nawet nie zdążył przymierzyć dresu w barwach reprezentacji.
- Wyleciał z kadry, gdy przyłapano go na piciu - opowiada Stańkowski.
- Proszę sobie wyobrazić, po porządnym i męczącym treningu wszyscy odpoczywali, a Artur zupełnie świeży wymykał się ze zgrupowania na piwo!
Od tego czasu biega sam, nie należy do żadnego klubu. Trenuje między jednym a drugim ciągiem alkoholowym. Co ciekawe, nawet po długich miesiącach picia wystarczą mu dwa-trzy miesiące treningu, by dojść do mistrzowskiej formy.
Tak było np. w 2001 roku, kiedy po trzech miesiącach trenowania i leczeniu odwykowym wziął udział w Kaliszu w Mistrzostwach Polski w Supermaratonie na dystansie 100 kilometrów. Przybiegł na metę trzeci.
- Na trasie wzbudził sensację - z błyskiem w oczach opowiada tamte chwile trener Stańkowski. - Ludzie pytali, kto to jest. Trenerzy z innych ekip podjeżdżali do niego samochodem, by się mu przyjrzeć. Biegł w starych adidasach i koszulce, a jednak był w czołówce. Bieg wygrał wówczas Piotr Senkowski.
O tym biegu Artur Kawecki mówi, że za pieniądze tuż przed metą oddał swoje drugie miejsce. Ostatecznie wbiegł na metę jako trzeci.
- Trudno powiedzieć, czy to prawda - komentuje trener. - Choć po Arturze nie było widać zmęczenia. Na mecie był świeżutki.
Po tym biegu Kawecki wrócił do kadry supermaratończyków. Bez treningu na międzynarodowych zawodach na 75 kilometrów zajął piąte miejsce. W czerwcu ubiegłego roku miał reprezentować Polskę w Belgii w biegu o Puchar Świata, później miał startować na mistrzostwach Europy w Holandii. Nigdzie nie pojechał. Trenerzy bezskutecznie szukali go po całej Polsce. Wytrzeźwiał w grudniu w schronisku dla bezdomnych.
Samotność długodystansowca
Artur codziennie pokonuje ponad 50 kilometrów. Biega sam. Dystans maratonu pokonuje w czasie 2.27.06. Na zawodach wzbudza sensację i zdziwienie. Niektórym trudno jest się pogodzić, że przegrali z alkoholikiem. Wstaje o 6 rano. Zaczyna trening w Jagniątkowie, górskim przedmieściu Jeleniej Góry, oddalonym od centrum o kilkanaście kilometrów. Po południu podobna trasa. Zawsze ćwiczy według planu, który ułożył mu trener Stańkowski. Czasami przychodzi też do niego do domu. Siada na kanapie i słucha trenera.
- Muszę schudnąć jeszcze sześć kilo - niecierpliwi się sportowiec. - Szczuplejszym lepiej się biega.
Jest postury Adama Małysza. 172 centymetry wzrostu, 56 kilogramów wagi. Po wódce, z nerwów zaczyna obgryzać paznokcie i nie ma już prawie czucia w palcach. Marzną mu dłonie przy najmniejszym nawet mrozie. Zapowiada, że tym razem uda mu się wyjść z nałogu. W wielkim pijackim ciągu jest od sześciu lat.
- Z biegów można dzisiaj spokojnie żyć. W maratonach czy innych biegach można wyciągnąć rocznie nawet 80 tysięcy złotych - planuje.
Kawecki myśli o rewanżu w Kaliszu w Supermaratonie na 100 kilometrów.
- Wtedy nie było szans na dojście Senkowskiego - podsumowuje. - Teraz powinno się udać.
W marcu był siódmy w półmaratonie warszawskim. Chce też wziąć udział w toruńskim maratonie. Po drodze zaliczyć Maraton Abstynentów i Memoriał Michała Fludra.
- To tylko takie przedbieżki. Jak wygram, dam pieniądze na schronisko. Należy im się za to, co dla mnie zrobili - obiecuje.
Trener Andrzej Stańkowski wierzy, że jego podopiecznemu się powiedzie. - Ma niezwykły organizm - mówi. - Szybko się regeneruje. Artur doskonale o tym wie, zna swój organizm na wylot. Teraz właśnie jest w szczytowej formie. 30-35 lat to najlepszy wiek dla długodystansowca, po czterdziestce jest się już weteranem.
Trener w sprawie picia nie jest w stanie mu pomóc. Ubolewa, że sportowiec, który powinien świecić przykładem, stacza się na dno. - A rodzina taka porządna - dodaje.
