Dzisiaj z nieco innej beczki...
Pare dni temu po raz pierwszy montowalem takie glebokie kola aero (patrz fotka wyzej).
A to oznaczalo koniecznosc zainstalowania przedluzek do wentyli. Temat dla mnie dziewiczy.
Zanim przystapilem do rzeczy, to sie doksztalcilem w internecie, zaopatrzylem w niezbedne przybory i do roboty.
Do tego po praz pierwszy uzywalem detek extra light, cieniutkie cholery
Pierwsze kolo (przednie) poszlo dosc ciezko.
Te nowe obrecze, ktore moga byc uzywane bez detek + opony sa cholernie ciasne.
Ale najpierw zainstalowalem te przedluzki do wentyli. Wzialem detki z wykrecanym wkladem, wiec bylo prosciej.
Tak jak zalecaja, uszczelnilem polaczenie tasma teflonowa, potem wkrecilem wsad i juz.
Z opona sie troche meczylem, myslalem, ze felge rozwale. Ale poszlo, uff
Z tylnym kolem poszlo juz lepiej.
Napompowalem obydwa i zadowolony nastepnego dnia poszedlem sprawdzic jak to gra.
No i dupa, przednie kolo, zero powietrza. Cienkie detki troche szybciej puszczaja, ale to byl totalny kapec.
Przekonany bylem, ze zle uszczelnilem przedluzke wentyla, ew. uszkodzilem detke.
No to rozebralem wszystko (BTW zdjac opone bylo jeszcze trudniej niz zalozyc

).
Od nowa uszczelnilem przedluzke (dziury w detke nie znalalem) i zadowolony z siebie napompowalem kolo.
Nastepnego dnia powtorka: zero powietrza. Rzucilem sobie miesem pare razy na myslm, ze musze kolo rozbierac ponownie.
Wtedy rozpacz natchnela mnie mysla ratunkowa "to nie moze byc to, ale co mi szkodzi sprawdzic":
a moze to nie przedluzka, czy detka tylko sam wklad po przelozeniu nie jest szczelny?
To bylo do sprawdzenia w kilka minut: wykrecilem, owinalem, wkrecilem, napompowalem.
Po kilku godzinach sprawdzilem cisnienie: zero zmian! Yesssss!
Nastepnego dnia dobra wiadomosc sie potwierdzila: ubytek cisnienia byl minimalny, mniejszy niz sie spodziewalem
Mala rzecz a cieszy, he, he
Teraz czeka mnie jeszcze wymiana lancucha i wszystko bedzie w zasadzie gotowe.
No dobra, mysle jeszcze nad siodelkiem... ale to juz drobiazg...
Ze spraw okolotreningowych.
Wczoraj przywloklem sie do pracy na rowerze. Jak wsiadalem, to wszystko bylo w porzadku,
ale jak chcialem zsiasc, to mnie zgielo: odezwal sie zmiazdzony dysk
Prawie caly dzien stalem przy biurku, bo ciezko bylo siedziec.
Troche po poludniu zaczelo sie uspokajac, ale bieganie bylo slabe: 11km w tempie prawie 5:30min/km.
Chyba tak wolno nie bieglem od lat. Duzo sil kosztowalo mnie kontrola, zeby ladowanie odbywalo sie z lekkoscia kota.
Dzisiaj jest juz troche lepiej. Po pracy ide na basen trenowac z moimi chlopakami.
Mam nadziejem, ze bedzie ok, tylko delfina (i zabke?), to sobie raczej daruje
Jutro w planie 2 treningi: przed poludniem plywanie + rower po poludniu.
A wieczorem rozrywka: John Wick 3!
W niedziele znowu 2 treningi: rano lekki rower, a po poludniu dluzszy bieg o ile kregoslup pozwoli.
Od poniedzialku zaczynam tydzien regeneracjny zwienczony startem.
Uch ale dlugo wyszlo.. przepraszam
