Quentino, pozwoliłem sobie odpowiedzieć w blogu
--------------------------------------------------------------------------------
jass, do tej pory miałem dokładnie ten sam system: napierać akcenty ile wlezie - bo nie znasz dnia ani godziny kiedy dopadnie cię góra roboty; wtedy odpoczniesz.
no i fajnie, tylko doszedłem do punktu, że to trochę przestało rozwijać.
tak sobie kombinuję, że trzeba by biegać jednak troszkę więcej kilometrów.
już nawet teoretycznie domyślam się, jak się do tego zabrać:
lydiardfoundation.org/forum pisze:...It's not that he emphasized speed; but he just couldn't run that much! Even by summer, he was "only" doing about 400km a month.
Interestingly, he said that, at first, he was running about 4:00~4:30/km pace for training. He realized he could not cover the necessary distance to become great marathon runner so he slowed way down to about 5:30/km pace. So this was the beginning of great Toshihiko Seko...
tyle, że w praktyce ciężko mi jeszcze dojrzeć psychicznie do faktu, żeby regularnie wychodzić truchtać po 5:00-5:30 w dni kiedy jestem zawalony robotą - mimo, że ewidentnie na takie tuptanie zawsze siła się znajdzie.
ale póki idziesz do przodu - nie przejmuj się kilometrami, na to przyjdzie czas. rób konkret na treningach, odpoczywaj w pracy, nawet po 2-3dni bez biegania.
póki co, nic mądrzejszego nie wymyśliłem, niestety.
-----------------
z drugiej strony, trafiają się też takie perełki jak dziś: 2 godziny pracy, 2 treningi; i to jest odpowiednia proporcja
btw, co robisz? kroisz pacjentów na 36h dyżurach?
zdrówko