Zastanawiam się czy jest ktoś równie pokręcony jak ja:
- biegam bez rozgrzewki chociaż wiem, że ryzyko kontuzji i późniejszych perturbacji wzrasta,
- zaczynam godzinę po sutym obiedzie (mogę sobie wyobrazić co się dzieje z treścią żołądka w trakcie biegu

- od dwóch lat ZAWSZE biegam jedną trasą - dokładnie kilometrową prostą po równym asfalcie. Znam każdy metr tej trasy i dopiero dziś przeszedłem się w poszukiwaniu czegoś nowego. O dziwo znalazłem - piękna "pętla" przez ogródki działkowe, boczną drogę i kilka przepustów,
- nigdy w trakcie mojej przygody z bieganiem nikt mi nie towarzyszył. Bieg to moje sacrum. W tracie myślami odpływam wiele lat świetlnych od teraźniejszości,
- przebieram się zawsze w garażu (500 m) od mojego osiedla. Mógłbym w domu ale po co?

Są tego plusy:
- obuwie do biegania prawie niezniszczone,
- lokalne burki już wiedzą, że celnie wymierzony kopniak boli bardziej niż zły dotyk.

Co ciekawe jakimś cudem przy takim treningu uniknąłem przykrych kontuzji nie licząc bólu w prawym kolanie, który szybko został zażegnany (złe buty).
Pozdrawiam.