10km ŁódźYes, yes, yes, ale od początku.
Miałem problem z tą imprezą, to znaczy z zapisaniem się, te ruszyły już w grudniu, wtedy to wpisałem żonę. Sam miałem dylemat, no bo po co biec jeśli i tak formy nie będzie, to może maraton dla zebrania doświadczeń. Jednak wiedziałem że i tak się do niego nie przygotuję a jak wystartuję to znając się na pewno nie asekuracyjnie. Pierwszy raz może i to było lekko śmieszne, ale drugi było by już mocno głupie.
Cztery miesiące zleciały, wpadł dobry start na połówce i chęć udziału rosła z dnia na dzień. Cena w ostatnim terminie wynosiła 60zł, pewnie w stolicy to od tylu się zaczyna, lecz w mieście włókniarek kwota ta inaczej waży. Nigdy tego nie liczyłem, ale te 17 moich i 10 żony startów w zeszłym roku z kosztami dookólnymi jakąś sumkę dało. Tu akurat koszty dodatkowe nie doszły, jeszcze Dominika Stalmach podesłała mi kod rabatowy na zapisy i też zakupiłem promocyjny zestaw 5-ciu żeli ALE plus żelki i baton za 15 zeta, w pakiecie koszulka Saucony dobrej jakości, komunikacja za darmo, a Lech Free smakował wybornie na mecie, podsumowując wyszło tanio.
Jak już się zapisałem na dwa tygodnie przed startem, zaraz po półmaratonie dostałem taki zjazd mocy jakiego nigdy jeszcze nie zaznałem, dosłownie przeczłapałem cały tydzień. Zostało siedem dni, postanowiłem w nie odpocząć licząc na powrót sił. Zrobiłem jedynie dwa treningi, gdzie wtorkowy mocno mnie podbudował, w zasadzie nic wielkiego, ale 9km weszło dość swobodnie w średnim 4:32/km i dołożyłem 8x200m, które też nie biegane na zabój wchodziły po 40sek. z wiatrem i 41sek. pod. Tyle mi wystarczyło by mentalnie wprowadzić się na właściwe tory, środa to już dyszka z żoną po 6:45/km i czekanie na niedzielę.
Jaki miałem plan na bieg, wpisałem w kalkulator wynik z połówki, a ten pokazał 40 minut. Myślę, nie no smutną czwórką to sobie niedzieli nie popsują, chcę wesołą trójkę, ale co dalej, 50 sekund to takie nic, 40 sekund ni w jedną ni w drugą, 30 sekund to już czemu nie 19 i nowa życiówka. Postanowiłem biec na kontrolowanym ryzyku, spróbować się nie ugotować a jednocześnie być blisko i wykorzystać szansę na rekord w postaci 39:0/1X gdy ta się pojawi.
Na zawody doszedłem spacerkiem, gdzie umówiłem się z Marcinem (@sochers), dobry kwadrans porozmawialiśmy miło o biegowych sprawach i udaliśmy się do swoich stref. Stojąc w niej na chwilę przed odliczaniem po drugiej stronie barierek dojrzałem Artura (@Morderca_z_głębi_lasu) biegnącego maraton, szybkie przywitanie, życzenia powodzenia i niedługo po tym start.
Wstęp wyszedł długi, ale chyba dlatego, że teraz to już nie mam dużo do powiedzenia. Zacząłem mocno i jakoś szło, więc się nie hamowałem, nie biegłem na jakieś konkretne tempo i nie pilnowałem tego skrupulatnie. Generalnie szedłem w opór tak jak profil trasy pozwalał, ale bez husarzenia, cały czas z głową pilnując by nie wykipieć.
Opierałem się na wyliczeniach końcowego rezultatu przez Race Screen, gdzie dojrzałem znaczniki to lapowałem i tu trochę bym się przejechał bo ostatni widziałem na 5km, a reszta dystansu liczona była z GPS. Powrotna piątka ul. Piotrkowską, wcale nie była tak po całości w dół jak mi się wydawało, że będzie. Dogoniłem tam chłopaka z dziewczyną i postanowiłem się ich trzymać, udało się ze dwa kilometry, choć spiker chyba chcąc mnie jeszcze zmotywować krzyczał, że niektóre dziewczyny ogrywają facetów jak chcą. No nie chciałem przegrać z kobietą, niemniej chciałem też życiówkę, która na dwa kilometry do mety wydawała się na wyciągnięcie ręki, a sub39 też możliwe, przynajmniej z wyliczeń zegarka. Ten wskazywał wynik na mecie 38:48, odpuściłem dziewczynę, była lepsza, skupiłem się na sobie i moim wyniku. Nie chciałem się zagotować na 2km do mety i rozłożyć na ostatnim podbiegu, postanowiłem pewnie dowieźć to co mam. Dołujące było ostatnie 500m agrafek wokół hali, ale cały bieg na pełnej kontroli bez żadnych zjazdów psycho-fizycznych. Przez to że od połowy dystansu już nie lapowałem ręcznie, zegarek trochę przekłamywał toteż wynik ciut gorszy wpadł. Niemniej dobrze, że tak wyszło bo gdybym widział na trasie jedynie te drobne sekundy zapasu do sub39, pewnie bym się zestresował. A tak życiówka poprawiona o 23 sekundy, MEGA dla mnie wynikiem
38:57
Czas netto 38:57
Śr. Tempo 3:54min/km
Miejsce open 61/2400
Miejsce M40 10/425

Spostrzeżenie mam takie, że czym lepiej biegam, tym mniej mam heroicznych historii z trasy i konam mniej na mecie.
O tym, że im lżej trenuję tym biegam lepiej nawet wstyd mi wspominać
Dodam jeszcze, by nie wyszło że właściwie to miało tak wyjść i po fakcie wszystko jedynie potwierdzam, to mimo że przed biegiem szans na życiówkę nie odbieram sobie nigdy, jednak dziś wydawało mi się to mega trudne do zrobienia.
* "
Jestem młodym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jak młodzi ludzie wygrywają, to robią tak: yes, yes, yes!"
