Raptor#42195
Moderator: infernal
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Sam pomysł na maraton wpadł mi do głowy przy okazji 34 edycji Warszawskiej. Byłem wtedy na przejażdżce rowerowej i zahaczałem kilkukrotnie o trasę maratonu. Widząc te wszystkie spocone, zmęczone, biegnące, truchtające, idące czy siedzące, a nawet leżące postacie... pomyślałem, że ich po******. Potem sprawdziłem, jaki dystans ma taki maraton (wstyd się przyznać do ignorancji) i byłem już pewien, że są... no wiecie. Na chwilę po tym wniosku przyszedł jednak kolejny: Ja też tak chcę! :uuusmiech:
Arkadiusz. Lat 27. Warszawa.
Doświadczenie sportowe: kulturystyka, rower, góry.
Wzrost: 183
Waga: 96 (docelowo około 80)
Cel: Maraton Warszawski.
Czas: bliski 4h.
Cel pośredni: Półmaraton Warszawski z czasem pomiędzy 2 a 3 godziny. Ew. ukończyć przed zamknięciem mety...
Zacząłem poważnie ćwiczyć miesiąc temu. Na razie udało się przebić granicę 30 min ciągłego biegu. Oraz pobić życiowy rekord w dystansie z 5 na 7 km (z dwoma krótkimi przerwami marszowymi na picie i złapanie oddechu). Do 14 lutego chcę przebić się przez 10 km Już teraz czuję pozytywne efekty. Od lekkiego spadku wagi (będzie się nasilać), przez dużo większą sprawność przez cały dzień po optymizm jaki mnie wypełnia.
Ćwiczę na tą chwilę na siłowni, z uwagi na małe doświadczenie w bieganiu (dotychczas biegałem w charakterze rozgrzewki przed treningiem siłowym). Oprócz biegania robiąc krótki trening na pozostałe partie ciała (brzuch!)
Cele: wyrobić sobie tempo, obserwować postępy, przyzwyczaić do nowego typu wysiłku.
Pod koniec lutego, ew. na początku marca chcę wejść w teren, wizyty na siłowni ograniczając do jednej/dwu w tygodniu.
Problemem na razie są buty (zakupiłem jakiś czas temu biegówki z Decathlona.. te najtańsze ). W tej chwili planuję zakup porządnych butów w którymś ze sklepów dla biegaczy w stolicy.
Trening wziąłem ze strony Maratonu Warszawskiego, dla początkujących Zacząłem wcześniej aby lepiej się przygotować i zrzucić wagę. Myślę, że jakieś modyfikacje tego treningu wprowadzę.
Na tą chwilę np. ćwiczę 3 razy w tygodniu (pomijając sobotnie marszobiegi).
Oprócz treningu nie zapominam o diecie. Nie są to jednak drakońskie ograniczenia węgli, aby mieć siłę do biegania Myślę o suplementach, L-karnitynie oraz ziółku zaproponowanym w pewnym temacie na tym forum. Nastawiam się na stabilny, ale nieśpieszny spadek wagi.
Na razie tyle Dziś trening
Arkadiusz. Lat 27. Warszawa.
Doświadczenie sportowe: kulturystyka, rower, góry.
Wzrost: 183
Waga: 96 (docelowo około 80)
Cel: Maraton Warszawski.
Czas: bliski 4h.
Cel pośredni: Półmaraton Warszawski z czasem pomiędzy 2 a 3 godziny. Ew. ukończyć przed zamknięciem mety...
Zacząłem poważnie ćwiczyć miesiąc temu. Na razie udało się przebić granicę 30 min ciągłego biegu. Oraz pobić życiowy rekord w dystansie z 5 na 7 km (z dwoma krótkimi przerwami marszowymi na picie i złapanie oddechu). Do 14 lutego chcę przebić się przez 10 km Już teraz czuję pozytywne efekty. Od lekkiego spadku wagi (będzie się nasilać), przez dużo większą sprawność przez cały dzień po optymizm jaki mnie wypełnia.
Ćwiczę na tą chwilę na siłowni, z uwagi na małe doświadczenie w bieganiu (dotychczas biegałem w charakterze rozgrzewki przed treningiem siłowym). Oprócz biegania robiąc krótki trening na pozostałe partie ciała (brzuch!)
Cele: wyrobić sobie tempo, obserwować postępy, przyzwyczaić do nowego typu wysiłku.
Pod koniec lutego, ew. na początku marca chcę wejść w teren, wizyty na siłowni ograniczając do jednej/dwu w tygodniu.
