Tu nie chodzi o pogoń za wynikami. Bo jakie to są wyniki, zaledwie troszkę mocniejsze amatorskie, nigdy nie dojdę do bardzo dobrych amatorskich, tak jak pisałem, doskonale znam swoje miejsce w szeregu. Gdyby tak było nie biegłbym wczoraj 52km, gdy chce lecieć na życiówkę w niedziele... Ja po prostu kocham biegać, a że
mam żyłkę do cyferek to i życiówki lubię i opisywanie treningów co do sekund i... liczenie kalorii też lubię, bo widzę, że albo nie potrzebuję +2100 jak Krzychu pisze, albo coś jest nie tak. Bo ja wiedziałem, że tak można tydzień czy dwa, ale już jest tak długo, ostatni tydzień to +0,4kg w jego przeciągu, przy tak okrojonych kaloriach więc do śmierci mi daleko. Anoreksja mi nie grozi, lubię jeść, gotować i modzić przy tym. Nie patrzycie też, na to co piszę, że spalam tłuszcz, a włączyłem dużo jak na mnie ćwiczeń siłowych, a chyba wiecie ile zajmuje 1kg tłuszczu, a ile mięśnia. Jutro Wam wrzucę to co dostałem od dietetyka. Nie zdziwię się jak wyjdzie, że żeby być na 0 potrzebuję 1100-1200kcal i wtedy będą jaja.
Ale dzięki za troskę
Miłe
I jeszcze mi się przypomniało, gdybym bym wyjałowiony to z takim samopoczucie pykło by te 52km i potem jeszcze cały dzień chodzenia, a do tego
mega szybka regeneracja? Dziś jestem jak nowy...
Anorektyk tak nie ma
I kolejna rzecz mi się przypomniała...
Ja ważyłem 66-68kg w latach koniec 2011 - koniec 2013, więc to nie jakaś nowość dla mnie. Chodzi o to, że zacząłem jeść dosyć niezdrowo, co zaowocowało niemożnością dojścia to tej wagi w 2014 roku, bo w styczniu 2015 już ważyłem 69.
I tak duża strata nie jest podyktowana schudnięciem, tylko tym, że szybko przybrałem kilogramy, a teraz zacząłem jeść z sensem i zgubiłem to co przybrałem, nie straciłem z nominału! Także, oceniać mogą obiektywnie Ci, którzy od lat śledzą bloga. Wiadomo, że sam jakbym bez ogólnej wiedzy czytał to co robię to też bym się pukał w głowę.