Puchary poszły w las
Jego matka Maria nie chce o nim mówić. - Przez te lata straciłam dla niego serce - mówi zrezygnowana. Jest równie szczupła jak on. Grube ciemnoblond włosy. Mówi, że syn tak jak jego dziadek ma ogromne zamiłowanie do biegania. Przychodzi mu to z ogromną łatwością.
Rodzice Artura nigdy nie byli na żadnym jego biegu. Nie wtajemniczał ich w swoje plany. Bywało, że oszukiwał. - Miał pojechać na maraton do Kalisza - opowiada. - Czekaliśmy w napięciu przed telewizorem cały dzień i okazało się, że nigdzie nie był. Pił cały tydzień.
- Tyle już ludzi oszukał - dodaje. - Tyle pieniędzy przepił.
W domu nie ma żadnych pamiątek po jego sportowych osiągnięciach. Wszystkie puchary, kryształy i medale wyniósł i sprzedał na wódkę. Podkradał też z domu pieniądze. W końcu rodzina zdecydowała, że dłużej na ich utrzymaniu nie będzie. Nie może jeść niezapracowanego chleba. Ojciec zabronił dawać mu pieniądze.
Artur sam powiedział matce, że trafił do schroniska dla bezdomnych. Później powiedział jej, że ma szansę wyjazdu do USA i wzięcia udziału w maratonie nowojorskim.
Propozycja przyszła nieoczekiwanie od Zdzisława Szmita, biznesmena prowadzącego interesy w Polsce i USA. - Gdy o nim usłyszałem, wiedziałem, że muszę się nim zaopiekować - mówi Zdzisław Szmit. - Jeszcze tego samego dnia pojechałem do schroniska. Z Arturem i kierownikiem rozmawialiśmy do północy.
Mężczyzna planuje zabrać Artura do Stanów, by wziął udział w maratonie nowojorskim. W tym roku jeszcze go nie wygra, ale za kilka lat, przy dobrym treningu i abstynencji ma szansę na wygraną. Do schroniska przyniósł mu odżywki, getry, adidasy. Wkrótce podpisali kontrakt.
- Pojadę - Artur jest zdecydowany. - Jasne, że pojadę.
Od miesiąca Artur mieszka już poza schroniskiem. Wstaje o 6 rano i pokonuje codziennie 50 kilometrów. W czerwcu leci do Stanów."
kledzik
"Gdyby nie wódka, 32-letni Artur Kawecki z Jeleniej Góry już dawno byłby w czołówce krajowych biegaczy. W wielkim ciągu alkoholowym jest z przerwami od 6 lat. Przez te wszystkie lata nikt i nic nie było w stanie wyrwać go na stałe z nałogu. Stracił wszystko. Tegoroczną zimę spędził w schronisku dla bezdomnych imienia Brata Alberta.
- Gdybym pił kilka dni dłużej, nie przetrzymałbym mrozów - mówi. Pił ostro, nocował w rowach, lasach, dworcach autobusowych. Widać po nim przebytą poniewierkę. Stracił przednie zęby, chodzi w starych dresach i adidasach. Dopiero w schronisku odżył. - Dostałem miejsce w pokoju czteroosobowym. Wreszcie mogłem się wykąpać i wyspać w ciepłym.
Artur ma dwóch przeciwników: ciało i wódkę. Z ciałem daje sobie radę treningami. Z wódką było do tej pory gorzej. Ale Artur wierzy, że i ją pokona.
Chłopak szybko porozumiał się z kierownictwem schroniska. Kierownik Andrzej Chudzikiewicz i zastępca Andrzej Bednarski są sportowcami, w przeszłości biegali. Kierownik Chudzikiewicz jest też przewodniczącym jeleniogórskiego Klubu Morsów. To pod jego kierownictwem "morsy" co roku zimą na oczach telewidzów kąpią się w lodowatym strumieniu w Podgórzynie. Artur też kąpie się w przeręblu i sobie to chwali.
- To doskonały sposób na utrzymanie formy i zahartowanie organizmu - podkreśla. - Dobra jest też sauna. Chodzę dwa razy w tygodniu.
Od pierwszych dni pobytu w schronisku Artur rozpoczął treningi i przygotowania do wiosennych biegów. Rano i po południu bieg na dystansie około 50 kilometrów. Późnym popołudniem szedł na spotkanie grupy Anonimowych Alkoholików.
W schronisku młody sportowiec traktowany był prawie jak gwiazda. I nawet mu trochę zazdroszczono.
- Trening wymaga wysiłku - mówi kierownik Bednarski. - Dlatego staramy się, by zawsze był dla niego chociaż jogurt.