Problemem na razie są buty (zakupiłem jakiś czas temu biegówki z Decathlona.. te najtańsze ). W tej chwili planuję zakup porządnych butów w którymś ze sklepów dla biegaczy w stolicy.
Trening wziąłem ze strony Maratonu Warszawskiego, dla początkujących Zacząłem wcześniej aby lepiej się przygotować i zrzucić wagę. Myślę, że jakieś modyfikacje tego treningu wprowadzę.
Na tą chwilę np. ćwiczę 3 razy w tygodniu (pomijając sobotnie marszobiegi).
Oprócz treningu nie zapominam o diecie. Nie są to jednak drakońskie ograniczenia węgli, aby mieć siłę do biegania Myślę o suplementach, L-karnitynie oraz ziółku zaproponowanym w pewnym temacie na tym forum. Nastawiam się na stabilny, ale nieśpieszny spadek wagi.
Na razie tyle Dziś trening
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Dzisiejszy trening przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
10,4 km w czasie 70 min, z czego 4 min rozgrzewki oraz 5 min tzw. cool downu.
Reszta prawie cały czas bieg Czuję się padnięty jak niemcy pod stalingradem, ale warto było :D
Zacząłem też tęsknić za dworem, szkoda, że cały czas sypie śnieg. Obawiam się obecnie, że po wyjściu w teren moje wyniki będą przez jakiś czas mocno zaniżone.
+ schudłem od soboty około 0,5 kg.
Na sobotę lekka przebieżka, plus ostry trening brzucha i pleców.
10,4 km w czasie 70 min, z czego 4 min rozgrzewki oraz 5 min tzw. cool downu.
Reszta prawie cały czas bieg Czuję się padnięty jak niemcy pod stalingradem, ale warto było :D
Zacząłem też tęsknić za dworem, szkoda, że cały czas sypie śnieg. Obawiam się obecnie, że po wyjściu w teren moje wyniki będą przez jakiś czas mocno zaniżone.
+ schudłem od soboty około 0,5 kg.
Na sobotę lekka przebieżka, plus ostry trening brzucha i pleców.
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Sobotni trening wypadł dość słabo. Wziąłem 15 minutową przebieżkę z 3 wzniesieniami. Pod koniec nie mogłem złapać oddechu... Bieg pod górkę z utrzymaniem stałego tempa kondycyjnie mnie wykańcza.
Trochę to ostudziło moje zadowolenie z pokonywanych dystansów na płaskim. Niemniej było to do przewidzenia.
Obecnie jak najszybciej chcę wyjść w plener.
Dziś prawdopodobnie wybiorę się na małe bieganko. Cel standardowy: 30 min.
Trochę to ostudziło moje zadowolenie z pokonywanych dystansów na płaskim. Niemniej było to do przewidzenia.
Obecnie jak najszybciej chcę wyjść w plener.
Dziś prawdopodobnie wybiorę się na małe bieganko. Cel standardowy: 30 min.
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Na wczorajszym treningu poszło przyzwoicie. Standardowe 30 min ciągłego biegu plus kilka min. rozgrzewki i cool downu.
Co ważne, po tych 5 km czułem się całkiem przyzwoicie. Zmęczenie było, ale daleki byłem od wycięczenia. Spokojnie mógłbym biec dalej
Tą przyjemność zostawiam sobie jednak na jutro, gdzie w moim grafiku znajduje się miejsce na najdłuższe biegi. Plan: 12 km
Z innych wieści... zapisałem się na Półmaraton i dostałem numerek Pobiegnę jako 11477 uczestnik tegoż wydarzenia
Niespełna dwa miesiące pozostały do wielkiego debiutu!
Co ważne, po tych 5 km czułem się całkiem przyzwoicie. Zmęczenie było, ale daleki byłem od wycięczenia. Spokojnie mógłbym biec dalej
Tą przyjemność zostawiam sobie jednak na jutro, gdzie w moim grafiku znajduje się miejsce na najdłuższe biegi. Plan: 12 km
Z innych wieści... zapisałem się na Półmaraton i dostałem numerek Pobiegnę jako 11477 uczestnik tegoż wydarzenia
Niespełna dwa miesiące pozostały do wielkiego debiutu!
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Plan osiągnięty z małą nawiązką. Na liczniku ponad 13 km, w tym dwie krótkie przerwy na marsz.
Dziś zero energii przez cały dzień... nogi bolą jak diabli, a dodatkowo zrobił mi się odcisk.
