Wiadomo, że jedzenie to ważny temat dla biegaczy. Nie pomijam tego w relacjach ponieważ ma ono wpływ na bieg, szczególnie ultra.
Tu myślę, że popełniłem błąd na początkowych okrążeniach.
W piątek przed samą podróżą zjadłem jeszcze rosół. Przez 5h podróży tylko piłem lekko wzbogaconą wodę mineralną (cytryna, sól, miód). Później ze Sławkiem poszliśmy na tą pizzę. Później piłem jeszcze kawę i do tego coś słodkiego.
Rano czułem jeszcze sytość i w sumie przymusiłem się, by choć jedną kanapkę zjeść + kawa i ciacho.
Bieg zaczął się o 11:00 więc już trochę czasu minęło.
No i niestety, przez pierwsze 5 okrążeń, czyli 61,5 km leciałem na piciu, jedzeniu kilku pomidorków, pomarańczy, dwóch kawałkach czekolady i jakiś chrupkach.
To właśnie ten błąd. To, że nie czułem potrzeby jedzenia, nie znaczy, że jeść nie powinienem. Ten kryzys spowodowany musiał być odpływem energii, co też przyczyniło się do szybszego wychłodzenia organizmu i innych odczuć jakie miałem.
Niby mam już jakieś doświadczenie, ale trochę tu się zgubiłem.
Później już starałem się co okrążenie trochę więcej jeść. Nie nakładałem tego jednak zbyt wiele. Bywało, że część jedzenia musiałem wyrzucić,
bo żołądek nie chciał więcej przyjąć - oczy chciały, ale nie zawsze to takie proste.
Co mnie pozytywnie zaskoczyło, to zaraz po zjedzeniu wychodziłem na trasę i biegłem. Oczywiście w jakimś zakresie to również ćwiczyłem na treningach. W górach mam jednak z tym zdecydowanie większy problem.
Tu też uważałem z piciem Pepsi. Brałem ją zasadniczo tylko na punkcie odżywczym na 4-tym km i zawsze rozwadniałem z wodą (więcej wody). Na kolejnym punkcie piłem z pół kubka izo Dextro.
Nigdy nie miałem żadnych perturbacji żołądkowych na trasie, a czasami robiłem sobie różne miksy potraw