Ja też żyję. Coś tam sobie pobieguję, ale nieregularnie (przy maluszku już tak jest

W zeszłym tygodniu pobiegałem 4x, w niedzielę miałem biegać 5. raz - „połówkę”, ale za późno wróciliśmy do domu i bieganie poszło się paść. W tym tyg. mam pokopaną zmianę w pracy: 9-17. Próbowałem pobiegać we wtorek o 7. rano i po kilometrze spasowałem. Jakaś totalna niemoc mnie dopadła, nogi bolały, łeb napierdzielał, generalnie totalna niemoc. Wściekły zawróciłem do domu. Doszedłem do wniosku, że skoro i tak nie robię teraz konkretnego planu, to po co takim dziadowskim „treningiem” odbierać sobie przyjemność z biegania. Nie wiem co się stało, te kilka razy kiedy w lipcu biegałem o 5. rano też było ciężko i nieprzyjemne, ale takiego dziadostwa nie miałem. Tym bardziej, że po południu pograłem w siatę z 1,5h i było ok. Kurcze - chyba od średniej nie zagrałem 5 setów


To tyle, przynudzać nie będę, a o moim bieganiu nie ma co pisać. Bleez, Jacuś - powodzenia w Blachowni!
Pozdrawiam.
Ps.: Pochwalę się tym, czym od jakiegoś czasu się zainteresowałem i co w wolnej chwili robię: panoramamy. Miłego oglądania

