29.Bieg Solidarności, Wrocław, 5,2 km
Pierwszy start od kilku miesięcy. Założenia - nie zrobić sobie krzywdy

Generalnie chciałem to pobiec narastająco, średnim tempem około 4:40. Taki wynik uznałbym za dobry, biorąc pod uwagę początek przygotowań i wcześniejsze przygody. Pogoda idealna, 15 stopni, lekki deszczyk i brak wiatru. Zrobiłem jak na mnie solidną rozgrzewkę czyli ponad 2 km biegu, jakieś rozciąganie dynamiczne i statyczne i ustawiłem się gdzieś w połowie stawki. Bieg jest darmowy z limitem 1000 osób, od rana są biegi dzieci i młodzieży, tak więc fajna impreza. Pewnie ze względu na pogodę na starcie około 600 osób. Spotkałem dawno niewidzianego znajomego z tras biegowych i na pogawędce upłynęły ostatnie minuty przed startem.
W końcu ruszamy. Pierwsza myśl, ustawiłem się za daleko. No ale nic, biegnę w miarę komfortowym tempem. Pierwszy kilometr odpikuje 4:41 i stwierdzam, że tego się będę trzymał, ale specjalnie narastająco to już nie będzie. Drugi kilometr na tej samej intensywności i znowu 4:41. Dwugłowy się nie buntuje, to najważniejsze. Trochę podkręcam tempo i 3 km łapie w 4:35. Fajnie myślę, trzeba jeszcze przyśpieszyć. Czwarty 4:28 i tutaj już odczuwam lekkie zmęczenie. Piąty 4:25 i piąta wpada (wg GPS) w 22:50. Jestem w szoku, odpuszczone pierwsze 2 km, brak treningów tempowych, a tu mniej niż minuta powyżej życiówki. Na mecie oficjalny czas 23:14 i średnie tempo poniżej 4:30. Średnie tętno półmaratońskie. Pojawia się nadzieja, że jesień nie będzie stracona
5,2 km, 23:14, 4:28, 173/185