W weekend niestety brak treningów. Będzie czas na regenerację.
Dziś zero energii przez cały dzień... nogi bolą jak diabli, a dodatkowo zrobił mi się odcisk.
W weekend niestety brak treningów. Będzie czas na regenerację.
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Ominęły mnie wpisy z 3 treningów... cóż, czasu i sił starczyło na bieganie... gorzej z pisaniem
Po dłuższej przerwie przyszła załamka... 2 kg do przodu (weekend u rodziców i teściów ) co odbiło się na treningu...
Kolejny jeszcze gorzej
Na szczęście wziąłem się za siebie i we wtorek odzyskałem trochę werwy (8 km w niecałą godzinę), a dziś ustawiłem sobie bieg pod górkę i też całkiem dobrze mi to poszło w porównaniu do poprzednich "prób".
Generalnie... został mi tydzień karnetu na siłownię. Potem choćby zamiecie szalały, a temp. spadła do zera absolutnego - plener. Nie wiem tylko w co się ubiorę
No i cały czas szukam odpowiednich butów dla siebie. Nie jest prosto niestety.
Z innych odkryć... stepper działa cuda Naprawdę, nie sądziłem, że ta maszyna może tyle dać.
Ponadto zakupiłem dzisiaj w Lidlu koszulkę, skarpetki oraz słuchawki do treningów. Koszulkę i skarpetki już wypróbowałem i jestem bardzo zadowolony.
Po dłuższej przerwie przyszła załamka... 2 kg do przodu (weekend u rodziców i teściów ) co odbiło się na treningu...
Kolejny jeszcze gorzej
Na szczęście wziąłem się za siebie i we wtorek odzyskałem trochę werwy (8 km w niecałą godzinę), a dziś ustawiłem sobie bieg pod górkę i też całkiem dobrze mi to poszło w porównaniu do poprzednich "prób".
Generalnie... został mi tydzień karnetu na siłownię. Potem choćby zamiecie szalały, a temp. spadła do zera absolutnego - plener. Nie wiem tylko w co się ubiorę
No i cały czas szukam odpowiednich butów dla siebie. Nie jest prosto niestety.
Z innych odkryć... stepper działa cuda Naprawdę, nie sądziłem, że ta maszyna może tyle dać.
Ponadto zakupiłem dzisiaj w Lidlu koszulkę, skarpetki oraz słuchawki do treningów. Koszulkę i skarpetki już wypróbowałem i jestem bardzo zadowolony.
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Ostatni tydzień minął dość obiecująco. Wczoraj machnąłem 12 km, dziś z kolei trening ogólnorozwojowy.
Ostatni dzień na siłowni...
...czas na dwór.
Gdyby jeszcze nie te zasypane chodniki :/ Cóż, w sobotę działam. Zobaczymy
Ściągnąłem sobie dwie aplikacje do biegania, wespół z gps pomogą śledzić postępy w treningach Wkrótce może pokuszę się o wstawianie mapek/wykresów z rezultatem treningów.
Ostatni dzień na siłowni...
...czas na dwór.
Gdyby jeszcze nie te zasypane chodniki :/ Cóż, w sobotę działam. Zobaczymy
Ściągnąłem sobie dwie aplikacje do biegania, wespół z gps pomogą śledzić postępy w treningach Wkrótce może pokuszę się o wstawianie mapek/wykresów z rezultatem treningów.
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
W końcu zakupiłem profesjonalne buty do biegania
Kalenji z Decathlona zaczęły się już dziwnie rozłazić, po niespełna 300 km. Ale czego oczekiwać po bucie za 49 zł, kiedy biegacz ma kajak 48 i 96 kg wagi
Wybór padł na ASICS GEL CUMULUS 13 (orange).
Dokładnie takie:
http://allegro.pl/buty-do-biegania-asic ... 71481.html
Wkrótce testy polowe :>
Kalenji z Decathlona zaczęły się już dziwnie rozłazić, po niespełna 300 km. Ale czego oczekiwać po bucie za 49 zł, kiedy biegacz ma kajak 48 i 96 kg wagi
Wybór padł na ASICS GEL CUMULUS 13 (orange).
Dokładnie takie:
http://allegro.pl/buty-do-biegania-asic ... 71481.html
Wkrótce testy polowe :>
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Dzisiaj rozdziewiczyłem swe Asics'y Traska wokół Cmentarza Bródnowskiego zajęła mi nieco ponad pół godziny. Pokonałem 5,65 km
Czas na kilometr wyszedł mi średnio 5,35 min.
