Czwartek 13.06.2019
EASY
13,4km ~HR145 ~4:37
Piątek 14.06.2019
wolne
Sobota 15.06.2019
START
Zielonka Challenge trasa 42+
1km + GR 6' + 2x80m +
46,42km 3:34:55 ~HR160 1. miejsce
~4:37/km (wliczając postoje na punktach)
~4:31/km (licząc czas samego biegu)
Jeszcze w piątek miałem jakieś zakwasy pod dupą po wtorkowej siłowni

Na szczęście w sobotę było już ok, zresztą nie musiało, bo to miał być tylko trening. Długi long zrobiony na zawodach. Tak też się czułem, zero spiny, nawet jadąc na start o 6:30 rano dopiero się zastanawiałem czy ja wszystko wziąłem.

Na wejściu już ZONK, bo okazało się, że parking najbliżej mety jednak będzie nieczynny... Przeglądałem FB dzień wcześniej i jakoś tego nie zakodowałem. Nie tylko ja. Większość samochodów jechała pod start i była zawracana na parking leżący 1 km dalej. Postanowiłem, że nie będę się już wracał do auta. Ten kilometr przetruchtałem w ramach rozgrzewki. Pakiet, kibelek, trochę sprawności na rozruszanie. Nawet dwie leniwe przebieżki zrobiłem, ale wszystko jakieś takie oszczędne, żeby nie tracić sił, bo już robiło się ciepło. Plan był na 3:30 czyli tempo w okolicach 4:30 z założeniem, że jak będzie totalny upał to mogę jednak zwolnić na końcówce.
Od początku byłem z przodu. Tylko dwóch zawodników było przede mną. Jeden z dystansu 21+ i drugi z mojego dystansu, gość, który wygrał ten maraton+ rok temu. Ta dwójeczka pobiegła razem, oddalając się ode mnie z każdym kilometrem. O ile Grzegorz mógł spokojnie naparzać po 4:20 na dystansie połówki, to już tempo Pawła, który obiektywnie patrząc lepszy ode mnie nie jest - zdziwiło mnie. Pierwsza piątka wyszła mi po około 4:25/km. I było ciężko! Nogi niby OK, ale oddech nie ten, tętno w kosmosie. Już byłem cały mokry, mimo, że największe ciepło jeszcze było przed nami. Nie załamałem się tym jednak, wiedziałem, że ten stan minie. Zresztą rok temu dystans 75+ też zaczynałem w średnim samopoczuciu i na wysokim tętnie. I faktycznie - po podbiegu na Dziewiczą Górę (6km) zrobiło mi się lepiej. Zaczęły się fajne, leśne ścieżki, noga kręciła aż miło. Chwilowo dobijałem do tempa 4:20-4:15 na totalnym luzie. Tętno najniższe nie było, ale w tej temperaturze i z balastem na plecach liczyłem się z tym. Biegło mi się tym lepiej im mniej wody miałem w bukłakach

Gdzieś około 10km (chyba?) zobaczyłem przed sobą Pawła. Doganiałem go z każdym kilometrem i 2 km przed pierwszym punktem już byliśmy razem. To mi pasowało, wolałem trochę dystansu pobiec razem, pogadać

Do 16km wypiłem cały litr izotonika, zatankowanie wody na kolejny etap zabrało mi 1min20s.
Ruszyliśmy razem trzymając tempo, mimo, że zaczął się odcinek nad jeziorem, trudniejszy technicznie. Trochę pogawędek, kilka kilometrów i zacząłem zostawiać kolegę za plecami. Biegłem swoje, dobre tempo, które wtedy było już dla niego najwyraźniej ciut za mocne. Czułem się dobrze, w cieniu, w okolicy wody było całkiem znośnie. I tak mijały kilometry w ciekawym terenie wzdłuż jeziornego brzegu. Kolejny punkt, a tak naprawdę ten sam co poprzednio, wypadał za 30km. Zdołałem wypić kolejny litr. Tankowanie i arbuzy. Oj tak - na ultra najbardziej wchodzą mi arbuzy

