Chciałabym sie podzielić wrażeniami z wczorajszego biegu, szkoda że ekipa nie dopisała...

Otóż, wczoraj ok godziny 17-tej dojeżdżając na WAT "załapałam się" na gradobicie. Myślę sobie - "co ja tutaj robię?"

. Jednakże zdrowy rozsądek "zerkając" na moje samopoczucie po okropnie (!) męczącym dniu podpowiadał mi TYLKO jedno: "Albo pobiegasz, albo będziesz wściekła cały wieczór.

Co wybierasz?" Tak więc, nie przejmując się przeciwnościami losu w postaci kiepskiej pogody, postanowiłam wskoczyć w ortalion i wyruszyć w trasę po Łosiowych. Na szczęście najgorsze anomalie pogodowe przeczekałam siedząc ok. 10 minut w samochodzie. Na trasie już nie bylo tak źle. Na początku oczywiście wykonywałam śmieszne slalomy między kałużami, ale po jakimś czasie było mi już wszystko jedno. Mokre spodnie i buty, hm... cóż one znaczą wobec przyjemnego zmęczenia? Warto było!!!

. Dodatkowo jestem szczęśliwa, że po raz pierwszy (to Padre może potwierdzić !!!) ochota na bieganie przezwyciężyła "leniucha". Pozdrawiam wszystkich i liczę wkrótce na wspólne bieganie. Joy, co powiesz na czwartek o 18-tej?
G.