Ponadto prędkość oscylowała w granicach 10-11 km/h (max 13 km/h), co było tempem wyuczonym na bieżni. Zgodnie z planem :p
Jedyny mój problem to oddech. O ile na bieżni oddychałem praktycznie normalnie, w terenie łapczywie chłonę powietrze i mam kłopoty z zadyszką (dwa razy musiałem zwolnić do marszu aby uspokoić oddech). Liczę, że problem stopniowo będzie zanikać.
Na moją korzyść przemawia również dość ciężki strój. Bielizna termoaktywna, na to spodnie dresowe, cienki polarek i kamizelka (dwustronna, a więc trochę ciężka ). Do tego w kieszeniach telefon, słuchawki, klucze, karta, chusteczki, czapeczka i buff...
Nie mam niestety funduszy na profesjonalny ubiór zimowy do biegania. Radzę sobie jak mogę No i wiosna za pasem :D
W tym miejscu chciałbym także pochwalić program Navime. Z testowanych przeze mnie (Run-log.com oraz Endomondo) okazał się po prostu najlepszy
W czwartek kolejne bieganko... a w weekend coś nietypowego: wyprawa w dzikie knieje!
Czas na kilometr wyszedł mi średnio 5,35 min.
Ponadto prędkość oscylowała w granicach 10-11 km/h (max 13 km/h), co było tempem wyuczonym na bieżni. Zgodnie z planem :p
Jedyny mój problem to oddech. O ile na bieżni oddychałem praktycznie normalnie, w terenie łapczywie chłonę powietrze i mam kłopoty z zadyszką (dwa razy musiałem zwolnić do marszu aby uspokoić oddech). Liczę, że problem stopniowo będzie zanikać.
Na moją korzyść przemawia również dość ciężki strój. Bielizna termoaktywna, na to spodnie dresowe, cienki polarek i kamizelka (dwustronna, a więc trochę ciężka ). Do tego w kieszeniach telefon, słuchawki, klucze, karta, chusteczki, czapeczka i buff...
Nie mam niestety funduszy na profesjonalny ubiór zimowy do biegania. Radzę sobie jak mogę No i wiosna za pasem :D
W tym miejscu chciałbym także pochwalić program Navime. Z testowanych przeze mnie (Run-log.com oraz Endomondo) okazał się po prostu najlepszy
W czwartek kolejne bieganko... a w weekend coś nietypowego: wyprawa w dzikie knieje!
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Hmm...
Ogólnie biegło mi się lepiej niż ostatnio. Miałem mniejsze kłopoty z oddechem, ale za to GPS w komórce spłatał figla i załączył się dopiero po 1,5 km od startu :/
Nie mam więc za bardzo sposobności porównać wyników (ach, lubię bawić się w statystyki).
Na plus przemówił też fakt, że spotkałem koło 10 biegaczy na swej drodze. Moc w nogach powracała :p
Ale... Czy tylko ja tak mam, że macham ręką w geście pozdrawiania? Mam ten nawyk z motocykla, ale zaobserwowałem, że większość "biega w swoim świecie" i obojętna jest na ten gest solidarności.
Ogółem trening udany
Ogólnie biegło mi się lepiej niż ostatnio. Miałem mniejsze kłopoty z oddechem, ale za to GPS w komórce spłatał figla i załączył się dopiero po 1,5 km od startu :/
Nie mam więc za bardzo sposobności porównać wyników (ach, lubię bawić się w statystyki).
Na plus przemówił też fakt, że spotkałem koło 10 biegaczy na swej drodze. Moc w nogach powracała :p
Ale... Czy tylko ja tak mam, że macham ręką w geście pozdrawiania? Mam ten nawyk z motocykla, ale zaobserwowałem, że większość "biega w swoim świecie" i obojętna jest na ten gest solidarności.
Ogółem trening udany
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Sobota upłynęła na dość wymagającym marszu po lesie. Dystans 15 km pokonałem z lekkim bólem mięśni, ścięgien i stawów. Głównie na skutek temperatury i przedzierania się przez śnieg miejscami sięgający kolan.
W tym tygodniu dwa standardowe treningi i jedno długie wybieganie w sobotę Oby pogoda niczym nie zaskoczyła...
W tym tygodniu dwa standardowe treningi i jedno długie wybieganie w sobotę Oby pogoda niczym nie zaskoczyła...