Wyrzucić z siebie wódkę
- Artur nie biega, on płynie w powietrzu - z dumą i podziwem opisuje Kaweckiego Andrzej Stańkowski, biegacz i wieloletni trener Artura. Zna go i trenuje z przerwami od ponad 12 lat. To on pierwszy dostrzegł w kilkunastoletnim chłopcu niebywałe zdolności. Za jego namową Kawecki zaczął biegać w wojskowym klubie sportowym w Jeleniej Górze.
- Natura obdarzyła go niespotykanymi zdolnościami - mówi trener Stańkowski. - Jego serce bije tylko 38 razy na minutę, czyli dwa razy wolniej niż u normalnego człowieka, dlatego może on tak pięknie biegać. W ogóle się nie męczy. Takie warunki fizyczne mają jedynie najwięksi biegacze świata. Nasz Kusociński też miał obniżone tętno.
Gdyby nie wódka, Artur już dawno byłby w czołówce krajowych biegaczy. W 1992 roku jako zupełny amator został powołany do kadry narodowej maratończyków. Miał pojechać na olimpiadę do Barcelony. Nawet nie zdążył przymierzyć dresu w barwach reprezentacji.
- Wyleciał z kadry, gdy przyłapano go na piciu - opowiada Stańkowski.
- Proszę sobie wyobrazić, po porządnym i męczącym treningu wszyscy odpoczywali, a Artur zupełnie świeży wymykał się ze zgrupowania na piwo!
Od tego czasu biega sam, nie należy do żadnego klubu. Trenuje między jednym a drugim ciągiem alkoholowym. Co ciekawe, nawet po długich miesiącach picia wystarczą mu dwa-trzy miesiące treningu, by dojść do mistrzowskiej formy.
Tak było np. w 2001 roku, kiedy po trzech miesiącach trenowania i leczeniu odwykowym wziął udział w Kaliszu w Mistrzostwach Polski w Supermaratonie na dystansie 100 kilometrów. Przybiegł na metę trzeci.
- Na trasie wzbudził sensację - z błyskiem w oczach opowiada tamte chwile trener Stańkowski. - Ludzie pytali, kto to jest. Trenerzy z innych ekip podjeżdżali do niego samochodem, by się mu przyjrzeć. Biegł w starych adidasach i koszulce, a jednak był w czołówce. Bieg wygrał wówczas Piotr Senkowski.
O tym biegu Artur Kawecki mówi, że za pieniądze tuż przed metą oddał swoje drugie miejsce. Ostatecznie wbiegł na metę jako trzeci.
- Trudno powiedzieć, czy to prawda - komentuje trener. - Choć po Arturze nie było widać zmęczenia. Na mecie był świeżutki.
Po tym biegu Kawecki wrócił do kadry supermaratończyków. Bez treningu na międzynarodowych zawodach na 75 kilometrów zajął piąte miejsce. W czerwcu ubiegłego roku miał reprezentować Polskę w Belgii w biegu o Puchar Świata, później miał startować na mistrzostwach Europy w Holandii. Nigdzie nie pojechał. Trenerzy bezskutecznie szukali go po całej Polsce. Wytrzeźwiał w grudniu w schronisku dla bezdomnych.
Samotność długodystansowca
Artur codziennie pokonuje ponad 50 kilometrów. Biega sam. Dystans maratonu pokonuje w czasie 2.27.06. Na zawodach wzbudza sensację i zdziwienie. Niektórym trudno jest się pogodzić, że przegrali z alkoholikiem. Wstaje o 6 rano. Zaczyna trening w Jagniątkowie, górskim przedmieściu Jeleniej Góry, oddalonym od centrum o kilkanaście kilometrów. Po południu podobna trasa. Zawsze ćwiczy według planu, który ułożył mu trener Stańkowski. Czasami przychodzi też do niego do domu. Siada na kanapie i słucha trenera.
- Muszę schudnąć jeszcze sześć kilo - niecierpliwi się sportowiec. - Szczuplejszym lepiej się biega.
Jest postury Adama Małysza. 172 centymetry wzrostu, 56 kilogramów wagi. Po wódce, z nerwów zaczyna obgryzać paznokcie i nie ma już prawie czucia w palcach. Marzną mu dłonie przy najmniejszym nawet mrozie. Zapowiada, że tym razem uda mu się wyjść z nałogu. W wielkim pijackim ciągu jest od sześciu lat.
- Z biegów można dzisiaj spokojnie żyć. W maratonach czy innych biegach można wyciągnąć rocznie nawet 80 tysięcy złotych - planuje.
Kawecki myśli o rewanżu w Kaliszu w Supermaratonie na 100 kilometrów.