Kiedy opuszczałem punkt wpadł na niego Paweł, czyli miałem 2 min przewagi, bo tyle spędziłem na punkcie. Ledwo ruszyłem, ledwo odbiegłem kawałek i... kuku. Bukłak, jeszcze nie do końca zaciśnięty, wypadł mi na ziemię. W piasek. Ustnik cały w piasku. 3-sekundowa decyzja: nie cofam się by go przemyć. Musiałbym cofać się ze 150m - nie ma sensu. Raz, że kolejny punkt już za kilka kilometrów, to jeszcze chciałem spróbować przemyć ustnik po odkręceniu nakrętki. Póki co jednak biegłem dalej i po chwili zaczął się chyba najtrudniejszy moment biegu. Złapała mnie mała niemoc, tempo spadło, zrobiło mi się ciężko. Czułem kryzys. Jedynym plusem było to, że udało się przemyć ustnik w jeziorku, obok którego przebiegałem. Kilka kilometrów męki i prób samomotywacji. Na 34km wrzuciłem w siebie żel z kofeiną wizualizując jego cudowne efekty

Pomogło. Cukier Czyni Cuda, serio! Kryzys odpuścił. Na małym zbiegu do punktu - w końcu odżyłem. Inna sprawa, że ten odcinek był lekko pod górę, czego wtedy nie czułem, a zobaczyłem dopiero po fakcie po zgraniu danych z zegarka. Na 5km wypite kolejne 0,5l wody. Na punkcie tyleż coli i dotankowanie litra wody na ostatni etap. I arbuzy

2min pit stopu wyszły. Wybiegając z wodopoju rywala nie widziałem, więc co najmniej tyle miałem przewagi. Czułem się wtedy całkiem ok, choć wiedziałem, że ten ostatni odcinek może się dłużyć.
Została dycha do mety. Już raczej płaska. Ale już było mocno ciepło. Mimo wszystko cały czas trzymałem się około tempa 4:30 co upewniało mnie, że nikt mnie nie dogoni. Do 40km dotarłem całkiem sprawnie. Nie było problemów, o które się obawiałem, nie było zniechęcenia, nie było zagotowania w słońcu. Było dobrze! Choć przyznam, że momenty, kiedy z lasu wybiegaliśmy gdzieś pomiędzy pola, czy do miejscowości, to momentalnie słońce grzało w czachę o robiło się nie do wytrzymania. W międzyczasie minął mnie samochodem komandor biegu, spytał czy wszystko ok i poinformował, że Paweł jest minutę za mną i skraca dystans. What!!!??? Co prawda nikogo za sobą nie widziałem, ale może faktycznie dogania... nie miałem już ochoty na żadne sprinty do mety, więc skupiłem się na tym, by nie zwalniać. Było już dość ciężko, wysiłek spory, ale bez żadnego umierania. Tempo było dobre, 4:20-4:40 w zależności od terenu, kilometry mijały i gdzieś na 44. już wiedziałem, że skoro 300m nikogo za mną nie ma, to będę pierwszy. Finalnie wyszło niecałe 3:30 biegu po 4:31/km i około 5'20'' spędzone na punktach. Teren pomimo, że chyba tylko 2xx m przewyższenia to jednak nie był zupełnie łatwy. Ścieżki mocno piaszczyste w tej suszy i wąskie zarośla nad jeziorem.
Na mecie miałem 17min przewagi nad drugim (dyro biegu mnie wtedy wkręcił...

) i aż 45minut nad trzecim. To dużo. Jak widać poziom tego kameralnego biegu nie jest wysoki. Najważniejsze, że długi long zrobiony, w zdrowiu, ze zwycięstwem i z dobrym samopoczuciem. Zmęczenie w zasadzie takie jak po normalnym longu 35km, trochę czułem nogi, ale bez tragedii. Jak na ten upał wyśmienicie, dobrze że tak dużo piłem.
Niedziela 16.06.2019
wolne