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Wtorkowy trening przebiegł bez większych niespodzianek. Prawdę mówiąc pokonałem standardowe 5,7 km w czasie nieco ponad pół godziny. Nie ukrywam, że przyszło mi to z wielkim trudem i ogólnie byłem raczej zawiedziony po tym treningu
Dzisiaj jednak udało się osiągnąć wyniki podobne do tych z treningów na bieżni
Poszukałem trochę informacji nt. oddychania, tempa... Zrewidowałem popełniane wcześniej błędy w żywieniu (zwykle wychodziło tak, że biegałem godzinę po ostatnim posiłku... czyli de facto na pełnym żołądku :/). Do tego dość ciężką kamizelką zastąpiłem wygrzebaną z czeluści szafy kurtką softshellową.
Efekty przyszły od razu
11 km w czasie nieco ponad godzinkę Praktycznie ciągły bieg, z 3 niewielkimi przerwami na marsz czy światła kiedy akurat nie było zielonego.
Optymizm wrócił Jutro wstawię mapkę :D
Obiecana trasa:
http://www.navime.pl/trip.xhtml?tripId= ... Key=128433
Dzisiaj jednak udało się osiągnąć wyniki podobne do tych z treningów na bieżni
Poszukałem trochę informacji nt. oddychania, tempa... Zrewidowałem popełniane wcześniej błędy w żywieniu (zwykle wychodziło tak, że biegałem godzinę po ostatnim posiłku... czyli de facto na pełnym żołądku :/). Do tego dość ciężką kamizelką zastąpiłem wygrzebaną z czeluści szafy kurtką softshellową.
Efekty przyszły od razu
11 km w czasie nieco ponad godzinkę Praktycznie ciągły bieg, z 3 niewielkimi przerwami na marsz czy światła kiedy akurat nie było zielonego.
Optymizm wrócił Jutro wstawię mapkę :D
Obiecana trasa:
http://www.navime.pl/trip.xhtml?tripId= ... Key=128433
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Sobotę spędziłem na siłowni Tzn. starczyło mi czasu na godzinny trening rekreacyjny.
Brzuch, klatka, stepper i moja tajna broń czyli platforma wibracyjna
Był jeszcze krótki epizod z bieżnią, ale była zepsuta i nie potrafiłem się skupić...
Ogółem odczułem zauważalny wzrost formy po bieganiu na dworze. Najlepiej było to czuć na stepperze, gdzie interwał, który wyciskał ze mnie siódme poty teraz poszedł z wysiłkiem, ale porównywalnie mniejszym.
Innym symptomem było nienormalne pocenie się... Tzn. sporo większe od tego, co było wcześniej na siłowni. Cóż poradzić?
Temperatury nie nastrajają optymistycznie, ale we wtorek kolejny trening!
Brzuch, klatka, stepper i moja tajna broń czyli platforma wibracyjna
Był jeszcze krótki epizod z bieżnią, ale była zepsuta i nie potrafiłem się skupić...
Ogółem odczułem zauważalny wzrost formy po bieganiu na dworze. Najlepiej było to czuć na stepperze, gdzie interwał, który wyciskał ze mnie siódme poty teraz poszedł z wysiłkiem, ale porównywalnie mniejszym.
Innym symptomem było nienormalne pocenie się... Tzn. sporo większe od tego, co było wcześniej na siłowni. Cóż poradzić?
Temperatury nie nastrajają optymistycznie, ale we wtorek kolejny trening!
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Ostatnio długo nie pisałem, ponieważ na... znaczy biegałem
Kolejno:
Wtorek - standardowa trasa wokół Cm. Bródnowskiego. Z sukcesów mogę zaliczyć fakt, że przebiegłem w dobrym tempie całość trasy bez ani jednej przerwy na marsz Z porażek... zawiesił się samsung i nic nie zapamiętało z tej trasy ani nie mam statystyk
Czwartek.... porwałem się z błotyką na słońce. Znaczy przebiegłem 13 km z górką w czasie około... 1:23. Warto dodać, że przez środkowy odcinek miałem cały czas pod górkę i pod wiatr, a temperatura oscylowała w granicach -4 stopni C. Z kolei ostatnie kilometry najpierw biegłem poboczem drogi z uwagi na brak chodnika, a potem bo bardzo nierównych płytach.
Ogółem miałem dość po 7 km, ale stwierdziłem, że trzeba być twardym i pobiegłem dalej Po 10 km biegłem chyba już tylko siłą woli, ostatni kilometr to była walka o każdy krok.