- Wtedy nie było szans na dojście Senkowskiego - podsumowuje. - Teraz powinno się udać.
W marcu był siódmy w półmaratonie warszawskim. Chce też wziąć udział w toruńskim maratonie. Po drodze zaliczyć Maraton Abstynentów i Memoriał Michała Fludra.
- To tylko takie przedbieżki. Jak wygram, dam pieniądze na schronisko. Należy im się za to, co dla mnie zrobili - obiecuje.
Trener Andrzej Stańkowski wierzy, że jego podopiecznemu się powiedzie. - Ma niezwykły organizm - mówi. - Szybko się regeneruje. Artur doskonale o tym wie, zna swój organizm na wylot. Teraz właśnie jest w szczytowej formie. 30-35 lat to najlepszy wiek dla długodystansowca, po czterdziestce jest się już weteranem.
Trener w sprawie picia nie jest w stanie mu pomóc. Ubolewa, że sportowiec, który powinien świecić przykładem, stacza się na dno. - A rodzina taka porządna - dodaje.
Puchary poszły w las
Jego matka Maria nie chce o nim mówić. - Przez te lata straciłam dla niego serce - mówi zrezygnowana. Jest równie szczupła jak on. Grube ciemnoblond włosy. Mówi, że syn tak jak jego dziadek ma ogromne zamiłowanie do biegania. Przychodzi mu to z ogromną łatwością.
Rodzice Artura nigdy nie byli na żadnym jego biegu. Nie wtajemniczał ich w swoje plany. Bywało, że oszukiwał. - Miał pojechać na maraton do Kalisza - opowiada. - Czekaliśmy w napięciu przed telewizorem cały dzień i okazało się, że nigdzie nie był. Pił cały tydzień.
- Tyle już ludzi oszukał - dodaje. - Tyle pieniędzy przepił.
W domu nie ma żadnych pamiątek po jego sportowych osiągnięciach. Wszystkie puchary, kryształy i medale wyniósł i sprzedał na wódkę. Podkradał też z domu pieniądze. W końcu rodzina zdecydowała, że dłużej na ich utrzymaniu nie będzie. Nie może jeść niezapracowanego chleba. Ojciec zabronił dawać mu pieniądze.
Artur sam powiedział matce, że trafił do schroniska dla bezdomnych. Później powiedział jej, że ma szansę wyjazdu do USA i wzięcia udziału w maratonie nowojorskim.
Propozycja przyszła nieoczekiwanie od Zdzisława Szmita, biznesmena prowadzącego interesy w Polsce i USA. - Gdy o nim usłyszałem, wiedziałem, że muszę się nim zaopiekować - mówi Zdzisław Szmit. - Jeszcze tego samego dnia pojechałem do schroniska. Z Arturem i kierownikiem rozmawialiśmy do północy.
Mężczyzna planuje zabrać Artura do Stanów, by wziął udział w maratonie nowojorskim. W tym roku jeszcze go nie wygra, ale za kilka lat, przy dobrym treningu i abstynencji ma szansę na wygraną. Do schroniska przyniósł mu odżywki, getry, adidasy. Wkrótce podpisali kontrakt.
- Pojadę - Artur jest zdecydowany. - Jasne, że pojadę.
Od miesiąca Artur mieszka już poza schroniskiem. Wstaje o 6 rano i pokonuje codziennie 50 kilometrów. W czerwcu leci do Stanów."
kledzik
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
W tej audycji było mniej więcej to samo.
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3390
- Rejestracja: 19 cze 2001, 09:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa/Kabaty
to bardzo ciekawy tekst. Dzieki Kledzik. Bardzo ciekawy i niepedagogiczny. Trochę jak opowieści o sukcesach Antoniego Niemczaka... na dopingu.
Miejmy nadzieję, że wreszcie wydobędzie się z alkoholizmu i poświęci bieganiu. Nie wierzę w jego sukcesy sportowe, ale jeśli on w nie wierzy to wystarczy.
Miejmy nadzieję, że wreszcie wydobędzie się z alkoholizmu i poświęci bieganiu. Nie wierzę w jego sukcesy sportowe, ale jeśli on w nie wierzy to wystarczy.
ENTRE.PL Team
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Wogóle mnie ta historia nie ekscytuje.
Podejrzewam, że żyje w Polsce pewnie przynajmniej kilku ludzi o których nic nie wiemy, którzy biegania nie trenują a którzy po rozbieganiu byliby w stanie pobiec półmaraton w 1:09. Ale lepiej racze nie. Potem dochodzi ciężka praca i tutaj wszystko się rozbija.
