6x300m w 51sek, p. 4' w marszuBolało.
Już podczas abc wiedziałem, że nie będzie lekko. Nogi ociężałe, oddech przyspieszony.
Wstalem już nie do końca wypoczęty, być może organizm odczuwa poniedziałkowe 400m max.
300m odmierzone kołem pomiarowym, niestety oznaczone ręcznie. Start po sygnale z zegarka, lapować starałem się za znacznikiem. Czas kontrolowałem co 100m
1.
50,47 sek. Lekko, o dziwo. Pod koniec nawet hamowałem, żeby nie przestrzelić.
2.
50,65Szybko się zaczyna. Ok 260m czuje, jak zaczyna mnie podlewać mleczan. Po biegu ręce na kolana i sapanko.
3.
51,05Z każdym powtórzeniem mleczam szybciej zalewa, nogi coraz bardziej ołowiane. Staram się pod koniec przyspieszać aby domknąć, ale pojawia się niemoc.
4.
51,58Wydawało mi się, ze idzie dosyć luźno. Oddech równy, nogi nawet bez kryzysu. Czas powiedział coś innego.
5.
51,03Coraz ciężej. Próbuję coś szarpnąć, ale się nie da. Mleczan wita ok 220m, jedyne o czym myślę, to tylko podnosić kolana. Pojawia się kolka, ale dosyć szybko schodzi.
6.
51,49Dzień dobry, kogo sponiewierać? 170m i kaplica. Beton wymieszany z mleczanem, bieg paralityka. Finisz, padam na bieżnie. Przez 3 z 4 minut próbuje sie wyprostować, ale przez kolkę nie mogę. Strszanie boli. Ale udało się rozchodzić.
Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że aż tak. Może gdyby była większa świeżość, to i noga by lżej chodziła.
Nie ma się co mazać, trzeba pocierpieć

Więcej bólu na treningu mniej za zawodach.