Oczywiście nie zabrakło kilku epizodów marszowych. Dodam jeszcze, że regeneracja potrwała praktycznie do niedzieli. A po tym pobiegłem dopiero dziś:
Wtorek. Klasyka, czyli Bródnowski. Znów bez zatrzymywania, 5 km w 30 min Ogółem biegło się ciężko, ale trzymałem się twardo i jestem usatysfakcjonowany wynikiem Ostatnie 400 metrów pozwoliłem sobie nawet pobiec całkiem nieodśnieżonym chodnikiem, aby nieco urozmaicić bieg.
Ten tydzień będzie dość lekki, na czwartek planuję znów Bródnowski, a w sobotę z rana jakieś kółeczko 3-4 km.
A w niedzielę 8 Półmaraton Warszawski... Ale o mojej strategii na ten bieg potem
Kolejno:
Wtorek - standardowa trasa wokół Cm. Bródnowskiego. Z sukcesów mogę zaliczyć fakt, że przebiegłem w dobrym tempie całość trasy bez ani jednej przerwy na marsz Z porażek... zawiesił się samsung i nic nie zapamiętało z tej trasy ani nie mam statystyk
Czwartek.... porwałem się z błotyką na słońce. Znaczy przebiegłem 13 km z górką w czasie około... 1:23. Warto dodać, że przez środkowy odcinek miałem cały czas pod górkę i pod wiatr, a temperatura oscylowała w granicach -4 stopni C. Z kolei ostatnie kilometry najpierw biegłem poboczem drogi z uwagi na brak chodnika, a potem bo bardzo nierównych płytach.
Ogółem miałem dość po 7 km, ale stwierdziłem, że trzeba być twardym i pobiegłem dalej Po 10 km biegłem chyba już tylko siłą woli, ostatni kilometr to była walka o każdy krok.
Oczywiście nie zabrakło kilku epizodów marszowych. Dodam jeszcze, że regeneracja potrwała praktycznie do niedzieli. A po tym pobiegłem dopiero dziś:
Wtorek. Klasyka, czyli Bródnowski. Znów bez zatrzymywania, 5 km w 30 min Ogółem biegło się ciężko, ale trzymałem się twardo i jestem usatysfakcjonowany wynikiem Ostatnie 400 metrów pozwoliłem sobie nawet pobiec całkiem nieodśnieżonym chodnikiem, aby nieco urozmaicić bieg.
Ten tydzień będzie dość lekki, na czwartek planuję znów Bródnowski, a w sobotę z rana jakieś kółeczko 3-4 km.
A w niedzielę 8 Półmaraton Warszawski... Ale o mojej strategii na ten bieg potem
- Raptor
- Dyskutant
- Posty: 45
- Rejestracja: 12 sty 2013, 10:57
- Życiówka na 10k: 1:03
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Zambrów
Dawno nie pisałem... Czasu brak :p
Za mną pierwszy oficjalny bieg Do tego z całkiem przyzwoitym wynikiem. Ale po kolei...
W czwartek miałem biegać.. nie udało się. Za to w piątek nadrobiłem, trasa 5 z hakiem pokonana na spokojnie, momentem nawet marszując. Plan na 8 Półmaraton Warszawski zakładał oszczędzanie energii przed niedzielą.
Zakładał oczywiście o wiele więcej
Zbilansowanie w diecie wprowadziłem już w piątek, odstawiając tłuste i słodkie rzeczy. W sobotę rosół z makaronem na kolację, wcześniej nic ciężkiego... grzechem były lody, ale cóż... nie mogłem się powstrzymać W niedzielę rano dwie bułki z miodem, tyle aby być nasyconym, a jednocześnie czuć lekkość w żołądku. Słowem: żywieniowo idealnie mi się udało.
Sam bieg postanowiłem przetrwać bez spiny. Ogółem miałem wielkie obawy, czy w ogóle dam radę pokonać taki dystans... Do tej pory najdłuższe wybieganie miało u mnie niecałe 14 km... I na końcu niemal gryzłem ziemię, co zresztą wyżej opisałem :D
Zakładałem więc epizody marszowe (obowiązkowo przy wodopojach) i ogólne stałe tempo bez patrzenia na innych i sprowokowania się do rywalizacji.
Słowem - równe oddawanie energii przez cały dystans/czas. Obstawiłem zająca na 2:20 z domysłem, że spadnę po drodze na 2:30 wskutek wodopojów. I taki wynik chciałem realnie uzyskać.