On jest na pewno wybitnym sie biegaczem na tle biegaczy bezdomnych, wybijającym się biegaczem na tle biegaczy amatorów, słabym biegaczem na tle biegaczy zawodowych, nie liczącym się biegaczem na tle czołówki.
Potem powstają takie legendy - No tak, to był talent, tętno 38, miał szansę złamać 2 godziny w maratonie, talent nad talentami - ale się zapił i koniec.
I powstaje legenda, że geniusz tylko ........
No właśnie - to TYLKO. Trening to psychika. Do tego trzeba się zmusić i nie wynajdywać sobie róznych przeciwności losu.
Ja też mógłbym powiedzieć - że gdyby nie.....bla bla bla... to złamałbym w tym roku 2:30. Ale nie złamałem. Nawet nie biegłem maratonu i pewnie w tym roku już nie pobiegnę.
Sam talent to dużo za mało (mówię o jego talencie, nie o moim).
Ja tez nie wierzę w jego sukcesy sportowe.
Podejrzewam, że żyje w Polsce pewnie przynajmniej kilku ludzi o których nic nie wiemy, którzy biegania nie trenują a którzy po rozbieganiu byliby w stanie pobiec półmaraton w 1:09. Ale lepiej racze nie. Potem dochodzi ciężka praca i tutaj wszystko się rozbija.
On jest na pewno wybitnym sie biegaczem na tle biegaczy bezdomnych, wybijającym się biegaczem na tle biegaczy amatorów, słabym biegaczem na tle biegaczy zawodowych, nie liczącym się biegaczem na tle czołówki.
Potem powstają takie legendy - No tak, to był talent, tętno 38, miał szansę złamać 2 godziny w maratonie, talent nad talentami - ale się zapił i koniec.
I powstaje legenda, że geniusz tylko ........
No właśnie - to TYLKO. Trening to psychika. Do tego trzeba się zmusić i nie wynajdywać sobie róznych przeciwności losu.
Ja też mógłbym powiedzieć - że gdyby nie.....bla bla bla... to złamałbym w tym roku 2:30. Ale nie złamałem. Nawet nie biegłem maratonu i pewnie w tym roku już nie pobiegnę.
Sam talent to dużo za mało (mówię o jego talencie, nie o moim).
Ja tez nie wierzę w jego sukcesy sportowe.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
Z audycji wynikało, że do treningu to on ma charakter. Tylko jakiś jest pogięty alkoholowo - i to naprawdę skrajnie. Potrafi pogrązyć się życiowo aż do samego dna. Poza tym robi takie dziwne rzeczy jak sprzedanie w trakcie biegu drugiego miejsca.
(Edited by Olek at 11:31 am on Oct. 24, 2003)
(Edited by Olek at 11:31 am on Oct. 24, 2003)
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2163
- Rejestracja: 21 wrz 2002, 21:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bawaria/Gdansk
Znacie historie jednego z najwybitniejszych dlugodystansowcow wszechczasow Billa Rodgersa? On takze mial nieciekawy okres w swym zyciorysie. Poczytajcie co pisal o tym kledzik u konkurencji: http://biegajznami.pl/pokaz.php?kg=16&idk=45&id=35 Co ciekawe Rodgers po "nawroceniu" rowniez biegal niesamowity kilometraz - tygodniowo srednio 325 km. Zabojcze? Nie dla Billego - pierwszej kontuzji nabawil sie w wieku 56 lat.
kledzik
kledzik
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
No, właśnie - trudno przesądzać jakie możliwości ma drugi człowiek. W sumie nawet swojego potencjału nie zna się do końca.
biegowa recydywa
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1475
- Rejestracja: 09 mar 2003, 21:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Katowice
a może on pije bo mu 'nie wychodzi'?
ucieka od strachu że na zawodach będzie ciężko?
rzeczywiście trochę to naciągana historia, facet jest cienki i to wszystko, może ma warunki fizyczne ale psychicznie jest cienki
vide: to tak jakbym powiedział psychicznie jestem gotowy złamać 2 h w maratonie ale fizycznie nie!!
ucieka od strachu że na zawodach będzie ciężko?
rzeczywiście trochę to naciągana historia, facet jest cienki i to wszystko, może ma warunki fizyczne ale psychicznie jest cienki
vide: to tak jakbym powiedział psychicznie jestem gotowy złamać 2 h w maratonie ale fizycznie nie!!
- wojtek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 10535
- Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
- Życiówka na 10k: 30:59
- Życiówka w maratonie: 2:18
- Lokalizacja: lokalna
- Kontakt:
Mialem takiego kolege . Jego brat jest obecnie w czolowce maratonow rowerowych .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki
Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37
Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0