Osobnym powodem do niepokojów była pogoda. Zapowiadano nawet -15 w dzień, a sobotni poranek nie nastawał optymizmem (u mnie -10). Problemem był u mnie strój, którego na takie temperatury po prostu nie mam... (bieg przy -5/-7 okupiłem wyziębieniem i bólami mięśni, niezbyt uciążliwymi ale jednak :/). Na szczęście w sobotę wieczorem zapowiadano zachmurzenie i coś w okolicach -4, czyli to do czego byłem przyzwyczajony.
Prognoza ta na szczęście się sprawdziła. I w niedzielę stanąłem na linii startu...
Od początku było dobrze, gdyż bardzo szybko stwierdziłem, że tempo 2:20 mnie zwyczajnie męczy... Więc przyśpieszyłem do swego i generalnie bardzo równo przebiegłem cały dystans (GPS pokazywał przy kilku kilometrach tempo równe co do sekundy). Pierwsze kilometry przebiegłem bez większego trudu, kontrolując się, aby w szale wyprzedzania (ah.. uruchomiła się rywalizacja) nie zużyć za wiele energii. Po drodze kibicowała mi rodzinka, więc moc była. Przy pierwszym wodopoju zwolniłem dosłownie na chwilę, aby wypić spokojnie z kubeczka i ruszyłem z kopyta dalej.
Nieco mina mi zelżała, kiedy wbiegliśmy na wisłostradę... Tzn. na początku było dobrze i z zadowoleniem pobiłem swój mały rekord - 10 km ciągłego biegu przy kolejnym wodopoju zwolniłem już na nieco dłużej, aby rozluźnić mięśnie i uspokoić oddech. Powiem, że te 7 km po prostej skutecznie wchodziło na psychikę. Nie mogłem się doczekać, aż skręcimy.
Kolejny wodopój również przemaszerowałem, nawet ciut dłużej niż zakładałem. Potem aż do podbiegu na 15km było równe tempo.
Sam podbieg niestety gdzieś w 1/3 skutecznie mnie przyhamował: przeszedłem w marsz. Energicznie, starając się angażować dotychczas nieużywane grupy mięśnie, wdrapałem się na górkę i aż do wodopoju równy bieg. Gdzieś na tym podbiegu dogonił mnie zając 2:20 ale za górką znów go wyprzedziłem.
Ogółem byłem zadowolony, zwłaszcza, że czułem jeszcze zapas mocy w nogach. Mina mi trochę zrzedła przy ostatnim wodopoju, przed mostem. Wyprzedził mnie zając, a ja poczułem mały kryzys. Mały, bo odbiłem sobie zaraz na moście i już do końca 2:20 nie widziałem
Ostatnie kilometry były ciężkie, ale widziałem, że nie mogę się zatrzymać.
Sam bieg ukończyłem z czasem netto 2:16:36, na ostatnich metrach pozwalając sobie na finisz kenijskim tempem
Ogółem jak na pierwszy półmaraton i przygotowania opisywane na tym blogu... jestem zadowolony
Bieg kosztował mnie duuużego pęcherza na prawej stopie, który jeszcze się nie zagoił :/
Oprócz tego jako chyba jedyny wywaliłem się w drodze na start... rozwalając boleśnie łokieć i lekko tłucząc udo. Śmiałem się przed startem, że ból łokcia skutecznie odwróci uwagę o bólu nóg.
I tak było
Ten tydzień odpoczywam Jutro mam ochotę pobiegać, ale zapewne pęcherz jeszcze nie zniknie... Zapisałem się na 10 km przy Orlen WM i I Półmaraton Białegostoku
Treningów ciąg dalszy nastąpi
Za mną pierwszy oficjalny bieg Do tego z całkiem przyzwoitym wynikiem. Ale po kolei...
W czwartek miałem biegać.. nie udało się. Za to w piątek nadrobiłem, trasa 5 z hakiem pokonana na spokojnie, momentem nawet marszując. Plan na 8 Półmaraton Warszawski zakładał oszczędzanie energii przed niedzielą.
Zakładał oczywiście o wiele więcej
Zbilansowanie w diecie wprowadziłem już w piątek, odstawiając tłuste i słodkie rzeczy. W sobotę rosół z makaronem na kolację, wcześniej nic ciężkiego... grzechem były lody, ale cóż... nie mogłem się powstrzymać W niedzielę rano dwie bułki z miodem, tyle aby być nasyconym, a jednocześnie czuć lekkość w żołądku. Słowem: żywieniowo idealnie mi się udało.
Sam bieg postanowiłem przetrwać bez spiny. Ogółem miałem wielkie obawy, czy w ogóle dam radę pokonać taki dystans... Do tej pory najdłuższe wybieganie miało u mnie niecałe 14 km... I na końcu niemal gryzłem ziemię, co zresztą wyżej opisałem :D
Zakładałem więc epizody marszowe (obowiązkowo przy wodopojach) i ogólne stałe tempo bez patrzenia na innych i sprowokowania się do rywalizacji.
Słowem - równe oddawanie energii przez cały dystans/czas. Obstawiłem zająca na 2:20 z domysłem, że spadnę po drodze na 2:30 wskutek wodopojów. I taki wynik chciałem realnie uzyskać.
Osobnym powodem do niepokojów była pogoda. Zapowiadano nawet -15 w dzień, a sobotni poranek nie nastawał optymizmem (u mnie -10). Problemem był u mnie strój, którego na takie temperatury po prostu nie mam... (bieg przy -5/-7 okupiłem wyziębieniem i bólami mięśni, niezbyt uciążliwymi ale jednak :/). Na szczęście w sobotę wieczorem zapowiadano zachmurzenie i coś w okolicach -4, czyli to do czego byłem przyzwyczajony.
Prognoza ta na szczęście się sprawdziła. I w niedzielę stanąłem na linii startu...
Od początku było dobrze, gdyż bardzo szybko stwierdziłem, że tempo 2:20 mnie zwyczajnie męczy... Więc przyśpieszyłem do swego i generalnie bardzo równo przebiegłem cały dystans (GPS pokazywał przy kilku kilometrach tempo równe co do sekundy). Pierwsze kilometry przebiegłem bez większego trudu, kontrolując się, aby w szale wyprzedzania (ah.. uruchomiła się rywalizacja) nie zużyć za wiele energii. Po drodze kibicowała mi rodzinka, więc moc była. Przy pierwszym wodopoju zwolniłem dosłownie na chwilę, aby wypić spokojnie z kubeczka i ruszyłem z kopyta dalej.
Nieco mina mi zelżała, kiedy wbiegliśmy na wisłostradę... Tzn. na początku było dobrze i z zadowoleniem pobiłem swój mały rekord - 10 km ciągłego biegu przy kolejnym wodopoju zwolniłem już na nieco dłużej, aby rozluźnić mięśnie i uspokoić oddech. Powiem, że te 7 km po prostej skutecznie wchodziło na psychikę. Nie mogłem się doczekać, aż skręcimy.
Kolejny wodopój również przemaszerowałem, nawet ciut dłużej niż zakładałem. Potem aż do podbiegu na 15km było równe tempo.
Sam podbieg niestety gdzieś w 1/3 skutecznie mnie przyhamował: przeszedłem w marsz. Energicznie, starając się angażować dotychczas nieużywane grupy mięśnie, wdrapałem się na górkę i aż do wodopoju równy bieg. Gdzieś na tym podbiegu dogonił mnie zając 2:20 ale za górką znów go wyprzedziłem.
Ogółem byłem zadowolony, zwłaszcza, że czułem jeszcze zapas mocy w nogach. Mina mi trochę zrzedła przy ostatnim wodopoju, przed mostem. Wyprzedził mnie zając, a ja poczułem mały kryzys. Mały, bo odbiłem sobie zaraz na moście i już do końca 2:20 nie widziałem
Ostatnie kilometry były ciężkie, ale widziałem, że nie mogę się zatrzymać.
Sam bieg ukończyłem z czasem netto 2:16:36, na ostatnich metrach pozwalając sobie na finisz kenijskim tempem
Ogółem jak na pierwszy półmaraton i przygotowania opisywane na tym blogu... jestem zadowolony
Bieg kosztował mnie duuużego pęcherza na prawej stopie, który jeszcze się nie zagoił :/
Oprócz tego jako chyba jedyny wywaliłem się w drodze na start... rozwalając boleśnie łokieć i lekko tłucząc udo. Śmiałem się przed startem, że ból łokcia skutecznie odwróci uwagę o bólu nóg.
I tak było
Ten tydzień odpoczywam Jutro mam ochotę pobiegać, ale zapewne pęcherz jeszcze nie zniknie... Zapisałem się na 10 km przy Orlen WM i I Półmaraton Białegostoku
Treningów ciąg dalszy nastąpi